niedziela, 1 maja 2016

Rozdział 33

Odetchnęłam głęboko i odwróciłam się do niego. Stał na środku pokoju i patrzył prosto na mnie. Ręce miał oparte na biodrach. Włosy okalały mu twarz. Skórę miał rozgrzaną, czułam ciepło bijące od niego. Dosłownie- w pokoju zrobiło się gorąco, choć może to przez nieznośne napięcie.
-Czego chcesz?- spytałam twardo.
-Wytłumaczyć się.
-Tylko dlatego ciągnąłeś Christiana z Allentown?- skrzyżowałam ręce na piersi.
-Aż dlatego. Nie dało się z tobą inaczej porozmawiać.
-Według ciebie będę z tobą rozmawiać?- zadrwiłam.
-Już to robisz. Z resztą inaczej musiałbym cię zmusić.
Zdenerwowała mnie jego odpowiedź, co on sobie myśli?!
-Kłamiesz, Towarzyszu. Znowu- wycedziłam przez zęby.
-Nie nazywaj mnie tak.
-Myślałam, że już ci to nie przeszkadza- podpuszczałam go.
-Co innego, kiedy mówisz to po pocałunkach, co innego, kiedy jesteś zła.
-Nie wspominaj o żadnych pocałunkach! I nie jestem zła. Ta sytuacja jest mi zupełnie obojętna- wzruszyłam ramionami.
-To nie jest prawda. Nie udawaj.
Mierzyliśmy się wzrokiem.
-Moje kłamstwa nikogo nie ranią- powiedziałam ostro.
Trafiłam w czuły punkt. Dymitr zamknął na chwilę oczy, gdy je otworzył zobaczyłam, co ukrywał: zmęczenie i przygnębienie.
-Nie czuję się dobrze z tą świadomością- zaczął.- Kiedy zbliżyliśmy się do siebie podczas ucieczki, obiecałem sobie, że więcej cię nie zawiodę. Boli mnie, że znów to zrobiłem, tym bardziej, że do tej pory nie miałem poczucia winy. Dopiero teraz, przed godziną...- czułam, że ciężko mu o tym mówić.- Zadzwoniłem do Królowej, ponieważ od wczoraj jestem zdenerwowany. Odkąd mi powiedziałaś, że ta morojka mieszała ci w głowie. Zaślepiło mnie to tak bardzo, że nie potrzebny był Doru, by nas od siebie oddalić.
-Nic nie okazałeś, kiedy ci o tym wspomniałam- zdziwiłam się.- I jak mogłeś mówić do Lissy takim tonem?!
-Ile mnie kosztowało, żeby to przed tobą ukrywać... Adrian zawiódł narażając ciebie. Obiecał, że tego nie zrobi. Miał cię pilnować całą dobę, dlatego opuścił Dwór. Zaszył się w wśród ludzi i miał funkcjonować jak my- za dnia, ale on zlekceważył swój obowiązek.
-Może za dużo od niego wymagasz- podsunęłam mu, pamiętając, że Iwaszkow usnął.
-Zawarliśmy umowę, ja ze swojej części się wywiązałem. Zrozumiałbym, gdyby złamał każdy inny punkt, ale nie ten. Ten dotyczył ciebie- mówił twardo.
Nie mówił, co to za umowa. Najwyraźniej nie mógł. Znowu coś dotyczące mojego bezpieczeństwa...
-To nie w porządku- oznajmiłam siadając na jednym z foteli.- Nie powinieneś był się zgodzić na coś takiego.
-Znów bym się na to zgodził, jakbym mógł. Myślałem, że to ci pomoże, więc tego nie żałuję. Tylko moich reakcji. Rozumiem twoje zachowanie, ale nie zasnąłbym dzisiaj wiedząc, że źle się czujesz.
-Nie czuję się źle- brnęłam w to.
-To, że tak powiesz, nie znaczy, że ten stan cię opuści. Wiem, co mówię. Nie zawsze otrzymujesz to, czego potrzebujesz.
Zaczynało się udzielanie lekcji. Żałowałam, że w ogóle się odzywałam.
-Wiesz, co mówisz?- prychnęłam.
-Oczywiście, na przykład teraz chciałbym cię przyciągnąć do siebie. Rozpuściłbym twoje włosy i objął w talii. Popatrzyłbym ci w oczy i upewniłbym się, czy zobaczę to, czego się spodziewam.
-Nie rób tego- powiedziałam szybko.
-Nie zrobię. Mówię, co bym chciał- przejechał dłonią po twarzy.- Przepraszam za to, co zrobiłem- powtórzył.- Musisz wiedzieć, że żałuję. Chyba wspomniałem o wszystkim, co mogłoby mnie usprawiedliwić. Dobranoc- skierował się ku drzwiom.
-Żartujesz!- zawołałam za nim.
Przystanął i spojrzał na mnie.
-Myślisz, że jechałeś tu pół godziny, mówiłeś przez dziesięć minut i ruszysz w drogę powrotną?! Nawet nie posłuchasz, co mam ci do powiedzenia- oburzyłam się wstając.
-Nie chciałaś ze mną rozmawiać- przypomniał.
-Już i tak zadecydowałeś, więc teraz słuchaj. Jesteś kłamczuchem, nieczułym. Wyolbrzymiasz problemy, otwierasz się przed nie tymi osobami, co trzeba. Najgorsze jest jednak, że nie wierzę w ani jedno słowo, które wymówiłam,a liczyłam, że poczuję się przez to lepiej. A ty masz rację- jestem zła!
Szybko podeszłam do niego i przyciągnęłam go za kark. Pocałowałam go. Na początku nie odwzajemniał pocałunku. Jego usta były napięte. Dopiero po chwili zareagował. Objął mnie mocno przyciskając do siebie. Oparłam wolną rękę na jego torsie i mocno ścisnęłam jego koszulkę. Przez ten czas jego wargi stały się miękkie i chętnie mi się poddawały. W końcu odsunęłam od niego twarz, ale tylko na tyle by móc spojrzeć mu w oczy.
-Choćbyś mnie ranił, okłamywał, był nieodpowiedzialny- dla mojego czy naszego dobra, dalej będę cię kochać. Dalej będę za tobą tęsknić, ciebie wspominać i o tobie marzyć. Tak bardzo się cieszę, że przyjechałeś- przejechałam mu dłońmi po twarzy by upewnić się, że naprawdę tak jest.
Patrzył na mnie z niedowierzaniem. Błądził wzrokiem po moich wargach i zerkał mi w oczy.
-Roza- szepnął.- Też się cieszę. 
Zaczął mówić tym ciepłym tonem, w którym wyraźniej było słychać jego akcent.
-Mam tylko prośbę- skupiony czekał, co powiem.- Mów mi, co czujesz.
Wiedziałam, że będzie mu ciężko. Zwykle nie rozmawialiśmy o nim. To ja stałam się głównym tematem. Wyczuwałam intuicyjnie jego zachowania- jak za czasów akademii. Przekonałam się, że intuicja zawodzi, a on na pewno po pewnym czasie poczuje się lepiej przyznając się do tego, co go gnębi.
Sięgnął dłonią za moją głowę. Już po chwili czułam jak rozpuszcza mi włosy. W końcu opadły mi na plecy. Dymitr przekładał, niektóre kosmyki między palcami.
-Boję się o ciebie- odparł zamyślony.- Nie jestem w stanie sprawić, żebyś była bezpieczna, a jestem w stanie bronić każdego moroja, którego mi przydzielą. Straszna jest ta świadomość. Odkąd pamiętam uczę się walczyć, a gdy wreszcie znalazłem osobę, której chcę bronić, którą kocham jestem bezsilny.
-Dymitr, sprawiasz, że czuję się bezpieczna. Może tak nie jest, ale nie przekonasz mnie do tego. Zawsze pozostaniesz... z resztą już wiesz kim.
Uśmiechnął się lekko, a pode mną dosłownie ugięły się kolana. Dymitr obejmował mnie w talii, dlatego podtrzymał mnie.
-Rose, co się dzieje?- spytał przejęty.
-To zbyt piękne, żeby było prawdziwe- nie wyplątując się z jego ramion zrobiłam krok do tyłu.
Zaufał mi i patrząc mi w oczy ruszył za mną. Usiedliśmy na łóżku.
-Zauważyłeś, że wygodniejsze niż twoje?- rzuciłam weselej.
Dymitr rozejrzał się po pokoju i wrócił do mnie wzrokiem. Objął mnie ramieniem i pocałował w czoło.
-Nie sądziłem, że będziesz używać tej wody kolońskiej- zaśmiał się.- Całe łóżko nią pachnie.
Wtuliłam się w niego mocniej. Kiedyś powiedział, że jestem piękniejsza od tego jak sobie mnie wyobraża. Teraz dokładnie to odczułam z nim. Pod dłońmi czułam jego silne plecy, słyszałam jak bije mu serce i czułam ten piękny zapach na jego skórze. Ta woda kolońska najlepiej pachnie z zapachem jego skóry.
-Zrobimy próbę właściwego pożegnania?- rzuciłam zalotnie.
Dymitr spojrzał mi w oczy i odgarnął mi włosy za ucho- dokładnie jak na schodach akademika. Jednak teraz uniósł lekko moją twarz i pocałował mnie. Na początku delikatnie i niewinnie.
Usłyszałam jak otwierają się drzwi. Chciałam się odsunąć od Dymitra, ale ten trzymał mnie mocno pogłębiając pocałunek. Musiał nie usłyszeć, że w progu stanęła Lissa lub Christian. Poddałam się jednak dotykowi jego warg. Odsunął się ode mnie powoli i spojrzał mi w oczy. Zobaczyłam w nich coś, czego się nie spodziewałam. Świadomość, że ktoś otworzył drzwi, ale uważał, że robił coś zbyt ważnego by przerwać. Roześmiana rzuciłam mu się na szyję, a on objął mnie w pasie. Oparłam głowę na jego ramieniu. Dymitr przez moje widział, kto wszedł do pokoju. Ta sytuacja rozbawiła mnie mocno, chociaż ktoś, kto  nas odwiedził nie widział, co robiliśmy, zasłaniały mu otwarte drzwi łazienki. Dotarło do mnie, czemu Dymitr nie odsunął się ode mnie- po prostu nie było takiej potrzeby.
-Bielikow, ile czasu jeszcze mamy?- usłyszałam Christiana.
-Około pięciu minut- odparł Dymitr spokojnie.
Dźwięk zamkniętych drzwi uświadomił mi, że moroj wyszedł.
-Eh, nawet nie wiedział, co robiliśmy- narzekałam opierając policzek na jego ramieniu.
-My wiedzieliśmy to ważniejsze- powiedział.- Tak bardzo ci zależy, żeby ktoś nas przyłapał?
Odsunęłam się i popatrzyłam mu w oczy- póki jeszcze mogłam.
-Ta zołza Mary powinna się napatrzeć.
Dymitr uniósł brew. Chyba nie słyszał, o czym rozmawiałam rano na korytarzu.
-Chodzi mi o tę dziewczynę z waszej uczelni- zaczęłam tłumaczyć.
-Niestety wiem, o kim mówisz.
-To dobrze, bo ma ambitny plan zostać twoją dziewczyną- nie wiem czemu mój głos mimo żartu zabrzmiał tak poważnie.
-Ona mnie nie zna i nie pozna. Nawet nie wie,że mam narzeczoną. Napomnę jej o tym przy najbliższej okazji, gdy znów będzie do mnie mrugać. Chociaż, gdyby usłyszała ile mam lat również by jej przeszło.
Zaśmiałam się słysząc jego słowa. Zaskakiwało mnie jak różne oblicza ma Dymitr.
-Przepraszam, że postawiłam cię w takiej sytuacji- powiedziałam.- Kiedy usłyszałam twój głos w tamtej słuchawce. Przestraszyłam się, ale byłam też zła. Bardzo zła, nie chciałam z tobą rozmawiać. Nie chciałam żadnych tłumaczeń i przeprosin. Poczułam się jakbyś...
Zastanawiałam się jakiego słowa mi brakuje.
-Jakbym cię zawiódł- podsunął.
-Nie- zaprzeczyłam.
-Rose, właśnie to powiedziałaś w pierwszej chwili do tej słuchawki- oznajmił cicho.
Starałam się przypomnieć sobie jaką miałam reakcję. Nie potrafiłam tego zrobić, ale wierzyłam mu.
-Dymitr, ty przykładasz wielką wagę do słów,dlatego tu jesteś- uśmiechnęłam się smutno.- Ja tak nie potrafię. Nigdy tak nie miałam. Zdarza mi się nie myśleć nad tym, co palnę. Nie chcę, żebyś się obwiniał.
-Ciii- przerwał widząc moje załzawione oczy.- Mój ton głosu musiał być okropny. Nie chciałem cię przestraszyć ani Królowej. To moja wina, zasłużyłem sobie. Nawet na coś o wiele gorszego.
Pokręciłam głową, a on pocałował mnie w czoło.
-Kocham cię, kiedyś zrozumiesz- powiedział wstając.
Za to teraz nie pojmowałam sensu tego zdania. Wątpiłam, żeby chodziło mu o to, że kiedyś zrozumiem, że mnie kocha. Chciał mi dać do zrozumienia coś innego, ponieważ błądził gdzieś myślami.
Wstałam i ruszyłam do drzwi pomiędzy pokojami.
-Rose, nie zapomniałaś o czymś?- usłyszałam za plecami.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Co tym razem?! Chyba zauważył, że nie wiem, o czym mówi. Podszedł do mnie i objął mnie jedną ręką w pasie, drugą oparł na mojej szyi.
-Może pożegnajmy się porządnie? Tak, żebyśmy za pięć minut za sobą nie tęsknili?- spytał cicho.
Ledwo mogłam się skupić na jego słowach, kiedy mnie trzymał w ten sposób. Pokiwałam szybko głową. Po mojej reakcji Dymitr równie szybko nachylił się całując mnie w usta. Dotyk jego warg był zdecydowany, a jego dłoń na moim karku niezwykle delikatnie przesuwała się po mojej skórze. Włożyłam dłonie w jedwabiste włosy Dymitra. Poczułam jak ugięły się pode mną kolana. Mocno mnie podtrzymywał i tylko dlatego nie upadłam. Za to on musiał bardziej pochylać się nade mną. Czułam, że się uśmiecha.
-To mi nie wystarczy- przyznałam szczerze.
-Na nic więcej nie mamy czasu- Dymitr dźwignął mnie na nogi.- Niestety.
-Jutro też przyjedziesz mnie tak usypiać?- prosiłam.
-Bardzo by chciał, ale wiesz, że to niemożliwe- patrzył na mnie z troską.
-Wracajcie już lepiej, musisz być strasznie zmęczony. Dzisiaj na pewno będzie ci się wygodniej spało samemu na tym małym łóżku- zaśmiałam się wspominając poprzedni wieczór.
-Nieprawda- uciął poważnie.- ale masz rację, późno już. Dobranoc Roza- cmoknął mnie w czoło.
-Dobranoc Dymitr- oparłam na moment głowę na jego klatce piersiowej.
Westchnęłam głęboko.
-Kochanie, żebym wyszedł musisz mnie pościć- zaśmiał się, głaszcząc mnie po włosach.
Uśmiechnęłam się lekko. "Kochanie"- nie mogłam uwierzyć, że zdarza mu się tak do mnie powiedzieć. Chociaż wolałam jak mówił do mnie Roza. To było takie specjalne, charakterystyczne tylko dla niego.
-Co powinienem zrobić, żebyś przestała tęsknić? Musisz się skupić na pracy- odgarnął mi włosy za uszy i ujął moją twarz w dłonie.
-Trzeba było nie być Dymitrem Bielikowem- powiedziałam przesuwając mu dłonią po torsie.
Przerwało nam pukanie do drzwi. Dymitr od razu się spiął i rzucił na drzwi baczne spojrzenie. Chciał zrobić krok do tyłu, ale mu na to nie pozwoliłam.
-Zaraz go oddam!- wykrzyknęłam.
Dymitr pokręcił głową rozbawiony. Zarzuciłam mu ręce na szyję i stanęłam na palcach. Trochę mi jeszcze brakowało, żeby mieć oczy na jego wysokości, ale i tak widziałam je dokładniej.
-Jedź ostrożnie i uważajcie na siebie- mówiłam cicho.
-Nie ja prowadzę- ledwo poruszał ustami.- Przyjechali z nami inni strażnicy. Czekają na dole. Muszę to jeszcze raz zrobić.
Wszystko powiedział jednym tonem dlatego nie wyłapałam, o co mu chodzi. Zorientowałam się, gdy przycisnął mnie mocno do siebie. Podczas pocałunku miałam wrażenie, że nie do końca wybaczył sobie to jak mnie potraktował. Wiedziałam, że nie zdążę go już przekonać, iż jest w błędzie. Ponownie poczułam przypływ złości. Dymitr chciał mojego dobra, muszę o tym pamiętać.
-Rose,- odsunął się ode mnie- zrobiłem coś nie tak?
Wywróciłam oczami. Oczywiście wyczuł mój nastrój. Myślał, że to przez niego. Najchętniej zaniosłabym się bezradnym szlochem. Jeszcze go martwię...
-Na siebie jestem zła- mówiłam zirytowana.- Wiem, że sam masz identycznie. Po prostu nie kłóćmy się, a wszystko będzie dobrze. Jak jestem z tobą zawsze jest dobrze.
-Nieprawda, mam wrażenie, że to właśnie ja najbardziej cię ranie- patrzył ze spokojem.
-Kiepskie masz wrażenie, ale nie uwierzysz mi, więc tłumacz sobie, że to dlatego: jesteś dla mnie ważny. To tobie przypada najtrudniejsza rola.
Dymitr patrzył na mnie ze skupieniem. Zupełnie jak w akademii, kiedy podczas treningów słuchał odpowiedzi na swoje pytania.
-Rose,- odezwał się miękko- bardzo cię kocham, ale prawdopodobnie zaraz wpadną tu strażnicy, którzy uznają, że naruszamy prawo przebywając tu razem w godzinach pracy, dlatego muszę wyjść.
Pokiwałam niechętnie głową, przez co lekko uniósł kąciki ust.
-Ty lepiej już idź do Christiana, ja zostanę.
Wiedziałam, że po przekroczeniu progu pokoju Dymitr zmieni się w strażnika. Chciałam się z nim pożegnać mając przed sobą tego ciepłego mężczyznę, nie surowego. Rozumiał o co mi chodzi. Objęłam go mocno w pasie i cmoknęłam go w polik. Spojrzał na mnie z czułością, obrócił mnie tyłem do siebie. Czułam jak swoimi zwinnymi rękami związuje mi włosy. Kiedy skończył zrobiłam krok do przodu i otworzyłam mu drzwi dzielące pokoje. Mijając mnie kiwnął głową.
Zamknęłam za nim i oparłam się o drzwi.
-Już z nią lepiej?- usłyszałam Lissę.
-Bardzo źle się czuła?- spytał poważnie Dymitr.
Wiedziałam, że chciał się przekonać, czy jego przyjazd był potrzebny, że miał sens.
Musiało to być dla niego ważne. Zwykle nie chciał wdawać się w rozmowy.
-Gdy mówiła o tobie tytułowała cię- przyznała Liss.
-Tytułowała go?!- wtrącił się niedowierzający Ozera.
-"Strażnik Bielikow"- dokładnie tak się wyrażała. Sami oceńcie jak się czuła. Dobrze zrobiliście przyjeżdżając, ale teraz już wracajcie- wyczułam, że Lissa przeszła na ton królowej. 

2 komentarze:

  1. I to się nazywa pożegnanie. Oto chodziło. Brawo Rose. Dymitr nie zamawiaj się. Ty chcesz tylko chronić Rozę przed tą szmatą Avery. Trochę nieudolnie, ale liczą się chęci. Ona kiedyś to zrozumie. I tak. Było źle. No jak już Cię tytułuje "strażnik Bielikow to jest bardzo źle. Czekam na następny i ich kolejne spotkanie. I niech nasz towarzysz pokaże Mary do kogo należy. Rose tylko m żadnych chłopaków nie podrywać. Tylko swojego towarzysza.💖

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, ze tak późno komentuje!
    Jejka jak słodko! ❤ On do niej przyjechał! Narażał Christiana tylko po to, żeby poprawić humor i wyjaśnić wszystko Rose! ❤❤ Tez chce takiego faceta! 😭 No i pierwszorzędne pożegnanie! Mam nadzieje, że następne pożegnanie będzie jeszcze lepsze. Chociaż. wolałabym żeby obyło sie bez pożegnań...
    Rozdział świetny. Pozdrawiam i czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń