Spojrzałam
na ukochanego. Wyglądał niezwykle obojętnie. Jakby to nie jego
nazwisko zostało przed chwilą wymówione. Patrzył na moroja, który
rozglądał się zdezorientowany. Strażnicy i nowicjusze dalej
klaskali.
-Jak mam to rozumieć?- spytał prowadzący.
-Może w ten sposób,- odparł Staruszek podchodząc do niego i mówiąc do mikrofonu.- Kto popiera moją propozycję?
Prawie wszyscy na sali podnieśli ręce. Miałam wrażenie, że wyjątek stanowili nowicjusze i nieliczni obecni na sali moroje.
-Wobec tego pozwolisz tu, strażniku Bielikow?- spytał przymilnie Abe.
Dymitr spojrzał na mnie poważnie. Patrzyłam w jego ciemne, piękne oczy. Widziałam, że nie chciał, abym siedziała tu sama. Jakby czekał na jakiś znak, że może odejść ode mnie na te pięć kroków. Kiwnęłam głową. To mu wystarczyło. Wstał i szybko z szedł do Abe'a. Z jednej strony cieszyłam się, że to Dymitr został wybrany. Nie miałam wątpliwości, że był najlepszym strażnikiem jakiego znałam. Najlepszą osobą jaką znałam! Z drugiej strony, chciałam żeby tu wrócił, obok siedział. A teraz patrzyli na niego wszyscy na sali.
Staruszek był z siebie wyraźnie zadowolony- jakby odkrył nową planetę. Patrzyłam na Dymitra, który stał teraz obok niego. Starałam spojrzeć na niego tak, jak widzą go inni. Był wysoki, gdy spotkałam go pierwszy raz dobrze się o tym przekonałam. Teraz jednak wyglądał na wyższego przy Abe' ie i doradcy Lissy. Prowadzący był przecież morojem, a oni zazwyczaj są wyżsi. Dymitr rozejrzał się po sali. "Jeszcze pożałujesz tych oględzin, jeśli Staruszek spojrzy na twoją szyję"- pomyślałam.
-Strażniku Bielikow, usiądzie pan z przedstawicielami rady królewskiej?- spytał prowadzący.
Dymitr tylko krótko kiwnął głową na znak zrozumienia i odwrócił się w stronę miejsc rady. Nie postawił jednak pięciu kroków, kiedy gwałtownie się odwrócił podszedł do doradcy Lissy. Kierował słowa do niego, ale mikrofon dobrze go wychwycił.
-A mógłbym jednak usiąść wśród strażników? Tam powinno być moje miejsce.
Miałam wrażenie, że patrzę i nie widzę. Czyżby Dymitr w tak błahej sprawie, (ale jednak) wyraził swoje zdanie? Prowadzący przystał na to i mój ukochany zaczął wracać na miejsce.
-Gdzie mój Dymitr?- szepnęłam jak tylko mogłam najciszej.
A on tylko potarł dłonią usta zasłaniając swój ledwo widoczny uśmiech. Stwierdziłam, że to zbędny gest, bo tylko ja wiedziałam, że ten grymas miał być uśmiechem.
-Nowicjusze- zaczął prowadzący.- Musimy omówić ich prawa. Do tej pory, aby zostać strażnikami muszą: ukończyć osiemnaście lat oraz zdać egzamin. Ich przydział zostaje wybrany tak samo jak przy starszych strażnikach. Czyli na początku są analizowane ich propozycje przydziału, dopiero potem zarząd rozpatruje inne opcje. Pierwsze pytanie: czy mamy zmieniać lata, w których damiry są nowicjuszami? Kto jest za?
Nikt się nie zgłosił. Każdy strażnik przekonany był o tym w jakim wieku powinno się dołączyć do naszej grupy.
-Łatwiej niż myślałem- przyznał ciszej prowadzący.- Wobec tego co mają nam do powiedzenia nowicjusze?
Na środek wyszło z dwadzieścia osób. Ubrani byli w mundurki z tarczą swojej akademii. Miałam nadzieję, że nie wzięli żadnego kretyna jakim byłam w ich wieku. Nie chciałam usłyszeć: "Jesteśmy gotowi do walki! Wybijemy wszystkie strzygi!". Jak się okazało było takich czterech. Reszta miała jednak odpowiedzialniejsze zachowanie. Cieszyłam się, że jesteśmy zgodni. Co innego z morojami- może jak się więcej posiada to się więcej wymaga...
-Dobrze, czy po tym co usłyszeliście ktoś zmienił zdanie?- odparł moroj.
W dalszym ciągu nikt się nie zgłosił.
-Jestem, więc zmuszony zakończyć dzisiejszą naradę. Strażnik Bielikow zostanie jednak w sali by rozwiać wątpliwości, którymi chcielibyście się z nim podzielić. Możecie też składać do niego propozycję zmiany innych praw. Strażniku,- skierował się bezpośrednio do Dymitra- po opuszczeniu sali ma pan godzinę przerwy, a następnie uda się na naradę królewską, gdzie ustalimy przebieg jutrzejszego zebrania. Dziękuje za uwagę.
Większość skierowała się do wyjścia: wszyscy obecni moroje, nowicjusze i przedstawiciele akademii. Nawet większość strażników.
-Rose?- spojrzałam na Dymitra.- Proszę- podał mi klucze, spodziewałam się, że od mieszkania.
-W życiu ich na oczy nie widziałam- odparłam zdziwiona.
-Bo nigdy nie zamykasz drzwi.
-A teraz muszę to robić?- kiwnął głową- Bo ktoś zabierze ci westerny?
-Nie, bo ktoś łatwo może zrobić ci krzywdę. Zobacz jaki tu jest chaos- rozejrzał się po sali.
-Hej! Przeszłam szkolenie!- poczułam się lekko niedoceniona.
-Jest ktoś kto wie o tym lepiej niż ja?- spytał z tą swoją obojętnością strażnika.
-Dobrze, zamknę te drzwi.
-Słusznie- dalej narzucona maska.
-Idę, bo dłużej nie wytrzymam- odparłam zirytowana.
-Jesteś zmęczona?- usłyszałam w głosie Dymitra troskę, ale twarz nie miała żadnego wyrazu.
-Tobą. Drażnisz mnie!- cała rozmowa toczyła się szeptem, co coraz trudniej było mi zachować- Jestem ci obojętna!
Wstałam. Dymitr złapał mnie za rękę i pociągnął z powrotem na krzesło. Usiadłam.
-Wiesz, że to nieprawda. Co to za bzdury?!- czułam, że wkrótce pęknie ta jego maska.
-Mówię co widzę, nawet jeśli to nieprawda to świetnie udajesz- wiedziałam, że to podłe z mojej strony.
Znałam go przecież doskonale i wiedziałam, że ta obojętność przy obcych jest jego nieodłączną częścią. Pewnie gdyby się nagle otworzył też byłabym zła, bo nie czułabym się taka wyjątkowa.
-Udaję, przez lata to sobie wyćwiczyłem. Czego chcesz, Rose? Mam cię teraz pocałować?- spytał poważnie.
Zdenerwowało mnie to, jednak... Tak, chciałam i wiedziałam, że mam to wymalowane na twarzy. Jednak to zmieniłoby Dymitra. Mojego opanowanego Dymitra. Dymitra- strażnika, którego pierwszy raz widziałam.
-Nie, zapomnij, czekam w mieszkaniu- wstałam i ruszyłam do drzwi.
Nie chciałam żeby mnie zatrzymywał, on to doskonale wiedział. Gdy wychodziłam z sali słyszałam ten tłum, który został. "Gratuluje, strażniku Bielikow..." "Rozpatrzyłbyś to strażniku Bielikow" "Popierasz..."
Wyszłam czując się lekko zazdrosna. Ruszyłam korytarzem do siebie. Mijało mnie mnóstwo osób, które z szacunkiem skinęły mi głową. Nikogo nie znałam. Weszłam w końcu do środka- pamiętając o zamknięciu drzwi. Byłam głodna. Moje zdolności kulinarne są niewielkie. Mam na myśli tak niewielkie, że obrażają stwierdzenie: "zdolności kulinarne". Otworzyłam jednak lodówkę licząc, że coś zjem. Następnie zajrzałam do szafek i szuflad. Dymitr i jego uwielbienie od kuchni! Miał same półprodukty! Z racji, że w tym pomieszczeniu gotował najczęściej Christian- co liczyłam, szybko się zmieni- nie mogłam liczyć na nic niezdrowego. A najchętniej zjadłabym pączka. Zła na cały świat poszłam spać. Co nastąpiło dość rychło. Nie wiem ile spałam, za to jak już wstałam dalej byłam sama. Na poduszce Dymitra leżała jednak kartka zapisana jego starannym pismem. " Rose, nie chciałem Cię budzić. Poszedłem na radę królewską- wrócę około piątej." Włożyłam kartkę do szuflady i spojrzałam na zegarek- czwarta. Spałam z dobre trzy godziny. Nie miałam nic specjalnego do roboty. Postanowiłam pobiegać. Związałam włosy i się przebrałam. Wyszłam z budynku i ruszyłam. Brakowało mi tego. Od razu przypomniały mi się czasy akademii. Dymitr kazał mi dużo biegać. Czasem nawet dołączał się do mnie. Później poznałam wagę tej rozgrzewki, gdy musiałam pobiec do strażników, aby powiadomić ich o ataku strzyg. Przecinałam park. Przystanęłam jednak widząc znajomą twarz.
-Mia!- dziewczyna uścisnęła mnie serdecznie- Jestem cała spocona!
-Ja też- przyjrzałam się jej
Rzeczywiście- również musiała biegać.
-Wracasz już?- spytałam licząc na zaprzeczenie, które po chwili nastąpiło.-To może pobiegamy razem?- zaproponowałam.
-Nie dorównuje ci kondycją- odparła smutno.
Wcale bym się nie zdziwiła gdyby to było jej ambicją.
-Wyrównamy tempo- powiedziałam zdecydowanie.
Ruszyłyśmy dalej.
-Długo już biegłaś- spytałam chcąc wywnioskować jak bardzo może być zmęczona.
-Tak z godzinę, od w pół do czwartej.
Zdziwiła mnie, podczas całego biegu w kierunku granicy trzymała moje tempo. W drodze powrotnej powiedziała jednak, że pada z nóg. Wróciłyśmy, więc do parku i usiadłyśmy na pierwszej, wolnej ławce.
-To mów czym się zajmujesz- zaczęłam rozmowę.
Mia nie wyglądała już jak morojka. Zawsze odstawała od schematu ich wyglądu przez wzrost i dziecięcą buzie. Teraz była (jak na swoją rasę) opalona. Do mojej naturalnej karnacji jej daleko. Nie dałoby się jednak pominąć tego faktu.
-Pracuje w ogrodach. Cały czas na powietrzu. Najczęściej w dzień, to rośliny wytyczają mi godziny pracy. Zwykle o tej porze śpię. Poza pracą ćwiczę, bardzo mi zależy żeby zostało zmienione prawo wobec morojów, którzy chcą stanąć u boku strażników. Pozwalają nam na pranie brudów arystokracji, a zabraniają się bronić.
-Cały czas masz ten zapał? Chcesz tego?
-Rose, ja tylko na to czekam. Kiedy usłyszałam, że moja mama zginęła przez strzygi dużo się zmieniło.
-Wiem- odparłam smutno.- Widać po tobie tę zmianę, na lepsze.
-Możemy już wracać? Marzy mi się jeszcze trochę wolnego przed pracą. Muszę się ogarnąć- kiwnęłam głową.
Rozstałyśmy się dopiero w budynku. Byłam zadowolona, że ją spotkałam. Pewnie przed wyjazdem na studia to się już nie powtórzy. Weszłam do mieszkania. W przedpokoju stał Dymitr i chował sztylet, jakby spodziewał się, że zamiast mnie wtargnie tu zgraja nieprzyjaciół.
-Roza?- spytał podchodząc do mnie, widziałam troskę na jego twarzy.
-A spodziewałeś się kogoś, Towarzyszu?- spytałam.
-Nie zamknęłaś drzwi- zarzucił mi, po trosce nie został ślad.
-Coś zginęło?
-Teraz już wiem, że nie- odparł poważnie.
-To w czym problem?- starałam się go zrozumieć, zdając sobie sprawę, że zaraz się pokłócimy.
-Nie zostawiłaś mi żadnej kartki.
-O to chodzi?!- odparłam z oburzeniem.
-Mam ci tłumaczyć o co chodzi?- był zły, zawiodłam go.
-Powinieneś!- krzyknęłam zdesperowana.
-Idę się umyć- odwrócił się gwałtownie.
Wiedziałam, że robi to nie chcąc dopuścić do większej kłótni. Westchnęłam głęboko i postawiłam się na jego miejscu. Wrócił do domu. Do otwartego mieszkania, które wcześniej było zamknięte. Wszedł i mnie nie zastał. Nawet wiadomości. Biorąc pod uwagę, że mnie kocha i coś mi grozi musiał się nieźle wystraszyć. Oczywiście nie okazał przy mnie żadnego strachu. Dymitr! Mogłeś przecież być szczery! Poszłam za nim do łazienki i stanęłam pod drzwiami. Poczekam aż wyjdzie. Nie, nie poczekam! Już miałam rękę na klamce, kiedy nagle je otworzył.
-Rose!- zawołał przy tym.
Zrobiłam krok do tyłu by nie uderzył mnie drzwiami. Miał wilgotne włosy co wskazywało na to, że zdążył już wejść pod prysznic. Podeszłam do niego i przytuliłam go. Poczułam jego silne dłonie na moich plecach.
-Już wiesz- powiedział miękko.
-Co, wiem?- usłyszałam swój przytłumiony głos.
-Wszystko co chciałem teraz powiedzieć.
-Szkoda, że muszę się nad tym zastanawiać, jakbyś nie mógł tak od razu.
-Musiałem odreagować ten strach.
-Rzadko ci się to zdarza.
-Czy ty znowu mnie idealizujesz?
-Wiesz, że tak- stanęłam na palcach i cmoknęłam go w usta.- No dobra nie będziemy tak stać. Teraz ja idę się myć, a ty zrób kolacje.
-Jakie dokładne wytyczne- uśmiechnął się Dymitr.- Jednak zapomniałaś, że idziemy do Abe'a.
-O traumach się nie zapomina, liczyłam, że nie pamiętasz Towarzyszu- odparłam szczerze.
Puścił mnie, odsunęłam się od niego i z niechęcią oddaliłam do łazienki.
Gdy wyszłam włożyłam swój strój strażniczki. W mieszkaniu było zupełnie cicho. Przeszłam z sypialni do drugiego pokoju, myśląc, że Dymitr usnął zmęczony na kanapie. Myliłam się.
-Co się tak skradasz? Myślałaś, że śpię?- zapytał rozbawiony.
Usadowił się wygodnie na kanapie zakładając ręce za głowę. Ubrany był w koszulę, marynarkę i spodnie od garnituru. Oczy miał jednak szeroko otwarte.
-To chyba normalne, po całym tym psychicznym wysiłku, który dzisiaj przeżyłeś.
-Usiądziesz?- spytał wskazując miejsce obok siebie.
Zrobiłam to z chęcią kładąc mu dłoń na jego kolanie, którą natychmiast nakrył swoją.
-Dużo się dzisiaj dowiedziałem- zaczął.- Najważniejsze rzeczy mogę ci przekazać.
-Jak mam to rozumieć?- spytał prowadzący.
-Może w ten sposób,- odparł Staruszek podchodząc do niego i mówiąc do mikrofonu.- Kto popiera moją propozycję?
Prawie wszyscy na sali podnieśli ręce. Miałam wrażenie, że wyjątek stanowili nowicjusze i nieliczni obecni na sali moroje.
-Wobec tego pozwolisz tu, strażniku Bielikow?- spytał przymilnie Abe.
Dymitr spojrzał na mnie poważnie. Patrzyłam w jego ciemne, piękne oczy. Widziałam, że nie chciał, abym siedziała tu sama. Jakby czekał na jakiś znak, że może odejść ode mnie na te pięć kroków. Kiwnęłam głową. To mu wystarczyło. Wstał i szybko z szedł do Abe'a. Z jednej strony cieszyłam się, że to Dymitr został wybrany. Nie miałam wątpliwości, że był najlepszym strażnikiem jakiego znałam. Najlepszą osobą jaką znałam! Z drugiej strony, chciałam żeby tu wrócił, obok siedział. A teraz patrzyli na niego wszyscy na sali.
Staruszek był z siebie wyraźnie zadowolony- jakby odkrył nową planetę. Patrzyłam na Dymitra, który stał teraz obok niego. Starałam spojrzeć na niego tak, jak widzą go inni. Był wysoki, gdy spotkałam go pierwszy raz dobrze się o tym przekonałam. Teraz jednak wyglądał na wyższego przy Abe' ie i doradcy Lissy. Prowadzący był przecież morojem, a oni zazwyczaj są wyżsi. Dymitr rozejrzał się po sali. "Jeszcze pożałujesz tych oględzin, jeśli Staruszek spojrzy na twoją szyję"- pomyślałam.
-Strażniku Bielikow, usiądzie pan z przedstawicielami rady królewskiej?- spytał prowadzący.
Dymitr tylko krótko kiwnął głową na znak zrozumienia i odwrócił się w stronę miejsc rady. Nie postawił jednak pięciu kroków, kiedy gwałtownie się odwrócił podszedł do doradcy Lissy. Kierował słowa do niego, ale mikrofon dobrze go wychwycił.
-A mógłbym jednak usiąść wśród strażników? Tam powinno być moje miejsce.
Miałam wrażenie, że patrzę i nie widzę. Czyżby Dymitr w tak błahej sprawie, (ale jednak) wyraził swoje zdanie? Prowadzący przystał na to i mój ukochany zaczął wracać na miejsce.
-Gdzie mój Dymitr?- szepnęłam jak tylko mogłam najciszej.
A on tylko potarł dłonią usta zasłaniając swój ledwo widoczny uśmiech. Stwierdziłam, że to zbędny gest, bo tylko ja wiedziałam, że ten grymas miał być uśmiechem.
-Nowicjusze- zaczął prowadzący.- Musimy omówić ich prawa. Do tej pory, aby zostać strażnikami muszą: ukończyć osiemnaście lat oraz zdać egzamin. Ich przydział zostaje wybrany tak samo jak przy starszych strażnikach. Czyli na początku są analizowane ich propozycje przydziału, dopiero potem zarząd rozpatruje inne opcje. Pierwsze pytanie: czy mamy zmieniać lata, w których damiry są nowicjuszami? Kto jest za?
Nikt się nie zgłosił. Każdy strażnik przekonany był o tym w jakim wieku powinno się dołączyć do naszej grupy.
-Łatwiej niż myślałem- przyznał ciszej prowadzący.- Wobec tego co mają nam do powiedzenia nowicjusze?
Na środek wyszło z dwadzieścia osób. Ubrani byli w mundurki z tarczą swojej akademii. Miałam nadzieję, że nie wzięli żadnego kretyna jakim byłam w ich wieku. Nie chciałam usłyszeć: "Jesteśmy gotowi do walki! Wybijemy wszystkie strzygi!". Jak się okazało było takich czterech. Reszta miała jednak odpowiedzialniejsze zachowanie. Cieszyłam się, że jesteśmy zgodni. Co innego z morojami- może jak się więcej posiada to się więcej wymaga...
-Dobrze, czy po tym co usłyszeliście ktoś zmienił zdanie?- odparł moroj.
W dalszym ciągu nikt się nie zgłosił.
-Jestem, więc zmuszony zakończyć dzisiejszą naradę. Strażnik Bielikow zostanie jednak w sali by rozwiać wątpliwości, którymi chcielibyście się z nim podzielić. Możecie też składać do niego propozycję zmiany innych praw. Strażniku,- skierował się bezpośrednio do Dymitra- po opuszczeniu sali ma pan godzinę przerwy, a następnie uda się na naradę królewską, gdzie ustalimy przebieg jutrzejszego zebrania. Dziękuje za uwagę.
Większość skierowała się do wyjścia: wszyscy obecni moroje, nowicjusze i przedstawiciele akademii. Nawet większość strażników.
-Rose?- spojrzałam na Dymitra.- Proszę- podał mi klucze, spodziewałam się, że od mieszkania.
-W życiu ich na oczy nie widziałam- odparłam zdziwiona.
-Bo nigdy nie zamykasz drzwi.
-A teraz muszę to robić?- kiwnął głową- Bo ktoś zabierze ci westerny?
-Nie, bo ktoś łatwo może zrobić ci krzywdę. Zobacz jaki tu jest chaos- rozejrzał się po sali.
-Hej! Przeszłam szkolenie!- poczułam się lekko niedoceniona.
-Jest ktoś kto wie o tym lepiej niż ja?- spytał z tą swoją obojętnością strażnika.
-Dobrze, zamknę te drzwi.
-Słusznie- dalej narzucona maska.
-Idę, bo dłużej nie wytrzymam- odparłam zirytowana.
-Jesteś zmęczona?- usłyszałam w głosie Dymitra troskę, ale twarz nie miała żadnego wyrazu.
-Tobą. Drażnisz mnie!- cała rozmowa toczyła się szeptem, co coraz trudniej było mi zachować- Jestem ci obojętna!
Wstałam. Dymitr złapał mnie za rękę i pociągnął z powrotem na krzesło. Usiadłam.
-Wiesz, że to nieprawda. Co to za bzdury?!- czułam, że wkrótce pęknie ta jego maska.
-Mówię co widzę, nawet jeśli to nieprawda to świetnie udajesz- wiedziałam, że to podłe z mojej strony.
Znałam go przecież doskonale i wiedziałam, że ta obojętność przy obcych jest jego nieodłączną częścią. Pewnie gdyby się nagle otworzył też byłabym zła, bo nie czułabym się taka wyjątkowa.
-Udaję, przez lata to sobie wyćwiczyłem. Czego chcesz, Rose? Mam cię teraz pocałować?- spytał poważnie.
Zdenerwowało mnie to, jednak... Tak, chciałam i wiedziałam, że mam to wymalowane na twarzy. Jednak to zmieniłoby Dymitra. Mojego opanowanego Dymitra. Dymitra- strażnika, którego pierwszy raz widziałam.
-Nie, zapomnij, czekam w mieszkaniu- wstałam i ruszyłam do drzwi.
Nie chciałam żeby mnie zatrzymywał, on to doskonale wiedział. Gdy wychodziłam z sali słyszałam ten tłum, który został. "Gratuluje, strażniku Bielikow..." "Rozpatrzyłbyś to strażniku Bielikow" "Popierasz..."
Wyszłam czując się lekko zazdrosna. Ruszyłam korytarzem do siebie. Mijało mnie mnóstwo osób, które z szacunkiem skinęły mi głową. Nikogo nie znałam. Weszłam w końcu do środka- pamiętając o zamknięciu drzwi. Byłam głodna. Moje zdolności kulinarne są niewielkie. Mam na myśli tak niewielkie, że obrażają stwierdzenie: "zdolności kulinarne". Otworzyłam jednak lodówkę licząc, że coś zjem. Następnie zajrzałam do szafek i szuflad. Dymitr i jego uwielbienie od kuchni! Miał same półprodukty! Z racji, że w tym pomieszczeniu gotował najczęściej Christian- co liczyłam, szybko się zmieni- nie mogłam liczyć na nic niezdrowego. A najchętniej zjadłabym pączka. Zła na cały świat poszłam spać. Co nastąpiło dość rychło. Nie wiem ile spałam, za to jak już wstałam dalej byłam sama. Na poduszce Dymitra leżała jednak kartka zapisana jego starannym pismem. " Rose, nie chciałem Cię budzić. Poszedłem na radę królewską- wrócę około piątej." Włożyłam kartkę do szuflady i spojrzałam na zegarek- czwarta. Spałam z dobre trzy godziny. Nie miałam nic specjalnego do roboty. Postanowiłam pobiegać. Związałam włosy i się przebrałam. Wyszłam z budynku i ruszyłam. Brakowało mi tego. Od razu przypomniały mi się czasy akademii. Dymitr kazał mi dużo biegać. Czasem nawet dołączał się do mnie. Później poznałam wagę tej rozgrzewki, gdy musiałam pobiec do strażników, aby powiadomić ich o ataku strzyg. Przecinałam park. Przystanęłam jednak widząc znajomą twarz.
-Mia!- dziewczyna uścisnęła mnie serdecznie- Jestem cała spocona!
-Ja też- przyjrzałam się jej
Rzeczywiście- również musiała biegać.
-Wracasz już?- spytałam licząc na zaprzeczenie, które po chwili nastąpiło.-To może pobiegamy razem?- zaproponowałam.
-Nie dorównuje ci kondycją- odparła smutno.
Wcale bym się nie zdziwiła gdyby to było jej ambicją.
-Wyrównamy tempo- powiedziałam zdecydowanie.
Ruszyłyśmy dalej.
-Długo już biegłaś- spytałam chcąc wywnioskować jak bardzo może być zmęczona.
-Tak z godzinę, od w pół do czwartej.
Zdziwiła mnie, podczas całego biegu w kierunku granicy trzymała moje tempo. W drodze powrotnej powiedziała jednak, że pada z nóg. Wróciłyśmy, więc do parku i usiadłyśmy na pierwszej, wolnej ławce.
-To mów czym się zajmujesz- zaczęłam rozmowę.
Mia nie wyglądała już jak morojka. Zawsze odstawała od schematu ich wyglądu przez wzrost i dziecięcą buzie. Teraz była (jak na swoją rasę) opalona. Do mojej naturalnej karnacji jej daleko. Nie dałoby się jednak pominąć tego faktu.
-Pracuje w ogrodach. Cały czas na powietrzu. Najczęściej w dzień, to rośliny wytyczają mi godziny pracy. Zwykle o tej porze śpię. Poza pracą ćwiczę, bardzo mi zależy żeby zostało zmienione prawo wobec morojów, którzy chcą stanąć u boku strażników. Pozwalają nam na pranie brudów arystokracji, a zabraniają się bronić.
-Cały czas masz ten zapał? Chcesz tego?
-Rose, ja tylko na to czekam. Kiedy usłyszałam, że moja mama zginęła przez strzygi dużo się zmieniło.
-Wiem- odparłam smutno.- Widać po tobie tę zmianę, na lepsze.
-Możemy już wracać? Marzy mi się jeszcze trochę wolnego przed pracą. Muszę się ogarnąć- kiwnęłam głową.
Rozstałyśmy się dopiero w budynku. Byłam zadowolona, że ją spotkałam. Pewnie przed wyjazdem na studia to się już nie powtórzy. Weszłam do mieszkania. W przedpokoju stał Dymitr i chował sztylet, jakby spodziewał się, że zamiast mnie wtargnie tu zgraja nieprzyjaciół.
-Roza?- spytał podchodząc do mnie, widziałam troskę na jego twarzy.
-A spodziewałeś się kogoś, Towarzyszu?- spytałam.
-Nie zamknęłaś drzwi- zarzucił mi, po trosce nie został ślad.
-Coś zginęło?
-Teraz już wiem, że nie- odparł poważnie.
-To w czym problem?- starałam się go zrozumieć, zdając sobie sprawę, że zaraz się pokłócimy.
-Nie zostawiłaś mi żadnej kartki.
-O to chodzi?!- odparłam z oburzeniem.
-Mam ci tłumaczyć o co chodzi?- był zły, zawiodłam go.
-Powinieneś!- krzyknęłam zdesperowana.
-Idę się umyć- odwrócił się gwałtownie.
Wiedziałam, że robi to nie chcąc dopuścić do większej kłótni. Westchnęłam głęboko i postawiłam się na jego miejscu. Wrócił do domu. Do otwartego mieszkania, które wcześniej było zamknięte. Wszedł i mnie nie zastał. Nawet wiadomości. Biorąc pod uwagę, że mnie kocha i coś mi grozi musiał się nieźle wystraszyć. Oczywiście nie okazał przy mnie żadnego strachu. Dymitr! Mogłeś przecież być szczery! Poszłam za nim do łazienki i stanęłam pod drzwiami. Poczekam aż wyjdzie. Nie, nie poczekam! Już miałam rękę na klamce, kiedy nagle je otworzył.
-Rose!- zawołał przy tym.
Zrobiłam krok do tyłu by nie uderzył mnie drzwiami. Miał wilgotne włosy co wskazywało na to, że zdążył już wejść pod prysznic. Podeszłam do niego i przytuliłam go. Poczułam jego silne dłonie na moich plecach.
-Już wiesz- powiedział miękko.
-Co, wiem?- usłyszałam swój przytłumiony głos.
-Wszystko co chciałem teraz powiedzieć.
-Szkoda, że muszę się nad tym zastanawiać, jakbyś nie mógł tak od razu.
-Musiałem odreagować ten strach.
-Rzadko ci się to zdarza.
-Czy ty znowu mnie idealizujesz?
-Wiesz, że tak- stanęłam na palcach i cmoknęłam go w usta.- No dobra nie będziemy tak stać. Teraz ja idę się myć, a ty zrób kolacje.
-Jakie dokładne wytyczne- uśmiechnął się Dymitr.- Jednak zapomniałaś, że idziemy do Abe'a.
-O traumach się nie zapomina, liczyłam, że nie pamiętasz Towarzyszu- odparłam szczerze.
Puścił mnie, odsunęłam się od niego i z niechęcią oddaliłam do łazienki.
Gdy wyszłam włożyłam swój strój strażniczki. W mieszkaniu było zupełnie cicho. Przeszłam z sypialni do drugiego pokoju, myśląc, że Dymitr usnął zmęczony na kanapie. Myliłam się.
-Co się tak skradasz? Myślałaś, że śpię?- zapytał rozbawiony.
Usadowił się wygodnie na kanapie zakładając ręce za głowę. Ubrany był w koszulę, marynarkę i spodnie od garnituru. Oczy miał jednak szeroko otwarte.
-To chyba normalne, po całym tym psychicznym wysiłku, który dzisiaj przeżyłeś.
-Usiądziesz?- spytał wskazując miejsce obok siebie.
Zrobiłam to z chęcią kładąc mu dłoń na jego kolanie, którą natychmiast nakrył swoją.
-Dużo się dzisiaj dowiedziałem- zaczął.- Najważniejsze rzeczy mogę ci przekazać.
Uf... Myślałam, że bardzo się pokłócą. Dobrze, że się tak dobrze rozumieją 😍😍😍
OdpowiedzUsuńDymitr! On jest najlepszy... We wszystkim.
No, no... Kolacja z Abe'm. Może być ciekawie
Dymitr. Jak on dba o Rose. A ta znowu go idealizuje. Oni są tacy słodcy. Dobrze, że się nie poklócili. Rose jakoś o wszystko się czepia. Chyba ma NPS-a ;-). Czekam na więcej. Pozdrawiam i życzę weny. :-*
OdpowiedzUsuń