wtorek, 29 marca 2016

Rozdział 18

Mańka! Dziękuję, za przypomnienie :D
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Spóźniona biegłam na salę przez korytarze dworu. Dymitr był już pewnie w auli. Wyszłam chwilę później, ponieważ musiałam się przebrać. 
Przyspieszyłam modląc się bym zdążyła na głosowanie.
Gdy wpadłam na salę, wszyscy bili brawo. Zdziwiło mnie to, ale ruszyłam pewnie by stanąć przy ścianie- wszystkie miejsca były już zajęte. Dymitr stał na środku z Lissą, Albertą i ojcem Iwaszkowa. Bielikow ubrany był w koszulę i spodnie identyczne jak wszyscy strażnicy. Miał jednak swój prochowiec, który tak uwielbiał i rozpuszczone włosy. Wyglądał bardzo przystojnie. Nie zakrył tego ( a wręcz podkreślił) bacznym spojrzeniem i nieprzystępną miną.
Liss ubrana była w srebrną, kobiecą sukienkę, podkreślającą jej szczupłą figurę i zielone oczy. Wydawała się dumna i pełna wdzięku. Uśmiechała się szczerze do strażników.
-Dobrze, kontynuujmy- rozbrzmiał głos Królowej przez mikrofon.- Chciałam żebyśmy skupili się na wczorajszej kwestii urlopów strażników będących w związku... Oczywiście urlopy będą przydzielane w jednym czasie tylko wtedy, gdy obie strony będą chętne. Strażnicy dalej będą załatwiali to na własną rękę. Jeżeli zechcą zyskać urlop że swoją drugą połówką planowanie odbędzie się wcześniej. Trzeba będzie znaleźć zastępstwa. Gdy jedna ze stron bierze wolne, druga nie będzie o tym powiadamiana. Liczę, że strażnicy dogadają się co do tego na własną rękę. Co do przydziału podopiecznych, to mile widziane są propozycje takich par. Moroje muszą jednak wyrazić zgodę, na strażnika będącego w związku z innym. Sprzeciw podopiecznego nie oznacza, że związek zostanie zakończony na mocy prawa. Absolutnie. Oznacza to, że trzeba szukać innego, godzącego się na to moroja, który musi znać status związku swoich strażników. To wszystkie sporne punkty z wczoraj mam  nadzieję, że wszyscy są gotowi do głosowania. Wszystkie głosy zostaną podliczone. Tak, więc oficjalnie pytam wreszcie: kto popiera dane zmiany?
Poczułam jak galopuje mi serce. Na sali zrobiło się strasznie gorąco. Napięcie było nieznośne, nikt nie chciał zgłosić się pierwszy.
Nic więcej nie pamiętam.
Otworzyłam oczy w naszej sypialni. Zemdlałam w jednym z najważniejszych momentów w życiu! Nic nie pamiętałam! Nawet jak się tu znalazłam. Spodziewałam się, że na pewnym etapie pomógł mi Dymitr. Nikt inny nie przyniósłby mnie tutaj. Wątpiłam żeby Bielikow się na to zgodził. Właśnie! Gdzie on jest?! Za oknami było ciemno, spodziewałam się, że obecnie przebywa na radzie morojów. Trzeba czekać aż wróci... Dopiero by się zdenerwował gdyby mnie nie było w mieszkaniu po jego powrocie. Nie mogłam jednak leżeć.
Wstałam i ruszyłam do salonu. Nie umknęło mojej uwadze, że ubrana byłam w piżamę. Stanęłam nagle bacznie przyglądając się wieszakowi w przedpokoju.
-Dymitr!- zawołałam widząc jego prochowiec.
-Roza?- wyszedł do mnie.
Zaczął mówić coś szybko po Rosyjsku podchodząc do mnie i biorąc mnie na ręce. Zaniósł mnie do sypialni i położył na łóżku.
-Czy ty, Towarzyszu przeklinałeś?- chciał się wyprostować ale mocno przytrzymałam jego szyję.
-Nie możesz jeszcze wstawać, bo jest ryzyko, że znowu zasłabniesz. Wiele godzin byłaś nieprzytomna. Za drugim razem mogę cię już nie złapać- cmoknął mnie w czoło.
-Jak zdołałeś za pierwszym?
-Obserwowałem cię, zbladłaś gdy Królowa wspomniała o głosowaniu. Szedłem żeby ci powiedzieć, że moje miejsce jest wolne. Niewiele brakowało, a uderzyłabyś o ziemię.
-Testowałam twój refleks- zażartowałam.
-Znajdź inny sposób, przez ten o mało serce mi nie stanęło.
Wtuliłam twarz w jego szyję.
-Trochę mi tak niewygodnie- Dymitr w dalszym ciągu pochylał się nade mną.
Wyprostował się i już miałam protestować, kiedy położył się obok.
-Czemu dzisiaj wszyscy klaskali?- spytałam bawiąc się jego włosami.
-Moroje poparli ustawę o nowicjuszach.
-A co z nami?- Dymitr gwałtownie wciągnął powietrze, kiedy ścisnęłam jego przedramię.
Spojrzałam na jego rękę- cały czas miał tam opatrunek po moim ataku.
-Przepraszam, ja nie...
-Rose, wiem. Zaskoczyłaś mnie, to normalnie wcale nie boli. Głosowanie odbyło się.
Patrzyłam na niego wyczekując tej upragnionej odpowiedzi.
-Nie,- powiedział, a ja poczułam napływające łzy do oczu- nie pozbędziesz się mnie tak łatwo- zaśmiał się.- Jesteśmy oficjalnie parą jednomyślnie zaakceptowaną przez wszystkich strażników.
Myślałam, że mu czymś przywalę. Szybko wyjęłam poduszkę z pod głowy i uderzyłam go.
-Żartowniś się znalazł!- usłyszałam stłumiony śmiech Dymitra.
Obrócił się na bok i również chwycił swoją poduszkę.
-A ty już chciałaś płakać?- uderzyłam go znowu, ale zasłonił się.- Myślisz, że mówiłbym najgorszą wiadomość takim tonem? Z takim spokojem? Gdyby zaprzeczyli pewnie bym już siedział w areszcie za bójki- śmiał się dalej.
-Z tobą to nigdy nie wiadomo! I kto to widział: Dymitr Bielikow zamknięty za bójki?!- zamachnęłam się poduszką.
-Oczywiście- odparł.
Strażnik usiadł na mnie okrakiem. Wiedziałam, że już się nie uwolnię. Położyłam sobie poduszkę na brzuchu żeby nie zaczął mnie łaskotać. Spojrzał na mnie rozbawiony.
-Oczywiście?!- prychnęłam.- Czemu to takie oczywiste?
-Bo to twój Dymitr Bielikow- odparł poważnie.
-Słucham?- spytałam wciągając gwałtownie powietrze.
-Mogę sobie być strażnikiem, ale to mój obowiązek. Nie patrz tak, wiem co mówię. Lubię swoją pracę. Gdyby ktoś chciał mnie jej pozbawić, walczyłbym. Bardziej jednak lubię ciebie, więc tu dopiero wybuchłoby powstanie.
-Tylko mnie lubisz?
-Nie wiesz co miałem na myśli?- udawał zdziwionego.
-Czy pan się że mną drażni, strażniku Bielikow?
-A czy pani mnie podpuszcza, strażniczko Hathaway?
-Nie wiesz do czego dążę, Dymitrze?
-Nie możesz już przestać, Rosemarie?
-Może mnie uciszysz?
Zrobił to. Nachylił się i pocałował. Poczułam radość napływającą z wielką siłą. Możemy być razem! Mogłabym pocałować go na oczach morojów, a oni o nic by nas nie oskarżyli. Uśmiechnęłam się podczas pocałunku,  wiedziałam, że to wyczuł. Wyobraziłam sobie reakcję Dymitra, gdybym to zrobiła choćby przy okazji jakiegoś królewskiego bankietu. Uśmiechnęłam się szerzej.
-Rose,- przerwał na chwilę- wyśmiej się teraz, bo jak nie przestaniesz nie będę mógł kontynuować.
Przygryzłam wargę i pokiwałam głową nadal będąc w świetnym humorze.
-Co byś zrobił gdybym pocałowała cię w publicznym miejscu?- byłam szczerze ciekawa jego odpowiedzi.
-Zależy gdzie- stwierdził.
-Tutaj- uniosłam się na łokciach i cmoknęłam go w usta.
-Chodziło mi o miejsce, nie o część ciała. Chociaż jeśli chcesz odpowiedzi będziesz musiała to powtórzyć.
Ponownie uniosłam się na łokciach. Po chwili już miałam się odsunąć, kiedy on zmienił moje zamiary. Pogłębił pocałunek. Przekręciłam głowę i włożyłam ręce w jego miękkie włosy. Dymitr zaczął całować mnie wzdłuż linii żuchwy.
-To bym wtedy zrobił- szeptał przy moim uchu.- W tym momencie powiedziałbym pewnie coś zmysłowo by cię rozbawić. Ty zaśmiałabyś się niewinnie i wszyscy mężczyźni zaczęliby mi zazdrościć.
-Starannie to przemyślałeś, ty zawsze masz wszystko zaplanowane.
-Rose, myślisz, że do tej pory nie całowałem cię przy obcych, ponieważ zabraniało mi prawo?
Spojrzałam mu w oczy i dostrzegłam odpowiedź. Oczywiście, że nie z tego powodu. Nic nie powstrzymywało go przed oświadczynami, prawo nie wystarczyło by mnie nie pokochał. Śmiało mogłam pomyśleć, że przed pocałowaniem mnie publicznie nic nie stało mu na przeszkodzie. On po prostu tego nie chciał.
Uśmiechnęłam się pod nosem i przejechałam palcami po jego policzku.
-Inni inaczej by na ciebie patrzyli, prawda?- mruknęłam.
-Nie, Roza. To znaczy pewnie tak, ale nie to było głównym powodem. Po pierwsze: sam bym się zmienił, po drugie: zmieniliby patrzenie nie tylko na mnie, ale i ciebie, i nas- dodał po chwili.- Inaczej zachowywaliby się w naszej obecności.
-Zmieniłbyś się?- powtórzyłam to co wydawało mi się najważniejsze.
-Wyłapałaś to- odparł kręcąc głową.- Zawsze wychwycisz najistotniejsze- dodał bardziej do siebie.
Poczułam się doceniona, pewnie miał to na celu mówiąc głośno te słowa. Patrzyłam na niego z miłością i czułością.
-No kontynuuj- ponagliłam.
-Nie wiedziałbym potem jak się zachowywać, najprawdopodobniej stworzyłbym sobie nowy wizerunek.
-Zmieniłbyś mojego Dymitra!- udawałam oburzenie.
-A nie chciałabyś żebym się zmienił?- miałam wrażenie, że go tym zaskoczyłam.
-Jasne, że nie. Możesz mnie przy obcych nie całować bylebyś taki został- powiedziałam rozpinając jego koszulę i patrząc na tors.
-To by się akurat nie zmieniło- dłonią uniósł moją twarz bym patrzyła mu w oczy.- Nie zrobimy tego teraz.
-Żartujesz?- chyba zaczynałam się denerwować.
-Jest środek nocy, raptem godzinę temu byłaś nieprzytomna, zaraz przyjdzie Królowa, a jutro mamy dzień tylko dla siebie.
-Dodałeś to na pocieszenie- powiedziałam kładąc sobie pod głowę poduszkę.
-Bardziej dla siebie- przyznał czym mnie rozbawił.- Naprawdę chętnie spędziłbym z tobą ten czas- powiedział kładąc się przy mnie na boku.
Zaczęłam niechętnie zapinać guziki jego koszuli co wywołało lekki uśmiech na jego twarzy.
-Kocham cię- powiedział całując mnie w czoło.
-Proszę, proszę, teraz mnie kochasz! Jeszcze chwilę wcześniej nie chciałeś mi tego wyznać- mówiłam przytulając się do niego.
-Ciągle cię kocham, nie muszę ci tego mówić non stop.
-Mogłeś jeszcze dodać jedno słowo do tego pięknego zdania- stwierdziłam od niechcenia.
-Moje ulubione słowo- mruknął mi we włosy.- Pozwolisz, że się poprawię: kocham cię, Roza.
-Za moment się rozpłynę- jęknęłam.- Leżę u boku jedynego mężczyzny, którego kocham, którego mogę kochać! Na dodatek jest moim Dymitrem! Moim narzeczonym!- objęłam go mocniej w pasie.- Jeszcze nie narzeka, że będzie musiał przeze mnie prasować koszulę!
-Bo nie ma tyle tlenu w płucach żeby to powiedzieć. Rose, zapomniałaś jak silne masz ręce?
-Jesteśmy razem!- krzyknęłam.
-Odkąd się znamy tak było, tego strażnicy nie zmienili. Nie mają wpływu na nasze uczucia.
-Tylko nie gadki zen- uderzyłam głową w jego tors.- Moment! Strażnicy! Powiedziałeś, że byli jednomyślni?- kiwnął głową.- Moja matka była dzisiaj w auli?- spytałam.
-Zgłosiła się druga.
-Poparła nas!- mój głos był pełen niedowierzania.- A kto zgłosił się pierwszy?
Dymitr uśmiechnął się czule. Nagle jego mina stała się poważna.
-Jaki ostatni obraz zapamiętałaś przed zasłabnięciem?- zdziwiło mnie jego pytanie.
-Nie wiem, chyba Lissę rozpoczynającą głosowanie, albo niezdecydowany tłum.
-Kochanie, skup się proszę- Bielikow mówił niezwykle spokojnie.
Zależało mu na dokładnej odpowiedzi. Starałam się przypomnieć. Co to było? Tłum strażników? Tak! Nie? Tuż przed zamknięciem oczu, widziałam coś jeszcze. Wiem co to było, ale czy mogę to powiedzieć Dymitrowi? Nie chcę go tym męczyć. Może dobrze, że chociaż raz mam jakąś przewagę. Wiedzę, której oni nie mają. Jeśli przyznam to teraz, zaraz usłyszy to Lissa z Adrianem. Nie chcę tego. Jestem na nich zła, poza tym nigdy nie oczekiwałaby od nich pomocy.
-Co to było?- z rozmyślań wyrwał mnie głos Bielikowa.
Głos mojego mentora. On już wyczuł, że sobie przypomniałam.
-Niezdecydowany tłum strażników- skłamałam.
Usiadł gwałtownie i spojrzał mi prosto w oczy.
-Ty jesteś niezdecydowana. Rose, przecież ja to czuje.
Tak bym chciała żeby on to wykrzyczał! Nie miałabym wtedy tak wielkiego poczucia winy. Czemu nie puszczą mu nerwy?! Patrzy na mnie tak obojętnie, ale wszystkie mięśnie twarzy miał napięte.
-Nie wyglądasz jakbyś cokolwiek czuł- powiedziałam siadając naprzeciwko niego.
-Nie zmieniaj tematu. Co zobaczyłaś?
Powie Lissie, byłam tego pewna. Gdyby wiedział to tylko on przyznałabym się. Tak jest trudniej. Dużo trudniej. Dymitr był strasznie konkretny. To, że nie chcę mu powiedzieć już go na coś naprowadza. Możliwe, że wyobraża sobie gorsze scenariusze. Niepokojenie go nigdy nie było moim celem.
Zrezygnowana zamknęłam oczy i westchnęłam.
-Szaro- niebieskie oczy. Nic strasznego- dodałam lżej.
Prawda. Świństwem było jednak to, że doskonale wiedziałam do kogo należały, a przemilczałam ten fakt.
-Tylko oczy?- musiał się zdziwić, ale nie wysłyszałam tego.
Kiwnęłam głową, dalej mając przymknięte powieki.
-Czyje?
Cholera! Trzeba było od razu opisać obraz, a nie bawić się w ukrywanie tego. Dymitr jest zbyt inteligentny. Skoro nie przyznałam się natychmiast, (a oczy nie są niczym przerażającym) to musiałam coś ukrywać.
Pokręciłam głową.
-Rose,- mówił pewnie- kogo widziałaś?
Tak bardzo chciałam tam nie siedzieć. Kiedyś śniłabym o tym by siedzieć na łóżku naprzeciwko „boga Bielikowa”. Spojrzałam na niego- co było błędem. Czekał naprzeciwko mnie i patrzył z wyczekiwaniem. Nie mogłam się ruszyć. Samym wzrokiem sprawił, że nie mogłam wstać i odejść.
Wymówiłam to najciszej jak się dało. Marne pocieszenie... Wyłapał to natychmiast. Równie dobrze mogłam poruszać wargami i tak by to do niego dotarło.
-Avery.

niedziela, 27 marca 2016

Rozdział 17

Zapadłam się głębiej w kanapę i zamknęłam oczy oddychając ciężko. Poczułam jak Dymitr siada obok.
-Zmęczona?- zapytał.
-Po prostu marzy mi się spokój.
-Mam wyjść?- poczułam jak podnosi się powoli z kanapy.
Gwałtownie otworzyłam oczy i chwyciłam jego dłoń, po czym pociągnęłam go by znowu usiadł.
-Broń Boże!- wykrzyknęłam.
Oparłam się na jego klatce piersiowej i objęłam go ręką.
-Mam dość- powiedziałam.
-Czego Rose?- spytał głaszcząc moje głosy.
-Tych tajemnic, kazań, robienia mi wyrzutów. Lissa, Adrian, matka, ojciec, oni mnie tak drażnią! Jedyną osobą, która ma być pewna o mojej miłości do ciebie jesteś ty! Nie moi rodzice! Liss nie powinna mnie odpychać! A Iwaszkow wtrącać się w nieswoje sprawy- to nie jego interes co jest moją słabością i kto jest najważniejszy!
-Roza- przytuliłam się mocniej słysząc jego spokojny, troskliwy głos.
-Tak będę tęsknić- poczułam znowu łzę pojawiającą się na tą myśl.- Nie chcę wyjeżdżać bez ciebie.
Ujął mnie pod brodę i delikatnie uniósł moją twarz. Popatrzyłam mu w oczy. Zauważyłam w nich ból, a on jakby wyczuł, że zdałam sobie z tego sprawę. Pocałował mnie. Położyłam mu dłoń na policzku delektując się jego bliskością.
-Rose, odkąd cię poznałem nie było dnia abym o tobie nie myślał. Dalej tak będzie, ale za tydzień dużo się zmieni. Nie będę się obok ciebie budził, nie będę mógł całować cię codziennie, przytulać, patrzeć na twój uśmiech czy jak śpisz. Chcę cię słyszeć dzień w dzień- i to da się zrobić. Obiecuję ci, że przyjadę od razu jak tylko o to poprosisz. Wezmę dzień wolny i wsiądę w samochód.
Uśmiechnęłam się do niego przez łzy. Mówił szczerze.
-Choćby nic się nie działo, a po prostu byłoby mi smutno?
-Jeżeli jest ci smutno to znaczy, że coś się dzieje- palcami wytarł moje łzy.- Musimy się zbierać.
-Dokąd?
-Kolacja u Soni i Michaiła- przypomniał mi.
-Zapomniałam!- wykrzyknęłam.
-Ja nie dałbym rady. Sonia przypominała mi o tym co chwilę.
-Widziałeś się z nią?
-Na zebraniu, przed chwilą- powiedział pomagając mi wstać.
-Słyszałam, że jutro odbędzie się głosowanie- wspomniałam niechętnie.
-Tak, dzisiaj nie byli na to gotowi. Trzeba coś jeszcze omówić- szliśmy do drzwi, a Dymitr szukał klucza po kieszeniach spodni, marynarki.
Nagle zatrzymał się.
-Zgubiłeś klucze?- nie, to chyba mało prawdopodobne.
-Znalazłem coś twojego- zobaczyłam, że wyciąga z kieszeni pudełko z pierścionkiem.
Uśmiechnęłam się, gdy Dymitr ukląkł przede mną. Wyciągnęłam ku niemu dłoń, a on ujął ją delikatnie i poczułam jak wsuwa mi na palec pierścionek. Ucałował moją dłoń.
Pokręciłam z rozbawieniem głową. Po chwili nabrałam głośno powietrza.
-Dymitr!- nie sądziłam, że stać go na taki pierścionek.
-Chodźmy- pociągnął mnie za rękę.
-Poczekaj!- przyciągnęłam go do siebie, dzieliły nas centymetry.- To piękna ozdoba, nie wiem czy na taką zasługuję, dziękuję bardzo- patrzył na mnie nieprzeniknionym wzrokiem.
-Rose, ciężko mi się skupić na twoich słowach, kiedy stoisz tak blisko- odparł.
-Mogę się jeszcze przybliżyć- miałam nadzieję, że zabrzmiało to uwodzicielsko.
-Obawiam się, że wtedy byśmy nie wyszli.
***
-Rose!- Sonia uściskała mnie mocno widząc nas w progu.
Wyglądała pięknie- taka promienna. Nie było po niej widać żadnego złego działania mocy ducha. Czas spędzony z Michałem dobrze jej służył.
-Wchodźcie, bo tak będziecie stać póki nas ranek nie zastanie, Sonia ma kiepskie wyczucie- zaśmiał się Michaił odchodząc do nas, po czym uścisnął dłoń Dymitrowi.
Poszliśmy do niewielkiego salonu, w którym stał pięknie zastawiony stół. Usiadłyśmy z Sonią naprzeciwko siebie.
-Co u was słychać? Jak wam się żyje? Gdzie wy w ogóle mieszkacie?- miałam do niej tyle pytań.
-Za spotkanie!- przerwał mi Michaił z kieliszkiem w ręku.
Uniosłam swój i stuknęłam się z nim i z Dymitrem. Morojka  piła wodę, zgadywałam, że nie pije alkoholu przez negatywne działanie ducha.
Zaczęliśmy jeść, Dymitr z Michałem rozmawiali o sposobie przydzielania strażników. Przysłuchiwałam się im z zainteresowaniem.
-Jestem w ciąży- wypaliła nagle Sonia.
Automatycznie opadła mi szczęka. Zdziwiła mnie jej bezpośredniość.
-Gratuluje- wstałam od stołu i objęłam ją ramionami przez oparcie krzesła.- Dymitr słyszałeś?
-Już mu powiedziała, mówi to wszystkiemu co się porusza- powiedział Michaił całując ją w czoło.
-Żałuję, że mnie widziałam twojej reakcji- powiedziałam patrząc na Bielikowa.
-Nie było zbytniej różnicy- powiedziała morojka patrząc na Dymitra.
Miał spokojną minę i bystre spojrzenie- ta jego maska strażnika...
-Nieprawda, szczerze się cieszę.
-Dymitr, gdybyś nie mówił takim poważnym tonem- zaczęłam, ale przerwał  mi Michaił.
-Musicie powiedzieć Soni!
Wszyscy spojrzeliśmy na niego nie wiedząc o co mu chodzi. Oczywiście Dymitr załapał pierwszy.
-Rose?- odparł miękko patrząc znacząco na moją dłoń.
No tak! Soni nie było przecież na radzie strażników. Wyciągnęła rękę przed siebie pokazując pierścionek Soni.
-Zaręczyliśmy się dzisiaj!- oznajmiłam radośnie.
-To wspaniale! Dymitr nic mi nie powiedziałeś!- powiedziała urażona Sonia.
-Jesteś chyba jedyną osobą na dworze, która o tym nie wiedziała- przyznał mój ukochany.- Przynajmniej dowiedziałaś się od pewnego źródła.
-Co by było gdybyś usłyszała na korytarzu od jakiejś obcej morojki!- jęknął Michaił.
-Pewnie rzuciłabym na Dymitra jakiś urok w zemście, że mi nie powiedział- zażartowała Sonia.
-Z perspektywy czasu muszę stwierdzić, że mam szczęście do uroków- odparł obojętnie Bielikow.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Wspomina to właśnie teraz?  Żartuje przy nich?
Pokręciłam głową z rozbawieniem.
-Jesteś niemożliwy-  przyznałam.
Pożegnaliśmy  się, gdy było już późno. To był udany wieczór. Wróciłam zmęczona, więc szybko się  ogarnęłam i padłam na łóżko. Dymitr dołączył do mnie po chwili.
-Co ci się ostatnio śni?- spytał szczerze zainteresowany.
-Ty.
-Ja?- zdziwił się.
-Tak, ostatnio jak wróciliśmy z ferii zimowych, kiedy powiedziałeś mi o podjętej decyzji odnośnie propozycji Taszy. Dziwne prawda?- spytałam- Śnią mi się wspomnienia. A tobie?
Patrzył na mnie mocno skupiony. Wiedziałam, że o coś analizuje.
-Nie pamiętam swoich snów. Może to i lepiej- dodał po chwili.- Nie chciałbym żeby śniły mi się wspomnienia- odpłynął w nich na moment- Chociaż... Mogłabyś mi się przyśnić od czasu do czasu.
Objęłam go w pasie i oparłam głowę na jego torsie. Chciałam odpowiedzieć, ale ciepło jego skóry uśpiło mnie szybciej.
Obudziłam się, kiedy Dymitr jeszcze spał. Taki widok był rzadkością. Obrócony w moją stronę, ze spokojną miną. Dotknęłam delikatnie jego warg. Jestem taką szczęściarą, że go mam. Przynajmniej na razie, jeżeli Janine Hathaway zaprotestuje przeciwko ustawie o związkach...
No właśnie! Co wtedy do cholery!
-Rose?- mruknął zaspany Dymitr.
-Ucieknijmy- szepnęłam trącając go lekko.
Otworzył jedno oko.
-Czy moje modlitwy zostały wysłuchane i śni mi się Rose Hathaway?- rozbawiły mnie jego słowa.
Usiadłam na nim okrakiem opierając dłonie na jego klatce piersiowej.
-I co my teraz zrobimy?- spytałam pochylając się nad nim.
Poczułam jego dłonie na mojej talii.
-Chyba zaczęłaś już coś proponować.
Wyraźnie mnie prowokował i mu się udało. Pocałowałam go namiętnie i leniwie. To był powolny pocałunek wróżący co zaraz się stanie. Zaśmiałam się nagle.
-Wciąż ją masz- dotknęłam jego szyi w miejscu, gdzie miał malinkę.
-Czyli to jednak nie sen- przeczesał sobie dłonią włosy.- Mało tego Sonia zauważyła to wczoraj na radzie.
-Jej nic nie umknie.
-Niestety w trakcie przemowy Królowej uśmiechnęła się do mnie tak serdecznie, że od razu pojąłem o co chodzi. Po radzie powiedziała mi, że będę ją miał jeszcze z cztery dni.
-Długo-spojrzał na mnie ostro.- Tak mi się wydaje, nigdy nie miałam.
Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Dymitr wstał i wyszedł z sypialni zakładając po drodze koszulkę.
-Rozumiem,- Dymitr miał poważny, oschły głos- ale nie mogę tego zrobić. Tak jak zwykle albo wcale. Chciałbym mieć jutro trochę czasu dla siebie, wziąłem wtedy wolny dzień.- padły jakieś niewyraźne, przyciszone słowa- To już nie twój interes- znowu coś niezrozumiałego.- Tak.
Czułam, że Dymitr był zły, a rzadko to uczucie było u niego na tyle silne, że mogłam je wyczuć. Teraz stało się jednak wyraźne.
Gdy zamknął drzwi wrócił cały spięty.
-O czym rozmawiałeś?- spytałam ciekawa.
-W dużym skrócie można powiedzieć, że o tobie- mówił spokojniejszym tonem, choć czułam, że jeszcze nie ochłonął.
Podeszłam do niego powoli i stanęłam w odległości dwóch kroków.
-Z kim?
-Z Adrianem. Chyba musimy o tym porozmawiać.
Kiwnęłam głową.
-Przy śniadaniu- powiedziałam łapiąc jego dłoń.
Mocno ją ścisnęłam, gdy ruszyliśmy do kuchni.
-Rose- zaczął siadając przy stole.
-Czekaj- przerwałam mu.- To temat tabu, prawda?
-Zdecydowanie- odparł poważnie.
-I powiesz mi o tym?
-Chciałaś tego.
-Będziesz robił wszystko co zechcę?- podpuściłam go.
-Jeżeli ci nie zaszkodzi.
Posłałam mu buziaka i usiadłam po drugiej stronie stołu.
-Zróbmy tak: zadam ci trzy pytania, a ty odpowiesz tyle ile uznasz, że potrzebuje wiedzieć- nie chcę niczego szczególnie wymuszać. Po pierwsze: ćwiczysz tylko z Iwaszkowem?
-Nie- Dymitr mówił stanowczo- czasami Christin prosi mnie żebym pokazał mu jakieś samoobrony, w tym wypadku na tym się kończy. Adriana myślę, że można tak powiedzieć trenuje. Królowa o to prosiła, jakieś dwa tygodnie temu.
Zdziwił mnie fakt, że Ozera ćwiczy. Chociaż zwykle miał takie zacięcie.
-Dlaczego?
-Adrian będzie wyjeżdżał z dworu, niedługo po nas. Może mu się to przydać. Wśród morojów wzrosło również poparcie unieważnienia zakazu pomocy morojów w walce. Iwaszkow chciał się szkolić zanim większość na to wpadnie. Królowa jest za tym, wiec poprosiła mnie. Jest też narażony na zagrożenie ze strony Roberta.
-Bardzo cię męczą te treningi na sali oko oko z Iwaszkowem?- spytałam z troską.
-Myślę, że jego największą motywacją do ćwiczeń jest złość na mnie. Jakby przychodził na salę głównie po to by w końcu mnie pokonać.
-Powodzenia- prychnęłam.- Dymitr uwierz, mocniej się starałam i nic mi z tego nie wyszło. Ciebie nie da się pokonać.
-Wyszło ci, z niewielu rzeczy mogę być dumny, ale z tego co wyciągnęłaś z zajęć ze mną jestem. Z tobą się jednak dobrze dogadywałem, wiedziałaś czego oczekuję, wierzyłaś w moje metody i robiłaś wszystko bez zarzutów.
-Pominąłeś, jak narzekałam i dogadywałam.
-Ponieważ nadgoniłaś grupę mimo to. Szybko zaczęłaś się wybijać wśród nowicjuszy. W każdym razie, Adrian nie ma talentu. Opracował z trzy chwyty. Ma dobry refleks, nad resztą trzeba pracować od podstaw. Poza tym cały czas ma jakieś komentarze. Przed chwilą przyszedł żeby wymusić na mnie jutro dodatkowy trening.
Podeszłam i usiadłam mu na kolanach, natychmiast objął mnie ramieniem abym się nie zsunęła.
-Masz jutro już dużo roboty?- spytałam zatroskana i pocałowałam go.
Szkoda, ponieważ jutro jest nasz wspólny ostatni dzień przed wyjazdem. Dlatego postanowiłam się nim nacieszyć teraz. Dymitr nagle odsunął się ode mnie.
-Czekaj- spojrzał na mnie rozbawiony.- Christian dał mi wolne. Jutro nie mam żadnych obowiązków.
-Będziesz się nudził?!- przekomarzałam się z nim- Przecież tak lubisz działać.
-No właśnie- jednym płynnym ruchem zdjął swoją koszulkę i rzucił ją na podłogę.
Zarzuciłam mu ręce na kark całując go. Czułam jak się uśmiecha. Wstał nagle trzymając mnie na rękach i skierował się do sypialni.
-Myślałem- powiedział kładąc mnie na łóżku,- że będziesz moim jutrzejszym, ulubionym obowiązkiem i nie będziemy narzekać na nudę.
Poczułam jak topnieje pod jego spojrzeniem pełnym pożądania. Jak ja chciałam żeby na spojrzeniu się nie skończyło! Niestety przerwało donośne walenie w drzwi.
-Rosemarie!- wołał Abe.
-Nie teraz- jęknęłam całując Dymitra.
On się jednak szybko odsunął.
-Roza, za drzwiami stoi namolny pan Mazur. Twój ojciec. Z przykrością stwierdzam, że to- powiedział głaszcząc mnie po nodze owiniętej w jego pasie- musi poczekać.
Wstał i pociągnął mnie za ręce. Ruszyłam do drzwi, a on zaczął ścielić łóżko. Niechętnie otworzyłam drzwi. Abe ubrany był w granatowy garnitur z białą apaszką i kapeluszem.
-Wczoraj- zaczął, a ja wywróciłam oczami.
-Nie wracajmy do tego- jęknęłam.
Usłyszałam za sobą kroki Dymitra.
-Dzień dobry- powiedział wyciągając rękę do mojego ojca.
-Dobry, Rose chciałem dodać- kontynuował Żmij.
Objęłam Dymitra w pasie i oparłam czoło na jego torsie. Był na tyle zdziwiony, że robię to przy ojcu, że tylko objął mnie ramieniem.
-Nie chcę tego słuchać- narzekałam.
-Popieram cię. Was- poprawił się Staruszek, a ja poczułam jak szuram żuchwą po podłodze ze zdziwienia.- Oczywiście w żadnym wypadku nie znaczy to, że cię lubię Bielikow, ale cię toleruje. Przekonałaś mnie, Rose. Z Janine trochę gorzej. Kłóciliśmy się jeszcze po wyjściu od was- chwała, że mnie przy tym nie było.- Zamknij buzie, na miłość boską!
Zrobiłam to szybko i uścisnęłam ojca.
-Miło, że przyszedłeś. Już myślałam, że mnie wydziedziczysz.
-Twoja matka to rozważa- zażartował Abe.- Powiedziałem jej wczoraj, że najprawdopodobniej ci zazdrości, ale ona stanowczo temu zaprzecza. Co nie ma sensu! Wiadomo, że realizujesz jej marzenia.
-Masz gorączkę?- zadrwiłam.- Dymitr, może on cały czas bredził?
-Rose, jesteś zdolną strażniczką królewską w szczęśliwym związku. Jest duże prawdopodobieństwo, że będziesz miała te dwie rzeczy na raz. Myślisz, że tylko twoja matka będzie ci zazdrościć? No dobra, ja już odegrałem dobrego ojca. Mogę, więc śmiało powiedzieć, że idę, aby już nie przeszkadzać, chyba wam w czymś przeszkodziłem- dodał uszczypliwie.
-Nieprawda- skłamałam, ale tylko dlatego, że pierwszy raz w życiu przyszedł odwiedzić mnie z dobrymi intencjami.
-Rose, wydedukowałem to patrząc na Bielikowa- mówił poważnym tonem, ale czułam jak cieszy się niczym dziecko, że w jakimś stopniu rozszyfrował strażnika.
Ja nic nie potrafiłam z niego odczytać. Jak zwykle przy moim ojcu Dymitr, miał poważną, skupioną twarz.
Abe machnął ręką na pożegnanie i odszedł. Zamknęłam za nim drzwi.
-Cholera- usłyszałam ukochanego.
-Skąd on wiedział?- spytałam pokazując na drzwi.
-Rose, ty serio nie widzisz?- teraz przyjrzałam mu się uważniej.
Zaczęłam się  śmiać i Dymitr musiał uciszyć mnie pocałunkiem.
-Koszulka tył na przód? To poważne niedopatrzenie, Towarzyszu!

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wszystkiego najlepszego na Wielkanocy ;) 

piątek, 25 marca 2016

Rozdział 16

Dymitr wyminął zwinnie Abe'a, który po chwili wszedł do mieszkania. Rozgościł się w salonie i dał mi ponaglający znak ręką bym usiadła. Patrzyłam oburzona. Stanęłam przed nim i opadłam ręce na biodrach.
-Rose,- zaczął pomijając moje nieposłuszeństwo- pokaż mi dłonie.
-Chyba oszalałeś, odbija ci na stare lata?
Wyciągnął do mnie otwartą dłoń, czekając aż podam mu swoją. Zrobiłam to niechętnie. Obejrzał ją jak materię obcego pochodzenia, a następnie puścił z uśmiechem pełnym ulgi.
-Moroje i ich durne plotki. Takie najbardziej uwielbiają. Nieprawdopodobne i pełne sensacji.
-Czy twoje szaleństwo weszło na wyższy poziom, Staruszku?
-Nie, usłyszałem jak dwie rozemocjonowane kobiety. Stały na korytarzu i rozprawiały o niezwykle wzruszających oświadczynach strażnika Bielikowa. Z racji, że nie masz pierścionka ja uroczyście oświadczam: Bielikow cię zdradza i lada dzień od ciebie odejdzie- powiedział  wstając.
Zaśmiałam się głośno- najlepsze było to, że wierzył w każde swoje słowo. Był pewnie tak przerażony tą wizją, że wyparł ją z głowy.
-Dymitr nie odejdzie- tego byłam pewna.
-Nie masz na to wpływu- odparł współczująco i rozłożył ręce.
Jakbym zaraz miała paść ojcu w ramiona płacząc rzewnymi łzami.
-Nie po tym jak padł przede mną na kolana na dzisiejszej radzie prosząc o rękę.
Abe usiadł z powrotem. Potarł dłonią czoło.
-Coś ty narobiła! Moja jedyna córka!
-Mam brata?- spytałam nagle.
-Masz brata?!- wykrzyknął- Jeszcze się dowiaduje, że masz brata!
-To było pytanie, spokojnie! Skoro nie mam, mów: "jedyne dziecko", po co ci ta cała dramaturgia?
Gdyby władał sprawnie żywiołem ognia stanęłabym pewnie w płomieniach.
-Jesteś narzeczoną Bielikowa!
-Wolałbyś Iwaszkowa?- byłam zdziwiona, że aż tak nie lubi Dymitra.
-Wolałbym klosz, kuloodporny, pancerny i szczelnie zamknięty z tobą w środku. Myślałaś o tym w co się pakujesz?- jawnie robił mi wyrzuty.
-Miałam powiedzieć: " Tylko spytam się ojca " ?!
-Rosemarie, miałaś pomyśleć: "czy nie skończę jak własna matka?"
-On jest dampirem, ja jestem dampirem! Dziećmi to się nie skończy!
-A tego tu tylko brakuje: osiemnastka i ciąża!
-To do czego zamierzasz?
-Do tego, że ledwo pogodziłem się z faktem, że spotykasz się z tym strażnikiem, że z nim mieszkasz, że on cię kocha.
-Wiesz to!- wykrzyknęłam- Nie jesteś tak ślepy!
-Miło to słyszeć- odparł zirytowany.- Odkąd go obserwowałem zastanawiałem się czego od ciebie chce. Problem w tym, że każdy kogo znam ma o nim dobre zdanie. Nawet po tym jak stał się strzygą, tą przeklętą bestią łaknącą w tamtym czasie twojej krwi. Nawet ja go w tym sobie nie wyobrażam! Słyszę, że to doskonały strażnik, w akademii niemal za nim płaczą! W Rosji dosłownie za nim płaczą! Wiem co on potrafi i ilekroć widzę młodego Ozerę, zżera mnie zazdrość, że ma takiego opiekuna! Podobno ten twój Dymitr jest świetny! Wygląda na takiego, muszę przyznać. Nie wiem jak ty z nim otwarcie rozmawiasz- myślę, że jest zamknięty w sobie. Domyśliłem się, więc- jedynym, słusznym wytłumaczeniem faktu, że tyle robi z moją córką jest stwierdzenie, że ją kocha! I wcale mi się to nie podoba!
-Wolałbyś żeby chciał mnie jakoś wykorzystać?!- zupełnie go nie rozumiałam.
-Tego nie powiedziałem. Uważam, że to za szybko! Możesz nie być na niego gotowa! I ta różnica wieku- jej też nie popieram!
-Martwisz się?!
-Dziwisz się?! Nic innego nie robię!- jęknął przyznając się do tego.
Fakt. W Rosji chodził za mną jak cień- a przynajmniej się starał, gdy posądzili mnie o królobójstwo trzymał rękę na pulsie, czuwał nad ucieczką. Teraz szczególnie zwróciłam uwagę, że Dymitr pojechał że mną, a Żmij się nie czepiał.
-Staruszku, jeszcze zaczną ci się robić zmarszczki- zaśmiałam się.
-O to się nie martwię, za dużo inwestuję by tak się nie stało.
Rozległo się pukanie do drzwi, więc to na pewno nie Dymitr- szkoda. Otworzyłam i pożałowałam- moja matka.
-Janine!- ucieszył się stojący za mną Abe.
-Cała rodzina w komplecie, czy my się nie pozabijamy? Jesteśmy wybuchową mieszanką- odparłam zamykając za nią.
-Brakuje tylko Bielikowa- dorzucił złośliwie Żmij.
-Dymitr Bielikow, strażnik, którego sława uprzedza, oświadczył się osiemnastoletniej dampirce? To nie odpowiedzialne- powiedziała surowo Janine.
-Jaka miła rodzinna atmosfera- rzuciłam opadając na kanapę.
Patrzyła na mnie surowo. Samym wzrokiem napominała mnie. Nie uzyskała tym zamierzonego celu. Skrzyżowałam ręce na piersi, czując się jak nieodpowiedzialna nastolatka.
-Co mu odpowiedziałaś?- spytała matka.
Abe nie miał na tyle rozumu by siedzieć cicho. Chciał się popisać i być w centrum uwagi. W tym wypadku chętnie bym mu pomogła.
-A co mogła odpowiedzieć? Janine, naprawdę rozważasz możliwość, że nasza córka nie uległa urokowi Bielikowa?!
-Czyżbyś i ty pałał do tego strażnika uczuciem, Ibrahimie?
Parsknęłam ze śmiechu. Musiała być niezwykle zirytowana. Uciszyła skutecznie Abe' a i z powrotem spojrzała na mnie.
-Wiem, że on jest dla ciebie ważny, ale nie może być najważniejszy. Strażnik Bielikow doskonale to rozumie, ale czy ty o tym wiesz?
-Szkolił mnie, wpoił mi najważniejsze zasady- starałam się okazać jedynie powagę i spokój.
-Nie zdziw się jak jutro nie poprę związków strażników.
-Nie chcesz mojego szczęścia?
Spytałam ją o to prowokująco, ale chciałam żeby nas poparła w tej kwestii. Dodatkowo zdziwiło mnie, że głosowanie nie odbyło się dzisiaj. Jeśli Janine Hathaway zagłosuje przeciwko nowym zasadą, wiedziałam, że ktoś za nią pójdzie. Nie chciałam by sugerowali się (niekorzystnym dla mnie) zdaniem matki.
-Czy twoje szczęście zależy od strażnika Bielikowa? Rose, satysfakcja z pracy ci w życiu wystarczy- powiedziała to jak mama, nie strażniczka.
Te dwa zdania były szczere, a ja miałam na nie jedną odpowiedź.
-Mamo, satysfakcja nie stoi na równi ze szczęściem. Nie chcę się tak oszukiwać. Moim szczęściem jest Dymitr, satysfakcją- Lissa.
Patrzyła na mnie cierpliwie. Miała nieprzenikniony wyraz twarzy. Kiwnęła głową po pewnym czasie. Otworzyła usta i kiedy zaczęła mówić  myślałam, że moja wyobraźnia podsuwa mi obce słowa.
-Jestem z ciebie dumna, Rose. Wiele osiągnęłaś w tak młodym wieku. Pomijając twoje zachowanie, które jest często nieodpowiednie, udało ci się. Jak wspomniałam, jesteś jednak młoda. Jeżeli nie zginiesz w walce- no tak, Janine rozważa wszystkie możliwości- przed tobą całe życie. Nie mam wątpliwości, że strażnik Bielikow chce dla ciebie jak najlepiej
-Ja lepiej bym się starał na jego miejscu.
-W wieku strażnika Bielikowa,- zwróciła się do niego moją matka- byłeś tak dojrzały jak kij od szczotki.
Teraz zrozumiałam o co im chodziło, nie czepiali się Dymitra, że się oświadczył. Tylko mnie! Miałam wrażenie, że gdyby dzisiaj w auli mój ukochany ukląkłby przed inną strażniczką (byle nie ich córką), cieszyliby się z tego. Uważali, że nie jestem gotowa. Obawiali się, że nie stać mnie na taką dojrzałość.
-Posłuchajcie,- zaczęłam zrezygnowana- o tym, że utrzymujemy kontakt można mówić dopiero od roku. Roku, w którym stałam się pełnoletnia. Kiepski czas żeby zacząć mnie teraz wychowywać. Późno się mną zainteresowaliście, dlatego teraz możecie mi doradzać, a nie zakazać. Mamo,- świadomie użyłam tego słowa- gdyby dzisiaj to nie przede mną klęczał Dymitr poparłabyś jego zdanie. Nie odrzucaj dobrego wyboru dlatego, że dotyczy mnie. Pojechałam za nim do Rosji rezygnując ze szkoły. Gotowa byłam go zabić, to byłoby cholernie trudne, ale tego oczekiwał. Później przygotowana zostałam na to, by przemienić go z powrotem. Potrafiłabym z niego zrezygnować jeżeliby tego zechciał. Zostałam już raz postawiona w takiej sytuacji. Nigdy nie wątpiłam w to co do niego czuje. Choć moja psycholog szkolna twierdziła, że jest inaczej. Kochałam go wtedy, gdy prawo jawnie tego zabraniało. Zawsze chcieliśmy tej pracy- być strażnikami, ale w pewnym momencie stwierdziliśmy, że spisane słowa przez kogoś, kto nigdy nie czuł tego co my nie mogą być dla nas wzorem. Stanęliśmy przed strasznym wyborem: praca czy miłość? Wtedy Dymitr znalazł rozwiązanie. Dobre rozwiązanie i wy o tym wiecie. Wiedzcie, że to nie jest jakieś "widzi mi się". Tato, wiesz o tym, widziałeś mnie w Bai! Mamo, kłamałaś żebym nie domyśliła się co miało miejsce w tej przeklętej jaskini po ataku na akademię! Ja kocham Dymitra.
Abe stał z rękami skrzyżowanymi na piersiach, Janine miała oparte dłonie na biodrach. Patrzyli ze sceptycznymi minami, co nie wróżyło niczego dobrego.
Dotarł do nas nagle dźwięk otwieranych drzwi, po chwili w progu pokoju pojawił się Dymitr. Miał poważną twarz. Przetrasował spojrzeniem cały pokój.
-Dobry wieczór, strażniczko Hathaway, panie Mazur- kiwnął głową patrząc na Abe'a.- Może nie będę przeszkadzać- już się odwracał, kiedy odezwała się moja matka.
-Nie ma potrzeby, strażniku Bielikow. Wychodzimy.
Ruszyła do drzwi mijając Dymitra, Staruszek ruszył jej śladem. Przystanął tylko koło mojego ukochanego, by jak zwykle do niego należało ostatnie słowo.
-Nie taki dobry ten wieczór, Bielikow- i wyszedł. 

czwartek, 24 marca 2016

Rozdział 15

-Dość- wtrąciła się Lissa, która i tak długo była cierpliwa.- Rose wyjdź, idź do siebie, odpocznij wreszcie.
-Nie!- krzyknął moroj.
Czemu nie?- pomyślałam- Nie będę się im narzucać. Faktycznie jestem zmęczona. To ma sens. Przeprosiłam ich ruszając do drzwi. Potem korytarzem do mieszkania. Szłam spokojnie rozglądając się dookoła. Żadnej znajomej twarzy. Wreszcie trafiłam i położyłam się na łóżku. Było tak cicho.
-Nie!- krzyknęłam nagle siadając.
Lissa użyła wpływu, jak śmiała! Teraz zrozumiałam protest Adriana, domyślił się pewnie mojej reakcji. Dalej jednak byłam na niego wściekła, aktualnie również na przyjaciółkę. Moroj pobierał lekcje samoobrony u Dymitra, którego nie znosił. Ciekawa jestem jak zachowuje się przy nim mój ukochany. Spojrzałam na zegarek. Zebranie strażników już się skończyło, a biorąc pod uwagę, że Lissa jest jeszcze w klinice, rada morojów została pewnie przeniesiona. Dymitr powinien wrócić lada moment. Będę musiała z nim porozmawiać o tych tajnych treningach. Na razie padłam za to że zmęczenia.
Dotarł do mnie dźwięk zamykanych drzwi. Wstałam przeczesując ręką włosy. Rozpoznałam kroki Dymitra. Weszłam do salonu słysząc, że tam się udaje.
-Jesteś- powiedziałam stając w progu.
Siedział na kanapie, widziałam, że jest zmęczony choć starał się to ukryć. Teraz nie potrafiłam prosić o wytłumaczenia treningów z Adrianem. Mieliśmy ważniejszą, niedokończoną sprawę.
- Tak! Dymitr, nigdy w to nie wątp. Tak, tak, tak- wyglądał jakbym właśnie powiedziała: "Znowu widzę duchy!"
Podeszłam do niego i kucnęłam przy jego kolanach, opierając na nich dłonie.
-Przecież znasz angielski.
-Zaczynam w to wątpić.
-To się skup- ta sytuacja trochę mnie bawiła.- Tak!
-Boje się, że źle cię rozumiem- odparł.
-Odpowiedź jest prosta, to zawsze było, jest i będzie: tak! Zrozumiałeś?
Tylko patrzył, ale już bez zmęczenia w oczach. Zupełnie jakby zaczął wiedzieć nagle barwy, po latach spędzonych w czarno- białym świecie. Dotknął delikatnie mojej twarzy, nachylił się i cmoknął mnie w policzek. Zrobiłam minę naburmuszonego dziecka, liczyłam na coś więcej. Zaśmiał się widząc to. Pocałowałam go łapczywie. Wyprostowałam ręce oparte na jego kolanach. Przyciągałam go ku sobie coraz bardziej, przez co musiał się pochylać. Czułam, że nie dowierza w to co się stało.
-Roza, wstań- fakt, że w dalszym ciągu kucałam przy nim musiał mu przeszkadzać.- Przecież ja powinienem klęczeć- zaśmiałam się.
-Klęczałeś przy tysiącach osób, chyba ci wystarczy Towarzyszu.
Wstałam i usiadłam okrakiem na jego kolanach. Czułam teraz ogromne szczęście! Jak gdy powiedział pierwszy raz, że coś do mnie czuje albo, że nic go nie łączy z Taszą, jak na naszym spacerze- kiedy odkrył, że możemy być razem, jak w chwili, gdy znów stał się dampirem i w momencie gdy wyznał mi miłość. Patrzyłam w ciemne, tak kochane prze zemnie oczy. Oparłam ręce na jego ramionach.
-Czy ty jesteś prawdziwy?- spytałam z uśmiechem.
-Chyba nie, chyba mi się to śni- oczy błyszczały mu radośnie.
Oparłam czoło na jego czole, a on objął mnie w pasie.
-Dymitr, jest sens mówić ci jak się cieszę?
-Nie ma, sam to czuję.
-A jak się wtedy czułeś? Tam na tej sali, kiedy klęczałeś przede mną?
-Większość tych strażników nas nie rozumiała, patrzyłem na nich i nie mogłem pojąć  jak mogą tak myśleć. Każdy miał skrajne poglądy. W chwili, kiedy oznajmili, że nasze szczęście nie zależy od nich pomyślałem, że to jest ten moment. Powiedziałem tyle zdań, które dotyczyły tylko nas, w głowie mając twój obraz. Twoje włosy,- przejechał po nich dłonią- twój uśmiech,- oczywiście obdarowała go nim, gdy to powiedział- twoje ciało,- szepnął mi zmysłowo do ucha- siłę, odwagę, dobroć, to wieczne dogadywanie, żarty i inteligencję. Widziałem Rose jako uczennicę, nowicjuszkę, strażniczkę, przyjaciółkę, córkę, cudzą ukochaną, moją ukochaną i każdą  kochałem, i każdą kocham. A kiedy na ciebie popatrzyłem, Roza widziałem, że jesteś piękniejsza niż, gdy sobie ciebie wyobrażam. Więc nie tylko cię kochałem i kocham, ale i zawsze będę kochać- to właśnie myślałem, kiedy klękałem. To czułem. Obawiałem się, czy- przerwałam mu.
-Obawiałeś się czegoś?! Strażnik Bielikow się czegoś obawiał?- zaśmiałam się wtulając w jego szyję i czując zapach jego wody kolońskiej.
-Gdybyś patrzyła na jedną osobę, która jest dla ciebie wszystkim
-Właśnie na taką patrzę- przerwałam mu ponownie.
Spojrzał na mnie z czułością, ale kontynuował dalej.
-I jedyny twój lęk, czy nic jej się nie stanie by ci towarzyszył też byś się obawiała. Rose, po
myślałem wtedy, że zaraz zemdlejesz.
-Też tak pomyślałam- oznajmiłam opierając głowę na jego ramieniu.- To co zrobiłeś było piękne, odważne, takie- szukałam odpowiedniego słowa- dymitrowate.
-Dymitrowate?- zdziwił się.
-Pełne miłości, szczerości, dobroci, może bielikowate, a nie dymitrowate? Przecież każdy Bielikow taki jest- poczułam jak napiął mięśnie.
Wspomniałam rodzinę, za którą tak tęsknił. Najbliższych, trwających w niewiedzy, że ich Dimka jest dampirem. Szkoda było mi tych ludzi, okazali tyle ciepła, kiedy ich odwiedziłam. Na pewno nie było dnia by Olena nie myślała o swoim synu. On też ich codziennie wspominał. Byłam o tym przekonana.
-Dymitr,- powiedziałam poważnie, co mocno mnie zaskoczyło- wiesz, że cię kocham- kiwnął głową równie poważny.- Jestem jednak przekonana, że wiesz także o tym, że nie zastąpię ci rodziny. Twoich wyjątkowych bliskich tęskniących za tobą z identyczną siłą.
-Identyczną?- spytał tylko.
-Do twojej. Nie mówię, że jesteś słaby, oboje wiemy, że to nieprawda. Mówię, że tęsknisz, a to bardzo silny stan jeśli się kogoś kocha. Już w akademii ci ich brakowało.
-Nie mam czasu, żeby ich odwiedzić. Dopóki nie utwierdzą się w tym, że jestem wśród żywych nie mogę do nich zadzwonić.
-Dlaczego?- odparłam może naiwnie, ale szczerze.
-Rose jak ty to widzisz? "Mamo jestem dampirem i oświadczyłem się Rose".
-A co jak zebrania się skończą? Kiedy strażnicy wrócą do swoich państw i zaczną opowiadać przebieg zebrań. W Bai dowiedzą się o tobie od jakiś obcych ludzi!- podkreśliłam ostatnie zdanie.
-Według ciebie mam teraz dzwonić?- starał się ukryć rozdrażnienie, ale za dobrze go znałam.
-Oczywiście!- przytuliłam się do niego mocniej.
Podniósł mnie. Wciągnęłam głośno powietrze ze zdziwienia. Nie oparłam się jednak pokusie i zarzuciłam ręce na jego kark.
-Masz rację- powiedział niosąc mnie na przeciwległą stronę pokoju, gdzie stanął przed komodą.
-Wyciągnęłabyś moją komórkę z pierwszej szuflady?
Objął mnie mocniej, dzięki czemu pewniej wychyliłam się i poszukałam telefonu.
Po chwili trzymałam go w ręce. Wrócił ze mną na kanapę i usadził mnie bokiem na swoich kolanach. Wiedziałam, że jest przekonany. Nie wahając się wykręci za moment numer do swojej rodziny.
-Może wyjdę, chyba nie powinnam ci towarzyszyć, gdy będziesz dzwonić do domu. To pewnie będzie bardzo osobiste.
Odłożył telefon na bok i wyciągnął dłoń ku mojej twarzy by odgadnąć mi włosy za ucho.
-Roza, mój dom jest tam, gdzie ty. Jeżeli teraz zostaniesz przy mnie, to będzie łatwiejsze- głową wskazał na telefon.- I nie będę ci musiał tego opowiadać.
-Będziesz mówił po Rosyjsku- powiedziałam zrezygnowana.
-Wszystko zrozumiesz, zawsze się rozumieliśmy.
Pocałowałam go delikatnie. Poczułam falę ciepła przechodzącą przez moje ciało. Po chwili odsunęłam się od niego i przeniosłam wzrok na komórkę.
-Skoro musiałam przerwać oby to było tego warte- uśmiechnęłam się lekko.
Dymitr sięgnął po telefon i wybrał numer. Przyłożył aparat do ucha przytulając mnie i nie odrywając ode mnie wzroku.
Usłyszałam w słuchawce jakieś słowo, po Rosyjsku, ale głos poznałam- Olena, poważna Olena. Do mnie zwracała się innym tonem, cieplejszym i serdeczniejszym.
-Dymitr- odpowiedział spokojnie mój ukochany patrząc mi w oczy.
Usłyszałam szloch. Nie miałam wątpliwości, że jego matka płacze. Przeczekaliśmy to spokojnie. Po chwili padły niezrozumiałe dla mnie słowa, wypowiedziane drżącym głosem.
-Jest,- zaczął nagle Dymitr po angielsku- już jest, mamo.
-Nie,- Olena automatycznie zmieniła język- mojego Dimki już nie ma. Wiem z zaufanego źródła.
Podziwiałam jej upór, gdyby do mnie został wykonany taki telefon za czasów, gdy Dymitr był
strzygą i tak byłabym jak w transie. Olena dalej wierzyła, że jej syn jest strzygą, jednak wolałaby gorszą rzeczywistość, niż rozmowę z nim.
-Ja jestem tym zaufanym źródłem?- spytałam na tyle głośno, by słychać mnie było w aparacie.
-Rose, kochana Rose!- wykrzyknęła wzruszona.- Co się dzieje? Jesteś bezpieczna?
-Siedzę w najbezpieczniejszym miejscu z najlepszym strażnikiem- powiedziałam stanowczo.
-Słyszałam naszego Dymitra- mówiła tak przejęta, że zdałam sobie sprawę, iż nie spodziewa się, że on dalej ją słyszy.
-Patrzę na niego- starałam się mówić spokojnie.
-Wiesz, że to nieprawda, Rose. To niemożliwe. Nasz Dimka
-Jest tu ze mną- przerwałam jej.- Siedzę właśnie na jego kolanach i patrzę w jego brązowe oczy, tak podobne do pani. Bez żadnej czerwonej obwódki. Nie ma żadnych kłów. Proszę mi wierzyć sprawdzałam. Ma ciepłe dłonie, czuje je na swoich plecach, a jego skóra absolutnie nie jest blada. Dymitr brzydko wyglądał z bladą cerą. Wie pani, widzę właśnie jak szklą mu się oczy, oczywiście się tu nie popłacze, strasznie się stara ukryć żal i wzruszenie, ale ciężko mu idzie. On czuje, czasem nawet za dużo.
-Strzygi nie czują- powiedziała twardo Olena.
-Czyli nie jest już strzygą- odparłam uparcie.
-Tak bardzo chcę ci wierzyć, ale tak bardzo boję się, że to nierealne- ponownie zadrżał jej głos.- Ufam ci z taką siłą, jaką ufałam jemu.
-Więc proszę mi uwierzyć- niemal ją błagałam.
-To boli- przyznała.
-Zaboli bardziej jak pani nie uwierzy. Dymitr przyjedzie do Bai w najbliższy wolny, od pracy dzień. Od lat takiego nie miał, ale ja już mu jakiś znajdę.
Widziałam w jego oczach reprymendę.
-Nie jesteś już moim mentorem- cmoknęłam go w policzek.
-Rose?- usłyszałam w słuchawce- Jaki on jest?
-Jak ten z opowieści przy ognisku- przypomniał mi się ten moment, gdy wspólnie z jego rodziną go wspominaliśmy.- To piękne prawda?- spytałam Olenę.
-Ty jesteś piękna- powiedział Dymitr całując moje czoło.
-Dimka!- wykrzyknęła jego mama radośnie- Mój Dimka!
Uśmiechnął się pod nosem.
-Kocham cię, mamo- powiedział spokojnie.
-Synku, tak tęsknimy za tobą!
Zaśmiałam się wzruszona. Uwierzyła nam! Stęsknił się za Dymitrem do tego stopnia, że zdrabniała słowo "syn". Rozumiałam ją, Bóg jeden wie co przeszła żegnając jedynego chłopca.
-Muszę ci coś powiedzieć, mamo- powiedział mój ukochany patrząc mi w oczy.- Kocham Rose,
-Wiem, wiem!- krzyczała radośnie.
-Kiedy to nie koniec wiadomości- odparł urażony, jakby Olena poddawała początek zdania pod wątpliwość.- Oświadczyłem się jej.
Słyszałam jak płacze. Tak bardzo chciałabym ją teraz przytulić.
-Nie- wychlipała, nagle spojrzenia moje i Dymitra zmieniły się w przerażone.- Nic mi nie jest,- kontynuowała i odetchnęliśmy z ulgą.
Olena mówiła do kogoś innego.
-Tak się cieszę, ale już kończmy, muszę się z nimi tym wszystkim podzielić- mówiła kobieta.- Czekam na waszą wizytę. Wspólną.
Dymitr rozłączył się. Tylko na to czekałam. Rzuciłam się na niego całując z taką siłą, że oparł się o kanapę. Włożył mi ręce pod koszulę unosząc ją lekko. Nie odrywając się od jego ust, starałam się zrobić to samo.
Nagle usłyszeliśmy walenie w drzwi.
-Bielikow! To ja za ciebie ręczę, a ty spóźniasz się na zebrania morojów w sprawie przyszłości z moją córką!
Oderwałam się od jego ust ciężko dysząc. Abe- można się było spodziewać. Za długo się nie odzywał. Dymitr wstał i ruszył do drzwi.
-Rose, wiesz co bym wolał?- spytał przed wpuszczeniem Staruszka.
-Nadrobimy to, Towarzyszu- uśmiechnęłam się do niego mimo, że przybrał już maskę strażnika.- Po tym jak porozmawiamy o treningach- przypomniałam sobie nagle.
-Chcesz wspominać nasze treningi?- spytał.
-Raczej wypomnieć twoje i Iwaszkowa.
Stał niewzruszony- nie to co przerażony Adrian.
-Tak zdecydowanie musimy o tym porozmawiać- oznajmił otwierając drzwi.
-Sprawdź czy cię nie potrzebują na sali, Bielikow- powiedział złośliwie Abe w progu.- Ja zostanę z Rose.

wtorek, 22 marca 2016

Rozdział 14

Przepraszam wszystkich, którzy czekali na ten rozdział i twierdzą, że czekali za długo, ale... Oto on! I dziękuję, że poprzedni cieszył się takim zainteresowaniem.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Było ciemno. Ostatnie co zobaczyłam to zmieniające się oczy Dymitra. Od błysku z wyczekiwania do powagi strażnika. Wstałam szybko z kolan i skierowałam się do przyjaciółki.
-Lissa!- wrzasnęłam podbiegając do niej.- Popatrz na  mnie!
Ktoś stanął obok mnie- Christian. Miał poważny wyraz twarzy, z jego dłoni uwalniał się niewielki płomień, którym podświetlił twarz dziewczyny. Miała zamknięte oczy i niewielkie drgawki. Nie wiedziałam co jej jest, czułam się bezradna. Miałam wrażenie, że w auli nikomu innemu nie dzieje się krzywda. Za to niektórzy strażnicy obstawili drzwi, okna, czułam, że wszyscy są gotowi do walki. Nie było jednak z kim się zmierzyć. Mimo to w pomieszczeniu panowało nieznośne napięcie. Niespodziewanie Lissa otworzyłam oczy i uśmiechnęła się, ale to nie był uśmiech mojej przyjaciółki. Ten był obcy i złośliwy.
-Rose,- powiedziała- wreszcie cię widzę. Nikt nam nie przeszkadza.
Liss ponownie zamknęła oczy. Teraz zacisnęła również zęby. Złapałam jej dłoń, była niezwykle zimna. Opadła na fotel. Leżała spokojnie bez najmniejszego ruchu. Oddychała i to mi wystarczyło. Obok mnie znalazło się już trzech innych strażników Królowej.
-Trzeba ją przenieść do szpitala- zarządziłam.
Rozejrzałam się by znaleźć Dymitra. Nie widziałam go, ale zaufałam, że daje sobie radę. Christian zniknął gdzieś w tłumie strażników. Jeden z mężczyzn podniósł Lissę. Ruszyłam przodem i pędem udaliśmy się do wyjścia z sali.
-Ile osób wychodzi?- spytała jakaś strażniczka stojąca przy drzwiach.
-Trzy!- wykrzyknęłam w odpowiedzi- Ewakuujemy Królową!
Otworzyli nam i wybiegliśmy z sali. Liczyłam na to, że Lissa tylko zemdlała, ale chciałam ją zabrać jak najdalej od tłumu. Korytarze również były pełne. Moroje byli spokojni i dopiero, gdy przebiegliśmy obok nich wybuchło za nami zamieszanie. Jakbyśmy stali się plagą- burzą niosącą straszne zniszczenia. Wpadliśmy do szpitala.
-Jest tu kto?!- byłam strasznie rozdrażniona.
Na korytarz wyszedł Ambroży.
-Rose?- zdziwił się- Coś poważnego?
Podeszliśmy do niego z Lissą. Od razu zyskał odpowiedź na swoje pytanie.
-Zaprowadzę was do prywatnej sali- korytarz wydawał się niemiłosiernie długi.
W końcu weszliśmy do pomieszczenia, ułożyliśmy Lissę na łóżku, a Ambroży pognał po lekarza. Opadłam na fotel i spojrzałam na przyjaciółkę, mogłam tylko czekać, nie potrafiłam jej pomóc. Zamknęłam oczy i postanowiłam się trochę uspokoić. Wyobraziłam sobie Dymitra. Moje odważnego Dymitra, który teraz na pewno się martwił. Tak strasznie chciałam żeby był obok. Najlepiej z Christianem, który trzymałby Lissę za rękę. Zapewne obydwaj stali na środku auli i starali się zakończyć radę. Strażnicy mają żelazne nerwy, wiedzieli, że zgasło światło, ale nic poza tym. Krolowa jest już bezpieczna i ta wiedza im wystarczy. Zmobilizowani byli dokończyć radę, gdy tylko przywrócą prąd.
-Adrian- usłyszałam głos Lissy.
Gwałtownie wstałam i kucnęłam przy łóżku.
-Adrian- mruczała dalej.
Jednak dobrze, że nie było tu Christina- nieźle by się teraz wkurzył. Wyszłam przed pokój, gdzie stał strażnik, który przyniósł tu Królową. W tej chwili już go poznałam.
-Strażniku Conner, poszedłbyś po Adriana Iwaszkowa?
-Królowa o niego prosi?- zdziwił się.
-Można to tak ująć. Jest bardzo słaba, ale nie podważę słów Królowej, pewnie wie co robi.
Conner kiwnął głową i ruszył do wyjścia. Był dobrym strażnikiem. Miał na oko z czterdziestkę, ale nigdy nie traktował mnie jak młodszą, dlatego współpracowaliśmy zgodnie. Usłyszałam szept Lissy, więc wróciłam do niej.
-Adrian?- spytała słysząc moje kroki, patrzyła w sufit.
To, że była spokojna sprawiło mi olbrzymią ulgę.
-Rose- odpowiedziałam siadając obok łóżka.
Obróciła głowę w moją stronę i uśmiechnęła się lekko.
-Tak cię przepraszam. To co zrobił strażnik Bielikow było piękne. Można wam już gratulować?
-To było piękne, ale nie ma czego gratulować. Nic nie odpowiedziałam. Mów lepiej jak się czujesz- ponagliłam ją.
-Strasznie, przerwałam zaręczyny mojej najlepszej przyjaciółce!- użalała się.
-Liss na odpowiedź przyjdzie czas, a ty mów o stanie fizycznym. To był Robert, prawda?
-Głowa mi pęka i muszę porozmawiać z Adrianem. Zabolała mnie kiedy wyszłaś na środek.
-Nie mydl mi oczu, powiedz wprost. Robert?
-Tak, Rose. Czułam się jakby wszedł mi do głowy, słyszałam jak do mnie krzyczysz, potem patrzyłam na ciebie, ale wiedziałam, że on widzi wyraźniej, że on słyszy lepiej- napłynęły jej łzy do oczu.- To tak bolało... A chciałam być silna! Nie chciałam przerwać jednej z najważniejszych chwil moich przyjaciół, ale nie dałam rady! Jestem słaba!
-Jesteś zmęczona używaniem mocy ducha- odparłam pocieszająco.- Starałaś się postawić mentalny mur pomiędzy  sobą, a doświadczonym w tej dziedzinie mężczyzną i udało ci się. Pomimo bólu, dałaś radę. Może nie jesteś silna, za to jesteś potężna.
Do sali wszedł lekarz i poprosił żebym poczekała na korytarzu. Widziałam, że jego diagnoza nic nie da, przez moc ducha nic nie wyjdzie na jaw. Nie miała fizycznych obrażeń. Udałam się jednak do poczekalni. Ledwo zajęłam miejsce na niebieskim, plastikowym krzesełku kiedy wpadł Adrian.
-Rose,- zawołał dostrzegając mnie- mogę do niej wejść?
-Musisz poczekać, lekarz robi jej badania kontrolne. Usiądź- pokazałam mu głową miejsce obok.
Podszedł spięty, jakby przypomniał sobie jakie mamy ostatnio relacje.
-Ona widziała Roberta- powiedział siadając.
-A ja widziałam ją, masz mnie za idiotkę?! Wiem co widziała, nie musisz mówić- miałam nadzieję, że rozjaśniłam mu nieco na tym polu.
Nie będzie udawał przede mną mądrali! Potrafię łączyć fakty, więc niech nie bierze mnie za dziecko!
-Tak dla jasności,- dodałam- to Lissa cię wołała, nie ja. Nie musimy rozmawiać.
-Byłem na  sali, kiedy wyszłaś- wywróciłam oczami orientując się, że nie zamknie ust.- Bielikow, on...
-Można już wchodzić- przerwał mu lekarz podchodząc do nas.- Królowa ma wszystkie wyniki w normie. Może wyjść jeszcze dziś, ale musi stawić się jutro na kontrolę- uśmiechnął się do nas uprzejmie i odwrócił się.
Iwaszkow ruszył do sali Lissy.
-Adrian, zaczekaj!- złapałam go za ramię- Co z Dymitrem?
Spojrzał na mnie rozdrażniony. Poczułam się głupio, że w chwili, gdy moja przyjaciółka cierpi ja myślę o bezpiecznym i potrafiącym się bronić strażniku. Zreflektowałam się szybko.  Oczywiście, że o nim myślę, to nic dziwnego!
-Porwał tłumy, chyba zostanie prezydentem- odparł niechętnie i ironicznie, po czym wszedł do pomieszczenia, w którym była Lissa.
Stałam na korytarzu niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Pomijając, że moroj powiedział to tak złośliwie wiadomość była dobra. Jeżeli Dymitrowi udało przekonać się większość, sprawa pójdzie z marszu. Bardzo chciałam być teraz na sali. Przywołałam się do porządku- mam większe zmartwienia. Weszłam za Adrianem.
Przyjaciółka cieszyła się z jego towarzystwa bardziej niż mojego. Moroj usiadł na krześle w zasięgu wzroku wciąż leżącej Lissy i już miał coś powiedzieć, kiedy spojrzał na mnie i z powrotem zamknął usta.
-Rose, zostawisz nas samych?- spytała spokojnie Liss.
-Żartujesz chyba?!- patrzyłam na nią jak na kogoś obcego.- Muszę wiedzieć więcej! Po co te tajemnice? Dam sobie radę z trudnymi informacjami.
-Chciałabyś tropić Roberta czy Avery? No wiesz, działać?- powiedział Adrian wstając.
-Chciałabym!
-Tego się właśnie obawiamy- dodał rozkładając ręce.
Myślałam, że mu przywalę. Przydałby mu się porządny siniak. Najlepiej na oku. Czy oni nie widzą, że jestem rozważna?!
-Czego wobec tego ode mnie oczekujcie?- spytałam podchodząc do niego.
Dzieliły nas nasze oddechy pełne nienawiści. Rzucaliśmy sobie wściekłe spojrzenia.
-Że nam zaufasz? Jeżeli nie mi i Lissie to chociaż Dymitrowi- odparł.
-To mój słaby punkt przestań!- nie powinien sięgać po takie argumenty.
-No właśnie Bielikow jest twoją słabością!- czy on mi robi wyrzuty?!
-Nie zmieniaj tematu!
-To nawiązuje do tego tematu!
-Adrian mówmy o tym co najważniejsze- odparłam zrezygnowana.
-Bielikow nie jest najważniejszy, wreszcie słuszne słowa Rose Hathaway!
Nie mogłam puścić tego zdania w niepamięć. Moja pięść powędrowała ku jego twarzy. Złapał ją. Otwartą dłonią wyhamował moją pięść tuż przed swoim nosem. Myślałam, że tylko Dymitr tak potrafi, że tylko on ma taki refleks.
-Dymitr!- wykrzyknęłam.
-Oj Mała Dampirzyco, mylą ci się osoby- powiedział wyraźnie z siebie zadowolony.
-W życiu nie pomyliłabym z nikim Dymitra- prychnęłam.- Chodziło mi o to- wyrwałam pięść z jego zaciśniętej dłoni.- Dymitr, on cię tego nauczył.
Widziałam strach na twarzy Adriana. Zgadłam, nie byłam tego pewna, a jednak. Tylko po co to? Czemu Dymitr go trenuje? 

niedziela, 20 marca 2016

Rozdział 13

-Strażniku Bielikow?- spojrzał na niego Iwaszkow.- Pozwoli pan?
Moroj odszedł od mównicy. Dymitr wstał i poszedł zająć jego miejsce. Po chwili spokojny głos z lekkim, rosyjskim akcentem rozniósł się po sali.
-Podobno chcecie poznać moje zdanie, a prawda jest taka, że jak tylko zacznę je wygłaszać uciszycie mnie. Dlatego na początku przypomnę wam, że nie śpieszno mi było nas reprezentować- w trakcie, kiedy ja nie mogłam oderwać od niego wzroku, on nawet na mnie nie spojrzał.
Nie miałam mu tego za złe. Mnie samej ciężko było się skupić na tak ważnej sprawie, kiedy to on mówił. Cieszyłam się, że to nie ja muszę się teraz wypowiadać. Współczułam za to Dymitrowi. On nigdy nie lubił ogłaszać wszem i wobec co myśli, a tu, na oczach znajomych i obcych musiał to zrobić. Na dodatek mówiąc o nas. Widziałam jednak, że przekonał ten tłum, że warto go wysłuchać. Z resztą trudno się dziwić, mój ukochany wyglądał niezwykle pewnie.
-Nie stoję po żadnej ze znanych mi w tej sprawie stron. A znam dwie. Jedna mówi o tym żeby tych związków nie było. Twierdzi, że dampiry nie mogą być razem. Nie rozumiem jednak czemu przedstawiciele naszej rasy, którzy nie są strażnikami, mają się wiązać jedynie z morojami. Nie narażają podopiecznych, ponieważ ich nie mają. Popieram was jednak w kwestii, mówiącej o tym, że strażnicy nie mogą być razem odchodząc od podopiecznych- tu wychyliłam się ku niemu.- A tak uważa druga grupa. Ślepo wierząca, że możemy związać się z kim chcemy i kiedy chcemy. Nie popieram tego aż w takim stopniu. Trzeba zachować pewne zasady.
-Co więc popierasz, strażniku Bielikow?- usłyszałam głos Alberty.
-Popieram to żeby dampiry nie angażujące się w życie morojów wiązały się z kim chcą. Doskonale wiemy jaka przepaść różni przeciętnego dampira od strażnika. Zgadzacie się ze mną w tej kwestii? Kto jest za?
Ku mojemu zdziwieniu niemal wszyscy podnieśli ręce. Dymitr szybko ich przekonał.
-Dziękuję, a teraz trudniejsza decyzja. Nie popieram wszystkich związków pomiędzy strażnikami. W chwili, gdy dampir decyduje się dołączyć do naszej społeczności,powinien wiedzieć, że jest to decyzja na całe życie.
-Co znaczy, że nie popierasz wszystkich? Jakieś popierasz?- spytał Eddie, który go pewnie podpuszczał by zdradził do czego tak dąży.
-Tak, nie mam nic przeciwko związkom strażników jeśli nie narażają podopiecznych.
Na sali zawrzało.
-Przecież tak nie da!- usłyszałam czyjś sprzeciw.
-Da się- odparł Dymitr.- Sam jestem w takim związku.
-Niemożliwe- zaśmiał się Michaił.- Rose wiedziałaś o tym?
Jeżeli na sali wcześniej wrzało to teraz wybuchło powstanie. Niemal wszyscy byli oburzeni. Większość znała Dymitra, ale nie wiedziała o jego sytuacji uczuciowej.
-Z jakąś strażniczką?!- rozległo się z tłumu niedowierzanie.
-Tak, dalej jest strażniczką, pomimo, że związała się ze mną, a fakt, że o tym wcześniej nie widzieliście tylko świadczy o tym, że takie związki są możliwe- chciał kontynuować.
-Z kim?- dopytywali się.- Kto?- wiedziałam,  że Dymitr doszedł do tego samego wniosku co ja: nie ma sensu tego ukrywać i tak się dowiedzą.
Spojrzał na mnie, kiwnęłam lekko głową. To mu wystarczyło.
-Z Rosemarie Hathaway. A teraz...
Teraz już nic nie powiedział. Większość była chyba oburzona. Spodziewam się, że szybko dodali dwa do dwóch. Mnie niesłusznie okrytą złą sławą nastolatkę i starszego ode mnie doświadczonego Dymitra. Królobójczyni i strzyga- modliłam się w duchu, by nikt nie pomyślał w ten sposób.
-Czy mogę wam wytłumaczyć jak to możliwe?- spytał spokojnie Dymitr.- Potem możecie zadać mi pytania- to ich przekonało.- Strażniczka Hathaway jest opiekunką Królowej i nie ma zamiaru z tego zrezygnować. Królowo czy są jakieś zarzuty do pani wspomnianej strażniczki?
-Lepszej nie miałam- powiedziała Lissa głośno i wyraźnie.
-Słyszeliście?- spytał mój ukochany- Królowa kategorycznie temu zaprzecza. Mojego podopiecznego, lorda Christina Ozerę możecie spytać o to samo.
-Bielikow! Nie mam żadnych wątpliwości!- krzyczał ten palant, gdzieś z wyższych rzędów- Drodzy strażnicy, możecie wątpić w gust do kobiet mojego strażnika, ale nigdy w to, że jest jednym z najlepszych. Poza tym odkąd jest moim strażnikiem jest również partnerem strażniczki Rose Hathaway i nie miałem z tym problemów. Inaczej bym na to nie przystał.
-Dziękuję- odparł Dymitr.- Widzicie, że tak się da.  Popieram, więc takie związki, ale tylko jeśli nie narażają podopiecznych. Zakochani w sobie strażnicy nie mogą również razem pracować. Muszą wiedzieć kogo bronić w razie zagrożenia. Teraz mogą mówić, że będą dobrymi opiekunami, ale kiedy podczas ataku uczucia wzięłyby górę... Dlatego trzeba oddalić wszelkie ryzyko. Oni są najważniejsi- przytoczył naszą główną zasadę.- Pytajcie o co chcecie.
-Czy to ma sens? To bycie razem ze strażnikiem?- odezwała się kobieta, którą pierwszy raz widziałam.
-Jeżeli miłość, nie jest wystarczającym uzasadnieniem na bycie ze strażnikiem, strażniczko Fox, to nie znajdzie pani lepszego. Nikt jednak nikogo nie zmusza do takiej miłości.
-Czy to daje szczęście?- spytała następna osoba.
-Gdyby nie dawało nie trwalibyśmy w tym co nas łączy- powiedział Dymitr, czułam, że jak ja uważa to pytanie za idiotyczne.
-Chodziło mi o to, czy pomimo braku dzieci będziecie szczęśliwi?
Na sali zapanowała cisza. To było pytanie, które sama sobie zdawałam.
-Jeżeli spotkałabyś, strażniczko Reedy, strażnika, którego kochałabyś tak mocno, że dałabyś radę żyć bez dzieci, że wystarczyłaby ci tylko ta osoba. Wtedy tak, taki związek ma sens. Może zapytajcie o to strażniczkę Hathaway. Może ona ma inne zdanie.- Dymitr rozejrzał się po sali szukając osoby, która chciałaby poznać moje zdanie.
-Tak więc co o tym myślisz? Strażniczko Hathaway?
Rozpoznałam ten poważny głos. To pytanie zadała moja matka. Przekroczyłam fotel Dymitra, który stał przede mną i podeszłam do niego. Teraz ta sala wydawała mi się przerażająca. Postanowiłam, że nie mogę tego po sobie okazać.
-Zanim złączyłam się, ze strażnikiem Bielikowem wzięłam to pod uwagę. Nie mam nic przeciwko temu, choć muszę  przyznać, że jest to trudny temat. W takim związku jak nasz, muszą się zgadzać co do tego obie strony.
-Ale dokąd to zmierza?- spytał jakiś strażnik.
Czemu oni są tacy natrętni? Nie wystarczy im, że to możliwe, muszą patrzeć na nas jak na odcinek serialu.
-Nie dowiemy się dokąd to zmierza, póki wy się na to nie zgodzicie- odparł spokojnie Dymitr.
-Czyli wasz los zależy od nas?- spytał ktoś inny.- Bez tego nie wiem... Nie oświadczysz się?
-Wolałbym to zrobić będąc pewny, że nie stracimy reputacji- czułam, że ciężko mu o tym mówić.
-A może nie jesteś pewien?
-O naszym związku nie możecie mi powiedzieć czegoś, o czym nie wiem- kontynuował mój ukochany.- Jeśli jednak chcecie usłyszeć to wprost to tak, kocham Rose Hathaway!
To były odważne słowa, wypowiedziane przy ponad trzech tysiącach osób. Ja była ich pewna, często mi to okazywał, dla obcych była to oczywiście nowość. To zdanie było jednak odważne i dlatego to wyznanie tak mocno mnie poruszyło.
-Co mam zrobić?- spytał Dymitr ten tłum przed nami.- Mam tu paść na kolana i błagać ją o rękę?- powiedział to tonem jakim zamawia się herbatę w kawiarni.
W jego oczach dostrzegłam jednak zawód. Liczył, że szybciej zostaniemy zrozumiani.
-Mamy dać ci zielone światło?- zdziwiła się jakaś strażnika.
-Nie chcesz tego?- spytał ktoś inny.
Dymitr ukląkł przede mną i wyjął z marynarki małe pudełko. Poczułam jak robi mi się słabo. On miał pierścionek! Od kiedy chciał to zrobić?! Na kiedy to planował?!
-Roza, zostaniesz moją narzeczoną? Pamiętaj: nigdy nie weźmiemy ślubu jeśli nie będziesz tego chciała lub jeśli ten tłum się na to nie zgodzi. Nie myśl również, że robię to pod wpływem chwili. Wiesz, że moje uczucia są szczere i nigdy nie były inne odkąd cię poznałem, odkąd pozwoliłaś mi cię pokochać- otworzył pudełko, w którym był najprawdziwszy pierścionek zaręczynowy.- Możliwe, że robię teraz coś nielegalnego, a mam masę świadków. Kocham cię jednak, więc zanim spadnie na mnie odpowiedzialność nie zawaham się powtórzyć: Roza zostaniesz moją narzeczoną?
Jakie on ma oczy! Patrzył na mnie jakbyśmy byli sami. Poczułam się taka wyjątkowa. Jeżeli miałabym się zgodzić to był najwłaściwszy moment.
-Dymitr... Zostaniesz moim narzeczonym?- szepnęłam z niedowierzaniem.
-Pod warunkiem, że ty zostaniesz moją narzeczoną.
Zaśmiałam się gwałtownie i uklękłam naprzeciwko niego. Zasłoniłam jego twarz przed tym tłumem i pocałowałam go. Moje włosy zakryły nasze twarze. Jak on całował! Czy on zawsze to tak robił? Odsunęłam się od niego i już miałam mu odpowiedzieć jedyne właściwe słowo, kiedy na sali zgasły wszystkie światła i rozległ się wrzask Lissy.

sobota, 19 marca 2016

Rozdział 12

Dymitr wpadł do mieszkania jak burza.
-Christian, Królowa wzywa- rzucił opanowany.
Pierwszy raz w życiu chciałam powiedzieć: " Niech zostanie! ", miałam jednak pełne usta wypełnione jedzeniem, którego nie potrafiłam nazwać. Więc moroj szybko wybiegł do " swojej wybranki ", a pierwsza i ostatnia okazja w życiu poszła się bujać. Pomyślałam, że może to i lepiej- zachowałam reputacje.
-Robert, prawda?- spytałam Dymitra, który usiadł na miejscu Christina.
Zobaczyłam jak napina mu się szczęka.
-Prawda.
-Nie możesz powiedzieć więcej?- w napięciu liczyłam na odpowiedź.
Kiwnął głową. Widziałam ból i wściekłość w jego oczach. Spodziewałam się, że było mu żal tego ukrywania faktów. Jednak czy Doru, który nic mi jeszcze nie zrobił tak go rozzłościł?
-Masz dzisiaj dużo pracy- zmieniłam temat chcąc by ochłonął.
-Rose, nasza praca trwa zwykle dwadzieścia cztery godziny.
-Idziesz na radę strażników, morojów i konsultacje z dampirami. Uważasz, że to codzienność strażnika? Dzisiaj obce osoby ustalą czy usnę u twojego boku!
-Dlatego dodatkowo nie powinnaś się mną przejmować.
-O to chodzi?- rozczulił mnie mocno co zapewne można było wyczytać z mojej twarzy.
-Roza...- uśmiechnął się pod nosem znad talerza.- Co mną może kierować jak nie troska o ciebie?
Wysunął dłoń po stole w moim kierunku. Ujęłam jak z chęcią i spojrzałam na niego.
-Dzisiaj na sali- zaczął- mogą paść trudne słowa. Może i raniące cię słowa. Musisz być silna. Nieobojętna- dodał widząc moją minę.- Mnie wczoraj było bardzo trudno zachować ten dystans słysząc opinie innych.
-A spytali cię co myślisz o tym prawie?
-Nie, ale dzisiaj moja wypowiedź będzie brana pod uwagę. Nie jestem przekonany słuszności tej decyzji wybrania mnie na reprezentanta.
-Hej, ja jestem!
-Rose, znajduje się wśród nielicznych popierających związki strażników, a to, że byłem strzygą...
-Och, dość tego!- wstałam i podeszłam do niego, zaskoczony obrócił się w moją stronę  siedząc.- Nikt nie wybrał "Dymitra strzygi"- taki nie istnieje! Każdy kierował się twoim doświadczeniem, ambicją, odwagą, wiarą. Młodością! Jesteś świetnym strażnikiem, inni to doceniają. W tak młodym wieku tyle osiągnąłeś i przeszedłeś!
Skończyłam, ale on wciąż na mnie patrzył. Ten wzrok przygwoździł mnie do podłogi.
-Dziękuje- odparł w końcu.- Nie pamiętam żebym słyszał tyle miłych słów.
-Pewnie nie słuchasz tak uważnie komplementów.
-Te są od ważnej osoby.
Nachyliłam się i pocałowałam go. Poczułam jego silne ręce obejmujące mnie w pasie. Nie odrywając się ode mnie, Dymitr wstał z krzesła.
-Teraz- zaczął, kiedy ja łapałam oddech- czuję, że jestem w stanie zrobić na tym zebraniu wszystko by osiągnąć cel.
Uśmiechnęłam się do niego serdecznie.
-Idziemy?- spytał ujmując moją rękę pod ramię.
-Tylko wezmę klucz- przypomniałam sobie.
Dymitr wyjął go ze swojej kieszeni i pomachał nim przed nami.
-Skoro już o tym pomyślałeś- pociągnęłam go w kierunku drzwi.
Dzisiaj na sali byliśmy wcześniej. Mój ukochany musiał usiąść w pierwszym rzędzie, który był zajęty dla piszących protokół, królowej i jej rady.
-Zajmiesz miejsce za mną?- spytał mnie.
-Pokaż mi które.
Szybko się okazało- pośrodku drugiego rzędu. Dymitr siedział przede mną i przeglądał jakieś papiery w trakcie, gdy na sali gromadziły się tłumy. Aula, w której przebywaliśmy była z dwa razy większa, niż wczorajsza. Mogło się tu zmieścić około trzech tysięcy osób. Wiedziałam, że przyjedzie tylko część naszego społeczeństwa. Nie wyobrażałam sobie, że mogłoby mnie tu nie być. Dzisiaj ustalaliśmy zmianę prawa, które mnie bezpośrednio dotyczyło. Nagle obok mnie usiadł Eddie.
-Strażniczko Hathaway- skinął mi głową.
-Strażniku Castile, jak samopoczucie?
-Pewnie lepsze niż twoje.
-Nie czuje się źle, raczej- szukałam właściwego słowa- niepewnie.
Usłyszałam jak Dymitr mówi coś przyciszonym głosem. Z racji, że nikt obok niego nie siedział albo mówi do siebie, albo do mnie. Nachyliłam się do niego.
-Coś do mnie mówiłeś?- szepnęłam mu nad uchem.
-Nigdy się nie wahaj- odparł.
-A ty nigdy nie podsłuchuj- cmoknęłam go w ucho na co wzdrygnął się gwałtownie.
-Rose- odparł urażony.
Zaśmiałam się cicho.
-Wiedziałam, że nie dasz rady zaplanować na tym odruchem.
Wróciłam do rozmowy z Eddiem.
-A co ty o tym myślisz o tym prawie?- spytałam przyjaciela.
-W pełni cię rozumiem, was rozumiem- dodał zdając sobie sprawę, że mój ukochany siedzi przed nami i pewnie go słyszy.
Dymitr odwrócił się w jego kierunku. Stwierdził pewnie, że nie ma co udawać skoro to do niego dotarło.
-To prawo jest mi jednak obojętne- kontynuował Castile.- Poprę  stronę, która bardziej mnie przekona o słuszności swojej decyzji. Popieram strażników w tym, że nie chcą aby "dwoje zakochanych uciekało razem ku zachodzącemu słońcu na białym rumaku". To nieodpowiedzialne zostawiać podopiecznych i tak na marginesie, Rose przedrzeźniałem innych. Nie myślę dokładnie tak.
Musiałam mieć strasznie urażoną minę. Eddie mnie jednak trochę zawiódł. Dymitr za to skinął mu głową i odwrócił się. Rozejrzałam się po sali. Był tłum. Czarno- biały tłum zajmujący swoje miejsca. Obok mnie usiadł Michaił i już miał coś powiedzieć, kiedy zabrzmiały trąbki. Wstałyśmy wszyscy, a na salę weszła Lissa. Wyglądała pięknie, nie ze względu na strój. Ze względu na gracje, takt i pewność siebie. Najbardziej zdziwiłam się, kiedy zajęła miejsce obok Dymitra.
-Witam wszystkich obecnych- przy mównicy stał ojciec Adriana.
Pomyślałam, że gorsza osoba nie mogła dzisiaj prowadzić zebrania (chyba, że sam młody Iwaszkow, który pewnie czaił się gdzieś na sali).
-Dzisiaj omówimy prawa do związków dampirów, głównie strażników- ogarnął aulę spojrzeniem.- Zaczynajmy. 
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję wszystkim, którzy czytają te bazgroły oraz Karindze, Mańce i Klaudii- za wytrwałe komentowanie! ;) Obiecuję, że więcej wyjaśni się w następnym rozdziale i tak... ten jest krótszy.

piątek, 18 marca 2016

Rozdział 11

-Nasze zebrania po trwają jeszcze dwa dni. Morojów trzy. Mam chodzić na jedne i drugie.
-Będziesz zmęczony!
-Nie to mnie martwi- spojrzałam zaintrygowana nutą w jego głosie.- Za pięć dni się rozjedziemy. Ty na studia z Królową, ja z Christianem.
-Trzy dni szybciej!
-Nie mamy na to wpływu- Dymitrowi przerwało pukanie do drzwi.-Chwilę,- krzyknął- Rose mam ci wiele do powiedzenia, ale będziemy musieli to przełożyć.
-Słusznie, inaczej tylko się narazisz Abe' owi- otworzyłam drzwi i zobaczyłam jego strażnika.
-Pan Mazur, prosił, żebym was zaprowadził, strażniczko Hathaway.
Abe zatrzymał się w jednym z większych apartamentów. Spodziewałam się, że zaklepał go sobie wcześniej niż powinien.
-Wreszcie!- przywitał nas w progu.
Weszliśmy do jadalni. Było w niej pełno złotych świeczników, jakiś wazon z kwiatami i... Janine Hathaway!
-Mama?! Nie widziałam cię dzisiaj.
-Ciebie trudno było nie zauważyć- uścisnęła mnie, a Dymitrowi podała rękę.- Z resztą was oboje.
-Siadamy! Siadamy!- Abe już odsunął  krzesło, na którym siedziała Janine.
Zajęłam miejsce obok Dymitra, który miał pecha i na przeciwko usadowił się Staruszek.
Wydawało mi się, że był to celowy zamysł.
-Dymitr, mój drogi, powiedz jak ci dzisiaj poszło?- spytał.
-"Mój drogi "?! Zaraz chyba spadnę z krzesła!- wykrzyknęłam.
-Dwa zero dla mnie- odparł Abe.
-O co ci chodzi?
-Złamałaś dwie zasady. Zapomniałaś?- spytał widząc moją minę.-Uczę cię ciszy, w prowokujący sposób, ale czego się mogłaś spodziewać?- zaczynał działać mi na nerwy, a dopiero zabierałam się do jedzenia.- Zasada numer jeden: nie wtrącaj się. Numer dwa: nie odpowiadaj, gdy pytanie nie jest skierowane do ciiebie. A tak na marginesie: Bielikow, jak ci poszło?
-Nie mi oceniać- zaczął Dymitr.- Strażnicy, którzy dzisiaj zostali chcieli podzielić się ze mną swoim zdaniem o związkach strażników albo dowiedzieć się co u mnie słychać.
-Rozumiem, że oba tematy nie były dla ciebie przyjemne?- drążył Abe.- Na swój sposób pierwszy temat waszych rozmów również dotyczył ciebie.
Spodziewałam się, że Abe wcale nie zaprosił nas na kolacje.
-Dokładnie- odparł mój ukochany- tym bardziej, że niewiele o mnie wiedzą.
-Bielikow, o tobie w ogóle niedużo wiadomo i ciężko znaleźć ludzi, którzy coś by wiedzieli. To mnie w tobie najbardziej drażni. Jakby moja córka nie mogła umawiać się z kimś o kim wszystko jest jasne.
-Mogłaby- odparł Dymitr.
Zorientowałam się co jest grane. Staruszek testował cierpliwość Dymitra, po którym na razie nie było widać nic prócz obojętności. Wiedziałam ile go to kosztuje, kiedy rozmawia o nas. Abe oczywiście robił to niezwykle subtelnie- jak na mężczyznę, a Dymitr odpowiadał szczerze i bezpośrednio- jednak nie dawał do zrozumienia, że wie o czym chce rozmawiać Staruszek. Tu wtrąciła się Janine Hathaway.
-A co myślą strażnicy? O tych związkach?- zdziwiło mnie, że się odezwała, że ją to szczerze ciekawiło.
Byłam jej jednak wdzięczna, ponieważ sama chciałam to wiedzieć.
-Są im przeciwni, przynajmniej ci co do mnie przyszli- Dymitr mówił tak spokojnie.
-Ilu ich było?- spytałam nieswoim głosem.
-Deser! Kto chce deser?- wykrzyknął Abe.
Dymitr złapał moją dłoń pod stołem.
-Prawie dwustu- odparł wprost.
Chciałam zakryć usta ręką, ale uścisnął mi ją mocniej. Nie chciał żebym pokazała przy rodzicach jak bardzo się tym przejmuje.
-To jedna piąta wszystkich obecnych strażników- stwierdziła Janine.
-Jutro będzie ich więcej- dodał Abe jakby chciał nas pocieszyć.
-Co mówili? Ci strażnicy o tych związkach?- męczyłam temat dalej.
-Że to nieodpowiedzialne. Jest nas niewiele, mieli na myśli dobrze wyszkolonych strażników, a przez takie sytuacje moroje tracą obronę. Że to tak, jak naczytanie się bajek dla dzieci. Coś w stylu, ucieczki kochanków zakazanej miłości- odpowiedział mi Dymitr.
-Bielikow, tylko ty umiesz mówić o takim temacie, jeszcze na dodatek dotyczącym ciebie, jakby cię to nie obchodziło- wtrącił Abe.
-Dlatego został wybrany na reprezentanta strażników- stwierdziła moja matka.
-A nie dlatego, że zgłosił go ktoś zniewalający?- powiedział wielkomyślnie ojciec.
-Zniewalający?- kpiła Janine.
-I atrakcyjny- dodał Abe.
Wstałam od stołu. Nie chciałam oglądać ich flirtu. Ledwo zjadłam już zwymiotuję.
-Byleby z tego dzieci nie było- rzuciłam wychodząc z Dymitrem.
Gdy wróciliśmy z radością ubrałam się w piżamę. Było już późno i słońce świeciło na niebie.
Położyłam się na łóżku i czekałam na ukochanego. W końcu dołączył do mnie już przebrany i przytulił. Spojrzałam mu w oczy. Nie wystarczało mi, że patrzyły w moje. Chciałam żeby mnie pragnęły. Pocałowałam go. Wpiłam się w jego wargi. Przez cały ten dzień brakowało mi mojego Dymitra, tego którego tylko ja znałam.
-Dwieście osób- szepnęłam.- Co najmniej dwieście osób chce mi to odebrać- mówiłam dotykając palcami jego ust.
Chwyciłam moją dłoń i scałował opuszki palców.
-I kto mi to mówił?- spojrzałam na niego nie rozumiejąc.- Gdy zdałem sobie z tego sprawę powiedziałaś mi coś ważnego, powtórzę ci to teraz, kochanie: walcz.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Po chwili znów się całowaliśmy, czułam, że od jutra mogę już tego nie robić. Prawo może mi zabronić. Podczas pocałunku zdjęłam mu bluzkę.
- Nie możemy teraz- powiedział.- jest późno, a rano musisz być w pełni świadoma.
-Chciałam cię tylko częściowo rozebrać- mruknęłam mu do ucha.- Wolę jak śpisz w połowie piżamy.
-Roza, obiecaj mi coś,- wyczekiwałam końca zdania, choć mogłam mu obiecać wszystko czego zechce już teraz- jutrzejsze pocałunki nie będą naszymi ostatnimi.
W odpowiedzi zrobiłam to znowu. Zrobiło się tak słodko i leniwie. Później oparłam się wygodnie na jego ramieniu.
-Obiecuję- powiedziałam sennie, ale świadomie.
Gdy się obudziłam dalej było jasno. Widziałam to przez zasłony, które teraz były jaśniejsze, niż normalnie. Skupiłam się na tym widoku. Byłam niespokojna, nie było żadnego napięcia, czy przyjmującej ciszy. Coś mnie jednak zaniepokoiło.
-Rose,- usłyszałam Dymitra- czemu nie śpisz?
-O nie, nie sądziłam,  że cię obudzę. Wybacz, w sumie to nawet nie wiem co zrobiłam, że otworzyłeś oczy.
-Spięłaś się. Zwykle śpisz rozluźniona.
-Coś mnie niepokoi- przyznałam.- to mnie obudziło.
Dymitr obrócił się na bok i oparł głowę na ramieniu przyglądając mi się uważnie.
-Może przez sen? Co ci się śniło, Rose?- spytał poważnie.
-Nie pamiętam, czyli pewnie nic złego. Żaden Doru, Avery, na pewno nie koszmar. Nie chcę żebyś się martwił- dotknęłam jego policzka.- Za to chcę, żebyś się dzisiaj ogolił.
Dymitr pocałował mnie delikatnie, po czym wstał.
-Sprawdzę, czy w mieszkaniu wszystko w porządku.
-Nie chcę tu zostać sama- jęknęłam.
Na te słowa obszedł łóżko i stając po mojej stronie wyciągnął rękę. Z chęcią zaplotłam nasze palce. W kuchni- nikogo, w dużym pokoju- nikogo, w przedpokoju- nikogo i w łazience to samo. Wróciliśmy do łóżka.
-Przepraszam- powiedziałam.
-Nie masz za co przepraszać. Postaraj się zasnąć.
-Ty już nie uśniesz, a będziesz miał później masę roboty.
-Rose, jak  zobaczę, że śpisz spokojnie, uwierz pójdę twoim przykładem.
Mówił prawdę, nie kłamałby z tak błahego powodu.
Zasnęłam.
-Nie- usłyszałam głosy Dymitra.
Stałam na sali gimnastycznej w akademii.
-Tak brzmiała moja odpowiedź na propozycje Taszy.
Śnił mi się dzień, w którym Dymitr to przyznał. Obudziłam się z dobrym humorem. Jednak miejsce obok mnie było puste. Automatycznie zepsuł mi się nastrój. Niedługo tak będzie wyglądać każdy mój poranek. Poczułam na policzku spływającą łzę. Jedną. Jakby znalazła się nie na tej twarzy co powinna. Wyrażała cały mój smutek. Wytarłam ją wierzchem dłoni i poszłam do łazienki.
-Przepraszam!- krzyknęłam widząc Dymitra stojącego przed lustrem owiniętego w pasie ręcznikiem. Połowę twarzy miał pokrytą jakąś pianką.
-Rose?- usłyszałam zamykając drzwi.- Rose!
-Tak?- zerknęłam zza nich.
-Pomożesz mi?- spytał opierając się o umywalkę.
-Jak?
-Stań tu- wskazał głową punkt przed sobą, zakładając ręce na piersi.
Podeszłam lekko onieśmielona jego widokiem. Za to on położył swoje silne dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie.
-Bliżej, chyba się nie wstydzisz?- zaśmiał się.
Odpowiedziała mu moja poważna mina.
-Bo to z siebie zdejmę- sięgnął ręką do ręcznika.
-Nie trzeba- złapałam jego dłoń.- Nie jestem przyzwyczajona by tylko jedno z nas było rozebrane.
Zetknął na mnie z góry uśmiechając się i wyciągając do mnie rękę, w której coś trzymał. Podałam mu otwartą dłoń. Poczułam na niej coś zimnego. W ręce trzymałam brzytwę. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

-Mam poderżnąć ci gardło- spytałam zadzierając nos.
On tylko odchylił głowę.
-Naprawdę się boje, że zrobię ci krzywdę.
Chwycił moją dłoń, w której miałam brzytwę i przybliżył ją sobie do gardła przeciągając ku górze.
-Widzisz to łatwizna- powiedział dalej patrząc w sufit.
Skupiłam się i powtórzyłam czynność w miejscu obok. Zrobiłam to ponownie. I jeszcze raz.
-Dobrze ci idzie- mruknął.
-Dymitr nie odzywaj się- prosiłam.
W reszcie udało mi się skończyć. Odetchnęłam z ulgą. Ujął moją brodę i uniósł lekko by widzieć dokładnie moją twarz. Patrzył mi w oczy jakby szukał w nich jakiejś odpowiedzi i po dłuższej chwili zbliżył swoje usta do moich.
-Gdyby jeszcze kiedyś przeszkadzałby ci mój zarost już wiesz co zrobić.
-Ale brzytwą?- narzekałam- Mało ci w życiu ryzyka?
-Moje życie to ciągłe ryzyko wiąże się z pracą, z rodziną, tobą- stwierdził.
-Nie chce być dla ciebie problemem!- wykrzyknęłam.
-A szkoda, bo jesteś moim ulubionym problemem.
Przyciągnęłam go do siebie. Całowaliśmy się namiętnie. Chciałam czegoś więcej, ale wiedziałam, że nie mamy na to czasu. Poczułam jego dłonie na mojej gołej skórze.
-Nieee- mruknęłam przeciągle wysuwając jego ręce spod mojej piżamy.- Towarzyszu, tu jesteś czysty i pachnący, ale ja muszę się umyć.
Wywrócił oczami i znów mnie pocałował. Jakby  myślał, że jednak mnie przekona.
-Zwolnij, Kowboju- uwolniłam się od jego ramion.
Dymitr uniósł ręce w geście poddania.
-Skoro tak pani tego chce, strażniczko Hathaway.
-Brzmi jakbyś mówił do mojej matki- zaśmiałam się.
-Takim tonem?!- rzucił wychodząc.
Pokręciłam głową z rozbawieniem i zabrałam się za poranną toaletę. Po opuszczeniu łazienki pierwsze na co zwróciłam uwagę to zapach. Ubrałam się szybko, poganiana przez głód.
-Wielkie nieba- westchnęłam idąc do kuchni za zapachem.-Wielkie nieba!- wykrzyknęłam widząc w jej progu Christiana.
-Rose mi również niemiło cię widzieć.
-Nie możesz gotować u siebie?- spytałam rozgniewana.
-Nie mamy z Lissą kuchni, a ty jeszcze przed chwilą byłaś zadowolona z tego śniadania.
-A nie mógłbyś gotować i wychodzić zanim przyjdę? I gdzie jest Dymitr?
-Nie, nie mógłbym. Wyszedł.
-Jaki spostrzegawczy chłopiec- rzuciłam ironicznie.- Skoro siedzisz tu sam ze mną to znaczy, że nie możesz być teraz przy Lissie. Pewnie spędziłbyś ten czas ze swoim strażnikiem, którego lubisz choć nigdy się do tego nie przyznasz. Jednak Dymitr wyszedł bez ciebie, nie dlatego, że cię nie lubi- ja od tego jestem, ale dlatego, że nie mógł. Czyli Dymitr poszedł na radę z Lissą.
-Już wiem co miał na myśli. Kiedy wychodził spytałem się go czy powiedzieć ci dokąd poszedł. Odparł, że nie ma potrzeby, wystarczy jak cię zawiadomienie, że wyszedł. Zjedz coś- dodał wskazując na półmiski.
Usiadłam przy stole, ale przeszła mi ochota na jedzenie. Moroj usiadł naprzeciwko.
-Jak się czujesz?- spytałam poważnie.
-Słucham?
-Jak się czujesz myśląc o tej sytuacji? Gdzieś na dworze Lissa uzgadnia coś z radnymi i Dymitrem, a ty nie możesz o tym wiedzieć. Czujesz się z tym tak beznadziejnie jak ja?
-Jakim radnymi?! Lissa zaprosiła do nas tylko Bielikowa i Iwaszkowa. Jasne, że jestem zły. Siedzi tam z dwoma facetami, odkąd wstała chodzi wściekła, a mi nic nie mówi, oprócz:  "Pójdziesz po swojego strażnika? "
Dymitr, Adrian i wściekła Lissa po przebudzeniu? Wiedzą coś o Doru!

środa, 16 marca 2016

Rozdział 10

Spojrzałam na ukochanego. Wyglądał niezwykle obojętnie. Jakby to nie jego nazwisko zostało przed chwilą wymówione. Patrzył na moroja, który rozglądał się zdezorientowany. Strażnicy i nowicjusze dalej klaskali.
-Jak mam to rozumieć?- spytał prowadzący.
-Może w ten sposób,- odparł Staruszek podchodząc do niego i mówiąc do mikrofonu.- Kto popiera moją propozycję?
Prawie wszyscy na sali podnieśli ręce. Miałam wrażenie, że wyjątek stanowili nowicjusze i nieliczni obecni na sali moroje.
-Wobec tego pozwolisz tu, strażniku Bielikow?- spytał przymilnie Abe.
Dymitr spojrzał na mnie poważnie. Patrzyłam w jego ciemne, piękne oczy. Widziałam, że nie chciał, abym siedziała tu sama. Jakby czekał na jakiś znak, że może odejść ode mnie na te pięć kroków. Kiwnęłam głową. To mu wystarczyło. Wstał i szybko z szedł do Abe'a. Z jednej strony cieszyłam się, że to Dymitr został wybrany. Nie miałam wątpliwości, że był najlepszym strażnikiem jakiego znałam. Najlepszą osobą jaką znałam! Z drugiej strony, chciałam żeby tu wrócił, obok siedział. A teraz patrzyli na niego wszyscy na sali.
Staruszek był z siebie wyraźnie zadowolony- jakby odkrył nową planetę. Patrzyłam na Dymitra, który stał teraz obok niego. Starałam spojrzeć na niego tak, jak widzą go inni. Był wysoki, gdy spotkałam go pierwszy raz dobrze się o tym przekonałam. Teraz jednak wyglądał na wyższego przy Abe' ie i doradcy Lissy. Prowadzący był przecież morojem, a oni zazwyczaj są wyżsi. Dymitr rozejrzał się po sali. "Jeszcze pożałujesz tych oględzin, jeśli Staruszek spojrzy na twoją szyję"- pomyślałam.
-Strażniku Bielikow, usiądzie pan z przedstawicielami rady królewskiej?- spytał prowadzący.
Dymitr tylko krótko kiwnął głową na znak zrozumienia i odwrócił się w stronę miejsc rady. Nie postawił jednak pięciu kroków, kiedy gwałtownie się odwrócił podszedł do doradcy Lissy. Kierował słowa do niego, ale mikrofon dobrze go wychwycił.
-A mógłbym jednak usiąść wśród strażników? Tam powinno być moje miejsce.
Miałam wrażenie, że patrzę i nie widzę. Czyżby Dymitr w tak błahej sprawie, (ale jednak) wyraził swoje zdanie? Prowadzący przystał na to i mój ukochany zaczął wracać na miejsce.
-Gdzie mój Dymitr?- szepnęłam jak tylko mogłam najciszej.
A on tylko potarł dłonią usta zasłaniając swój ledwo widoczny uśmiech. Stwierdziłam, że to zbędny gest, bo tylko ja wiedziałam, że ten grymas miał być uśmiechem.
-Nowicjusze- zaczął prowadzący.- Musimy omówić ich prawa. Do tej pory, aby zostać strażnikami muszą: ukończyć osiemnaście lat oraz zdać egzamin. Ich przydział zostaje wybrany tak samo jak przy starszych strażnikach. Czyli na początku są analizowane ich propozycje przydziału, dopiero potem zarząd rozpatruje inne opcje. Pierwsze pytanie: czy mamy zmieniać lata, w których damiry są nowicjuszami? Kto jest za?
Nikt się nie zgłosił. Każdy strażnik przekonany był o tym w jakim wieku powinno się dołączyć do naszej grupy.
-Łatwiej niż myślałem- przyznał ciszej prowadzący.- Wobec tego co mają nam do powiedzenia nowicjusze?
Na środek wyszło z dwadzieścia osób. Ubrani byli w mundurki z tarczą swojej akademii. Miałam nadzieję, że nie wzięli żadnego kretyna jakim byłam w ich wieku. Nie chciałam usłyszeć: "Jesteśmy gotowi do walki! Wybijemy wszystkie strzygi!". Jak się okazało było takich czterech. Reszta miała jednak odpowiedzialniejsze zachowanie. Cieszyłam się, że jesteśmy zgodni. Co innego z morojami- może jak się więcej posiada to się więcej wymaga...
-Dobrze, czy po tym co usłyszeliście ktoś zmienił zdanie?- odparł moroj.
W dalszym ciągu nikt się nie zgłosił.
-Jestem, więc zmuszony zakończyć dzisiejszą naradę. Strażnik Bielikow zostanie jednak w sali by rozwiać wątpliwości, którymi chcielibyście się z nim podzielić. Możecie też składać do niego propozycję zmiany innych praw. Strażniku,- skierował się bezpośrednio do Dymitra- po opuszczeniu sali ma pan godzinę przerwy, a następnie uda się na naradę królewską, gdzie ustalimy przebieg jutrzejszego zebrania. Dziękuje za uwagę.
Większość skierowała się do wyjścia: wszyscy obecni moroje, nowicjusze i przedstawiciele akademii. Nawet większość strażników.
-Rose?- spojrzałam na Dymitra.- Proszę- podał mi klucze, spodziewałam się, że od mieszkania.
-W życiu ich na oczy nie widziałam- odparłam zdziwiona.
-Bo nigdy nie zamykasz drzwi.
-A teraz muszę to robić?- kiwnął głową- Bo ktoś zabierze ci westerny?
-Nie, bo ktoś łatwo może zrobić ci  krzywdę. Zobacz jaki tu jest chaos- rozejrzał się po sali.
-Hej! Przeszłam szkolenie!- poczułam się lekko niedoceniona.
-Jest ktoś kto wie o tym lepiej niż ja?- spytał z tą swoją obojętnością strażnika.
-Dobrze, zamknę te drzwi.
-Słusznie- dalej narzucona maska.
-Idę, bo dłużej nie wytrzymam- odparłam zirytowana.
-Jesteś zmęczona?- usłyszałam w głosie Dymitra troskę, ale twarz nie miała żadnego wyrazu.
-Tobą. Drażnisz mnie!- cała rozmowa toczyła się szeptem, co coraz trudniej było mi zachować- Jestem ci obojętna!
Wstałam. Dymitr złapał mnie za rękę i pociągnął z powrotem na krzesło. Usiadłam.
-Wiesz, że to nieprawda. Co to za bzdury?!- czułam, że wkrótce pęknie ta jego maska.
-Mówię co widzę, nawet jeśli to nieprawda to świetnie udajesz- wiedziałam, że to podłe z mojej strony.
Znałam go przecież doskonale i wiedziałam, że ta obojętność przy obcych jest jego nieodłączną częścią. Pewnie gdyby się nagle otworzył też byłabym zła, bo nie czułabym się taka wyjątkowa.
-Udaję, przez lata to sobie wyćwiczyłem. Czego chcesz, Rose? Mam cię teraz pocałować?- spytał poważnie.
Zdenerwowało mnie to, jednak... Tak, chciałam i wiedziałam, że mam to wymalowane na twarzy. Jednak to zmieniłoby Dymitra. Mojego opanowanego Dymitra. Dymitra- strażnika, którego pierwszy raz widziałam.
-Nie, zapomnij, czekam w mieszkaniu- wstałam i ruszyłam do drzwi.
Nie chciałam żeby mnie zatrzymywał, on to doskonale wiedział. Gdy wychodziłam z sali słyszałam ten tłum, który został. "Gratuluje, strażniku Bielikow..." "Rozpatrzyłbyś to strażniku Bielikow" "Popierasz..."
Wyszłam czując się lekko zazdrosna. Ruszyłam korytarzem do siebie. Mijało mnie mnóstwo osób, które z szacunkiem skinęły mi głową. Nikogo nie znałam. Weszłam w końcu do środka- pamiętając o zamknięciu drzwi. Byłam głodna. Moje zdolności kulinarne są niewielkie. Mam na myśli tak niewielkie, że obrażają stwierdzenie: "zdolności kulinarne". Otworzyłam jednak lodówkę  licząc, że coś zjem. Następnie zajrzałam do szafek i szuflad. Dymitr i jego uwielbienie od kuchni! Miał same półprodukty! Z racji, że w tym pomieszczeniu gotował najczęściej Christian- co liczyłam, szybko się zmieni- nie mogłam liczyć na nic niezdrowego. A najchętniej zjadłabym pączka. Zła na cały świat poszłam spać. Co nastąpiło dość rychło. Nie wiem ile spałam, za to jak już wstałam dalej byłam sama. Na poduszce Dymitra leżała jednak kartka zapisana jego starannym pismem. " Rose, nie chciałem Cię budzić. Poszedłem na radę królewską- wrócę około piątej." Włożyłam kartkę do szuflady i spojrzałam na zegarek- czwarta. Spałam z dobre trzy godziny. Nie miałam nic specjalnego do roboty. Postanowiłam pobiegać. Związałam włosy i się przebrałam. Wyszłam z budynku i ruszyłam. Brakowało mi tego. Od razu przypomniały mi się czasy akademii. Dymitr kazał mi dużo biegać. Czasem nawet dołączał się do mnie. Później poznałam wagę tej rozgrzewki, gdy musiałam pobiec do strażników, aby powiadomić ich o ataku strzyg. Przecinałam park. Przystanęłam jednak widząc znajomą twarz.
-Mia!- dziewczyna uścisnęła mnie serdecznie- Jestem  cała spocona!
-Ja też- przyjrzałam się jej
Rzeczywiście- również musiała biegać.
-Wracasz już?- spytałam licząc na zaprzeczenie, które po chwili nastąpiło.-To może pobiegamy razem?- zaproponowałam.
-Nie dorównuje ci kondycją- odparła smutno.
Wcale bym się nie zdziwiła gdyby to było jej ambicją.
-Wyrównamy tempo- powiedziałam zdecydowanie.
Ruszyłyśmy dalej.
-Długo już biegłaś- spytałam chcąc wywnioskować jak bardzo może być zmęczona.
-Tak z godzinę, od w pół do czwartej.
Zdziwiła mnie, podczas całego biegu w kierunku granicy trzymała moje tempo. W drodze powrotnej powiedziała jednak, że pada z nóg. Wróciłyśmy, więc do parku i usiadłyśmy na pierwszej, wolnej ławce.
-To mów czym się zajmujesz- zaczęłam rozmowę.
Mia nie wyglądała już jak morojka. Zawsze odstawała od schematu ich wyglądu przez wzrost i dziecięcą buzie. Teraz była (jak na swoją rasę) opalona. Do mojej naturalnej karnacji jej daleko. Nie dałoby się jednak pominąć tego faktu.
-Pracuje w ogrodach. Cały czas na powietrzu. Najczęściej w dzień, to rośliny wytyczają mi godziny pracy. Zwykle o tej porze śpię. Poza pracą ćwiczę, bardzo mi zależy żeby zostało zmienione prawo wobec morojów, którzy chcą stanąć u boku strażników. Pozwalają nam na pranie brudów arystokracji, a zabraniają się bronić.
-Cały czas masz ten zapał? Chcesz tego?
-Rose, ja tylko na to czekam. Kiedy usłyszałam, że moja mama zginęła przez strzygi dużo się zmieniło.
-Wiem- odparłam smutno.- Widać po tobie tę zmianę, na lepsze.
-Możemy już wracać? Marzy mi się jeszcze trochę wolnego przed pracą. Muszę się ogarnąć- kiwnęłam głową.
Rozstałyśmy się dopiero w budynku. Byłam zadowolona, że ją spotkałam. Pewnie przed wyjazdem na studia to się już nie powtórzy. Weszłam do mieszkania. W przedpokoju stał Dymitr i chował sztylet, jakby spodziewał się, że zamiast mnie wtargnie tu zgraja nieprzyjaciół.
-Roza?- spytał podchodząc do mnie, widziałam troskę na jego twarzy.
-A spodziewałeś się kogoś, Towarzyszu?- spytałam.
-Nie zamknęłaś drzwi- zarzucił mi, po trosce nie został ślad.
-Coś zginęło?
-Teraz już wiem, że nie- odparł poważnie.
-To w czym problem?- starałam się go zrozumieć, zdając sobie sprawę, że zaraz się pokłócimy.
-Nie zostawiłaś mi żadnej kartki.
-O to chodzi?!- odparłam z oburzeniem.
-Mam ci tłumaczyć o co chodzi?- był zły, zawiodłam go.
-Powinieneś!- krzyknęłam zdesperowana.
-Idę się umyć- odwrócił się gwałtownie.
Wiedziałam, że robi to nie chcąc dopuścić do większej kłótni. Westchnęłam głęboko i postawiłam się na jego miejscu. Wrócił do domu. Do otwartego mieszkania, które wcześniej było zamknięte. Wszedł i mnie nie zastał. Nawet wiadomości. Biorąc pod uwagę, że mnie kocha i coś mi grozi musiał się nieźle wystraszyć. Oczywiście nie okazał przy mnie żadnego strachu. Dymitr! Mogłeś przecież być szczery! Poszłam za nim do łazienki i stanęłam pod drzwiami. Poczekam aż wyjdzie. Nie, nie poczekam! Już miałam rękę na klamce, kiedy nagle je otworzył.
-Rose!- zawołał przy tym.
Zrobiłam krok do tyłu by nie uderzył mnie drzwiami. Miał wilgotne włosy co wskazywało na to, że zdążył już wejść pod prysznic. Podeszłam do niego i przytuliłam go. Poczułam jego silne dłonie na moich plecach.
-Już wiesz- powiedział miękko.
-Co, wiem?- usłyszałam swój przytłumiony głos.
-Wszystko co chciałem teraz powiedzieć.
-Szkoda, że muszę się nad tym zastanawiać, jakbyś nie mógł tak od razu.
-Musiałem odreagować ten strach.
-Rzadko ci się to zdarza.
-Czy ty znowu mnie idealizujesz?
-Wiesz, że tak- stanęłam na palcach i cmoknęłam go w usta.- No dobra nie będziemy tak stać. Teraz ja idę się myć, a ty zrób kolacje.
-Jakie dokładne wytyczne- uśmiechnął się Dymitr.- Jednak zapomniałaś, że idziemy do Abe'a.
-O traumach się nie zapomina, liczyłam, że nie pamiętasz Towarzyszu- odparłam szczerze.
Puścił mnie, odsunęłam się od niego i z niechęcią oddaliłam do łazienki.
Gdy wyszłam włożyłam swój strój strażniczki. W mieszkaniu było zupełnie cicho. Przeszłam z sypialni do drugiego pokoju, myśląc, że Dymitr usnął zmęczony na kanapie. Myliłam się.
-Co się tak skradasz? Myślałaś, że śpię?- zapytał rozbawiony.
Usadowił się wygodnie na kanapie zakładając ręce za głowę. Ubrany był w koszulę, marynarkę i spodnie od garnituru. Oczy miał jednak szeroko otwarte.
-To chyba normalne, po całym tym psychicznym wysiłku, który dzisiaj przeżyłeś.
-Usiądziesz?- spytał wskazując miejsce obok siebie.
Zrobiłam to z chęcią kładąc mu dłoń na jego kolanie, którą natychmiast nakrył swoją.
-Dużo się dzisiaj dowiedziałem- zaczął.- Najważniejsze rzeczy mogę ci przekazać.