-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Było
zupełnie cicho. Usiadłam i spojrzałam na zegarek. Obudziłam się
pięć minut przed budzikiem. Wstałam przecierając oczy.
Skierowałam się do pokoju Lissy.
-Wstawaj!- mruknęłam jak najbardziej wyraźnie.
Morojka już siedziała na łóżku.
-Tak bardzo cię przepraszam- powiedziała przez łzy. Stanęłam na środku pokoju przypominając sobie, co wydarzyło się tu wczoraj.- Wcale tak nie uważam. Twój Dymitr jest opiekunem Christiana, wierzę w jego zdolności. Wspomniałam o jego jedynej porażce, ponieważ jestem zazdrosna. Mimo wszystkich przeciwności losu jesteście razem. Wiem, że on cię kocha. Widzę to podczas każdej rozmowy z nim. Nie mówi tego w prost, a jednak to słyszę. Układa ci się lepiej niż mi z Christianem- pociągnęła nosem.
-Co ty bredzisz?! Może nie całkiem, ale jednak...Układa mi się lepiej niż wam?!- spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Kiwnęła głową.- Czy kiedykolwiek musiałaś zmuszać albo prosić Ozerę, żeby cię pocałował, żeby przy tobie wyluzował, skupił się tylko na tobie i zapomniał o otaczającym go świecie?!- jak się spodziewałam zaprzeczyła.- A mój problem z Dymitrem polega na tym, że myśli o mnie głównie, gdy nie ma mnie obok- teraz to zrozumiałam.- Kiedy jestem z Dymitrem i nie wie: "gdzie są podopieczni"- skupia się tylko na was. Cały się spina, czuję się wtedy jakbym była na warcie!
-On cię kocha- przypomniała mi Lissa jakbym o tym zapomniała.- Oświadczył ci się, a ja stoję w miejscu.
Starałam się popatrzeć jej oczami. Jest z Christianem dłużej niż ja z Dymitrem, ale to my jesteśmy krok przed nimi.
-Liss, my mamy tyle samo lat, ale oni nie. Dymitrowi bliżej do trzydziestki niż do mojego wieku. Pewnie dlatego zrobił to szybciej- starałam się bronić Ozery.
-Kiedy ja też tego potrzebuje. Może Christian tego nie chce?- popatrzyła na mnie z nadzieją, że znalazła rozwiązanie problemu. Wątpiłam, że tak jest.
-Potrzebujesz tego?! Liss, mamy po osiemnaście lat! Gdyby Dymitr mi się nie oświadczył nawet byś o tym nie pomyślała! Jesteśmy młode, bardzo młode, jeszcze będzie czas na całe to zamieszanie ślubem. Sama jeszcze tego nie chcę, a Dymitr nie naciska- podeszłam do niej i wyciągnęłam ręce.
Chwyciła je i pociągnęła się. Następnie od razu mnie przytuliła. Czułam jak drży.
-Dziękuję ci- powiedziała.- Potrzebowałam wsparcia.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Niedługo pewnie ja będę potrzebowała twojego- dodałam pocieszająco.- A teraz szykujmy się lepiej na zajęcia.
-Wstawaj!- mruknęłam jak najbardziej wyraźnie.
Morojka już siedziała na łóżku.
-Tak bardzo cię przepraszam- powiedziała przez łzy. Stanęłam na środku pokoju przypominając sobie, co wydarzyło się tu wczoraj.- Wcale tak nie uważam. Twój Dymitr jest opiekunem Christiana, wierzę w jego zdolności. Wspomniałam o jego jedynej porażce, ponieważ jestem zazdrosna. Mimo wszystkich przeciwności losu jesteście razem. Wiem, że on cię kocha. Widzę to podczas każdej rozmowy z nim. Nie mówi tego w prost, a jednak to słyszę. Układa ci się lepiej niż mi z Christianem- pociągnęła nosem.
-Co ty bredzisz?! Może nie całkiem, ale jednak...Układa mi się lepiej niż wam?!- spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Kiwnęła głową.- Czy kiedykolwiek musiałaś zmuszać albo prosić Ozerę, żeby cię pocałował, żeby przy tobie wyluzował, skupił się tylko na tobie i zapomniał o otaczającym go świecie?!- jak się spodziewałam zaprzeczyła.- A mój problem z Dymitrem polega na tym, że myśli o mnie głównie, gdy nie ma mnie obok- teraz to zrozumiałam.- Kiedy jestem z Dymitrem i nie wie: "gdzie są podopieczni"- skupia się tylko na was. Cały się spina, czuję się wtedy jakbym była na warcie!
-On cię kocha- przypomniała mi Lissa jakbym o tym zapomniała.- Oświadczył ci się, a ja stoję w miejscu.
Starałam się popatrzeć jej oczami. Jest z Christianem dłużej niż ja z Dymitrem, ale to my jesteśmy krok przed nimi.
-Liss, my mamy tyle samo lat, ale oni nie. Dymitrowi bliżej do trzydziestki niż do mojego wieku. Pewnie dlatego zrobił to szybciej- starałam się bronić Ozery.
-Kiedy ja też tego potrzebuje. Może Christian tego nie chce?- popatrzyła na mnie z nadzieją, że znalazła rozwiązanie problemu. Wątpiłam, że tak jest.
-Potrzebujesz tego?! Liss, mamy po osiemnaście lat! Gdyby Dymitr mi się nie oświadczył nawet byś o tym nie pomyślała! Jesteśmy młode, bardzo młode, jeszcze będzie czas na całe to zamieszanie ślubem. Sama jeszcze tego nie chcę, a Dymitr nie naciska- podeszłam do niej i wyciągnęłam ręce.
Chwyciła je i pociągnęła się. Następnie od razu mnie przytuliła. Czułam jak drży.
-Dziękuję ci- powiedziała.- Potrzebowałam wsparcia.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Niedługo pewnie ja będę potrzebowała twojego- dodałam pocieszająco.- A teraz szykujmy się lepiej na zajęcia.
***
-Ile
tu ludzi!- wykrzyknęłam do Rachel.
Stałyśmy
pod drzwiami gabinetu Liama. Przynajmniej miałam nadzieję, że tak
to wygląda. Od drzwi dzielił nas spory kawałek, który zajmowali
inni studenci. Zdziwiło mnie to, ponieważ dzisiaj byłam piętnaście
minut wcześniej.
-Dajcie mi przejść- wysłyszałam wśród hałasu robiony przez tłum głos Westfielda.
Po chwili zobaczyłam jak stara się dojść pod okno przeciwko drzwi swojego gabinetu. Następnie doświadczyłam kolejnego zaskoczenia, kiedy stanął na parapecie, dzięki temu wszyscy go widzieli. Miał na sobie granatowy sweter w czerwone wzory, którym mocno przyciągał wzrok.
-Pamiętacie, gdzie wczoraj zaprowadziłem was na początku?- spytał.
Wszyscy nieznacznie pokiwali głowami.
-To bardzo dobrze!- zawołał uradowany.- Biegnijcie tam czym prędzej po swój sprzęt.
Co znowu?! Czy ten człowiek nie wyszalał się będąc w moim wieku?! Wczoraj niemalże zamknął nas w jakiejś puszce i szukał dla niej nazwy, a dzisiaj mamy się tam ścigać?!
-Będzie tam czekała profesor Crowell. W sekrecie wam zawierzę, że rozdaje sprzęt od tych w najlepszym stanie. A są po przednim roczniku- dodał mimochodem.
Wszyscy dosłownie rzucili się ku schodom. No... Jednak nie wszyscy, niektórzy stali blokując przejście. Byliśmy na pierwszym piętrze. Przepychanki na schodach jeszcze się nie zaczęły, a przejście blokować będą jeszcze inni studenci spieszący się na wykłady.
Ruszyłam w przeciwnym kierunku do reszty. Z drugiej strony korytarza też były schody, aż dziw, że nikt się tam nie udał. Z biegłam po nich szybko. Składzik, w którym wczoraj byliśmy mieścił się w innym budynku. Nikt z mojej grupy jeszcze mnie nie minął, więc ruszyłam spokojnie.
Pod napisem "kostnica" stała kobieta, która wczoraj została nam przedstawiona przed wykładem. Miała na sobie błękitną sukienkę i marynarkę w kwiatki. Znów zaczęłam się zastanawiać jak to robi, że mimo tego stroju wygląda surowo.
-Hathaway- powiedziałam podchodząc do niej.
Zerknęła na listę nazwisk i coś zaznaczyła. Następnie zlustrowała mnie spojrzeniem. Wiedziałam, co widzi: białą koszulę- identyczną do tej, którą miałam wczoraj i czarne spodnie. Do pełnego stroju strażniczki brakowało mi jedynie marynarki. Przy niej wyglądałam dość kiepsko- musiałam przyznać, że ubiera się lepiej ode mnie.
-Szybko pani poszło- przyznała.
Pierwszy raz coś do mnie powiedziała. Miała poważny wyraz twarzy, ale jej słowa wydawały się serdeczne.
-Zdecydowanie zasłużyła pani na jakiś porządny sprzęt- uśmiechnęłam się na te słowa.Kobieta podała mi dość duży karton. Z wdzięcznością go przyjęłam.- Możesz go już zanieść do laboratorium.
-Dziękuję- odparłam tylko.
-Jeszcze jedno- jakaś nuta w jej głosie mocno mnie zaintrygowała.- Słyszałam jaki projekt ci się trafił. Jeżeli wstydziłabyś się porozmawiać o czymś z profesorem Westfieldem pamiętaj, że chętnie ci pomogę- w pierwszej chwili zastanowiłam się, czy dobrze usłyszałam.
Te słowa zupełnie nie pasowały do surowej twarzy- jakby mówiła o ciężkiej sytuacji finansowej, a nie złożyła chęć pomocy.
-Dziękuję pani profesor- wydukałam ruszając do wskazanej sali.
-Dajcie mi przejść- wysłyszałam wśród hałasu robiony przez tłum głos Westfielda.
Po chwili zobaczyłam jak stara się dojść pod okno przeciwko drzwi swojego gabinetu. Następnie doświadczyłam kolejnego zaskoczenia, kiedy stanął na parapecie, dzięki temu wszyscy go widzieli. Miał na sobie granatowy sweter w czerwone wzory, którym mocno przyciągał wzrok.
-Pamiętacie, gdzie wczoraj zaprowadziłem was na początku?- spytał.
Wszyscy nieznacznie pokiwali głowami.
-To bardzo dobrze!- zawołał uradowany.- Biegnijcie tam czym prędzej po swój sprzęt.
Co znowu?! Czy ten człowiek nie wyszalał się będąc w moim wieku?! Wczoraj niemalże zamknął nas w jakiejś puszce i szukał dla niej nazwy, a dzisiaj mamy się tam ścigać?!
-Będzie tam czekała profesor Crowell. W sekrecie wam zawierzę, że rozdaje sprzęt od tych w najlepszym stanie. A są po przednim roczniku- dodał mimochodem.
Wszyscy dosłownie rzucili się ku schodom. No... Jednak nie wszyscy, niektórzy stali blokując przejście. Byliśmy na pierwszym piętrze. Przepychanki na schodach jeszcze się nie zaczęły, a przejście blokować będą jeszcze inni studenci spieszący się na wykłady.
Ruszyłam w przeciwnym kierunku do reszty. Z drugiej strony korytarza też były schody, aż dziw, że nikt się tam nie udał. Z biegłam po nich szybko. Składzik, w którym wczoraj byliśmy mieścił się w innym budynku. Nikt z mojej grupy jeszcze mnie nie minął, więc ruszyłam spokojnie.
Pod napisem "kostnica" stała kobieta, która wczoraj została nam przedstawiona przed wykładem. Miała na sobie błękitną sukienkę i marynarkę w kwiatki. Znów zaczęłam się zastanawiać jak to robi, że mimo tego stroju wygląda surowo.
-Hathaway- powiedziałam podchodząc do niej.
Zerknęła na listę nazwisk i coś zaznaczyła. Następnie zlustrowała mnie spojrzeniem. Wiedziałam, co widzi: białą koszulę- identyczną do tej, którą miałam wczoraj i czarne spodnie. Do pełnego stroju strażniczki brakowało mi jedynie marynarki. Przy niej wyglądałam dość kiepsko- musiałam przyznać, że ubiera się lepiej ode mnie.
-Szybko pani poszło- przyznała.
Pierwszy raz coś do mnie powiedziała. Miała poważny wyraz twarzy, ale jej słowa wydawały się serdeczne.
-Zdecydowanie zasłużyła pani na jakiś porządny sprzęt- uśmiechnęłam się na te słowa.Kobieta podała mi dość duży karton. Z wdzięcznością go przyjęłam.- Możesz go już zanieść do laboratorium.
-Dziękuję- odparłam tylko.
-Jeszcze jedno- jakaś nuta w jej głosie mocno mnie zaintrygowała.- Słyszałam jaki projekt ci się trafił. Jeżeli wstydziłabyś się porozmawiać o czymś z profesorem Westfieldem pamiętaj, że chętnie ci pomogę- w pierwszej chwili zastanowiłam się, czy dobrze usłyszałam.
Te słowa zupełnie nie pasowały do surowej twarzy- jakby mówiła o ciężkiej sytuacji finansowej, a nie złożyła chęć pomocy.
-Dziękuję pani profesor- wydukałam ruszając do wskazanej sali.
***
Trochę
się na nich naczekałam, kiedy wreszcie wszyscy się zebrali
Westfield wytłumaczył, co komu może się przydać w ich
projektach. Rachel siedząca obok mnie wydawała się nim zachwycona-
Liamem, nie projektem. Odkąd usiadła mówiła tylko o
nim. -Rachel- westchnęłam, gdy już nie mogłam się skupić na wykładzie.- Może podejdź do niego później i się z nim umów?
Dziewczyna spojrzała na mnie jak na wariatkę.
-To jest nasz profesor- przypomniała mi.
-Spokojnie, może się okazać, że nic z tego nie wyjdzie i tylko wydaje się taki fajny. A jak nie, to zaczniesz się z nim spotykać, zmienisz grupę i przepiszesz się do Crowell.
-Przejdzie mi- zapewniała.- Po prostu podoba mi się szpanowanie wiedzą- zaśmiała się.
Później już nie poruszałyśmy tego tematu. Skupiłyśmy się na powierzonym nam zadaniu. Miałam lekkim problem z jednym z doświadczeń. Trzymałam w ręce probówkę z jakimś proszkiem i badałam ją pod światło. Co to mogło być?! Przecież na pewno nie są to jakieś narkotyki.
-Jakiś problem?- spytał Liam stając naprzeciwko mojego stanowiska.
-Próbuje wydedukować, co to za dziwna substancja, profesorze- odpowiedziałam nie spuszczając wzroku z probówki.
-Wobec tego trochę nad tym posiedzisz, ponieważ nie jest to nic podejrzanego- zaśmiał się.- Zaskakujące, że masz z tym kłopot.
-To nie pomaga- moja uwaga tylko go rozbawiła.
-Podasz mi to na chwilę?- spytał wyciągając dłoń.
Wywróciłam oczami i niechętnie spełniłam jego prośbę. Wysypał proszek na szalkę Periego, następnie zalał to jakąś cieczą z innej probówki. Zobaczyłam jak roztwór zmienia kolor na różowy.
-Fenoloftaleina- mruknął Liam.
Pokiwałam głową. Przynajmniej już wiem, że to mi się nie przyda.
-A tak właściwie, co z tych odczynników będzie mi potrzebne do mojego projektu?- stwierdziłam, że skoro Westfield jest moim "opiekunem" to może mi to zdradzić.
-Nic- przekrzywił lekko głowę patrząc na roztwór.- Sama musisz zebrać odczynniki.
-To obrzydliwe- jęknęłam.- O ile rozumiem o jakie "odczynniki" profesorowi chodzi.
Liam gwałtownie przeniósł spojrzenie z naczynia na mnie.
-Po twojej reakcji wnioskuję, że rozumiesz.
-Panie profesorze!- zawołał ktoś za jego plecami.
Liam odwrócił się i ruszył w kierunku chłopaka, który go zawołał. Miałam wrażenie, że to ten sam, z którym Westfield tak długo rozmawiał wczoraj po zajęciach. Przyjrzałam mu się dokładniej. Miał czarne włosy w nieładzie- chyba dogadałby się z Iwaszkowem. Kiedy zobaczy, że na niego patrzę mrugnął do mnie. Zdecydowanie by się dogadali.
-Dużo masz jeszcze pracy?- spytała Rachel.
Odwróciłam się do niej i pokręciłam głową.
-Podobno nic mi się z tego nie przyda- odpowiedziałam wskazując bałagan, który zrobiłam rozpoznając odczynniki.
-To może posprzątamy i się stąd zerwiemy? Oprócz tego nie mamy nic do roboty.
Musiałam przyznać jej rację, Westfield mocno nas dzisiaj oszczędzał, choć mówił, że tego nie zrobi. Przystałam na propozycję Rachel i już po chwili zabrałam się za porządki.
Na blacie miałam mnóstwo naczyń, które musiałam umyć, później ostrożnie pochować odczynniki i wyczyścić blat. Przez moje „zdolności” robienia porządków w momencie, gdy skończyłam Liam oznajmił, że kończymy zajęcia.
-Przepraszam, Rachel. Naprawdę się śpieszyłam- dziewczyna machnęła ręką na znak, że nic się nie stało.
Wyszłyśmy z sali. Po przekroczeniu progu uczelni zauważyłam, że czeka już na mnie Lissa rozmawiająca przez telefon. Pożegnałam się, więc z Rachel i ruszyłam w kierunku przyjaciółki.
-Christian- powiedziała cicho wskazując na słuchawkę przy uchu.
Wyjęłam szybko komórkę z torby. Pomyślałam, że skoro Dymitr ma teraz wolne to z nim porozmawiam. Wybrałam jego numer.
Długo czekałam, aż w końcu włączyła się poczta głosowa. Najwyraźniej nie ma przy sobie telefonu. Przeżyłam kolejne tego dnia zaskoczenie. Uśmiechnęłam się lekko myśląc, że pewnie Dymitr jest teraz zły na siebie.
Weszłyśmy z Lissą do jej pokoju. Pokazałam jej dłonią, że idę do siebie, gdy tylko przekroczyłam próg pokoju usłyszałam jak dzwoni mi telefon. Odebrałam zadowolona.
-Nareszcie!- zawołałam.
-Kim jesteś i co zrobiłaś Rose?- jęknęłam słysząc ten głos.
-To tylko ty- odparłam rozczarowana.
-Dzwonie, żeby się dowiedzieć, co porabiasz na studiach, a tu takie powitanie!
-Kończ lepiej Staruszku- denerwował mnie swoim optymizmem.
-Opowiesz mi coś?- mogłam się założyć, że dzwonił w innym celu niż wysłuchanie szkolnych plotek.
Udałam jednak niewinną nastolatkę i opowiedziałam mu, kogo poznałam, kiedy mam zajęcia i opisałam miejsca. Miałam wrażenie, że słuchał z zainteresowaniem. Na końcu życzył mi miłego dnia i rozłączył się. Zmarszczyłam brwi- co to było?!
-Rose, pomożesz mi?- usłyszałam Lissę wołającą mnie ze swojego pokoju.- Nie mogę znaleźć części papierów, które wypełniłyśmy wczoraj.
-Zapomniałam ci powiedzieć- powiedziałam podchodząc do niej.- Zaniosłam je Emily przed pójściem na zajęcia.
-Właśnie!- zawołała nagle Lissa.- Jak na nich było?
Zupełnie bez entuzjazmu opowiedziałam jej to samo, co Abe'owi. Ile razy można mówić to samo?! Lissa zadawała, co chwilę jakieś pytania. O Liama i Rachel. Powiedziałam jej również o projekcie, o czym nie wspomniałam ojcu.
-I co zrobisz?- spytała zatroskana.
-Podejmę się tego i udowodnię, że nie założę rodziny. Przynajmniej nie z drugim obiektem badanym- zaśmiałam się nazywając tak Dymitra.- Odkryję z Liamem, że coś się nie zgadza i pewnie stwierdzi, że i ja, i Dymitr jesteśmy chorzy na jakąś dziwną, niezwykle rzadką chorobę- wzruszyłam ramionami.
Lissa o nic więcej nie pytała. Cieszyło mnie to. Miałam już dość rozmów na ten temat.
Po streszczeniu jej mojego dnia poszłam jeszcze napisać o tym raport.
Później umyłam się, zastanawiając, co robi teraz Dymitr. Może jeszcze nie poszedł spać- spróbuję jeszcze do niego zadzwonić. Po wyjściu z łazienki zgasiłam w pokoju światło i położyłam się z komórką w dłoni. Wybrałam numer Dymitra i czekałam aż odbierze. Niestety tak się nie stało, więc usnęłam rozczarowana.
Super rozdział. :) Martwię się o Dymitra... Czemu nie odbiera ?! Biedna Rose... Najpierw ten durny temat projektu, kłótnia z Lissą, a potem Towarzysz nie odbiera. :/ Ale rozdział świetny ! ;) Już nie mogę się doczekać kolejnego ! :D Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuń~Zmey~
Co się dzieje z Bielikowem?! Czemu nie odbiera od swojej Rozy?! Obrażę się!
OdpowiedzUsuńRachel i Liam? To jej nauczyciel, jak kiedyś Dymitr i Rose.💖💖 Towarzyszu ogarnij się! Nie mogę się doczekać ich wspólnej pracy nad projektem. I serio nikt się nie skapnął, że są drugie schody? Nawet inne dampiry? Co za strażnicy. Lissa już chce ślub, ale poczeka. Cierpliwa kobieta. Ja trochę mniej więc czekam na następny i życzę weny.💖💖