wtorek, 12 kwietnia 2016

Rozdział 24

-Ile to trwało?- wypaliłam ponownie.
-Niecały miesiąc. Kiedy się pierwszy raz całowałaś?
-Podobno piętnaście lat temu. Nie pytaj z kim, nie pamiętam. Znam to tylko z opowiadań- rozbawiło go to wyraźnie- Kiedy ty się pierwszy raz całowałeś?
-Jakieś trzy lata temu. Z kim najdłużej się umawiałaś?
-Miałeś dwadzieścia dwa lat?!- upomniał mnie spojrzeniem.- Z tobą.
-To miłe- uśmiechnął się czule.- To poza kolejnością, ale ja też z tobą. Dobra, pytaj- dodał niechętnie.
-Jak poznałeś tę Lenę, z którą się całowałeś w wieku dwudziestu dwóch lat?
Spojrzał zirytowany, ale odpowiedział.
-Przez Iwana. Umawiała się z jego kuzynem, a ten ją zostawił. Kiedy sobie uświadomiłaś, że coś do mnie czujesz?- uśmiechnęłam się na samo wspomnienie.
-Jechaliśmy na zakupy przed balem, wtedy zrozumiałam, że to coś poważnego- Dymitr był zadowolony z odpowiedzi.
-Uświadomiłaś to sobie jak rozmawialiśmy?- kiwnęłam głową, a on nachylił się i ucałował moje czoło.- Usnęłaś mi na ramieniu, kiedy wracaliśmy- dodał ciszej.
-Przykryta prochowcem. Dobra ostatnie: co się stało z tą Leną?
Ten czuły uśmiech zniknął mu z twarzy, chyba myślał, że zapomniałam o pytaniach. Niewiele się mylił wspomnienie z samochodu prawie to sprawiło.
-Nie żyje- jak on może mówić o tym tak spokojnie?!- Rozstaliśmy się po trzech tygodniach umawiania. To było po śmierci Zeklosa. Ona chciała rodziny, a ja byłem na to za młody i zrozumiałem, że jej nie kocham, nie chciałem zakładać rodziny dla samego faktu jej posiadania. Nie byłem jak moi znajomi, którzy uważali, że tak jest lepiej. Ja wolałem już zostać starym kawalerem. Wiedziałem już wtedy o wyjeździe do Akademii i to okazało się ważniejsze. Słusznie- zawinął sobie kosmyk moich włosów na palec.- Lena zginęła, gdy wyjechałem. Miała wypadek samochodowy.
To była jego pierwsza miłość, musiał to przeżyć.
-Żałowałeś? Pytam z troski.
-Nie, Rose. Skupiłem się wtedy na pracy. Dzięki Lenie doświadczyłem w życiu więcej, ale nie była dla mnie tak ważna jak powinna. Znaliśmy się krótko. Podczas umawiania się z nią wmawiałem sobie, że mi się podoba. Jednak nie da się tak żyć.
-Była pierwszą kobietą, którą całowałeś, i z którą się kochałeś?
-Tak, a nie okazała się nikim ważnym. Obawiam się- niestety nie dokończył zdania.- Najgorsze było to, że spotykałem się również z Nataszą. Lubiłem ją, ale kiedy mnie całowała myślami wracałem do twoich ust. Samo lubienie, nie wystarczy.
Przysunęłam się do niego i oparłam ręce na jego torsie, wtuliłam twarz w jego szyję.
-To z Taszą- ciężko było pytać, ale chciałam wiedzieć- zaszło daleko?
-Do dwóch pocałunków.
-Dwa tygodnie się umawialiście i całowaliście się dwa razy? Chociaż mnie też rzadko całowałeś- przyznałam głośno.
-Byłem twoim nauczycielem, a tym przypadku każdy pocałunek był o wiele za często.
Powinnam przyznać mu rację, ale nie chciałam tego robić, więc siedziałam cicho. Poczułam jak mnie obejmuje i mocniej przyciska do siebie.
-Musisz jednak pamiętać, że w moim życiu kocham wiele kobiet- zaskoczył mnie tym zdaniem.- Mam w końcu matkę i siostry.
-Potrafisz być strasznie irytujący- kamień spadł mi z serca.
-Ta gra była irytująca. Skończyły ci się pytania?
-Jeszcze jedno- westchnął głośno.- Czego się obawiałeś w związku z Leną?
-Nie chcę teraz o tym mówić, ale powiem ci kiedyś na pewno. Nikomu o tym nie mówiłem, a ty na pewno sie dowiesz. Skończyliśmy?
-Mam już lepsze zajęcie- przejechałam palcami po jego ramieniu.
Nie pozostał mi dłużny i poczułam jak przesuwa dłonią wzdłuż mojego boku. Jakby przez przypadek musnął pierś, później talię i oparł dłoń na moim pośladku. Cały czas czułam przyjemne mrowienie w miejscach, których dotykał.
-Spacer- rzuciłam tylko.
-A no tak- Dymitr wstał i zaczął się szykować.
Zrobiło mi się żal, że tak szybko się podniósł. Jakby cała ta magiczna bańka pękła. Nawet na mnie nie spojrzał i wszedł do łazienki zamykając za sobą drzwi.
-Zapomniałem o czymś- wpadł do pokoju i podszedł do mnie.
Uśmiechnęłam się zdając sobie sprawę, co zamierza. Pocałował mnie delikatnie i leniwie. Skończyliśmy dopiero, gdy się odsunęłam, nie zrobiłby tego pierwszy.
-Teraz możesz iść- zaśmiałam się.
Skinął mi głową i wrócił się myć. Wstałam z łóżka i ubrałam się szybko. Pobiegłam do kuchni i zajrzałam do lodówki. Czemu gotowanie musi być takie trudne?!
-Dymitr?- zawołałam.
Nie zdziwiło mnie, że nie usłyszał.
-Dymitr?- waliłam po chwili w drzwi łazienki.
-Tak, Rose?- odkrzyknął- Możesz wejść!
Uchyliłam drzwi, by nie musieć się z nim przekrzykiwać.
-Co my właściwie mamy zjeść?- usłyszałam jego cichy śmiech.
-Włącz piekarnik, tam jest wczorajszy obiad- pokiwałam głową, ale wątpię żeby to zauważył.
Obsługiwać piekarnik akurat umiałam, więc zrobiłam o co poprosił. W tym czasie wyjęłam talerze i sztućce. Na tym kończyły się moje zdolności kulinarne. Zdałam sobie sprawę, że za miesiąc, kiedy tu przyjedziemy z Lissą i Christianem, Dymitr będzie pewnie cały czas gotował.
Mam nadzieję, że nie będę zazdrosna o garnki...
Usłyszałam jego kroki, więc odwróciłam się. Wszedł juz ubrany przecierając włosy ręcznikiem.
-Dobrze ci poszło- odparł obejmując i całując mnie w policzek.- Leć się myć, bo zaraz wszystko będzie gotowe.
Jak powiedział tak zrobiłam. Ciepła woda powoli mnie uspokajała. Stałam pod prysznicem uświadamiając sobie, że to co się wydarzyło było bardzo miłe. Każdy mój dzień mógłby tak wyglądać. Pobudka- udana, śniadanie- udane, później- bardziej niż udane. Teraz ten dzień stał się taki, hm... normalny. Sytuacja w kuchni była taka naturalna. Jakbyśmy z Dymitrem trwali w tym od roku i świetnie się odnajdywali, a przecież od roku się znamy. Zaczęłam rozczesywać włosy przed lustrem. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym go nie znać. Pewnie gdyby nie on uciekłabym z tej akademii ponownie. Chwila, moment! Gdyby nie on, nie wróciłabym do szkoły. Ubrałam się i poszłam do kuchni. Słyszałam, że Dymitr rozmawia z kimś przez telefon. Zauważyłam, że związał włosy. Podszedł do mnie i poruszył bezgłośnie ustami: Karolina.
Karolina! Dzwoni jego siostra!
-Właśnie weszła- odparł Dymitr.- Inaczej wywierciłaby mi dziurę w brzuchu.
Usłyszałam śmiech dochodzący że słuchawki.
-Mówię poważnie- kontynuował.
Nie wiedziałam o co chodzi, ale spojrzałam na niego rozbawiona i dźgnęłam go palcem w brzuch. Gwałtownie wciągnęłam powietrze. Cudem palca nie złamałam. Jak można mieć takie mięśnie?! Dymitr objął mnie ramieniem i pocałował w czoło.
-Tak, pozdrowię- mruknął do telefonu.- Kończę. Tak, rozumiem. Ja ciebie też- rozłączył się.- Karolina pozdrawia.
-Ał- machałam ręką wciągając powietrze.
-Rose?- spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
-Palec byś mi złamał.
-Tobie? W życiu- ponownie pocałował mnie w czoło.- Wszyscy chcieli ci podziękować za pomysł byśmy przyjechali po świętach.
-Bo to dobry pomysł- nie odrywałam wzroku od palca.
Może jednak go złamałam?
-No już- Dymitr delikatnie chwycił moją dłoń i pocałował bolące miejsce.- Lepiej?
Lepiej, ale nie przyznam tego głośno.
-Tu mnie jeszcze boli.
Zaśmiał się, kiedy dotknęłam dłonią ust. Nachylił się i pocałował "bolące miejsce". Obydwoje uśmiechaliśmy się przy tym. Chciał się odsunąć, ale szybko przysunęłam go z powrotem.
-Ro...- znów go pocałowałam.- Ro...- nie dałam mu skończyć, a on znowu się temu poddał.- Rose,- wymówił to szybko bym mu nie przerwała- zjedzmy coś wreszcie.
Miał rację. Zanim jednak ruszyłam do stołu objęłam go w pasie i oparłam głowę na jego piersi.
-Tak mi z tobą dobrze- mruknęłam.
-Kocham cię- pocałował mnie w czubek głowy.
Usiedliśmy przy stole. Starałam się zjeść jak najszybciej poganiana wizją spaceru. Cały dwór będzie usypiał, gdy wyjdziemy. Uśmiechnęłam się błogo na tę myśl. To będzie przyjemne podsumowanie dnia.
-Co mówiła Karolina?- spytałam ciekawa.
-Czego nie mówiła- Dymitr pokręcił głową.- Dawno jej nie słyszałem.
-Ile?
-Ponad dwa lata- musiało im być strasznie ciężko.- Chciała się upewnić, że wszystko w porządku. Jak to zrobiła zaczęła opowiadać o twojej wizycie. Pogrzebie i alkoholu.
-O czym?- zdziwił mnie trochę.
Nie mieli tematów do rozmów po tak długim czasie?!
-Głównie o tobie. Z przykrością stwierdzam, że się w tobie zakochali i chętnie cię adoptują- zakrztusiłam się.
-O nie!- wykrzyknęłam wstawiając talerz do zlewu.
Przyglądał mi się bacznie. Chyba nie spodobała mu się moja reakcja. Ruszyłam w jego stronę i usiadłam mu na kolanach.
-Jeżeli mnie adoptują zostanę twoją siostrą. Nie dopuszczę do ślubu z bratem. Przystojnym i seksownym, ale jednak bratem!
- To ci nie grozi, żeby zostać panną Bielikow musiałbyś mieć takie oczy- wskazał na nie.
-Kocham te oczy- powiedziałam całując jego powieki.- Szczególnie w twoim wydaniu, a co do zakochania się we mnie przez twoją rodzinę, no cóż... Tak już wpływam na Bielikowów.
-Słucham? Niby pokochałem cię dlatego, że to u mnie rodzinne?!
-Prawda boli- zaśmiałam się.
-Pierwszy się na tobie poznałem. Moja rodzina jeszcze cię wtedy nawet na oczy nie widziała.
-Znowu wracamy do tematu oczu twoich bliskich- pokręciłam głową rozbawiona.- Mogę być dumna, że najpierw zdobyłam serce jedynego mężczyzny o nazwisku Bielikow?
-O czym my właściwie rozmawiamy? Jak przeszliśmy do takich zdań?
-Rany Dymitr, mam ci mówić wprost, że cię podrywam?!
-Nie musisz mnie podrywać- on to naprawdę wymówił!
Prychnęłam gwałtownie.
-Strażnik Dymitr Bielikow wymówił słowo "podrywać"! Mogę umrzeć spokojnie!
-Rose! Co ty za głupoty wykrzykujesz!- popukał mnie palcem w czoło.- Póki żyję nie możesz umrzeć spokojnie.
Pocałowałam go w policzek wstając z jego kolan. Wzięłam jego talerz że stołu i również włożyłam do zlewu.
-Strażniku Bielikow, teraz twoja warta przy zmywaniu. Moja była po śniadaniu.
Dymitr siedział opierając głowę na rękach i patrzył na mnie zamyślony.
-Co to za lenistwo? Idę posprzątać w sypialni, kiedy wrócę masz być gotowy do wyjścia.
Stając w progu pokoju stwierdziłam, że nie mam za dużo do ogarnięcia. W zasadzie jedynie pościeliłam łóżko. Następnie otworzyłam szafę i wyjęłam z niej skórzaną kurtkę, którą zarzuciłam na siebie oraz prochowiec Dymitra.
-Jak ci idzie, Towarzyszu?- spytałam wchodząc do kuchni.
Dymitr właśnie wycierał ręce.
-Brakuje ci tylko jednego- wyciągnęłam rękę z płaszczem.
Stopniałam pod wpływem spojrzenia, którym mnie obdarzył.
-Dziękuję- odparł miękko i założył go.
-Tak lepiej- zaśmiałam się.
Dymitr wyciągnął do mnie otwartą dłoń. Chwyciłam ją od razu i poczułam jego silne palce zaciskające się z moimi. Wyszliśmy z mieszkania. Oczywiście zamknęliśmy za sobą drzwi na klucz.
-Czyli powiedziałeś Karolinie o naszym pomyśle związanym z przyjazdem?- spytałam ruszając korytarzami do wyjścia.
-O twoim pomyśle- podkreślił.- Oczywiście bardzo się ucieszyły, ale termin im nie pasuje.
-Termin im nie pasuje?- zdziwiłam się.
Dymitr przytrzymał drzwi i przepuścił mnie. Na dworze było jeszcze ciemno, ale wiedzieliśmy, że taka widoczność nie utrzyma się długo.
-Chcą żebyśmy przyjechali na święta- miałam wrażenie, że się tego spodziewał.
-Nie mogę- jęknęłam.- Ten czas muszę spędzić z Lissą. Naprawdę bym chciała być wtedy w Bai, ale nie mogę.
-Rozumiem to, Rose. Nie mówię ci, że mamy tam jechać wcześniej- miał taki spokojny głos.
-Czekaj- zatrzymaliśmy się.- Smutno mi będzie bez ciebie w święta, ale powinieneś odwiedzić ich wcześniej skoro masz taką możliwość.
-Wolę tu zostać- przyznał otwarcie.- Tęsknię za nimi, ale dwa dni mnie nie zbawią.
-Dymitr, to będą święta- przypomniałam mu.- Leć sam, ja później dołączę.
-Nie, skoro ty zostaniesz tutaj to ja też. Nie pozwolę ci lecieć samej do Rosji- ruszył dając do zrozumienia, że temat skończony.
-Nie chcę żebyś tu został tylko dlatego, że coś mi może grozić w podróży. Załatwię to z Abe'em. Nie będziesz musiał się włóczyć jak duch- dodałam lżej.
-Nie zostanę, bo coś może ci grozić, to dodatkowy argument- wchodziliśmy w las.- W Bai mam siostry, matkę i babkę. Spędzą te święta w dużym gronie. Jeżeli do nich pojadę na dworze sam zostanie jeden członek mojej rodziny i na to nie pozwolę.
Potknęłam się o coś. Odwróciłam się, ale nie zauważyłam żadnych kamieni czy korzeni. No pięknie, potykam się na prostej drodze.
-Twojej rodziny- wymówiłam niedowierzając.- Jestem częścią twojej rodziny?!
Jakie to było miłe. Pamiętam jak Lissa powiedziała kiedyś, że ona, ja, Dymitr i Christian zostaniemy dla siebie rodziną. Te słowa mnie bawiły, nigdy w to nie wierzyłam. Tym bardziej, że wtedy oboje mieliśmy być strażnikami Lissy. Usłyszeć coś takiego od niego, to co innego. On nie rzuca słów na wiatr.
Zatrzymaliśmy się.
-Rose?- Dymitr oparł dłoń na moim policzku i czekał na moją reakcję.
-Teraz rozumiem jak coś może być tak piękne, że aż boli.
Uśmiechnął się czule i objął mnie ramieniem. Ruszyliśmy dalej. 

2 komentarze:

  1. Twoje rozdziały mogę czytać tonami, milionami ton! Kocham! Uwielbiam! <3 jejku! Piszesz tak bardzo genialnie! Kocham cię za takie rozdziały! Jejku <3 Kocham... Chyba nie znam innych słów...
    Jadą do Bai!!! No i ten poranek... A teraz spacerek ze słoneczkiem. Rozpuszczam się...
    Chcę więcej! Zawsze po twoich rozdziałach chcę więcej!
    Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału, ty geniuszu ty!
    <3 <3 <3
    Kocham. Pozdrawiam. Czekam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ni ciekawa gra. Ile wyznań. Wspaniałe. Twoje rozdziały są długie, ciekawe i częste. Tylko o takich marzyć. Wspaniale piszesz. Na każdy czekam z niecierpliwością. Trochę smutne, że się rozstają. Będzie mi brakować Romitri zawsze i wszędzie, ale co zrobić. Niech ten dzień nigdy się nie kończy. Czekam nw następny, ale wiem, że do będę wracać do nich. Od początku tego ich dnia, do końca. Trochę żal tej Leny, ale każdy musi dorosnąć, nawet Dymitr. Fajna byłaby ta historia z pierwszym pocałunkiem Rozy. Czekam na więcej i może coś wymyślisz. ;-)

    OdpowiedzUsuń