Mańka! Dziękuję, za przypomnienie :D
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Spóźniona
biegłam na salę przez korytarze dworu. Dymitr był już pewnie w
auli. Wyszłam chwilę później, ponieważ musiałam się przebrać.
Przyspieszyłam modląc się bym zdążyła na głosowanie.
Gdy wpadłam na salę, wszyscy bili brawo. Zdziwiło mnie to, ale ruszyłam pewnie by stanąć przy ścianie- wszystkie miejsca były już zajęte. Dymitr stał na środku z Lissą, Albertą i ojcem Iwaszkowa. Bielikow ubrany był w koszulę i spodnie identyczne jak wszyscy strażnicy. Miał jednak swój prochowiec, który tak uwielbiał i rozpuszczone włosy. Wyglądał bardzo przystojnie. Nie zakrył tego ( a wręcz podkreślił) bacznym spojrzeniem i nieprzystępną miną.
Liss ubrana była w srebrną, kobiecą sukienkę, podkreślającą jej szczupłą figurę i zielone oczy. Wydawała się dumna i pełna wdzięku. Uśmiechała się szczerze do strażników.
-Dobrze, kontynuujmy- rozbrzmiał głos Królowej przez mikrofon.- Chciałam żebyśmy skupili się na wczorajszej kwestii urlopów strażników będących w związku... Oczywiście urlopy będą przydzielane w jednym czasie tylko wtedy, gdy obie strony będą chętne. Strażnicy dalej będą załatwiali to na własną rękę. Jeżeli zechcą zyskać urlop że swoją drugą połówką planowanie odbędzie się wcześniej. Trzeba będzie znaleźć zastępstwa. Gdy jedna ze stron bierze wolne, druga nie będzie o tym powiadamiana. Liczę, że strażnicy dogadają się co do tego na własną rękę. Co do przydziału podopiecznych, to mile widziane są propozycje takich par. Moroje muszą jednak wyrazić zgodę, na strażnika będącego w związku z innym. Sprzeciw podopiecznego nie oznacza, że związek zostanie zakończony na mocy prawa. Absolutnie. Oznacza to, że trzeba szukać innego, godzącego się na to moroja, który musi znać status związku swoich strażników. To wszystkie sporne punkty z wczoraj mam nadzieję, że wszyscy są gotowi do głosowania. Wszystkie głosy zostaną podliczone. Tak, więc oficjalnie pytam wreszcie: kto popiera dane zmiany?
Poczułam jak galopuje mi serce. Na sali zrobiło się strasznie gorąco. Napięcie było nieznośne, nikt nie chciał zgłosić się pierwszy.
Gdy wpadłam na salę, wszyscy bili brawo. Zdziwiło mnie to, ale ruszyłam pewnie by stanąć przy ścianie- wszystkie miejsca były już zajęte. Dymitr stał na środku z Lissą, Albertą i ojcem Iwaszkowa. Bielikow ubrany był w koszulę i spodnie identyczne jak wszyscy strażnicy. Miał jednak swój prochowiec, który tak uwielbiał i rozpuszczone włosy. Wyglądał bardzo przystojnie. Nie zakrył tego ( a wręcz podkreślił) bacznym spojrzeniem i nieprzystępną miną.
Liss ubrana była w srebrną, kobiecą sukienkę, podkreślającą jej szczupłą figurę i zielone oczy. Wydawała się dumna i pełna wdzięku. Uśmiechała się szczerze do strażników.
-Dobrze, kontynuujmy- rozbrzmiał głos Królowej przez mikrofon.- Chciałam żebyśmy skupili się na wczorajszej kwestii urlopów strażników będących w związku... Oczywiście urlopy będą przydzielane w jednym czasie tylko wtedy, gdy obie strony będą chętne. Strażnicy dalej będą załatwiali to na własną rękę. Jeżeli zechcą zyskać urlop że swoją drugą połówką planowanie odbędzie się wcześniej. Trzeba będzie znaleźć zastępstwa. Gdy jedna ze stron bierze wolne, druga nie będzie o tym powiadamiana. Liczę, że strażnicy dogadają się co do tego na własną rękę. Co do przydziału podopiecznych, to mile widziane są propozycje takich par. Moroje muszą jednak wyrazić zgodę, na strażnika będącego w związku z innym. Sprzeciw podopiecznego nie oznacza, że związek zostanie zakończony na mocy prawa. Absolutnie. Oznacza to, że trzeba szukać innego, godzącego się na to moroja, który musi znać status związku swoich strażników. To wszystkie sporne punkty z wczoraj mam nadzieję, że wszyscy są gotowi do głosowania. Wszystkie głosy zostaną podliczone. Tak, więc oficjalnie pytam wreszcie: kto popiera dane zmiany?
Poczułam jak galopuje mi serce. Na sali zrobiło się strasznie gorąco. Napięcie było nieznośne, nikt nie chciał zgłosić się pierwszy.
Nic
więcej nie pamiętam.
Otworzyłam oczy w naszej sypialni. Zemdlałam w jednym z najważniejszych momentów w życiu! Nic nie pamiętałam! Nawet jak się tu znalazłam. Spodziewałam się, że na pewnym etapie pomógł mi Dymitr. Nikt inny nie przyniósłby mnie tutaj. Wątpiłam żeby Bielikow się na to zgodził. Właśnie! Gdzie on jest?! Za oknami było ciemno, spodziewałam się, że obecnie przebywa na radzie morojów. Trzeba czekać aż wróci... Dopiero by się zdenerwował gdyby mnie nie było w mieszkaniu po jego powrocie. Nie mogłam jednak leżeć.
Wstałam i ruszyłam do salonu. Nie umknęło mojej uwadze, że ubrana byłam w piżamę. Stanęłam nagle bacznie przyglądając się wieszakowi w przedpokoju.
-Dymitr!- zawołałam widząc jego prochowiec.
-Roza?- wyszedł do mnie.
Zaczął mówić coś szybko po Rosyjsku podchodząc do mnie i biorąc mnie na ręce. Zaniósł mnie do sypialni i położył na łóżku.
-Czy ty, Towarzyszu przeklinałeś?- chciał się wyprostować ale mocno przytrzymałam jego szyję.
-Nie możesz jeszcze wstawać, bo jest ryzyko, że znowu zasłabniesz. Wiele godzin byłaś nieprzytomna. Za drugim razem mogę cię już nie złapać- cmoknął mnie w czoło.
-Jak zdołałeś za pierwszym?
-Obserwowałem cię, zbladłaś gdy Królowa wspomniała o głosowaniu. Szedłem żeby ci powiedzieć, że moje miejsce jest wolne. Niewiele brakowało, a uderzyłabyś o ziemię.
-Testowałam twój refleks- zażartowałam.
-Znajdź inny sposób, przez ten o mało serce mi nie stanęło.
Wtuliłam twarz w jego szyję.
-Trochę mi tak niewygodnie- Dymitr w dalszym ciągu pochylał się nade mną.
Wyprostował się i już miałam protestować, kiedy położył się obok.
-Czemu dzisiaj wszyscy klaskali?- spytałam bawiąc się jego włosami.
-Moroje poparli ustawę o nowicjuszach.
-A co z nami?- Dymitr gwałtownie wciągnął powietrze, kiedy ścisnęłam jego przedramię.
Spojrzałam na jego rękę- cały czas miał tam opatrunek po moim ataku.
-Przepraszam, ja nie...
-Rose, wiem. Zaskoczyłaś mnie, to normalnie wcale nie boli. Głosowanie odbyło się.
Patrzyłam na niego wyczekując tej upragnionej odpowiedzi.
-Nie,- powiedział, a ja poczułam napływające łzy do oczu- nie pozbędziesz się mnie tak łatwo- zaśmiał się.- Jesteśmy oficjalnie parą jednomyślnie zaakceptowaną przez wszystkich strażników.
Myślałam, że mu czymś przywalę. Szybko wyjęłam poduszkę z pod głowy i uderzyłam go.
-Żartowniś się znalazł!- usłyszałam stłumiony śmiech Dymitra.
Obrócił się na bok i również chwycił swoją poduszkę.
-A ty już chciałaś płakać?- uderzyłam go znowu, ale zasłonił się.- Myślisz, że mówiłbym najgorszą wiadomość takim tonem? Z takim spokojem? Gdyby zaprzeczyli pewnie bym już siedział w areszcie za bójki- śmiał się dalej.
-Z tobą to nigdy nie wiadomo! I kto to widział: Dymitr Bielikow zamknięty za bójki?!- zamachnęłam się poduszką.
-Oczywiście- odparł.
Strażnik usiadł na mnie okrakiem. Wiedziałam, że już się nie uwolnię. Położyłam sobie poduszkę na brzuchu żeby nie zaczął mnie łaskotać. Spojrzał na mnie rozbawiony.
-Oczywiście?!- prychnęłam.- Czemu to takie oczywiste?
-Bo to twój Dymitr Bielikow- odparł poważnie.
-Słucham?- spytałam wciągając gwałtownie powietrze.
-Mogę sobie być strażnikiem, ale to mój obowiązek. Nie patrz tak, wiem co mówię. Lubię swoją pracę. Gdyby ktoś chciał mnie jej pozbawić, walczyłbym. Bardziej jednak lubię ciebie, więc tu dopiero wybuchłoby powstanie.
-Tylko mnie lubisz?
-Nie wiesz co miałem na myśli?- udawał zdziwionego.
-Czy pan się że mną drażni, strażniku Bielikow?
-A czy pani mnie podpuszcza, strażniczko Hathaway?
-Nie wiesz do czego dążę, Dymitrze?
-Nie możesz już przestać, Rosemarie?
-Może mnie uciszysz?
Zrobił to. Nachylił się i pocałował. Poczułam radość napływającą z wielką siłą. Możemy być razem! Mogłabym pocałować go na oczach morojów, a oni o nic by nas nie oskarżyli. Uśmiechnęłam się podczas pocałunku, wiedziałam, że to wyczuł. Wyobraziłam sobie reakcję Dymitra, gdybym to zrobiła choćby przy okazji jakiegoś królewskiego bankietu. Uśmiechnęłam się szerzej.
-Rose,- przerwał na chwilę- wyśmiej się teraz, bo jak nie przestaniesz nie będę mógł kontynuować.
Przygryzłam wargę i pokiwałam głową nadal będąc w świetnym humorze.
-Co byś zrobił gdybym pocałowała cię w publicznym miejscu?- byłam szczerze ciekawa jego odpowiedzi.
-Zależy gdzie- stwierdził.
-Tutaj- uniosłam się na łokciach i cmoknęłam go w usta.
-Chodziło mi o miejsce, nie o część ciała. Chociaż jeśli chcesz odpowiedzi będziesz musiała to powtórzyć.
Ponownie uniosłam się na łokciach. Po chwili już miałam się odsunąć, kiedy on zmienił moje zamiary. Pogłębił pocałunek. Przekręciłam głowę i włożyłam ręce w jego miękkie włosy. Dymitr zaczął całować mnie wzdłuż linii żuchwy.
-To bym wtedy zrobił- szeptał przy moim uchu.- W tym momencie powiedziałbym pewnie coś zmysłowo by cię rozbawić. Ty zaśmiałabyś się niewinnie i wszyscy mężczyźni zaczęliby mi zazdrościć.
-Starannie to przemyślałeś, ty zawsze masz wszystko zaplanowane.
-Rose, myślisz, że do tej pory nie całowałem cię przy obcych, ponieważ zabraniało mi prawo?
Spojrzałam mu w oczy i dostrzegłam odpowiedź. Oczywiście, że nie z tego powodu. Nic nie powstrzymywało go przed oświadczynami, prawo nie wystarczyło by mnie nie pokochał. Śmiało mogłam pomyśleć, że przed pocałowaniem mnie publicznie nic nie stało mu na przeszkodzie. On po prostu tego nie chciał.
Uśmiechnęłam się pod nosem i przejechałam palcami po jego policzku.
-Inni inaczej by na ciebie patrzyli, prawda?- mruknęłam.
-Nie, Roza. To znaczy pewnie tak, ale nie to było głównym powodem. Po pierwsze: sam bym się zmienił, po drugie: zmieniliby patrzenie nie tylko na mnie, ale i ciebie, i nas- dodał po chwili.- Inaczej zachowywaliby się w naszej obecności.
-Zmieniłbyś się?- powtórzyłam to co wydawało mi się najważniejsze.
-Wyłapałaś to- odparł kręcąc głową.- Zawsze wychwycisz najistotniejsze- dodał bardziej do siebie.
Poczułam się doceniona, pewnie miał to na celu mówiąc głośno te słowa. Patrzyłam na niego z miłością i czułością.
-No kontynuuj- ponagliłam.
-Nie wiedziałbym potem jak się zachowywać, najprawdopodobniej stworzyłbym sobie nowy wizerunek.
-Zmieniłbyś mojego Dymitra!- udawałam oburzenie.
-A nie chciałabyś żebym się zmienił?- miałam wrażenie, że go tym zaskoczyłam.
-Jasne, że nie. Możesz mnie przy obcych nie całować bylebyś taki został- powiedziałam rozpinając jego koszulę i patrząc na tors.
-To by się akurat nie zmieniło- dłonią uniósł moją twarz bym patrzyła mu w oczy.- Nie zrobimy tego teraz.
-Żartujesz?- chyba zaczynałam się denerwować.
-Jest środek nocy, raptem godzinę temu byłaś nieprzytomna, zaraz przyjdzie Królowa, a jutro mamy dzień tylko dla siebie.
-Dodałeś to na pocieszenie- powiedziałam kładąc sobie pod głowę poduszkę.
-Bardziej dla siebie- przyznał czym mnie rozbawił.- Naprawdę chętnie spędziłbym z tobą ten czas- powiedział kładąc się przy mnie na boku.
Zaczęłam niechętnie zapinać guziki jego koszuli co wywołało lekki uśmiech na jego twarzy.
-Kocham cię- powiedział całując mnie w czoło.
-Proszę, proszę, teraz mnie kochasz! Jeszcze chwilę wcześniej nie chciałeś mi tego wyznać- mówiłam przytulając się do niego.
-Ciągle cię kocham, nie muszę ci tego mówić non stop.
-Mogłeś jeszcze dodać jedno słowo do tego pięknego zdania- stwierdziłam od niechcenia.
-Moje ulubione słowo- mruknął mi we włosy.- Pozwolisz, że się poprawię: kocham cię, Roza.
-Za moment się rozpłynę- jęknęłam.- Leżę u boku jedynego mężczyzny, którego kocham, którego mogę kochać! Na dodatek jest moim Dymitrem! Moim narzeczonym!- objęłam go mocniej w pasie.- Jeszcze nie narzeka, że będzie musiał przeze mnie prasować koszulę!
-Bo nie ma tyle tlenu w płucach żeby to powiedzieć. Rose, zapomniałaś jak silne masz ręce?
-Jesteśmy razem!- krzyknęłam.
-Odkąd się znamy tak było, tego strażnicy nie zmienili. Nie mają wpływu na nasze uczucia.
-Tylko nie gadki zen- uderzyłam głową w jego tors.- Moment! Strażnicy! Powiedziałeś, że byli jednomyślni?- kiwnął głową.- Moja matka była dzisiaj w auli?- spytałam.
-Zgłosiła się druga.
-Poparła nas!- mój głos był pełen niedowierzania.- A kto zgłosił się pierwszy?
Dymitr uśmiechnął się czule. Nagle jego mina stała się poważna.
-Jaki ostatni obraz zapamiętałaś przed zasłabnięciem?- zdziwiło mnie jego pytanie.
-Nie wiem, chyba Lissę rozpoczynającą głosowanie, albo niezdecydowany tłum.
-Kochanie, skup się proszę- Bielikow mówił niezwykle spokojnie.
Zależało mu na dokładnej odpowiedzi. Starałam się przypomnieć. Co to było? Tłum strażników? Tak! Nie? Tuż przed zamknięciem oczu, widziałam coś jeszcze. Wiem co to było, ale czy mogę to powiedzieć Dymitrowi? Nie chcę go tym męczyć. Może dobrze, że chociaż raz mam jakąś przewagę. Wiedzę, której oni nie mają. Jeśli przyznam to teraz, zaraz usłyszy to Lissa z Adrianem. Nie chcę tego. Jestem na nich zła, poza tym nigdy nie oczekiwałaby od nich pomocy.
-Co to było?- z rozmyślań wyrwał mnie głos Bielikowa.
Głos mojego mentora. On już wyczuł, że sobie przypomniałam.
-Niezdecydowany tłum strażników- skłamałam.
Usiadł gwałtownie i spojrzał mi prosto w oczy.
-Ty jesteś niezdecydowana. Rose, przecież ja to czuje.
Tak bym chciała żeby on to wykrzyczał! Nie miałabym wtedy tak wielkiego poczucia winy. Czemu nie puszczą mu nerwy?! Patrzy na mnie tak obojętnie, ale wszystkie mięśnie twarzy miał napięte.
-Nie wyglądasz jakbyś cokolwiek czuł- powiedziałam siadając naprzeciwko niego.
-Nie zmieniaj tematu. Co zobaczyłaś?
Powie Lissie, byłam tego pewna. Gdyby wiedział to tylko on przyznałabym się. Tak jest trudniej. Dużo trudniej. Dymitr był strasznie konkretny. To, że nie chcę mu powiedzieć już go na coś naprowadza. Możliwe, że wyobraża sobie gorsze scenariusze. Niepokojenie go nigdy nie było moim celem.
Zrezygnowana zamknęłam oczy i westchnęłam.
-Szaro- niebieskie oczy. Nic strasznego- dodałam lżej.
Prawda. Świństwem było jednak to, że doskonale wiedziałam do kogo należały, a przemilczałam ten fakt.
-Tylko oczy?- musiał się zdziwić, ale nie wysłyszałam tego.
Kiwnęłam głową, dalej mając przymknięte powieki.
-Czyje?
Cholera! Trzeba było od razu opisać obraz, a nie bawić się w ukrywanie tego. Dymitr jest zbyt inteligentny. Skoro nie przyznałam się natychmiast, (a oczy nie są niczym przerażającym) to musiałam coś ukrywać.
Pokręciłam głową.
-Rose,- mówił pewnie- kogo widziałaś?
Tak bardzo chciałam tam nie siedzieć. Kiedyś śniłabym o tym by siedzieć na łóżku naprzeciwko „boga Bielikowa”. Spojrzałam na niego- co było błędem. Czekał naprzeciwko mnie i patrzył z wyczekiwaniem. Nie mogłam się ruszyć. Samym wzrokiem sprawił, że nie mogłam wstać i odejść.
Wymówiłam to najciszej jak się dało. Marne pocieszenie... Wyłapał to natychmiast. Równie dobrze mogłam poruszać wargami i tak by to do niego dotarło.
-Avery.
Otworzyłam oczy w naszej sypialni. Zemdlałam w jednym z najważniejszych momentów w życiu! Nic nie pamiętałam! Nawet jak się tu znalazłam. Spodziewałam się, że na pewnym etapie pomógł mi Dymitr. Nikt inny nie przyniósłby mnie tutaj. Wątpiłam żeby Bielikow się na to zgodził. Właśnie! Gdzie on jest?! Za oknami było ciemno, spodziewałam się, że obecnie przebywa na radzie morojów. Trzeba czekać aż wróci... Dopiero by się zdenerwował gdyby mnie nie było w mieszkaniu po jego powrocie. Nie mogłam jednak leżeć.
Wstałam i ruszyłam do salonu. Nie umknęło mojej uwadze, że ubrana byłam w piżamę. Stanęłam nagle bacznie przyglądając się wieszakowi w przedpokoju.
-Dymitr!- zawołałam widząc jego prochowiec.
-Roza?- wyszedł do mnie.
Zaczął mówić coś szybko po Rosyjsku podchodząc do mnie i biorąc mnie na ręce. Zaniósł mnie do sypialni i położył na łóżku.
-Czy ty, Towarzyszu przeklinałeś?- chciał się wyprostować ale mocno przytrzymałam jego szyję.
-Nie możesz jeszcze wstawać, bo jest ryzyko, że znowu zasłabniesz. Wiele godzin byłaś nieprzytomna. Za drugim razem mogę cię już nie złapać- cmoknął mnie w czoło.
-Jak zdołałeś za pierwszym?
-Obserwowałem cię, zbladłaś gdy Królowa wspomniała o głosowaniu. Szedłem żeby ci powiedzieć, że moje miejsce jest wolne. Niewiele brakowało, a uderzyłabyś o ziemię.
-Testowałam twój refleks- zażartowałam.
-Znajdź inny sposób, przez ten o mało serce mi nie stanęło.
Wtuliłam twarz w jego szyję.
-Trochę mi tak niewygodnie- Dymitr w dalszym ciągu pochylał się nade mną.
Wyprostował się i już miałam protestować, kiedy położył się obok.
-Czemu dzisiaj wszyscy klaskali?- spytałam bawiąc się jego włosami.
-Moroje poparli ustawę o nowicjuszach.
-A co z nami?- Dymitr gwałtownie wciągnął powietrze, kiedy ścisnęłam jego przedramię.
Spojrzałam na jego rękę- cały czas miał tam opatrunek po moim ataku.
-Przepraszam, ja nie...
-Rose, wiem. Zaskoczyłaś mnie, to normalnie wcale nie boli. Głosowanie odbyło się.
Patrzyłam na niego wyczekując tej upragnionej odpowiedzi.
-Nie,- powiedział, a ja poczułam napływające łzy do oczu- nie pozbędziesz się mnie tak łatwo- zaśmiał się.- Jesteśmy oficjalnie parą jednomyślnie zaakceptowaną przez wszystkich strażników.
Myślałam, że mu czymś przywalę. Szybko wyjęłam poduszkę z pod głowy i uderzyłam go.
-Żartowniś się znalazł!- usłyszałam stłumiony śmiech Dymitra.
Obrócił się na bok i również chwycił swoją poduszkę.
-A ty już chciałaś płakać?- uderzyłam go znowu, ale zasłonił się.- Myślisz, że mówiłbym najgorszą wiadomość takim tonem? Z takim spokojem? Gdyby zaprzeczyli pewnie bym już siedział w areszcie za bójki- śmiał się dalej.
-Z tobą to nigdy nie wiadomo! I kto to widział: Dymitr Bielikow zamknięty za bójki?!- zamachnęłam się poduszką.
-Oczywiście- odparł.
Strażnik usiadł na mnie okrakiem. Wiedziałam, że już się nie uwolnię. Położyłam sobie poduszkę na brzuchu żeby nie zaczął mnie łaskotać. Spojrzał na mnie rozbawiony.
-Oczywiście?!- prychnęłam.- Czemu to takie oczywiste?
-Bo to twój Dymitr Bielikow- odparł poważnie.
-Słucham?- spytałam wciągając gwałtownie powietrze.
-Mogę sobie być strażnikiem, ale to mój obowiązek. Nie patrz tak, wiem co mówię. Lubię swoją pracę. Gdyby ktoś chciał mnie jej pozbawić, walczyłbym. Bardziej jednak lubię ciebie, więc tu dopiero wybuchłoby powstanie.
-Tylko mnie lubisz?
-Nie wiesz co miałem na myśli?- udawał zdziwionego.
-Czy pan się że mną drażni, strażniku Bielikow?
-A czy pani mnie podpuszcza, strażniczko Hathaway?
-Nie wiesz do czego dążę, Dymitrze?
-Nie możesz już przestać, Rosemarie?
-Może mnie uciszysz?
Zrobił to. Nachylił się i pocałował. Poczułam radość napływającą z wielką siłą. Możemy być razem! Mogłabym pocałować go na oczach morojów, a oni o nic by nas nie oskarżyli. Uśmiechnęłam się podczas pocałunku, wiedziałam, że to wyczuł. Wyobraziłam sobie reakcję Dymitra, gdybym to zrobiła choćby przy okazji jakiegoś królewskiego bankietu. Uśmiechnęłam się szerzej.
-Rose,- przerwał na chwilę- wyśmiej się teraz, bo jak nie przestaniesz nie będę mógł kontynuować.
Przygryzłam wargę i pokiwałam głową nadal będąc w świetnym humorze.
-Co byś zrobił gdybym pocałowała cię w publicznym miejscu?- byłam szczerze ciekawa jego odpowiedzi.
-Zależy gdzie- stwierdził.
-Tutaj- uniosłam się na łokciach i cmoknęłam go w usta.
-Chodziło mi o miejsce, nie o część ciała. Chociaż jeśli chcesz odpowiedzi będziesz musiała to powtórzyć.
Ponownie uniosłam się na łokciach. Po chwili już miałam się odsunąć, kiedy on zmienił moje zamiary. Pogłębił pocałunek. Przekręciłam głowę i włożyłam ręce w jego miękkie włosy. Dymitr zaczął całować mnie wzdłuż linii żuchwy.
-To bym wtedy zrobił- szeptał przy moim uchu.- W tym momencie powiedziałbym pewnie coś zmysłowo by cię rozbawić. Ty zaśmiałabyś się niewinnie i wszyscy mężczyźni zaczęliby mi zazdrościć.
-Starannie to przemyślałeś, ty zawsze masz wszystko zaplanowane.
-Rose, myślisz, że do tej pory nie całowałem cię przy obcych, ponieważ zabraniało mi prawo?
Spojrzałam mu w oczy i dostrzegłam odpowiedź. Oczywiście, że nie z tego powodu. Nic nie powstrzymywało go przed oświadczynami, prawo nie wystarczyło by mnie nie pokochał. Śmiało mogłam pomyśleć, że przed pocałowaniem mnie publicznie nic nie stało mu na przeszkodzie. On po prostu tego nie chciał.
Uśmiechnęłam się pod nosem i przejechałam palcami po jego policzku.
-Inni inaczej by na ciebie patrzyli, prawda?- mruknęłam.
-Nie, Roza. To znaczy pewnie tak, ale nie to było głównym powodem. Po pierwsze: sam bym się zmienił, po drugie: zmieniliby patrzenie nie tylko na mnie, ale i ciebie, i nas- dodał po chwili.- Inaczej zachowywaliby się w naszej obecności.
-Zmieniłbyś się?- powtórzyłam to co wydawało mi się najważniejsze.
-Wyłapałaś to- odparł kręcąc głową.- Zawsze wychwycisz najistotniejsze- dodał bardziej do siebie.
Poczułam się doceniona, pewnie miał to na celu mówiąc głośno te słowa. Patrzyłam na niego z miłością i czułością.
-No kontynuuj- ponagliłam.
-Nie wiedziałbym potem jak się zachowywać, najprawdopodobniej stworzyłbym sobie nowy wizerunek.
-Zmieniłbyś mojego Dymitra!- udawałam oburzenie.
-A nie chciałabyś żebym się zmienił?- miałam wrażenie, że go tym zaskoczyłam.
-Jasne, że nie. Możesz mnie przy obcych nie całować bylebyś taki został- powiedziałam rozpinając jego koszulę i patrząc na tors.
-To by się akurat nie zmieniło- dłonią uniósł moją twarz bym patrzyła mu w oczy.- Nie zrobimy tego teraz.
-Żartujesz?- chyba zaczynałam się denerwować.
-Jest środek nocy, raptem godzinę temu byłaś nieprzytomna, zaraz przyjdzie Królowa, a jutro mamy dzień tylko dla siebie.
-Dodałeś to na pocieszenie- powiedziałam kładąc sobie pod głowę poduszkę.
-Bardziej dla siebie- przyznał czym mnie rozbawił.- Naprawdę chętnie spędziłbym z tobą ten czas- powiedział kładąc się przy mnie na boku.
Zaczęłam niechętnie zapinać guziki jego koszuli co wywołało lekki uśmiech na jego twarzy.
-Kocham cię- powiedział całując mnie w czoło.
-Proszę, proszę, teraz mnie kochasz! Jeszcze chwilę wcześniej nie chciałeś mi tego wyznać- mówiłam przytulając się do niego.
-Ciągle cię kocham, nie muszę ci tego mówić non stop.
-Mogłeś jeszcze dodać jedno słowo do tego pięknego zdania- stwierdziłam od niechcenia.
-Moje ulubione słowo- mruknął mi we włosy.- Pozwolisz, że się poprawię: kocham cię, Roza.
-Za moment się rozpłynę- jęknęłam.- Leżę u boku jedynego mężczyzny, którego kocham, którego mogę kochać! Na dodatek jest moim Dymitrem! Moim narzeczonym!- objęłam go mocniej w pasie.- Jeszcze nie narzeka, że będzie musiał przeze mnie prasować koszulę!
-Bo nie ma tyle tlenu w płucach żeby to powiedzieć. Rose, zapomniałaś jak silne masz ręce?
-Jesteśmy razem!- krzyknęłam.
-Odkąd się znamy tak było, tego strażnicy nie zmienili. Nie mają wpływu na nasze uczucia.
-Tylko nie gadki zen- uderzyłam głową w jego tors.- Moment! Strażnicy! Powiedziałeś, że byli jednomyślni?- kiwnął głową.- Moja matka była dzisiaj w auli?- spytałam.
-Zgłosiła się druga.
-Poparła nas!- mój głos był pełen niedowierzania.- A kto zgłosił się pierwszy?
Dymitr uśmiechnął się czule. Nagle jego mina stała się poważna.
-Jaki ostatni obraz zapamiętałaś przed zasłabnięciem?- zdziwiło mnie jego pytanie.
-Nie wiem, chyba Lissę rozpoczynającą głosowanie, albo niezdecydowany tłum.
-Kochanie, skup się proszę- Bielikow mówił niezwykle spokojnie.
Zależało mu na dokładnej odpowiedzi. Starałam się przypomnieć. Co to było? Tłum strażników? Tak! Nie? Tuż przed zamknięciem oczu, widziałam coś jeszcze. Wiem co to było, ale czy mogę to powiedzieć Dymitrowi? Nie chcę go tym męczyć. Może dobrze, że chociaż raz mam jakąś przewagę. Wiedzę, której oni nie mają. Jeśli przyznam to teraz, zaraz usłyszy to Lissa z Adrianem. Nie chcę tego. Jestem na nich zła, poza tym nigdy nie oczekiwałaby od nich pomocy.
-Co to było?- z rozmyślań wyrwał mnie głos Bielikowa.
Głos mojego mentora. On już wyczuł, że sobie przypomniałam.
-Niezdecydowany tłum strażników- skłamałam.
Usiadł gwałtownie i spojrzał mi prosto w oczy.
-Ty jesteś niezdecydowana. Rose, przecież ja to czuje.
Tak bym chciała żeby on to wykrzyczał! Nie miałabym wtedy tak wielkiego poczucia winy. Czemu nie puszczą mu nerwy?! Patrzy na mnie tak obojętnie, ale wszystkie mięśnie twarzy miał napięte.
-Nie wyglądasz jakbyś cokolwiek czuł- powiedziałam siadając naprzeciwko niego.
-Nie zmieniaj tematu. Co zobaczyłaś?
Powie Lissie, byłam tego pewna. Gdyby wiedział to tylko on przyznałabym się. Tak jest trudniej. Dużo trudniej. Dymitr był strasznie konkretny. To, że nie chcę mu powiedzieć już go na coś naprowadza. Możliwe, że wyobraża sobie gorsze scenariusze. Niepokojenie go nigdy nie było moim celem.
Zrezygnowana zamknęłam oczy i westchnęłam.
-Szaro- niebieskie oczy. Nic strasznego- dodałam lżej.
Prawda. Świństwem było jednak to, że doskonale wiedziałam do kogo należały, a przemilczałam ten fakt.
-Tylko oczy?- musiał się zdziwić, ale nie wysłyszałam tego.
Kiwnęłam głową, dalej mając przymknięte powieki.
-Czyje?
Cholera! Trzeba było od razu opisać obraz, a nie bawić się w ukrywanie tego. Dymitr jest zbyt inteligentny. Skoro nie przyznałam się natychmiast, (a oczy nie są niczym przerażającym) to musiałam coś ukrywać.
Pokręciłam głową.
-Rose,- mówił pewnie- kogo widziałaś?
Tak bardzo chciałam tam nie siedzieć. Kiedyś śniłabym o tym by siedzieć na łóżku naprzeciwko „boga Bielikowa”. Spojrzałam na niego- co było błędem. Czekał naprzeciwko mnie i patrzył z wyczekiwaniem. Nie mogłam się ruszyć. Samym wzrokiem sprawił, że nie mogłam wstać i odejść.
Wymówiłam to najciszej jak się dało. Marne pocieszenie... Wyłapał to natychmiast. Równie dobrze mogłam poruszać wargami i tak by to do niego dotarło.
-Avery.