Obrzydliwa
strzyga stała w cieniu, więc światło słoneczne nie sprawiało
jej problemów. Patrzyłam prosto na mnie. Widziała mnie mimo
przyciemnionych szyb- dla niej nie było różnicy. Modliłam się w
duchu by nie było ich tam więcej. Wyjęłam telefon i wybrałam
numer Dymitra. Odebrał po drugim sygnale.
-Ile samochodów za nami jesteś?- wypaliłam od razu.
-Trzy- padła konkretna odpowiedź.
Schyliłam się udając, że grzebię w torbie i mówiłam ciszej. Obawiałam się, że strzyga jest w stanie wyczytać coś z ruchu ust.
-Nie jedźcie dalej. Zapewne widzisz dom po lewej na naszej wysokości?- czekałam, co powie.
-Widzę- odparł po chwili.
-A ja widzę, kto jest w środku. Zawracajcie i wjedźcie z drugiej strony. Na razie o was nie wiedzą. Obserwują tylko nas.
-Przyjąłem- oznajmił poważnie.
Rozłączyłam się. Grunt, żeby byli bezpieczni. My jesteśmy tu jedynie przejazdem, a o tej porze nic nam nie grozi. Za to Christian będzie tu mieszkał. Kto wie czy nie urządziliby jakiegoś polowania?
-Przyjąłem- usłyszałam ponownie, tym razem z ust Connera siedzącego przede mną.- Królowo,- dodał rozłączając się- lord Ozera przyjedzie później, ponieważ zmierza dłuższą drogą.
-Coś nie tak?- spytała przejęta, pomimo że z jej słuchem na pewno wiedziała po co dzwoniłam do Bielikowa.
-Podobno, byłoby nie tak, gdyby za nami jechali. Nic mu nie zagraża- Lissa odetchnęła głęboko.
Kiedy przejechaliśmy światła dotarliśmy na miejsce dość szybko. Bardzo chciałam rozprostować nogi, ale Lissa nie mogła wysiąść. Słońce mocno by ją zmęczyło. Miałam wrażenie, że już najchętniej by usnęła, ale za bardzo się martwiła. Nie potrzebna była mi więź by to ustalić. Uścisnęłam pokrzepiająco jej dłoń. Na chłopaków poczekaliśmy z dziesięć minut. Spodziewałam się, że Dymitr nie trzymał się ograniczeń prędkości.
-Dziękuję- Lissa nachyliła się do mnie.- Gdyby nie ty pojechaliby za nami.
-To moja praca- odszepnęłam jej.
Nie skomentowałam faktu, że nie powinna wiedzieć czemu zawrócili. W tych warunkach nie mogłam wykonać obowiązków w pełni poprawnie.
-Są- pisnęła niespodziewanie.
Odwróciłam się gwałtownie. Na miejscu parkingowym obok nas właśnie parkował Dymitr. Christian machał nam przez okno z uśmiechem dziecka, które właśnie dostało nowe klocki. Lissa natychmiast się rozpromieniła.
-Zaraz wracam- powiadomiłam bardziej strażników, niż potakującą mi przyjaciółkę.
Wysiadłam i natychmiast poczułam ciepły wiatr. Zrobiłam parę kroków i rozejrzałam się starannie. Następnie ruszyłam przed siebie i obeszłam dziedziniec szkoły. Budynek był dość nowy. W podobnych bywałam z Lissą, kiedy uciekłyśmy z Akademii. Usłyszałam za sobą głośne pogwizdywania.
-Hej!- wykrzyknął do mnie jakiś chłopak z ramieniem zarzuconym na plecy jakiejś dziewczyny.- Zgubiłaś się, Lala? Akademik w drugą stronę, chętnie cię odprowadzę!
Jego kumple wybuchnęli śmiechem. Patrzyłam na nich zażenowana.
-Uważaj, co mówisz, bo zaraz zgubisz zęby- nie żartowałam, ale on o tym nie wiedział.
-Przez ciebie? Nie zasługuję na taki zaszczyt.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam z powrotem.
-Pierwszy raz dostałeś kosza- usłyszałam jeszcze za plecami.
Wróciłam do samochodu i otworzyłam drzwi.
-Czysto- odparłam nie wsiadając.- Akademik niedaleko- nie dodałam skąd to wiem.
Lissa wysiadła, zauważyłam jak przeszedł ją dreszcz. Musiała odczuć lekkie szczypanie na skórze przez promienie. Wskazałam jej dłonią kierunek naszej drogi. W tym momencie wysiadł Conner i podał mi moją torbę.
-Trzymaj się Rose- uściskałam go przyjaźnie.- W razie zagrożenia dzwoń do Hansa- dodał cicho.
-Dobra tato- wywróciłam oczami i ujęłam Lissę pod ramię.
Pomyślałam, że gdyby Staruszek to usłyszał zmieszałby Connera z błotem.
-Lissa!- usłyszałyśmy za plecami.
Christian szedł w naszym kierunku. Przyjaciółka wywinęła mi się i ruszyła na spotkanie morojowi. Uścisnęła go mocno, choć wiedziałam, że obydwoje się powstrzymują przed szczerym przywitaniem.
-Rose!- Christian uśmiechnął się do mnie serdecznie.- Dzięki- kiwnęłam uprzejmie głową.
Chwilowo zapatrzona byłam na jego strażnika, który zamykał samochód. Wziął wszystkie torby i ruszył w naszą stronę. Nie uśmiechałam się, nie rzuciłam się na jego szyję, ale na moment spojrzał mi w oczy i myślę, że wyczytał ulgę. Nic nam nie groziło. Ruszyliśmy w czwórkę w kierunku akademika. Przy wejściu przywitała nas niezbyt uprzejma kobieta. Miała siwe włosy zaplecione w warkocz. Rzucił mi się w oczy jej haczykowaty nos.
-Bielikow i Ozera?- spytała oschle.- Znacie pokoje- podała im klucze.- A panie do kogo?
-My tylko na chwilę- odparła Lissa.
Byłam oburzona. Użyła na niej wpływu! Christian uśmiechnął się pod nosem, Dymitr zachował kamienną twarz, ale na pewno również tego nie popierał.
Poszliśmy schodami na górę. Na pół piętrze zatrzymały nas dwie dziewczyny. Były ubrane niemal identyczne: granatowe bluzki, spodnie w kratkę i białe trampki. Z przykrością zauważyłam, że jedna z nich ma włosy związane jak ja. Tyle, że jej były czarne i proste. Druga miała krótką, rudą czuprynę. Wzrostem dorównywały mojej przyjaciółce.
-Cześć Christian!- wykrzyknęły serdecznie.
Lissa miała minę jakby ktoś ją spoliczkował, a ja cieszyłam się w duchu, że nie wykrzyknęły imienia mojego chłopaka.
-Miło was widzieć,- odpowiedział.- Mary, Kate to Lissa, moja dziewczyna- uścisnęły sobie ręce.
-Blokujesz przejście!- wykrzyknęłam do chłopaka.
-A to Rose- dodał mimochodem.
-Tak, tak, Mary, Kate- odwzajemniłam ich nieszczere uśmiechy.
-Dymitr, tak?- spytały patrząc za moje plecy szczerze przejęte.
Pomyślałam, że już ich nie lubię. Bielikow nic nie odpowiedział, ale chyba kiwnął głową, bo te dalej trajkotały.
-Zapamiętałyśmy- czy one wszystko mówią razem?!- Co studiujecie dziewczyny?- miałam wrażenie, że pytają z przymusu.
-Zaczynamy prawo- odpowiedziała Lissa- i jakiś dziwny kierunek z biologii- dodała patrząc na mnie.
-Tutaj?- zdziwiła się Chyba Mary.
-Nie na Lehigh- odpowiedział Christian.
-Ach, czyli wpadłaś, żeby zobaczyć jak mu się mieszka?- zapytały mojej przyjaciółki.
-Dokładnie!- odparła morojka.
-A ty...?- zawiesiły się.
-Rose- dokończył za nie Dymitr.- Przyjechała się ze mną pożegnać- żałowałam, że stoję do niego tyłem.
-To wy jesteście parą?!- ich oczy zamieniły się w centówki.
-Sam w to nie dowierzam- wtrącił się Christian.
Bóg mi świadkiem, że nie wiedziałam czy położyć jemu, czy dziewczynom.
-Chodźmy, Rose- Dymitr położył mi rękę na plecach i popchnął lekko do przodu.
-Dobry pomysł- podchwyciła Lissa.- Kochanie?- spojrzała na swojego chłopaka.
-To do zobaczenia dziewczyny- moroj prowadził nas dalej na górę.
Stanęliśmy przed drzwiami pokoju numer 104.
-Ale zołzy- odparłam z niesmakiem.
-Popieram- Lissa miała podobną minę.
-To co?- Christian popatrzył na nas z uśmiechem otwierając drzwi.
Dymitr wszedł bez żadnej zachęty, byłam pewna, że dokładnie sprawdza pokój. Po dłuższej chwili wyszedł i kiwnął głową. Moroj przepuścił, więc Lissę w drzwiach i wszedł za nią, po czym odwrócił się do nas w progu.
-To miłego popołudnia- zamknął nam drzwi przed nosem.
-Zawsze był miły- rzuciłam sarkastycznie.
-Słyszałem- dotarł do nas zagłuszony wyraz.
-Tędy- Dymitr wskazał mi otwarte drzwi obok.
Weszłam rozglądając się i stawiając dwa kroki w przód.
-Rose, nie robisz tego poważnie? To mój pokój- usłyszałam za plecami jak zamyka drzwi.
Tylko czekałam na ten dźwięk. Odwróciłam się i przywarłam do jego ciała. Przycisnęłam mocno usta i pocałowałam go jakbym nie robiła tego od lat. Wypuścił torby, które trzymał w rękach i objął mnie w pasie. Chciałam go przeprosić, chciałam mu podziękować, chciałam pokazać jak wiele dla mnie znaczy i jak bardzo jest mi wstyd, że mu tego nie okazałam.
-Roza,- usłyszałam łapiąc łapczywie oddech- nic się nie stało. Nie przejmuj się.
-Skąd wiesz, co myślę?- spytałam niewyraźnie.
-Inaczej całujesz- odparł cicho.
Postanowiłam to naprawić. Zrobiłam to z chęcią. Tym razem podczas pocałunku ruszyliśmy powoli w głąb pokoju. Dymitr usiadł na czymś i posadził mnie sobie na kolanach. Kiedy się od niego odsunęłam spojrzałam mu w oczy. Nie wiem ile tak siedzieliśmy, ale po dłuższej chwili w końcu się odezwałam.
-Przyjechaliście inną drogą?
-Tak jak mówiłaś- oparłam głowę na jego ramieniu.
-Żadna, wredna strzyga was nie widziała?- chciałam się upewnić.
-Tego nie wiem- serce mi przyspieszyło.- Przynajmniej ja nie widziałem.
Stwierdziłam, że w tym wypadku nic im nie grozi. Dymitr na pewno coś by zauważył.
Rozejrzałam się chcąc wiedzieć jak mu się będzie teraz mieszkało. Pokój był jasny i nie stwierdziłam tego tylko dlatego, że wpadało tu światło. Ściany miały beżowy kolor. Miał typowe meble: biurko, komoda, jakieś szafki i jednoosobowe łóżko,na którym siedzieliśmy. Zdziwiło mnie, że ma dwa fotele i mały stolik do kawy.
-Towarzyszu, chyba kierownik budynku sugeruje, że tam powinniśmy usiąść- powiedziałam wskazując na niestandardowe wyposażenie.
Dymitr ledwo zauważalnie uniósł kąciki ust.
-Kiedyś na pewno z tego skorzystamy. Rose, chcę cię przeprosić,- przeniosłam na niego wzrok.- nie przyjdziemy z Christianem w piątek. To byłoby ryzykowne, ale w sobotę z samego rana wsiądziemy w samochód.
Pokiwałam głową, to przykra wiadomość, jednak rozumiałam go. W tym wypadku ich bezpieczeństwo było najważniejsze.
-Okey- odparłam wtulając się w jego szyję.
-Okey? Liczyłem na inną reakcję, wzburzoną lub radosną, ale nie obojętną- przyznał.
-Nie jestem zła. To trochę smutne, ale rozumiem. Nie pojmuje, czemu mam się cieszyć.
-Nic nie wywnioskowałaś?- mruknął mi we włosy.
Zaczęłam gorączkowo myśleć.
-Powiem ci- szepnął mi do ucha.- Nie możemy wyjechać kiedy zaczyna się ściemniać- pomyślałam, że to żadna nowość.- Która godzina?
-Szesnasta, może trochę później.
-Zanim strażnicy Królowej przyjadą z karmicielami minie z godzina? Zanim Christian oprowadzi Królową po akademiku plus pół godziny. Zjedzą i jak zaczną się żegnać będzie szósta? Mamy jesień, wtedy się ściemnia. Myślę, że strażnik, który dzisiaj dowodzi nie zgodzi się na to- skończył swoją przydługą odpowiedź.
-Strażnik, który dzisiaj dowodzi?!- zapaliła mi się zielona lampka.- I co wtedy się stanie z Królową i jej strażniczką?- spytałam zalotnie.
Niestety przeszkodziło nam pukanie do drzwi. Zeszłam niechętnie z kolan Dymitra. Wstał i podszedł do drzwi.
-Mogę ci zająć chwilę?- w progu stał Christian.- To dobrze. Zobacz, co dostałem i ty też- wyciągnął do Dymitra jakieś kartki.
-I?- spytał strażnik, kiedy szybko przebiegł wzrokiem po stronie.
-Chcę iść. Lissa też- co oni wymyślili?!
Stanęłam obok Dymitra i zerknęłam mu przez ramię.
-Ozera, chyba kpisz!- wykrzyknęłam oburzona, popatrzyłam wyczekująco na Bielikowa.
Moroj zrobił to samo. Za to Dymitr z kamienną twarzą kiwnął głową Christianowi.
-Tylko w naszym kampusie- odparł poważnie.
-Pewnie, że tak, dzięki- Ozera wrócił do swojego pokoju.
-Co ty robisz?!- wykrzyknęłam, kiedy Dymitr zamknął już drzwi.- Ja na to Lissie nie pozwolę. Wieczorna impreza?! Litry alkoholu i spacery po ciemku. Strzygi się pewnie czają od wczoraj na tę okazję!
Krzyczała na niego, a on zdjął prochowiec, powiesił go i skrzyżował ręce na piersi. Ta postawa mnie jeszcze bardziej zdenerwowała.
-Co tak stoisz?!- zakończyłam wywód.
-Rose, jestem jego strażnikiem. Nie opiekunem prawnym. Nie mam mu niczego zabraniać, tylko zapewnić mu bezpieczeństwo gdziekolwiek się nie uda. Christian nie musi się mnie radzić- tłumaczył mi cierpliwie.
-Lissa zostanie. Nie zmienię zdania. Nie doprowadzę do sytuacji, której tak się obawiasz.
-Czyli?- uniósł brew.
-Kiedy jakieś strzygi zaatakują nie będziesz zmuszony wybierać: pomóc Rose czy ratować Christiana?- przedrzeźniałam go przy tym.- Zepsułeś tak miłą atmosferę!- wyszłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi pokoju.
Odetchnęłam głęboko i rozejrzałam się po korytarzu. Co to było?! Nie byłam aż taka zła. Było mi jedynie przykro. Jeszcze chwilę temu cieszyłam się, że zostaniemy tu z Lissą na noc. Teraz marzył mi się wyjazd. Dymitr zawsze postępował odpowiedzialnie, a dzisiaj?! Ruszyłam ku schodom i zeszłam na dół. Czemu się na to zgodził?! Kampus jest ogromny. Jak on chce czuwać nad podopiecznymi na takiej powierzchni?! Byle kto go zagada i Ozera wyparuje! Wyszłam na dwór i przecięłam trawnik. Przyspieszyłam kroku poganiana złością. Pewnie za bardzo się zdenerwowałam, ale nie rozumiałam decyzji Bielikowa. Christian nie czułby się urażony, gdyby strażnik mu tego odradził. Gdyby powiedział:" Chcesz iść na wieczorną imprezę, na świeżym powietrzu z wielką grupą nieznajomych, tak?"
Wpadłam na kogoś.
-Proszę, proszę! Lala!- przede mną stał chłopak, którego widziałam jak tylko wyszłam dzisiaj z samochodu.
W tym momencie zatęskniłam za przezwiskiem Iwaszkowa: Mała Dampirzyca.
-Dalej szukasz pokoju? Mogę ci udostępnić swój- rzucił z obrzydliwym uśmiechem.
-Najpierw sam do niego traf- wyminęłam go.
Szłam przed siebie dość ruchliwą ulicą. Nie miałam żadnego konkretnego celu. Nigdzie nie skręcałam, żeby się nie zgubić. Ludzie mijali mnie pieszo i w samochodach. Kilka osób nawet jeździło rowerem. Strasznie byli niecierpliwi. Ktoś trąbił, ktoś krzyczał albo za głośno rozmawiał przez telefon. Zaglądałam do okien kawiarni i restauracji. Zawróciłam, gdy zaczęło padać. Ściemniło się.
Jutro wieczorem będę nieznośnie tęsknić za Dymitrem, a teraz sobie od tak od niego poszłam. Nie miało to sensu. W tym momencie zastanawia się pewnie, gdzie jestem. Na pewno w końcu nie pozwolił pójść morojom na imprezę. Tępa idiotka.
Zatrzymałam się gwałtownie. Tępa idiotka?! Skąd mi to przyszło do głowy?! Cholera, to nie moja myśl! Od dwóch godzin snułam się po ulicy z Avery podsuwającą mi idiotyzmy!
-Ile samochodów za nami jesteś?- wypaliłam od razu.
-Trzy- padła konkretna odpowiedź.
Schyliłam się udając, że grzebię w torbie i mówiłam ciszej. Obawiałam się, że strzyga jest w stanie wyczytać coś z ruchu ust.
-Nie jedźcie dalej. Zapewne widzisz dom po lewej na naszej wysokości?- czekałam, co powie.
-Widzę- odparł po chwili.
-A ja widzę, kto jest w środku. Zawracajcie i wjedźcie z drugiej strony. Na razie o was nie wiedzą. Obserwują tylko nas.
-Przyjąłem- oznajmił poważnie.
Rozłączyłam się. Grunt, żeby byli bezpieczni. My jesteśmy tu jedynie przejazdem, a o tej porze nic nam nie grozi. Za to Christian będzie tu mieszkał. Kto wie czy nie urządziliby jakiegoś polowania?
-Przyjąłem- usłyszałam ponownie, tym razem z ust Connera siedzącego przede mną.- Królowo,- dodał rozłączając się- lord Ozera przyjedzie później, ponieważ zmierza dłuższą drogą.
-Coś nie tak?- spytała przejęta, pomimo że z jej słuchem na pewno wiedziała po co dzwoniłam do Bielikowa.
-Podobno, byłoby nie tak, gdyby za nami jechali. Nic mu nie zagraża- Lissa odetchnęła głęboko.
Kiedy przejechaliśmy światła dotarliśmy na miejsce dość szybko. Bardzo chciałam rozprostować nogi, ale Lissa nie mogła wysiąść. Słońce mocno by ją zmęczyło. Miałam wrażenie, że już najchętniej by usnęła, ale za bardzo się martwiła. Nie potrzebna była mi więź by to ustalić. Uścisnęłam pokrzepiająco jej dłoń. Na chłopaków poczekaliśmy z dziesięć minut. Spodziewałam się, że Dymitr nie trzymał się ograniczeń prędkości.
-Dziękuję- Lissa nachyliła się do mnie.- Gdyby nie ty pojechaliby za nami.
-To moja praca- odszepnęłam jej.
Nie skomentowałam faktu, że nie powinna wiedzieć czemu zawrócili. W tych warunkach nie mogłam wykonać obowiązków w pełni poprawnie.
-Są- pisnęła niespodziewanie.
Odwróciłam się gwałtownie. Na miejscu parkingowym obok nas właśnie parkował Dymitr. Christian machał nam przez okno z uśmiechem dziecka, które właśnie dostało nowe klocki. Lissa natychmiast się rozpromieniła.
-Zaraz wracam- powiadomiłam bardziej strażników, niż potakującą mi przyjaciółkę.
Wysiadłam i natychmiast poczułam ciepły wiatr. Zrobiłam parę kroków i rozejrzałam się starannie. Następnie ruszyłam przed siebie i obeszłam dziedziniec szkoły. Budynek był dość nowy. W podobnych bywałam z Lissą, kiedy uciekłyśmy z Akademii. Usłyszałam za sobą głośne pogwizdywania.
-Hej!- wykrzyknął do mnie jakiś chłopak z ramieniem zarzuconym na plecy jakiejś dziewczyny.- Zgubiłaś się, Lala? Akademik w drugą stronę, chętnie cię odprowadzę!
Jego kumple wybuchnęli śmiechem. Patrzyłam na nich zażenowana.
-Uważaj, co mówisz, bo zaraz zgubisz zęby- nie żartowałam, ale on o tym nie wiedział.
-Przez ciebie? Nie zasługuję na taki zaszczyt.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam z powrotem.
-Pierwszy raz dostałeś kosza- usłyszałam jeszcze za plecami.
Wróciłam do samochodu i otworzyłam drzwi.
-Czysto- odparłam nie wsiadając.- Akademik niedaleko- nie dodałam skąd to wiem.
Lissa wysiadła, zauważyłam jak przeszedł ją dreszcz. Musiała odczuć lekkie szczypanie na skórze przez promienie. Wskazałam jej dłonią kierunek naszej drogi. W tym momencie wysiadł Conner i podał mi moją torbę.
-Trzymaj się Rose- uściskałam go przyjaźnie.- W razie zagrożenia dzwoń do Hansa- dodał cicho.
-Dobra tato- wywróciłam oczami i ujęłam Lissę pod ramię.
Pomyślałam, że gdyby Staruszek to usłyszał zmieszałby Connera z błotem.
-Lissa!- usłyszałyśmy za plecami.
Christian szedł w naszym kierunku. Przyjaciółka wywinęła mi się i ruszyła na spotkanie morojowi. Uścisnęła go mocno, choć wiedziałam, że obydwoje się powstrzymują przed szczerym przywitaniem.
-Rose!- Christian uśmiechnął się do mnie serdecznie.- Dzięki- kiwnęłam uprzejmie głową.
Chwilowo zapatrzona byłam na jego strażnika, który zamykał samochód. Wziął wszystkie torby i ruszył w naszą stronę. Nie uśmiechałam się, nie rzuciłam się na jego szyję, ale na moment spojrzał mi w oczy i myślę, że wyczytał ulgę. Nic nam nie groziło. Ruszyliśmy w czwórkę w kierunku akademika. Przy wejściu przywitała nas niezbyt uprzejma kobieta. Miała siwe włosy zaplecione w warkocz. Rzucił mi się w oczy jej haczykowaty nos.
-Bielikow i Ozera?- spytała oschle.- Znacie pokoje- podała im klucze.- A panie do kogo?
-My tylko na chwilę- odparła Lissa.
Byłam oburzona. Użyła na niej wpływu! Christian uśmiechnął się pod nosem, Dymitr zachował kamienną twarz, ale na pewno również tego nie popierał.
Poszliśmy schodami na górę. Na pół piętrze zatrzymały nas dwie dziewczyny. Były ubrane niemal identyczne: granatowe bluzki, spodnie w kratkę i białe trampki. Z przykrością zauważyłam, że jedna z nich ma włosy związane jak ja. Tyle, że jej były czarne i proste. Druga miała krótką, rudą czuprynę. Wzrostem dorównywały mojej przyjaciółce.
-Cześć Christian!- wykrzyknęły serdecznie.
Lissa miała minę jakby ktoś ją spoliczkował, a ja cieszyłam się w duchu, że nie wykrzyknęły imienia mojego chłopaka.
-Miło was widzieć,- odpowiedział.- Mary, Kate to Lissa, moja dziewczyna- uścisnęły sobie ręce.
-Blokujesz przejście!- wykrzyknęłam do chłopaka.
-A to Rose- dodał mimochodem.
-Tak, tak, Mary, Kate- odwzajemniłam ich nieszczere uśmiechy.
-Dymitr, tak?- spytały patrząc za moje plecy szczerze przejęte.
Pomyślałam, że już ich nie lubię. Bielikow nic nie odpowiedział, ale chyba kiwnął głową, bo te dalej trajkotały.
-Zapamiętałyśmy- czy one wszystko mówią razem?!- Co studiujecie dziewczyny?- miałam wrażenie, że pytają z przymusu.
-Zaczynamy prawo- odpowiedziała Lissa- i jakiś dziwny kierunek z biologii- dodała patrząc na mnie.
-Tutaj?- zdziwiła się Chyba Mary.
-Nie na Lehigh- odpowiedział Christian.
-Ach, czyli wpadłaś, żeby zobaczyć jak mu się mieszka?- zapytały mojej przyjaciółki.
-Dokładnie!- odparła morojka.
-A ty...?- zawiesiły się.
-Rose- dokończył za nie Dymitr.- Przyjechała się ze mną pożegnać- żałowałam, że stoję do niego tyłem.
-To wy jesteście parą?!- ich oczy zamieniły się w centówki.
-Sam w to nie dowierzam- wtrącił się Christian.
Bóg mi świadkiem, że nie wiedziałam czy położyć jemu, czy dziewczynom.
-Chodźmy, Rose- Dymitr położył mi rękę na plecach i popchnął lekko do przodu.
-Dobry pomysł- podchwyciła Lissa.- Kochanie?- spojrzała na swojego chłopaka.
-To do zobaczenia dziewczyny- moroj prowadził nas dalej na górę.
Stanęliśmy przed drzwiami pokoju numer 104.
-Ale zołzy- odparłam z niesmakiem.
-Popieram- Lissa miała podobną minę.
-To co?- Christian popatrzył na nas z uśmiechem otwierając drzwi.
Dymitr wszedł bez żadnej zachęty, byłam pewna, że dokładnie sprawdza pokój. Po dłuższej chwili wyszedł i kiwnął głową. Moroj przepuścił, więc Lissę w drzwiach i wszedł za nią, po czym odwrócił się do nas w progu.
-To miłego popołudnia- zamknął nam drzwi przed nosem.
-Zawsze był miły- rzuciłam sarkastycznie.
-Słyszałem- dotarł do nas zagłuszony wyraz.
-Tędy- Dymitr wskazał mi otwarte drzwi obok.
Weszłam rozglądając się i stawiając dwa kroki w przód.
-Rose, nie robisz tego poważnie? To mój pokój- usłyszałam za plecami jak zamyka drzwi.
Tylko czekałam na ten dźwięk. Odwróciłam się i przywarłam do jego ciała. Przycisnęłam mocno usta i pocałowałam go jakbym nie robiła tego od lat. Wypuścił torby, które trzymał w rękach i objął mnie w pasie. Chciałam go przeprosić, chciałam mu podziękować, chciałam pokazać jak wiele dla mnie znaczy i jak bardzo jest mi wstyd, że mu tego nie okazałam.
-Roza,- usłyszałam łapiąc łapczywie oddech- nic się nie stało. Nie przejmuj się.
-Skąd wiesz, co myślę?- spytałam niewyraźnie.
-Inaczej całujesz- odparł cicho.
Postanowiłam to naprawić. Zrobiłam to z chęcią. Tym razem podczas pocałunku ruszyliśmy powoli w głąb pokoju. Dymitr usiadł na czymś i posadził mnie sobie na kolanach. Kiedy się od niego odsunęłam spojrzałam mu w oczy. Nie wiem ile tak siedzieliśmy, ale po dłuższej chwili w końcu się odezwałam.
-Przyjechaliście inną drogą?
-Tak jak mówiłaś- oparłam głowę na jego ramieniu.
-Żadna, wredna strzyga was nie widziała?- chciałam się upewnić.
-Tego nie wiem- serce mi przyspieszyło.- Przynajmniej ja nie widziałem.
Stwierdziłam, że w tym wypadku nic im nie grozi. Dymitr na pewno coś by zauważył.
Rozejrzałam się chcąc wiedzieć jak mu się będzie teraz mieszkało. Pokój był jasny i nie stwierdziłam tego tylko dlatego, że wpadało tu światło. Ściany miały beżowy kolor. Miał typowe meble: biurko, komoda, jakieś szafki i jednoosobowe łóżko,na którym siedzieliśmy. Zdziwiło mnie, że ma dwa fotele i mały stolik do kawy.
-Towarzyszu, chyba kierownik budynku sugeruje, że tam powinniśmy usiąść- powiedziałam wskazując na niestandardowe wyposażenie.
Dymitr ledwo zauważalnie uniósł kąciki ust.
-Kiedyś na pewno z tego skorzystamy. Rose, chcę cię przeprosić,- przeniosłam na niego wzrok.- nie przyjdziemy z Christianem w piątek. To byłoby ryzykowne, ale w sobotę z samego rana wsiądziemy w samochód.
Pokiwałam głową, to przykra wiadomość, jednak rozumiałam go. W tym wypadku ich bezpieczeństwo było najważniejsze.
-Okey- odparłam wtulając się w jego szyję.
-Okey? Liczyłem na inną reakcję, wzburzoną lub radosną, ale nie obojętną- przyznał.
-Nie jestem zła. To trochę smutne, ale rozumiem. Nie pojmuje, czemu mam się cieszyć.
-Nic nie wywnioskowałaś?- mruknął mi we włosy.
Zaczęłam gorączkowo myśleć.
-Powiem ci- szepnął mi do ucha.- Nie możemy wyjechać kiedy zaczyna się ściemniać- pomyślałam, że to żadna nowość.- Która godzina?
-Szesnasta, może trochę później.
-Zanim strażnicy Królowej przyjadą z karmicielami minie z godzina? Zanim Christian oprowadzi Królową po akademiku plus pół godziny. Zjedzą i jak zaczną się żegnać będzie szósta? Mamy jesień, wtedy się ściemnia. Myślę, że strażnik, który dzisiaj dowodzi nie zgodzi się na to- skończył swoją przydługą odpowiedź.
-Strażnik, który dzisiaj dowodzi?!- zapaliła mi się zielona lampka.- I co wtedy się stanie z Królową i jej strażniczką?- spytałam zalotnie.
Niestety przeszkodziło nam pukanie do drzwi. Zeszłam niechętnie z kolan Dymitra. Wstał i podszedł do drzwi.
-Mogę ci zająć chwilę?- w progu stał Christian.- To dobrze. Zobacz, co dostałem i ty też- wyciągnął do Dymitra jakieś kartki.
-I?- spytał strażnik, kiedy szybko przebiegł wzrokiem po stronie.
-Chcę iść. Lissa też- co oni wymyślili?!
Stanęłam obok Dymitra i zerknęłam mu przez ramię.
-Ozera, chyba kpisz!- wykrzyknęłam oburzona, popatrzyłam wyczekująco na Bielikowa.
Moroj zrobił to samo. Za to Dymitr z kamienną twarzą kiwnął głową Christianowi.
-Tylko w naszym kampusie- odparł poważnie.
-Pewnie, że tak, dzięki- Ozera wrócił do swojego pokoju.
-Co ty robisz?!- wykrzyknęłam, kiedy Dymitr zamknął już drzwi.- Ja na to Lissie nie pozwolę. Wieczorna impreza?! Litry alkoholu i spacery po ciemku. Strzygi się pewnie czają od wczoraj na tę okazję!
Krzyczała na niego, a on zdjął prochowiec, powiesił go i skrzyżował ręce na piersi. Ta postawa mnie jeszcze bardziej zdenerwowała.
-Co tak stoisz?!- zakończyłam wywód.
-Rose, jestem jego strażnikiem. Nie opiekunem prawnym. Nie mam mu niczego zabraniać, tylko zapewnić mu bezpieczeństwo gdziekolwiek się nie uda. Christian nie musi się mnie radzić- tłumaczył mi cierpliwie.
-Lissa zostanie. Nie zmienię zdania. Nie doprowadzę do sytuacji, której tak się obawiasz.
-Czyli?- uniósł brew.
-Kiedy jakieś strzygi zaatakują nie będziesz zmuszony wybierać: pomóc Rose czy ratować Christiana?- przedrzeźniałam go przy tym.- Zepsułeś tak miłą atmosferę!- wyszłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi pokoju.
Odetchnęłam głęboko i rozejrzałam się po korytarzu. Co to było?! Nie byłam aż taka zła. Było mi jedynie przykro. Jeszcze chwilę temu cieszyłam się, że zostaniemy tu z Lissą na noc. Teraz marzył mi się wyjazd. Dymitr zawsze postępował odpowiedzialnie, a dzisiaj?! Ruszyłam ku schodom i zeszłam na dół. Czemu się na to zgodził?! Kampus jest ogromny. Jak on chce czuwać nad podopiecznymi na takiej powierzchni?! Byle kto go zagada i Ozera wyparuje! Wyszłam na dwór i przecięłam trawnik. Przyspieszyłam kroku poganiana złością. Pewnie za bardzo się zdenerwowałam, ale nie rozumiałam decyzji Bielikowa. Christian nie czułby się urażony, gdyby strażnik mu tego odradził. Gdyby powiedział:" Chcesz iść na wieczorną imprezę, na świeżym powietrzu z wielką grupą nieznajomych, tak?"
Wpadłam na kogoś.
-Proszę, proszę! Lala!- przede mną stał chłopak, którego widziałam jak tylko wyszłam dzisiaj z samochodu.
W tym momencie zatęskniłam za przezwiskiem Iwaszkowa: Mała Dampirzyca.
-Dalej szukasz pokoju? Mogę ci udostępnić swój- rzucił z obrzydliwym uśmiechem.
-Najpierw sam do niego traf- wyminęłam go.
Szłam przed siebie dość ruchliwą ulicą. Nie miałam żadnego konkretnego celu. Nigdzie nie skręcałam, żeby się nie zgubić. Ludzie mijali mnie pieszo i w samochodach. Kilka osób nawet jeździło rowerem. Strasznie byli niecierpliwi. Ktoś trąbił, ktoś krzyczał albo za głośno rozmawiał przez telefon. Zaglądałam do okien kawiarni i restauracji. Zawróciłam, gdy zaczęło padać. Ściemniło się.
Jutro wieczorem będę nieznośnie tęsknić za Dymitrem, a teraz sobie od tak od niego poszłam. Nie miało to sensu. W tym momencie zastanawia się pewnie, gdzie jestem. Na pewno w końcu nie pozwolił pójść morojom na imprezę. Tępa idiotka.
Zatrzymałam się gwałtownie. Tępa idiotka?! Skąd mi to przyszło do głowy?! Cholera, to nie moja myśl! Od dwóch godzin snułam się po ulicy z Avery podsuwającą mi idiotyzmy!
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak późno. Następny rozdział możliwe, że pojawi się jutro, ponieważ nie wiem jak będzie wyglądała sytuacja od poniedziałku (przez egzaminy). Chciałabym coś wstawiać, ale obawiam się, że przez przedmioty przyrodnicze i matematykę nie będę trzeźwo myśleć. A nie chciałabym pisać pod wpływem emocji. Nawet, gdy publikuję 26 rozdział, a piszę 30. Tak, więc tak... Ponarzekałam i już mi lepiej! Pozdrawiam
Jak mogłaś. Ostatnie chwile sam na sam z Bielikowem marnujesz na włóczenie się samej po ulicach. Wracaj! Pędź do niego. On cię potrzebuje i ty jego. Dwie godziny! Stracić tak cenne dwie godziny! Nie tego nie mogę wybaczyć.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i życzę weny. :-*
PS.
Powodzenia na egzaminach.
Kurde! Nie w takim momencie; wiesz jak ja bardzo chce żeby oni teraz byli razem! Rose o Dimitri! Oni muszą być przez te ostatnie chwile tylko ze sobą! Głupi Chris... Zachciało mu się imprez. Przecież mógłby powiedzieć z Lissa! Ten to nigdy nie dorośnie.
OdpowiedzUsuńDymitr! Biegnij do Rosę! Trzeba jej pomóc! Ona tego nie mówiła sama. Jestem prawie pewna, ze krzyczała na ciebie przez Avery! Przecież znasz swoją Rose... No idź do niej.
Boooski rozdział. Ja błagam o kolejny jutro! 🙏 Na kolanach błagam cię!
Pozdrawiam. Życzę weny. CZEKAM na następny. I powodzenia na egzaminach!
Rozdział jak zwykle świetny :D I wiedzę, że nie tylko ja sie męczę z egzaminami. Życzę powodzenia. ;)
OdpowiedzUsuń