Padało
coraz bardziej, a ja biegiem wracałam do kampusu. Chwila! To zły
pomysł! Nie mogę wrócić do pokoju. Nie mogę pozwolić Avery by
zobaczyła, gdzie jesteśmy. A przede wszystkim, kto to tu będzie
mieszkał. Wyjęłam z kieszeni komórkę. Przy sobie miałam jedynie
ją i srebrny sztylet. Wybrałam numer Adriana. Dłuższą chwilę
nie odbierał.
-Tak?- usłyszałam (jak się spodziewałam) zaspany głos.
-Musisz mi pomóc i nie chodzi o twoje pieniądze.
-Hathaway!- puściłam mimo uszy fakt, że poznał mnie po tym zdaniu.
-W mojej głowie siedzi Avery. Pewnie cię teraz słyszy. Co zrobić, żeby się jej pozbyć?- spytałam wprost.
-Gdzie jesteś i z kim?- miał poważny głos.
-Nie wiem, gdzie jestem- byłam zirytowana, że nie odpowiada na moje pytanie.
-Jesteś z kimś kogo znasz?
-Nie!- odparłam o wiele za głośno.
-To wracaj szybko! Ja już się pozbędę dziewczyny. Wracaj zanim ktoś cię złapie. Doru pewnie zna już twoje położenie.
Rozłączyłam się. Adrian wybije mi ją z głowy. Pewnie dlatego się w niej znalazła, że spał. Gdyby Iwaszkow normalnie funkcjonował nie pozwoliłby jej na to.
Byłam już trochę przemoczona. Krople szybko spadały na ziemię i rozpryskiwały się o chodnik. Miałam przed sobą ponad godzinę biegu. Nie miałam na co czekać. Jeżeli po drodze nie spotka mnie nic złego, wrócę, gdy już będzie ciemno. Liczyłam, że Doru nie zdążył jeszcze zastawić pułapki. Zmusiłam, swoje mięśnie do dużego i nagłego wysiłku. Zwinnie wymijałam ludzi na chodniku. Marzyłam by usłyszeć głośną muzykę dochodzącą z kampusu. Koszula przylgnęła do mnie jak druga skóra, mokre włosy uderzały rytmicznie o plecy. Miałam nadzieję, że nikt mnie nie goni. Mimo, że w końcu zobaczyłam jasne światła z miasteczka studenckiego, nie zwolniłam. Do moich uszu dotarły upragnione odgłosy imprezy. Nie rozkręciła się jeszcze, więc muzyka nie była głośna. Przed akademikiem wpadłam w grupę rówieśników. Przystanęłam pod oknami i podniosłam głowę. W oknie na drugim piętrze zobaczyłam Dymitra. Weszłam przez główny hol i zaczęłam się wspinać po schodach, ludzie dookoła śmiali się i wygłupiali z plastikowymi kubkami w rękach.
-Roza!- Dymitr zbiegał w moim kierunku.
Przyspieszyłam i rzuciłam się mu na szyję. Zdążył rozłożyć ramiona.
-Nigdy więcej tego nie rób- mówił stanowczo odwzajemniając mój uścisk.- Znowu to zrobiłaś. -Przepraszam, tak bardzo przepraszam- wyznałam drżącym głosem.
-Musimy to omówić- przycisnął swoje ciepłe wargi do mojego zimnego czoła.- Chodźmy na górę.
Objął mnie ramieniem zarzucając mi na plecy pokrowiec. Dopiero wtedy zauważyłam, że trzęsłam się z zimna. Na piętrze skierowałam się do jego pokoju, ale odciągnął mnie od niego i zapukał do Christiana. Otworzyła nam Lissa.
-Rose!- wykrzyknęła.- Wchodź. Christian! - odwróciła się.- Możesz wyjść na chwilę? Chciałam zostać z Rose.
Moroj już po sekundzie był w progu.
-Jesteś- odparł z ulgą widząc mnie.- Dobrze, Liss- pocałował dziewczynę w skroń i wyszedł z Dymitrem.
Przyjaciółka wskazała mi gestem bym usiadła na fotelu. Pokój Christina niczym nie różnił się od pokoju za ścianą.
-Rose,- zaczęła spokojniej.- czy ty pomyślałaś, co robisz? Nagle wpadł tu twój Dymitr i powiedział, że zniknęłaś. Szukał cię w całym budynku, ale nie mógł z niego wyjść zostawiając nas tutaj. Obdzwonił wszystkich znajomych strażników z okolicy, żeby cię szukali. Czy ty wiesz, co on czuł? Coś ty mu zrobiła?! Nigdy nie widziałam, żeby tak się martwił.
-Widziałaś- szepnęłam.
-Słucham?
-Widziałaś, kiedy wyjechałam z Christianem do Spokane.
-To było, co innego. Tym razem Dymitr czuł się winny. Miałam ochotę uspokoić go używając wpływu. Pytał czy wiem gdzie jesteś, kogo tu znasz, za ile wrócisz. Byliśmy bezradni!
-Liss,- przerwałam jej wstając.- Kocham was. Bardzo mi na was zależy i nie chciałam, żebyście się martwili- objęłam ją starając się odwrócić jej uwagę od głównego problemu.
-Bałam się- odetchnęłam z ulgą, kiedy nie spytała czemu wyszłam.- Gdzie byłaś?
-Przeszłam się główną ulicą- uspokajałam ją.
-Kiedy wróciłaś?- spytała.
-Z pięć minut temu?- skrzywiłam się.
-Nie rozmawiałaś z nim- kciukiem wskazała na drzwi.
-Dymitr od razu mnie tu przyprowadził.
-Błąd. My jutro rano jedziemy, on ma tylko noc na prawienie ci kazania. Leć do niego- odsunęła się ode mnie.
Kiwnęłam głową. Wyszłam z pokoju i zastukałam do drzwi obok. Christian minął mnie w progu i wrócił do siebie. Niepewnie zajrzałam do pokoju. Dymitr siedział w fotelu i przenikał mnie spojrzeniem.
-Co, Towarzyszu?- nie wytrzymałam napięcia.
-Usiądź proszę- wskazał głową na miejsce naprzeciwko siebie.
Poczekał aż to zrobię, po czym kontynuował.
-To było nieodpowiedzialne. Powinnaś powiadomić Lissę, jest twoją przyjaciółką.
-Nie- przerwałam mu.- Tobie powinnam powiedzieć. Złość niczego nie tłumaczy. Jesteś moim narzeczonym i należało ci powiedzieć.
-Czemu tego nie zrobiłaś skoro tak uważasz?- spytał dalej zachowując dystans.
Zrozumiałam, że rozmawiam ze strażnikiem Bielikowem. Wzięłam głęboki wdech. Lissie nie powiedziałam, ale przed nim się przyznam. On musi wiedzieć.
-Nie rób mi wyrzutów. Źle się z tym czuję. Jesteś starszy i mądrzejszy, a ja nie powinnam się wtrącać w twoją pracę. Podważyłam twoje metody. Nawrzeszczałam wiele głupot i wyszłam bez słowa. Przepraszam- spojrzałam mu w oczy.
-Rose,- potarł dłonią czoło.- Jestem straszy, ale nie mądrzejszy. Wtrącaj się we wszystko, co mnie dotyczy jeśli tylko chcesz. Nie dziwię ci się, że miałaś do mnie pretensje, ale mam żal. Za surowo mnie ukarałaś. Zachowuję się jak rozkapryszony nastolatek, bo bardzo cię kocham. Dałem ci powody do złości, pierwszy błąd popełniłem ja. Jednak to, co czułem, kiedy cię nie znalazłem... Przypomniało mi się jak uciekłaś z Christianem podczas ferii zimowych. Nie chcę byś tak robiła. Wiem, że muszę przestać ci dawać powody.
-Dymitr,- zamknęłam oczy- byłam zdenerwowana, ale nie zrobiłbym ci takiego świństwa świadomie. Avery... Ona zaczęła podsuwać mi myśli. Nakazywała odejść stąd jak najdalej. Wstyd mi,że dałam się tak łatwo podpuścić. Tym bardziej, że byłam na tyle zorientowana, ja...- westchnęłam głęboko- spodziewałam się, co musisz czuć, a nie zawróciłam.
Otworzyłam oczy, ale Dymitr nie siedział na fotelu przede mną. Stał przy oknie i wyglądał przez nie.
-Rose, kiedy wyszłaś pomyślałem, że poszłaś do pokoju obok, że zabroniłaś Królowej gdziekolwiek wychodzić. Liczyłem na to, że zaraz wrócisz, ale tak się nie stało. Bałem się od ciebie. Wątpiłem, że jesteś aż tak zła, że nie wrócisz. W życiu zrobiłem ci wiele gorszych rzeczy i wracałaś, ale dzisiaj mogło ci się coś stać, a sam nie mogłem ci pomóc. Ta bezradność była okropna.
Nie mogłam tak spokojnie siedzieć. Wstałam i podeszłam do niego. Położyłam dłoń na jego ramieniu.
-Nie chcę cię krzywdzić. Wiesz, że zależy mi na twoim bezpieczeństwie i szczęściu. Dzieje się to, o czym ci mówiłam. Ledwo opuściliśmy dwór, a oni już mi wchodzą do głowy. Jeżeli będziesz ze mną, będziesz cierpiał i to najbardziej z wszystkich dookoła.
-Roza,- spojrzał mi prosto w oczy- jeżeli?! Dałaś to pod wątpliwość? Ja nie odejdę. Najchętniej zamknąłbym cię w jakimś bezpiecznym miejscu i z niego nie wypuszczał.
-Mogą być to twoje ramiona?- nie czekając na odpowiedź objęłam go w pasie.
Poczułam jak bardzo jest zdenerwowany, dopiero kiedy go dotknęłam. Mięśnie miał napięte. Pewnie narzucił sobie maskę strażnika, ponieważ nie chciał mi pokazać jak bardzo się przejmuje. Wreszcie dotknął moich pleców. Mocno przycisnął mnie do siebie. Był taki ciepły.
-Rose, musisz się wysuszyć i przebrać, bo tylko brakuje, żebyś się pochorowała- szepnął.- Chodź zobaczyć jak wygląda łazienka- rzucił lekko.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam mu w twarz.
-Nie wiem, czym sobie na ciebie zasłużyłam- odparłam zapatrzona.
-Grunt, że ja dobrze wiem- pocałował mnie w czoło.- Nie zagaduj mnie, tylko rusz się do tej łazienki, a ja znajdę ci jakiś T-shirt.
Kiwnęłam głową i weszłam do tego małego pomieszczenia. Miało może jedną trzecią powierzchni pokoju. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam żałośnie. Rozpuściłam szybko włosy i zrzuciłam z siebie mokre ubranie, które głośno upadło na podłogę. Z radością wzięłam ciepły prysznic. W łazience były ręczniki, więc wzięłam sobie jeden. Założyłam bieliznę, a następnie uchyliłam lekko drzwi i wystawiłam przez nie rękę.
-Dymitr, podasz mi jakieś suche ubranie?- cisza.- Dymitr?
Przecież musi tam być. Wychyliłam głowę i zobaczyłam jak siedzi wyprostowany na fotelu. Patrzył tępo przed siebie.
-W porządku?- spytałam z troską.
Mój głos trochę go oprzytomnił. Spojrzał na mnie, ale nawet się nie poruszył. Zapewne miał zabawny widok. Jedynie moja głowa z mokrymi włosami wystawała przez drzwi.
-Podasz mi jakieś ubranie?- w dalszym czasie, zero reakcji.
Owinęłam się ręcznikiem i weszłam do pokoju. Zobaczyłam, na wierzchu jego walizki jakąś koszulkę i chwyciłam ją szybko.
-Dymitr, co ci jest?- wyglądał jakby nie rozumiał po angielsku.
-"Przez te aksamitne, niesforne kosmyki włosów nie widzę pięknej twarzy mężczyzny, którego tak bardzo kocham. Dymitr, patrzę na ciebie i widzę swoje szczęście, które chwilowo śpi."
-Plan był taki, żebyś to czytał jak nie będzie mnie obok. W tym czasie miałam być w Lehigh. Nie wzięłam pod uwagę,- Dymitr podniósł się z charakterystyczną dla siebie gracją i podszedł do mnie- że zostanę tu dzisiaj.
Domyśliłam się, że kiedy szukał mi jakiejś piżamy, znalazł list, który schowałam wczoraj.
-Roza,- mówił cicho i musiałam się do niego przysunąć- gdybym przeczytał to jutro, natychmiast wziąłbym wolne. Musiałbym do ciebie pojechać. Jeszcze nie skończyłem czytać, a już to wiem.
-Nie skończyłeś?- owinęłam się ciaśniej ręcznikiem.
-Niestety.
-Nie czytaj dalej- poprosiłam.
-Dobrze- ruszyłam, więc do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi.
Przełożyłam koszulkę przez głowę, kiedy usłyszałam jak kończy zdanie.
-Ale tylko wtedy, gdy odbierzesz mi ten list siłą.
Wpadłam z łazienki i wskoczyłam mu na plecy.
-Siłą?!- zaśmiałam się przy tym.- Strażnik Bielikow będzie walczył o zwykłą kartkę papieru!
-To list od narzeczonej!- odparł oburzony.
Obrócił się szybko i chwycił mnie w locie jak piórko. Wyciągnęłam rękę w kierunku jego kieszeni na piersi, z której wystawała kartka. Kiedy to zauważył podrzucił mnie lekko.
-Towarzyszu!- wykrzyknęłam roześmiana.
-Chciałbym w spokoju poczytać, później się ze mną podrażnisz.
-Poczytasz jak mnie nie będzie- jęknęłam.- Tyle naszego, cennego czasu dzisiaj zmarnowałam.
Twarz mu stężała na wspomnienie dzisiejszego popołudnia. Chętnie przyjęłabym taką samą minę, ale wtedy nie wyszlibyśmy ze stanu melancholii. Zeskoczyłam mu z ramion.
-Muszę wysuszyć włosy, więc masz z jakieś dziesięć minut na czytanie.
Dymitr pocałował mnie w czoło i dopiero po tym mogłam wejść do łazienki spokojna. Rozczesałam włosy i szybko się ogarnęłam. Zadowolona spojrzałam w lustro. Nie wyglądałam najgorzej w za dużej koszulce Dymitra. Wyszłam z łazienki i od razu stwierdziłam, że nic nie czytał. Za to pościelił łóżko i rozpakował niemal całą walizkę. Nie chciałam mu w tym przeszkadzać.
-Sprawdzę co u Lissy i dziwoląga- rzuciłam kierując się ku drzwiom.
-Sam pójdę sprawdzić. Połóż się, jutro musisz wcześnie wstać, a organizm jeszcze nie przyzwyczaił się do dziennego funkcjonowania- Dymitr już stał obok i trzymał klamkę.
-To mi zajmie dosłownie chwilę, będę spokojniejsza- oparłam mu rękę na ramieniu.
-Rose,- przebiegł po mnie wzrokiem- tak nie wyjdziesz poza próg pokoju.
Dobrze wiedziałam w co byłam ubrana: bieliznę i jego bluzkę. Czyli dość skąpo...
-Chodzi ci o to, że jestem boso?- spytałam niewinnie.
-Wiesz, o co chodzi, ja pójdę.
-To trzy kroki korytarzem! Nikt mnie nawet nie zauważy!- wywróciłam oczami.
Dymitr zaczął rozpinać swoją koszulę. Następnie powiesił ją na klamce.
-Idę sam. Proszę cię, połóż się.
Spojrzałam na niego jak na wariata.
-Tak nigdzie nie wyjdziesz!- powiedziałam patrząc na jego nagą skórę.
-Chodzi ci o to, że nie mam prochowca?- podsunął mi.
Zdjęłam powieszoną koszulę i założyłam ją na niego.
-Masz straszne metody, Towarzyszu- powiedziałam zapinając mu guziki.
-Ale jakie skuteczne- odparł zadowolony.
Kiedy zapięłam ostatni guzik poklepałam go ręką po torsie.
-Wracaj szybko- kiwnął głową i wyszedł z pokoju.
-Tak?- usłyszałam (jak się spodziewałam) zaspany głos.
-Musisz mi pomóc i nie chodzi o twoje pieniądze.
-Hathaway!- puściłam mimo uszy fakt, że poznał mnie po tym zdaniu.
-W mojej głowie siedzi Avery. Pewnie cię teraz słyszy. Co zrobić, żeby się jej pozbyć?- spytałam wprost.
-Gdzie jesteś i z kim?- miał poważny głos.
-Nie wiem, gdzie jestem- byłam zirytowana, że nie odpowiada na moje pytanie.
-Jesteś z kimś kogo znasz?
-Nie!- odparłam o wiele za głośno.
-To wracaj szybko! Ja już się pozbędę dziewczyny. Wracaj zanim ktoś cię złapie. Doru pewnie zna już twoje położenie.
Rozłączyłam się. Adrian wybije mi ją z głowy. Pewnie dlatego się w niej znalazła, że spał. Gdyby Iwaszkow normalnie funkcjonował nie pozwoliłby jej na to.
Byłam już trochę przemoczona. Krople szybko spadały na ziemię i rozpryskiwały się o chodnik. Miałam przed sobą ponad godzinę biegu. Nie miałam na co czekać. Jeżeli po drodze nie spotka mnie nic złego, wrócę, gdy już będzie ciemno. Liczyłam, że Doru nie zdążył jeszcze zastawić pułapki. Zmusiłam, swoje mięśnie do dużego i nagłego wysiłku. Zwinnie wymijałam ludzi na chodniku. Marzyłam by usłyszeć głośną muzykę dochodzącą z kampusu. Koszula przylgnęła do mnie jak druga skóra, mokre włosy uderzały rytmicznie o plecy. Miałam nadzieję, że nikt mnie nie goni. Mimo, że w końcu zobaczyłam jasne światła z miasteczka studenckiego, nie zwolniłam. Do moich uszu dotarły upragnione odgłosy imprezy. Nie rozkręciła się jeszcze, więc muzyka nie była głośna. Przed akademikiem wpadłam w grupę rówieśników. Przystanęłam pod oknami i podniosłam głowę. W oknie na drugim piętrze zobaczyłam Dymitra. Weszłam przez główny hol i zaczęłam się wspinać po schodach, ludzie dookoła śmiali się i wygłupiali z plastikowymi kubkami w rękach.
-Roza!- Dymitr zbiegał w moim kierunku.
Przyspieszyłam i rzuciłam się mu na szyję. Zdążył rozłożyć ramiona.
-Nigdy więcej tego nie rób- mówił stanowczo odwzajemniając mój uścisk.- Znowu to zrobiłaś. -Przepraszam, tak bardzo przepraszam- wyznałam drżącym głosem.
-Musimy to omówić- przycisnął swoje ciepłe wargi do mojego zimnego czoła.- Chodźmy na górę.
Objął mnie ramieniem zarzucając mi na plecy pokrowiec. Dopiero wtedy zauważyłam, że trzęsłam się z zimna. Na piętrze skierowałam się do jego pokoju, ale odciągnął mnie od niego i zapukał do Christiana. Otworzyła nam Lissa.
-Rose!- wykrzyknęła.- Wchodź. Christian! - odwróciła się.- Możesz wyjść na chwilę? Chciałam zostać z Rose.
Moroj już po sekundzie był w progu.
-Jesteś- odparł z ulgą widząc mnie.- Dobrze, Liss- pocałował dziewczynę w skroń i wyszedł z Dymitrem.
Przyjaciółka wskazała mi gestem bym usiadła na fotelu. Pokój Christina niczym nie różnił się od pokoju za ścianą.
-Rose,- zaczęła spokojniej.- czy ty pomyślałaś, co robisz? Nagle wpadł tu twój Dymitr i powiedział, że zniknęłaś. Szukał cię w całym budynku, ale nie mógł z niego wyjść zostawiając nas tutaj. Obdzwonił wszystkich znajomych strażników z okolicy, żeby cię szukali. Czy ty wiesz, co on czuł? Coś ty mu zrobiła?! Nigdy nie widziałam, żeby tak się martwił.
-Widziałaś- szepnęłam.
-Słucham?
-Widziałaś, kiedy wyjechałam z Christianem do Spokane.
-To było, co innego. Tym razem Dymitr czuł się winny. Miałam ochotę uspokoić go używając wpływu. Pytał czy wiem gdzie jesteś, kogo tu znasz, za ile wrócisz. Byliśmy bezradni!
-Liss,- przerwałam jej wstając.- Kocham was. Bardzo mi na was zależy i nie chciałam, żebyście się martwili- objęłam ją starając się odwrócić jej uwagę od głównego problemu.
-Bałam się- odetchnęłam z ulgą, kiedy nie spytała czemu wyszłam.- Gdzie byłaś?
-Przeszłam się główną ulicą- uspokajałam ją.
-Kiedy wróciłaś?- spytała.
-Z pięć minut temu?- skrzywiłam się.
-Nie rozmawiałaś z nim- kciukiem wskazała na drzwi.
-Dymitr od razu mnie tu przyprowadził.
-Błąd. My jutro rano jedziemy, on ma tylko noc na prawienie ci kazania. Leć do niego- odsunęła się ode mnie.
Kiwnęłam głową. Wyszłam z pokoju i zastukałam do drzwi obok. Christian minął mnie w progu i wrócił do siebie. Niepewnie zajrzałam do pokoju. Dymitr siedział w fotelu i przenikał mnie spojrzeniem.
-Co, Towarzyszu?- nie wytrzymałam napięcia.
-Usiądź proszę- wskazał głową na miejsce naprzeciwko siebie.
Poczekał aż to zrobię, po czym kontynuował.
-To było nieodpowiedzialne. Powinnaś powiadomić Lissę, jest twoją przyjaciółką.
-Nie- przerwałam mu.- Tobie powinnam powiedzieć. Złość niczego nie tłumaczy. Jesteś moim narzeczonym i należało ci powiedzieć.
-Czemu tego nie zrobiłaś skoro tak uważasz?- spytał dalej zachowując dystans.
Zrozumiałam, że rozmawiam ze strażnikiem Bielikowem. Wzięłam głęboki wdech. Lissie nie powiedziałam, ale przed nim się przyznam. On musi wiedzieć.
-Nie rób mi wyrzutów. Źle się z tym czuję. Jesteś starszy i mądrzejszy, a ja nie powinnam się wtrącać w twoją pracę. Podważyłam twoje metody. Nawrzeszczałam wiele głupot i wyszłam bez słowa. Przepraszam- spojrzałam mu w oczy.
-Rose,- potarł dłonią czoło.- Jestem straszy, ale nie mądrzejszy. Wtrącaj się we wszystko, co mnie dotyczy jeśli tylko chcesz. Nie dziwię ci się, że miałaś do mnie pretensje, ale mam żal. Za surowo mnie ukarałaś. Zachowuję się jak rozkapryszony nastolatek, bo bardzo cię kocham. Dałem ci powody do złości, pierwszy błąd popełniłem ja. Jednak to, co czułem, kiedy cię nie znalazłem... Przypomniało mi się jak uciekłaś z Christianem podczas ferii zimowych. Nie chcę byś tak robiła. Wiem, że muszę przestać ci dawać powody.
-Dymitr,- zamknęłam oczy- byłam zdenerwowana, ale nie zrobiłbym ci takiego świństwa świadomie. Avery... Ona zaczęła podsuwać mi myśli. Nakazywała odejść stąd jak najdalej. Wstyd mi,że dałam się tak łatwo podpuścić. Tym bardziej, że byłam na tyle zorientowana, ja...- westchnęłam głęboko- spodziewałam się, co musisz czuć, a nie zawróciłam.
Otworzyłam oczy, ale Dymitr nie siedział na fotelu przede mną. Stał przy oknie i wyglądał przez nie.
-Rose, kiedy wyszłaś pomyślałem, że poszłaś do pokoju obok, że zabroniłaś Królowej gdziekolwiek wychodzić. Liczyłem na to, że zaraz wrócisz, ale tak się nie stało. Bałem się od ciebie. Wątpiłem, że jesteś aż tak zła, że nie wrócisz. W życiu zrobiłem ci wiele gorszych rzeczy i wracałaś, ale dzisiaj mogło ci się coś stać, a sam nie mogłem ci pomóc. Ta bezradność była okropna.
Nie mogłam tak spokojnie siedzieć. Wstałam i podeszłam do niego. Położyłam dłoń na jego ramieniu.
-Nie chcę cię krzywdzić. Wiesz, że zależy mi na twoim bezpieczeństwie i szczęściu. Dzieje się to, o czym ci mówiłam. Ledwo opuściliśmy dwór, a oni już mi wchodzą do głowy. Jeżeli będziesz ze mną, będziesz cierpiał i to najbardziej z wszystkich dookoła.
-Roza,- spojrzał mi prosto w oczy- jeżeli?! Dałaś to pod wątpliwość? Ja nie odejdę. Najchętniej zamknąłbym cię w jakimś bezpiecznym miejscu i z niego nie wypuszczał.
-Mogą być to twoje ramiona?- nie czekając na odpowiedź objęłam go w pasie.
Poczułam jak bardzo jest zdenerwowany, dopiero kiedy go dotknęłam. Mięśnie miał napięte. Pewnie narzucił sobie maskę strażnika, ponieważ nie chciał mi pokazać jak bardzo się przejmuje. Wreszcie dotknął moich pleców. Mocno przycisnął mnie do siebie. Był taki ciepły.
-Rose, musisz się wysuszyć i przebrać, bo tylko brakuje, żebyś się pochorowała- szepnął.- Chodź zobaczyć jak wygląda łazienka- rzucił lekko.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam mu w twarz.
-Nie wiem, czym sobie na ciebie zasłużyłam- odparłam zapatrzona.
-Grunt, że ja dobrze wiem- pocałował mnie w czoło.- Nie zagaduj mnie, tylko rusz się do tej łazienki, a ja znajdę ci jakiś T-shirt.
Kiwnęłam głową i weszłam do tego małego pomieszczenia. Miało może jedną trzecią powierzchni pokoju. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam żałośnie. Rozpuściłam szybko włosy i zrzuciłam z siebie mokre ubranie, które głośno upadło na podłogę. Z radością wzięłam ciepły prysznic. W łazience były ręczniki, więc wzięłam sobie jeden. Założyłam bieliznę, a następnie uchyliłam lekko drzwi i wystawiłam przez nie rękę.
-Dymitr, podasz mi jakieś suche ubranie?- cisza.- Dymitr?
Przecież musi tam być. Wychyliłam głowę i zobaczyłam jak siedzi wyprostowany na fotelu. Patrzył tępo przed siebie.
-W porządku?- spytałam z troską.
Mój głos trochę go oprzytomnił. Spojrzał na mnie, ale nawet się nie poruszył. Zapewne miał zabawny widok. Jedynie moja głowa z mokrymi włosami wystawała przez drzwi.
-Podasz mi jakieś ubranie?- w dalszym czasie, zero reakcji.
Owinęłam się ręcznikiem i weszłam do pokoju. Zobaczyłam, na wierzchu jego walizki jakąś koszulkę i chwyciłam ją szybko.
-Dymitr, co ci jest?- wyglądał jakby nie rozumiał po angielsku.
-"Przez te aksamitne, niesforne kosmyki włosów nie widzę pięknej twarzy mężczyzny, którego tak bardzo kocham. Dymitr, patrzę na ciebie i widzę swoje szczęście, które chwilowo śpi."
-Plan był taki, żebyś to czytał jak nie będzie mnie obok. W tym czasie miałam być w Lehigh. Nie wzięłam pod uwagę,- Dymitr podniósł się z charakterystyczną dla siebie gracją i podszedł do mnie- że zostanę tu dzisiaj.
Domyśliłam się, że kiedy szukał mi jakiejś piżamy, znalazł list, który schowałam wczoraj.
-Roza,- mówił cicho i musiałam się do niego przysunąć- gdybym przeczytał to jutro, natychmiast wziąłbym wolne. Musiałbym do ciebie pojechać. Jeszcze nie skończyłem czytać, a już to wiem.
-Nie skończyłeś?- owinęłam się ciaśniej ręcznikiem.
-Niestety.
-Nie czytaj dalej- poprosiłam.
-Dobrze- ruszyłam, więc do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi.
Przełożyłam koszulkę przez głowę, kiedy usłyszałam jak kończy zdanie.
-Ale tylko wtedy, gdy odbierzesz mi ten list siłą.
Wpadłam z łazienki i wskoczyłam mu na plecy.
-Siłą?!- zaśmiałam się przy tym.- Strażnik Bielikow będzie walczył o zwykłą kartkę papieru!
-To list od narzeczonej!- odparł oburzony.
Obrócił się szybko i chwycił mnie w locie jak piórko. Wyciągnęłam rękę w kierunku jego kieszeni na piersi, z której wystawała kartka. Kiedy to zauważył podrzucił mnie lekko.
-Towarzyszu!- wykrzyknęłam roześmiana.
-Chciałbym w spokoju poczytać, później się ze mną podrażnisz.
-Poczytasz jak mnie nie będzie- jęknęłam.- Tyle naszego, cennego czasu dzisiaj zmarnowałam.
Twarz mu stężała na wspomnienie dzisiejszego popołudnia. Chętnie przyjęłabym taką samą minę, ale wtedy nie wyszlibyśmy ze stanu melancholii. Zeskoczyłam mu z ramion.
-Muszę wysuszyć włosy, więc masz z jakieś dziesięć minut na czytanie.
Dymitr pocałował mnie w czoło i dopiero po tym mogłam wejść do łazienki spokojna. Rozczesałam włosy i szybko się ogarnęłam. Zadowolona spojrzałam w lustro. Nie wyglądałam najgorzej w za dużej koszulce Dymitra. Wyszłam z łazienki i od razu stwierdziłam, że nic nie czytał. Za to pościelił łóżko i rozpakował niemal całą walizkę. Nie chciałam mu w tym przeszkadzać.
-Sprawdzę co u Lissy i dziwoląga- rzuciłam kierując się ku drzwiom.
-Sam pójdę sprawdzić. Połóż się, jutro musisz wcześnie wstać, a organizm jeszcze nie przyzwyczaił się do dziennego funkcjonowania- Dymitr już stał obok i trzymał klamkę.
-To mi zajmie dosłownie chwilę, będę spokojniejsza- oparłam mu rękę na ramieniu.
-Rose,- przebiegł po mnie wzrokiem- tak nie wyjdziesz poza próg pokoju.
Dobrze wiedziałam w co byłam ubrana: bieliznę i jego bluzkę. Czyli dość skąpo...
-Chodzi ci o to, że jestem boso?- spytałam niewinnie.
-Wiesz, o co chodzi, ja pójdę.
-To trzy kroki korytarzem! Nikt mnie nawet nie zauważy!- wywróciłam oczami.
Dymitr zaczął rozpinać swoją koszulę. Następnie powiesił ją na klamce.
-Idę sam. Proszę cię, połóż się.
Spojrzałam na niego jak na wariata.
-Tak nigdzie nie wyjdziesz!- powiedziałam patrząc na jego nagą skórę.
-Chodzi ci o to, że nie mam prochowca?- podsunął mi.
Zdjęłam powieszoną koszulę i założyłam ją na niego.
-Masz straszne metody, Towarzyszu- powiedziałam zapinając mu guziki.
-Ale jakie skuteczne- odparł zadowolony.
Kiedy zapięłam ostatni guzik poklepałam go ręką po torsie.
-Wracaj szybko- kiwnął głową i wyszedł z pokoju.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję za wszystkie miłe słowa, Oniskk- Tobie również życzę powodzenia. Każdy, kto przez najbliższe trzy dni "zmuszony zostanie" do zdania egzaminu gimnazjalnego otrzymuje ode mnie kopniaka na szczęście.
Liczę, że rozdział się podobał.
Genialny. Dziwne, że Dymitr nie zareagował zbytnio na Avery. I ten list. Może i dobrze, że nie musiał brać urlopu. Niech wraca szybko do swojej Rozy. Ona tam czeka. I ja na niego czekam. życzę weny i jeszcze raz powodzenia na egzaminach :-*
OdpowiedzUsuńHej kiedy następny? Czekam.
UsuńDzisiaj wieczorem, dziękuję, że ktoś czeka :)
UsuńWszyscy tu czekamy 💗
UsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńRozdział jest tak boski, ze przeczytałam dokładnie 3 razy, chcę więcej i przez to, ze tk genialnie piszesz nigdy nie starczy mi jeden rozdział! No o skończyć teraz?!? To karygodne! Wybaczam tylko dlatego, że masz Taaaki talent ❤❤❤
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia i czekam oczywiście 💖
Dziękuję Ci za każdy rozdział. Piszesz wspaniale.
OdpowiedzUsuń