czwartek, 28 kwietnia 2016

Rozdział 31

Lehigh. Już, dopiero, wreszcie, niestety- Lehigh. Musiałam  przyznać, że budynek nie wyglądał najgorzej. Był zbudowany z jasnej cegły. Mury- grube i solidne- wydawały się lekkie. Uniwersytet miał wiele okien, wiele, wiele, wiele okien zakończonych łukami. Niechętnie przyznałam, że wejście główne nie odstraszało. Dwie piękne wieże po bokach i portal. Kirova nie powstydziłaby się takiej szkoły. Kirova... Oby tu był lepszy dyrektor.
Dzisiaj nie udałyśmy się jednak do środka. Lissa szła ze mną i Connerem w kierunku internatu. Praktycznie wyglądało to tak, że ja szłam z przyjaciółką, a parę kroków za nami strażnik z walizkami. Mogliśmy obserwować otoczenie, a dzięki temu, nie rzucaliśmy się w oczy, staliśmy się bardziej naturalni.
Wejście do internatu przy tej szkole było skromne. Weszłyśmy po pięciu schodkach i otworzyłyśmy drzwi. Tam czekały kolejne schody... Tym razem zaczekałyśmy na Connera. Przytrzymałam mu drzwi, chciałam pomóc z walizkami, ale mi na to nie pozwolił.
Na korytarzu było dość ciemno, biorąc pod uwagę, że to środek dnia. Patrzyłam właśnie na duże stanowisko, z którego dochodziło najwięcej światła. Przy ladzie siedziała kobieta, a za nią znajdowała się wielka gablota zajmująca całą ścianę. Wisiały w niej klucze. Internat musiał być spory, skoro mieścił tyle pokoi.
Dziewczyna uśmiechała się do nas. Miała krótkie, ciemne włosy zaplecione w dwa warkocze. Jej oczy przypominały mi Christiana. Kiedy tylko się podniosła wstrzymałam oddech. Była morojką. Jasna cera, figura jak u Lissy. Wcale nie zdziwiłabym się gdyby pochodziła z rodziny Ozerów.
Wiedziała kim jesteśmy. Nawet tego nie ukrywała.
-Jaki zaszczyt!- wykrzyknęła.
Zaśmialiśmy się, jakbyśmy usłyszeli dobry żart.
-Nam również jest miło- przywitała ją Lissa.- Przepraszamy za opóźnienie
-Nie ma problemu- przerwała jej kobieta.- Dzwonił wczoraj- zawahała się chwilę- pan Bielikow i powiadomił, że coś was zatrzymało.
Uśmiechnęłam się szerzej słysząc słowo: pan. Rzadko zdarzały się sytuacje, że nie tytułowano Dymitra.
-Tu macie klucze- kontynuowała.- Wasze pokoje są na pierwszym piętrze. Bez problemu traficie- wskazała nam schody.- Potem idźcie w lewo. Jak się rozpakujecie to zejdźcie tu jeszcze. Dam wam papiery, regulaminy, a i nie dziwcie się, że tak dziś pusto. Wczoraj była niezła impreza.
Kiwnęłyśmy głowami i ruszyłyśmy z Connerem na górę.
Jeden z pokoi był na końcu korytarza, drugi znajdował się zaraz obok. Strażnik postawił nasze bagaże przed drzwiami.
-Co wieczór pamiętaj o składaniu raportów na maila, którego masz zapisanego na poczcie- upomniał mnie.
-Będę otrzymywać odpowiedzi?
-Jedną tygodniowo. Jak zapoznamy się z sytuacją- po tych słowach odwrócił się do Lissy.- Owocnej pracy życzę- pochylił lekko głowę z szacunkiem.
Liss uśmiechnęła się w podzięce akurat, kiedy otworzyłam jej pokój. Musiałam go sprawdzić zanim za mną wejdzie. Prawdopodobieństwo, że coś będzie nie w porządku było niewielkie.
Do pomieszczenia wchodziło się przez wąski korytarzyk, w którym był wiszący wieszak i mała szafka na buty. Dalej drzwi- prowadziły do łazienki. Dokładnie przejrzałam pokój, w którym znajdowały się drugie drzwi. Były zamknięte na klucz. Spodziewałam się, że prowadzą do mnie. Wróciłam na korytarz. Gestem wskazując Lissie by weszła. Conner postawił w progu walizki i skłonił się lekko.
-Do zobaczenia, udanego pobytu.
Nie czekając na odpowiedź ruszył do schodów. Lissa zamknęła za nim drzwi. Spojrzałyśmy na siebie i wybuchłyśmy śmiechem. Jego słowa zupełnie nie pasowały do naszej sytuacji. Jakby mówił do urlopowiczek, a nie osób zaczynających naukę. Nie przyjechałyśmy tu wypoczywać. Nasz pobyt tutaj nie miał być udany tylko owocny.
Objęłam Lissę ramieniem.
-Zejdźmy na dół, później się ogarniemy.
Dziewczyna dalej rozbawiona jedynie pokiwała głową, co przyjęłam z wdzięcznością. Zdecydowanie wolę pakowanie. Nie znoszę się rozpakowywać, chyba, że to ma pomóc Dymitrowi. Zdziwiona zauważyłam, że w tej chwili jego rzeczy znam lepiej niż przyjaciółki.
Morojka na dole podniosła głowę słysząc nasze kroki.
-Musicie wypełnić te karty- położyła przed nami plik papierów.- Do końca tygodnia muszę je mieć z powrotem. Za to teraz potrzebne mi wasze nazwiska i wzory podpisów.
-Wasylisa Dragomir- odparła Lissa chwytając długopis.
-Potrzebuje danych do rejestru- morojka podkreśliła ostatnie słowo.
-Właśnie je podaje- przyjaciółka uśmiechnęła się ciepło.
Recepcjonistka nie do końca rozumiała sytuację. Doskonale wiedziała, że rozmawia z królową- mnie mogła jej nie znać będąc morojką- nie potrafiła jednak pojąć, że Lissa melduje się pod prawdziwym nazwiskiem. Oczywiście wcześniej długo analizowaliśmy to z jej wszystkimi strażnikami. Zdecydowaliśmy się na to z banalnego powodu- gdyby odwiedził nas jakiś znajomy, nie znający fałszywego nazwiska sytuacja obróciłaby się przeciwko nam. Takie kłopoty dało się wyminąć, były całkowicie zbędne. Dodatkowo zmienione nazwisko nie zapewniłoby Lissie bezpieczeństwa. Wszyscy, którzy wiedzieli, że jest morojką, wiedzieli również, że jest królową.
Kobieta za ladą zreflektowała się i zaczęła coś zapisywać na komputerze.
-I Rose Hathaway- dodałam szybko, by mnie nie pominęła.
-Wiem- uśmiechnęła się do mnie znad klawiatury.- Sława panią wyprzedza.
-Sława?- zaśmiałam się w trakcie składania podpisu.- Czyli właśnie zyskała pani mój autograf i proszę mi mówić Rose.
Nie lubię jak ktoś w jej wieku zwraca się do mnie oficjalnie- była pewnie w wieku Dymitra.
-Właśnie! Jestem Emily- wyciągnęła do nas dłoń, którą uprzejmie uścisnęłyśmy.
-Rosemarie!- wykrzyknęła nagle Lissa.
Spojrzałam na nią zdziwiona, gdybym potrafiła uniosłabym jedną brew.
-Nie Rose, tylko Rosemarie- tłumaczyła przyjaciółka morojce.- Podała zdrobnienie.
Emily zaczęła coś wystukiwać na klawiaturze.
-Nie lubię, gdy ktoś używa mojego pełnego imienia- wzruszyłam ramionami.
-To dokumenty, tu niezbędne jest pełne imię- tłumaczyła mi Emily.
Nie chciałam by pomyślała, że jestem lekkomyślna. Otwierałam ust, żeby się wytłumaczyć, ale Lissa mnie wyprzedziła.
-Czyli nie ma już żadnego problemu. Każdy kto ma dostęp może śledzić jej pobyt.
Zmarszczyłam czoło. Ktoś może śledzić mój pobyt?! Nic mi wcześniej nie mówiła!
-Czy mówimy tylko o tych dwóch osobach?- upewniła się Emily.
-Nic się nie zmieni. To pewne- mówiła spokojnie Liss.
-O kim wy do cholery rozmawiacie?!- zbulwersowałam się.
-O tych dwóch panach- Emily wskazała palcem na odwrócony ode mnie ekran.
Spojrzałam na nią z politowaniem i przeniosłam wzrok na przyjaciółkę.
-Proszę jej przeczytać te nazwiska, bo nie da spokoju- poprosiła Lissa.
-Pan Bielikow i Mazur.
Kto?!- wykrzyknęłam w myślach. Oni będą nade mną czuwać?! Chociaż... Lepiej oni niż ktokolwiek inny. Jeżeli ktoś już musi. Choć przyznaję, wolałabym nie mieć dwóch nianiek. Cenię sobie, że jestem niezależna. A tu proszę! Jednak oni zapewne mają dobre zamiary. To na pewno nie ma nam zaszkodzić.
Emily patrzyła na mnie wyczekująco. Pokiwałam głową.
-No dobra- morojka klasnęła w dłonie i wyciągnęła spod lady jakąś paczkę.- Jutro będzie następna- położyła ją przed Lissą.
Wiedziałam, co to, dlatego spojrzałam na paczkę z obrzydzeniem.
-Ja to wezmę. Liss, pomożesz mi z papierami?- odparłam.
Przyjaciółka przystała na to i już po chwili ruszyłyśmy do naszych pokoi. Niosłam karton niezbędny dla Lissy, a ona trzymała stosy kartek, które miałyśmy wypełnić. Weszłyśmy do jej pokoju. Postawiłam pakunek na podłodze przy łóżku, na które sama padłam.
-Zrób mi trochę miejsca- Lissa stanęła nade mną.
Usiadłam po turecku i wzięłam od niej swoje kartki i długopis.
-Sporo tego- zaczęłam narzekać.
Niemalże przy każdej rubryczce znajdowała się gwiazdka oznajmująca, że luka jest obowiązkowa do wypełnienia.
-Niektóre kwestie musimy uzgodnić razem, zróbmy dziś część- Lissa mówiła zamyślona czytając pytania.- Na przykład: "czy ktoś poza tobą może odbierać klucz do twojego pokoju?"
-Zakreśl- nie- rzuciłam stanowczo.
-A ty?
-Ja mam już swój egzemplarz- wskazałam na drzwi do mojego pokoju.- Można powiedzieć, że mamy dwupokojowe mieszkanie.
Lissa przeniosła wzrok z przejścia na mnie.
-To świetnie-  uściskała mnie.
-Nie myśl sobie, że tak będzie zawsze. Przyjedzie Ozera i użyję klucza. Nie będę z nim dzielić "mieszkania"- prychnęłam.
-Będziesz. Dla Dymitra jesteś w stanie zrobić naprawdę wiele- zaśmiała się.
-Dla ciebie- powiedziałam twardo.- Ale parady lorda Ozery nie zniosę- drażniłam się z nią.- Poza tym będziecie mieć trochę prywatności.
Zauważyłam, że zrobiło jej się przykro.
-O co chodzi?- spytałam od razu.
-Ile razy coś takiego będzie mieć miejsce? Nie odwiedzi mnie za często. Powiedz, że dla ciebie to też ciężkie. To rozstanie z Dymitrem- wyglądała przygnębiająco.
Uścisnęłam ją mocno. Jestem jej strażniczką- powinnam zaprzeczyć. Jednak ona potrzebowała teraz przyjaciółki- wsparcia.
-Teraz mam ciebie. Nie muszę być zazdrosna o Christiana. Ma mi być smutno?- spytałam pocieszająco.
-Nie pożegnaliście się- słyszałam jak drży jej głos.
-Ponieważ niedługo się zobaczymy- rzuciłam wymijająco.
-Nie dlatego. Obydwoje jesteście zdyscyplinowani, ale obydwoje zapominajcie, że jesteśmy waszymi przyjaciółmi. Mogliście się przy nas pożegnać.
-Lissa,- ten temat stawał się niewygodny- daliście nam wolne przed samym wyjazdem. Na cieszyliśmy się sobą- to nie do końca prawda, ale nie powinnam tego przyznawać.
-Zadzwonisz do niego?- szepnęła.
-Czy ty mnie o to prosisz?- spojrzałam na nią z niedowierzaniem.- Chyba nie myślisz, że się pokłóciliśmy?
-Nie, ale na pewno się martwi- zakłopotana tłumaczyła się szybko.
Uspokajająco pogładziłam jej jasne loki.
-Pójdę się rozpakować, a ty zadzwoń do Christiana i wygadaj się- powiedziałam wstając z łóżka i zabierając moje papiery.- Skończymy później- pomachałam kartkami i szukałam klucza do drzwi prowadzących do mojego pokoju.- Zamknę tylko na klamkę- dodałam jeszcze wchodząc do siebie.
Chciałam dać jej choć trochę prywatności, ale i nie chciałam słuchać ich słodkich słówek. Spojrzałam na swój bagaż- trzeba się z tym jak najszybciej uporać. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zdążyłam już zauważyć, że cały ten internat ma lepsze warunki niż ten w Allentown. Chociaż mogę jeszcze zmienić zdanie, gdy spotkam tutejszych studentów.
Pokój był bardzo ładnie umeblowany. Nie zdziwiłabym się jakby się okazało, że jako pierwsza korzystam z tego wyposażenia. Miałam tu jasne meble- było ich tu za dużo jak na jedną osobę. Łóżko, biurko z krzesłem, regał, komoda, fotele, stolik- chyba stąd nie będę wychodzić. Wszystko tu było, łącznie z niewielkim telewizorem. Zaczęłam rozkładać swoje rzeczy, gdy nagle drzwi pomiędzy naszymi pokojami się otworzyły. Stanęła w nich Lissa że słuchawką przy uchu.
-Chyba się rozpakowuje- rzuciła do telefonu.- Pewnie nie słyszała. Rose,- zaczęła głośniej- gdzie masz komórkę?
Wskazałam na torebkę wiszącą na oparciu krzesła.
-To zadzwoń do Dymitra- naciskała.- Podobno wysłali do ciebie wiadomość- Christian z Dymitrem.
Nie wiedziałam o tym, więc zdziwiłam się nieco. Lissa machnęła ręką i zamknęła drzwi wracając do siebie. Podeszłam do biurka i wyjęłam z torby telefon. Rzeczywiście była tam jedna wiadomość: "Rose, czy bezpiecznie dojechałyście?" Dymitr na pewno już znał odpowiedź na to pytanie. Zadzwonił do Connera i o wszystkim się dowiedział. Inaczej miałabym mnóstwo nieodebranych połączeń. Nagle telefon zaczął dzwonić. Uśmiechnęłam się do wyświetlacza.
-Witaj, Towarzyszu- rzuciłam do słuchawki.
-Coś ci się nie spieszyło, żeby do mnie zadzwonić. Christian już z dziesięć minut temu wygonił mnie od siebie chcąc spokojnie porozmawiać- usłyszałam ten ciepły ton,którego Dymitr używał, gdy byliśmy sami.
Podeszłam do walizki i zajrzałam do środka. Mimo rozmowy wypadałoby kontynuować przerwaną czynność.
-Na razie nie ma o czym mówić. Dotarliśmy bezpiecznie i jesteśmy bezpieczne- uspokajałam go.
-Masz zamiar dzwonić tylko, gdy będziesz mieć kłopoty?!- po jego głosie stwierdziłam, że osiągnęłam przeciwny efekt do zamierzonego.- I co ty w tej chwili robisz?
-Chwilowo wyciągam dresy z walizki- popatrzyłam na ubrania.
-To skup się na mnie, proszę. Słyszę, że cały czas coś cię rozprasza.
Uśmiechnęłam się, kiedy to powiedział. Po tych słowach zamknęłam klapę walizki i walnęłam się na łóżko.
-Już przestałam- oznajmiłam.
-Widziałaś coś po drodze?
Wywróciłam oczami. Oczywiście na początku musi się upewnić, że jesteśmy bezpieczne.
-Conner ci pewnie mówił.
-Rose, chcę to usłyszeć od ciebie- powiedział poważnie.
-Nic, co mogłoby cię zmartwić, nie miało miejsca. Czy już się uspokoiłeś?
-Jaki masz pokój?- odetchnęłam z ulgą, kiedy zmienił temat.
Nie umknęło jednak mojej uwadze, że nie odpowiedział na pytanie.
-Lepszy niż twój, ale musisz przyjechać w sobotę i sam go ocenić.
-Rozumiem- odparł poważnie.
-Co to za ton,Towarzyszu? Czyżby Ozera wszedł do pokoju?
-Nie, dalej rozmawia. Chciałem wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy- zainteresowana czekałam.- Skończyłem czytać list od ciebie- powiedział to tak cicho, że zastanawiałam się, czy dobrze usłyszałam.-Chyba go sobie oprawie- zażartował.
Patrzyłam w śnieżnobiały sufit. Zamknęłam oczy. Poczułam się jakby tu był.
-Co robisz tym razem?- spytał rozdrażniony.
-Żałuję, że nie ma mnie obok ciebie- przyznałam.
-Jesteś- szepnął, a ja poczułam przyjemne ciepło.
-Znasz już swój plan wykładów?- bałam się, że jak dalej będziemy kontynuować takim tonem, to wskoczę za moment w busa do Allentown.
-Tak i mogę ci powiedzieć, że będę dzwonił do ciebie wcześnie rano. Później mamy cały dzień zajęty. A wy?
Westchnęłam zerkając na stos papierów zostawionych na biurku. Pewnie wśród nich jest mój plan zajęć.
-Jeszcze nie wiem. Nie zdążyłam tego omówić z Lissą. Ledwo weszłyśmy do pokoju zaczęła narzekać na brak Christina i na mnie.
-Na ciebie?- zdziwił się.
-Bardziej na nas- przypominałam sobie jej słowa.
-Na nas? Coś zrobiliśmy nie tak?
Ocho! Włączyła się niezawodna dyscyplina.
-Według niej owszem, ale wiem, że w tej kwestii byś się z nią nie zgodził- tłumaczyłam.- Lissa uważa, że... Jakby to ująć. Nie wątpi w nas jako strażników jest z nas zadowolona.
-Rose, zbaczasz z tematu- upomniał mnie.
Cholera, zauważył! Przygryzłam wargę z rozdrażnieniem.
-Lissa chciała mi dać do zrozumienia, że się zaniedbujemy.
Cisza. Jakby nikogo nie było po drugiej stronie słuchawki.
-Czujesz się jakbym cię zaniedbywał?
Usłyszałam mojego troskliwego Dymitra i myślałam, że pęknie mi serce.
-Nigdy!- zaprzeczyłam.- Doskonale przecież rozumiem, czemu nie mogę ci się rzucić na szyję podczas pożegnania.
-Możesz, nikt ci tego nie zabroni- zaczęłam się zastanawiać po czyjej stronie on stoi.
-Nie mogę- upierałam się.- Etyka zawodowa i ty mi zabraniacie.
-Ja?
Dokładnie. Zawsze, gdy chciałam okazać mu uczucia najpierw musiałam się zastanowić, co on by o tym pomyślał.
-To nic złego- mówiłam szybko.- Rozumiem cię
-Rose, niczego ci nie zabraniam. Nie śmiałbym. Już nie muszę tego robić, jesteśmy sobie równi. Może czasami bym tego nie chciał, ale myślisz, że byłbym zdolny nie odwzajemnić twoich uczuć w jakimś miejscu publicznym?!
Nie. Nie zrobiłby tego. Za bardzo mnie kocha, żeby zrobić coś takiego. Widział,co bym wtedy czuła. Jak kompletna idiotka...
-Rose?- niepokoił się.
-Ale ty tego nie chcesz.
-Ale chcę ciebie.
Uśmiechnęłam się szeroko. Jego głos przestał mi wystarczać. Wstałam z łóżka i ponownie zajrzałam do walizki. Po chwili trzymałam w dłoni probówkę. Niewielką krople wylałam na poduszkę. Położyłam się z powrotem i zamknęłam oczy.
-Czy chciałaś, żebym cię pocałował, tam na schodach akademika?
-Tak- przyznałam to najciszej jak mogłam.- Brakuje mi ciebie i dziękuję za wodę kolońską, teraz szczególnie ją doceniam. Następnym razem przywieziesz mi jeszcze trochę?
Miałam wrażenie, że Dymitr trwa w jakimś stanie zawieszenia. Chyba oboje tak mieliśmy.
-Dymitr?- przypomniałam sobie o czymś- Uśnij dzisiaj wcześnie. Może nie będziesz tak zmęczony. W końcu dzisiaj praktycznie nie spałeś.
-Spróbuję. Dziękuję, Roza- odparł tonem przez, który przeszedł mnie dreszcz.
Za co on dziękuje?! Za troskę?! Tak to do niego podobne.
-Pamiętasz, o jakiej porze będę dzwonił?- upewnił się.
-Rano, ale jutro nawet nie próbuj. Masz się wyspać- powiedziałam twardo.
-Kocham cię, Rose.
-A ja kocha jak mówisz do mnie Roza.
Usłyszałam, że zaśmiał się cicho.
-Ja też to kocham, Roza- podkreślił.
Zaczęłam się zastanawiać, co my właściwie robimy?! Dokąd zmierza taka wymiana zdań? Zapewne pocałowałabym go teraz, gdyby siedział obok.
-W każdym razie- odezwał się ponownie Dymitr.
Pokręciłam głową by wrócić do rzeczywistości po tym jak zaczął, spodziewałam się, że pomyślał o tym samym.
-Mimo, że będę dzwonił tylko o ustalonej porze, to pamiętaj, że to, co ci wcześniej mówiłem jest aktualne. Jeżeli coś się dzieje- nie tylko tobie i Lissie,chodzi mi o sytuację, kiedy ty masz jakieś zmartwienie- zawsze dzwoń do mnie w takich sprawach, a ja oddzwonię, gdy znajdę wolną chwilę.
Czy on chciał, żebym zaczęła tęsknić?! Po tych słowach mocniej to odczułam. Przecież to nie możliwe. Rozstaliśmy się z trzy godziny temu. Najwyraźniej bolała mnie świadomość, że przez najbliższe dni go nie zobaczę.
-Rose, musimy kończyć. Christian już przestał rozmawiać, muszę wracać- kontynuował.
-Kocham cię, Towarzyszu- nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się.
Wstałam z łóżka i wróciłam do rozpakowywania się. Poszło szybciej niż sądziłam. Stwierdziłam, że później uporam się z książkami, które leżały w kartonach na biurku. Słyszałam, że Lissa mówi coś gorączkowo za ścianą. Wątpiłam, żeby ktoś wszedł do jej pokoju, ale podobno skończyła rozmowę z Christianem. Lekko i cicho uchyliłam drzwi. Słyszałam tylko ją.
-Nie wiedziałam! Rozumiem- mówiła poważnie, ale ciężko było jej panować nad słowami.
Uchyliłam drzwi szerzej. Lissa siedziała na łóżku tyłem. Do ucha miała przyłożoną słuchawkę. Dotarły do mnie niewyraźne słowa jednak rozpoznałam ten głos i poczułam gęsią skórkę na rękach. Rozpoznałabym go wszędzie. Zimny i wściekły. Kojarzył mi się źle- z Nowosybirskiem.
-Dymitr?!- wykrzyknęłam.

2 komentarze:

  1. Co? Przecież dopiero z nim rozmawiała! Nie! O co tu chodzi?!?! O co tu chodzi?!?! Wszystko pogmatwałaś! No i teraz będzie mnie to prześladowało dopóki nie wstawisz następnego. A props... Wstaw go szybko! Błagam!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dymitr????!!! I to głosem strzygi??!! Co tu się dzieje? Mam nadzieję, że to wszystko się wyjaśni. Dawaj nowy rozdział. Proszęęęę! Jak najszybciej! czekam... :-*

    OdpowiedzUsuń