Lissa
siedziała w pokoju na kanapie i patrzyła tępo przed siebie. Nawet
na mnie nie spojrzała, kiedy zajęłam miejsce obok. Cierpliwie
czekałam aż się odezwie.
-Przepraszam, Rose- szepnęła w końcu jednak nie odwróciła się do mnie.
Objęłam ją ramionami. Wiedziałam, że ten gest sprawi, że mocniej się otworzy. Wyraźnie czułam jak brakuje jej szczerej rozmowy.
-Gdybyś tylko o wszystkim wiedziała, gdybyś usłyszała- czułam trzęsące się ramiona.
Lissa nie ukrywała płaczu.
-To mi powiedz.
Jej ciałem wstrząsnął dreszcz.
-Nie mogę. Wolę, żebyś była bezpieczniejsza i zła na mnie- spojrzała mi prosto w oczy.
Okropne było to, że cierpiała, że było jej żal tego co zrobiła, a ja w pierwszej chwili obawiałam się, że zaraz zrobi to ponownie.
-Rose- wyrwała mnie z zamyślenia- nie chcę wyjeżdżać pokłócona z tobą.
-Ja też- nie przyznałam jej, że najchętniej wcale bym nie opuszczała dworu.
-To była Avery?- spytała Lissa.
Kiwnęłam głową przypominając sobie sytuację w auli.
-Co mówiła?- drążyła.
-Nic. Chciała popatrzeć- powiedziałam drwiąco.
-I pomieszać ci w głowie. Zdziwiłam się jak jesteś odporna na używanie wpływu przez telepatie.
-O czym ty mówisz?!- chwyciłam ją za ramiona i popatrzyłam poważnie.
Zupełnie jakbym miała zamiar nią potrząsnąć. Nie wiedziałam, że ta psychopatka chciała mi narzucić swoją wolę. Nawet nie podjęłam walki, nie poczułam, że do czegoś mnie zmusza.
-Myślałam, że wiesz- zdziwiła się Lissa.- Widziałam wasze aury. Avery zatrzymywała twoje gesty. Twoją rękę.
Teraz zrozumiałam. Starała się żebym nie zagłosowała. Chciała abym wyglądała na przeciwniczkę związków strażników. Szczęście i tak nikt by nie wierzył, że nie popieram zmian. Nie po tym co zrobiliśmy dzień wcześniej...
-Nie wiedzą- odparłam.- Nie wiedzą, że Dymitr mi się oświadczył.
-I lepiej aby tak zostało- odparła Lissa.
Robert i Avery nie są na bieżąco z naszą sytuacją. Myśleli, że większość nie spodziewa się nawet, że jestem w związku ze strażnikiem. Chcieli żeby Dymitr nabrał niepewności co do moich uczuć. Co innego by poczuł widząc, że jego dziewczyna nie popiera zmiany prawa by mogli być razem?!
-Czemu Dymitr?- spytałam przyjaciółki licząc na odpowiedź- Dlaczego chcą go ode mnie oddalić?
-Za dobrze cię broni. Póki jest blisko ciebie dużo trudniej im się przebić.
Patrzyłam w jej skupione, zielone oczy. Lissa nie zdawała sobie sprawy jak mocno się otwiera. Zapomniała, że miała nie mówić mi za wiele.
Było za późno. "Trudniej im się przebić"- czy nie tak powiedziała?! Wobec tego kiedy tego wcześniej próbowali? Zrobili to przy Dymitrze? A on powiedział Królowej? Wyczuł to jakoś? Jeśli nie to skąd wie o tym Lissa? Stwierdziłam, że nie będę udawała, iż nic nie usłyszałam. Ona musi powiedzieć mi więcej!
-Kiedy próbowali zrobić to wcześniej?- jak się spodziewałam Liss pokręciła głową.
-Nie mogę ci powiedzieć, Rose!- napłynęły jej łzy do oczu.
-Musisz- jęknęłam.
Złamałam ją, coś w niej pękło i zaczęła płakać.
-Wtedy jesteś najsłabsza- powiedziała przytulając mnie.- Dlatego cię chronimy!
Czekałam cierpliwie aż odpowie dokładnie, co nastąpiło szybko.
-Kiedy śpisz- wychlipała.
Wstyd było się przyznać biorąc pod uwagę, że jestem strażniczką, ale nawet na to nie wpadłam. Nic takiego nie wyczuwałam. Czyli bronili mnie skutecznie.
-Adrian,- kontynuowała morojka- otacza cię tarczą, by nie podsuwali ci snów.
Aż tyle mu zawdzięczam?!
-Śni ci się coś złego?- spytała Lissa błędnie odczytując moją minę.
-Nie,- uspokoiłam ją- mam dobre, przyjemne sny.
Odpłynęłam do nich myślami. Wspomnienia z czasów akademii. Głównie Dymitr- treningi, szczere rozmowy, skradzione pocałunki.
-Inaczej miałby przechlapane- powiedziała Liss lżejszym tonem.
-Kto?
-No Adrian. Gdyby podsuwał ci jakieś mroczne i przykre sny.
-Iwaszkow widzi moje sny?!- oburzyłam się.
-Nie! On wybiera kategorie.
Pomyślałam złośliwie, że ciągle gustuje w jednej, a to podejrzane.
-Piękny!- wykrzyknęła Lissa.
Podążyłam za jej wzrokiem i uśmiechnęłam się ciepło. Mój pierścionek zaręczynowy rzeczywiście był niezwykły.
-Szafir, brylant, białe złoto!
Przekrzywiłam głowę- aż tak dobrze się na tym nie poznałam.
-Tak wam gratuluję!
Była Królową, często się uśmiechała, ale teraz miała uśmiech mojej nastoletniej przyjaciółki. Odwzajemniłam go z chęcią i przytuliłam się do niej. Poczułam na twarzy jej blond loki.
-Jestem dzięki niemu- szukałam odpowiedniego słowa.
-Szczęśliwsza?- podsunęła mi.
-Też, ale głównie lepsza- przyznałam.
-Jesteś najlepsza!- zaśmiała się Lissa.
-Dzięki niemu- przekonywałam ją.
-Dzięki strażnikowi Dymitrze Bielikow?- kiwnęłam pewnie głową, na co ponownie rozległ się jej śmiech.- Kto by pomyślał! A tak nie chciałaś z nim jechać do Akademii!
-A teraz nigdzie nie chcę jechać bez niego- obawiałam się czy nie zaczniemy tematu wyjazdu na studia, więc wypaliłam.- A jak się miewa moja ulubiona, rozkapryszona królewna?
-Jill wyjedzie jutro z Eddiem.
-Mówiłam o Christianie- rzuciłam lekko.
-Rose!- spojrzała na mnie udając obrazę.- U niego wszystko dobrze, obiecał mi, że odwiedzi nas w piątek.
Dziś piątek. Do Lehigh wyjeżdżamy w niedzielę.
Co mnie obchodzi Ozera! Dymitr z nim przyjedzie! Po pierwszym tygodniu się z nim zobaczę!
Ponownie uściskałam przyjaciółkę.
-Wiesz,- zaczęła- boję sie, że mnie udusisz, ale chcę dodać, że odwozimy ich do Allentown.
-A co oni będą robić w Allentown?- zaskoczyło mnie to dość mocno.
-Przecież oni tam studiują! Rose w jakim świecie ty żyjesz?!- Lissa patrzyła na mnie podejrzliwie- Nic nie słyszałaś czy udajesz?
Moje myśli dosłownie galopowały. Allentown jest trzydzieści minut od nas! To wspaniale! Dymitr będzie mógł przyjeżdżać częściej!
-Rose nie rób tak!- przyjaciółka przerwała moje rozmarzenie.- Słowo daje, że gdybyś nie miała uszu usmiechalabys się dookoła.
Nie potrafiłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem. Tyle się przejmowałam, a tu się okazuje, że Dymitr będzie tak blisko!
-A co oni będą studiować?- w ogóle o tym z nikim nie rozmawiałam.
-O błagam tylko nie ten temat! Christian non stop o tym mówi! "Lissa, wiesz, że się dostałem?"," Kochanie, będę muszę sporo ćwiczyć- wychodzę ", " Twój chłopak zostanie prawdziwym kucharzem!".
-Kim?! Biedny Dymitr nie dość, że studiuje z nim to jeszcze gastronomie! Chociaż, Christian zawsze lubił gotować- mruknęłam bardziej do siebie.
-A właśnie! Christian chciał was zaprosić na kolację.
-Nie przyjdziemy- odpowiedziałam szybko.
Stwierdziłam po chwil, że zabrzmiało to źle, więc starałam się dać jej słuszne wytłumaczenie.
-Dymitr ma dużo spraw na głowie i wróci późno, a chcę zaczekać na niego.
Przyjaciółka uśmiechnęła się lekko i pokiwała głową.
-Masz rację- powiedziała wstając z kanapy.- Oni nas zmienili. Nie przypominamy tych dziewczyn, które uciekły z Akademii.
-Racja Królowo- odparłam idąc za nią.
Spojrzała na mnie jakby mnie upominała, po czym zaśmiała się cicho. Zorientowałam się, że zmierza do wyjścia.
-Poczekasz chwilę?- spytałam łapiąc ją za ramię.- Tylko się przebiorę- spojrzałam znacząco na swoją piżamę.
-Dobrze.
Pobiegłam do sypialni i otworzyłam szafę.
-Ale gdzie ty chcesz iść?- usłyszałam Lissę z przedpokoju.
-Najpierw cię od prowadzę do karmiciela, potem pożegnam się z Janine, pewnie dzisiaj wyjeżdża- kontynuowałam zapinając guziki koszuli.- Na koniec zajrzę do Staruszka.
-Strażniczka Hathaway opuszcza dwór za jakieś pół godziny- powiadomiła mnie Liss.
-Tak szybko?!- zawiązywałam właśnie buty.- Musimy się pospieszyć!
-Rose, spokojnie- stałyśmy już na korytarzu, a ja zamykałam drzwi na klucz.- Chodźmy najpierw do twojej mamy, karmiciel mi nie ucieknie.
To był czarny humor, ale jakże trafiony. Sama bym jej tego nie proponowała, jednak skoro już to zrobiła...
Lissa wiedziała, gdzie iść- sama wybierała pokoje moim rodzicom. Po chwili waliłam już w drzwi do pokoju Janine.
Usłyszałam kroki, ale nie za drzwiami lecz naszymi plecami. Odwróciłam się gwałtownie. Podeszła do nas strażniczka, którą kojarzyłam z zebrań. Chyba miała na nazwisko Reedy.
-Strażniczka Hathaway wyszła przed chwilą z walizką, Wasza Wysokość- przetarasowałam ją wzrokiem.
Musiała być w wieku mojej matki, ale w przeciwieństwie do niej nie wyglądała tak ładnie. Miała krotkie włosy, ostre rysy twarzy i była zupełnie pozbawiona wdzięku. Zapewne mało przypominała kobietę, którą była przed czynnym zawodem.
-Dziękuję, rozumiem, że poszła na parking tego budynku?- strażniczka kiwnęła głową na co Lissa ruszyła ku schodom.
Byłam bardzo wdzięczna przyjaciółce, że chce jej się gonić ze mną Janine. O dziwo zdążyłyśmy. Wkładała właśnie swój bagaż do auta.
-Mamo!- wykrzyknęłam podbiegając do niej.
Odwróciła się na dźwięk mojego głosu. Stanęłam przed nią, a ona badała mnie wzrokiem. Słowo daje, że wyglądała jakby rozważała czy zaraz jej nie ugryzę. Przytuliłam ją. Pożądanie sobie na to zasłużyła. Nie odwzajemniła tego gestu- czułam, że mocno ją zdziwił.
Przypomniałam sobie jak pocałowałam Dymitra chcąc wywinąć się z jego uchwytu. On też był zdziwiony.
Mało tego, moja matka zachowała się teraz jak on, odwzajemniając ten gest po chwili.
-Dziękuję ci- powiedziałam cicho wśród jej rudych loków.- Poparłaś nas.
-Ponieważ uwierzyłam w słuszność tej zmiany. Ty tego dokonałaś- mówiła poważnie, ale było w tym jakieś przyjemne ciepło.
Po tych słowach odsunęła się ode mnie i zrobiła krok do tyłu.
-Królowo- kiwnęła głową.
Lissa podeszła do nas powoli.
-Spieszę się- odparła matka zamykając bagażnik.- Najważniejsze was jednak nie ominie. Rose,- zaczęła wywód celując we mnie palcem.- Lissa nie jest już tylko twoją przyjaciółką, jest Królową. To ogromna odpowiedzialność. Nie myśl, że jedziesz się uczyć. Wszystko czego miałaś się nauczyć zostało ci już wpojone. Jedziesz do pracy. Za to tobie, Lisso życzę udanego studiowania i bezpiecznego. Liczę, że wiecie co robicie- powiedziała wsiadając do samochodu.- Lord Szelski nie może na mnie czekać.
***
-Ona naprawdę odjechała- mówiłam do Liss wchodząc z nią do karmicieli.- Bez szczególnego pożegnania!
-Zawsze była konkretna.
-Chciałaś powiedzieć nieczuła- oburzałam się.
-Rose, leć lepiej do Abe'a, póki on jeszcze tu jest. Dam sobie radę sama.
-Lissa!
Jak na zawołanie usłyszałyśmy nagle Christina. Podszedł do nas i objął ją w pasie.
-I Hathaway- dodał bez entuzjazmu.
-To,- powiedziałam przyjaciółce pokazując jej chłopaka palcem- mnie przekonuje. Do jutra.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do Staruszka.
Szłam dość długo uzmysławiając sobie jak wielki jest dwór. Jestem pewna, że w niektórych jego częściach jeszcze nie byłam, i że Dymitr go zna jak własną kieszeń.
-Rose!
Był mi na rękę fakt, że znalazł mnie zanim do niego doszłam.
-Witam Staruszku- przywitałam się, kiedy podszedł.- Właśnie do ciebie szłam.
-Właśnie się szykuję do wyjazdu, idę przykładem twojej matki- odparł.- Chciałem się pożegnać. Wykład należał do obowiązków Janine, więc do moich należy to- wyciągnął dłoń z zaciśniętą kartą.
-Co zrobiłeś z moim kochanym Żmijem?- spytałam podejrzliwie.
-Przyda ci się. To w końcu studia!- postrzegał to zdecydowanie inaczej niż mama.
-To pieniądze, Staruszku ja już zarabiam i tak nie mam na co wydawać. Mieszkanie, jedzenie, broń, szkolne wyposażenie, mam to wszystko.
-A jakieś sukienki? Jak się nadarzy wypad do baru?- co on sobie myśli.
-Nie jadę tam na imprezy i gdzie niby będę nosić te sukienki?
-Rose! Nie będziesz przecież chadzać w stroju strażniczki- czy przejął go mój wygląd?!
-To cię martwi?! Stać mnie na jakieś ubrania- czułam, że to niepotrzebna rozmowa.
-Jakieś?! Nie będziesz mieć " jakiś " strojów!- tu przejawiło się jego zamiłowanie do mody.
Wcisnął mi kartę kredytową do kieszeni i uścisnął mnie.
-Trzymaj się. Uważaj na siebie- z przykrością zdałam sobie sprawę, że gdyby usłyszał, że coś mi grozi nie pozwoliłby mi jechać.
-A ty się nie przepracuj- poklepałam go po plecach.- Nie doprowadź zbyt wielu morojów do zawału.
-Staram się. Chwilowo nawet nad czymś pracuje- nie spodobał mi się ten ton, ale mi nigdy nie podobały się jego interesy.
-Jeżeli mówisz o udawaniu dobrego ojca to puść mnie w tej chwili- rzuciłam żartobliwie.
-Będę się zbierał. Pozdrów Bielikowa i życz udanej szopki- spojrzałam na niego niezrozumiale.- Mówię o udawaniu studenta- powiedział odchodząc.
Miał rację. Staruszek miał rację! Dymitr jest przecież za stary żeby się uczyć. Jakkolwiek to nie brzmi...Ja nie mam z tym problemu będąc w wieku Lissy, ale go od Christiana dzieli siedem lat! Wracałam do mieszkania zastanawiając się jak to rozwiązali.
-Przepraszam, Rose- szepnęła w końcu jednak nie odwróciła się do mnie.
Objęłam ją ramionami. Wiedziałam, że ten gest sprawi, że mocniej się otworzy. Wyraźnie czułam jak brakuje jej szczerej rozmowy.
-Gdybyś tylko o wszystkim wiedziała, gdybyś usłyszała- czułam trzęsące się ramiona.
Lissa nie ukrywała płaczu.
-To mi powiedz.
Jej ciałem wstrząsnął dreszcz.
-Nie mogę. Wolę, żebyś była bezpieczniejsza i zła na mnie- spojrzała mi prosto w oczy.
Okropne było to, że cierpiała, że było jej żal tego co zrobiła, a ja w pierwszej chwili obawiałam się, że zaraz zrobi to ponownie.
-Rose- wyrwała mnie z zamyślenia- nie chcę wyjeżdżać pokłócona z tobą.
-Ja też- nie przyznałam jej, że najchętniej wcale bym nie opuszczała dworu.
-To była Avery?- spytała Lissa.
Kiwnęłam głową przypominając sobie sytuację w auli.
-Co mówiła?- drążyła.
-Nic. Chciała popatrzeć- powiedziałam drwiąco.
-I pomieszać ci w głowie. Zdziwiłam się jak jesteś odporna na używanie wpływu przez telepatie.
-O czym ty mówisz?!- chwyciłam ją za ramiona i popatrzyłam poważnie.
Zupełnie jakbym miała zamiar nią potrząsnąć. Nie wiedziałam, że ta psychopatka chciała mi narzucić swoją wolę. Nawet nie podjęłam walki, nie poczułam, że do czegoś mnie zmusza.
-Myślałam, że wiesz- zdziwiła się Lissa.- Widziałam wasze aury. Avery zatrzymywała twoje gesty. Twoją rękę.
Teraz zrozumiałam. Starała się żebym nie zagłosowała. Chciała abym wyglądała na przeciwniczkę związków strażników. Szczęście i tak nikt by nie wierzył, że nie popieram zmian. Nie po tym co zrobiliśmy dzień wcześniej...
-Nie wiedzą- odparłam.- Nie wiedzą, że Dymitr mi się oświadczył.
-I lepiej aby tak zostało- odparła Lissa.
Robert i Avery nie są na bieżąco z naszą sytuacją. Myśleli, że większość nie spodziewa się nawet, że jestem w związku ze strażnikiem. Chcieli żeby Dymitr nabrał niepewności co do moich uczuć. Co innego by poczuł widząc, że jego dziewczyna nie popiera zmiany prawa by mogli być razem?!
-Czemu Dymitr?- spytałam przyjaciółki licząc na odpowiedź- Dlaczego chcą go ode mnie oddalić?
-Za dobrze cię broni. Póki jest blisko ciebie dużo trudniej im się przebić.
Patrzyłam w jej skupione, zielone oczy. Lissa nie zdawała sobie sprawy jak mocno się otwiera. Zapomniała, że miała nie mówić mi za wiele.
Było za późno. "Trudniej im się przebić"- czy nie tak powiedziała?! Wobec tego kiedy tego wcześniej próbowali? Zrobili to przy Dymitrze? A on powiedział Królowej? Wyczuł to jakoś? Jeśli nie to skąd wie o tym Lissa? Stwierdziłam, że nie będę udawała, iż nic nie usłyszałam. Ona musi powiedzieć mi więcej!
-Kiedy próbowali zrobić to wcześniej?- jak się spodziewałam Liss pokręciła głową.
-Nie mogę ci powiedzieć, Rose!- napłynęły jej łzy do oczu.
-Musisz- jęknęłam.
Złamałam ją, coś w niej pękło i zaczęła płakać.
-Wtedy jesteś najsłabsza- powiedziała przytulając mnie.- Dlatego cię chronimy!
Czekałam cierpliwie aż odpowie dokładnie, co nastąpiło szybko.
-Kiedy śpisz- wychlipała.
Wstyd było się przyznać biorąc pod uwagę, że jestem strażniczką, ale nawet na to nie wpadłam. Nic takiego nie wyczuwałam. Czyli bronili mnie skutecznie.
-Adrian,- kontynuowała morojka- otacza cię tarczą, by nie podsuwali ci snów.
Aż tyle mu zawdzięczam?!
-Śni ci się coś złego?- spytała Lissa błędnie odczytując moją minę.
-Nie,- uspokoiłam ją- mam dobre, przyjemne sny.
Odpłynęłam do nich myślami. Wspomnienia z czasów akademii. Głównie Dymitr- treningi, szczere rozmowy, skradzione pocałunki.
-Inaczej miałby przechlapane- powiedziała Liss lżejszym tonem.
-Kto?
-No Adrian. Gdyby podsuwał ci jakieś mroczne i przykre sny.
-Iwaszkow widzi moje sny?!- oburzyłam się.
-Nie! On wybiera kategorie.
Pomyślałam złośliwie, że ciągle gustuje w jednej, a to podejrzane.
-Piękny!- wykrzyknęła Lissa.
Podążyłam za jej wzrokiem i uśmiechnęłam się ciepło. Mój pierścionek zaręczynowy rzeczywiście był niezwykły.
-Szafir, brylant, białe złoto!
Przekrzywiłam głowę- aż tak dobrze się na tym nie poznałam.
-Tak wam gratuluję!
Była Królową, często się uśmiechała, ale teraz miała uśmiech mojej nastoletniej przyjaciółki. Odwzajemniłam go z chęcią i przytuliłam się do niej. Poczułam na twarzy jej blond loki.
-Jestem dzięki niemu- szukałam odpowiedniego słowa.
-Szczęśliwsza?- podsunęła mi.
-Też, ale głównie lepsza- przyznałam.
-Jesteś najlepsza!- zaśmiała się Lissa.
-Dzięki niemu- przekonywałam ją.
-Dzięki strażnikowi Dymitrze Bielikow?- kiwnęłam pewnie głową, na co ponownie rozległ się jej śmiech.- Kto by pomyślał! A tak nie chciałaś z nim jechać do Akademii!
-A teraz nigdzie nie chcę jechać bez niego- obawiałam się czy nie zaczniemy tematu wyjazdu na studia, więc wypaliłam.- A jak się miewa moja ulubiona, rozkapryszona królewna?
-Jill wyjedzie jutro z Eddiem.
-Mówiłam o Christianie- rzuciłam lekko.
-Rose!- spojrzała na mnie udając obrazę.- U niego wszystko dobrze, obiecał mi, że odwiedzi nas w piątek.
Dziś piątek. Do Lehigh wyjeżdżamy w niedzielę.
Co mnie obchodzi Ozera! Dymitr z nim przyjedzie! Po pierwszym tygodniu się z nim zobaczę!
Ponownie uściskałam przyjaciółkę.
-Wiesz,- zaczęła- boję sie, że mnie udusisz, ale chcę dodać, że odwozimy ich do Allentown.
-A co oni będą robić w Allentown?- zaskoczyło mnie to dość mocno.
-Przecież oni tam studiują! Rose w jakim świecie ty żyjesz?!- Lissa patrzyła na mnie podejrzliwie- Nic nie słyszałaś czy udajesz?
Moje myśli dosłownie galopowały. Allentown jest trzydzieści minut od nas! To wspaniale! Dymitr będzie mógł przyjeżdżać częściej!
-Rose nie rób tak!- przyjaciółka przerwała moje rozmarzenie.- Słowo daje, że gdybyś nie miała uszu usmiechalabys się dookoła.
Nie potrafiłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem. Tyle się przejmowałam, a tu się okazuje, że Dymitr będzie tak blisko!
-A co oni będą studiować?- w ogóle o tym z nikim nie rozmawiałam.
-O błagam tylko nie ten temat! Christian non stop o tym mówi! "Lissa, wiesz, że się dostałem?"," Kochanie, będę muszę sporo ćwiczyć- wychodzę ", " Twój chłopak zostanie prawdziwym kucharzem!".
-Kim?! Biedny Dymitr nie dość, że studiuje z nim to jeszcze gastronomie! Chociaż, Christian zawsze lubił gotować- mruknęłam bardziej do siebie.
-A właśnie! Christian chciał was zaprosić na kolację.
-Nie przyjdziemy- odpowiedziałam szybko.
Stwierdziłam po chwil, że zabrzmiało to źle, więc starałam się dać jej słuszne wytłumaczenie.
-Dymitr ma dużo spraw na głowie i wróci późno, a chcę zaczekać na niego.
Przyjaciółka uśmiechnęła się lekko i pokiwała głową.
-Masz rację- powiedziała wstając z kanapy.- Oni nas zmienili. Nie przypominamy tych dziewczyn, które uciekły z Akademii.
-Racja Królowo- odparłam idąc za nią.
Spojrzała na mnie jakby mnie upominała, po czym zaśmiała się cicho. Zorientowałam się, że zmierza do wyjścia.
-Poczekasz chwilę?- spytałam łapiąc ją za ramię.- Tylko się przebiorę- spojrzałam znacząco na swoją piżamę.
-Dobrze.
Pobiegłam do sypialni i otworzyłam szafę.
-Ale gdzie ty chcesz iść?- usłyszałam Lissę z przedpokoju.
-Najpierw cię od prowadzę do karmiciela, potem pożegnam się z Janine, pewnie dzisiaj wyjeżdża- kontynuowałam zapinając guziki koszuli.- Na koniec zajrzę do Staruszka.
-Strażniczka Hathaway opuszcza dwór za jakieś pół godziny- powiadomiła mnie Liss.
-Tak szybko?!- zawiązywałam właśnie buty.- Musimy się pospieszyć!
-Rose, spokojnie- stałyśmy już na korytarzu, a ja zamykałam drzwi na klucz.- Chodźmy najpierw do twojej mamy, karmiciel mi nie ucieknie.
To był czarny humor, ale jakże trafiony. Sama bym jej tego nie proponowała, jednak skoro już to zrobiła...
Lissa wiedziała, gdzie iść- sama wybierała pokoje moim rodzicom. Po chwili waliłam już w drzwi do pokoju Janine.
Usłyszałam kroki, ale nie za drzwiami lecz naszymi plecami. Odwróciłam się gwałtownie. Podeszła do nas strażniczka, którą kojarzyłam z zebrań. Chyba miała na nazwisko Reedy.
-Strażniczka Hathaway wyszła przed chwilą z walizką, Wasza Wysokość- przetarasowałam ją wzrokiem.
Musiała być w wieku mojej matki, ale w przeciwieństwie do niej nie wyglądała tak ładnie. Miała krotkie włosy, ostre rysy twarzy i była zupełnie pozbawiona wdzięku. Zapewne mało przypominała kobietę, którą była przed czynnym zawodem.
-Dziękuję, rozumiem, że poszła na parking tego budynku?- strażniczka kiwnęła głową na co Lissa ruszyła ku schodom.
Byłam bardzo wdzięczna przyjaciółce, że chce jej się gonić ze mną Janine. O dziwo zdążyłyśmy. Wkładała właśnie swój bagaż do auta.
-Mamo!- wykrzyknęłam podbiegając do niej.
Odwróciła się na dźwięk mojego głosu. Stanęłam przed nią, a ona badała mnie wzrokiem. Słowo daje, że wyglądała jakby rozważała czy zaraz jej nie ugryzę. Przytuliłam ją. Pożądanie sobie na to zasłużyła. Nie odwzajemniła tego gestu- czułam, że mocno ją zdziwił.
Przypomniałam sobie jak pocałowałam Dymitra chcąc wywinąć się z jego uchwytu. On też był zdziwiony.
Mało tego, moja matka zachowała się teraz jak on, odwzajemniając ten gest po chwili.
-Dziękuję ci- powiedziałam cicho wśród jej rudych loków.- Poparłaś nas.
-Ponieważ uwierzyłam w słuszność tej zmiany. Ty tego dokonałaś- mówiła poważnie, ale było w tym jakieś przyjemne ciepło.
Po tych słowach odsunęła się ode mnie i zrobiła krok do tyłu.
-Królowo- kiwnęła głową.
Lissa podeszła do nas powoli.
-Spieszę się- odparła matka zamykając bagażnik.- Najważniejsze was jednak nie ominie. Rose,- zaczęła wywód celując we mnie palcem.- Lissa nie jest już tylko twoją przyjaciółką, jest Królową. To ogromna odpowiedzialność. Nie myśl, że jedziesz się uczyć. Wszystko czego miałaś się nauczyć zostało ci już wpojone. Jedziesz do pracy. Za to tobie, Lisso życzę udanego studiowania i bezpiecznego. Liczę, że wiecie co robicie- powiedziała wsiadając do samochodu.- Lord Szelski nie może na mnie czekać.
***
-Ona naprawdę odjechała- mówiłam do Liss wchodząc z nią do karmicieli.- Bez szczególnego pożegnania!
-Zawsze była konkretna.
-Chciałaś powiedzieć nieczuła- oburzałam się.
-Rose, leć lepiej do Abe'a, póki on jeszcze tu jest. Dam sobie radę sama.
-Lissa!
Jak na zawołanie usłyszałyśmy nagle Christina. Podszedł do nas i objął ją w pasie.
-I Hathaway- dodał bez entuzjazmu.
-To,- powiedziałam przyjaciółce pokazując jej chłopaka palcem- mnie przekonuje. Do jutra.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do Staruszka.
Szłam dość długo uzmysławiając sobie jak wielki jest dwór. Jestem pewna, że w niektórych jego częściach jeszcze nie byłam, i że Dymitr go zna jak własną kieszeń.
-Rose!
Był mi na rękę fakt, że znalazł mnie zanim do niego doszłam.
-Witam Staruszku- przywitałam się, kiedy podszedł.- Właśnie do ciebie szłam.
-Właśnie się szykuję do wyjazdu, idę przykładem twojej matki- odparł.- Chciałem się pożegnać. Wykład należał do obowiązków Janine, więc do moich należy to- wyciągnął dłoń z zaciśniętą kartą.
-Co zrobiłeś z moim kochanym Żmijem?- spytałam podejrzliwie.
-Przyda ci się. To w końcu studia!- postrzegał to zdecydowanie inaczej niż mama.
-To pieniądze, Staruszku ja już zarabiam i tak nie mam na co wydawać. Mieszkanie, jedzenie, broń, szkolne wyposażenie, mam to wszystko.
-A jakieś sukienki? Jak się nadarzy wypad do baru?- co on sobie myśli.
-Nie jadę tam na imprezy i gdzie niby będę nosić te sukienki?
-Rose! Nie będziesz przecież chadzać w stroju strażniczki- czy przejął go mój wygląd?!
-To cię martwi?! Stać mnie na jakieś ubrania- czułam, że to niepotrzebna rozmowa.
-Jakieś?! Nie będziesz mieć " jakiś " strojów!- tu przejawiło się jego zamiłowanie do mody.
Wcisnął mi kartę kredytową do kieszeni i uścisnął mnie.
-Trzymaj się. Uważaj na siebie- z przykrością zdałam sobie sprawę, że gdyby usłyszał, że coś mi grozi nie pozwoliłby mi jechać.
-A ty się nie przepracuj- poklepałam go po plecach.- Nie doprowadź zbyt wielu morojów do zawału.
-Staram się. Chwilowo nawet nad czymś pracuje- nie spodobał mi się ten ton, ale mi nigdy nie podobały się jego interesy.
-Jeżeli mówisz o udawaniu dobrego ojca to puść mnie w tej chwili- rzuciłam żartobliwie.
-Będę się zbierał. Pozdrów Bielikowa i życz udanej szopki- spojrzałam na niego niezrozumiale.- Mówię o udawaniu studenta- powiedział odchodząc.
Miał rację. Staruszek miał rację! Dymitr jest przecież za stary żeby się uczyć. Jakkolwiek to nie brzmi...Ja nie mam z tym problemu będąc w wieku Lissy, ale go od Christiana dzieli siedem lat! Wracałam do mieszkania zastanawiając się jak to rozwiązali.
Nie będę sie rozpisywała, bo dużo wątków bym poruszyła. Powiem tylko tyle: BOSKOŚĆ
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następny 💖💖💖
Hej :D
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do LBA! Więcej informacji tu ---> http://hathaway-bielikov.blogspot.com/2016/04/znow-lba.html
Pozdrawiam
PS. Czekam na nowy ;)