-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Było
ciemno. Ostatnie co zobaczyłam to zmieniające się oczy Dymitra. Od
błysku z wyczekiwania do powagi strażnika. Wstałam szybko z kolan
i skierowałam się do przyjaciółki.
-Lissa!- wrzasnęłam podbiegając do niej.- Popatrz na mnie!
Ktoś stanął obok mnie- Christian. Miał poważny wyraz twarzy, z jego dłoni uwalniał się niewielki płomień, którym podświetlił twarz dziewczyny. Miała zamknięte oczy i niewielkie drgawki. Nie wiedziałam co jej jest, czułam się bezradna. Miałam wrażenie, że w auli nikomu innemu nie dzieje się krzywda. Za to niektórzy strażnicy obstawili drzwi, okna, czułam, że wszyscy są gotowi do walki. Nie było jednak z kim się zmierzyć. Mimo to w pomieszczeniu panowało nieznośne napięcie. Niespodziewanie Lissa otworzyłam oczy i uśmiechnęła się, ale to nie był uśmiech mojej przyjaciółki. Ten był obcy i złośliwy.
-Rose,- powiedziała- wreszcie cię widzę. Nikt nam nie przeszkadza.
Liss ponownie zamknęła oczy. Teraz zacisnęła również zęby. Złapałam jej dłoń, była niezwykle zimna. Opadła na fotel. Leżała spokojnie bez najmniejszego ruchu. Oddychała i to mi wystarczyło. Obok mnie znalazło się już trzech innych strażników Królowej.
-Trzeba ją przenieść do szpitala- zarządziłam.
Rozejrzałam się by znaleźć Dymitra. Nie widziałam go, ale zaufałam, że daje sobie radę. Christian zniknął gdzieś w tłumie strażników. Jeden z mężczyzn podniósł Lissę. Ruszyłam przodem i pędem udaliśmy się do wyjścia z sali.
-Ile osób wychodzi?- spytała jakaś strażniczka stojąca przy drzwiach.
-Trzy!- wykrzyknęłam w odpowiedzi- Ewakuujemy Królową!
Otworzyli nam i wybiegliśmy z sali. Liczyłam na to, że Lissa tylko zemdlała, ale chciałam ją zabrać jak najdalej od tłumu. Korytarze również były pełne. Moroje byli spokojni i dopiero, gdy przebiegliśmy obok nich wybuchło za nami zamieszanie. Jakbyśmy stali się plagą- burzą niosącą straszne zniszczenia. Wpadliśmy do szpitala.
-Jest tu kto?!- byłam strasznie rozdrażniona.
Na korytarz wyszedł Ambroży.
-Rose?- zdziwił się- Coś poważnego?
Podeszliśmy do niego z Lissą. Od razu zyskał odpowiedź na swoje pytanie.
-Zaprowadzę was do prywatnej sali- korytarz wydawał się niemiłosiernie długi.
W końcu weszliśmy do pomieszczenia, ułożyliśmy Lissę na łóżku, a Ambroży pognał po lekarza. Opadłam na fotel i spojrzałam na przyjaciółkę, mogłam tylko czekać, nie potrafiłam jej pomóc. Zamknęłam oczy i postanowiłam się trochę uspokoić. Wyobraziłam sobie Dymitra. Moje odważnego Dymitra, który teraz na pewno się martwił. Tak strasznie chciałam żeby był obok. Najlepiej z Christianem, który trzymałby Lissę za rękę. Zapewne obydwaj stali na środku auli i starali się zakończyć radę. Strażnicy mają żelazne nerwy, wiedzieli, że zgasło światło, ale nic poza tym. Krolowa jest już bezpieczna i ta wiedza im wystarczy. Zmobilizowani byli dokończyć radę, gdy tylko przywrócą prąd.
-Adrian- usłyszałam głos Lissy.
Gwałtownie wstałam i kucnęłam przy łóżku.
-Adrian- mruczała dalej.
Jednak dobrze, że nie było tu Christina- nieźle by się teraz wkurzył. Wyszłam przed pokój, gdzie stał strażnik, który przyniósł tu Królową. W tej chwili już go poznałam.
-Strażniku Conner, poszedłbyś po Adriana Iwaszkowa?
-Królowa o niego prosi?- zdziwił się.
-Można to tak ująć. Jest bardzo słaba, ale nie podważę słów Królowej, pewnie wie co robi.
Conner kiwnął głową i ruszył do wyjścia. Był dobrym strażnikiem. Miał na oko z czterdziestkę, ale nigdy nie traktował mnie jak młodszą, dlatego współpracowaliśmy zgodnie. Usłyszałam szept Lissy, więc wróciłam do niej.
-Adrian?- spytała słysząc moje kroki, patrzyła w sufit.
-Lissa!- wrzasnęłam podbiegając do niej.- Popatrz na mnie!
Ktoś stanął obok mnie- Christian. Miał poważny wyraz twarzy, z jego dłoni uwalniał się niewielki płomień, którym podświetlił twarz dziewczyny. Miała zamknięte oczy i niewielkie drgawki. Nie wiedziałam co jej jest, czułam się bezradna. Miałam wrażenie, że w auli nikomu innemu nie dzieje się krzywda. Za to niektórzy strażnicy obstawili drzwi, okna, czułam, że wszyscy są gotowi do walki. Nie było jednak z kim się zmierzyć. Mimo to w pomieszczeniu panowało nieznośne napięcie. Niespodziewanie Lissa otworzyłam oczy i uśmiechnęła się, ale to nie był uśmiech mojej przyjaciółki. Ten był obcy i złośliwy.
-Rose,- powiedziała- wreszcie cię widzę. Nikt nam nie przeszkadza.
Liss ponownie zamknęła oczy. Teraz zacisnęła również zęby. Złapałam jej dłoń, była niezwykle zimna. Opadła na fotel. Leżała spokojnie bez najmniejszego ruchu. Oddychała i to mi wystarczyło. Obok mnie znalazło się już trzech innych strażników Królowej.
-Trzeba ją przenieść do szpitala- zarządziłam.
Rozejrzałam się by znaleźć Dymitra. Nie widziałam go, ale zaufałam, że daje sobie radę. Christian zniknął gdzieś w tłumie strażników. Jeden z mężczyzn podniósł Lissę. Ruszyłam przodem i pędem udaliśmy się do wyjścia z sali.
-Ile osób wychodzi?- spytała jakaś strażniczka stojąca przy drzwiach.
-Trzy!- wykrzyknęłam w odpowiedzi- Ewakuujemy Królową!
Otworzyli nam i wybiegliśmy z sali. Liczyłam na to, że Lissa tylko zemdlała, ale chciałam ją zabrać jak najdalej od tłumu. Korytarze również były pełne. Moroje byli spokojni i dopiero, gdy przebiegliśmy obok nich wybuchło za nami zamieszanie. Jakbyśmy stali się plagą- burzą niosącą straszne zniszczenia. Wpadliśmy do szpitala.
-Jest tu kto?!- byłam strasznie rozdrażniona.
Na korytarz wyszedł Ambroży.
-Rose?- zdziwił się- Coś poważnego?
Podeszliśmy do niego z Lissą. Od razu zyskał odpowiedź na swoje pytanie.
-Zaprowadzę was do prywatnej sali- korytarz wydawał się niemiłosiernie długi.
W końcu weszliśmy do pomieszczenia, ułożyliśmy Lissę na łóżku, a Ambroży pognał po lekarza. Opadłam na fotel i spojrzałam na przyjaciółkę, mogłam tylko czekać, nie potrafiłam jej pomóc. Zamknęłam oczy i postanowiłam się trochę uspokoić. Wyobraziłam sobie Dymitra. Moje odważnego Dymitra, który teraz na pewno się martwił. Tak strasznie chciałam żeby był obok. Najlepiej z Christianem, który trzymałby Lissę za rękę. Zapewne obydwaj stali na środku auli i starali się zakończyć radę. Strażnicy mają żelazne nerwy, wiedzieli, że zgasło światło, ale nic poza tym. Krolowa jest już bezpieczna i ta wiedza im wystarczy. Zmobilizowani byli dokończyć radę, gdy tylko przywrócą prąd.
-Adrian- usłyszałam głos Lissy.
Gwałtownie wstałam i kucnęłam przy łóżku.
-Adrian- mruczała dalej.
Jednak dobrze, że nie było tu Christina- nieźle by się teraz wkurzył. Wyszłam przed pokój, gdzie stał strażnik, który przyniósł tu Królową. W tej chwili już go poznałam.
-Strażniku Conner, poszedłbyś po Adriana Iwaszkowa?
-Królowa o niego prosi?- zdziwił się.
-Można to tak ująć. Jest bardzo słaba, ale nie podważę słów Królowej, pewnie wie co robi.
Conner kiwnął głową i ruszył do wyjścia. Był dobrym strażnikiem. Miał na oko z czterdziestkę, ale nigdy nie traktował mnie jak młodszą, dlatego współpracowaliśmy zgodnie. Usłyszałam szept Lissy, więc wróciłam do niej.
-Adrian?- spytała słysząc moje kroki, patrzyła w sufit.
To,
że była spokojna sprawiło mi olbrzymią ulgę.
-Rose- odpowiedziałam siadając obok łóżka.
Obróciła głowę w moją stronę i uśmiechnęła się lekko.
-Tak cię przepraszam. To co zrobił strażnik Bielikow było piękne. Można wam już gratulować?
-To było piękne, ale nie ma czego gratulować. Nic nie odpowiedziałam. Mów lepiej jak się czujesz- ponagliłam ją.
-Strasznie, przerwałam zaręczyny mojej najlepszej przyjaciółce!- użalała się.
-Liss na odpowiedź przyjdzie czas, a ty mów o stanie fizycznym. To był Robert, prawda?
-Głowa mi pęka i muszę porozmawiać z Adrianem. Zabolała mnie kiedy wyszłaś na środek.
-Nie mydl mi oczu, powiedz wprost. Robert?
-Tak, Rose. Czułam się jakby wszedł mi do głowy, słyszałam jak do mnie krzyczysz, potem patrzyłam na ciebie, ale wiedziałam, że on widzi wyraźniej, że on słyszy lepiej- napłynęły jej łzy do oczu.- To tak bolało... A chciałam być silna! Nie chciałam przerwać jednej z najważniejszych chwil moich przyjaciół, ale nie dałam rady! Jestem słaba!
-Jesteś zmęczona używaniem mocy ducha- odparłam pocieszająco.- Starałaś się postawić mentalny mur pomiędzy sobą, a doświadczonym w tej dziedzinie mężczyzną i udało ci się. Pomimo bólu, dałaś radę. Może nie jesteś silna, za to jesteś potężna.
Do sali wszedł lekarz i poprosił żebym poczekała na korytarzu. Widziałam, że jego diagnoza nic nie da, przez moc ducha nic nie wyjdzie na jaw. Nie miała fizycznych obrażeń. Udałam się jednak do poczekalni. Ledwo zajęłam miejsce na niebieskim, plastikowym krzesełku kiedy wpadł Adrian.
-Rose,- zawołał dostrzegając mnie- mogę do niej wejść?
-Musisz poczekać, lekarz robi jej badania kontrolne. Usiądź- pokazałam mu głową miejsce obok.
Podszedł spięty, jakby przypomniał sobie jakie mamy ostatnio relacje.
-Ona widziała Roberta- powiedział siadając.
-A ja widziałam ją, masz mnie za idiotkę?! Wiem co widziała, nie musisz mówić- miałam nadzieję, że rozjaśniłam mu nieco na tym polu.
Nie będzie udawał przede mną mądrali! Potrafię łączyć fakty, więc niech nie bierze mnie za dziecko!
-Tak dla jasności,- dodałam- to Lissa cię wołała, nie ja. Nie musimy rozmawiać.
-Byłem na sali, kiedy wyszłaś- wywróciłam oczami orientując się, że nie zamknie ust.- Bielikow, on...
-Można już wchodzić- przerwał mu lekarz podchodząc do nas.- Królowa ma wszystkie wyniki w normie. Może wyjść jeszcze dziś, ale musi stawić się jutro na kontrolę- uśmiechnął się do nas uprzejmie i odwrócił się.
Iwaszkow ruszył do sali Lissy.
-Adrian, zaczekaj!- złapałam go za ramię- Co z Dymitrem?
Spojrzał na mnie rozdrażniony. Poczułam się głupio, że w chwili, gdy moja przyjaciółka cierpi ja myślę o bezpiecznym i potrafiącym się bronić strażniku. Zreflektowałam się szybko. Oczywiście, że o nim myślę, to nic dziwnego!
-Porwał tłumy, chyba zostanie prezydentem- odparł niechętnie i ironicznie, po czym wszedł do pomieszczenia, w którym była Lissa.
Stałam na korytarzu niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Pomijając, że moroj powiedział to tak złośliwie wiadomość była dobra. Jeżeli Dymitrowi udało przekonać się większość, sprawa pójdzie z marszu. Bardzo chciałam być teraz na sali. Przywołałam się do porządku- mam większe zmartwienia. Weszłam za Adrianem.
Przyjaciółka cieszyła się z jego towarzystwa bardziej niż mojego. Moroj usiadł na krześle w zasięgu wzroku wciąż leżącej Lissy i już miał coś powiedzieć, kiedy spojrzał na mnie i z powrotem zamknął usta.
-Rose, zostawisz nas samych?- spytała spokojnie Liss.
-Żartujesz chyba?!- patrzyłam na nią jak na kogoś obcego.- Muszę wiedzieć więcej! Po co te tajemnice? Dam sobie radę z trudnymi informacjami.
-Chciałabyś tropić Roberta czy Avery? No wiesz, działać?- powiedział Adrian wstając.
-Chciałabym!
-Tego się właśnie obawiamy- dodał rozkładając ręce.
Myślałam, że mu przywalę. Przydałby mu się porządny siniak. Najlepiej na oku. Czy oni nie widzą, że jestem rozważna?!
-Czego wobec tego ode mnie oczekujcie?- spytałam podchodząc do niego.
Dzieliły nas nasze oddechy pełne nienawiści. Rzucaliśmy sobie wściekłe spojrzenia.
-Że nam zaufasz? Jeżeli nie mi i Lissie to chociaż Dymitrowi- odparł.
-To mój słaby punkt przestań!- nie powinien sięgać po takie argumenty.
-No właśnie Bielikow jest twoją słabością!- czy on mi robi wyrzuty?!
-Nie zmieniaj tematu!
-To nawiązuje do tego tematu!
-Adrian mówmy o tym co najważniejsze- odparłam zrezygnowana.
-Bielikow nie jest najważniejszy, wreszcie słuszne słowa Rose Hathaway!
Nie mogłam puścić tego zdania w niepamięć. Moja pięść powędrowała ku jego twarzy. Złapał ją. Otwartą dłonią wyhamował moją pięść tuż przed swoim nosem. Myślałam, że tylko Dymitr tak potrafi, że tylko on ma taki refleks.
-Dymitr!- wykrzyknęłam.
-Oj Mała Dampirzyco, mylą ci się osoby- powiedział wyraźnie z siebie zadowolony.
-W życiu nie pomyliłabym z nikim Dymitra- prychnęłam.- Chodziło mi o to- wyrwałam pięść z jego zaciśniętej dłoni.- Dymitr, on cię tego nauczył.
Widziałam strach na twarzy Adriana. Zgadłam, nie byłam tego pewna, a jednak. Tylko po co to? Czemu Dymitr go trenuje?
-Rose- odpowiedziałam siadając obok łóżka.
Obróciła głowę w moją stronę i uśmiechnęła się lekko.
-Tak cię przepraszam. To co zrobił strażnik Bielikow było piękne. Można wam już gratulować?
-To było piękne, ale nie ma czego gratulować. Nic nie odpowiedziałam. Mów lepiej jak się czujesz- ponagliłam ją.
-Strasznie, przerwałam zaręczyny mojej najlepszej przyjaciółce!- użalała się.
-Liss na odpowiedź przyjdzie czas, a ty mów o stanie fizycznym. To był Robert, prawda?
-Głowa mi pęka i muszę porozmawiać z Adrianem. Zabolała mnie kiedy wyszłaś na środek.
-Nie mydl mi oczu, powiedz wprost. Robert?
-Tak, Rose. Czułam się jakby wszedł mi do głowy, słyszałam jak do mnie krzyczysz, potem patrzyłam na ciebie, ale wiedziałam, że on widzi wyraźniej, że on słyszy lepiej- napłynęły jej łzy do oczu.- To tak bolało... A chciałam być silna! Nie chciałam przerwać jednej z najważniejszych chwil moich przyjaciół, ale nie dałam rady! Jestem słaba!
-Jesteś zmęczona używaniem mocy ducha- odparłam pocieszająco.- Starałaś się postawić mentalny mur pomiędzy sobą, a doświadczonym w tej dziedzinie mężczyzną i udało ci się. Pomimo bólu, dałaś radę. Może nie jesteś silna, za to jesteś potężna.
Do sali wszedł lekarz i poprosił żebym poczekała na korytarzu. Widziałam, że jego diagnoza nic nie da, przez moc ducha nic nie wyjdzie na jaw. Nie miała fizycznych obrażeń. Udałam się jednak do poczekalni. Ledwo zajęłam miejsce na niebieskim, plastikowym krzesełku kiedy wpadł Adrian.
-Rose,- zawołał dostrzegając mnie- mogę do niej wejść?
-Musisz poczekać, lekarz robi jej badania kontrolne. Usiądź- pokazałam mu głową miejsce obok.
Podszedł spięty, jakby przypomniał sobie jakie mamy ostatnio relacje.
-Ona widziała Roberta- powiedział siadając.
-A ja widziałam ją, masz mnie za idiotkę?! Wiem co widziała, nie musisz mówić- miałam nadzieję, że rozjaśniłam mu nieco na tym polu.
Nie będzie udawał przede mną mądrali! Potrafię łączyć fakty, więc niech nie bierze mnie za dziecko!
-Tak dla jasności,- dodałam- to Lissa cię wołała, nie ja. Nie musimy rozmawiać.
-Byłem na sali, kiedy wyszłaś- wywróciłam oczami orientując się, że nie zamknie ust.- Bielikow, on...
-Można już wchodzić- przerwał mu lekarz podchodząc do nas.- Królowa ma wszystkie wyniki w normie. Może wyjść jeszcze dziś, ale musi stawić się jutro na kontrolę- uśmiechnął się do nas uprzejmie i odwrócił się.
Iwaszkow ruszył do sali Lissy.
-Adrian, zaczekaj!- złapałam go za ramię- Co z Dymitrem?
Spojrzał na mnie rozdrażniony. Poczułam się głupio, że w chwili, gdy moja przyjaciółka cierpi ja myślę o bezpiecznym i potrafiącym się bronić strażniku. Zreflektowałam się szybko. Oczywiście, że o nim myślę, to nic dziwnego!
-Porwał tłumy, chyba zostanie prezydentem- odparł niechętnie i ironicznie, po czym wszedł do pomieszczenia, w którym była Lissa.
Stałam na korytarzu niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Pomijając, że moroj powiedział to tak złośliwie wiadomość była dobra. Jeżeli Dymitrowi udało przekonać się większość, sprawa pójdzie z marszu. Bardzo chciałam być teraz na sali. Przywołałam się do porządku- mam większe zmartwienia. Weszłam za Adrianem.
Przyjaciółka cieszyła się z jego towarzystwa bardziej niż mojego. Moroj usiadł na krześle w zasięgu wzroku wciąż leżącej Lissy i już miał coś powiedzieć, kiedy spojrzał na mnie i z powrotem zamknął usta.
-Rose, zostawisz nas samych?- spytała spokojnie Liss.
-Żartujesz chyba?!- patrzyłam na nią jak na kogoś obcego.- Muszę wiedzieć więcej! Po co te tajemnice? Dam sobie radę z trudnymi informacjami.
-Chciałabyś tropić Roberta czy Avery? No wiesz, działać?- powiedział Adrian wstając.
-Chciałabym!
-Tego się właśnie obawiamy- dodał rozkładając ręce.
Myślałam, że mu przywalę. Przydałby mu się porządny siniak. Najlepiej na oku. Czy oni nie widzą, że jestem rozważna?!
-Czego wobec tego ode mnie oczekujcie?- spytałam podchodząc do niego.
Dzieliły nas nasze oddechy pełne nienawiści. Rzucaliśmy sobie wściekłe spojrzenia.
-Że nam zaufasz? Jeżeli nie mi i Lissie to chociaż Dymitrowi- odparł.
-To mój słaby punkt przestań!- nie powinien sięgać po takie argumenty.
-No właśnie Bielikow jest twoją słabością!- czy on mi robi wyrzuty?!
-Nie zmieniaj tematu!
-To nawiązuje do tego tematu!
-Adrian mówmy o tym co najważniejsze- odparłam zrezygnowana.
-Bielikow nie jest najważniejszy, wreszcie słuszne słowa Rose Hathaway!
Nie mogłam puścić tego zdania w niepamięć. Moja pięść powędrowała ku jego twarzy. Złapał ją. Otwartą dłonią wyhamował moją pięść tuż przed swoim nosem. Myślałam, że tylko Dymitr tak potrafi, że tylko on ma taki refleks.
-Dymitr!- wykrzyknęłam.
-Oj Mała Dampirzyco, mylą ci się osoby- powiedział wyraźnie z siebie zadowolony.
-W życiu nie pomyliłabym z nikim Dymitra- prychnęłam.- Chodziło mi o to- wyrwałam pięść z jego zaciśniętej dłoni.- Dymitr, on cię tego nauczył.
Widziałam strach na twarzy Adriana. Zgadłam, nie byłam tego pewna, a jednak. Tylko po co to? Czemu Dymitr go trenuje?
Ohoho... Co to za tajemnice? Lissa i Adrian. Dymitr i Adrian!?!?! Bielikow ja cie ubóstwiam, ale TY SZKOLISZ IWASZKOVA?!?!?! SERIO?!?! O matko... Biedna Rose co oni ci robią.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Lissa, nie, nie Lissa, Robert. Szkoda, że Robert przerwał zaręczyny. Przecież to mogły być najmocniejsze zaręczyny Romitri. Wredny Doru...
Bosko, czekam na następny rozdział!
Robi się coraz ciekawiej. Bielikow i Iwaszkow na jednej sali trenują walkę? Dziwne, że Adrian jeszcze nie wylądował w szpitalu. Czemu nie chcą wtajemniczyć Rose? Aż tak impulsywna nie jest. I co wyprawia ten Robert. Naprawdę, on ma tak samo idealne wyczucie czasu co Abe, tyle że nie wykorzystuje tego dla dobra innych. Mam nadzieję, że wszystko jakoś się wyjaśni. No i oczywiście czekam na zakończenie zaręczyn. Chyba najdłuższych na świecie. To musi być okropne tak czekać w niepewności cały dzień. Ale Dymitr nie powinien mieć wątpliwości co usłyszy. W końcu kto oparł by się takiemu facetowi. ♡♥♡♥♡♥♡♥♡♥
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i życzę weny. :-*
Serio Adrian uczy się od Dymitra? Przecież oni się nie lubią. Ale jak chodzi o Rose to się potrafią zgodzić. Dobrze że Liss jest cała. Robert jak mogłeś przerwać im zaręczyny? Super rozdział. Nie mogę się doczekać next.
OdpowiedzUsuńPrzeklęty Robert musiał zniszczyć taką chwilę. Jestem w szoku, że Iwaszkow jest szkolony przez Dymitra a to oznacza że zagrożenie jest bardzo poważne. Z każdym rozdziałem opowiadanie wciąga mnie co raz bardziej.
OdpowiedzUsuń