-Idź
już- powiedziałam oschle.
Siedzieliśmy w milczeniu z dobre pięć minut. Ja po turecku patrząc na swoje dłonie, on na brzegu łóżka bacznie mnie obserwując.
Postanowiłam, że lepiej będzie mi się oswoić z tym, że Lissa się dowie jeśli on zrobi to od razu. Nie znosiłam takiego okropnego napięcia. Przypominało ciszę przed burzą.
-Dokąd?
Podniosłam wzrok. Widok mocno mnie zdziwił.
Dymitr przecierał oko dłonią. Następnie oparł łokcie na kolanach i podtrzymał sobie głowę na rękach. Był zmęczony.
-Do Królowej, zdradź jej czego się właśnie dowiedziałeś- przeszłam na obojętność,ponieważ zrobiło mi się go żal.
Doskonale zdawałam sobie sprawę co przechodzi. Przez ostatni tydzień miał masę roboty, a w każdej dziedzinie życia spotykał się z problemami. Oboje mieliśmy świadomość, że w końcu któregoś nie rozwiąże, ale starał się by nie dotyczył mnie.
-Nie chcesz tego, więc nic nie zrobię. Uważam, że źle postępujesz. Szanuję jednak twoje zdanie. Trudno mi będzie zatrzymać to dla siebie, wiedząc, że Królowa i Iwaszkow mogą kiedyś potrzebować tej informacji- oznajmił spokojnie.
-Może im być potrzebne czemu zemdlałam?- nie dowierzałam.
-Biorąc pod uwagę, iż mdlejesz, ponieważ jakaś szalona dziewczyna wchodzi ci do głowy? Tak.
-Chyba nie myślisz,- zaczęłam niepewnie- że teraz
Zanim skończyłam zdanie Dymitr wyciągnął ręce w moją stronę i przyciągnął do siebie. Przekręcił się i przytulił mnie.
-Roza, nawet mi przez myśl nie przeszło.
Uspokoiłam się. Nie przypuszczał nawet, że przez moje oczy cały czas mogłaby obserwować nas Avery. Położyłam głowę na jego ramieniu.
-Ja to widzę, a zgaduje, że nie powinnam.
-O czym mówisz?- mruknął mi cicho we włosy.
-O twoim zmęczeniu. Prześpij się trochę, a ja przyjmę Lissę w salonie.
-Muszę iść do Christiana i Alberty.
-Alberty?!- odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w twarz- Ty i Alberta?
-Mówisz jakbym cię z nią zdradzał- upomniał mnie.- Chciała mnie o coś wypytać.
-Masz słabość do za młodych kobiet to może i do za starych?- spytałam żartobliwie.
Uniósł jedną brew- zazdrościłam mu, że tak potrafi. Szczęście o tym nie wiedział, bo robiłby to znacznie częściej.
-Alberta nie mieści się w moim przedziale. Mój przedział jest mocno ograniczony. Poza tym ma krótkie włosy- dodał jakby od niechcenia.
-A to, że są siwe już ci nie przeszkadza?- odgryzłam się.
-Gdybyśmy byli teraz na sali gimnastycznej...
-To nie rozmawialibyśmy tak otwarcie, ale jesteśmy w sypialni- powiedziałam zalotnie.
-Wychodzimy!- zarządził Bielikow.
Chwyciłam jego wyciągniętą dłoń i za nim ruszyłam do kuchni.
-Głodna?- spytał zaglądając do lodówki.
Przejechałam palcami po jego ramieniu. Czułam jak napinają mu się mięśnie.
-Bardzo- odpowiedziałam.
-Rose,- odwrócił się do mnie zamykając drzwiczki- ustalmy coś. Jestem zły
-Nie widać tego- przyznałam.
-Uwierz mi tak jest, więc
-Jesteś również zmęczony- wypomniałam mu.
-Słucham? No, tak może. Dążę do tego, że moja głowa przepełniona jest mnóstwem myśli. Szukam rozwiązań, odpowiedzi i nagle czuje twój dotyk.
-I?- spytałam zachęcająco.
-I nie mogę się skupić- ach, o to mu chodziło.
-Mam sobie pójść i dać ci spokój- wywróciłam oczami.
-Nie rób tego, wtedy na pewno się nie skupię- spojrzałam na niego zdziwiona.- Będę myślał czy nic ci nie grozi.
-Przeszłam szkolenie- przypomniałam siadając przy stole.
-Widać ono nie wystarczyło- wrócił do przygotowywania posiłku.
Patrzyłam jak krząta się po kuchni. Miałam świadomość, że pojutrze nie będę mogła go obserwować, więc chłonęłam ten obraz. To był niecodzienny widok.
Dymitr chodził wzdłuż mebli i cały czas wykonywał jakieś proste czynności. Mieszał coś na patelni, doprawiał, przygotowywał nakrycia. Miał spokojną, skupioną minę, ale inną niż gdy wychodził z mieszkania. Wydawało mi się, że poczuł się jakby był sam. Tak swobodnie. Wiedziałam, że jego głowa pracuje na pełnych obrotach, nie żeby niczego nie przypalić- choć prawdopodobnie to też. Głównym wątkiem byli pewnie Robert i Avery. Czułam, że czego z Lissą nie robią dla mojego dobra, Dymitr bardzo się stara. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś mi się stało i nie dlatego, że byłby temu winny. Nigdy nie chciałby zadać mi bólu, ale często czuł, że niewystarczająco mnie broni.
Stał teraz tyłem do mnie próbując czegoś przy kuchence. Podeszłam i objęłam go kładąc głowę na jego plecach. Poczułam jak palcami przejeżdża po moich rękach, ale nie przerwał gotowania.
Dotarły do mnie zapachy. Pierwszy dochodził z patelni i przypominał mi, że nie zjadłam nic poza śniadaniem. Drugi był mi dobrze znany. Dymitr zawsze ładnie pachnie. Jego włosy, koszula i woda kolońska. Będzie mi brakowało tego zapachu.
Po policzkach spływały mi łzy. Wiedziałam, że wyjadę na te studia odliczając do dni, kiedy się zobaczymy.
Odwrócił się, oparł ręce na blacie i spojrzał na mnie.
-Rose, źle się czujesz?- pokręciłam głową żeby się nie martwił.- To o co chodzi, możesz mi powiedzieć?
-Tęsknię.
-Za czym?- spytał pochylając się i starając się popatrzeć mi w oczy.
-Za tobą- szepnęłam.
-Jestem tu z tobą- położył mi dłonie na szyi i uniósł lekko moją twarz.- Dzień dobry.
Uśmiechnęłam się lekko przez łzy. Zarzuciłam mu ręce na kark i oparłam się o niego.
-Tego rosyjskiego akcentu, ciemnych oczu, miękkich włosów, nawet tego zapachu już pojutrze nie będzie.
-Nie umieram,- a spróbowałbyś tylko- chodź.
Zdziwił mnie, ale za bardzo skupiona byłam na płaczu, by zastanowić się co chce zrobić. Weszliśmy do naszej sypialni i przeszliśmy do łazienki. Posadził mnie na płycie koło umywalki, a sam schylił się do swojej szafki. Jak przez mgłę wiedziałam, kiedy stanął przede mną. Chwycił moją dłoń i zacisnął w niej jakiś przedmiot.
Patrzyłam na fiolkę, pełną mniej więcej do połowy przeźroczystym płynem.
-Co to jest?- nie rozumiałam o co mu chodzi.
Wziął ode mnie fiolkę, otworzył i zacisnął palec przechylając ją. Następnie przejechał mi nim po szyi. Poczułam przyjemny zapach, którym sam pachniał.
-To twoja...?- nie dał mi dokończyć, już kiwnął głową.
-Przynajmniej nie będziesz tęsknić za zapachem- rzucił cicho.
Uśmiechnęłam się lekko. Nalał mi swoją wodę kolońską- w życiu bym na to nie wpadła.
-Obawiam się, że po tygodniu zużyje całą- odparłam przebierając łzy.
-Wobec tego za tydzień przywiozę ci drugą- mówił obojętnie.
Zeskoczyłam z mebla i przytuliłam się do niego. Objął mnie ramionami i pocałował czubek głowy.
-To takie miłe- przyznałam.
-Rose, nie myśl tylko, że zaraz zetnę dla ciebie kępkę włosów- zaśmiałam się cicho.-Musimy coś zjeść- dodał.
Przystałam na to z chęcią. Usiadłam przy stole, a Dymitr podał mi talerz zajmując miejsce naprzeciwko.
-Opowiedziałbyś o dzisiejszej radzie?- spytałam z pełnymi ustami.
-Zgłosiłaś się pierwsza- domyślałam się tego po jego wcześniejszej reakcji.- Uwagę od zasłabnięcia odwróciła twoja matka popierając cię niemal natychmiast. Później strażnicy zareagowali naprawdę szybko. Można powiedzieć, że to była jednomyślna decyzja. Tylko ja nie wziąłem udziału.
-Czemu?- prawie zadławiłam się jedzeniem.
-Trzymałem cię na rękach i nie myślałem wtedy o żadnej radzie. Widzisz to był właśnie przykład jak silne jest uczucie, którym cię dążę. Nigdy nie mogę dopuścić do tego byś była obok mnie z podopiecznymi w obliczu zagrożenia. Jestem pewny, że pomógłbym tobie. Zmieniłem wątek- dodał kręcąc głową.- Przyniosłem cię tutaj kiedy Królowa odmawiała czego powinniśmy się wystrzegać. Chodziło głównie o to żeby starać się nie patrzeć wrogo na dampirów nie będących strażnikami. Później była rada morojów, więc zostawiłem cię tu z twoją matką. Najdłuższe zebranie, na jakim kiedykolwiek byłem, ale owocne. Królowa ich przekonała. Ledwo wróciłem i wyszła strażniczka Hathaway, ty wstałaś. Dowiedziałem się wcześniej, że nie odzyskiwałaś przytomności podczas mojej nieobecności, więc nie mogłaś tak paradować po mieszkaniu. Resztę już pamiętasz- stwierdził machając widelcem.
-A co będziesz jeszcze dzisiaj robił?
-Muszę na chwilę zajrzeć do Christiana, później Iwaszkowa, a na końcu Alberty.
-I wrócisz?- miałam nadzieję, że nie potrwa to długo.
-Rose, ja też tu mieszkam- odparł lekko się uśmiechając.
Ktoś zapukał. Delikatnie i krótko- Lissa. Zapadłam się głębiej w krzesło, co Dymitr skomentował upominającym spojrzeniem. Nie chciałam z nią rozmawiać, a na myśl, że wyjedziemy tylko we dwie czułam dyskomfort. Wstałam jednak niechętnie i otworzyłam jej drzwi. Zauważyłam, że ubrana jest cały czas w tę samą suknię, zwykle przebierała się po radach.
-Dymitr ktoś do ciebie!- wykrzyknęłam złośliwie przepuszczając ją w drzwiach.
-Chciałam z tobą porozmawiać- przyznała cicho Lissa.
Do przedpokoju wyszedł Dymitr i skłonił się jej zgrabnie.
-Wasza Wysokość- powiedział przy tym.
-Strażniku Bielikow- odparła uprzejmie Królowa.
-W salonie?- spytałam przyjaciółki.
Kiwnęła głową i weszła do pokoju. Dymitr chwycił mnie za rękę, zanim poszłam za nią.
-Będę za cztery godziny- oznajmił.
-Przecież to środek dnia- pomyślałam, że źle to brzmi, więc dodałam- na pewno usnę nim wrócisz- mówiłam głośnym szeptem.- Co ty robisz tą Alberą?!
-Nie musisz na mnie czekać, wyśpij się- odpowiedział równie cicho.- Nie przejmuj się mną, bo to rzeczywiście środek, że tak to ujmę nocy.
-No właśnie, naszej nocy- położyłam nacisk na jedno słowo.
-Dwie i pół godziny?- spytał.
-Dasz radę to załatwić w niecałe trzy?!- zdziwiłam się również tym, że tak szybko go przekonałam.
-Nie tego chciałaś?- odparł widząc moją minę.
-Tego- cmoknęłam go w policzek i ruszyłam za Lissą.
Siedzieliśmy w milczeniu z dobre pięć minut. Ja po turecku patrząc na swoje dłonie, on na brzegu łóżka bacznie mnie obserwując.
Postanowiłam, że lepiej będzie mi się oswoić z tym, że Lissa się dowie jeśli on zrobi to od razu. Nie znosiłam takiego okropnego napięcia. Przypominało ciszę przed burzą.
-Dokąd?
Podniosłam wzrok. Widok mocno mnie zdziwił.
Dymitr przecierał oko dłonią. Następnie oparł łokcie na kolanach i podtrzymał sobie głowę na rękach. Był zmęczony.
-Do Królowej, zdradź jej czego się właśnie dowiedziałeś- przeszłam na obojętność,ponieważ zrobiło mi się go żal.
Doskonale zdawałam sobie sprawę co przechodzi. Przez ostatni tydzień miał masę roboty, a w każdej dziedzinie życia spotykał się z problemami. Oboje mieliśmy świadomość, że w końcu któregoś nie rozwiąże, ale starał się by nie dotyczył mnie.
-Nie chcesz tego, więc nic nie zrobię. Uważam, że źle postępujesz. Szanuję jednak twoje zdanie. Trudno mi będzie zatrzymać to dla siebie, wiedząc, że Królowa i Iwaszkow mogą kiedyś potrzebować tej informacji- oznajmił spokojnie.
-Może im być potrzebne czemu zemdlałam?- nie dowierzałam.
-Biorąc pod uwagę, iż mdlejesz, ponieważ jakaś szalona dziewczyna wchodzi ci do głowy? Tak.
-Chyba nie myślisz,- zaczęłam niepewnie- że teraz
Zanim skończyłam zdanie Dymitr wyciągnął ręce w moją stronę i przyciągnął do siebie. Przekręcił się i przytulił mnie.
-Roza, nawet mi przez myśl nie przeszło.
Uspokoiłam się. Nie przypuszczał nawet, że przez moje oczy cały czas mogłaby obserwować nas Avery. Położyłam głowę na jego ramieniu.
-Ja to widzę, a zgaduje, że nie powinnam.
-O czym mówisz?- mruknął mi cicho we włosy.
-O twoim zmęczeniu. Prześpij się trochę, a ja przyjmę Lissę w salonie.
-Muszę iść do Christiana i Alberty.
-Alberty?!- odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w twarz- Ty i Alberta?
-Mówisz jakbym cię z nią zdradzał- upomniał mnie.- Chciała mnie o coś wypytać.
-Masz słabość do za młodych kobiet to może i do za starych?- spytałam żartobliwie.
Uniósł jedną brew- zazdrościłam mu, że tak potrafi. Szczęście o tym nie wiedział, bo robiłby to znacznie częściej.
-Alberta nie mieści się w moim przedziale. Mój przedział jest mocno ograniczony. Poza tym ma krótkie włosy- dodał jakby od niechcenia.
-A to, że są siwe już ci nie przeszkadza?- odgryzłam się.
-Gdybyśmy byli teraz na sali gimnastycznej...
-To nie rozmawialibyśmy tak otwarcie, ale jesteśmy w sypialni- powiedziałam zalotnie.
-Wychodzimy!- zarządził Bielikow.
Chwyciłam jego wyciągniętą dłoń i za nim ruszyłam do kuchni.
-Głodna?- spytał zaglądając do lodówki.
Przejechałam palcami po jego ramieniu. Czułam jak napinają mu się mięśnie.
-Bardzo- odpowiedziałam.
-Rose,- odwrócił się do mnie zamykając drzwiczki- ustalmy coś. Jestem zły
-Nie widać tego- przyznałam.
-Uwierz mi tak jest, więc
-Jesteś również zmęczony- wypomniałam mu.
-Słucham? No, tak może. Dążę do tego, że moja głowa przepełniona jest mnóstwem myśli. Szukam rozwiązań, odpowiedzi i nagle czuje twój dotyk.
-I?- spytałam zachęcająco.
-I nie mogę się skupić- ach, o to mu chodziło.
-Mam sobie pójść i dać ci spokój- wywróciłam oczami.
-Nie rób tego, wtedy na pewno się nie skupię- spojrzałam na niego zdziwiona.- Będę myślał czy nic ci nie grozi.
-Przeszłam szkolenie- przypomniałam siadając przy stole.
-Widać ono nie wystarczyło- wrócił do przygotowywania posiłku.
Patrzyłam jak krząta się po kuchni. Miałam świadomość, że pojutrze nie będę mogła go obserwować, więc chłonęłam ten obraz. To był niecodzienny widok.
Dymitr chodził wzdłuż mebli i cały czas wykonywał jakieś proste czynności. Mieszał coś na patelni, doprawiał, przygotowywał nakrycia. Miał spokojną, skupioną minę, ale inną niż gdy wychodził z mieszkania. Wydawało mi się, że poczuł się jakby był sam. Tak swobodnie. Wiedziałam, że jego głowa pracuje na pełnych obrotach, nie żeby niczego nie przypalić- choć prawdopodobnie to też. Głównym wątkiem byli pewnie Robert i Avery. Czułam, że czego z Lissą nie robią dla mojego dobra, Dymitr bardzo się stara. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś mi się stało i nie dlatego, że byłby temu winny. Nigdy nie chciałby zadać mi bólu, ale często czuł, że niewystarczająco mnie broni.
Stał teraz tyłem do mnie próbując czegoś przy kuchence. Podeszłam i objęłam go kładąc głowę na jego plecach. Poczułam jak palcami przejeżdża po moich rękach, ale nie przerwał gotowania.
Dotarły do mnie zapachy. Pierwszy dochodził z patelni i przypominał mi, że nie zjadłam nic poza śniadaniem. Drugi był mi dobrze znany. Dymitr zawsze ładnie pachnie. Jego włosy, koszula i woda kolońska. Będzie mi brakowało tego zapachu.
Po policzkach spływały mi łzy. Wiedziałam, że wyjadę na te studia odliczając do dni, kiedy się zobaczymy.
Odwrócił się, oparł ręce na blacie i spojrzał na mnie.
-Rose, źle się czujesz?- pokręciłam głową żeby się nie martwił.- To o co chodzi, możesz mi powiedzieć?
-Tęsknię.
-Za czym?- spytał pochylając się i starając się popatrzeć mi w oczy.
-Za tobą- szepnęłam.
-Jestem tu z tobą- położył mi dłonie na szyi i uniósł lekko moją twarz.- Dzień dobry.
Uśmiechnęłam się lekko przez łzy. Zarzuciłam mu ręce na kark i oparłam się o niego.
-Tego rosyjskiego akcentu, ciemnych oczu, miękkich włosów, nawet tego zapachu już pojutrze nie będzie.
-Nie umieram,- a spróbowałbyś tylko- chodź.
Zdziwił mnie, ale za bardzo skupiona byłam na płaczu, by zastanowić się co chce zrobić. Weszliśmy do naszej sypialni i przeszliśmy do łazienki. Posadził mnie na płycie koło umywalki, a sam schylił się do swojej szafki. Jak przez mgłę wiedziałam, kiedy stanął przede mną. Chwycił moją dłoń i zacisnął w niej jakiś przedmiot.
Patrzyłam na fiolkę, pełną mniej więcej do połowy przeźroczystym płynem.
-Co to jest?- nie rozumiałam o co mu chodzi.
Wziął ode mnie fiolkę, otworzył i zacisnął palec przechylając ją. Następnie przejechał mi nim po szyi. Poczułam przyjemny zapach, którym sam pachniał.
-To twoja...?- nie dał mi dokończyć, już kiwnął głową.
-Przynajmniej nie będziesz tęsknić za zapachem- rzucił cicho.
Uśmiechnęłam się lekko. Nalał mi swoją wodę kolońską- w życiu bym na to nie wpadła.
-Obawiam się, że po tygodniu zużyje całą- odparłam przebierając łzy.
-Wobec tego za tydzień przywiozę ci drugą- mówił obojętnie.
Zeskoczyłam z mebla i przytuliłam się do niego. Objął mnie ramionami i pocałował czubek głowy.
-To takie miłe- przyznałam.
-Rose, nie myśl tylko, że zaraz zetnę dla ciebie kępkę włosów- zaśmiałam się cicho.-Musimy coś zjeść- dodał.
Przystałam na to z chęcią. Usiadłam przy stole, a Dymitr podał mi talerz zajmując miejsce naprzeciwko.
-Opowiedziałbyś o dzisiejszej radzie?- spytałam z pełnymi ustami.
-Zgłosiłaś się pierwsza- domyślałam się tego po jego wcześniejszej reakcji.- Uwagę od zasłabnięcia odwróciła twoja matka popierając cię niemal natychmiast. Później strażnicy zareagowali naprawdę szybko. Można powiedzieć, że to była jednomyślna decyzja. Tylko ja nie wziąłem udziału.
-Czemu?- prawie zadławiłam się jedzeniem.
-Trzymałem cię na rękach i nie myślałem wtedy o żadnej radzie. Widzisz to był właśnie przykład jak silne jest uczucie, którym cię dążę. Nigdy nie mogę dopuścić do tego byś była obok mnie z podopiecznymi w obliczu zagrożenia. Jestem pewny, że pomógłbym tobie. Zmieniłem wątek- dodał kręcąc głową.- Przyniosłem cię tutaj kiedy Królowa odmawiała czego powinniśmy się wystrzegać. Chodziło głównie o to żeby starać się nie patrzeć wrogo na dampirów nie będących strażnikami. Później była rada morojów, więc zostawiłem cię tu z twoją matką. Najdłuższe zebranie, na jakim kiedykolwiek byłem, ale owocne. Królowa ich przekonała. Ledwo wróciłem i wyszła strażniczka Hathaway, ty wstałaś. Dowiedziałem się wcześniej, że nie odzyskiwałaś przytomności podczas mojej nieobecności, więc nie mogłaś tak paradować po mieszkaniu. Resztę już pamiętasz- stwierdził machając widelcem.
-A co będziesz jeszcze dzisiaj robił?
-Muszę na chwilę zajrzeć do Christiana, później Iwaszkowa, a na końcu Alberty.
-I wrócisz?- miałam nadzieję, że nie potrwa to długo.
-Rose, ja też tu mieszkam- odparł lekko się uśmiechając.
Ktoś zapukał. Delikatnie i krótko- Lissa. Zapadłam się głębiej w krzesło, co Dymitr skomentował upominającym spojrzeniem. Nie chciałam z nią rozmawiać, a na myśl, że wyjedziemy tylko we dwie czułam dyskomfort. Wstałam jednak niechętnie i otworzyłam jej drzwi. Zauważyłam, że ubrana jest cały czas w tę samą suknię, zwykle przebierała się po radach.
-Dymitr ktoś do ciebie!- wykrzyknęłam złośliwie przepuszczając ją w drzwiach.
-Chciałam z tobą porozmawiać- przyznała cicho Lissa.
Do przedpokoju wyszedł Dymitr i skłonił się jej zgrabnie.
-Wasza Wysokość- powiedział przy tym.
-Strażniku Bielikow- odparła uprzejmie Królowa.
-W salonie?- spytałam przyjaciółki.
Kiwnęła głową i weszła do pokoju. Dymitr chwycił mnie za rękę, zanim poszłam za nią.
-Będę za cztery godziny- oznajmił.
-Przecież to środek dnia- pomyślałam, że źle to brzmi, więc dodałam- na pewno usnę nim wrócisz- mówiłam głośnym szeptem.- Co ty robisz tą Alberą?!
-Nie musisz na mnie czekać, wyśpij się- odpowiedział równie cicho.- Nie przejmuj się mną, bo to rzeczywiście środek, że tak to ujmę nocy.
-No właśnie, naszej nocy- położyłam nacisk na jedno słowo.
-Dwie i pół godziny?- spytał.
-Dasz radę to załatwić w niecałe trzy?!- zdziwiłam się również tym, że tak szybko go przekonałam.
-Nie tego chciałaś?- odparł widząc moją minę.
-Tego- cmoknęłam go w policzek i ruszyłam za Lissą.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej! Przepraszam, że rozdziały pojawiają się rzadziej niż powinny. Jestem jednak przed egzaminami i dlatego tak jeszcze przez jakiś czas będzie. Liczę na waszą wyrozumiałość i dziękuję za komentarze w stylu: "kiedy następny?" Jak je czytam mam ochotę odpisać: JUTRO. Najwyraźniej dzisiaj jest to "jutro" :D
Jest! Nareszcie! Boski rozdział! Rozumie. Nauka itd, ale liczę że rozdziały będą tak fantastyczne jak ten! Boski! Świetny! Taki słodki. Kocham Romitri w twoim wydaniu! Nie mam pojecia co jeszcze napisać... Bo prostu 👌👌👌
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ❤❤❤
Biedna Rose. Jak ona wytrzyma bez Bielikowa. Już za nim tęskni. Rozdział świetny. Rozumiem Cię doskonale. Szkoła to przekleństwo, możliwość znęcania się nauczycieli nad uczniami i zajmowanie im wolnego czasu lekcjami i nauką. Mam nadzieję, że poradzisz sobie dobrze na egzaminach. Życzę powodzenia i weny. :-*
OdpowiedzUsuń