-Nasze
zebrania po trwają jeszcze dwa dni. Morojów trzy. Mam chodzić na
jedne i drugie.
-Będziesz zmęczony!
-Nie to mnie martwi- spojrzałam zaintrygowana nutą w jego głosie.- Za pięć dni się rozjedziemy. Ty na studia z Królową, ja z Christianem.
-Trzy dni szybciej!
-Nie mamy na to wpływu- Dymitrowi przerwało pukanie do drzwi.-Chwilę,- krzyknął- Rose mam ci wiele do powiedzenia, ale będziemy musieli to przełożyć.
-Słusznie, inaczej tylko się narazisz Abe' owi- otworzyłam drzwi i zobaczyłam jego strażnika.
-Pan Mazur, prosił, żebym was zaprowadził, strażniczko Hathaway.
Abe zatrzymał się w jednym z większych apartamentów. Spodziewałam się, że zaklepał go sobie wcześniej niż powinien.
-Wreszcie!- przywitał nas w progu.
Weszliśmy do jadalni. Było w niej pełno złotych świeczników, jakiś wazon z kwiatami i... Janine Hathaway!
-Mama?! Nie widziałam cię dzisiaj.
-Ciebie trudno było nie zauważyć- uścisnęła mnie, a Dymitrowi podała rękę.- Z resztą was oboje.
-Siadamy! Siadamy!- Abe już odsunął krzesło, na którym siedziała Janine.
Zajęłam miejsce obok Dymitra, który miał pecha i na przeciwko usadowił się Staruszek.
Wydawało mi się, że był to celowy zamysł.
-Dymitr, mój drogi, powiedz jak ci dzisiaj poszło?- spytał.
-"Mój drogi "?! Zaraz chyba spadnę z krzesła!- wykrzyknęłam.
-Dwa zero dla mnie- odparł Abe.
-O co ci chodzi?
-Złamałaś dwie zasady. Zapomniałaś?- spytał widząc moją minę.-Uczę cię ciszy, w prowokujący sposób, ale czego się mogłaś spodziewać?- zaczynał działać mi na nerwy, a dopiero zabierałam się do jedzenia.- Zasada numer jeden: nie wtrącaj się. Numer dwa: nie odpowiadaj, gdy pytanie nie jest skierowane do ciiebie. A tak na marginesie: Bielikow, jak ci poszło?
-Nie mi oceniać- zaczął Dymitr.- Strażnicy, którzy dzisiaj zostali chcieli podzielić się ze mną swoim zdaniem o związkach strażników albo dowiedzieć się co u mnie słychać.
-Rozumiem, że oba tematy nie były dla ciebie przyjemne?- drążył Abe.- Na swój sposób pierwszy temat waszych rozmów również dotyczył ciebie.
Spodziewałam się, że Abe wcale nie zaprosił nas na kolacje.
-Dokładnie- odparł mój ukochany- tym bardziej, że niewiele o mnie wiedzą.
-Bielikow, o tobie w ogóle niedużo wiadomo i ciężko znaleźć ludzi, którzy coś by wiedzieli. To mnie w tobie najbardziej drażni. Jakby moja córka nie mogła umawiać się z kimś o kim wszystko jest jasne.
-Mogłaby- odparł Dymitr.
Zorientowałam się co jest grane. Staruszek testował cierpliwość Dymitra, po którym na razie nie było widać nic prócz obojętności. Wiedziałam ile go to kosztuje, kiedy rozmawia o nas. Abe oczywiście robił to niezwykle subtelnie- jak na mężczyznę, a Dymitr odpowiadał szczerze i bezpośrednio- jednak nie dawał do zrozumienia, że wie o czym chce rozmawiać Staruszek. Tu wtrąciła się Janine Hathaway.
-A co myślą strażnicy? O tych związkach?- zdziwiło mnie, że się odezwała, że ją to szczerze ciekawiło.
Byłam jej jednak wdzięczna, ponieważ sama chciałam to wiedzieć.
-Są im przeciwni, przynajmniej ci co do mnie przyszli- Dymitr mówił tak spokojnie.
-Ilu ich było?- spytałam nieswoim głosem.
-Deser! Kto chce deser?- wykrzyknął Abe.
Dymitr złapał moją dłoń pod stołem.
-Prawie dwustu- odparł wprost.
Chciałam zakryć usta ręką, ale uścisnął mi ją mocniej. Nie chciał żebym pokazała przy rodzicach jak bardzo się tym przejmuje.
-To jedna piąta wszystkich obecnych strażników- stwierdziła Janine.
-Jutro będzie ich więcej- dodał Abe jakby chciał nas pocieszyć.
-Co mówili? Ci strażnicy o tych związkach?- męczyłam temat dalej.
-Że to nieodpowiedzialne. Jest nas niewiele, mieli na myśli dobrze wyszkolonych strażników, a przez takie sytuacje moroje tracą obronę. Że to tak, jak naczytanie się bajek dla dzieci. Coś w stylu, ucieczki kochanków zakazanej miłości- odpowiedział mi Dymitr.
-Bielikow, tylko ty umiesz mówić o takim temacie, jeszcze na dodatek dotyczącym ciebie, jakby cię to nie obchodziło- wtrącił Abe.
-Dlatego został wybrany na reprezentanta strażników- stwierdziła moja matka.
-A nie dlatego, że zgłosił go ktoś zniewalający?- powiedział wielkomyślnie ojciec.
-Zniewalający?- kpiła Janine.
-I atrakcyjny- dodał Abe.
Wstałam od stołu. Nie chciałam oglądać ich flirtu. Ledwo zjadłam już zwymiotuję.
-Byleby z tego dzieci nie było- rzuciłam wychodząc z Dymitrem.
Gdy wróciliśmy z radością ubrałam się w piżamę. Było już późno i słońce świeciło na niebie.
Położyłam się na łóżku i czekałam na ukochanego. W końcu dołączył do mnie już przebrany i przytulił. Spojrzałam mu w oczy. Nie wystarczało mi, że patrzyły w moje. Chciałam żeby mnie pragnęły. Pocałowałam go. Wpiłam się w jego wargi. Przez cały ten dzień brakowało mi mojego Dymitra, tego którego tylko ja znałam.
-Dwieście osób- szepnęłam.- Co najmniej dwieście osób chce mi to odebrać- mówiłam dotykając palcami jego ust.
Chwyciłam moją dłoń i scałował opuszki palców.
-I kto mi to mówił?- spojrzałam na niego nie rozumiejąc.- Gdy zdałem sobie z tego sprawę powiedziałaś mi coś ważnego, powtórzę ci to teraz, kochanie: walcz.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Po chwili znów się całowaliśmy, czułam, że od jutra mogę już tego nie robić. Prawo może mi zabronić. Podczas pocałunku zdjęłam mu bluzkę.
- Nie możemy teraz- powiedział.- jest późno, a rano musisz być w pełni świadoma.
-Chciałam cię tylko częściowo rozebrać- mruknęłam mu do ucha.- Wolę jak śpisz w połowie piżamy.
-Roza, obiecaj mi coś,- wyczekiwałam końca zdania, choć mogłam mu obiecać wszystko czego zechce już teraz- jutrzejsze pocałunki nie będą naszymi ostatnimi.
W odpowiedzi zrobiłam to znowu. Zrobiło się tak słodko i leniwie. Później oparłam się wygodnie na jego ramieniu.
-Obiecuję- powiedziałam sennie, ale świadomie.
Gdy się obudziłam dalej było jasno. Widziałam to przez zasłony, które teraz były jaśniejsze, niż normalnie. Skupiłam się na tym widoku. Byłam niespokojna, nie było żadnego napięcia, czy przyjmującej ciszy. Coś mnie jednak zaniepokoiło.
-Rose,- usłyszałam Dymitra- czemu nie śpisz?
-O nie, nie sądziłam, że cię obudzę. Wybacz, w sumie to nawet nie wiem co zrobiłam, że otworzyłeś oczy.
-Spięłaś się. Zwykle śpisz rozluźniona.
-Coś mnie niepokoi- przyznałam.- to mnie obudziło.
Dymitr obrócił się na bok i oparł głowę na ramieniu przyglądając mi się uważnie.
-Może przez sen? Co ci się śniło, Rose?- spytał poważnie.
-Nie pamiętam, czyli pewnie nic złego. Żaden Doru, Avery, na pewno nie koszmar. Nie chcę żebyś się martwił- dotknęłam jego policzka.- Za to chcę, żebyś się dzisiaj ogolił.
Dymitr pocałował mnie delikatnie, po czym wstał.
-Sprawdzę, czy w mieszkaniu wszystko w porządku.
-Nie chcę tu zostać sama- jęknęłam.
Na te słowa obszedł łóżko i stając po mojej stronie wyciągnął rękę. Z chęcią zaplotłam nasze palce. W kuchni- nikogo, w dużym pokoju- nikogo, w przedpokoju- nikogo i w łazience to samo. Wróciliśmy do łóżka.
-Przepraszam- powiedziałam.
-Nie masz za co przepraszać. Postaraj się zasnąć.
-Ty już nie uśniesz, a będziesz miał później masę roboty.
-Rose, jak zobaczę, że śpisz spokojnie, uwierz pójdę twoim przykładem.
Mówił prawdę, nie kłamałby z tak błahego powodu.
Zasnęłam.
-Nie- usłyszałam głosy Dymitra.
Stałam na sali gimnastycznej w akademii.
-Tak brzmiała moja odpowiedź na propozycje Taszy.
Śnił mi się dzień, w którym Dymitr to przyznał. Obudziłam się z dobrym humorem. Jednak miejsce obok mnie było puste. Automatycznie zepsuł mi się nastrój. Niedługo tak będzie wyglądać każdy mój poranek. Poczułam na policzku spływającą łzę. Jedną. Jakby znalazła się nie na tej twarzy co powinna. Wyrażała cały mój smutek. Wytarłam ją wierzchem dłoni i poszłam do łazienki.
-Przepraszam!- krzyknęłam widząc Dymitra stojącego przed lustrem owiniętego w pasie ręcznikiem. Połowę twarzy miał pokrytą jakąś pianką.
-Rose?- usłyszałam zamykając drzwi.- Rose!
-Tak?- zerknęłam zza nich.
-Pomożesz mi?- spytał opierając się o umywalkę.
-Jak?
-Stań tu- wskazał głową punkt przed sobą, zakładając ręce na piersi.
Podeszłam lekko onieśmielona jego widokiem. Za to on położył swoje silne dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie.
-Bliżej, chyba się nie wstydzisz?- zaśmiał się.
Odpowiedziała mu moja poważna mina.
-Bo to z siebie zdejmę- sięgnął ręką do ręcznika.
-Nie trzeba- złapałam jego dłoń.- Nie jestem przyzwyczajona by tylko jedno z nas było rozebrane.
Zetknął na mnie z góry uśmiechając się i wyciągając do mnie rękę, w której coś trzymał. Podałam mu otwartą dłoń. Poczułam na niej coś zimnego. W ręce trzymałam brzytwę. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Mam poderżnąć ci gardło- spytałam zadzierając nos.
On tylko odchylił głowę.
-Naprawdę się boje, że zrobię ci krzywdę.
Chwycił moją dłoń, w której miałam brzytwę i przybliżył ją sobie do gardła przeciągając ku górze.
-Widzisz to łatwizna- powiedział dalej patrząc w sufit.
Skupiłam się i powtórzyłam czynność w miejscu obok. Zrobiłam to ponownie. I jeszcze raz.
-Dobrze ci idzie- mruknął.
-Dymitr nie odzywaj się- prosiłam.
W reszcie udało mi się skończyć. Odetchnęłam z ulgą. Ujął moją brodę i uniósł lekko by widzieć dokładnie moją twarz. Patrzył mi w oczy jakby szukał w nich jakiejś odpowiedzi i po dłuższej chwili zbliżył swoje usta do moich.
-Gdyby jeszcze kiedyś przeszkadzałby ci mój zarost już wiesz co zrobić.
-Ale brzytwą?- narzekałam- Mało ci w życiu ryzyka?
-Moje życie to ciągłe ryzyko wiąże się z pracą, z rodziną, tobą- stwierdził.
-Nie chce być dla ciebie problemem!- wykrzyknęłam.
-A szkoda, bo jesteś moim ulubionym problemem.
Przyciągnęłam go do siebie. Całowaliśmy się namiętnie. Chciałam czegoś więcej, ale wiedziałam, że nie mamy na to czasu. Poczułam jego dłonie na mojej gołej skórze.
-Nieee- mruknęłam przeciągle wysuwając jego ręce spod mojej piżamy.- Towarzyszu, tu jesteś czysty i pachnący, ale ja muszę się umyć.
Wywrócił oczami i znów mnie pocałował. Jakby myślał, że jednak mnie przekona.
-Zwolnij, Kowboju- uwolniłam się od jego ramion.
Dymitr uniósł ręce w geście poddania.
-Skoro tak pani tego chce, strażniczko Hathaway.
-Brzmi jakbyś mówił do mojej matki- zaśmiałam się.
-Takim tonem?!- rzucił wychodząc.
Pokręciłam głową z rozbawieniem i zabrałam się za poranną toaletę. Po opuszczeniu łazienki pierwsze na co zwróciłam uwagę to zapach. Ubrałam się szybko, poganiana przez głód.
-Wielkie nieba- westchnęłam idąc do kuchni za zapachem.-Wielkie nieba!- wykrzyknęłam widząc w jej progu Christiana.
-Rose mi również niemiło cię widzieć.
-Nie możesz gotować u siebie?- spytałam rozgniewana.
-Nie mamy z Lissą kuchni, a ty jeszcze przed chwilą byłaś zadowolona z tego śniadania.
-A nie mógłbyś gotować i wychodzić zanim przyjdę? I gdzie jest Dymitr?
-Nie, nie mógłbym. Wyszedł.
-Jaki spostrzegawczy chłopiec- rzuciłam ironicznie.- Skoro siedzisz tu sam ze mną to znaczy, że nie możesz być teraz przy Lissie. Pewnie spędziłbyś ten czas ze swoim strażnikiem, którego lubisz choć nigdy się do tego nie przyznasz. Jednak Dymitr wyszedł bez ciebie, nie dlatego, że cię nie lubi- ja od tego jestem, ale dlatego, że nie mógł. Czyli Dymitr poszedł na radę z Lissą.
-Już wiem co miał na myśli. Kiedy wychodził spytałem się go czy powiedzieć ci dokąd poszedł. Odparł, że nie ma potrzeby, wystarczy jak cię zawiadomienie, że wyszedł. Zjedz coś- dodał wskazując na półmiski.
Usiadłam przy stole, ale przeszła mi ochota na jedzenie. Moroj usiadł naprzeciwko.
-Jak się czujesz?- spytałam poważnie.
-Słucham?
-Jak się czujesz myśląc o tej sytuacji? Gdzieś na dworze Lissa uzgadnia coś z radnymi i Dymitrem, a ty nie możesz o tym wiedzieć. Czujesz się z tym tak beznadziejnie jak ja?
-Jakim radnymi?! Lissa zaprosiła do nas tylko Bielikowa i Iwaszkowa. Jasne, że jestem zły. Siedzi tam z dwoma facetami, odkąd wstała chodzi wściekła, a mi nic nie mówi, oprócz: "Pójdziesz po swojego strażnika? "
Dymitr, Adrian i wściekła Lissa po przebudzeniu? Wiedzą coś o Doru!
-Będziesz zmęczony!
-Nie to mnie martwi- spojrzałam zaintrygowana nutą w jego głosie.- Za pięć dni się rozjedziemy. Ty na studia z Królową, ja z Christianem.
-Trzy dni szybciej!
-Nie mamy na to wpływu- Dymitrowi przerwało pukanie do drzwi.-Chwilę,- krzyknął- Rose mam ci wiele do powiedzenia, ale będziemy musieli to przełożyć.
-Słusznie, inaczej tylko się narazisz Abe' owi- otworzyłam drzwi i zobaczyłam jego strażnika.
-Pan Mazur, prosił, żebym was zaprowadził, strażniczko Hathaway.
Abe zatrzymał się w jednym z większych apartamentów. Spodziewałam się, że zaklepał go sobie wcześniej niż powinien.
-Wreszcie!- przywitał nas w progu.
Weszliśmy do jadalni. Było w niej pełno złotych świeczników, jakiś wazon z kwiatami i... Janine Hathaway!
-Mama?! Nie widziałam cię dzisiaj.
-Ciebie trudno było nie zauważyć- uścisnęła mnie, a Dymitrowi podała rękę.- Z resztą was oboje.
-Siadamy! Siadamy!- Abe już odsunął krzesło, na którym siedziała Janine.
Zajęłam miejsce obok Dymitra, który miał pecha i na przeciwko usadowił się Staruszek.
Wydawało mi się, że był to celowy zamysł.
-Dymitr, mój drogi, powiedz jak ci dzisiaj poszło?- spytał.
-"Mój drogi "?! Zaraz chyba spadnę z krzesła!- wykrzyknęłam.
-Dwa zero dla mnie- odparł Abe.
-O co ci chodzi?
-Złamałaś dwie zasady. Zapomniałaś?- spytał widząc moją minę.-Uczę cię ciszy, w prowokujący sposób, ale czego się mogłaś spodziewać?- zaczynał działać mi na nerwy, a dopiero zabierałam się do jedzenia.- Zasada numer jeden: nie wtrącaj się. Numer dwa: nie odpowiadaj, gdy pytanie nie jest skierowane do ciiebie. A tak na marginesie: Bielikow, jak ci poszło?
-Nie mi oceniać- zaczął Dymitr.- Strażnicy, którzy dzisiaj zostali chcieli podzielić się ze mną swoim zdaniem o związkach strażników albo dowiedzieć się co u mnie słychać.
-Rozumiem, że oba tematy nie były dla ciebie przyjemne?- drążył Abe.- Na swój sposób pierwszy temat waszych rozmów również dotyczył ciebie.
Spodziewałam się, że Abe wcale nie zaprosił nas na kolacje.
-Dokładnie- odparł mój ukochany- tym bardziej, że niewiele o mnie wiedzą.
-Bielikow, o tobie w ogóle niedużo wiadomo i ciężko znaleźć ludzi, którzy coś by wiedzieli. To mnie w tobie najbardziej drażni. Jakby moja córka nie mogła umawiać się z kimś o kim wszystko jest jasne.
-Mogłaby- odparł Dymitr.
Zorientowałam się co jest grane. Staruszek testował cierpliwość Dymitra, po którym na razie nie było widać nic prócz obojętności. Wiedziałam ile go to kosztuje, kiedy rozmawia o nas. Abe oczywiście robił to niezwykle subtelnie- jak na mężczyznę, a Dymitr odpowiadał szczerze i bezpośrednio- jednak nie dawał do zrozumienia, że wie o czym chce rozmawiać Staruszek. Tu wtrąciła się Janine Hathaway.
-A co myślą strażnicy? O tych związkach?- zdziwiło mnie, że się odezwała, że ją to szczerze ciekawiło.
Byłam jej jednak wdzięczna, ponieważ sama chciałam to wiedzieć.
-Są im przeciwni, przynajmniej ci co do mnie przyszli- Dymitr mówił tak spokojnie.
-Ilu ich było?- spytałam nieswoim głosem.
-Deser! Kto chce deser?- wykrzyknął Abe.
Dymitr złapał moją dłoń pod stołem.
-Prawie dwustu- odparł wprost.
Chciałam zakryć usta ręką, ale uścisnął mi ją mocniej. Nie chciał żebym pokazała przy rodzicach jak bardzo się tym przejmuje.
-To jedna piąta wszystkich obecnych strażników- stwierdziła Janine.
-Jutro będzie ich więcej- dodał Abe jakby chciał nas pocieszyć.
-Co mówili? Ci strażnicy o tych związkach?- męczyłam temat dalej.
-Że to nieodpowiedzialne. Jest nas niewiele, mieli na myśli dobrze wyszkolonych strażników, a przez takie sytuacje moroje tracą obronę. Że to tak, jak naczytanie się bajek dla dzieci. Coś w stylu, ucieczki kochanków zakazanej miłości- odpowiedział mi Dymitr.
-Bielikow, tylko ty umiesz mówić o takim temacie, jeszcze na dodatek dotyczącym ciebie, jakby cię to nie obchodziło- wtrącił Abe.
-Dlatego został wybrany na reprezentanta strażników- stwierdziła moja matka.
-A nie dlatego, że zgłosił go ktoś zniewalający?- powiedział wielkomyślnie ojciec.
-Zniewalający?- kpiła Janine.
-I atrakcyjny- dodał Abe.
Wstałam od stołu. Nie chciałam oglądać ich flirtu. Ledwo zjadłam już zwymiotuję.
-Byleby z tego dzieci nie było- rzuciłam wychodząc z Dymitrem.
Gdy wróciliśmy z radością ubrałam się w piżamę. Było już późno i słońce świeciło na niebie.
Położyłam się na łóżku i czekałam na ukochanego. W końcu dołączył do mnie już przebrany i przytulił. Spojrzałam mu w oczy. Nie wystarczało mi, że patrzyły w moje. Chciałam żeby mnie pragnęły. Pocałowałam go. Wpiłam się w jego wargi. Przez cały ten dzień brakowało mi mojego Dymitra, tego którego tylko ja znałam.
-Dwieście osób- szepnęłam.- Co najmniej dwieście osób chce mi to odebrać- mówiłam dotykając palcami jego ust.
Chwyciłam moją dłoń i scałował opuszki palców.
-I kto mi to mówił?- spojrzałam na niego nie rozumiejąc.- Gdy zdałem sobie z tego sprawę powiedziałaś mi coś ważnego, powtórzę ci to teraz, kochanie: walcz.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Po chwili znów się całowaliśmy, czułam, że od jutra mogę już tego nie robić. Prawo może mi zabronić. Podczas pocałunku zdjęłam mu bluzkę.
- Nie możemy teraz- powiedział.- jest późno, a rano musisz być w pełni świadoma.
-Chciałam cię tylko częściowo rozebrać- mruknęłam mu do ucha.- Wolę jak śpisz w połowie piżamy.
-Roza, obiecaj mi coś,- wyczekiwałam końca zdania, choć mogłam mu obiecać wszystko czego zechce już teraz- jutrzejsze pocałunki nie będą naszymi ostatnimi.
W odpowiedzi zrobiłam to znowu. Zrobiło się tak słodko i leniwie. Później oparłam się wygodnie na jego ramieniu.
-Obiecuję- powiedziałam sennie, ale świadomie.
Gdy się obudziłam dalej było jasno. Widziałam to przez zasłony, które teraz były jaśniejsze, niż normalnie. Skupiłam się na tym widoku. Byłam niespokojna, nie było żadnego napięcia, czy przyjmującej ciszy. Coś mnie jednak zaniepokoiło.
-Rose,- usłyszałam Dymitra- czemu nie śpisz?
-O nie, nie sądziłam, że cię obudzę. Wybacz, w sumie to nawet nie wiem co zrobiłam, że otworzyłeś oczy.
-Spięłaś się. Zwykle śpisz rozluźniona.
-Coś mnie niepokoi- przyznałam.- to mnie obudziło.
Dymitr obrócił się na bok i oparł głowę na ramieniu przyglądając mi się uważnie.
-Może przez sen? Co ci się śniło, Rose?- spytał poważnie.
-Nie pamiętam, czyli pewnie nic złego. Żaden Doru, Avery, na pewno nie koszmar. Nie chcę żebyś się martwił- dotknęłam jego policzka.- Za to chcę, żebyś się dzisiaj ogolił.
Dymitr pocałował mnie delikatnie, po czym wstał.
-Sprawdzę, czy w mieszkaniu wszystko w porządku.
-Nie chcę tu zostać sama- jęknęłam.
Na te słowa obszedł łóżko i stając po mojej stronie wyciągnął rękę. Z chęcią zaplotłam nasze palce. W kuchni- nikogo, w dużym pokoju- nikogo, w przedpokoju- nikogo i w łazience to samo. Wróciliśmy do łóżka.
-Przepraszam- powiedziałam.
-Nie masz za co przepraszać. Postaraj się zasnąć.
-Ty już nie uśniesz, a będziesz miał później masę roboty.
-Rose, jak zobaczę, że śpisz spokojnie, uwierz pójdę twoim przykładem.
Mówił prawdę, nie kłamałby z tak błahego powodu.
Zasnęłam.
-Nie- usłyszałam głosy Dymitra.
Stałam na sali gimnastycznej w akademii.
-Tak brzmiała moja odpowiedź na propozycje Taszy.
Śnił mi się dzień, w którym Dymitr to przyznał. Obudziłam się z dobrym humorem. Jednak miejsce obok mnie było puste. Automatycznie zepsuł mi się nastrój. Niedługo tak będzie wyglądać każdy mój poranek. Poczułam na policzku spływającą łzę. Jedną. Jakby znalazła się nie na tej twarzy co powinna. Wyrażała cały mój smutek. Wytarłam ją wierzchem dłoni i poszłam do łazienki.
-Przepraszam!- krzyknęłam widząc Dymitra stojącego przed lustrem owiniętego w pasie ręcznikiem. Połowę twarzy miał pokrytą jakąś pianką.
-Rose?- usłyszałam zamykając drzwi.- Rose!
-Tak?- zerknęłam zza nich.
-Pomożesz mi?- spytał opierając się o umywalkę.
-Jak?
-Stań tu- wskazał głową punkt przed sobą, zakładając ręce na piersi.
Podeszłam lekko onieśmielona jego widokiem. Za to on położył swoje silne dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie.
-Bliżej, chyba się nie wstydzisz?- zaśmiał się.
Odpowiedziała mu moja poważna mina.
-Bo to z siebie zdejmę- sięgnął ręką do ręcznika.
-Nie trzeba- złapałam jego dłoń.- Nie jestem przyzwyczajona by tylko jedno z nas było rozebrane.
Zetknął na mnie z góry uśmiechając się i wyciągając do mnie rękę, w której coś trzymał. Podałam mu otwartą dłoń. Poczułam na niej coś zimnego. W ręce trzymałam brzytwę. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Mam poderżnąć ci gardło- spytałam zadzierając nos.
On tylko odchylił głowę.
-Naprawdę się boje, że zrobię ci krzywdę.
Chwycił moją dłoń, w której miałam brzytwę i przybliżył ją sobie do gardła przeciągając ku górze.
-Widzisz to łatwizna- powiedział dalej patrząc w sufit.
Skupiłam się i powtórzyłam czynność w miejscu obok. Zrobiłam to ponownie. I jeszcze raz.
-Dobrze ci idzie- mruknął.
-Dymitr nie odzywaj się- prosiłam.
W reszcie udało mi się skończyć. Odetchnęłam z ulgą. Ujął moją brodę i uniósł lekko by widzieć dokładnie moją twarz. Patrzył mi w oczy jakby szukał w nich jakiejś odpowiedzi i po dłuższej chwili zbliżył swoje usta do moich.
-Gdyby jeszcze kiedyś przeszkadzałby ci mój zarost już wiesz co zrobić.
-Ale brzytwą?- narzekałam- Mało ci w życiu ryzyka?
-Moje życie to ciągłe ryzyko wiąże się z pracą, z rodziną, tobą- stwierdził.
-Nie chce być dla ciebie problemem!- wykrzyknęłam.
-A szkoda, bo jesteś moim ulubionym problemem.
Przyciągnęłam go do siebie. Całowaliśmy się namiętnie. Chciałam czegoś więcej, ale wiedziałam, że nie mamy na to czasu. Poczułam jego dłonie na mojej gołej skórze.
-Nieee- mruknęłam przeciągle wysuwając jego ręce spod mojej piżamy.- Towarzyszu, tu jesteś czysty i pachnący, ale ja muszę się umyć.
Wywrócił oczami i znów mnie pocałował. Jakby myślał, że jednak mnie przekona.
-Zwolnij, Kowboju- uwolniłam się od jego ramion.
Dymitr uniósł ręce w geście poddania.
-Skoro tak pani tego chce, strażniczko Hathaway.
-Brzmi jakbyś mówił do mojej matki- zaśmiałam się.
-Takim tonem?!- rzucił wychodząc.
Pokręciłam głową z rozbawieniem i zabrałam się za poranną toaletę. Po opuszczeniu łazienki pierwsze na co zwróciłam uwagę to zapach. Ubrałam się szybko, poganiana przez głód.
-Wielkie nieba- westchnęłam idąc do kuchni za zapachem.-Wielkie nieba!- wykrzyknęłam widząc w jej progu Christiana.
-Rose mi również niemiło cię widzieć.
-Nie możesz gotować u siebie?- spytałam rozgniewana.
-Nie mamy z Lissą kuchni, a ty jeszcze przed chwilą byłaś zadowolona z tego śniadania.
-A nie mógłbyś gotować i wychodzić zanim przyjdę? I gdzie jest Dymitr?
-Nie, nie mógłbym. Wyszedł.
-Jaki spostrzegawczy chłopiec- rzuciłam ironicznie.- Skoro siedzisz tu sam ze mną to znaczy, że nie możesz być teraz przy Lissie. Pewnie spędziłbyś ten czas ze swoim strażnikiem, którego lubisz choć nigdy się do tego nie przyznasz. Jednak Dymitr wyszedł bez ciebie, nie dlatego, że cię nie lubi- ja od tego jestem, ale dlatego, że nie mógł. Czyli Dymitr poszedł na radę z Lissą.
-Już wiem co miał na myśli. Kiedy wychodził spytałem się go czy powiedzieć ci dokąd poszedł. Odparł, że nie ma potrzeby, wystarczy jak cię zawiadomienie, że wyszedł. Zjedz coś- dodał wskazując na półmiski.
Usiadłam przy stole, ale przeszła mi ochota na jedzenie. Moroj usiadł naprzeciwko.
-Jak się czujesz?- spytałam poważnie.
-Słucham?
-Jak się czujesz myśląc o tej sytuacji? Gdzieś na dworze Lissa uzgadnia coś z radnymi i Dymitrem, a ty nie możesz o tym wiedzieć. Czujesz się z tym tak beznadziejnie jak ja?
-Jakim radnymi?! Lissa zaprosiła do nas tylko Bielikowa i Iwaszkowa. Jasne, że jestem zły. Siedzi tam z dwoma facetami, odkąd wstała chodzi wściekła, a mi nic nie mówi, oprócz: "Pójdziesz po swojego strażnika? "
Dymitr, Adrian i wściekła Lissa po przebudzeniu? Wiedzą coś o Doru!
Dobra.... Co tu jest grane?!? Robert?!?!! znowu? Ten idiota? Mam nadzieje, że nikomu nic nie zrobi...
OdpowiedzUsuńRose i Dymitr.... Tak słodko 😍😍😍💖💖💖💖😘💖😍❤💙💖
Wielkie nieba Christian,kocham tego gościa. Rose i Dymitr jak słodko. Tylko co ten idiota Doru wymyślił?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę masy weny.
Nie no! Znowu on. Ach, no trudno. Rose Jaka domyślna, ale od kiedy stała się odporna na urok Dymitra? Czekam na wynik rady. Oni muszą być razem.
OdpowiedzUsuńDymitr! Serio, Brzytwa?! Naprawdę mało ci ryzyka? Całkowicie rozumiem Rose. No cóż czekam na następny. No i oczywiście, życzę weny. :-*
Brzytwa w rękach kobiety - Dymitr bezgranicznie ufa Rose :).
OdpowiedzUsuń