-Popatrz.
Zatrzymaliśmy się. Przed nami rozciągał się najpiękniejszy wschód słońca jaki widziałam. Na naszych oczach świat zyskiwał barwy. Miałam wrażenie, że niespodziewanie wyfrunęły ptaki i zaczęły śpiewać.
Przytuliłam się do Dymitra nie odrywając wzroku od tej wielkiej przestrzeni. Na chwilę zapomniałam o tym jak bardzo jestem zmęczona. Myślałam tylko o tym jak piękny był ten dzień.
-Za ile wyjeżdżamy?- spytałam cicho.
-Trzy godziny- odparł tym samym tonem.
Wiedziałam, że musimy dotrzeć z Lissą do Lehigh popołudniu.
-Wracajmy- rzuciłam smutno odsuwając się od niego.
Dymitr spojrzał na mnie zdziwiony.
-Co to za ton?- mówił jak do małego dziecka, które należy pocieszyć.
-Zostały nam niecałe trzy godziny. Jeszcze musimy się zdrzemnąć przed wyjazdem. Będziemy funkcjonować w innym czasie, a ciężko jest się przestawić.
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Przez tą przyjemność zgubiłam wątek. Skupiłam się na tym co robił. Im dłużej trwaliśmy w tym zawieszeniu, tym większe czułam ciepło. Nie tylko przez promienie słońca na twarzy. Wypełniało mnie wewnątrz, dawało nadzieję.
Odsunął się niechętnie. Następnie odgarnął mi włosy za ucho.
-Jak już to tutaj zrobiłem, mogę wracać.
Uśmiechnęłam się lekko. Ruszyliśmy w drogę powrotną.
-Szkoda, że musimy postępować rozważnie- westchnęłam.
-Na tym polega nasza praca, wielokrotnie ci to tłumaczyłem. Po jakimś czasie wykonywania jej przestaną ci przychodzić do głowy nieodpowiedzialne pomysły.
-Pomyślałam o tym, że na pocałunku mogłoby się nie skończyć- przyznałam nieśmiało.- Moglibyśmy jeszcze chwilę tam zostać.
Dymitr roześmiał się cicho.
-To rzeczywiście byłoby nieodpowiedzialne zachowanie, ale możesz zrobić coś mniej nierozważnego.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i zatrzymałam się.
-Na te jedną chwilę?- kiwnął głową.
Niewiele myśląc wskoczyłam mu na plecy i objęłam jego szyję. Złapał w pasie moje nogi.
-Mam cię nieść?- spytał.
-Jak byłam mała często słyszałam opowieści o tym jak ojcowie noszą dzieci na barana. Sama nigdy nie próbowałam- wtuliłam się w jego plecy.
-Ja też. To znaczy, że potem mnie poniesiesz?- zaśmiałam się na te słowa.
-Nie licz na to. Skoro tak stawiasz sytuację zejdę- odparłam wywracając oczami.
-Nawet nie próbuj. Nie mam nic przeciwko. Jesteśmy w środku lasu i świeci słońce. Nikt nas nie zauważy.
-Przyznaj się Towarzyszu, że robiłeś to już wcześniej- szepnęłam mu do ucha.- Jesteś dobrym bratem.
-To akurat robił mój ojciec.
Jaki ja temat wywołałam! Wiedziałam o jego kontaktach z ojcem. Brakowało tylko, żeby go pochłonęły złe wspomnienia. Pocałowałam go w szyję.
-Nie chciałam.
-W porządku- odparł.- W końcu ci o nim opowiem.
-Nie,- odezwałam się szybko- wystarczy mi tyle ile wiem.
-Jeżeli nie nasłuchałaś się o nim od mamy i dobrze pamiętam naszą rozmowę, to niewiele wiesz.
-Więcej nie potrzebuje- utwierdziłam go w tym przekonaniu.- Chyba mnie musisz postawić- dodałam niechętnie, gdy wyszliśmy z lasu.
Zrobił to i złapał moją dłoń.
***
-Mamy godzinę na sen- powiedziałam wchodząc do sypialni i ściągając kurtkę.
Położyłam się na miękkim materacu. Oby w internacie łóżka były tak wygodne jak tutaj. Choć przez ten tydzień miałam dodatkowy luksus w postaci Dymitra u boku. Już z góry tamta sypialnia jest przegrana.
Bielikow wszedł do pokoju i usiadł na brzegu, patrząc na mnie.
-Najchętniej bym tylko tak siedział- oznajmił.
-Czy ty przypadkiem nie prowadzisz samochodu Christina?- spytałam surowo.
-Prowadzę.
-To kładź się! Jeszcze coś wam się stanie, bo kierowca będzie zmęczony- pociągnęłam go za rękę i ułożyłam jego głowę na swoim brzuchu.
Rozwiązałam mu włosy i pogładziłam je. Nie spuszczał ze mnie wzroku.
-Tak mogę zasnąć- odparł cicho.
Zobaczyłam jak zamyka oczy. Wiedziałam, że za moment uśnie. Doskonale wykorzystywał chwile poświęcone na odpoczynek. Nie przestawałam się bawić jego włosami. Zaczął oddychać miarowo. Uśmiechnęłam się ciepło. Dymitr leżał z głową opartą na moim brzuchu. Położyłam mu dłoń na policzku i sama w końcu odpłynęłam.
***
Powoli otworzyłam oczy. Dymitr leżał w tej samej pozycji, ale teraz przenikał mnie spojrzeniem.
-Hej- przywitałam go zachrypniętym głosem.- Która godzina?
Ile ja bym dała, żeby jeszcze pospać.
-Pół godziny i musimy po nich pójść- mówił spokojnie.
Westchnęłam ciężko. Dymitr podniósł się i otworzył szafę.
-Przebierzesz się? Zaniosę w tym czasie walizki do samochodów- kiwnęłam głową.
Po chwili wyszedł z naszymi rzeczami i poszedł na parking. Założyłam czarne rurki i kraciastą koszulę- strój na dziś. Brudne ubrania zaniosłam do łazienki, gdzie związałam włosy w ulubioną fryzurę Dymitra. Wyglądałam jak typowa nastolatka. Następnie pościeliłam łóżko i ruszyłam do salonu. Z szuflady wyjęłam swoją komórkę. Dostałam ją już jakiś czas temu, ale nie miałam okazji by jej używać. Miałam tam numer do Lissy, Dymitra, Christina, Adriana, Michaiła, Hansa, Abe'a i Sydney. Sydney?! Nawet o tym nie wiedziałam.
Usłyszałam jak Dymitr wchodzi do sypialni.
-Jestem w salonie!- zawołałam by się nie martwił.
-Zaraz będę- odkrzyknął.
Wszedł przebrany i ponownie ze związanymi włosami.
-Gotowa?- spytał.
Chciałam być silna. Nie chciałam znów się popłakać i powiedzieć, że nigdy nie będę na to gotowa. Jestem strażniczką.
-Tak- odpowiedziałam chowając telefon do kieszeni.
-Chodźmy- zachęcił mnie gestem dłoni.
Wychodząc z pokoju minęłam go starając się nie dotknąć. W przedpokoju wychyliłam się po buty i zaczęłam je wiązać. Następnie założyłam kurtkę i patrzyłam jak Dymitr bierze prochowiec. Miałam wrażenie, że ktoś przy wiercił mnie do podłogi. Wolałam tu tak tkwić cały dzień niż wyjść. Dymitr zrobił krok w moją stronę i chwycił w dłonie moją twarz. Delikatnie przejeżdżał mi po policzkach kciukami.
-Ładnie wyglądasz- odparł cicho.
-Dziękuję- starałam się by mój głos nie drżał, udało mi się.
Dymitr nachylił się i złożył pocałunek. Czułam słodycz jego warg. Oparłam ręce na jego ramionach, a on objął mnie jedną ręką w pasie. Nagle pocałunek przybrał na sile. Przycisnął mnie do drzwi i mocniej wpił się w moje usta. Chętnie się temu poddałam. Wyjdziemy z tego pokoju i będziemy zachowywać dystans, a prawda była taka, iż nie spojrzę na niego bojąc się, że rzucę się mu się w ramiona i zerwę z niego płaszcz. W tej chwili, gdy nie było między nami żadnej wolnej przestrzeni, dalej miałam wrażenie, że jest za daleko. Odsunęliśmy się sapiąc ciężko.
-Chodźmy, bo za drugim razem tego nie przerwę- wysapałam.
-Masz rację, ciężko nam się opanować- Dymitr potarł usta ręką i otworzył drzwi.
Na korytarzu nie było już tak cicho. Służba chodziła po dworze. Wszyscy szykowali się na pożegnanie Królowej. Razem z Dymitrem udaliśmy się do apartamentu Lissy i Christina. Szliśmy równo nic nie mówiąc. Tępo patrzyłam przed siebie. Miałam wrażenie, że zachowuje się tak nienaturalnie już od godziny, dlatego z ulgą zastukałam do drzwi mieszkania przyjaciółki. Otworzył nam Christian.
-Rose, oddajesz mi strażnika?- przywitał nas.
-Niechętnie, gdzie Lissa?- spytałam unikając złośliwości.
-W sypialni. Pójdziesz do niej?- poprosił szczerze.
Nie okazałam tego po sobie, ale mocno mnie zdziwił swoim tonem. Kiwnęłam głową i ruszyłam do pokoju. Zapukałam do niego zanim weszłam.
Lissa siedziała przygarbiona na łóżku, była jednak gotowa do wyjścia.
-Hej!- przywitałam ją wchodząc.
Podniosła głowę. Dopiero teraz dostrzegłam, że ma podpuchnięte oczy.
-Rose- wstała i przytuliła się do mnie.- Tak się cieszę, że już jesteś.
-Zaraz wyjeżdżamy- przypomniałam.- Co cię dręczy?
-Ona,- odparła drżącym głosem- cały czas mam ją przed oczami.
O Boże! I ja się uważam za przyjaciółkę?! Lissa miała dziś wydać wyrok na Taszę! Jak mogłam o tym zapomnieć!
-Widziałaś jak wykonywali wyrok?- spytałam cicho.
Poczułam,że kręci głową.
-Wyszłam- szepnęła.- Ona cię znienawidziła.
Nie chciałam dobijać Lissy świadomością, że dobrze o tym wiem.
-Gdy ogłaszałam wyrok krzyczała jak was nie znosi.
-Was?- spytałam znacząco.
-Ciebie i Dymitra. Christian został do końca. Był wściekły. Tasza wykrzykiwała coś cały czas, ale nic nie było skierowane do niego.
-Liss, już odreagowałaś czy mamy wyjechać później?- pogładziłam jej jasne włosy.
-Nie, jestem gotowa. Chcę odwieźć Christiana, zobaczyć gdzie będzie mieszkać- uśmiechnęłam się do niej.
-Wobec tego w drogę, Królowo- skłoniłam się jej.
-Rose, bez takich!
Zaśmiałam się i otworzyłam drzwi.
-Christian, twoja dziewczyna ma dobry humor! Rusz cztery litery i przyjdź się pożegnać- odwróciłam się do przyjaciółki.- Jak będziecie gotowi to wyjdźcie. Poczekam w przedpokoju.
W progu już był moroj.
-Zanim zaczniesz wypuść mnie stąd!- udałam oburzenie i wyminęłam go.
Błędem było, że zrobiłam to niezwykle szybko. Nie wiedziałam, że stał za nim Dymitr i wpadłam na niego. Natychmiast odskoczyłam zamykając drzwi za Christianem.
-Przepraszam- powiedziałam nie patrząc mu w oczy.
Obawiałam się, że jak tylko w nie spojrzę, nie będę mogła oderwać wzroku.
-Nic się nie stało- odparł naturalnie, wydawało mi się, że na jego twarzy gości uśmiech.
Były w życiu chwile, kiedy żyłam tylko dla tych uśmiechów. Już w akademii tak było. Dymitr stał na przeciwko mnie, już jutro taka sytuacja nie będzie mogła mieć miejsca, a ja z niej nie korzystałam. Uniosłam głowę i spojrzałam mu w twarz. Od razu się uśmiechnęłam. Jego oczy były pełne troski, na ustach błąkał się lekki uśmiech.
-Tak lepiej- odparł wyraźnie zadowolony.
Na znak, że się z nim zgadzam pokiwałam głową. Kontem oka zauważyłam, że wyciąga dłoń w kierunku mojej. Szybko się odsunęłam.
-Ja nie mam tak dobrej kontroli nad sobą jak ty.
Zrozumiał.
Drzwi się otworzyły i Lissa wyszła trzymając za rękę Christiana.
-Na parking?- spytała patrząc na mnie.
-Tak- odwróciłam się by poprowadzić ich do wyjścia.
Szłam myśląc, że zachowałam się jak idiotka. Zastosowałam na Dymitrze to samo zachowanie jak on w stosunku do mnie, gdy był moim mentorem. "Nie dam rady się opanować". Co ja sobie myślałam?! Miałam okazję by pocałować go bez świadków ten ostatni raz przed wsiadaniem do samochodów. Przecięłam szybko zadaszony parking prowadząc do auta Lissy. Para zatrzymała się przy samochodzie. Christian przytulił dziewczynę, a ta zarzuciła mu ręce na szyję. Odwróciłam wzrok by nie patrzeć, co będzie dalej. Tak bardzo chciałam byśmy z Dymitrem zrobili to samo. Po dłuższej chwili Liss wsiadła. Christian ruszył w kierunku swojego pojazdu. Śledziłam go wzrokiem. Na końcu spojrzałam na Dymitra.
-Będziecie jechać za nami?- upewniłam się.
-Tak, kto prowadzi wasz wóz?- spytał poważnie, wiedziałam, że zna odpowiedź.
-Strażnik Conner. Czyli widzimy się za trzy godziny na miejscu?- kończyłam rozmowę, która była dla mnie niesamowicie ciężka.
-Aż za dobrze cię wyszkoliłem- powiedział spokojnie.
Patrzyłam na niego nie rozumiejąc. Czyżby nie chciał żebym była strażniczką ukrywającą emocje?
-Ruszajmy!- usłyszałam za sobą Connera.
Odwróciłam się, więc i podeszłam do samochodu. Czułam w gardle wielką gulę. Zajęłam miejsce obok Lissy i zajęłam pas.
-Nie pożegnałaś się- powiedziała.
-Bo niedługo się zobaczymy- oznajmiłam beznamiętnie.
-A jeżeli coś pójdzie nie tak i będzie zagrożenie ataku przy wjeździe do miasta? Dymitr na pewno zarządzi nam zjazd do Lehigh.
-Dymitr?- zaskoczyło mnie, że ma takie upoważnienia.
-On dzisiaj dowodzi, a nie dopuściłby żeby coś złego się stało. Jest w stanie poświęcić ostatnią wymianę zdań dla twojego bezpieczeństwa.
Nie wiedziałam o tym. Zaczęłam żałować swoich decyzji. Obróciłam się i przez tylną szybę zobaczyłam jak Dymitr siada za kierownicą. Zrobiło mi się niedobrze. Źle go potraktowałam. Usłyszałam jak Conner odpala silnik, ale dalej patrzyłam za siebie. Dymitr powiedział coś przez ramię do siedzącego za nim Christiana. Kiedy się ruszyliśmy spojrzał na nasz wóz. Zauważył mnie, nie odrywał ode mnie wzroku. Pospiesznie wysłałam mu buziaka. Ledwo zauważalnie uniósł kąciki ust. Odetchnęłam głęboko, już wie co czuję.
Wyjechaliśmy na dwór. Strażnik siedzący po drugiej stronie Lissy otworzył okno i Królowa zaczęła machać. Przez przyciemnioną szybę widziałam żegnających morojów i dampiry. Miło z ich strony. Chociaż mi by się nie chciało wstawać z łóżka specjalnie by postać na trawniku dziesięć minut. Nie dostrzegłam w tym niczego ciekawego. Minęliśmy bramę i Lissa zamknęła okno. Starała się tego po sobie nie okazywać, ale już była zmęczona przez światło dzienne.
-Strażniczko Hathaway?- zagadnął kierujący pojazdem Conner, spojrzałam na niego w lusterku.-W Allentown Królowa wysiądzie jedynie z panią. Ze strażnikiem Foster poczekamy przed budynkiem- kiwnęłam głową.- Pamiętasz, strażniczko jaką mam rolę?
Za dobrze. Conner ma udawać mojego ojca by nie wyglądać podejrzanie.
-Tak, tato- siliłam się na zabawny ton.
Strażnik uśmiechnął się szeroko. Zdziwiła mnie jego reakcja. Zwykle strażnicy nie uśmiechali się tak śmiało podczas pracy. Nie, tylko jeden się nie uśmiechał- Dymitr. Ponownie odwróciłam się i spojrzałam na mknący za nami pojazd. Dymitr miał skupioną minę i bacznie obserwował drogę. Żałowałam, że jedziemy dwoma samochodami. Wiedziałam, że chodzi o względy bezpieczeństwa i wygodę, ale moja wygoda siedziała w pojeździe za nami na miejscu kierowcy.
-Czytałaś o tym, Rose?- Lissa wyciągnęła do mnie rękę z jakimś plikiem kartek.
Nagłówek z pierwszej strony głosił: "Regulamin". Spojrzałam na nią z politowaniem.
-Na pewno znasz odpowiedź- powiedziałam oddając jej papiery.
-Nawet nie zerknęłaś- odparła urażona.- A niektóre punkty by cię zainteresowały, na przykład piąty- wyrwałam jej kartki, co wywołało uśmiech na jej twarzy.
"Przebywać w nieswoich pokojach można do godziny dwudziestej trzeciej".
-Liss, to mnie nie dotyczy.
- Czytaj szósty- upierała się.
Wywróciłam oczami i czytałam dalej. " Osoby zakwaterowane w akademiku nie mogą przyjmować osób spoza akademika na noc". Zadowolona stwierdziłam, że Dymitr pierwszy raz nie przyczepi się do tego jak łamię zasady.
-Coś humor ci się poprawił- rzuciła Lissa.
-Już ty dobrze wiesz dlaczego- odparłam lekkim tonem.
-Wjeżdżamy do miasta- zakomunikował Conner.
Wyjrzałam przez okno. Wjeżdżamy to za dużo powiedziane. Staliśmy w korku. I tylko dlatego zauważyłam postać stojącą w budynku. Z czerwonymi obwódkami wokół oczu.
Zatrzymaliśmy się. Przed nami rozciągał się najpiękniejszy wschód słońca jaki widziałam. Na naszych oczach świat zyskiwał barwy. Miałam wrażenie, że niespodziewanie wyfrunęły ptaki i zaczęły śpiewać.
Przytuliłam się do Dymitra nie odrywając wzroku od tej wielkiej przestrzeni. Na chwilę zapomniałam o tym jak bardzo jestem zmęczona. Myślałam tylko o tym jak piękny był ten dzień.
-Za ile wyjeżdżamy?- spytałam cicho.
-Trzy godziny- odparł tym samym tonem.
Wiedziałam, że musimy dotrzeć z Lissą do Lehigh popołudniu.
-Wracajmy- rzuciłam smutno odsuwając się od niego.
Dymitr spojrzał na mnie zdziwiony.
-Co to za ton?- mówił jak do małego dziecka, które należy pocieszyć.
-Zostały nam niecałe trzy godziny. Jeszcze musimy się zdrzemnąć przed wyjazdem. Będziemy funkcjonować w innym czasie, a ciężko jest się przestawić.
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Przez tą przyjemność zgubiłam wątek. Skupiłam się na tym co robił. Im dłużej trwaliśmy w tym zawieszeniu, tym większe czułam ciepło. Nie tylko przez promienie słońca na twarzy. Wypełniało mnie wewnątrz, dawało nadzieję.
Odsunął się niechętnie. Następnie odgarnął mi włosy za ucho.
-Jak już to tutaj zrobiłem, mogę wracać.
Uśmiechnęłam się lekko. Ruszyliśmy w drogę powrotną.
-Szkoda, że musimy postępować rozważnie- westchnęłam.
-Na tym polega nasza praca, wielokrotnie ci to tłumaczyłem. Po jakimś czasie wykonywania jej przestaną ci przychodzić do głowy nieodpowiedzialne pomysły.
-Pomyślałam o tym, że na pocałunku mogłoby się nie skończyć- przyznałam nieśmiało.- Moglibyśmy jeszcze chwilę tam zostać.
Dymitr roześmiał się cicho.
-To rzeczywiście byłoby nieodpowiedzialne zachowanie, ale możesz zrobić coś mniej nierozważnego.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i zatrzymałam się.
-Na te jedną chwilę?- kiwnął głową.
Niewiele myśląc wskoczyłam mu na plecy i objęłam jego szyję. Złapał w pasie moje nogi.
-Mam cię nieść?- spytał.
-Jak byłam mała często słyszałam opowieści o tym jak ojcowie noszą dzieci na barana. Sama nigdy nie próbowałam- wtuliłam się w jego plecy.
-Ja też. To znaczy, że potem mnie poniesiesz?- zaśmiałam się na te słowa.
-Nie licz na to. Skoro tak stawiasz sytuację zejdę- odparłam wywracając oczami.
-Nawet nie próbuj. Nie mam nic przeciwko. Jesteśmy w środku lasu i świeci słońce. Nikt nas nie zauważy.
-Przyznaj się Towarzyszu, że robiłeś to już wcześniej- szepnęłam mu do ucha.- Jesteś dobrym bratem.
-To akurat robił mój ojciec.
Jaki ja temat wywołałam! Wiedziałam o jego kontaktach z ojcem. Brakowało tylko, żeby go pochłonęły złe wspomnienia. Pocałowałam go w szyję.
-Nie chciałam.
-W porządku- odparł.- W końcu ci o nim opowiem.
-Nie,- odezwałam się szybko- wystarczy mi tyle ile wiem.
-Jeżeli nie nasłuchałaś się o nim od mamy i dobrze pamiętam naszą rozmowę, to niewiele wiesz.
-Więcej nie potrzebuje- utwierdziłam go w tym przekonaniu.- Chyba mnie musisz postawić- dodałam niechętnie, gdy wyszliśmy z lasu.
Zrobił to i złapał moją dłoń.
***
-Mamy godzinę na sen- powiedziałam wchodząc do sypialni i ściągając kurtkę.
Położyłam się na miękkim materacu. Oby w internacie łóżka były tak wygodne jak tutaj. Choć przez ten tydzień miałam dodatkowy luksus w postaci Dymitra u boku. Już z góry tamta sypialnia jest przegrana.
Bielikow wszedł do pokoju i usiadł na brzegu, patrząc na mnie.
-Najchętniej bym tylko tak siedział- oznajmił.
-Czy ty przypadkiem nie prowadzisz samochodu Christina?- spytałam surowo.
-Prowadzę.
-To kładź się! Jeszcze coś wam się stanie, bo kierowca będzie zmęczony- pociągnęłam go za rękę i ułożyłam jego głowę na swoim brzuchu.
Rozwiązałam mu włosy i pogładziłam je. Nie spuszczał ze mnie wzroku.
-Tak mogę zasnąć- odparł cicho.
Zobaczyłam jak zamyka oczy. Wiedziałam, że za moment uśnie. Doskonale wykorzystywał chwile poświęcone na odpoczynek. Nie przestawałam się bawić jego włosami. Zaczął oddychać miarowo. Uśmiechnęłam się ciepło. Dymitr leżał z głową opartą na moim brzuchu. Położyłam mu dłoń na policzku i sama w końcu odpłynęłam.
***
Powoli otworzyłam oczy. Dymitr leżał w tej samej pozycji, ale teraz przenikał mnie spojrzeniem.
-Hej- przywitałam go zachrypniętym głosem.- Która godzina?
Ile ja bym dała, żeby jeszcze pospać.
-Pół godziny i musimy po nich pójść- mówił spokojnie.
Westchnęłam ciężko. Dymitr podniósł się i otworzył szafę.
-Przebierzesz się? Zaniosę w tym czasie walizki do samochodów- kiwnęłam głową.
Po chwili wyszedł z naszymi rzeczami i poszedł na parking. Założyłam czarne rurki i kraciastą koszulę- strój na dziś. Brudne ubrania zaniosłam do łazienki, gdzie związałam włosy w ulubioną fryzurę Dymitra. Wyglądałam jak typowa nastolatka. Następnie pościeliłam łóżko i ruszyłam do salonu. Z szuflady wyjęłam swoją komórkę. Dostałam ją już jakiś czas temu, ale nie miałam okazji by jej używać. Miałam tam numer do Lissy, Dymitra, Christina, Adriana, Michaiła, Hansa, Abe'a i Sydney. Sydney?! Nawet o tym nie wiedziałam.
Usłyszałam jak Dymitr wchodzi do sypialni.
-Jestem w salonie!- zawołałam by się nie martwił.
-Zaraz będę- odkrzyknął.
Wszedł przebrany i ponownie ze związanymi włosami.
-Gotowa?- spytał.
Chciałam być silna. Nie chciałam znów się popłakać i powiedzieć, że nigdy nie będę na to gotowa. Jestem strażniczką.
-Tak- odpowiedziałam chowając telefon do kieszeni.
-Chodźmy- zachęcił mnie gestem dłoni.
Wychodząc z pokoju minęłam go starając się nie dotknąć. W przedpokoju wychyliłam się po buty i zaczęłam je wiązać. Następnie założyłam kurtkę i patrzyłam jak Dymitr bierze prochowiec. Miałam wrażenie, że ktoś przy wiercił mnie do podłogi. Wolałam tu tak tkwić cały dzień niż wyjść. Dymitr zrobił krok w moją stronę i chwycił w dłonie moją twarz. Delikatnie przejeżdżał mi po policzkach kciukami.
-Ładnie wyglądasz- odparł cicho.
-Dziękuję- starałam się by mój głos nie drżał, udało mi się.
Dymitr nachylił się i złożył pocałunek. Czułam słodycz jego warg. Oparłam ręce na jego ramionach, a on objął mnie jedną ręką w pasie. Nagle pocałunek przybrał na sile. Przycisnął mnie do drzwi i mocniej wpił się w moje usta. Chętnie się temu poddałam. Wyjdziemy z tego pokoju i będziemy zachowywać dystans, a prawda była taka, iż nie spojrzę na niego bojąc się, że rzucę się mu się w ramiona i zerwę z niego płaszcz. W tej chwili, gdy nie było między nami żadnej wolnej przestrzeni, dalej miałam wrażenie, że jest za daleko. Odsunęliśmy się sapiąc ciężko.
-Chodźmy, bo za drugim razem tego nie przerwę- wysapałam.
-Masz rację, ciężko nam się opanować- Dymitr potarł usta ręką i otworzył drzwi.
Na korytarzu nie było już tak cicho. Służba chodziła po dworze. Wszyscy szykowali się na pożegnanie Królowej. Razem z Dymitrem udaliśmy się do apartamentu Lissy i Christina. Szliśmy równo nic nie mówiąc. Tępo patrzyłam przed siebie. Miałam wrażenie, że zachowuje się tak nienaturalnie już od godziny, dlatego z ulgą zastukałam do drzwi mieszkania przyjaciółki. Otworzył nam Christian.
-Rose, oddajesz mi strażnika?- przywitał nas.
-Niechętnie, gdzie Lissa?- spytałam unikając złośliwości.
-W sypialni. Pójdziesz do niej?- poprosił szczerze.
Nie okazałam tego po sobie, ale mocno mnie zdziwił swoim tonem. Kiwnęłam głową i ruszyłam do pokoju. Zapukałam do niego zanim weszłam.
Lissa siedziała przygarbiona na łóżku, była jednak gotowa do wyjścia.
-Hej!- przywitałam ją wchodząc.
Podniosła głowę. Dopiero teraz dostrzegłam, że ma podpuchnięte oczy.
-Rose- wstała i przytuliła się do mnie.- Tak się cieszę, że już jesteś.
-Zaraz wyjeżdżamy- przypomniałam.- Co cię dręczy?
-Ona,- odparła drżącym głosem- cały czas mam ją przed oczami.
O Boże! I ja się uważam za przyjaciółkę?! Lissa miała dziś wydać wyrok na Taszę! Jak mogłam o tym zapomnieć!
-Widziałaś jak wykonywali wyrok?- spytałam cicho.
Poczułam,że kręci głową.
-Wyszłam- szepnęła.- Ona cię znienawidziła.
Nie chciałam dobijać Lissy świadomością, że dobrze o tym wiem.
-Gdy ogłaszałam wyrok krzyczała jak was nie znosi.
-Was?- spytałam znacząco.
-Ciebie i Dymitra. Christian został do końca. Był wściekły. Tasza wykrzykiwała coś cały czas, ale nic nie było skierowane do niego.
-Liss, już odreagowałaś czy mamy wyjechać później?- pogładziłam jej jasne włosy.
-Nie, jestem gotowa. Chcę odwieźć Christiana, zobaczyć gdzie będzie mieszkać- uśmiechnęłam się do niej.
-Wobec tego w drogę, Królowo- skłoniłam się jej.
-Rose, bez takich!
Zaśmiałam się i otworzyłam drzwi.
-Christian, twoja dziewczyna ma dobry humor! Rusz cztery litery i przyjdź się pożegnać- odwróciłam się do przyjaciółki.- Jak będziecie gotowi to wyjdźcie. Poczekam w przedpokoju.
W progu już był moroj.
-Zanim zaczniesz wypuść mnie stąd!- udałam oburzenie i wyminęłam go.
Błędem było, że zrobiłam to niezwykle szybko. Nie wiedziałam, że stał za nim Dymitr i wpadłam na niego. Natychmiast odskoczyłam zamykając drzwi za Christianem.
-Przepraszam- powiedziałam nie patrząc mu w oczy.
Obawiałam się, że jak tylko w nie spojrzę, nie będę mogła oderwać wzroku.
-Nic się nie stało- odparł naturalnie, wydawało mi się, że na jego twarzy gości uśmiech.
Były w życiu chwile, kiedy żyłam tylko dla tych uśmiechów. Już w akademii tak było. Dymitr stał na przeciwko mnie, już jutro taka sytuacja nie będzie mogła mieć miejsca, a ja z niej nie korzystałam. Uniosłam głowę i spojrzałam mu w twarz. Od razu się uśmiechnęłam. Jego oczy były pełne troski, na ustach błąkał się lekki uśmiech.
-Tak lepiej- odparł wyraźnie zadowolony.
Na znak, że się z nim zgadzam pokiwałam głową. Kontem oka zauważyłam, że wyciąga dłoń w kierunku mojej. Szybko się odsunęłam.
-Ja nie mam tak dobrej kontroli nad sobą jak ty.
Zrozumiał.
Drzwi się otworzyły i Lissa wyszła trzymając za rękę Christiana.
-Na parking?- spytała patrząc na mnie.
-Tak- odwróciłam się by poprowadzić ich do wyjścia.
Szłam myśląc, że zachowałam się jak idiotka. Zastosowałam na Dymitrze to samo zachowanie jak on w stosunku do mnie, gdy był moim mentorem. "Nie dam rady się opanować". Co ja sobie myślałam?! Miałam okazję by pocałować go bez świadków ten ostatni raz przed wsiadaniem do samochodów. Przecięłam szybko zadaszony parking prowadząc do auta Lissy. Para zatrzymała się przy samochodzie. Christian przytulił dziewczynę, a ta zarzuciła mu ręce na szyję. Odwróciłam wzrok by nie patrzeć, co będzie dalej. Tak bardzo chciałam byśmy z Dymitrem zrobili to samo. Po dłuższej chwili Liss wsiadła. Christian ruszył w kierunku swojego pojazdu. Śledziłam go wzrokiem. Na końcu spojrzałam na Dymitra.
-Będziecie jechać za nami?- upewniłam się.
-Tak, kto prowadzi wasz wóz?- spytał poważnie, wiedziałam, że zna odpowiedź.
-Strażnik Conner. Czyli widzimy się za trzy godziny na miejscu?- kończyłam rozmowę, która była dla mnie niesamowicie ciężka.
-Aż za dobrze cię wyszkoliłem- powiedział spokojnie.
Patrzyłam na niego nie rozumiejąc. Czyżby nie chciał żebym była strażniczką ukrywającą emocje?
-Ruszajmy!- usłyszałam za sobą Connera.
Odwróciłam się, więc i podeszłam do samochodu. Czułam w gardle wielką gulę. Zajęłam miejsce obok Lissy i zajęłam pas.
-Nie pożegnałaś się- powiedziała.
-Bo niedługo się zobaczymy- oznajmiłam beznamiętnie.
-A jeżeli coś pójdzie nie tak i będzie zagrożenie ataku przy wjeździe do miasta? Dymitr na pewno zarządzi nam zjazd do Lehigh.
-Dymitr?- zaskoczyło mnie, że ma takie upoważnienia.
-On dzisiaj dowodzi, a nie dopuściłby żeby coś złego się stało. Jest w stanie poświęcić ostatnią wymianę zdań dla twojego bezpieczeństwa.
Nie wiedziałam o tym. Zaczęłam żałować swoich decyzji. Obróciłam się i przez tylną szybę zobaczyłam jak Dymitr siada za kierownicą. Zrobiło mi się niedobrze. Źle go potraktowałam. Usłyszałam jak Conner odpala silnik, ale dalej patrzyłam za siebie. Dymitr powiedział coś przez ramię do siedzącego za nim Christiana. Kiedy się ruszyliśmy spojrzał na nasz wóz. Zauważył mnie, nie odrywał ode mnie wzroku. Pospiesznie wysłałam mu buziaka. Ledwo zauważalnie uniósł kąciki ust. Odetchnęłam głęboko, już wie co czuję.
Wyjechaliśmy na dwór. Strażnik siedzący po drugiej stronie Lissy otworzył okno i Królowa zaczęła machać. Przez przyciemnioną szybę widziałam żegnających morojów i dampiry. Miło z ich strony. Chociaż mi by się nie chciało wstawać z łóżka specjalnie by postać na trawniku dziesięć minut. Nie dostrzegłam w tym niczego ciekawego. Minęliśmy bramę i Lissa zamknęła okno. Starała się tego po sobie nie okazywać, ale już była zmęczona przez światło dzienne.
-Strażniczko Hathaway?- zagadnął kierujący pojazdem Conner, spojrzałam na niego w lusterku.-W Allentown Królowa wysiądzie jedynie z panią. Ze strażnikiem Foster poczekamy przed budynkiem- kiwnęłam głową.- Pamiętasz, strażniczko jaką mam rolę?
Za dobrze. Conner ma udawać mojego ojca by nie wyglądać podejrzanie.
-Tak, tato- siliłam się na zabawny ton.
Strażnik uśmiechnął się szeroko. Zdziwiła mnie jego reakcja. Zwykle strażnicy nie uśmiechali się tak śmiało podczas pracy. Nie, tylko jeden się nie uśmiechał- Dymitr. Ponownie odwróciłam się i spojrzałam na mknący za nami pojazd. Dymitr miał skupioną minę i bacznie obserwował drogę. Żałowałam, że jedziemy dwoma samochodami. Wiedziałam, że chodzi o względy bezpieczeństwa i wygodę, ale moja wygoda siedziała w pojeździe za nami na miejscu kierowcy.
-Czytałaś o tym, Rose?- Lissa wyciągnęła do mnie rękę z jakimś plikiem kartek.
Nagłówek z pierwszej strony głosił: "Regulamin". Spojrzałam na nią z politowaniem.
-Na pewno znasz odpowiedź- powiedziałam oddając jej papiery.
-Nawet nie zerknęłaś- odparła urażona.- A niektóre punkty by cię zainteresowały, na przykład piąty- wyrwałam jej kartki, co wywołało uśmiech na jej twarzy.
"Przebywać w nieswoich pokojach można do godziny dwudziestej trzeciej".
-Liss, to mnie nie dotyczy.
- Czytaj szósty- upierała się.
Wywróciłam oczami i czytałam dalej. " Osoby zakwaterowane w akademiku nie mogą przyjmować osób spoza akademika na noc". Zadowolona stwierdziłam, że Dymitr pierwszy raz nie przyczepi się do tego jak łamię zasady.
-Coś humor ci się poprawił- rzuciła Lissa.
-Już ty dobrze wiesz dlaczego- odparłam lekkim tonem.
-Wjeżdżamy do miasta- zakomunikował Conner.
Wyjrzałam przez okno. Wjeżdżamy to za dużo powiedziane. Staliśmy w korku. I tylko dlatego zauważyłam postać stojącą w budynku. Z czerwonymi obwódkami wokół oczu.
Jakie smutne pożegnanie. Rose, nie bądź jak Dymitr. Rzuć mu się w ramiona i pocałuj namiętnie. Na szczęście zobaczycie się znów niedługo. Nasza strażnika już kombinuje jak łamać przepisy. I to z Bielikowem. Strzygi! Tam są strzygi. Rose ratuj Lissę! Czekam na ciąg dalszy i życzę weny. :-*
OdpowiedzUsuńRose! Wysiadaj z samochodu i gnaj się pożegnać! Albo lepiej nie teraz... trzeba było to zrobić wcześniej. Teraz masz inny problem na głowie... Ratuj Lisse! I siebie. I Dymitra! Ratuj wszystkich! Ojejka... No to się porobiło.
OdpowiedzUsuńTwoje rozdziały popriawiają mi nawet najgorsze dni! Kocham ciebie i je! <3
Pozdrawiam i czekam na następny!
Będzie dzisiaj nowy?
OdpowiedzUsuńMyślałam o tym, żeby pojawił się jutro...
UsuńHej, i gdzie kolejny rozdział? Wiem, pewnie cię męczę, ale bardzo wciągnęła mnie twoja opowieść. Pozdrawiam i czekam. 💖
OdpowiedzUsuń