-Chciałabym,
żeby nigdy nie zmieniono mi podopiecznego, żebyśmy skończyli
dobrze te studia i zamieszkali na Dworze. Chciałbym tam mieszkać na
stałe- podkreślił dwa ostatnie wyrazy- z narzeczoną. Chciałbym,
aby była bezpieczna, aby jej nikt nie wystawiał na ciągłe próby.
Chciałbym, żeby najlepsza, królewska strażniczka Hathaway, była
szczęśliwa i żeby to szczęście znalazła ze mną- mówił coraz
ciszej, aż zupełnie zamilkł.
-Kiedyś, chciałabym mieć męża, który by miał na nazwisko Dymitr Bielikow.
Usłyszałam jak się śmieje. Nie trwało to długo, ale w uszach dalej rozbrzmiewał mi ten dźwięk.
-Myślę, że da się załatwić. Też bym tego chciał. Uśniesz teraz spokojnie?- spytał troskliwie.
Pokiwałam głową, co zapewne poczuł.
Leżałam milcząc. Nie chciałam już spać. Jeździłam palcami po torsie Dymitra. Myśląc o tym jak sobie poradzi, kiedy sytuacje z Robertem i Avery będą się powtarzać. Miałam nadzieję, że jestem silna na tyle, by nie było ich zbyt wiele. W końcu Lissa ma jakiś plan.
Dymitr delikatnie chwycił moją dłoń, którą błądziłam po jego brzuchu. Poczułam na niej równy oddech, a następnie dotyk ust. Nie wiem, o czym myślał, ale ten gest był niezwykle pocieszający. Kiedy puścił moją rękę wróciłam do poprzedniego zajęcia.
-Kocham cię- powiedział nagle.
-Wiem- powiedziałam całując jego ramię.- Ja ciebie też.
-Pamiętaj o tym, proszę- szepnął.- O tym, że to uczucie jest wzajemne.
Ponownie nastąpiła cisza. Powieki powoli zaczęły mi się przymykać. Usypiałam, ale wiedziałam, że Dymitr wciąż jest czujny i o czymś myśli. Uśmiechnęłam się lekko.
***
Otworzyłam oczy i przyciągnęłam się. Rozejrzałam się po pokoju. Dymitr stał przy oknie. Ręce miał skrzyżowane na piersi. Miał poważną minę i gniewne spojrzenie. Włosy miał związane, a ubrany był jedynie w spodnie od piżamy.
Zamruczałam przeciągle.
-Dzień dobry, Towarzyszu.
Odwrócił się w moim kierunku. Jego spojrzenie złagodniało.
-Jak się spało?- spytał.
Zamiast odpowiedzi przysunęłam się do ściany i odsunęłam kołdrę z miejsca, które mu zrobiłam. Pokręcił głową patrząc w podłogę. W końcu podszedł do łóżka i położył się obok.
-Czy ty w ogóle usnąłeś?- powiedziałam podciągając się.
Opieraliśmy głowy na jednej poduszce, patrząc sobie w oczy.
-Tak.
-Wolę nie pytać, czy na godzinę, czy dwie. Chyba, że nie chcesz się przyznać, że skopałam cię z łóżka- dodałam, żeby poprawić mu humor.
-Nie dałabyś rady- odpowiedział.
Spojrzałam na niego udając oburzenie.
-Jeszcze się przekonamy.
Popchnęłam go ku krawędzi, ale nawet nie drgnął.
-Mówiłem- zaśmiał się.
Popchnęłam go trochę mocniej. Tym razem spadł z łóżka. Niestety pociągnął mnie za sobą.
Wylądowałam na nim wtórując mu śmiechem.
-Zrobiłeś to specjalnie!- wykrzyknęłam.
-Oczywiście i jak zyskałem.
Zarzucił mi ręce na plecy. Zdałam sobie sprawę, że jestem naga. Zawstydzona ściągnęłam kołdrę z łóżka i nakryłam nas.
-Wstydzisz się mnie?- zdziwił się.
-Siebie się wstydzę, podasz mi swoją koszulkę?
-Nie.
-Nie?!- myślałam, że nawet nie przyjdzie mu do głowy, żeby protestować.
-Muszę się tobą nacieszyć.
-Co musi...?
Przerwał mi pocałunkiem. Obrócił mnie przy tym na plecy i pochylił się nade mną. Z chęcią się temu poddałam. Czułam na biodrach silne dłonie Dymitra. Mocniej wpiłam się w jego usta.
-Jedź ze mną do Lehigh- jęknęłam.- Inaczej życie jest niesprawiedliwe.
Uśmiechnął się pokazując zęby, bez żadnych okropnych kłów.
-Może faktycznie się ubierz, bo inaczej spojrzę pod kołdrę i będę gotowy ci potakiwać.
Cieszyłam się, że ma dobry humor. Po wczorajszej atmosferze nie został żaden ślad.
Podniosłam lekko głowę i cmoknęłam go w policzek.
-Budzimy te śpiochy za ścianą?- spytałam.
-Może najpierw się ubierzmy- podsunął.
Wstał i wyciągnął do mnie rękę podciągając mnie. Zauważyłam, że moje wczorajsze ubrania wiszą na jednych z foteli. Dymitr musiał je przynieść z łazienki, kiedy spałam. Sięgnęłam po spodnie i włożyłam je szybko. Poczułam dłoń odgarniającą mi włosy z karku, po czym wyczułam na nim ciepłe wargi.
-Będziesz mi przeszkadzał, czy pomożesz Towarzyszu?
-Z chęcią- mruknął.
Zapiął mi stanik i koszulę. Później sam ubrał się w dżinsy i czarną koszulkę. Nie wyglądał jak poważny i groźny strażnik. Przypominał zwykłego studenta. Chwyciłam go za rękę i wyprowadziłam z pokoju.
Wolną dłonią zastukałam do drzwi Christina. Usłyszałam powolne kroki i chwili w progu stał zaspany moroj.
-Spokojnie Liss, to tylko oni!- wykrzyknął odwracając się.- Czego chcecie w środku nocy?
-Mistrzu spostrzegawczości, dzień się zaczął!- minęłam go ciągnąc za sobą Dymitra.-Lissa?!
-Jestem w łazience!- odpowiedziała.
-To się szykuj i pamiętaj, żeby zadzwonić do Connera. Przywiezie wam świeże śniadanie! My z Dymitrem jesteśmy bardziej wybredni. Pójdziemy do jakiegoś sklepu i zaraz wrócimy.
-Pójdziemy do jakiegoś sklepu?- odparł zdziwiony Dymitr mocniej ściskając moją dłoń.- A kto się zaopiekuje Królową i moim podopiecznym?- upomniał mnie przyciągając do siebie.
-Strażnik Conner- uniosłam brwi i szybko cmoknęłam go w policzek.- To my idziemy- zawiadomiłam baczenie przyglądającego się nam Christiana.
Szybko wyprowadziłam Dymitra i usłyszałam jak moroj zamyka drzwi. Spojrzałam na twarz strażnika. Dalej trzymałam go za dłoń, ale zauważyłam, że drugą ma przyłożoną do policzka, w który go przed chwilą pocałowałam.
-Co to było?- spytał wskazując na drzwi do pokoju podopiecznych.
-Lekkie zamieszanie z rana- powiedziałam zadowolona.
-Masz taki dobry humor, że aż szkoda ci go popsuć- oznajmił wchodząc do pokoju.
-Ale...?- podsunęłam mu.
-Zmieszałem się, kiedy okazałaś uczucia- zamknął za nami.
Zaśmiałam się i zarzuciłam mu ręce na szyję.
-Teraz też się tak czujesz?- drażniłam się z nim.
-Teraz jestem bardziej pewny siebie- odpowiedział opierając mi ręce na biodrach.
Spojrzałam na niego wymownie.
-Nie musimy się czasem szykować do wyjścia?- zasugerowałam.
-Nigdzie nie wyjdziemy, nie zostawimy morojów bez opieki. Rose, doskonale wiesz na czym polegają nasze obowiązki.
-Przyjedzie Conner. Co im się tu może stać?- podsuwałam mu z uśmiechem biorąc torebkę z fotela.
-Z doświadczenia wiem,że dzieją się najgorsze rzeczy, kiedy mnie akurat nie ma przy podopiecznym- odparł poważnie.
Ugryzłam się w język słysząc te słowa. Dymitr wypominał sytuację, na którą nie miał wpływu.
Rozumiałam, że to bolesne, ale nie chciałam by rzutowało to na jego przyszłość.
-To nam dobrze zrobi- przekonywałam go.- Nie daj się prosić.
Podeszłam do niego i oparłam mu ręce na torsie oczekując odpowiedzi.
-Rose, nie chcę ryzykować.
-Nie sądziłam, że jesteś aż tak odporny na mój urok- powiedziałam przejeżdżając mu ręką po ramieniu, kiedy go wymijałam.
Złapał ją zanim odeszłam i przyciągnął mnie do siebie. Spojrzał mi w oczy. Oparł dłoń na mojej szyi i przysunął się do mnie. Poczułam silny dotyk jego ust na moich. Jednak pierwszy raz nie na tym się skupiłam. Wyraźniej czułam dłoń, która delikatnie unosiła moją twarz. Kciukiem muskał mój policzek, a pozostałe palce przesuwał po szyi. Miałam wrażenie, że obydwoje znaleźliśmy pocieszenie i spokój. Odsunęłam się dopiero, kiedy byłam pewna, że za sekundę nie powtórzę tego ponownie.
-To pójdziesz ze mną?- spytałam.
-Nie za bardzo ufam Connerowi- przyznał, czym trochę mnie rozbawił.
-Bo wierzysz jedynie w swoje umiejętności, Kowboju.
-Tobie ufam- odparł poważnie.
Wiedziałam, że mówi szczerze. Jednak wiedziałam również, że w ten sposób przekonuje byśmy zostali.
-Ten strażnik ma większe doświadczenie niż ja. Pewnie ma ledwo czterdziestkę! Da sobie radę. Chodź- poprosiłam przymilnie.
-Rose, ledwo czterdziestkę?! On jest po pięćdziesiątce! Mógłby od dawna być twoim ojcem!
Patrzyłam na niego niepewnie. Chyba żartuje. Nie pomyliłabym się o dziesięć lat. Musiał coś pomylić. Bardziej prawdopodobne wydawało mi się, że mówimy o innym Connerze.
-Więc na pewno da sobie z nimi radę. Ty go chyba rozumiesz?- drażniłam się z nim.- Też się męczysz z grupom nastolatków. Też mógłbyś być moim... Może trochę przegięłam.
Dymitr odsunął się ode mnie i oparł ręce na biodrach. Spojrzał na mnie przekręcając lekko głowę. Ciekawa byłam o czym myśli.
-Co ja mam z tobą zrobić? Tak cię kocham, a ty mnie porównujesz do Abe'a Mazura. Rose, wiesz przecież ile mam lat. Wiedziałaś zanim zrozumiałaś jak ważna dla mnie jesteś.
-Dymitr, tego dowiedziałam się niestety za późno. To mnie jednak nie powstrzymało. Przed tym- wskoczyłam na niego i oplotłam go nogami w pasie.
Odruchowo położył mi ręce na plecach.
-I przed tym- nachyliłam się i zaczęłam całować jego kark.
Usłyszałam jego szczery śmiech.
-Dobrze, dość. Pójdę gdzie zechcesz.
-Do Lehigh?- nasunęło mi się.
-Myślałem o sklepie po drugiej stronie ulicy- przyznał.
-Na początek może być- zeskoczyłam z niego rozwiązując mu przy tym włosy.- Tak lepiej.
Patrzył na mnie z tym uroczym błyskiem w oku,który był nie do podrobienia. Wyszliśmy z pokoju. Dymitr zamykał drzwi, kiedy usłyszałam kroki na korytarzu.
-Rose!- zawołał Conner.
Rozdrażniło mnie, że nie zwraca się używając tytułu strażniczki. Zapomniałam już, że mieliśmy udawać rodzinę.
-Tato! Idziemy na zakupy. Lissa już na ciebie czeka, my zaraz wrócimy- mówiłam głośno i pewnie.
Zdziwiłam go tym. Nawet tego nie ukrywał. Otworzył szeroko usta i zamrugał parę razy. Dymitr odwrócił się do nas.
-Strażniku Bielikow, czy mam coś jeszcze zrobić?- spytał przejęty Conner.
-Pamiętać, żeby nie mówić tak dziwnie, żadnego strażniku, po prostu Dymitr.
Teraz z Connerem mieliśmy identyczne miny. Dymitr powiedział to naturalnie, ale ja dalej nie mogłam w to uwierzyć. Niby każdy ma udawać?! Conner ma mu mówić po imieniu?! A on do niego jak?! Panie Hathaway?! Czy ja jestem panna Conner?! Cała ta sytuacja wydawała mi się komiczna. Za to Conner wyglądał jakby przełykał coś okropnego w smaku.
-Dobrze, Dymitrze. Poczekam na was u- cisnęło mu się na usta "Królowej.- U Lissy.
Bielikow kiwnął głową i ruszył ku schodom na dół. Cierpliwie szłam obok, ale kiedy poczułam na twarzy ciepły wiatr nie wytrzymałam.
-Co to było, Dymitrze?- zaśmiałam się głośno.
-Dla mnie to też było dziwne, ale rozumiem jego zmieszanie- rzucił wymijająco.
Przystanęłam na schodach akademika.
-W końcu jestem dla niego kimś w rodzaju szefa.
-Chwila moment! Conner jest dla mnie przełożonym. Chcesz powiedzieć, że jesteś również moim, jak ty to ująłeś? Szefem?!- myślałam, że się uduszę ze śmiechu.
-Pamiętaj, że w tej piramidzie najwyżej stoi Hans.
-Ale ty jesteś zaraz po nim? Jestem narzeczoną szefa! Myślałam, że poza Hansem wszyscy jesteśmy sobie równi!- potknęłam się podczas napadu śmiechu.
Dymitr chyba miał dość. Chwycił mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię.
-Hej, postaw mnie!
-Jak to wydedukowałaś jestem twoim "szefem", więc jeszcze chwilę cię pomęczę.
Dotarł do mnie jasny przekaz: przesadziłam. Nawet jeżeli Dymitr faktycznie mógł więcej, nigdy nie dał mi tego odczuć. Pewnie, gdybym go nie podpuszczała, nie wspomniałby mi o tym. Chociaż powinnam zrozumieć już na początku, że mimo, iż jestem strażniczką Królowej, on jest wyżej w hierarchii. Kto by nie chciał tak zdolnego strażnika?! I to mimo ogromnego doświadczenia tak młodego?!
Dymitr postawił mnie na ziemi, kiedy zeszedł ze schodów i ujął moją dłoń.
-Dokąd chcesz iść?- spytał spokojnie.
Moje myśli od razu poszły innym torem. Mieliśmy z godzinę biorąc pod uwagę, że Lissa z Christianem muszą coś zjeść, a później na chwilę zostanie z nimi Conner.
Poczułam się nagle tak szczęśliwa. Wyglądaliśmy jak zwyczajni studenci. Chwilowo nikt od nas niczego nie wymagał. Spojrzałam na Dymitra. Nie, nie wyglądaliśmy jak studenci. Wyglądaliśmy jak studentka z groźnym ochroniarzem. Prychnęłam ze śmiechu.
-Na początku...- stanęłam za nim i wskoczyłam mu na plecy.
Objęłam jego szyję, a on podtrzymał moje nogi.
-To jaki mamy cel?- spytał.
-Przed siebie- zaśmiałam się, pokazując kierunek ręką.
Oparłam głowę na jego plecach.
Był dość ciepły poranek jak na tę porę roku. Dymitr przeciął trawnik, idąc w stronę, którą wskazałam.
-Hej! Prosiłam was,żebyście tego nie robili!
Dymitr odwrócił się, kiedy dotarł do niego głos jakieś kobiety. Staliśmy, patrząc na kierującą się ku nam postać. Ubrana była w prostą, błękitną sukienkę, długi, granatowy sweter , a na nogach trampki. Blond włosy miała zaplecione w warkocz, który przechodził przez jej lewe ramię.
-Możecie tego nie robić?- spytała zrezygnowana.
Zupełnie nie wiedziałam o co jej chodzi. Zauważyłam za to identyfikator przyczepiony do jej stroju.
-Zoey?- odparłam dalej wisząc na plecach Bielikowa.
Kiwnęła głową, więc wyciągnęłam do niej rękę nad ramieniem Dymitra.
-Jestem Rose- uścisnęła mi dłoń.- A to Dymitr- poklepałam drugą ręką pierś ukochanego.
Pokiwał jej tylko głową.
-Co właściwie robimy źle?- spytał ją od razu.
-Ledwo wczoraj posprzątałam ten trawnik i skosiłam- zaczęła narzekać.
-Ty?- przerwałam jej.
-Rose, to nic wielkiego- mruknął Dymitr.
Byłam pewna, że chodziło mu o to,że sama dałabym sobie z tym radę, że to prosta czynność, przy której bym się nie zmęczyła. Dla Zoey źle to zabrzmiało.
-Tak? Następnym razem, sam spróbujesz. Jaki masz numer pokoju?- zdenerwowała się.
-105- odpowiedział jej spokojnie.
Na jego miejscu zaczęłabym się tłumaczyć. On nie miał nic złego na myśli. Kiedy otworzyłam buzie, żeby zrobić to za niego podrzucił mną lekko, jakby poprawiał moją pozycję.
-Wobec tego w sobotę rano czeka cię dodatkowa praca- była wyraźnie zadowolona.
Rozbawiła mnie tym. Myślała, że nieźle go zdenerwowała. Praca była tak że Dymitr upora się z tym w piętnaście minut. Dodatkowo nie zdziwiłabym się, gdyby sprawiło mu to przyjemność.
-Dobrze- powiedział wymijająco.
Pomyśleliśmy, że rozmowa skończona. Ta kobiet tak nie pomyślała.
-Dobrze?!- oburzyła się.- Co ty sobie wyobrażasz, przystojniaczku? Znalazł się następny studencik, który myśli, że zwojuje świat!
Myślałam, że oczy mi z orbit wyjdą. Zoey bez wątpienia była człowiekiem. Żadnym dampirem czy morojem i to od pokoleń.
-Absolutnie- kontynuował spokojny Bielikow.- Poza tym, ja już wygrałem w życiu wszystko, co miałem do wygrania.
Przejechał dłonią po mojej ręce zaciśniętej na jego koszulce. Wtuliłam się w jego szyję ukrywając uśmiech.
-Spadajcie, bo nie mogę na was patrzeć- machnęła na nas ręką.- Rose, wydajesz się sympatyczna, więc zdradzę ci tajemnicę: tacy jak on znudzą się taką jak ty po drugiej imprezie.
-Pewnie masz rację!- krzyknęłam, gdy odchodziliśmy.- Gdyby tacy jak on byli chociaż na jednej imprezie- szepnęłam na do ucha uśmiechnięta.
-Czy wystarczyło się ubrać normalnie, żeby wziąć mnie za studenta?- spytał zdziwiony.
Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. W pierwszej chwili chciałam potwierdzić, ale to może go urazić. Od lat trenuje, ma świetną postawę strażnika, chodzi non-stop w oficjalnym stroju, a ja mam teraz oznajmić, że zmieniły go ciuchy?!
-Wiesz, strażniku Bielikow- trąciłam nosem jego ucho.- Sam strój nie wystarczy. Jednak, ty idziesz na terenie kampusu z dziewczyną na plecach. Dodatkowo śmiejemy się co chwila, wyglądamy nieodpowiedzialnie, młodo i niszczymy trawniki.
-Ładny musi być ten widok- mruknął.
Dymitr szedł tą samą drogą, którą biegłam wczoraj. Dzięki temu wiedziałam, gdzie jest sklep.
-Dokąd teraz, Rose?
-Już niedaleko, cały czas prosto. Wczoraj tędy szłam- odpowiedziałam.
-Niestety.
Czułam jak napięły mu się mięśnie. Uścisnęłam go mocniej.
-Dzisiaj lepiej się tu czuję- przyznałam by rozładować atmosferę.
-Bo na pewno jesteś bezpieczna- rzucił.
Słyszałam, że stara się ukryć zdenerwowanie. Jednak nie był na mnie zły. Wtedy by mi to okazał, nie starałby się tego ukryć.
-Nie dlatego- upierałam się.- Teraz jestem tu z... hm jak to było? A! Z przystojniaczkiem!- wykrzyknęłam.
-Rose, ciszej- powiedział szybko.- Proszę, nie powtarzaj tego więcej, zapomnijmy o tym.
-Dlaczego? To takie zabawne. To twój pierwszy dzień, a już masz przezwisko! Jakie trafne! Chociaż gorsze niż bóg- dodałam bardziej do siebie.
-Dość- zrezygnowany postawił mnie na ziemi koło jakiegoś budynku, byśmy nie stali na środku ulicy. Złapał mnie za ramiona.- Nigdy tego nie chciałem- żeby ktoś mnie oceniał po wyglądzie.
-To nie twoja wina- zauważyłam.- Nie miałeś wpływu na to, że będziesz taki przystojny.
-Rose...Wiesz, o co mi chodzi. Rozumiesz to.
Oczywiście, że tak. Doskonale pamiętałam jak plotkowali o mnie w Akademii. Wydawało im się, że skoro tak wyglądam to tylko jedna kariera mi w życiu pisana.
-Bawi mnie jedynie, że pierwsza napotkana przez nas osoba widzi w tobie kogoś, kogo nigdy w tobie nie widziałam: beztroskiego, szalonego imprezowicza i ta sama osoba, pod wpływem emocji myśli, że cię obraża nazywając przystojniakiem.
Dymitr uśmiechnął się pod nosem i objął mnie ramieniem.
-Chodźmy podbić ten sklep spożywczy- zażartował.
-Kiedyś, chciałabym mieć męża, który by miał na nazwisko Dymitr Bielikow.
Usłyszałam jak się śmieje. Nie trwało to długo, ale w uszach dalej rozbrzmiewał mi ten dźwięk.
-Myślę, że da się załatwić. Też bym tego chciał. Uśniesz teraz spokojnie?- spytał troskliwie.
Pokiwałam głową, co zapewne poczuł.
Leżałam milcząc. Nie chciałam już spać. Jeździłam palcami po torsie Dymitra. Myśląc o tym jak sobie poradzi, kiedy sytuacje z Robertem i Avery będą się powtarzać. Miałam nadzieję, że jestem silna na tyle, by nie było ich zbyt wiele. W końcu Lissa ma jakiś plan.
Dymitr delikatnie chwycił moją dłoń, którą błądziłam po jego brzuchu. Poczułam na niej równy oddech, a następnie dotyk ust. Nie wiem, o czym myślał, ale ten gest był niezwykle pocieszający. Kiedy puścił moją rękę wróciłam do poprzedniego zajęcia.
-Kocham cię- powiedział nagle.
-Wiem- powiedziałam całując jego ramię.- Ja ciebie też.
-Pamiętaj o tym, proszę- szepnął.- O tym, że to uczucie jest wzajemne.
Ponownie nastąpiła cisza. Powieki powoli zaczęły mi się przymykać. Usypiałam, ale wiedziałam, że Dymitr wciąż jest czujny i o czymś myśli. Uśmiechnęłam się lekko.
***
Otworzyłam oczy i przyciągnęłam się. Rozejrzałam się po pokoju. Dymitr stał przy oknie. Ręce miał skrzyżowane na piersi. Miał poważną minę i gniewne spojrzenie. Włosy miał związane, a ubrany był jedynie w spodnie od piżamy.
Zamruczałam przeciągle.
-Dzień dobry, Towarzyszu.
Odwrócił się w moim kierunku. Jego spojrzenie złagodniało.
-Jak się spało?- spytał.
Zamiast odpowiedzi przysunęłam się do ściany i odsunęłam kołdrę z miejsca, które mu zrobiłam. Pokręcił głową patrząc w podłogę. W końcu podszedł do łóżka i położył się obok.
-Czy ty w ogóle usnąłeś?- powiedziałam podciągając się.
Opieraliśmy głowy na jednej poduszce, patrząc sobie w oczy.
-Tak.
-Wolę nie pytać, czy na godzinę, czy dwie. Chyba, że nie chcesz się przyznać, że skopałam cię z łóżka- dodałam, żeby poprawić mu humor.
-Nie dałabyś rady- odpowiedział.
Spojrzałam na niego udając oburzenie.
-Jeszcze się przekonamy.
Popchnęłam go ku krawędzi, ale nawet nie drgnął.
-Mówiłem- zaśmiał się.
Popchnęłam go trochę mocniej. Tym razem spadł z łóżka. Niestety pociągnął mnie za sobą.
Wylądowałam na nim wtórując mu śmiechem.
-Zrobiłeś to specjalnie!- wykrzyknęłam.
-Oczywiście i jak zyskałem.
Zarzucił mi ręce na plecy. Zdałam sobie sprawę, że jestem naga. Zawstydzona ściągnęłam kołdrę z łóżka i nakryłam nas.
-Wstydzisz się mnie?- zdziwił się.
-Siebie się wstydzę, podasz mi swoją koszulkę?
-Nie.
-Nie?!- myślałam, że nawet nie przyjdzie mu do głowy, żeby protestować.
-Muszę się tobą nacieszyć.
-Co musi...?
Przerwał mi pocałunkiem. Obrócił mnie przy tym na plecy i pochylił się nade mną. Z chęcią się temu poddałam. Czułam na biodrach silne dłonie Dymitra. Mocniej wpiłam się w jego usta.
-Jedź ze mną do Lehigh- jęknęłam.- Inaczej życie jest niesprawiedliwe.
Uśmiechnął się pokazując zęby, bez żadnych okropnych kłów.
-Może faktycznie się ubierz, bo inaczej spojrzę pod kołdrę i będę gotowy ci potakiwać.
Cieszyłam się, że ma dobry humor. Po wczorajszej atmosferze nie został żaden ślad.
Podniosłam lekko głowę i cmoknęłam go w policzek.
-Budzimy te śpiochy za ścianą?- spytałam.
-Może najpierw się ubierzmy- podsunął.
Wstał i wyciągnął do mnie rękę podciągając mnie. Zauważyłam, że moje wczorajsze ubrania wiszą na jednych z foteli. Dymitr musiał je przynieść z łazienki, kiedy spałam. Sięgnęłam po spodnie i włożyłam je szybko. Poczułam dłoń odgarniającą mi włosy z karku, po czym wyczułam na nim ciepłe wargi.
-Będziesz mi przeszkadzał, czy pomożesz Towarzyszu?
-Z chęcią- mruknął.
Zapiął mi stanik i koszulę. Później sam ubrał się w dżinsy i czarną koszulkę. Nie wyglądał jak poważny i groźny strażnik. Przypominał zwykłego studenta. Chwyciłam go za rękę i wyprowadziłam z pokoju.
Wolną dłonią zastukałam do drzwi Christina. Usłyszałam powolne kroki i chwili w progu stał zaspany moroj.
-Spokojnie Liss, to tylko oni!- wykrzyknął odwracając się.- Czego chcecie w środku nocy?
-Mistrzu spostrzegawczości, dzień się zaczął!- minęłam go ciągnąc za sobą Dymitra.-Lissa?!
-Jestem w łazience!- odpowiedziała.
-To się szykuj i pamiętaj, żeby zadzwonić do Connera. Przywiezie wam świeże śniadanie! My z Dymitrem jesteśmy bardziej wybredni. Pójdziemy do jakiegoś sklepu i zaraz wrócimy.
-Pójdziemy do jakiegoś sklepu?- odparł zdziwiony Dymitr mocniej ściskając moją dłoń.- A kto się zaopiekuje Królową i moim podopiecznym?- upomniał mnie przyciągając do siebie.
-Strażnik Conner- uniosłam brwi i szybko cmoknęłam go w policzek.- To my idziemy- zawiadomiłam baczenie przyglądającego się nam Christiana.
Szybko wyprowadziłam Dymitra i usłyszałam jak moroj zamyka drzwi. Spojrzałam na twarz strażnika. Dalej trzymałam go za dłoń, ale zauważyłam, że drugą ma przyłożoną do policzka, w który go przed chwilą pocałowałam.
-Co to było?- spytał wskazując na drzwi do pokoju podopiecznych.
-Lekkie zamieszanie z rana- powiedziałam zadowolona.
-Masz taki dobry humor, że aż szkoda ci go popsuć- oznajmił wchodząc do pokoju.
-Ale...?- podsunęłam mu.
-Zmieszałem się, kiedy okazałaś uczucia- zamknął za nami.
Zaśmiałam się i zarzuciłam mu ręce na szyję.
-Teraz też się tak czujesz?- drażniłam się z nim.
-Teraz jestem bardziej pewny siebie- odpowiedział opierając mi ręce na biodrach.
Spojrzałam na niego wymownie.
-Nie musimy się czasem szykować do wyjścia?- zasugerowałam.
-Nigdzie nie wyjdziemy, nie zostawimy morojów bez opieki. Rose, doskonale wiesz na czym polegają nasze obowiązki.
-Przyjedzie Conner. Co im się tu może stać?- podsuwałam mu z uśmiechem biorąc torebkę z fotela.
-Z doświadczenia wiem,że dzieją się najgorsze rzeczy, kiedy mnie akurat nie ma przy podopiecznym- odparł poważnie.
Ugryzłam się w język słysząc te słowa. Dymitr wypominał sytuację, na którą nie miał wpływu.
Rozumiałam, że to bolesne, ale nie chciałam by rzutowało to na jego przyszłość.
-To nam dobrze zrobi- przekonywałam go.- Nie daj się prosić.
Podeszłam do niego i oparłam mu ręce na torsie oczekując odpowiedzi.
-Rose, nie chcę ryzykować.
-Nie sądziłam, że jesteś aż tak odporny na mój urok- powiedziałam przejeżdżając mu ręką po ramieniu, kiedy go wymijałam.
Złapał ją zanim odeszłam i przyciągnął mnie do siebie. Spojrzał mi w oczy. Oparł dłoń na mojej szyi i przysunął się do mnie. Poczułam silny dotyk jego ust na moich. Jednak pierwszy raz nie na tym się skupiłam. Wyraźniej czułam dłoń, która delikatnie unosiła moją twarz. Kciukiem muskał mój policzek, a pozostałe palce przesuwał po szyi. Miałam wrażenie, że obydwoje znaleźliśmy pocieszenie i spokój. Odsunęłam się dopiero, kiedy byłam pewna, że za sekundę nie powtórzę tego ponownie.
-To pójdziesz ze mną?- spytałam.
-Nie za bardzo ufam Connerowi- przyznał, czym trochę mnie rozbawił.
-Bo wierzysz jedynie w swoje umiejętności, Kowboju.
-Tobie ufam- odparł poważnie.
Wiedziałam, że mówi szczerze. Jednak wiedziałam również, że w ten sposób przekonuje byśmy zostali.
-Ten strażnik ma większe doświadczenie niż ja. Pewnie ma ledwo czterdziestkę! Da sobie radę. Chodź- poprosiłam przymilnie.
-Rose, ledwo czterdziestkę?! On jest po pięćdziesiątce! Mógłby od dawna być twoim ojcem!
Patrzyłam na niego niepewnie. Chyba żartuje. Nie pomyliłabym się o dziesięć lat. Musiał coś pomylić. Bardziej prawdopodobne wydawało mi się, że mówimy o innym Connerze.
-Więc na pewno da sobie z nimi radę. Ty go chyba rozumiesz?- drażniłam się z nim.- Też się męczysz z grupom nastolatków. Też mógłbyś być moim... Może trochę przegięłam.
Dymitr odsunął się ode mnie i oparł ręce na biodrach. Spojrzał na mnie przekręcając lekko głowę. Ciekawa byłam o czym myśli.
-Co ja mam z tobą zrobić? Tak cię kocham, a ty mnie porównujesz do Abe'a Mazura. Rose, wiesz przecież ile mam lat. Wiedziałaś zanim zrozumiałaś jak ważna dla mnie jesteś.
-Dymitr, tego dowiedziałam się niestety za późno. To mnie jednak nie powstrzymało. Przed tym- wskoczyłam na niego i oplotłam go nogami w pasie.
Odruchowo położył mi ręce na plecach.
-I przed tym- nachyliłam się i zaczęłam całować jego kark.
Usłyszałam jego szczery śmiech.
-Dobrze, dość. Pójdę gdzie zechcesz.
-Do Lehigh?- nasunęło mi się.
-Myślałem o sklepie po drugiej stronie ulicy- przyznał.
-Na początek może być- zeskoczyłam z niego rozwiązując mu przy tym włosy.- Tak lepiej.
Patrzył na mnie z tym uroczym błyskiem w oku,który był nie do podrobienia. Wyszliśmy z pokoju. Dymitr zamykał drzwi, kiedy usłyszałam kroki na korytarzu.
-Rose!- zawołał Conner.
Rozdrażniło mnie, że nie zwraca się używając tytułu strażniczki. Zapomniałam już, że mieliśmy udawać rodzinę.
-Tato! Idziemy na zakupy. Lissa już na ciebie czeka, my zaraz wrócimy- mówiłam głośno i pewnie.
Zdziwiłam go tym. Nawet tego nie ukrywał. Otworzył szeroko usta i zamrugał parę razy. Dymitr odwrócił się do nas.
-Strażniku Bielikow, czy mam coś jeszcze zrobić?- spytał przejęty Conner.
-Pamiętać, żeby nie mówić tak dziwnie, żadnego strażniku, po prostu Dymitr.
Teraz z Connerem mieliśmy identyczne miny. Dymitr powiedział to naturalnie, ale ja dalej nie mogłam w to uwierzyć. Niby każdy ma udawać?! Conner ma mu mówić po imieniu?! A on do niego jak?! Panie Hathaway?! Czy ja jestem panna Conner?! Cała ta sytuacja wydawała mi się komiczna. Za to Conner wyglądał jakby przełykał coś okropnego w smaku.
-Dobrze, Dymitrze. Poczekam na was u- cisnęło mu się na usta "Królowej.- U Lissy.
Bielikow kiwnął głową i ruszył ku schodom na dół. Cierpliwie szłam obok, ale kiedy poczułam na twarzy ciepły wiatr nie wytrzymałam.
-Co to było, Dymitrze?- zaśmiałam się głośno.
-Dla mnie to też było dziwne, ale rozumiem jego zmieszanie- rzucił wymijająco.
Przystanęłam na schodach akademika.
-W końcu jestem dla niego kimś w rodzaju szefa.
-Chwila moment! Conner jest dla mnie przełożonym. Chcesz powiedzieć, że jesteś również moim, jak ty to ująłeś? Szefem?!- myślałam, że się uduszę ze śmiechu.
-Pamiętaj, że w tej piramidzie najwyżej stoi Hans.
-Ale ty jesteś zaraz po nim? Jestem narzeczoną szefa! Myślałam, że poza Hansem wszyscy jesteśmy sobie równi!- potknęłam się podczas napadu śmiechu.
Dymitr chyba miał dość. Chwycił mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię.
-Hej, postaw mnie!
-Jak to wydedukowałaś jestem twoim "szefem", więc jeszcze chwilę cię pomęczę.
Dotarł do mnie jasny przekaz: przesadziłam. Nawet jeżeli Dymitr faktycznie mógł więcej, nigdy nie dał mi tego odczuć. Pewnie, gdybym go nie podpuszczała, nie wspomniałby mi o tym. Chociaż powinnam zrozumieć już na początku, że mimo, iż jestem strażniczką Królowej, on jest wyżej w hierarchii. Kto by nie chciał tak zdolnego strażnika?! I to mimo ogromnego doświadczenia tak młodego?!
Dymitr postawił mnie na ziemi, kiedy zeszedł ze schodów i ujął moją dłoń.
-Dokąd chcesz iść?- spytał spokojnie.
Moje myśli od razu poszły innym torem. Mieliśmy z godzinę biorąc pod uwagę, że Lissa z Christianem muszą coś zjeść, a później na chwilę zostanie z nimi Conner.
Poczułam się nagle tak szczęśliwa. Wyglądaliśmy jak zwyczajni studenci. Chwilowo nikt od nas niczego nie wymagał. Spojrzałam na Dymitra. Nie, nie wyglądaliśmy jak studenci. Wyglądaliśmy jak studentka z groźnym ochroniarzem. Prychnęłam ze śmiechu.
-Na początku...- stanęłam za nim i wskoczyłam mu na plecy.
Objęłam jego szyję, a on podtrzymał moje nogi.
-To jaki mamy cel?- spytał.
-Przed siebie- zaśmiałam się, pokazując kierunek ręką.
Oparłam głowę na jego plecach.
Był dość ciepły poranek jak na tę porę roku. Dymitr przeciął trawnik, idąc w stronę, którą wskazałam.
-Hej! Prosiłam was,żebyście tego nie robili!
Dymitr odwrócił się, kiedy dotarł do niego głos jakieś kobiety. Staliśmy, patrząc na kierującą się ku nam postać. Ubrana była w prostą, błękitną sukienkę, długi, granatowy sweter , a na nogach trampki. Blond włosy miała zaplecione w warkocz, który przechodził przez jej lewe ramię.
-Możecie tego nie robić?- spytała zrezygnowana.
Zupełnie nie wiedziałam o co jej chodzi. Zauważyłam za to identyfikator przyczepiony do jej stroju.
-Zoey?- odparłam dalej wisząc na plecach Bielikowa.
Kiwnęła głową, więc wyciągnęłam do niej rękę nad ramieniem Dymitra.
-Jestem Rose- uścisnęła mi dłoń.- A to Dymitr- poklepałam drugą ręką pierś ukochanego.
Pokiwał jej tylko głową.
-Co właściwie robimy źle?- spytał ją od razu.
-Ledwo wczoraj posprzątałam ten trawnik i skosiłam- zaczęła narzekać.
-Ty?- przerwałam jej.
-Rose, to nic wielkiego- mruknął Dymitr.
Byłam pewna, że chodziło mu o to,że sama dałabym sobie z tym radę, że to prosta czynność, przy której bym się nie zmęczyła. Dla Zoey źle to zabrzmiało.
-Tak? Następnym razem, sam spróbujesz. Jaki masz numer pokoju?- zdenerwowała się.
-105- odpowiedział jej spokojnie.
Na jego miejscu zaczęłabym się tłumaczyć. On nie miał nic złego na myśli. Kiedy otworzyłam buzie, żeby zrobić to za niego podrzucił mną lekko, jakby poprawiał moją pozycję.
-Wobec tego w sobotę rano czeka cię dodatkowa praca- była wyraźnie zadowolona.
Rozbawiła mnie tym. Myślała, że nieźle go zdenerwowała. Praca była tak że Dymitr upora się z tym w piętnaście minut. Dodatkowo nie zdziwiłabym się, gdyby sprawiło mu to przyjemność.
-Dobrze- powiedział wymijająco.
Pomyśleliśmy, że rozmowa skończona. Ta kobiet tak nie pomyślała.
-Dobrze?!- oburzyła się.- Co ty sobie wyobrażasz, przystojniaczku? Znalazł się następny studencik, który myśli, że zwojuje świat!
Myślałam, że oczy mi z orbit wyjdą. Zoey bez wątpienia była człowiekiem. Żadnym dampirem czy morojem i to od pokoleń.
-Absolutnie- kontynuował spokojny Bielikow.- Poza tym, ja już wygrałem w życiu wszystko, co miałem do wygrania.
Przejechał dłonią po mojej ręce zaciśniętej na jego koszulce. Wtuliłam się w jego szyję ukrywając uśmiech.
-Spadajcie, bo nie mogę na was patrzeć- machnęła na nas ręką.- Rose, wydajesz się sympatyczna, więc zdradzę ci tajemnicę: tacy jak on znudzą się taką jak ty po drugiej imprezie.
-Pewnie masz rację!- krzyknęłam, gdy odchodziliśmy.- Gdyby tacy jak on byli chociaż na jednej imprezie- szepnęłam na do ucha uśmiechnięta.
-Czy wystarczyło się ubrać normalnie, żeby wziąć mnie za studenta?- spytał zdziwiony.
Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. W pierwszej chwili chciałam potwierdzić, ale to może go urazić. Od lat trenuje, ma świetną postawę strażnika, chodzi non-stop w oficjalnym stroju, a ja mam teraz oznajmić, że zmieniły go ciuchy?!
-Wiesz, strażniku Bielikow- trąciłam nosem jego ucho.- Sam strój nie wystarczy. Jednak, ty idziesz na terenie kampusu z dziewczyną na plecach. Dodatkowo śmiejemy się co chwila, wyglądamy nieodpowiedzialnie, młodo i niszczymy trawniki.
-Ładny musi być ten widok- mruknął.
Dymitr szedł tą samą drogą, którą biegłam wczoraj. Dzięki temu wiedziałam, gdzie jest sklep.
-Dokąd teraz, Rose?
-Już niedaleko, cały czas prosto. Wczoraj tędy szłam- odpowiedziałam.
-Niestety.
Czułam jak napięły mu się mięśnie. Uścisnęłam go mocniej.
-Dzisiaj lepiej się tu czuję- przyznałam by rozładować atmosferę.
-Bo na pewno jesteś bezpieczna- rzucił.
Słyszałam, że stara się ukryć zdenerwowanie. Jednak nie był na mnie zły. Wtedy by mi to okazał, nie starałby się tego ukryć.
-Nie dlatego- upierałam się.- Teraz jestem tu z... hm jak to było? A! Z przystojniaczkiem!- wykrzyknęłam.
-Rose, ciszej- powiedział szybko.- Proszę, nie powtarzaj tego więcej, zapomnijmy o tym.
-Dlaczego? To takie zabawne. To twój pierwszy dzień, a już masz przezwisko! Jakie trafne! Chociaż gorsze niż bóg- dodałam bardziej do siebie.
-Dość- zrezygnowany postawił mnie na ziemi koło jakiegoś budynku, byśmy nie stali na środku ulicy. Złapał mnie za ramiona.- Nigdy tego nie chciałem- żeby ktoś mnie oceniał po wyglądzie.
-To nie twoja wina- zauważyłam.- Nie miałeś wpływu na to, że będziesz taki przystojny.
-Rose...Wiesz, o co mi chodzi. Rozumiesz to.
Oczywiście, że tak. Doskonale pamiętałam jak plotkowali o mnie w Akademii. Wydawało im się, że skoro tak wyglądam to tylko jedna kariera mi w życiu pisana.
-Bawi mnie jedynie, że pierwsza napotkana przez nas osoba widzi w tobie kogoś, kogo nigdy w tobie nie widziałam: beztroskiego, szalonego imprezowicza i ta sama osoba, pod wpływem emocji myśli, że cię obraża nazywając przystojniakiem.
Dymitr uśmiechnął się pod nosem i objął mnie ramieniem.
-Chodźmy podbić ten sklep spożywczy- zażartował.
Świetny rozdział. Dymitr się w końcu odważył. Nawet zdobył nową ksywkę. Myślę, że dlugo nie zajmie mu stanie się bogiem. I już sobie znalazł pracę. Na sobotę. I będzie wtedy juz z Rose. Może mu pomoże. Pfi... Znudzi mu się?! Ona nic o nich nie wie. To miłość na zawsze. Nawet jeśli Rose czasami przegina. Dobrze, że Dymitr się na nią nie gnoewa. O zachowują się jak prawdziwi studenci. Zakochani studenci.💖💖💖 Oby ten dzień trwał wiecznie. Oni nie mogą się rozstać. Zobaczymy co będzie dalej. Czekam na następny i życzę weny.💖
OdpowiedzUsuńCzy ja już mówiłam jak bardzo uwielbiam twoje rozdziały?!?! Jak nie to : Uwielbiam twoje rozdziały. Jesteś genialna! Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńNajlepszy był przystojniaczek 💙💙💙 Tak dużo tu było ❤ No i Romitri... Nie, oni nie mogą tak po prostu odjechać od siebie i o.. Oni muszą być razem! Zgadzam sie z koleżanką... Niech ten dzień trwa jak najdłużej!
Pozdrawiam. Kocham. Życzę weny. Czekam na następny.
Kiedy następny?
OdpowiedzUsuńJa również uwielbiam twoje rozdziały. Cudownie piszesz.
OdpowiedzUsuń