Obudziłam
się wtulona w Dymitra. Pierwsze co usłyszałam to jego spokojny
oddech. Spojrzałam na miejsce, gdzie leżał. Niestety nie widziałam
twarzy. W pokoju było za ciemno. Za to wyobraziłam ją sobie
wyraźnie.
-Czuje, że się na mnie patrzysz- usłyszałam jego piękny głos.
-Myślałam, że śpisz.
-Też tak myślałem- Dymitr włączył światło.
Wyglądał jakby nie spał od dwóch godzin, bystre spojrzenie, kontrolowane gesty. Jedyną rzeczą świadczącą, że to nieprawda, były włosy w nieładzie. Dymitr objął mnie delikatnie.
-Która godzina?- spytałam rozplątując jego włosy.
-Ósma- odparł spokojnie.
-Abe!- zawołałam.
-Cicho, bo jeszcze przybiegnie. Powiedział mi wczoraj, że jednak nie przyjdzie, że potrzebujesz tylko jednej zasady i miał ci ją przekazać. Podobno popracujecie nad nią "przy okazji dzisiejszej kolacji".
-Też mi zasada: " Rosemarie, siedź cicho ".
-Zawsze był konkretny- zaśmiał się Dymitr.
-Podczas rozmowy z tobą też?
-Też. O dziwo nie poruszaliśmy tematów w stylu: naszej różnicy wieku, czy jak nam się żyje. Konsekwencje. O nich mówił. Dość pewnie, ale nie agresywnie. Wszystko w domyśle. Co będzie gdybym cię zranił, gdybym cię do czegoś zmuszał.
-Staruszek jest ślepy.
-Ślepy?- zdziwił się.
-Gdybyś mnie zranił, sam zraniłbyś się bardziej. Zawsze, gdy źle się czuję, czujesz to samo z większą siłą. Ja też tak mam.
Dymitr uśmiechnął się czule.
-Strasznie nie chcę psuć nastroju, ale chyba musimy wstawać- dodałam.
Po godzinie stanęliśmy przed drzwiami do mieszkania Lissy. Otworzył nam Christian.
-Zapomniałam- jęknęłam zdając sobie sprawę, że przyjaciółka nie mieszka już sama.
-Ja też staram się o tobie nie pamiętać- powiedział wpuszczając nas.
-Gdzie Lissa?
-W pokoju z karmicielem.
Skrzywiłam się i usiadłam w ich wielkim przedpokoju.
Po chwili usłyszałam kroki i zobaczyłam Lissę, i mężczyznę, którego znałam pchającego wózek z karmicielką.
-Ambroży!- zdziwiłam się.
-Rose, dawno cię nie widziałem- odparł z uśmiechem.
-Zmieniło się coś u ciebie?- spytałam i zauważyłam, że spochmurniał.
-Nie, ale obawiam się, że dziś strażnicy coś zmienią.
-Och! Obawiasz się, że cię zmuszą do zostania jednym z nich?
-Tak, nic do was nie mam, ale chciałbym żyć jak teraz. Wybaczcie, ale praca czeka. Muszę odwieść Jenny- powiedział patrząc na karmicielkę.
Wyszedł, a w przedpokoju natychmiast zrobiło się cicho.
-Czyżby nasza Rose nie wiedziała co powiedzieć?- zaczął prowokująco Christian.
-Przeciwnie, nie wiem od czego zacząć- odpowiedziałam patrząc na Lissę.
-W moim gabinecie?- spytała przyjaciółka.
Kiwnęłam głową i ruszyłam za morojką zostawiając chłopaków samych.
-Jak ci się spało?- spytałam zamykając za nami drzwi.
-Dobrze, bardzo dobrze- odparła szybko zdając sobie sprawę, że pytam o to czy nie spotkała się z Doru.- Wiesz już wszystko?
-Dymitr powiedział mi o wszystkim, o czym mógł- zauważyłam jak otwiera usta by odnieść się do końcówki mojego zdania, ale ją uprzedziłam.- Skoro mi nie powiedział i ty nie chcesz mówić o reszcie to znaczy, że tak będzie lepiej. Pogodziłam się z tym. Wiem, że macie jakiś plan. Mam tylko nadzieję, że nikt w nim nie ucierpi.
Myślałam, że Lissa się rozpłacze. Najwyraźniej moja reakcja sprawiła jej wielką ulgę. Uścisnęłam ją mocno.
-Lissa jesteś dla mnie jak siostra, więc bardzo się liczę z twoim zdaniem, bardzo ci ufam. Skoro taką podjęłaś decyzję. Skoro Dymitr się na nią zgodził. Musi być słuszna.
-Rose na razie chodzi głównie o to żebyś była bezpieczna- zaczęła przyjaciółka, ale przerwał jej głośny śmiech dochodzący z salonu.- Christian?- zdziwiła się.
-To co cieszy tego kretyna raczej mnie denerwuje. Może pójdę to sprawdzić.
-Może chodźmy razem i nie mów tak o nim- miałam wrażenie, że dodała to z przyzwyczajenia.
Na podłodze salonu Christian tarzał się że śmiechu. Dymitr za to stał z błyskiem w oku. Oczywiście nie okazałby przy nich co czuje.
-Christian?- spytała Liss.
-Dymitr jednak ma spontaniczne odruchy.
-I to cię tak rozbawiło?!- zdziwiła się morojka.
-Rose może my już pójdziemy?- spytał Dymitr.
-Mamy pół godziny do zebrania.
-Ale musicie jeszcze coś ustalić- zaśmiał się Christian.
-Dokładnie- przytaknął mu mój ukochany.
-Mam jeszcze kilka pytań do Lissy odnośnie zebrania- zaprotestowałam.
-A ja do ciebie- Dymitr spojrzał na mnie porozumiewawczo.
Zdziwiło mnie to trochę, a jeszcze bardziej to, że moroj znów zaśmiał się głośno.
-Och, zamknij się Christian!
-Rose, możemy już iść?
-Widzimy się na zebraniu- rzuciłam do Lissy i ruszyłam do wyjścia.-Dokąd teraz?
-Do nas- odparł Dymitr.
Weszliśmy do środka, usiadłam na fotelu.
-O co chodzi?
Dymitr kucnął przede mną kładąc mi dłonie na kolanach. Następnie podniósł głowę ku sufitowi.
Parsknęłam głośno nie chcąc się śmiać, ale było ciężko.
-Wiedziałem,- odparł zerkając na mnie- ciebie to bawi.
-To tylko malinka- teraz już nie wytrzymała i wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
-A jak się tu znalazła?- spytał wskazując na swoją szyję.
-Musiałam ci ją zrobić wczoraj. Może przed prysznicem, a może w trakcie prysznicu.
-I co teraz?
-A co chcesz drugą?- spytałam przybliżając się tak blisko jego twarzy, że dzieliły nas centymetry.
-Roza,-odparł urażony- jak ja mam to zasłonić?
-Też masz problem w takiej chwili myślisz o jakiejś bzdecie- odparłam dalej się uśmiechając.
-No właśnie, muszę mieć ją w takiej chwili, zaraz rada..
-Dymitr, gdybyś mi jej nie pokazał to bym nie zauważyła- spojrzał na mnie z nadzieją.- A to byłaby wielka strata- znów dostałam napadu śmiechu.
-Gdybym cię nie kochał już byś pożałowała.
-Gdybyś mnie nie kochał, to byś jej nie miał- pocałowałam go.
Trochę na pocieszenie, a trochę dlatego, że spodobał mi się taki przejęty Dymitr. Odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy.
-Kocham cię,- powtórzył- ale wybrałaś najgorszy moment na taki prezent.
-Wiesz, co zróbmy tak- wyciągnęłam ręce i rozwiązała jego włosy.- Widzisz, trochę ją zasłoniliśmy. I nie rozglądaj się dzisiaj.
-Rose,- przetarł oczy palcami prawej dłoni- jestem strażnikiem, muszę się rozglądać.
-O tak, bo coś nam grozi w wielkiej sali pełnej strażników! W tym wypadku pozostaje druga obcja: kołnierz ortopedyczny.- uśmiechnął się pod nosem, ucałował moje czoło i wyciągnął do mnie rękę, którą z chęcią ujęłam.
-Najpierw rozcinasz rękę, potem mnie gryziesz, za dobrze cię wyszkoliłem- powiedział przepuszczając mnie w drzwiach.
Na korytarzu przy sali obrad był wielki tłum. Przystanęliśmy z Dymitrem czekając aż tłok trochę się zmniejszy.
-Rose! Dymitr!- usłyszałam nagle i zaczęłam się rozglądać, niestety nie zauważyłam wołającego.
- To Michaił,- powiedział ukochany, pozazdrościłam mu wzrostu- już się tu do nas przedziera.
Rzeczywiście po chwili zobaczyłam jak się stara do nas dotrzeć, zajęło mu to jednak dłuższy czas.
-Przejść się nie da- powiedział stając przed nami- uściskał mnie i podał rękę Dymitrowi.- Co tam u was?
-Może być gorzej,- odparł mój ukochany- a u ciebie? U Soni?
-Jak wam zacznę opowiadać bez niej to poczuje się urażona. Może zjemy dzisiaj w czwórkę kolację?- pokiwałam energicznie głową.
-Dzisiaj idziemy do Abe'a- przypomniał mi Dymitr, po czym zaproponował.- Jutro?
Michaił zgodził się i ruszyliśmy na salę. Było tam mnóstwo strażników, jak się później okazało jutro będzie nas jeszcze więcej. Chodź w tej sali na pewno się nie zmieścimy, już dziś była pełna. Usiedliśmy w trójkę w jednym z ostatnich rzędów na podwyższeniu.
-Dymitr? Dymitr!- usłyszeliśmy spokojny głos.
Ukochany odwrócił się i natychmiast wstał. Spojrzałam w tym samym kierunku. Alberta!
-A gdzie Rose?- spytała.
Wstałam i wychyliłam się zza Dymitra podając jej rękę.
-Witam- przywitałam ją krótko.
Usiadłam jednak po chwili zdając sobie sprawę, że dalej traktuje ją jak nauczyciela. Dla Dymitra była jednak przyjaciółką i nie chciałam, aby czuła się zobowiązana mnie zagadywać. Przysłuchiwałam się ich rozmowie, co było trudne z powodu hałasu na sali.
-Brakuje nam ciebie w akademii- usłyszałam strażniczkę.
-Teraz tu jest moje miejsce- odparł Dymitr.
-Możemy?- usłyszałam głos przez mikrofon.- Zaczniemy za chwilę.
Dymitr przerwał rozmowę i usiadł obok mnie. Zobaczyłam jak Alberta odchodzi.
-Witamy na pierwszym dniu największej rady strażników- na dole stał znany mi jedynie z widzenia moroj, jakiś doradca Lissy.- Dzisiaj musimy wybrać osobę reprezentacyjną i omówić prawo o nowicjuszach. Gościny duże delegacje z wszystkich akademii. O uczniach jest wzmianka jedynie w tym prawie. Na razie interesuje nas ich zdanie tylko na ten temat. Bierzemy pod uwagę, że podczas obrad może zostać zmieniony wiek, od którego nowicjusz staje się strażnikiem. Z tą świadomością ogłaszam, że i tak będzie musiał opuścić później salę z powodu niezdanego dotychczas egzaminu kończącego szkołę, który jest podstawą aby zostać strażnikiem. Na początku jednak wy, strażnicy, potrzebujecie osoby, która będzie was reprezentować. Osoba ta będzie chodzić na rady morojów w waszej sprawie i wygłaszać zasłyszane tu opinie. Musi również konsultować z Królową przebieg waszych zebrań.
Głosują jedynie strażnicy, ale kandydaturę może podać każdy obecny na sali.
Zaczęłam się zastanawiać kogo bym wybrała. Podniosłam rękę do góry.
-Strażniczko Hathaway? Masz propozycję?- spytał moroj.
-Strażnik Hans!- krzyknęłam by usłyszał mnie na dole.
-Dobry wybór- powiedział do mnie Michaił siedzący obok.
-Ja mam lepszą propozycję!
"O nie!- pomyślałam- co on tu do cholery robi?!" Patrzyłam na Abe'a zdając sobie sprawę, że jak zwykle udało mu się zrobić niezłe przedstawienie. Jeszcze w tym granatowym garniturze w kratkę z kapeluszem do kompletu.
-Słuchamy, Ibrahimie- odparł spokojnie dotychczasowy prowadzący.
Usłyszałam to nazwisko głośno i wyraźnie. Na sali wszyscy strażnicy zaczęli klaskać- popierali go. Miałam jednak wrażenie, że nie słyszę nic oprócz tego, tak dobrze znanego mi nazwiska. Wciąż brzmiało mi w uszach.
-Dymitr Bielikow!
-Czuje, że się na mnie patrzysz- usłyszałam jego piękny głos.
-Myślałam, że śpisz.
-Też tak myślałem- Dymitr włączył światło.
Wyglądał jakby nie spał od dwóch godzin, bystre spojrzenie, kontrolowane gesty. Jedyną rzeczą świadczącą, że to nieprawda, były włosy w nieładzie. Dymitr objął mnie delikatnie.
-Która godzina?- spytałam rozplątując jego włosy.
-Ósma- odparł spokojnie.
-Abe!- zawołałam.
-Cicho, bo jeszcze przybiegnie. Powiedział mi wczoraj, że jednak nie przyjdzie, że potrzebujesz tylko jednej zasady i miał ci ją przekazać. Podobno popracujecie nad nią "przy okazji dzisiejszej kolacji".
-Też mi zasada: " Rosemarie, siedź cicho ".
-Zawsze był konkretny- zaśmiał się Dymitr.
-Podczas rozmowy z tobą też?
-Też. O dziwo nie poruszaliśmy tematów w stylu: naszej różnicy wieku, czy jak nam się żyje. Konsekwencje. O nich mówił. Dość pewnie, ale nie agresywnie. Wszystko w domyśle. Co będzie gdybym cię zranił, gdybym cię do czegoś zmuszał.
-Staruszek jest ślepy.
-Ślepy?- zdziwił się.
-Gdybyś mnie zranił, sam zraniłbyś się bardziej. Zawsze, gdy źle się czuję, czujesz to samo z większą siłą. Ja też tak mam.
Dymitr uśmiechnął się czule.
-Strasznie nie chcę psuć nastroju, ale chyba musimy wstawać- dodałam.
Po godzinie stanęliśmy przed drzwiami do mieszkania Lissy. Otworzył nam Christian.
-Zapomniałam- jęknęłam zdając sobie sprawę, że przyjaciółka nie mieszka już sama.
-Ja też staram się o tobie nie pamiętać- powiedział wpuszczając nas.
-Gdzie Lissa?
-W pokoju z karmicielem.
Skrzywiłam się i usiadłam w ich wielkim przedpokoju.
Po chwili usłyszałam kroki i zobaczyłam Lissę, i mężczyznę, którego znałam pchającego wózek z karmicielką.
-Ambroży!- zdziwiłam się.
-Rose, dawno cię nie widziałem- odparł z uśmiechem.
-Zmieniło się coś u ciebie?- spytałam i zauważyłam, że spochmurniał.
-Nie, ale obawiam się, że dziś strażnicy coś zmienią.
-Och! Obawiasz się, że cię zmuszą do zostania jednym z nich?
-Tak, nic do was nie mam, ale chciałbym żyć jak teraz. Wybaczcie, ale praca czeka. Muszę odwieść Jenny- powiedział patrząc na karmicielkę.
Wyszedł, a w przedpokoju natychmiast zrobiło się cicho.
-Czyżby nasza Rose nie wiedziała co powiedzieć?- zaczął prowokująco Christian.
-Przeciwnie, nie wiem od czego zacząć- odpowiedziałam patrząc na Lissę.
-W moim gabinecie?- spytała przyjaciółka.
Kiwnęłam głową i ruszyłam za morojką zostawiając chłopaków samych.
-Jak ci się spało?- spytałam zamykając za nami drzwi.
-Dobrze, bardzo dobrze- odparła szybko zdając sobie sprawę, że pytam o to czy nie spotkała się z Doru.- Wiesz już wszystko?
-Dymitr powiedział mi o wszystkim, o czym mógł- zauważyłam jak otwiera usta by odnieść się do końcówki mojego zdania, ale ją uprzedziłam.- Skoro mi nie powiedział i ty nie chcesz mówić o reszcie to znaczy, że tak będzie lepiej. Pogodziłam się z tym. Wiem, że macie jakiś plan. Mam tylko nadzieję, że nikt w nim nie ucierpi.
Myślałam, że Lissa się rozpłacze. Najwyraźniej moja reakcja sprawiła jej wielką ulgę. Uścisnęłam ją mocno.
-Lissa jesteś dla mnie jak siostra, więc bardzo się liczę z twoim zdaniem, bardzo ci ufam. Skoro taką podjęłaś decyzję. Skoro Dymitr się na nią zgodził. Musi być słuszna.
-Rose na razie chodzi głównie o to żebyś była bezpieczna- zaczęła przyjaciółka, ale przerwał jej głośny śmiech dochodzący z salonu.- Christian?- zdziwiła się.
-To co cieszy tego kretyna raczej mnie denerwuje. Może pójdę to sprawdzić.
-Może chodźmy razem i nie mów tak o nim- miałam wrażenie, że dodała to z przyzwyczajenia.
Na podłodze salonu Christian tarzał się że śmiechu. Dymitr za to stał z błyskiem w oku. Oczywiście nie okazałby przy nich co czuje.
-Christian?- spytała Liss.
-Dymitr jednak ma spontaniczne odruchy.
-I to cię tak rozbawiło?!- zdziwiła się morojka.
-Rose może my już pójdziemy?- spytał Dymitr.
-Mamy pół godziny do zebrania.
-Ale musicie jeszcze coś ustalić- zaśmiał się Christian.
-Dokładnie- przytaknął mu mój ukochany.
-Mam jeszcze kilka pytań do Lissy odnośnie zebrania- zaprotestowałam.
-A ja do ciebie- Dymitr spojrzał na mnie porozumiewawczo.
Zdziwiło mnie to trochę, a jeszcze bardziej to, że moroj znów zaśmiał się głośno.
-Och, zamknij się Christian!
-Rose, możemy już iść?
-Widzimy się na zebraniu- rzuciłam do Lissy i ruszyłam do wyjścia.-Dokąd teraz?
-Do nas- odparł Dymitr.
Weszliśmy do środka, usiadłam na fotelu.
-O co chodzi?
Dymitr kucnął przede mną kładąc mi dłonie na kolanach. Następnie podniósł głowę ku sufitowi.
Parsknęłam głośno nie chcąc się śmiać, ale było ciężko.
-Wiedziałem,- odparł zerkając na mnie- ciebie to bawi.
-To tylko malinka- teraz już nie wytrzymała i wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
-A jak się tu znalazła?- spytał wskazując na swoją szyję.
-Musiałam ci ją zrobić wczoraj. Może przed prysznicem, a może w trakcie prysznicu.
-I co teraz?
-A co chcesz drugą?- spytałam przybliżając się tak blisko jego twarzy, że dzieliły nas centymetry.
-Roza,-odparł urażony- jak ja mam to zasłonić?
-Też masz problem w takiej chwili myślisz o jakiejś bzdecie- odparłam dalej się uśmiechając.
-No właśnie, muszę mieć ją w takiej chwili, zaraz rada..
-Dymitr, gdybyś mi jej nie pokazał to bym nie zauważyła- spojrzał na mnie z nadzieją.- A to byłaby wielka strata- znów dostałam napadu śmiechu.
-Gdybym cię nie kochał już byś pożałowała.
-Gdybyś mnie nie kochał, to byś jej nie miał- pocałowałam go.
Trochę na pocieszenie, a trochę dlatego, że spodobał mi się taki przejęty Dymitr. Odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy.
-Kocham cię,- powtórzył- ale wybrałaś najgorszy moment na taki prezent.
-Wiesz, co zróbmy tak- wyciągnęłam ręce i rozwiązała jego włosy.- Widzisz, trochę ją zasłoniliśmy. I nie rozglądaj się dzisiaj.
-Rose,- przetarł oczy palcami prawej dłoni- jestem strażnikiem, muszę się rozglądać.
-O tak, bo coś nam grozi w wielkiej sali pełnej strażników! W tym wypadku pozostaje druga obcja: kołnierz ortopedyczny.- uśmiechnął się pod nosem, ucałował moje czoło i wyciągnął do mnie rękę, którą z chęcią ujęłam.
-Najpierw rozcinasz rękę, potem mnie gryziesz, za dobrze cię wyszkoliłem- powiedział przepuszczając mnie w drzwiach.
Na korytarzu przy sali obrad był wielki tłum. Przystanęliśmy z Dymitrem czekając aż tłok trochę się zmniejszy.
-Rose! Dymitr!- usłyszałam nagle i zaczęłam się rozglądać, niestety nie zauważyłam wołającego.
- To Michaił,- powiedział ukochany, pozazdrościłam mu wzrostu- już się tu do nas przedziera.
Rzeczywiście po chwili zobaczyłam jak się stara do nas dotrzeć, zajęło mu to jednak dłuższy czas.
-Przejść się nie da- powiedział stając przed nami- uściskał mnie i podał rękę Dymitrowi.- Co tam u was?
-Może być gorzej,- odparł mój ukochany- a u ciebie? U Soni?
-Jak wam zacznę opowiadać bez niej to poczuje się urażona. Może zjemy dzisiaj w czwórkę kolację?- pokiwałam energicznie głową.
-Dzisiaj idziemy do Abe'a- przypomniał mi Dymitr, po czym zaproponował.- Jutro?
Michaił zgodził się i ruszyliśmy na salę. Było tam mnóstwo strażników, jak się później okazało jutro będzie nas jeszcze więcej. Chodź w tej sali na pewno się nie zmieścimy, już dziś była pełna. Usiedliśmy w trójkę w jednym z ostatnich rzędów na podwyższeniu.
-Dymitr? Dymitr!- usłyszeliśmy spokojny głos.
Ukochany odwrócił się i natychmiast wstał. Spojrzałam w tym samym kierunku. Alberta!
-A gdzie Rose?- spytała.
Wstałam i wychyliłam się zza Dymitra podając jej rękę.
-Witam- przywitałam ją krótko.
Usiadłam jednak po chwili zdając sobie sprawę, że dalej traktuje ją jak nauczyciela. Dla Dymitra była jednak przyjaciółką i nie chciałam, aby czuła się zobowiązana mnie zagadywać. Przysłuchiwałam się ich rozmowie, co było trudne z powodu hałasu na sali.
-Brakuje nam ciebie w akademii- usłyszałam strażniczkę.
-Teraz tu jest moje miejsce- odparł Dymitr.
-Możemy?- usłyszałam głos przez mikrofon.- Zaczniemy za chwilę.
Dymitr przerwał rozmowę i usiadł obok mnie. Zobaczyłam jak Alberta odchodzi.
-Witamy na pierwszym dniu największej rady strażników- na dole stał znany mi jedynie z widzenia moroj, jakiś doradca Lissy.- Dzisiaj musimy wybrać osobę reprezentacyjną i omówić prawo o nowicjuszach. Gościny duże delegacje z wszystkich akademii. O uczniach jest wzmianka jedynie w tym prawie. Na razie interesuje nas ich zdanie tylko na ten temat. Bierzemy pod uwagę, że podczas obrad może zostać zmieniony wiek, od którego nowicjusz staje się strażnikiem. Z tą świadomością ogłaszam, że i tak będzie musiał opuścić później salę z powodu niezdanego dotychczas egzaminu kończącego szkołę, który jest podstawą aby zostać strażnikiem. Na początku jednak wy, strażnicy, potrzebujecie osoby, która będzie was reprezentować. Osoba ta będzie chodzić na rady morojów w waszej sprawie i wygłaszać zasłyszane tu opinie. Musi również konsultować z Królową przebieg waszych zebrań.
Głosują jedynie strażnicy, ale kandydaturę może podać każdy obecny na sali.
Zaczęłam się zastanawiać kogo bym wybrała. Podniosłam rękę do góry.
-Strażniczko Hathaway? Masz propozycję?- spytał moroj.
-Strażnik Hans!- krzyknęłam by usłyszał mnie na dole.
-Dobry wybór- powiedział do mnie Michaił siedzący obok.
-Ja mam lepszą propozycję!
"O nie!- pomyślałam- co on tu do cholery robi?!" Patrzyłam na Abe'a zdając sobie sprawę, że jak zwykle udało mu się zrobić niezłe przedstawienie. Jeszcze w tym granatowym garniturze w kratkę z kapeluszem do kompletu.
-Słuchamy, Ibrahimie- odparł spokojnie dotychczasowy prowadzący.
Usłyszałam to nazwisko głośno i wyraźnie. Na sali wszyscy strażnicy zaczęli klaskać- popierali go. Miałam jednak wrażenie, że nie słyszę nic oprócz tego, tak dobrze znanego mi nazwiska. Wciąż brzmiało mi w uszach.
-Dymitr Bielikow!
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Miałam go wstawić jutro, ale... napisała Mańka :D I poznałam motywującą siłę komentarzy. Dziękuję Ci, a tak na marginesie: ile ten Twój blog ma rozdziałów?! Mam spore zaległości...
Miałam go wstawić jutro, ale... napisała Mańka :D I poznałam motywującą siłę komentarzy. Dziękuję Ci, a tak na marginesie: ile ten Twój blog ma rozdziałów?! Mam spore zaległości...
To ja dziękuję za rozdział! Mój? 41. 42 w drodze 😂 To brzmi trochę jakbyśmy gadali o dzieciach.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Boski!
Rose robi malinki! 💖💖💖 Dimitrisiu, nie przejmuj się. Powinieneś się cieszyć, że Rosie cię kocha 😂😂😂😂 Tak bardzo, że aż robi ci malinki... 💖😂💖😂💖😂💖
Abe! Gościu uwielbiam cię! Dymitr Bielikow yea! Jest moc. Mamy to. Nie no a tak serio to mądry wybór. No i widać że Abe ma zaufanie do Dymitra. No... Przynajmniej w tej kwestii.
Alberta... Dawno o niej nie słyszałam, a tak ją lubię. No jasne, że brakuje Wam Bielikowa w akademii. Przecież był (i ciągle jest) najlepszym mentorem 💖
Pozdrawiam, czekam i mam nadzieje, że masz duuużo weny 😉
Malinki! Zrobiła mu malinkę! Nieźle. Ciekawe jak przebiegnie rada. Dymitr na reprezentację. Niezły wybór Abe. Przez chwilę bałam się, że wybierze Rose, ale Bielikow lepszy♥♡♥♡♥♥♡. Christian. Uwielbiam. Wspaniały rozdział. Czekam na więcej. :-*
OdpowiedzUsuńNo dobra hej wszystkiej to znowu ja! I znowu z pytaniem, ale troszeczkę innym - Kiedy będzie kolejny rozdział???
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobre pytanie. Więc...?
UsuńCieszę się, że trafiłam na twojego bloga bo twoje opowiadanie jest super i już zaliczyłam je do moich ulubionych kontynuacji AV. Życzę weny i wytrwałości tworzeniu.Jestem ciekawa jak potoczą się zebrania. Dymitr ma o co walczyć, więc myślę, że zrobi wszystko by wywalczyć prawo do związków.
OdpowiedzUsuń