-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Zwolnij- poprosiłam zrezygnowana.
Odkąd wyszliśmy ze sklepu Dymitr pędził do akademika. Niby szedł obok, ale cały czas narzucał szybsze tępo. Mijaliśmy ludzi w moim wieku, więc spodziewałam się, że wstali studenci, którzy jak my nie byli wczoraj na imprezie. Na ulicy panował niewielki ruch w porównaniu do wieczora.
-Dymitr, dostaliśmy godzinę przerwy. Na pewno mamy jeszcze sporo czasu- narzekałam.
-Trzydzieści minut- rzucił.
-To bardzo dużo- wyczułam, że znów przyspieszamy.- Stój.
O dziwo to zrobił, ja miałam niestety problem z tak gwałtownym hamowaniem.
-Zostało nam ostatnie pół godziny przed wyjazdem, które możemy spędzić razem, ale oczywiście ty chcesz ten czas poświęcić na bieg do Ozery!- wywróciłam oczami.- Zróbmy coś razem. Coś zwykłego.
Miał poważną, nieugiętą minę. Wiedziałam, że skupia się tylko na bezpieczeństwie podopiecznego, a doskonale wiedzieliśmy, że nic mu nie grozi. Modliłam się w myślach, żeby Dymitr trochę wyluzował. Dla mnie, dla nas.
-Nie odejdziemy nigdzie daleko- przekonywałam go.- Możemy usiąść na jakiejś przeklętej ławce koło akademika.
Dymitr westchnął ciężko. Mocno to rozważał.
-Moją konkurencją jest chłopak. Mam być zazdrosna przez Christiana. Na dobrze,biegnijmy do niego.
-Rose, nie masz żadnej konkurencji. Mamy dwadzieścia osiem minut. Wykorzystajmy je dobrze- wyciągnął do mnie dłoń.
Uśmiechnęłam się zadowolona i podałam mu rękę. Zdecydowanie wolniej, ruszyliśmy.
-Kupimy lody- zdradziłam mu swój pomysł.- Dopiero potem zajmiemy jakąś ławkę.
-Słucham?- słyszałam, że mi nie dowierza.
Co ten system z nami robi?! Gdy tylko proponuję odwiedzić na chwilę cukiernie, Dymitr od razu się dziwi. Założę się, że gdybym powiedziała, że chcę pójść teraz na sale gimnastyczną i poćwiczyć nową technikę, nie widziałby w tym nic szczególnego.
-O czym myślisz?- spytał ściskając moją dłoń.
-Skoro teraz masz taką reakcję, to co by było gdybyśmy mieli iść na prawdziwą randkę- odpowiedziałam zamyślona.- O wchodzimy!
Wciągnęłam go do cukierni, którą mijaliśmy. Między innymi dlatego, że nie chciałam usłyszeć jego zdania na ten temat. Zapatrzyłam się, więc w lodówkę i udawałam całkowicie tym pochłoniętą.
-Jaki smak chcesz?- spytałam wymijająco.
-Nic nie chcę, poczekam aż się zdecydujesz- po jego tonie zrozumiałam, że wie co staram się zrobić.
Pokiwałam głową i stanęłam w kolejce. Po chwili wychodziłam z orzechowymi lodami. Dawno czegoś takiego nie jadłam. Ostatni raz, kiedy byłyśmy z Lissą w Portland. Miałam, więc skojarzenie, że tak smakuje wolność.
-Spróbujesz?- zaproponowałam Dymitrowi.
Zdziwiłam go tym, ale on zdziwił mnie bardziej kiwając głową. Musiałam przetrzeć oczy z niedowierzania, kiedy trzymał w ręce wafelek. Prychnęłam ze śmiechu. To był zwykły widok, za zwykły jak na Dymitra. Czegoś takiego nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić.
-Dziękuje- powiedział oddając mi jedzenie.
-Czekaj- wystawiłam dłonie wzbraniając się- muszę zapamiętać ten widok.
Dymitr rozbawiony pokręcił głową i drasnął mnie lodem po nosie.
-Hej!- wykrzyknęłam pocierając nos.- Będę się teraz lepić!
-Nie takie problemy już miałaś- powiedział ciągnąc mnie za rękę.
Nieszczęśliwie zauważyłam, że jesteśmy już na miejscu. Usiedliśmy na jednej z ławek.
-Jutro masz już wykłady?- spytałam.
-Christian ma, ja tylko chodzę przy okazji, dopiero dzisiaj dostanę plan- odparł opierając łokcie na kolanach i patrząc na swoje dłonie.
Wieczny służbista. Mówi jak syn Janine Hathaway, która tylko takiej postawy wymaga od dziecka.
-Moja matka byłaby z ciebie dumna- odparłam kładąc rękę, na jego zaciśniętych dłoniach.
Uśmiechnął się lekko, dalej na mnie nie patrząc. Za to schował moją rękę w swoich. Szepnął coś, ale go nie zrozumiałam. Nie zdziwiłabym się gdyby się odezwał po Rosyjsku.
-Co mówiłeś, Towarzyszu?- oparłam głowę na jego ramieniu.
-Pytałem, czy ty jesteś.
W pierwszej chwili nie zrozumiałam. Musiałam przypomnieć sobie, co powiedziałam wcześniej. Zmarszczyłam brwi.
-Czy jestem z ciebie dumna?
Mruknął, co miało być chyba potwierdzeniem. Czy jestem z niego dumna?! Jak on to robi, że z byle jakiego komentarza, rozmowa staje się poważna?!
Znałam odpowiedź.
-Dymitr,- usiadłam prosto i gwałtownie wyrwałam rękę.- Spójrz na mnie- chyba żałował, że o to pytał.- No, dalej- położyłam dłoń na jego policzku i obróciłam jego twarz do swojej, nie oderwałam jednak ręki.- Nasze relacje nauczyciela z uczennicą już się skończyły. Jednak nie wszystko się zmieniło. Dymitr, jesteś dla mnie wzorem. Nadal.
Przejechałam palcami po jego żuchwie. Wyczułam jak się denerwuje. W Akademii musiałam się go słuchać, musiałam chcieć być taka jak on. Nie robiłam tego z przymusu, dlatego mi tak zostało. Dymitr potrafi być świetnym nauczycielem i zaczynam się zastanawiać, czy sam o tym wie. Wielokrotnie mu o tym mówiłam, ale dalej nie był tego świadom.
-Zastanawiam się teraz, co myślisz, a ty się nie odzywasz- popatrzyłam mu prosto w oczy mówiąc to.- Mimo, że właśnie się zamykasz, kocham cię- dodałam z uśmiechem pocierając jego policzek.
Przyłożył dłoń do twarzy, ujmując moją. Zbliżył ją do swoich ust i pocałował. To była jego odpowiedź, która mi wystarczała. Później obracał mi na palcu pierścionek zaręczynowy. Oparłam się o niego, a on objął mnie ramieniem. Poczułam zapach, tak charakterystyczny dla niego.
-Musimy się zbierać- szepnął mi we włosy.
Wiedziałam, co to znaczy- musimy się pożegnać.
Dymitr patrzył na mnie wyczekująco. Po chwili odgarnął mi włosy za ucho i pocałował mnie. Delikatnie, tak niewinnie. Rzadko właśnie tak przekazywaliśmy sobie uczucia. Zwykle nasze pocałunki były szybkie, namiętne i zapowiadały coś zupełnie innego. Teraz zrobiło się tak słodko. Niestety Dymitr odsunął się ode mnie. Uśmiechnęłam się do niego.
Musiałam zamrugać kilka razy, by się otrząsnąć. Nie mogłam tak siedzieć cały dzień. Wstaliśmy i ruszyliśmy w kierunku akademika.
-Zgaduje, że od razu skierujesz się do nich- zagadnęłam, kiedy wchodziliśmy po schodach.
-Nie zgadujesz, znasz mnie- powiedział to poważnie, ale i tak zrobiło mi się ciepło na sercu.
Weszliśmy na piętro i stanęliśmy pod drzwiami pokoju Christiana.
-Dymitr, podaj mi siatkę z zakupami. Rozpakuję i zaraz do was dołączę.
Zastanawiał się nad moimi słowami. W końcu kiwnął głową i podał mi zakupy. Stanęłam na palcach i cmoknęłam go w policzek. W tym samym czasie włożyłam mu dłoń do kieszeni i wyjęłam klucz. Wiedziałam, że to wyczuł. Nic nie umknęłoby jego uwadze. Poczekał aż weszłam do pokoju i pewnie dopiero po tym odwiedził Christiana.
Podeszłam do stolika i włożyłam na nim zakupy. Nie zajęło mi to dużo czasu. Rozejrzałam się po pokoju. Nie zostało tu nic mojego. Wyszłam i zamknęłam drzwi na klucz.
-Rose!- po drugiej stronie korytarza stał Conner.- Ja już czekam w wozie.
Pokiwałam głową. Zupełnie bez entuzjazmu zapukałam do pokoju obok. Otworzył mi Dymitr, co mocno mnie zdziwiło.
-Zaraz będę gotowa!- usłyszałam Lissę z głębi pokoju.
Dymitr przepuścił mnie w drzwiach.
-Liss, spokojnie, nie przyszłam cię pospieszać. Pomóc ci?- zaoferowałam stając pod drzwiami łazienki.
W odpowiedzi otworzyła drzwi.
-Które?- w dłoniach trzymała dwie różne pary kolczyków.
Żeby tylko takie dylematy istniały na tym świecie! Zauważyłam, że jak na nią, Lissa ubrała się bardzo skromnie. Była studentką- wyglądała jak za czasów Akademii, kiedy jeszcze nie wiedziała, co ją czeka. Bez ostrzeżenia uścisnęłam ją mocno.
-Lissa, wyglądasz pięknie!- zawołałam przy tym.
-Teraz widać ile naprawdę mam lat- zaśmiała się.- Od dawna nie miałam na sobie spodni.
Często zazdrościłam jej strojów, tych pięknych sukni, spódnic, apaszek i kosmetyków. Nie pomyślałam, że jej może brakować dżinsów. Prychnęłam ze śmiechu zdając sobie z tego sprawę.
-Żadnych nie zakładaj- doradziłam jej.-Inaczej będę zazdrosna.
-Mogę ci je dać. Nawet obie pary.
Wydawało mi się to śmieszne. Jestem jej strażniczką. Oczywiście na pierwszym miejscu mam funkcje przyjaciółki, ale nie ukrywajmy, że mam wobec niej zobowiązania i obowiązki sprzeczne z byciem bliską osobą.
Pokręciłam głową.
-Nie chcesz czy uważasz, że ci nie wypada?- spytała Lissa wychodząc.
Na środku pokoju w identycznych pozycjach stali Dymitr z Christianem. Patrzyli na nas.
Uciekłam od nich wzrokiem i patrzyłam na plecy przyjaciółki, która sięgała po torebkę wiszącą na wieszaku.
-Nie wypada mi- odpowiedziałam twardo.
Lissa odwróciła się i objęła mnie ramieniem.
-Jedźmy na podbój Lehigh!- zawołała, kiedy wychodziłyśmy.
-No właśnie, dlatego skup się na mnie- usłyszałam za sobą Christiana.
Normalnie byłabym urażona, ale teraz go popierałam. Będę spędzać mnóstwo czasu tylko z Lissą. Nie chciałabym, żeby narzekała wtedy na brak Ozery. Wywinęłam się spod ramienia przyjaciółki i odsunęłam się od niej. Christian uprzejmie kiwnął mi głową obejmując Lissę w pasie. Wycofałam się. Moroj szeptał coś dziewczynie na ucho. Dymitr szedł pewnie z dwa kroki przed nimi. Przyspieszyłam trochę i zrównałam się z nim.
Zdawał sobie sprawę, że idę obok. Jego uwadze by to nie umknęło. Jednak dalej patrzył twardo przed siebie.
-Christian! Lissa! Dymitr!- zawołał ktoś za nami.
Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, Dymitr już odwrócił się w kierunku skąd dochodziły głosy. Na końcu korytarza stały dwie dziewczyny spotkane przez nas wczoraj. Wywróciłam oczami, kiedy do nas podeszły.
-Lissa, już wyjeżdżasz?- spytała jedna z nich, nie pamiętałam ich imion.
-Niestety,Kate- oczywiście moja przyjaciółka o tym nie zapomniała.
-Nie martw się będziemy nad nimi czuwać- rzuciła druga.
Odwróciłam się i prychnęłam ze śmiechu. Będą pilnować Ozery i jego strażnika?! Dwie, mało inteligentne zołzy mają zamiar bronić Bielikowa. Rany, co za kretynki... Odeszłam od nich i oparłam się o ścianę. Nie rozmawiałam z nimi, a ignorowały mnie specjalnie od początku, więc nie było sensu z nimi stać. Obserwowałam ich, ponieważ nie mogłam zostawić Lissy.
Dymitr podszedł do mnie, stanął obok i również na nich patrzył.
-Powinnaś z nimi porozmawiać- zasugerował cicho.
-To nie byłoby przyjemne- odparłam.
-Wsparłabyś Lissę- przekonywał mnie.
-Dobrze sobie radzi- wzruszyłam ramionami.
-Wiesz, że udaje- mówił poważnie.
Odeszłam od niego i wróciłam do przyjaciółki.
-Rose!- zawołały zołzy.
-Co to za mina?- spytała jedna z nich.- Pokłóciłaś się z Dymitrem?- już wczoraj miałam wrażenie, że była nim za mocno zainteresowana.
-Mary, prawda?- odpowiedziałam.
Kiwnęła głową.
-Wal się Mary.
Odwróciłam się do Dymitra. Przyglądał się nam, ale nie podszedł. Zastanawiałam się, czy słyszał naszą wymianę zdań. Następnie wróciła wzrokiem do Mary. Utkwiła spojrzenie za moimi plecami, wiedziałam na kogo patrzy. Następnie mrugnęła z uśmiechem. Jaka ona jest irytująca...
-Idziemy- oznajmiła nagle Mary ciągnąc swoją koleżankę za rękę.- Miłej podróży Lissa. Trzymaj się Christian. Pa Dymitr!- zawołała jeszcze.
Moroj dalej obejmując Liss ruszył ku wyjściu. Powlekłam się za nimi. Te dziewczyny zdecydowanie zepsuły mi humor.
Strażnik Conner czekał na nas przy wozie. Staliśmy w cieniu, na schodach akademika. Christian bez żadnego skrępowania przyciągnął do siebie Lissę i pocałował ją. Odwróciłam od nich wzrok.
-Rose?- zamknęłam oczy słysząc ten głos.- Podejdziesz na chwilę?
Dymitr stał parę kroków dalej. Dotarło do mnie, że na pewno wie, o czym myślę. Podeszłam do niego. Zdziwiło mnie, że mimo tego, co robili moroje, on dalej na nich patrzył. Nie czuł skrępowania. Dalej ważniejsze było ich bezpieczeństwo.
-Pamiętaj żeby dzwonić- poprosił zerkając na mnie.
-To tyle?! Nic milszego, żadnej rady?!
-Nie potrzebujesz moich rad.
-Nieustannie ich potrzebuje- skrzyżowałam ręce na piersi mówiąc to.
-Ostatnim razem, kiedy uciekałaś z przyjaciółką nie potrzebowałeś mojej rady. Niczyjej rady- dodał po chwili.
-Wtedy nawet nie pomyślałam, że ktoś taki jak ty stąpa po ziemi. Tym razem nie uciekam. Najchętniej wcale bym nie wyjeżdżała, ale oni są najważniejsi.
Dopiero teraz na mnie spojrzał. Lustrował mnie wzrokiem, aż poczułam się zmieszana. Bystry wzrok strażnika, kochane, ciemne oczy. Następnie wyciągnął rękę i założył mi włosy za ucho. Nagle skierował głowę w drugą stronę.
-Gotowi?- spytał poważnie osoby stojące za mną.
-Jeszcze chciałem się pożegnać z Rose- usłyszałam Christiana.
Dymitr kiwnął głową i odszedł ode mnie. Jego miejsce zajął moroj. Uścisnął mnie mocno.
-Dziękuję, że się nią opiekujesz- szepnął.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Taka praca- przeszłam na jego ton.
-Wiem, że robisz to z przyjemnością. Nie martw się, popilnuję Bielikowa.
Teraz się zaśmiałam.
-Chyba coś ci się pomyliło. Słońce ci szkodzi. Poza tym będą was pilnować dwie zołzy.
Czekałam na jego złośliwy komentarz.
-Rose,- mówił przejęty, szybko i cicho- oni coś kombinują i myślą, że nie wiem. Lissa z Bielikowem coś planują. Coś grozi tobie albo mnie. Stawiam na ciebie.
Jaka byłam mu wdzięczna. Christian wyczuł, że nasi przyjaciele mają przed nami jakieś tajemnice. Wyciągnął wnioski tak szybko jak ja. Podzielił się tym ze mną. Choć nie musiał.
-I masz rację. Nie wiem za dużo, ale to wycziłam- przyznałam.
-Dam ci znać jak czegoś się dowiem.
-Dziękuję- szepnęłam zadowolona.
Odsunęliśmy się od siebie. Na twarze natychmiast wróciły nam złośliwe uśmiechy.
-Nic mi nie zaszkodzi- powiedział jakbyśmy drażnili się od minuty.
-Ale nic ci już nie pomoże- odparłam z przekąsem.- Na razie świrze.
Nie czekając na odpowiedź odeszłam od niego i chwyciłam Lissę pod ramię.
-Chodźmy, bo inaczej stąd nie odejdziemy.
Szybko zeszłyśmy ze schodów. Strażnik Conner otworzył drzwi Lissie i ta zwinnie wsiadła. Odwróciłam się jeszcze.
Dymitr z Christianem stali obok siebie i patrzyli na mnie. Pomachałam im, po czym dołączyłam do przyjaciółki.
Co to ma być Bielikow?!? Nie stać cię na nic romantyczniejszego? To wasze pożegnanie! Wysiliłbyś się...
OdpowiedzUsuńRose i Christian 😍😍😍 Oni się naprawdę lubią 😍 To dobrze. No i nawet Chris wyczaił, że coś tu nie gra. Brawo Ozera!
Świetny rozdział! Kocham i pozdrawiam!
Hej! To ma być pożegnanie narzeczonych. Ja się obrażę. Miało być słodko. No dobra na początku trochę było. Jeśli chodzi o wstęp, nie czuję, żebyś coś mi zabrała. W wielu blogach są bardziej podobne sceny. Tego też wymaga pisanie ff. Rozdział świetny, ale będzie mi brakować Romitri. I nie lubię tych zolz. Ja jej dam mrugać do Dymitra! Niech tylko go dotknie, a Rose sprawi, że nie będzie miała czym się uśmiechać. W każdym bądź razie czekam na następny i życzę weny. 💖💖💖 I Bielikow, mógłbyś się ogarnąć. Roza czuje się nie doceniona.
OdpowiedzUsuń