Obudziłam
się.
Zobaczyłam, że w pokoju nie jest jeszcze zupełnie ciemno. Zachodziło słońce.
Wstałam z łóżka najciszej jak mogłam by nie budzić Dymitra i ruszyłam do salonu. Chciałam wyjść na balkon.
Poczułam na twarzy ciepłe powietrze. Była piękna jesień. Oparłam się o barierkę i chłonęłam widok roztaczający się przede mną.
Błonia dworu królewskiego... Dawno nie miałam czasu na docenienie tego co mam w zwykłym momencie życia. Bez żadnego zagrożenia, śmierci naprzeciwko. Takiej codzienności zazwyczaj nie doświadczam. Moje życie przypomina często wyścig.
Stałam patrząc na gasnące kolory, słysząc jak zwierzęta cichną szykując się do snu. Promienie nikły pozostawiając znany mi świat. Od jutra zacznę funkcjonować w innym czasie. Żyć w trybie ludzi.
Zdarzało mi się poczuć brak dziennego, naturalnego światła. Dampiry uważają, że mają to we krwi, ale lubiłam ten nasz szczególny świat. Choć rok temu żyłam z Lissą pośród ludzi i było nam dobrze- wiedziałam, że znów się przystosujemy.
Rok... Minął rok. Doświadczyłam w nim więcej niż przez poprzednie dwa lata liceum. Wracając do Akademii z przymusu liczyłam tylko na porażki. Nie obyło się bez nich, ale warto było. Lissa, Dymitr, Christian, Mason, Mia, Adrian, Abe, Janine, Eddie, Sonia z Michałem, Sydney, kochana rodzina Bielikow, nauczycie z przeklętą Kirową, bracia Daszkow i Natalie, Avery ze swoją świtą,Tasza, Tatiana- tyle ludzi mnie ukształtowało! Jedni mieli ogromny wpływ, drudzy czekali w cieniu by wkroczyć w moje życie niespodziewanie. Poznałam dzięki nim mnóstwo uczuć, stałam się doświadczoną strażniczką.
Biorąc pod uwagę ranking dobrych i złych momentów muszę przyznać, że nie zamieniłabym nic. To dzięki temu stoję teraz na tym balkonie. Będąc strażniczką królewską najlepszej przyjaciółki. Ze świadomością, że za ścianą śpi moja największa miłość. Zyskałam rodzinę, przyjaciół i przeżyłam stratę wielu bliskich, nie zatrzymałam się. Idę. Kopnęłam się w myślach! Koniec tych wspominków. Było już ciemno, trzeba coś ze sobą zrobić.
Wróciłam do sypialni. Wyjęłam kolejną czystą kartkę i napisałam ostatni przed wyjazdem list, który podrzucę Dymitrowi. Uśmiechnęłam się kończąc moje dzieło. Chciałam żeby tą wiadomość przeczytał jako pierwszą, więc włożyłam ją na wierzch ubrań w jego walizce.
Wślizgnęłam się do łóżka. Dymitr spał na brzuchu opierając głowę na poduszce, pod którą miał rękę. Twarz przysłaniały mu niesforne włosy. Delikatnie ogarnęłam je by móc mu się przyjrzeć. Musiałam przyznać, że był sporą konkurencją dla widoku zachodu słońca z naszego balkonu. Wargi miał lekko rozchylone, powieki przymknięte, oddychał miarowo. Musiał być nieźle zmęczony. O tej porze mnie budził, żebym nie wstała za późno. Stwierdziłam, że teraz moja kolej.
Pocałowałam go delikatnie w policzek zagarniając mu włosy za ucho.
-Dimka- szepnęłam.
Zobaczyłam leniwy uśmiech na jego zaspanej twarzy. Sama miałam podobną minę, dodatkowo nie dowierzałam, że tak go nazwałam. Przetarł powieki i przeciągnął się leżąc. Po chwili znów wygodnie się ułożył nie otwierając oczu.
-Dimka- szepnęłam ponownie.
Przybliżałam usta, żeby znów ucałować jego policzek. On miał inny plan. Obrócił gwałtownie głowę. Nie powiem- jego pomysł był lepszy. W trakcie gwałtownego pocałunku obrócił mnie na plecy i pochylił się nade mną.
-Tak powinnaś była mnie budzić- odparł na dzień dobry.- Szybciej byś osiągnęła zamierzony efekt.
-Kiedy to był mój cel- zaśmiałam się.
Spojrzał na mnie podejrzliwie. Myślałam, a raczej liczyłam na to, że znów się nachyli, ale on postanowił rozmawiać. Wywróciłam oczami zdając sobie sprawę, że zaczyna poważny temat.
-Co myślisz o tych studiach?- oparł się o wezgłowie łóżka.
Natychmiast ułożyłam się wygodnie na jego piersi, a on objął mnie ramieniem.
-Zastanawiam się jak się poczuje dwudziestopięciolatek na pierwszym roku.
-Wyłapałaś to... Cóż oficjalnie fałszywe papiery odmłodziły go o pięć lat.
-Będziesz miał dwudziestkę?- -zdziwiłam się.
-To nie była trudna matematyka- odparł szybko bym nie drążyła tematy.
-Dzielą nas, więc dwa lata,- zarzuciłam mu rękę w pasie- ale z ciebie młodziak- zaśmiałam się.
-Czy ciebie to bawi?- spytał przekręcając dłonią moją twarz bym na niego spojrzała.
-Lubię naszą różnice wieku- przyznałam.
-Lubisz?- chyba go tym rozbawiłam.
-A tobie ona przeszkadza? Podoba mi się,że masz tyle lat. Mówię o twoim prawdziwym wieku. Pomagasz mi doświadczeniem i wtedy zawsze podejmuję słuszne decyzje. Czasami czuję się przy tobie wyjątkowo, ponieważ mnie doceniłeś. Nie rozdrabniałbyś się nad jakąś rozkapryszoną nastolatką- byłam pewna tych słów.
-Rzadko musiałem tłumaczyć twoje zachowania wiekiem, bo jesteś bardzo dojrzała. Nie czuję mocno tej różnicy- dodał po chwili.
-Ona przeszkadza tylko innym- zaczęłam narzekać.
-Masz rację- pocałował mnie w czoło.- Opowiedz mi coś o swoich studiach.
-Poczekaj Dymitr! Jeszcze nie omówiliśmy twoich- upierałam się.- Ty jedziesz do Allentown!- znów poczułam przyjemne ciepło wynikające ze świadomości, że będzie tak blisko.
-A tak ci chciałem zrobić niespodziankę- chyba go zawiódł fakt, że ktoś go uprzedził.
-Chyba bym polubiła te niespodzianki od ciebie.
-Rose, na pewno jeszcze nie jedna przed tobą- przyznał rozbawiony przybliżając powoli twarz do mojej.
Czekałam na dotyk jego ust, miałam wrażenie, że trwa to przez długie minuty. Spojrzał mi w oczy jakby prosząc o zgodę. Pokiwałam głową uśmiechając się. To był powolny, namiętny pocałunek. Myślę że przyzwyczajał nas do rozstania. Wiedzieliśmy, że jutro o tej porze będziemy się żegnać. Nagle odsunęłam się od niego.
-Masz ją?- spytałam unosząc mu głowę.
Ucałowałam go w ten blednący już punkt.
- Coś tam jeszcze masz- ucieszyło mnie, że ta malinka jeszcze nie zeszła.
-Niestety Sonia miała rację i utrzyma się jeszcze- mówił niechętnie.
-To wspaniale! Dymitr, jutro koniecznie się rozglądaj na wszystkie strony! Każda dziewczyna w tym całym Allentown musi zobaczyć twoją szyję.
-Rose, wolałbym żebyś ty jedna zwracała uwagę na mój wygląd, co robisz za często, ale ci wybaczam, bo już w niego ingerujesz- jak mnie to ucieszyło.
-Ja też bym tak wolała. Jednak jesteś za przystojny. Każda dziewczyna na tych studiach ma wiedzieć, że jesteś zajęty- starałam się mówić stanowczo.
-Przecież mnie znasz. Jestem dość zamknięty w sobie, nikt nie zwróci na mnie uwagi.
Nie miał racji. Na pewno znajdzie się jakaś grupka jego wielbicielek.
-I co ja mam powiedzieć o tobie?- spytał.
Spojrzałam zdziwiona w jego oczy. Czy on mówi o zazdrości? To miał być mój wykład!
-Przecież wiesz jak wyglądasz- przejechał swoją dłonią po mojej nodze.
I jak tu się skupić na przekonującej odpowiedzi?!
-Potrafię przygadać, nie miałabym problemu z noszeniem koszulki: "mam chłopaka". Chwila!- wykrzyknęłam nagle.- Mnie nikt nie zaczepi, mam pierścionek!
Dymitr zaśmiał się widząc moją reakcję. Patrzyłam na niego w niemym zachwycie. Ma naprawdę piękny śmiech, a nie słyszę go często. Jest szczery i taki ciepły, dobry.
-Przestań- powiedział nagle.
-Nic nie robię.
-Rose, niemal wykrzykujesz swoje myśli. Wiem co ci chodzi po głowie.
-Skąd?!
-Tajemnica strażnika, a właśnie- wstał z łóżka.
-Wracaj tu natychmiast!- zawołałam za nim.
Wyszedł z sypialni i skierował się w kierunku salonu.
-Dymitr!- ponowiłam próbę.
-Już idę- stanął w progu pokoju.
Usiadłam żeby lepiej mu się przyjrzeć. Miał na sobie kraciaste spodnie od piżamy z kieszeniami, w których chował dłonie. Oparł się o framugę i patrzył na mnie.
-Jak skończysz to zamknij buzię- powiedział poważnie.
Zaśmiałam się. Nawet nie wiedziałam, kiedy ją otworzyłam. Prawda jest taka, że chłonęłam jego obraz jak tylko mogłam. Wyjął dłoń z kieszeni i dał mi znak bym podeszła.
Powoli zwlekłam się z łóżka i stanęłam naprzeciwko. Objął mnie w pasie ramieniem i przyciągnął do siebie. Wstrzymałam oddech. Dzieliły nas centymetry. Nagle przybliżył do twarzy drugą rękę i delikatnie pomachał małą torebką na prezent. Zerknęłam na nią kontem oka nie chcąc odwracać wzroku od jego twarzy.
-Jest pusta?- spytałam niewinnie.
-Nie- pokręcił głową.
-Nie chcę od ciebie prezentów. Chyba, że mówimy o twojej wodzie kolońskiej?
-Nie- myślę, że dobrze się bawił.
-Srebrny sztylet z grawerunkiem?- kończyły mi się pomysły.
-Jesteś jedyną kobietą, która ucieszyłaby się z takiego podarunku, ale nie. To nie broń.
-Tylko nie biżuteria- wymsknęły mi się te słowa.
Wiedziałam, że palnęłam. Dostawanie naszyjników czy bransoletek kojarzyło mi się z czasem, kiedy był strzygą. Miałam ich wtedy mnóstwo. Najczęściej były kradzione. Wzdrygnęłam się na samą myśl co się stało z ich właścicielami.
Dymitr pocałował mnie w czoło i pokręcił głową.
-Kępka twoich włosów?- starałam się poprawić nam nastroje.
-Rose, weź to wreszcie- wywrócił oczami udając irytację.
Wyciągnęłam rękę nie odrywając wzroku od jego twarzy. Upuścił torebkę na moją otwartą dłoń. Zaśmiałam się widząc jej zawartość.
-Zapomniałam, że wiesz!- przyznałam uradowana.
Przyciągnęłam go do siebie i mocno przycisnęłam usta do jego ust na dowód wdzięczności.
-Mówiłaś mi o nim na treningach. No i ostatnio codziennie cię całuję. Zauważyłem, że go nie masz.
W małej, niewinnej torebce leżał mój ulubiony błyszczyk.
-Poprzedni miałam od instruktora, ten mam od narzeczonego.
Uniósł rękę by odgadnąć mi włosy z twarzy, ale zatrzymał ją. Zamknęłam oczy czekając by poczuć muśnięcie jego palców na policzku. Nie nastąpiło to jednak. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Gdybym cię teraz dotknął- mówił spokojnie- nie wyszlibyśmy stąd szybko.
-Więc na co czekasz?!- ponagliłam go.
-Jest już późno, dawno temu powinniśmy coś zjeść- zawsze chciał mieć kontrolę nad sytuacją.
-To nasz dzień- podkreśliłam dotykając palcami jego torsu i kierując ku górze.- Nie wyjdę z sypialni póki tego nie zrobimy.
Spojrzał na mnie rozbawiony, skrzyżował ręce na piersi i ponownie oparł się o framugę.
-Tak?
-Tak. Nie jestem głodna- skłamałam.
-Nie jadłaś wczoraj kolacji- przypomniał.
-I najwyraźniej nie zjem śniadania- powiedziałam stanowczo.
-Najwyraźniej? A co jeśli ja najwyraźniej nie zostanę tu dłużej i pójdę do kuchni?
-Zostanę i będę protestować. Ty możesz zjeść sam śniadanie, ale ja sama tego nie zrobię- zaczęłam się obawiać, że zaraz wyjdzie.
-A gdybym ci obiecał?- spytał pochylając się nad moim uchem.
-Co?- spytałam zaintrygowana.
-Powiedzmy, oznajmiłbym: "Rose, wrócimy tu później".
-Wtedy bym się pewnie zgodziła- powiedziałam udając zastanowienie.
-Roza, pokochamy się po śniadaniu- szepnął.
-Idę się szykować!- ruszyłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi.
Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Co to było?! Dymitr był bezpośredni, ale nigdy nie w takich sytuacjach. Tego zdania na pewno nikt inny nie usłyszy. Jak to w ogóle możliwe, że cztery słowa z jego ust tak na mnie wpływają?! Starałam się odgonić myśli i skupić się na podstawowych czynnościach.
Umyłam zęby, rozczesałam włosy, posmarowałam usta błyszczykiem. Cholera! Nie mam tu ubrań! Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. W szafie zostawiłam nam po dwa komplety ubrań, na dziś i jutro. Założyłam, więc dżinsowe rurki, czarny podkoszulek i ruszyłam za zapachem do kuchni.
-Naleśniki!- wykrzyknęłam w progu.
Wszystko już było ułożone na stole. Usiadłam, więc na swoim stałym miejscu. Dymitr zajął krzesło naprzeciwko trzymając w ręku kubek z herbatą. Zauważyłam niechętnie, że założył koszulkę.
-Smacznego- odparł znad kubka.
-Z pewnością, ale jestem głodna- odparłam nakładając jedzenie na talerz.
-Zgłodniałaś w tej łazience mam rozumieć?- spytał zaczepnie.
Oparłam ręce na stole i wyciągnęłam się w jego kierunku, pochylając się nad stołem.
-Co ty robisz?- odparł zaskoczony.
-No pomóż mi trochę- brakowało mi do niego kilku centymetrów.
Na moje słowa podniósł się lekko tak, że mogłam go pocałować. Odsunęłam się od niego zadowolona, po czym zaśmiałam się głośno.
-Co tym razem, Rose?
Palcami przetarłam jego usta. W pierwszej chwili chciał się odsunąć. Powstrzymał jednak ten odruch i jeszcze bardziej się nachylił.
-Co to było?- spytał kiedy opadłam na miejsce.
-Zmywałam ci mój błyszczyk- przyznałam z rozbawieniem.
-Słusznie- odparł sięgając po sztućce.
-Allentown, tak?- chciałam zacząć rozmowę o aspekcie, który mnie w tym wszystkim niepokoił.
-Przecież wiesz.
-To tam towarzyszyłeś Christianowi w zwiedzaniu uczelni?- kontynuowałam lekkim tonem.
-Tak- odparł przeżuwając.
-I to tam zauważyłeś alchemików?- spytałam już poważnie.
Przerwał jedzenie.
-Słucham?- wiedziałam, że doskonale to do niego dotarło.
-Uważaj komu o tym mówisz. Dla Christina nie była to ważna informacja, ale zwróciłam głównie na to uwagę, kiedy opowiadał. Lissa nic nie wyłapała, a ja nic nie wytłumaczyłam żeby jej nie martwić. Zamierzałeś mi powiedzieć?
-Nie,- przyznał otwarcie- nie było czym się przejmować.
-To dlaczego Christian powiedział, że "miałeś zastrzeżenia co do bezpieczeństwa"?! Nie sugerowałeś mu, że to błąd żeby tam studiować?!
-Rose... To byli alchemicy.
-Którzy po nas sprzątają!- źle to zabrzmiało, ale taka prawda.- Tam muszą być strzygi. Nie wątpię w twoje zdolności. Nawet bym nie śmiała! Wszystko co umiem, umiem dzięki tobie. Uważam, że jesteś najlepszym strażnikiem, ale będziesz wiecznie zmęczony. Narażany na walkę.
-Nie ja jestem narażany na walkę, tylko Christian na śmierć.
-Ty też jesteś na nią narażony!- upierałam się.
-Taka praca! Przyzwyczaiłem się do tego. W każdej minucie wykonywania jej mogę zginąć- czemu był taki spokojny?!
-Ale możesz zmniejszyć ryzyko- starałam się to wytłumaczyć.- Zasugerować coś Christinowi.
-Po co?
-Bo ty jesteś ważny i masz dla kogo żyć!- zaczęłam jeść aby uniknąć obrazy.
-Rose?- dalej hałasowałam sztućcami.- Rose!
Podniosłam wzrok.
-To nie jest najważniejsze- odparł poważnie.
-Jak to nie? Co ty sobie myślisz?!
-Myślę, że szkoliłem cię przez rok i w walce nie masz sobie równych. Nie udało mi się jednak wpoić ci najważniejszej zasady. Może inaczej... Wiesz, że "oni są najważniejsi", ale kiedy w grę chodzi opisanie sytuacji jakiegoś innego strażnika mam wrażenie, że o tym zapominasz. Nie powinnaś traktować strażników na równi z podopiecznymi. A najgorsze jest to, że nie udało mi się ciebie tego nauczyć, bo sam już w to nie wierzę i kiedyś ci o tym wspominałem. Staram się przekonywać do tej zasady od roku i marnie mi idzie.
Słuchałam go uważnie i starałam się go zrozumieć.
-Dymitr,- zaczęłam- tu nie chodzi o opisanie sytuacji " jakiegoś strażnika ". Mówimy o tobie. A co do szkoleń, nigdy nie chciałam mieć innego mentora niż ty. Jestem dumna, że byłeś to ty! Nie wmawiaj mi, że nie kierujesz się tą zasadą. Widziałam cię podczas walki zawsze wiesz jak należy postępować.
-Nie idealizuj mnie. Naprawdę się nią nie kieruję. Dlatego pozwól mi udawać dalej, ponieważ sam siebie próbuję w ten sposób przekonać do słuszności tej mantry.
-Nie pozwolę ci gadać takich bzdur! Jesteś ważny i musisz mieć tego świadomość! Gdyby nie ty Christin byłby w niebezpieczeństwie, a gdyby coś ci się stało ryczałabym dzień i noc. Jeśli myślisz, że po Masonie byłam załamana, grubo byś się wtedy zdziwił. I co tak starasz się ukryć?! Jaką masz zasadę, że kłóci się ona z zawodem strażnika?!
Patrzył na mnie skupiony, nie wyglądał jakby miał zamiar odpowiedzieć.
-Więc?- naciskałam.
Zamknął oczy i zaczerpnął oddech.
-" Roza, jest najważniejsza ".
Zobaczyłam, że w pokoju nie jest jeszcze zupełnie ciemno. Zachodziło słońce.
Wstałam z łóżka najciszej jak mogłam by nie budzić Dymitra i ruszyłam do salonu. Chciałam wyjść na balkon.
Poczułam na twarzy ciepłe powietrze. Była piękna jesień. Oparłam się o barierkę i chłonęłam widok roztaczający się przede mną.
Błonia dworu królewskiego... Dawno nie miałam czasu na docenienie tego co mam w zwykłym momencie życia. Bez żadnego zagrożenia, śmierci naprzeciwko. Takiej codzienności zazwyczaj nie doświadczam. Moje życie przypomina często wyścig.
Stałam patrząc na gasnące kolory, słysząc jak zwierzęta cichną szykując się do snu. Promienie nikły pozostawiając znany mi świat. Od jutra zacznę funkcjonować w innym czasie. Żyć w trybie ludzi.
Zdarzało mi się poczuć brak dziennego, naturalnego światła. Dampiry uważają, że mają to we krwi, ale lubiłam ten nasz szczególny świat. Choć rok temu żyłam z Lissą pośród ludzi i było nam dobrze- wiedziałam, że znów się przystosujemy.
Rok... Minął rok. Doświadczyłam w nim więcej niż przez poprzednie dwa lata liceum. Wracając do Akademii z przymusu liczyłam tylko na porażki. Nie obyło się bez nich, ale warto było. Lissa, Dymitr, Christian, Mason, Mia, Adrian, Abe, Janine, Eddie, Sonia z Michałem, Sydney, kochana rodzina Bielikow, nauczycie z przeklętą Kirową, bracia Daszkow i Natalie, Avery ze swoją świtą,Tasza, Tatiana- tyle ludzi mnie ukształtowało! Jedni mieli ogromny wpływ, drudzy czekali w cieniu by wkroczyć w moje życie niespodziewanie. Poznałam dzięki nim mnóstwo uczuć, stałam się doświadczoną strażniczką.
Biorąc pod uwagę ranking dobrych i złych momentów muszę przyznać, że nie zamieniłabym nic. To dzięki temu stoję teraz na tym balkonie. Będąc strażniczką królewską najlepszej przyjaciółki. Ze świadomością, że za ścianą śpi moja największa miłość. Zyskałam rodzinę, przyjaciół i przeżyłam stratę wielu bliskich, nie zatrzymałam się. Idę. Kopnęłam się w myślach! Koniec tych wspominków. Było już ciemno, trzeba coś ze sobą zrobić.
Wróciłam do sypialni. Wyjęłam kolejną czystą kartkę i napisałam ostatni przed wyjazdem list, który podrzucę Dymitrowi. Uśmiechnęłam się kończąc moje dzieło. Chciałam żeby tą wiadomość przeczytał jako pierwszą, więc włożyłam ją na wierzch ubrań w jego walizce.
Wślizgnęłam się do łóżka. Dymitr spał na brzuchu opierając głowę na poduszce, pod którą miał rękę. Twarz przysłaniały mu niesforne włosy. Delikatnie ogarnęłam je by móc mu się przyjrzeć. Musiałam przyznać, że był sporą konkurencją dla widoku zachodu słońca z naszego balkonu. Wargi miał lekko rozchylone, powieki przymknięte, oddychał miarowo. Musiał być nieźle zmęczony. O tej porze mnie budził, żebym nie wstała za późno. Stwierdziłam, że teraz moja kolej.
Pocałowałam go delikatnie w policzek zagarniając mu włosy za ucho.
-Dimka- szepnęłam.
Zobaczyłam leniwy uśmiech na jego zaspanej twarzy. Sama miałam podobną minę, dodatkowo nie dowierzałam, że tak go nazwałam. Przetarł powieki i przeciągnął się leżąc. Po chwili znów wygodnie się ułożył nie otwierając oczu.
-Dimka- szepnęłam ponownie.
Przybliżałam usta, żeby znów ucałować jego policzek. On miał inny plan. Obrócił gwałtownie głowę. Nie powiem- jego pomysł był lepszy. W trakcie gwałtownego pocałunku obrócił mnie na plecy i pochylił się nade mną.
-Tak powinnaś była mnie budzić- odparł na dzień dobry.- Szybciej byś osiągnęła zamierzony efekt.
-Kiedy to był mój cel- zaśmiałam się.
Spojrzał na mnie podejrzliwie. Myślałam, a raczej liczyłam na to, że znów się nachyli, ale on postanowił rozmawiać. Wywróciłam oczami zdając sobie sprawę, że zaczyna poważny temat.
-Co myślisz o tych studiach?- oparł się o wezgłowie łóżka.
Natychmiast ułożyłam się wygodnie na jego piersi, a on objął mnie ramieniem.
-Zastanawiam się jak się poczuje dwudziestopięciolatek na pierwszym roku.
-Wyłapałaś to... Cóż oficjalnie fałszywe papiery odmłodziły go o pięć lat.
-Będziesz miał dwudziestkę?- -zdziwiłam się.
-To nie była trudna matematyka- odparł szybko bym nie drążyła tematy.
-Dzielą nas, więc dwa lata,- zarzuciłam mu rękę w pasie- ale z ciebie młodziak- zaśmiałam się.
-Czy ciebie to bawi?- spytał przekręcając dłonią moją twarz bym na niego spojrzała.
-Lubię naszą różnice wieku- przyznałam.
-Lubisz?- chyba go tym rozbawiłam.
-A tobie ona przeszkadza? Podoba mi się,że masz tyle lat. Mówię o twoim prawdziwym wieku. Pomagasz mi doświadczeniem i wtedy zawsze podejmuję słuszne decyzje. Czasami czuję się przy tobie wyjątkowo, ponieważ mnie doceniłeś. Nie rozdrabniałbyś się nad jakąś rozkapryszoną nastolatką- byłam pewna tych słów.
-Rzadko musiałem tłumaczyć twoje zachowania wiekiem, bo jesteś bardzo dojrzała. Nie czuję mocno tej różnicy- dodał po chwili.
-Ona przeszkadza tylko innym- zaczęłam narzekać.
-Masz rację- pocałował mnie w czoło.- Opowiedz mi coś o swoich studiach.
-Poczekaj Dymitr! Jeszcze nie omówiliśmy twoich- upierałam się.- Ty jedziesz do Allentown!- znów poczułam przyjemne ciepło wynikające ze świadomości, że będzie tak blisko.
-A tak ci chciałem zrobić niespodziankę- chyba go zawiódł fakt, że ktoś go uprzedził.
-Chyba bym polubiła te niespodzianki od ciebie.
-Rose, na pewno jeszcze nie jedna przed tobą- przyznał rozbawiony przybliżając powoli twarz do mojej.
Czekałam na dotyk jego ust, miałam wrażenie, że trwa to przez długie minuty. Spojrzał mi w oczy jakby prosząc o zgodę. Pokiwałam głową uśmiechając się. To był powolny, namiętny pocałunek. Myślę że przyzwyczajał nas do rozstania. Wiedzieliśmy, że jutro o tej porze będziemy się żegnać. Nagle odsunęłam się od niego.
-Masz ją?- spytałam unosząc mu głowę.
Ucałowałam go w ten blednący już punkt.
- Coś tam jeszcze masz- ucieszyło mnie, że ta malinka jeszcze nie zeszła.
-Niestety Sonia miała rację i utrzyma się jeszcze- mówił niechętnie.
-To wspaniale! Dymitr, jutro koniecznie się rozglądaj na wszystkie strony! Każda dziewczyna w tym całym Allentown musi zobaczyć twoją szyję.
-Rose, wolałbym żebyś ty jedna zwracała uwagę na mój wygląd, co robisz za często, ale ci wybaczam, bo już w niego ingerujesz- jak mnie to ucieszyło.
-Ja też bym tak wolała. Jednak jesteś za przystojny. Każda dziewczyna na tych studiach ma wiedzieć, że jesteś zajęty- starałam się mówić stanowczo.
-Przecież mnie znasz. Jestem dość zamknięty w sobie, nikt nie zwróci na mnie uwagi.
Nie miał racji. Na pewno znajdzie się jakaś grupka jego wielbicielek.
-I co ja mam powiedzieć o tobie?- spytał.
Spojrzałam zdziwiona w jego oczy. Czy on mówi o zazdrości? To miał być mój wykład!
-Przecież wiesz jak wyglądasz- przejechał swoją dłonią po mojej nodze.
I jak tu się skupić na przekonującej odpowiedzi?!
-Potrafię przygadać, nie miałabym problemu z noszeniem koszulki: "mam chłopaka". Chwila!- wykrzyknęłam nagle.- Mnie nikt nie zaczepi, mam pierścionek!
Dymitr zaśmiał się widząc moją reakcję. Patrzyłam na niego w niemym zachwycie. Ma naprawdę piękny śmiech, a nie słyszę go często. Jest szczery i taki ciepły, dobry.
-Przestań- powiedział nagle.
-Nic nie robię.
-Rose, niemal wykrzykujesz swoje myśli. Wiem co ci chodzi po głowie.
-Skąd?!
-Tajemnica strażnika, a właśnie- wstał z łóżka.
-Wracaj tu natychmiast!- zawołałam za nim.
Wyszedł z sypialni i skierował się w kierunku salonu.
-Dymitr!- ponowiłam próbę.
-Już idę- stanął w progu pokoju.
Usiadłam żeby lepiej mu się przyjrzeć. Miał na sobie kraciaste spodnie od piżamy z kieszeniami, w których chował dłonie. Oparł się o framugę i patrzył na mnie.
-Jak skończysz to zamknij buzię- powiedział poważnie.
Zaśmiałam się. Nawet nie wiedziałam, kiedy ją otworzyłam. Prawda jest taka, że chłonęłam jego obraz jak tylko mogłam. Wyjął dłoń z kieszeni i dał mi znak bym podeszła.
Powoli zwlekłam się z łóżka i stanęłam naprzeciwko. Objął mnie w pasie ramieniem i przyciągnął do siebie. Wstrzymałam oddech. Dzieliły nas centymetry. Nagle przybliżył do twarzy drugą rękę i delikatnie pomachał małą torebką na prezent. Zerknęłam na nią kontem oka nie chcąc odwracać wzroku od jego twarzy.
-Jest pusta?- spytałam niewinnie.
-Nie- pokręcił głową.
-Nie chcę od ciebie prezentów. Chyba, że mówimy o twojej wodzie kolońskiej?
-Nie- myślę, że dobrze się bawił.
-Srebrny sztylet z grawerunkiem?- kończyły mi się pomysły.
-Jesteś jedyną kobietą, która ucieszyłaby się z takiego podarunku, ale nie. To nie broń.
-Tylko nie biżuteria- wymsknęły mi się te słowa.
Wiedziałam, że palnęłam. Dostawanie naszyjników czy bransoletek kojarzyło mi się z czasem, kiedy był strzygą. Miałam ich wtedy mnóstwo. Najczęściej były kradzione. Wzdrygnęłam się na samą myśl co się stało z ich właścicielami.
Dymitr pocałował mnie w czoło i pokręcił głową.
-Kępka twoich włosów?- starałam się poprawić nam nastroje.
-Rose, weź to wreszcie- wywrócił oczami udając irytację.
Wyciągnęłam rękę nie odrywając wzroku od jego twarzy. Upuścił torebkę na moją otwartą dłoń. Zaśmiałam się widząc jej zawartość.
-Zapomniałam, że wiesz!- przyznałam uradowana.
Przyciągnęłam go do siebie i mocno przycisnęłam usta do jego ust na dowód wdzięczności.
-Mówiłaś mi o nim na treningach. No i ostatnio codziennie cię całuję. Zauważyłem, że go nie masz.
W małej, niewinnej torebce leżał mój ulubiony błyszczyk.
-Poprzedni miałam od instruktora, ten mam od narzeczonego.
Uniósł rękę by odgadnąć mi włosy z twarzy, ale zatrzymał ją. Zamknęłam oczy czekając by poczuć muśnięcie jego palców na policzku. Nie nastąpiło to jednak. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Gdybym cię teraz dotknął- mówił spokojnie- nie wyszlibyśmy stąd szybko.
-Więc na co czekasz?!- ponagliłam go.
-Jest już późno, dawno temu powinniśmy coś zjeść- zawsze chciał mieć kontrolę nad sytuacją.
-To nasz dzień- podkreśliłam dotykając palcami jego torsu i kierując ku górze.- Nie wyjdę z sypialni póki tego nie zrobimy.
Spojrzał na mnie rozbawiony, skrzyżował ręce na piersi i ponownie oparł się o framugę.
-Tak?
-Tak. Nie jestem głodna- skłamałam.
-Nie jadłaś wczoraj kolacji- przypomniał.
-I najwyraźniej nie zjem śniadania- powiedziałam stanowczo.
-Najwyraźniej? A co jeśli ja najwyraźniej nie zostanę tu dłużej i pójdę do kuchni?
-Zostanę i będę protestować. Ty możesz zjeść sam śniadanie, ale ja sama tego nie zrobię- zaczęłam się obawiać, że zaraz wyjdzie.
-A gdybym ci obiecał?- spytał pochylając się nad moim uchem.
-Co?- spytałam zaintrygowana.
-Powiedzmy, oznajmiłbym: "Rose, wrócimy tu później".
-Wtedy bym się pewnie zgodziła- powiedziałam udając zastanowienie.
-Roza, pokochamy się po śniadaniu- szepnął.
-Idę się szykować!- ruszyłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi.
Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Co to było?! Dymitr był bezpośredni, ale nigdy nie w takich sytuacjach. Tego zdania na pewno nikt inny nie usłyszy. Jak to w ogóle możliwe, że cztery słowa z jego ust tak na mnie wpływają?! Starałam się odgonić myśli i skupić się na podstawowych czynnościach.
Umyłam zęby, rozczesałam włosy, posmarowałam usta błyszczykiem. Cholera! Nie mam tu ubrań! Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. W szafie zostawiłam nam po dwa komplety ubrań, na dziś i jutro. Założyłam, więc dżinsowe rurki, czarny podkoszulek i ruszyłam za zapachem do kuchni.
-Naleśniki!- wykrzyknęłam w progu.
Wszystko już było ułożone na stole. Usiadłam, więc na swoim stałym miejscu. Dymitr zajął krzesło naprzeciwko trzymając w ręku kubek z herbatą. Zauważyłam niechętnie, że założył koszulkę.
-Smacznego- odparł znad kubka.
-Z pewnością, ale jestem głodna- odparłam nakładając jedzenie na talerz.
-Zgłodniałaś w tej łazience mam rozumieć?- spytał zaczepnie.
Oparłam ręce na stole i wyciągnęłam się w jego kierunku, pochylając się nad stołem.
-Co ty robisz?- odparł zaskoczony.
-No pomóż mi trochę- brakowało mi do niego kilku centymetrów.
Na moje słowa podniósł się lekko tak, że mogłam go pocałować. Odsunęłam się od niego zadowolona, po czym zaśmiałam się głośno.
-Co tym razem, Rose?
Palcami przetarłam jego usta. W pierwszej chwili chciał się odsunąć. Powstrzymał jednak ten odruch i jeszcze bardziej się nachylił.
-Co to było?- spytał kiedy opadłam na miejsce.
-Zmywałam ci mój błyszczyk- przyznałam z rozbawieniem.
-Słusznie- odparł sięgając po sztućce.
-Allentown, tak?- chciałam zacząć rozmowę o aspekcie, który mnie w tym wszystkim niepokoił.
-Przecież wiesz.
-To tam towarzyszyłeś Christianowi w zwiedzaniu uczelni?- kontynuowałam lekkim tonem.
-Tak- odparł przeżuwając.
-I to tam zauważyłeś alchemików?- spytałam już poważnie.
Przerwał jedzenie.
-Słucham?- wiedziałam, że doskonale to do niego dotarło.
-Uważaj komu o tym mówisz. Dla Christina nie była to ważna informacja, ale zwróciłam głównie na to uwagę, kiedy opowiadał. Lissa nic nie wyłapała, a ja nic nie wytłumaczyłam żeby jej nie martwić. Zamierzałeś mi powiedzieć?
-Nie,- przyznał otwarcie- nie było czym się przejmować.
-To dlaczego Christian powiedział, że "miałeś zastrzeżenia co do bezpieczeństwa"?! Nie sugerowałeś mu, że to błąd żeby tam studiować?!
-Rose... To byli alchemicy.
-Którzy po nas sprzątają!- źle to zabrzmiało, ale taka prawda.- Tam muszą być strzygi. Nie wątpię w twoje zdolności. Nawet bym nie śmiała! Wszystko co umiem, umiem dzięki tobie. Uważam, że jesteś najlepszym strażnikiem, ale będziesz wiecznie zmęczony. Narażany na walkę.
-Nie ja jestem narażany na walkę, tylko Christian na śmierć.
-Ty też jesteś na nią narażony!- upierałam się.
-Taka praca! Przyzwyczaiłem się do tego. W każdej minucie wykonywania jej mogę zginąć- czemu był taki spokojny?!
-Ale możesz zmniejszyć ryzyko- starałam się to wytłumaczyć.- Zasugerować coś Christinowi.
-Po co?
-Bo ty jesteś ważny i masz dla kogo żyć!- zaczęłam jeść aby uniknąć obrazy.
-Rose?- dalej hałasowałam sztućcami.- Rose!
Podniosłam wzrok.
-To nie jest najważniejsze- odparł poważnie.
-Jak to nie? Co ty sobie myślisz?!
-Myślę, że szkoliłem cię przez rok i w walce nie masz sobie równych. Nie udało mi się jednak wpoić ci najważniejszej zasady. Może inaczej... Wiesz, że "oni są najważniejsi", ale kiedy w grę chodzi opisanie sytuacji jakiegoś innego strażnika mam wrażenie, że o tym zapominasz. Nie powinnaś traktować strażników na równi z podopiecznymi. A najgorsze jest to, że nie udało mi się ciebie tego nauczyć, bo sam już w to nie wierzę i kiedyś ci o tym wspominałem. Staram się przekonywać do tej zasady od roku i marnie mi idzie.
Słuchałam go uważnie i starałam się go zrozumieć.
-Dymitr,- zaczęłam- tu nie chodzi o opisanie sytuacji " jakiegoś strażnika ". Mówimy o tobie. A co do szkoleń, nigdy nie chciałam mieć innego mentora niż ty. Jestem dumna, że byłeś to ty! Nie wmawiaj mi, że nie kierujesz się tą zasadą. Widziałam cię podczas walki zawsze wiesz jak należy postępować.
-Nie idealizuj mnie. Naprawdę się nią nie kieruję. Dlatego pozwól mi udawać dalej, ponieważ sam siebie próbuję w ten sposób przekonać do słuszności tej mantry.
-Nie pozwolę ci gadać takich bzdur! Jesteś ważny i musisz mieć tego świadomość! Gdyby nie ty Christin byłby w niebezpieczeństwie, a gdyby coś ci się stało ryczałabym dzień i noc. Jeśli myślisz, że po Masonie byłam załamana, grubo byś się wtedy zdziwił. I co tak starasz się ukryć?! Jaką masz zasadę, że kłóci się ona z zawodem strażnika?!
Patrzył na mnie skupiony, nie wyglądał jakby miał zamiar odpowiedzieć.
-Więc?- naciskałam.
Zamknął oczy i zaczerpnął oddech.
-" Roza, jest najważniejsza ".
Tak jak już chyba nie raz mówiłam,.. BOSKO! Jesteś genialna i masz mega talent i świetne pomysły! Rozdział jest 👌👌👌
OdpowiedzUsuńNo i ta pobudka 😍😍😍 A do tego "Roza jest najważniejsza" 💙💙💙 Piękne!
Czekam.
Pozdrawiam.
Kocham.
Rany! Ale poranek! Ja chcę więcej. "Roza jest najważniejsza" braknie słów. Rozpływam się. Jesteś cudowna. Dymitr jest cudowny. Dzięki temu rozdziałowi świat jest cudowny. Czekam na więcej i życzę weny. :-*
OdpowiedzUsuń