Mój
Dymitr. To jego głos słyszałam. Czułam, że był wściekły,
mówił prawie jak wtedy, gdy został przemieniony. Dlaczego używał
takiego tonu przy Królowej?! Czemu ona była taka spokojna?!
Lissa odwróciła się gwałtownie i spojrzała na mnie przestraszona.
-Daj mi go- wyciągnęłam do niej rękę po telefon.
Pochyliła głowę i zrobiła to, czego oczekiwałam. Przyłożyłam słuchawkę do ucha.
-Jak mógł do tego dopuścić?! Zobowiązałem się z naszej umowy- nieświadomy niczego Dymitr dalej mówił.
-Za to ty mnie okłamałeś, Towarzyszu- wtrąciłam się.- Podobno spieszyło ci się do podopiecznego. A ty tu rozmawiasz takim tonem! Co niby jest tak ważne?! Zawiodłeś mnie.
Czułam w oczach łzy wściekłości. Dymitr mnie okłamał, coś ukrywał, coś przez co tracił cierpliwość, a mi o tym nie wspomniał. Rzuciłam słuchawkę na łóżko Lissy.
-Miłej rozmowy- powiedziałam patrząc na przyjaciółkę.
Lissa szybko chwyciła telefon.
-Już ją podaje- wyciągnęła do mnie komórkę.
-Pozdrów go, nie mam ochoty na żadną rozmowę- zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Odsunęłam się na nich i ukryłam twarz w dłoniach. Co to było?! Czemu Dymitr rozmawiał z Lissą? Czemu był taki wściekły?! Dawno go takiego nie słyszałam. Wcześniej, gdy mówił do mnie był spokojny, ciepły. Męczyły mnie jego słowa skierowane do Lissy. Kto, czego się dopuścił? O jakiej umowie wspominał?
-Rose?- dobijała się Lissa.- Wyjdź. Chociaż ze mną porozmawiaj.
Płynnym ruchem zamknęłam drzwi na klucz. Sięgnęłam po swój telefon i wybrałam numer Christiana. Odebrał, kiedy już zwątpiłam, że to zrobi.
-O co chodzi?- spytał od razu.
-Gdzie jest Dymitr?- nienawidziłam tego robić, ale odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Chyba u siebie, myślałem, że z tobą rozmawia- zdziwił się.
-Zrób coś dla mnie, proszę. Posłuchaj przez ścianę co mówi.
-Specyficzna prośba, ale godna ciebie, Rose- przez chwilę nic nie mówił.- Coś po Rosyjsku, chyba jest zdenerwowany, nic z tego nie rozumiem. Przestał- ponownie cisza.- Czego chcesz Bielikow?- dotarł do mnie głos Christina z oddali.
Spodziewałam się, że Dymitr wszedł mu do pokoju. Co za kretyn nie usłyszy, że ktoś się zbliża?!
-To Rose- dotarł do mnie głos Dymitra.
-Nie- odparł moroj.
-To nie było pytanie- uderzyłam się otwartą dłonią w czoło słysząc te słowa.
Mimo, że Lissę zostawiłam za ścianą z komórką Dymitr znajdzie sposób by ze mną porozmawiać, a nie chciałam tego. Rozłączyłam się.
Usiadłam na łóżku. Nie mogę wycinać Lissie takich numerów. Powinnam być teraz strażniczką. Starałam się odgonić wszystkie towarzyszące mi emocje. Wzięłam papiery z biurka i otworzyłam pokój ignorując dzwoniący telefon.
-Musimy coś ustalić- rzuciłam w progu.
Zapłakana Lissa pokiwała głową.
-Na początku pokaż mi swój plan zajęć.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Nie to chciała ustalać.
-Porozmawiajmy o tym co się stało- powiedziała cicho.
Patrzyłam na nią bez żalu. Czemu to jej jest przykro?! Czy nie widzi, kto tu najbardziej ucierpiał?!
-Nic się nie stało. To sprawa między tobą, a strażnikiem Bielikowem- z trudem przeszło mi to przez gardło.
-On cię strasznie kocha!- wykrzyknęła.
Uniosłam brwi i spojrzałam na nią rozdrażniona.
-I najwyraźniej równie strasznie kłamie. Przepraszam, nie powinnam krytykować strażnika Christiana. Powracając, jaki masz ten plan?
-Rose! Daj spokój!
-Daje, a ty powinnaś pokazać swój plan zajęć- byłam nieugięta.
Zrezygnowana podała mi go. Spisałam szybko wszystko, co było na kartce. Następnie podeszłam do kartonu, który dostała na dole od Emily. Otworzyłam go i wyjęłam z niego jeden z woreczków z krwią.
-Zjedz coś proszę- powiedziałam podając jej.
-Dymitr, on...
-Nie chcę tego słuchać. Ledwo wyjechałyśmy już wyłażą jakieś świństwa. Nie chcę o niczym wiedzieć- kłamałam, ale Lissa tego nie zauważyła.
Z przykrością stwierdziłam, że Dymitr natychmiast by to wyczuł. Za to ja nie potrafiłam się zorientować kiedy on coś knuje.
-Co chcesz jeszcze dzisiaj zrobić?- spytałam, gdy zaczęła pić.
-Wejść do uniwersytetu i zobaczyć, gdzie jest pracownia numer 138. Jutro mam tam pierwsze zajęcia. Później się jakoś połapie.
Kiwnęłam głową. Popierałam ten pomysł. Sama chętnie się rozejrzę.
-Możemy wyjść za piętnaście minut?- tyle czasu powinno nam wystarczyć.
Lissa przystała na to, więc wróciłam do swojego pokoju i weszłam do łazienki. Umyłam twarz i poprawiłam włosy. Spojrzałam w swoje oczy. Miałam wrażenie, że od czasu spędzonego na Dworze dzieliły mnie miesiące, a nie dni. Odkąd go opuściłam wszystko mnie przygnębiało. Dodatkowo teraz nie mogłam liczyć na wsparcie Dymitra czy Lissy. Przez drzwi łazienki słyszałam, że moja komórka cały czas dzwoni. Nie przejęłam się tym specjalnie.
Wróciłam do przyjaciółki.
-Gotowa?- spytałam widząc, że jej jedynym zajęciem jest patrzenie na swoje dłonie.
-Chodźmy, bo zaraz nad tym nie zapanuje- zamrugała kilka razy.
-Nad czym?- przejęłam się nią.
-Marzy mi się użycie wpływu, żebyś odebrała ten telefon- przyznała.
-Masz rację: chodźmy- wyciągnęłam do niej rękę i podciągnęłam ją do góry.
Skierowałyśmy się do wyjścia z pokoju, a następnie internatu. Na dworze już się ściemniało.
-Lepiej się pospieszmy- popędziłam ją.
Mimo, że przebywałyśmy w bezpiecznym miejscu wolałam uniknąć jakichkolwiek nieprzyjemności. Ograniczyć zagrożenie do minimum.
Ruszyłyśmy tą samą drogą, którą wcześniej szłyśmy. Nie miałyśmy zamiaru dzisiaj nigdzie odbijać. Po chwili stałyśmy obok głównego wejścia. Teraz wydawało mi się tajemnicze. Jakby jego wygląd był zależny od pory dnia. W nocy wyglądał pewnie jak Akademia. Pokręciłam głową na samo wspomnienie. To nie był dobry czas i miejsce na wspominki.
Pewnie weszłyśmy do środka. Od razu zaczepił nas jakiś starszy mężczyzna z pytaniem dokąd się udajemy. Wprost spytałyśmy do o pracownie. Zaprowadził nas pod same drzwi. Kiedy szłyśmy korytarzami wbrew mojej woli nasuwały mi się porównania z poprzednią szkołą. Do tej szybko się przyzwyczaję. Było tu bardzo podobnie. Przez okna widziałam dziedziniec uniwersytetu. Wydawał się spory. Ciekawa byłam ilu studentów się tu uczy. Zupełnie nie miałam wyobrażenia jak wygląda typowy dzień w takim miejscu. Od jutra to się zmieni.
Lissa wyglądała na zadowoloną. Zajrzała do sali wykładowej i przez drogę powrotną tylko opisywała mi rzędy ławek, katedrę i kolor ścian w pomieszczeniu. Niechętnie przyznałam, że to miejsce z jej opisu mogłoby znajdować się w Akademii.
Weszłyśmy do internatu i kiwnęłyśmy uprzejmie głową Emily.
-Pozwiedzałyście pobliskie tereny?- zagadnęła.
Nie miałam ochoty udawać, że jestem cała w skowronkach.
-Tylko jedną sale wykładową- odpowiedziała jej Lissa.
Emily nie pytała już o nic, co tylko mnie ucieszyło. Wdrapałyśmy się na pierwsze piętro i weszłyśmy do pokoju Lissy.
-Zmęczona?- spytałam, licząc, że odpowiedź będzie twierdząca.
-Padam z nóg. Jeszcze nie przyzwyczaiłam się do dziennego funkcjonowania- potarła dłońmi oczy.
-Wobec tego szykujmy się już do spania. Później do ciebie przyjdę i jeszcze pogadamy.
-Dobry pomysł.
Za jej zgodą zamknęłam drzwi, które dzieliły nasze pokoje. Było już na tyle ciemno, że musiałam zapalić światło. Nie przyzwyczajona do niego zamrugałam. W tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi i to nie tych pomiędzy pokojami- do tych wejściowych. Nie wchodziłam nimi jeszcze, dlatego musiałam sięgnąć po klucze. Otworzyłam i zbaraniałam.
-Czy teraz ze mną porozmawiasz?- zapytał Dymitr.
Wydawał mi się nierzeczywisty. Jakby wyobraźnia podsuwała mi jakieś obrazy. To niemożliwe, żeby tu był. Był przecież w Allentown.
A jednak patrzyłam w jego ciemne oczy, które teraz wydawały się ciemniejsze niż były. Wyglądał jak gniewne bóstwo- cały spięty z poważną i surową miną.
Lissa odwróciła się gwałtownie i spojrzała na mnie przestraszona.
-Daj mi go- wyciągnęłam do niej rękę po telefon.
Pochyliła głowę i zrobiła to, czego oczekiwałam. Przyłożyłam słuchawkę do ucha.
-Jak mógł do tego dopuścić?! Zobowiązałem się z naszej umowy- nieświadomy niczego Dymitr dalej mówił.
-Za to ty mnie okłamałeś, Towarzyszu- wtrąciłam się.- Podobno spieszyło ci się do podopiecznego. A ty tu rozmawiasz takim tonem! Co niby jest tak ważne?! Zawiodłeś mnie.
Czułam w oczach łzy wściekłości. Dymitr mnie okłamał, coś ukrywał, coś przez co tracił cierpliwość, a mi o tym nie wspomniał. Rzuciłam słuchawkę na łóżko Lissy.
-Miłej rozmowy- powiedziałam patrząc na przyjaciółkę.
Lissa szybko chwyciła telefon.
-Już ją podaje- wyciągnęła do mnie komórkę.
-Pozdrów go, nie mam ochoty na żadną rozmowę- zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Odsunęłam się na nich i ukryłam twarz w dłoniach. Co to było?! Czemu Dymitr rozmawiał z Lissą? Czemu był taki wściekły?! Dawno go takiego nie słyszałam. Wcześniej, gdy mówił do mnie był spokojny, ciepły. Męczyły mnie jego słowa skierowane do Lissy. Kto, czego się dopuścił? O jakiej umowie wspominał?
-Rose?- dobijała się Lissa.- Wyjdź. Chociaż ze mną porozmawiaj.
Płynnym ruchem zamknęłam drzwi na klucz. Sięgnęłam po swój telefon i wybrałam numer Christiana. Odebrał, kiedy już zwątpiłam, że to zrobi.
-O co chodzi?- spytał od razu.
-Gdzie jest Dymitr?- nienawidziłam tego robić, ale odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Chyba u siebie, myślałem, że z tobą rozmawia- zdziwił się.
-Zrób coś dla mnie, proszę. Posłuchaj przez ścianę co mówi.
-Specyficzna prośba, ale godna ciebie, Rose- przez chwilę nic nie mówił.- Coś po Rosyjsku, chyba jest zdenerwowany, nic z tego nie rozumiem. Przestał- ponownie cisza.- Czego chcesz Bielikow?- dotarł do mnie głos Christina z oddali.
Spodziewałam się, że Dymitr wszedł mu do pokoju. Co za kretyn nie usłyszy, że ktoś się zbliża?!
-To Rose- dotarł do mnie głos Dymitra.
-Nie- odparł moroj.
-To nie było pytanie- uderzyłam się otwartą dłonią w czoło słysząc te słowa.
Mimo, że Lissę zostawiłam za ścianą z komórką Dymitr znajdzie sposób by ze mną porozmawiać, a nie chciałam tego. Rozłączyłam się.
Usiadłam na łóżku. Nie mogę wycinać Lissie takich numerów. Powinnam być teraz strażniczką. Starałam się odgonić wszystkie towarzyszące mi emocje. Wzięłam papiery z biurka i otworzyłam pokój ignorując dzwoniący telefon.
-Musimy coś ustalić- rzuciłam w progu.
Zapłakana Lissa pokiwała głową.
-Na początku pokaż mi swój plan zajęć.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Nie to chciała ustalać.
-Porozmawiajmy o tym co się stało- powiedziała cicho.
Patrzyłam na nią bez żalu. Czemu to jej jest przykro?! Czy nie widzi, kto tu najbardziej ucierpiał?!
-Nic się nie stało. To sprawa między tobą, a strażnikiem Bielikowem- z trudem przeszło mi to przez gardło.
-On cię strasznie kocha!- wykrzyknęła.
Uniosłam brwi i spojrzałam na nią rozdrażniona.
-I najwyraźniej równie strasznie kłamie. Przepraszam, nie powinnam krytykować strażnika Christiana. Powracając, jaki masz ten plan?
-Rose! Daj spokój!
-Daje, a ty powinnaś pokazać swój plan zajęć- byłam nieugięta.
Zrezygnowana podała mi go. Spisałam szybko wszystko, co było na kartce. Następnie podeszłam do kartonu, który dostała na dole od Emily. Otworzyłam go i wyjęłam z niego jeden z woreczków z krwią.
-Zjedz coś proszę- powiedziałam podając jej.
-Dymitr, on...
-Nie chcę tego słuchać. Ledwo wyjechałyśmy już wyłażą jakieś świństwa. Nie chcę o niczym wiedzieć- kłamałam, ale Lissa tego nie zauważyła.
Z przykrością stwierdziłam, że Dymitr natychmiast by to wyczuł. Za to ja nie potrafiłam się zorientować kiedy on coś knuje.
-Co chcesz jeszcze dzisiaj zrobić?- spytałam, gdy zaczęła pić.
-Wejść do uniwersytetu i zobaczyć, gdzie jest pracownia numer 138. Jutro mam tam pierwsze zajęcia. Później się jakoś połapie.
Kiwnęłam głową. Popierałam ten pomysł. Sama chętnie się rozejrzę.
-Możemy wyjść za piętnaście minut?- tyle czasu powinno nam wystarczyć.
Lissa przystała na to, więc wróciłam do swojego pokoju i weszłam do łazienki. Umyłam twarz i poprawiłam włosy. Spojrzałam w swoje oczy. Miałam wrażenie, że od czasu spędzonego na Dworze dzieliły mnie miesiące, a nie dni. Odkąd go opuściłam wszystko mnie przygnębiało. Dodatkowo teraz nie mogłam liczyć na wsparcie Dymitra czy Lissy. Przez drzwi łazienki słyszałam, że moja komórka cały czas dzwoni. Nie przejęłam się tym specjalnie.
Wróciłam do przyjaciółki.
-Gotowa?- spytałam widząc, że jej jedynym zajęciem jest patrzenie na swoje dłonie.
-Chodźmy, bo zaraz nad tym nie zapanuje- zamrugała kilka razy.
-Nad czym?- przejęłam się nią.
-Marzy mi się użycie wpływu, żebyś odebrała ten telefon- przyznała.
-Masz rację: chodźmy- wyciągnęłam do niej rękę i podciągnęłam ją do góry.
Skierowałyśmy się do wyjścia z pokoju, a następnie internatu. Na dworze już się ściemniało.
-Lepiej się pospieszmy- popędziłam ją.
Mimo, że przebywałyśmy w bezpiecznym miejscu wolałam uniknąć jakichkolwiek nieprzyjemności. Ograniczyć zagrożenie do minimum.
Ruszyłyśmy tą samą drogą, którą wcześniej szłyśmy. Nie miałyśmy zamiaru dzisiaj nigdzie odbijać. Po chwili stałyśmy obok głównego wejścia. Teraz wydawało mi się tajemnicze. Jakby jego wygląd był zależny od pory dnia. W nocy wyglądał pewnie jak Akademia. Pokręciłam głową na samo wspomnienie. To nie był dobry czas i miejsce na wspominki.
Pewnie weszłyśmy do środka. Od razu zaczepił nas jakiś starszy mężczyzna z pytaniem dokąd się udajemy. Wprost spytałyśmy do o pracownie. Zaprowadził nas pod same drzwi. Kiedy szłyśmy korytarzami wbrew mojej woli nasuwały mi się porównania z poprzednią szkołą. Do tej szybko się przyzwyczaję. Było tu bardzo podobnie. Przez okna widziałam dziedziniec uniwersytetu. Wydawał się spory. Ciekawa byłam ilu studentów się tu uczy. Zupełnie nie miałam wyobrażenia jak wygląda typowy dzień w takim miejscu. Od jutra to się zmieni.
Lissa wyglądała na zadowoloną. Zajrzała do sali wykładowej i przez drogę powrotną tylko opisywała mi rzędy ławek, katedrę i kolor ścian w pomieszczeniu. Niechętnie przyznałam, że to miejsce z jej opisu mogłoby znajdować się w Akademii.
Weszłyśmy do internatu i kiwnęłyśmy uprzejmie głową Emily.
-Pozwiedzałyście pobliskie tereny?- zagadnęła.
Nie miałam ochoty udawać, że jestem cała w skowronkach.
-Tylko jedną sale wykładową- odpowiedziała jej Lissa.
Emily nie pytała już o nic, co tylko mnie ucieszyło. Wdrapałyśmy się na pierwsze piętro i weszłyśmy do pokoju Lissy.
-Zmęczona?- spytałam, licząc, że odpowiedź będzie twierdząca.
-Padam z nóg. Jeszcze nie przyzwyczaiłam się do dziennego funkcjonowania- potarła dłońmi oczy.
-Wobec tego szykujmy się już do spania. Później do ciebie przyjdę i jeszcze pogadamy.
-Dobry pomysł.
Za jej zgodą zamknęłam drzwi, które dzieliły nasze pokoje. Było już na tyle ciemno, że musiałam zapalić światło. Nie przyzwyczajona do niego zamrugałam. W tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi i to nie tych pomiędzy pokojami- do tych wejściowych. Nie wchodziłam nimi jeszcze, dlatego musiałam sięgnąć po klucze. Otworzyłam i zbaraniałam.
-Czy teraz ze mną porozmawiasz?- zapytał Dymitr.
Wydawał mi się nierzeczywisty. Jakby wyobraźnia podsuwała mi jakieś obrazy. To niemożliwe, żeby tu był. Był przecież w Allentown.
A jednak patrzyłam w jego ciemne oczy, które teraz wydawały się ciemniejsze niż były. Wyglądał jak gniewne bóstwo- cały spięty z poważną i surową miną.
-Co
ty tu robisz?- mówiłam tak zapowietrzona, że nie sądziłam aby
zrozumiał.-Gdzie twój podopieczny?
-Nie odbierałaś telefonów ode mnie, Christian siedzi za ścianą- mówił niezwykle spokojnie.
Zadrżałam na dźwięk silnego, niskiego głosu z rosyjskim akcentem.
No tak, Dymitr najpierw załatwiał obowiązki potem własne priorytety. Przepuściłam go w drzwiach- nie miałam wyboru.
-Nie odbierałaś telefonów ode mnie, Christian siedzi za ścianą- mówił niezwykle spokojnie.
Zadrżałam na dźwięk silnego, niskiego głosu z rosyjskim akcentem.
No tak, Dymitr najpierw załatwiał obowiązki potem własne priorytety. Przepuściłam go w drzwiach- nie miałam wyboru.
Na początku byłam bardzo zła. Ale nie wiem na kogo: Lissę, Dymitra czy Rose. A może na całą tą sytuację? Ale jak jej Bóg stanął w drzwiach, od razu pokochałam go bardziej. Jechał jeszcze tego samego dnia, tylko żebyz nią porozmawiać. No może nie tylko. Czekam na następny i życzę weny. :-*
OdpowiedzUsuńEj! Cholera jasna co to ma być?!?!? Rose o czymś nie wie, Dymitr zdenerwowany jak nie wiem co, a Rose go ignoruje. Lissa przygnębiona całą sytuacją, a Rose musi pomagać Christian! Az mi sie ciśnie przekleństwo na usta! O co tu chodzi?!?!?! Domagam się jutro rozdzialu ze względu na to co robisz z moja psychiką! Jest prawie 23, a jutro musze wcześnie wstać. Problem w tym, ze teraz juz nie zasnę! No i co zrobiłaś?!?!
OdpowiedzUsuń