-Dość-
wtrąciła się Lissa, która i tak długo była cierpliwa.- Rose
wyjdź, idź do siebie, odpocznij wreszcie.
-Nie!- krzyknął moroj.
Czemu nie?- pomyślałam- Nie będę się im narzucać. Faktycznie jestem zmęczona. To ma sens. Przeprosiłam ich ruszając do drzwi. Potem korytarzem do mieszkania. Szłam spokojnie rozglądając się dookoła. Żadnej znajomej twarzy. Wreszcie trafiłam i położyłam się na łóżku. Było tak cicho.
-Nie!- krzyknęłam nagle siadając.
Lissa użyła wpływu, jak śmiała! Teraz zrozumiałam protest Adriana, domyślił się pewnie mojej reakcji. Dalej jednak byłam na niego wściekła, aktualnie również na przyjaciółkę. Moroj pobierał lekcje samoobrony u Dymitra, którego nie znosił. Ciekawa jestem jak zachowuje się przy nim mój ukochany. Spojrzałam na zegarek. Zebranie strażników już się skończyło, a biorąc pod uwagę, że Lissa jest jeszcze w klinice, rada morojów została pewnie przeniesiona. Dymitr powinien wrócić lada moment. Będę musiała z nim porozmawiać o tych tajnych treningach. Na razie padłam za to że zmęczenia.
Dotarł do mnie dźwięk zamykanych drzwi. Wstałam przeczesując ręką włosy. Rozpoznałam kroki Dymitra. Weszłam do salonu słysząc, że tam się udaje.
-Jesteś- powiedziałam stając w progu.
Siedział na kanapie, widziałam, że jest zmęczony choć starał się to ukryć. Teraz nie potrafiłam prosić o wytłumaczenia treningów z Adrianem. Mieliśmy ważniejszą, niedokończoną sprawę.
- Tak! Dymitr, nigdy w to nie wątp. Tak, tak, tak- wyglądał jakbym właśnie powiedziała: "Znowu widzę duchy!"
Podeszłam do niego i kucnęłam przy jego kolanach, opierając na nich dłonie.
-Przecież znasz angielski.
-Zaczynam w to wątpić.
-To się skup- ta sytuacja trochę mnie bawiła.- Tak!
-Boje się, że źle cię rozumiem- odparł.
-Odpowiedź jest prosta, to zawsze było, jest i będzie: tak! Zrozumiałeś?
Tylko patrzył, ale już bez zmęczenia w oczach. Zupełnie jakby zaczął wiedzieć nagle barwy, po latach spędzonych w czarno- białym świecie. Dotknął delikatnie mojej twarzy, nachylił się i cmoknął mnie w policzek. Zrobiłam minę naburmuszonego dziecka, liczyłam na coś więcej. Zaśmiał się widząc to. Pocałowałam go łapczywie. Wyprostowałam ręce oparte na jego kolanach. Przyciągałam go ku sobie coraz bardziej, przez co musiał się pochylać. Czułam, że nie dowierza w to co się stało.
-Roza, wstań- fakt, że w dalszym ciągu kucałam przy nim musiał mu przeszkadzać.- Przecież ja powinienem klęczeć- zaśmiałam się.
-Klęczałeś przy tysiącach osób, chyba ci wystarczy Towarzyszu.
Wstałam i usiadłam okrakiem na jego kolanach. Czułam teraz ogromne szczęście! Jak gdy powiedział pierwszy raz, że coś do mnie czuje albo, że nic go nie łączy z Taszą, jak na naszym spacerze- kiedy odkrył, że możemy być razem, jak w chwili, gdy znów stał się dampirem i w momencie gdy wyznał mi miłość. Patrzyłam w ciemne, tak kochane prze zemnie oczy. Oparłam ręce na jego ramionach.
-Czy ty jesteś prawdziwy?- spytałam z uśmiechem.
-Chyba nie, chyba mi się to śni- oczy błyszczały mu radośnie.
Oparłam czoło na jego czole, a on objął mnie w pasie.
-Dymitr, jest sens mówić ci jak się cieszę?
-Nie ma, sam to czuję.
-A jak się wtedy czułeś? Tam na tej sali, kiedy klęczałeś przede mną?
-Większość tych strażników nas nie rozumiała, patrzyłem na nich i nie mogłem pojąć jak mogą tak myśleć. Każdy miał skrajne poglądy. W chwili, kiedy oznajmili, że nasze szczęście nie zależy od nich pomyślałem, że to jest ten moment. Powiedziałem tyle zdań, które dotyczyły tylko nas, w głowie mając twój obraz. Twoje włosy,- przejechał po nich dłonią- twój uśmiech,- oczywiście obdarowała go nim, gdy to powiedział- twoje ciało,- szepnął mi zmysłowo do ucha- siłę, odwagę, dobroć, to wieczne dogadywanie, żarty i inteligencję. Widziałem Rose jako uczennicę, nowicjuszkę, strażniczkę, przyjaciółkę, córkę, cudzą ukochaną, moją ukochaną i każdą kochałem, i każdą kocham. A kiedy na ciebie popatrzyłem, Roza widziałem, że jesteś piękniejsza niż, gdy sobie ciebie wyobrażam. Więc nie tylko cię kochałem i kocham, ale i zawsze będę kochać- to właśnie myślałem, kiedy klękałem. To czułem. Obawiałem się, czy- przerwałam mu.
-Obawiałeś się czegoś?! Strażnik Bielikow się czegoś obawiał?- zaśmiałam się wtulając w jego szyję i czując zapach jego wody kolońskiej.
-Gdybyś patrzyła na jedną osobę, która jest dla ciebie wszystkim
-Właśnie na taką patrzę- przerwałam mu ponownie.
Spojrzał na mnie z czułością, ale kontynuował dalej.
-I jedyny twój lęk, czy nic jej się nie stanie by ci towarzyszył też byś się obawiała. Rose, po
myślałem wtedy, że zaraz zemdlejesz.
-Też tak pomyślałam- oznajmiłam opierając głowę na jego ramieniu.- To co zrobiłeś było piękne, odważne, takie- szukałam odpowiedniego słowa- dymitrowate.
-Dymitrowate?- zdziwił się.
-Pełne miłości, szczerości, dobroci, może bielikowate, a nie dymitrowate? Przecież każdy Bielikow taki jest- poczułam jak napiął mięśnie.
Wspomniałam rodzinę, za którą tak tęsknił. Najbliższych, trwających w niewiedzy, że ich Dimka jest dampirem. Szkoda było mi tych ludzi, okazali tyle ciepła, kiedy ich odwiedziłam. Na pewno nie było dnia by Olena nie myślała o swoim synu. On też ich codziennie wspominał. Byłam o tym przekonana.
-Dymitr,- powiedziałam poważnie, co mocno mnie zaskoczyło- wiesz, że cię kocham- kiwnął głową równie poważny.- Jestem jednak przekonana, że wiesz także o tym, że nie zastąpię ci rodziny. Twoich wyjątkowych bliskich tęskniących za tobą z identyczną siłą.
-Identyczną?- spytał tylko.
-Do twojej. Nie mówię, że jesteś słaby, oboje wiemy, że to nieprawda. Mówię, że tęsknisz, a to bardzo silny stan jeśli się kogoś kocha. Już w akademii ci ich brakowało.
-Nie mam czasu, żeby ich odwiedzić. Dopóki nie utwierdzą się w tym, że jestem wśród żywych nie mogę do nich zadzwonić.
-Dlaczego?- odparłam może naiwnie, ale szczerze.
-Rose jak ty to widzisz? "Mamo jestem dampirem i oświadczyłem się Rose".
-A co jak zebrania się skończą? Kiedy strażnicy wrócą do swoich państw i zaczną opowiadać przebieg zebrań. W Bai dowiedzą się o tobie od jakiś obcych ludzi!- podkreśliłam ostatnie zdanie.
-Według ciebie mam teraz dzwonić?- starał się ukryć rozdrażnienie, ale za dobrze go znałam.
-Oczywiście!- przytuliłam się do niego mocniej.
Podniósł mnie. Wciągnęłam głośno powietrze ze zdziwienia. Nie oparłam się jednak pokusie i zarzuciłam ręce na jego kark.
-Masz rację- powiedział niosąc mnie na przeciwległą stronę pokoju, gdzie stanął przed komodą.
-Wyciągnęłabyś moją komórkę z pierwszej szuflady?
Objął mnie mocniej, dzięki czemu pewniej wychyliłam się i poszukałam telefonu.
Po chwili trzymałam go w ręce. Wrócił ze mną na kanapę i usadził mnie bokiem na swoich kolanach. Wiedziałam, że jest przekonany. Nie wahając się wykręci za moment numer do swojej rodziny.
-Może wyjdę, chyba nie powinnam ci towarzyszyć, gdy będziesz dzwonić do domu. To pewnie będzie bardzo osobiste.
Odłożył telefon na bok i wyciągnął dłoń ku mojej twarzy by odgadnąć mi włosy za ucho.
-Roza, mój dom jest tam, gdzie ty. Jeżeli teraz zostaniesz przy mnie, to będzie łatwiejsze- głową wskazał na telefon.- I nie będę ci musiał tego opowiadać.
-Będziesz mówił po Rosyjsku- powiedziałam zrezygnowana.
-Wszystko zrozumiesz, zawsze się rozumieliśmy.
Pocałowałam go delikatnie. Poczułam falę ciepła przechodzącą przez moje ciało. Po chwili odsunęłam się od niego i przeniosłam wzrok na komórkę.
-Skoro musiałam przerwać oby to było tego warte- uśmiechnęłam się lekko.
Dymitr sięgnął po telefon i wybrał numer. Przyłożył aparat do ucha przytulając mnie i nie odrywając ode mnie wzroku.
Usłyszałam w słuchawce jakieś słowo, po Rosyjsku, ale głos poznałam- Olena, poważna Olena. Do mnie zwracała się innym tonem, cieplejszym i serdeczniejszym.
-Dymitr- odpowiedział spokojnie mój ukochany patrząc mi w oczy.
Usłyszałam szloch. Nie miałam wątpliwości, że jego matka płacze. Przeczekaliśmy to spokojnie. Po chwili padły niezrozumiałe dla mnie słowa, wypowiedziane drżącym głosem.
-Jest,- zaczął nagle Dymitr po angielsku- już jest, mamo.
-Nie,- Olena automatycznie zmieniła język- mojego Dimki już nie ma. Wiem z zaufanego źródła.
Podziwiałam jej upór, gdyby do mnie został wykonany taki telefon za czasów, gdy Dymitr był
strzygą i tak byłabym jak w transie. Olena dalej wierzyła, że jej syn jest strzygą, jednak wolałaby gorszą rzeczywistość, niż rozmowę z nim.
-Ja jestem tym zaufanym źródłem?- spytałam na tyle głośno, by słychać mnie było w aparacie.
-Rose, kochana Rose!- wykrzyknęła wzruszona.- Co się dzieje? Jesteś bezpieczna?
-Siedzę w najbezpieczniejszym miejscu z najlepszym strażnikiem- powiedziałam stanowczo.
-Słyszałam naszego Dymitra- mówiła tak przejęta, że zdałam sobie sprawę, iż nie spodziewa się, że on dalej ją słyszy.
-Patrzę na niego- starałam się mówić spokojnie.
-Wiesz, że to nieprawda, Rose. To niemożliwe. Nasz Dimka
-Jest tu ze mną- przerwałam jej.- Siedzę właśnie na jego kolanach i patrzę w jego brązowe oczy, tak podobne do pani. Bez żadnej czerwonej obwódki. Nie ma żadnych kłów. Proszę mi wierzyć sprawdzałam. Ma ciepłe dłonie, czuje je na swoich plecach, a jego skóra absolutnie nie jest blada. Dymitr brzydko wyglądał z bladą cerą. Wie pani, widzę właśnie jak szklą mu się oczy, oczywiście się tu nie popłacze, strasznie się stara ukryć żal i wzruszenie, ale ciężko mu idzie. On czuje, czasem nawet za dużo.
-Strzygi nie czują- powiedziała twardo Olena.
-Czyli nie jest już strzygą- odparłam uparcie.
-Tak bardzo chcę ci wierzyć, ale tak bardzo boję się, że to nierealne- ponownie zadrżał jej głos.- Ufam ci z taką siłą, jaką ufałam jemu.
-Więc proszę mi uwierzyć- niemal ją błagałam.
-To boli- przyznała.
-Zaboli bardziej jak pani nie uwierzy. Dymitr przyjedzie do Bai w najbliższy wolny, od pracy dzień. Od lat takiego nie miał, ale ja już mu jakiś znajdę.
Widziałam w jego oczach reprymendę.
-Nie jesteś już moim mentorem- cmoknęłam go w policzek.
-Rose?- usłyszałam w słuchawce- Jaki on jest?
-Jak ten z opowieści przy ognisku- przypomniał mi się ten moment, gdy wspólnie z jego rodziną go wspominaliśmy.- To piękne prawda?- spytałam Olenę.
-Ty jesteś piękna- powiedział Dymitr całując moje czoło.
-Dimka!- wykrzyknęła jego mama radośnie- Mój Dimka!
Uśmiechnął się pod nosem.
-Kocham cię, mamo- powiedział spokojnie.
-Synku, tak tęsknimy za tobą!
Zaśmiałam się wzruszona. Uwierzyła nam! Stęsknił się za Dymitrem do tego stopnia, że zdrabniała słowo "syn". Rozumiałam ją, Bóg jeden wie co przeszła żegnając jedynego chłopca.
-Muszę ci coś powiedzieć, mamo- powiedział mój ukochany patrząc mi w oczy.- Kocham Rose,
-Wiem, wiem!- krzyczała radośnie.
-Kiedy to nie koniec wiadomości- odparł urażony, jakby Olena poddawała początek zdania pod wątpliwość.- Oświadczyłem się jej.
Słyszałam jak płacze. Tak bardzo chciałabym ją teraz przytulić.
-Nie- wychlipała, nagle spojrzenia moje i Dymitra zmieniły się w przerażone.- Nic mi nie jest,- kontynuowała i odetchnęliśmy z ulgą.
Olena mówiła do kogoś innego.
-Tak się cieszę, ale już kończmy, muszę się z nimi tym wszystkim podzielić- mówiła kobieta.- Czekam na waszą wizytę. Wspólną.
Dymitr rozłączył się. Tylko na to czekałam. Rzuciłam się na niego całując z taką siłą, że oparł się o kanapę. Włożył mi ręce pod koszulę unosząc ją lekko. Nie odrywając się od jego ust, starałam się zrobić to samo.
Nagle usłyszeliśmy walenie w drzwi.
-Bielikow! To ja za ciebie ręczę, a ty spóźniasz się na zebrania morojów w sprawie przyszłości z moją córką!
Oderwałam się od jego ust ciężko dysząc. Abe- można się było spodziewać. Za długo się nie odzywał. Dymitr wstał i ruszył do drzwi.
-Rose, wiesz co bym wolał?- spytał przed wpuszczeniem Staruszka.
-Nadrobimy to, Towarzyszu- uśmiechnęłam się do niego mimo, że przybrał już maskę strażnika.- Po tym jak porozmawiamy o treningach- przypomniałam sobie nagle.
-Chcesz wspominać nasze treningi?- spytał.
-Raczej wypomnieć twoje i Iwaszkowa.
Stał niewzruszony- nie to co przerażony Adrian.
-Tak zdecydowanie musimy o tym porozmawiać- oznajmił otwierając drzwi.
-Sprawdź czy cię nie potrzebują na sali, Bielikow- powiedział złośliwie Abe w progu.- Ja zostanę z Rose.
-Nie!- krzyknął moroj.
Czemu nie?- pomyślałam- Nie będę się im narzucać. Faktycznie jestem zmęczona. To ma sens. Przeprosiłam ich ruszając do drzwi. Potem korytarzem do mieszkania. Szłam spokojnie rozglądając się dookoła. Żadnej znajomej twarzy. Wreszcie trafiłam i położyłam się na łóżku. Było tak cicho.
-Nie!- krzyknęłam nagle siadając.
Lissa użyła wpływu, jak śmiała! Teraz zrozumiałam protest Adriana, domyślił się pewnie mojej reakcji. Dalej jednak byłam na niego wściekła, aktualnie również na przyjaciółkę. Moroj pobierał lekcje samoobrony u Dymitra, którego nie znosił. Ciekawa jestem jak zachowuje się przy nim mój ukochany. Spojrzałam na zegarek. Zebranie strażników już się skończyło, a biorąc pod uwagę, że Lissa jest jeszcze w klinice, rada morojów została pewnie przeniesiona. Dymitr powinien wrócić lada moment. Będę musiała z nim porozmawiać o tych tajnych treningach. Na razie padłam za to że zmęczenia.
Dotarł do mnie dźwięk zamykanych drzwi. Wstałam przeczesując ręką włosy. Rozpoznałam kroki Dymitra. Weszłam do salonu słysząc, że tam się udaje.
-Jesteś- powiedziałam stając w progu.
Siedział na kanapie, widziałam, że jest zmęczony choć starał się to ukryć. Teraz nie potrafiłam prosić o wytłumaczenia treningów z Adrianem. Mieliśmy ważniejszą, niedokończoną sprawę.
- Tak! Dymitr, nigdy w to nie wątp. Tak, tak, tak- wyglądał jakbym właśnie powiedziała: "Znowu widzę duchy!"
Podeszłam do niego i kucnęłam przy jego kolanach, opierając na nich dłonie.
-Przecież znasz angielski.
-Zaczynam w to wątpić.
-To się skup- ta sytuacja trochę mnie bawiła.- Tak!
-Boje się, że źle cię rozumiem- odparł.
-Odpowiedź jest prosta, to zawsze było, jest i będzie: tak! Zrozumiałeś?
Tylko patrzył, ale już bez zmęczenia w oczach. Zupełnie jakby zaczął wiedzieć nagle barwy, po latach spędzonych w czarno- białym świecie. Dotknął delikatnie mojej twarzy, nachylił się i cmoknął mnie w policzek. Zrobiłam minę naburmuszonego dziecka, liczyłam na coś więcej. Zaśmiał się widząc to. Pocałowałam go łapczywie. Wyprostowałam ręce oparte na jego kolanach. Przyciągałam go ku sobie coraz bardziej, przez co musiał się pochylać. Czułam, że nie dowierza w to co się stało.
-Roza, wstań- fakt, że w dalszym ciągu kucałam przy nim musiał mu przeszkadzać.- Przecież ja powinienem klęczeć- zaśmiałam się.
-Klęczałeś przy tysiącach osób, chyba ci wystarczy Towarzyszu.
Wstałam i usiadłam okrakiem na jego kolanach. Czułam teraz ogromne szczęście! Jak gdy powiedział pierwszy raz, że coś do mnie czuje albo, że nic go nie łączy z Taszą, jak na naszym spacerze- kiedy odkrył, że możemy być razem, jak w chwili, gdy znów stał się dampirem i w momencie gdy wyznał mi miłość. Patrzyłam w ciemne, tak kochane prze zemnie oczy. Oparłam ręce na jego ramionach.
-Czy ty jesteś prawdziwy?- spytałam z uśmiechem.
-Chyba nie, chyba mi się to śni- oczy błyszczały mu radośnie.
Oparłam czoło na jego czole, a on objął mnie w pasie.
-Dymitr, jest sens mówić ci jak się cieszę?
-Nie ma, sam to czuję.
-A jak się wtedy czułeś? Tam na tej sali, kiedy klęczałeś przede mną?
-Większość tych strażników nas nie rozumiała, patrzyłem na nich i nie mogłem pojąć jak mogą tak myśleć. Każdy miał skrajne poglądy. W chwili, kiedy oznajmili, że nasze szczęście nie zależy od nich pomyślałem, że to jest ten moment. Powiedziałem tyle zdań, które dotyczyły tylko nas, w głowie mając twój obraz. Twoje włosy,- przejechał po nich dłonią- twój uśmiech,- oczywiście obdarowała go nim, gdy to powiedział- twoje ciało,- szepnął mi zmysłowo do ucha- siłę, odwagę, dobroć, to wieczne dogadywanie, żarty i inteligencję. Widziałem Rose jako uczennicę, nowicjuszkę, strażniczkę, przyjaciółkę, córkę, cudzą ukochaną, moją ukochaną i każdą kochałem, i każdą kocham. A kiedy na ciebie popatrzyłem, Roza widziałem, że jesteś piękniejsza niż, gdy sobie ciebie wyobrażam. Więc nie tylko cię kochałem i kocham, ale i zawsze będę kochać- to właśnie myślałem, kiedy klękałem. To czułem. Obawiałem się, czy- przerwałam mu.
-Obawiałeś się czegoś?! Strażnik Bielikow się czegoś obawiał?- zaśmiałam się wtulając w jego szyję i czując zapach jego wody kolońskiej.
-Gdybyś patrzyła na jedną osobę, która jest dla ciebie wszystkim
-Właśnie na taką patrzę- przerwałam mu ponownie.
Spojrzał na mnie z czułością, ale kontynuował dalej.
-I jedyny twój lęk, czy nic jej się nie stanie by ci towarzyszył też byś się obawiała. Rose, po
myślałem wtedy, że zaraz zemdlejesz.
-Też tak pomyślałam- oznajmiłam opierając głowę na jego ramieniu.- To co zrobiłeś było piękne, odważne, takie- szukałam odpowiedniego słowa- dymitrowate.
-Dymitrowate?- zdziwił się.
-Pełne miłości, szczerości, dobroci, może bielikowate, a nie dymitrowate? Przecież każdy Bielikow taki jest- poczułam jak napiął mięśnie.
Wspomniałam rodzinę, za którą tak tęsknił. Najbliższych, trwających w niewiedzy, że ich Dimka jest dampirem. Szkoda było mi tych ludzi, okazali tyle ciepła, kiedy ich odwiedziłam. Na pewno nie było dnia by Olena nie myślała o swoim synu. On też ich codziennie wspominał. Byłam o tym przekonana.
-Dymitr,- powiedziałam poważnie, co mocno mnie zaskoczyło- wiesz, że cię kocham- kiwnął głową równie poważny.- Jestem jednak przekonana, że wiesz także o tym, że nie zastąpię ci rodziny. Twoich wyjątkowych bliskich tęskniących za tobą z identyczną siłą.
-Identyczną?- spytał tylko.
-Do twojej. Nie mówię, że jesteś słaby, oboje wiemy, że to nieprawda. Mówię, że tęsknisz, a to bardzo silny stan jeśli się kogoś kocha. Już w akademii ci ich brakowało.
-Nie mam czasu, żeby ich odwiedzić. Dopóki nie utwierdzą się w tym, że jestem wśród żywych nie mogę do nich zadzwonić.
-Dlaczego?- odparłam może naiwnie, ale szczerze.
-Rose jak ty to widzisz? "Mamo jestem dampirem i oświadczyłem się Rose".
-A co jak zebrania się skończą? Kiedy strażnicy wrócą do swoich państw i zaczną opowiadać przebieg zebrań. W Bai dowiedzą się o tobie od jakiś obcych ludzi!- podkreśliłam ostatnie zdanie.
-Według ciebie mam teraz dzwonić?- starał się ukryć rozdrażnienie, ale za dobrze go znałam.
-Oczywiście!- przytuliłam się do niego mocniej.
Podniósł mnie. Wciągnęłam głośno powietrze ze zdziwienia. Nie oparłam się jednak pokusie i zarzuciłam ręce na jego kark.
-Masz rację- powiedział niosąc mnie na przeciwległą stronę pokoju, gdzie stanął przed komodą.
-Wyciągnęłabyś moją komórkę z pierwszej szuflady?
Objął mnie mocniej, dzięki czemu pewniej wychyliłam się i poszukałam telefonu.
Po chwili trzymałam go w ręce. Wrócił ze mną na kanapę i usadził mnie bokiem na swoich kolanach. Wiedziałam, że jest przekonany. Nie wahając się wykręci za moment numer do swojej rodziny.
-Może wyjdę, chyba nie powinnam ci towarzyszyć, gdy będziesz dzwonić do domu. To pewnie będzie bardzo osobiste.
Odłożył telefon na bok i wyciągnął dłoń ku mojej twarzy by odgadnąć mi włosy za ucho.
-Roza, mój dom jest tam, gdzie ty. Jeżeli teraz zostaniesz przy mnie, to będzie łatwiejsze- głową wskazał na telefon.- I nie będę ci musiał tego opowiadać.
-Będziesz mówił po Rosyjsku- powiedziałam zrezygnowana.
-Wszystko zrozumiesz, zawsze się rozumieliśmy.
Pocałowałam go delikatnie. Poczułam falę ciepła przechodzącą przez moje ciało. Po chwili odsunęłam się od niego i przeniosłam wzrok na komórkę.
-Skoro musiałam przerwać oby to było tego warte- uśmiechnęłam się lekko.
Dymitr sięgnął po telefon i wybrał numer. Przyłożył aparat do ucha przytulając mnie i nie odrywając ode mnie wzroku.
Usłyszałam w słuchawce jakieś słowo, po Rosyjsku, ale głos poznałam- Olena, poważna Olena. Do mnie zwracała się innym tonem, cieplejszym i serdeczniejszym.
-Dymitr- odpowiedział spokojnie mój ukochany patrząc mi w oczy.
Usłyszałam szloch. Nie miałam wątpliwości, że jego matka płacze. Przeczekaliśmy to spokojnie. Po chwili padły niezrozumiałe dla mnie słowa, wypowiedziane drżącym głosem.
-Jest,- zaczął nagle Dymitr po angielsku- już jest, mamo.
-Nie,- Olena automatycznie zmieniła język- mojego Dimki już nie ma. Wiem z zaufanego źródła.
Podziwiałam jej upór, gdyby do mnie został wykonany taki telefon za czasów, gdy Dymitr był
strzygą i tak byłabym jak w transie. Olena dalej wierzyła, że jej syn jest strzygą, jednak wolałaby gorszą rzeczywistość, niż rozmowę z nim.
-Ja jestem tym zaufanym źródłem?- spytałam na tyle głośno, by słychać mnie było w aparacie.
-Rose, kochana Rose!- wykrzyknęła wzruszona.- Co się dzieje? Jesteś bezpieczna?
-Siedzę w najbezpieczniejszym miejscu z najlepszym strażnikiem- powiedziałam stanowczo.
-Słyszałam naszego Dymitra- mówiła tak przejęta, że zdałam sobie sprawę, iż nie spodziewa się, że on dalej ją słyszy.
-Patrzę na niego- starałam się mówić spokojnie.
-Wiesz, że to nieprawda, Rose. To niemożliwe. Nasz Dimka
-Jest tu ze mną- przerwałam jej.- Siedzę właśnie na jego kolanach i patrzę w jego brązowe oczy, tak podobne do pani. Bez żadnej czerwonej obwódki. Nie ma żadnych kłów. Proszę mi wierzyć sprawdzałam. Ma ciepłe dłonie, czuje je na swoich plecach, a jego skóra absolutnie nie jest blada. Dymitr brzydko wyglądał z bladą cerą. Wie pani, widzę właśnie jak szklą mu się oczy, oczywiście się tu nie popłacze, strasznie się stara ukryć żal i wzruszenie, ale ciężko mu idzie. On czuje, czasem nawet za dużo.
-Strzygi nie czują- powiedziała twardo Olena.
-Czyli nie jest już strzygą- odparłam uparcie.
-Tak bardzo chcę ci wierzyć, ale tak bardzo boję się, że to nierealne- ponownie zadrżał jej głos.- Ufam ci z taką siłą, jaką ufałam jemu.
-Więc proszę mi uwierzyć- niemal ją błagałam.
-To boli- przyznała.
-Zaboli bardziej jak pani nie uwierzy. Dymitr przyjedzie do Bai w najbliższy wolny, od pracy dzień. Od lat takiego nie miał, ale ja już mu jakiś znajdę.
Widziałam w jego oczach reprymendę.
-Nie jesteś już moim mentorem- cmoknęłam go w policzek.
-Rose?- usłyszałam w słuchawce- Jaki on jest?
-Jak ten z opowieści przy ognisku- przypomniał mi się ten moment, gdy wspólnie z jego rodziną go wspominaliśmy.- To piękne prawda?- spytałam Olenę.
-Ty jesteś piękna- powiedział Dymitr całując moje czoło.
-Dimka!- wykrzyknęła jego mama radośnie- Mój Dimka!
Uśmiechnął się pod nosem.
-Kocham cię, mamo- powiedział spokojnie.
-Synku, tak tęsknimy za tobą!
Zaśmiałam się wzruszona. Uwierzyła nam! Stęsknił się za Dymitrem do tego stopnia, że zdrabniała słowo "syn". Rozumiałam ją, Bóg jeden wie co przeszła żegnając jedynego chłopca.
-Muszę ci coś powiedzieć, mamo- powiedział mój ukochany patrząc mi w oczy.- Kocham Rose,
-Wiem, wiem!- krzyczała radośnie.
-Kiedy to nie koniec wiadomości- odparł urażony, jakby Olena poddawała początek zdania pod wątpliwość.- Oświadczyłem się jej.
Słyszałam jak płacze. Tak bardzo chciałabym ją teraz przytulić.
-Nie- wychlipała, nagle spojrzenia moje i Dymitra zmieniły się w przerażone.- Nic mi nie jest,- kontynuowała i odetchnęliśmy z ulgą.
Olena mówiła do kogoś innego.
-Tak się cieszę, ale już kończmy, muszę się z nimi tym wszystkim podzielić- mówiła kobieta.- Czekam na waszą wizytę. Wspólną.
Dymitr rozłączył się. Tylko na to czekałam. Rzuciłam się na niego całując z taką siłą, że oparł się o kanapę. Włożył mi ręce pod koszulę unosząc ją lekko. Nie odrywając się od jego ust, starałam się zrobić to samo.
Nagle usłyszeliśmy walenie w drzwi.
-Bielikow! To ja za ciebie ręczę, a ty spóźniasz się na zebrania morojów w sprawie przyszłości z moją córką!
Oderwałam się od jego ust ciężko dysząc. Abe- można się było spodziewać. Za długo się nie odzywał. Dymitr wstał i ruszył do drzwi.
-Rose, wiesz co bym wolał?- spytał przed wpuszczeniem Staruszka.
-Nadrobimy to, Towarzyszu- uśmiechnęłam się do niego mimo, że przybrał już maskę strażnika.- Po tym jak porozmawiamy o treningach- przypomniałam sobie nagle.
-Chcesz wspominać nasze treningi?- spytał.
-Raczej wypomnieć twoje i Iwaszkowa.
Stał niewzruszony- nie to co przerażony Adrian.
-Tak zdecydowanie musimy o tym porozmawiać- oznajmił otwierając drzwi.
-Sprawdź czy cię nie potrzebują na sali, Bielikow- powiedział złośliwie Abe w progu.- Ja zostanę z Rose.
Świetne. Ta rozmowa z Oleną. Sama bym w takie szczęście bała uwierzyć. Dymitr się spóźnia? No ale z takiego powodu to ma usprawiedliwienie. Mogę sama napisać. Abe. Ty i te twoje wyczucie czasu. Mam nadzieję, że mimo rozmowy o treningach, dokończ lą to co zaczęli. A to "dymitrowate" i bielikowate" rozwala. Czekam na kolejny. I życzę weny. :-*
OdpowiedzUsuńJest! Dymitr rozmawia z mamą! "Synku" ❤😭 Matko, ja tylko czekam aż pojadą do Bai!!! 😭😭💙
OdpowiedzUsuńAbe! Przerwałeś im! I dlaczego masz zostać z Rose... Nie, to chyba nie jest dobry pomysł... 😂😂😂
"Dymitrowate" 😂😂 Podoba mi się to 😂😂😂❤❤❤❤💙💙💙💖 Genialne 😂
Czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam i życzę duużo weny 💖
Dymitr nareszcie. Musicie tam jechać jak najszybciej. Abe jak zawsze idealne wyczucie czasu. Żmij chce rozmawiać z Rose. Zapowiada się ciekawie. Super
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.