Spojrzałam
na zegar. Mam dziesięć minut. Stanęłam przed lustrem i poprawiłam
włosy. Uśmiechnęłam się pod nosem- Dymitrowi powinnam się
spodobać. Pewnie już na mnie czeka. Mam nadzieję, że uda mi się
wyjść niezauważalnie.
Lissa miała siedzieć z Christianem na poddaszu kaplicy, więc nie będę się o nią martwić.
Rozejrzałam się po pokoju. Ładnie go wcześniej posprzątałam i pościeliłam łóżko. Ciekawe, co Dymitr wymyślił i o której wrócę. Zajrzałam do szafy i wyciągnęłam skórzaną kurtkę do niej miałam czarne rurki i czarny T-shirt. Nie rzucałam się w oczy, dlatego żaden dyżurujący opiekun nie powinien mnie zauważyć.
Cicho otworzyłam drzwi i wyjrzałam na korytarz. Pusto i jasno- wszyscy śpią. Starannie stawiałam stopy podczas szybkiego biegu po schodach. Popędzała mnie myśl, że zaraz będę w starej wartowni. Wybiegłam na błonia Akademii. Świeciło słońce, ale czułam chłodne powietrze na twarzy. To uczucie nasiliło się kiedy wbiegłam do lasu. Od razu zrobiło się ciemniej przez gęstwinę otaczających mnie drzew. Zobaczyłam okna stróżówki- paliło się w niej światło. Pobiegłam do drzwi i zatrzymałam się- musiałam wyrównać oddech. Dopiero po chwili nacisnęłam na klamkę.
Dymitr był w środku, ale nie sam. Lepiej można to ująć, że to ktoś był z Dymitrem, a nie Dymitr z tym kimś. Źrenice rozszerzyły mi się ze zdziwienia i gniewu.
Bielikow siedział na krześle- powiedzmy... Został do niego przywiązany grubym sznurem, a jego ciało pochylało się bezwiednie, jednak gdy weszłam uniósł głowę. Wzdłuż twarzy spływały mu strużki krwi. Miałam wrażenie, że dostrzegłam w jego oczach przerażenie. Nie wiedziałam, co się dzieje, jak się zachować?!
Za Dymitrem stał pewny siebie Robert Doru. Patrzył na mnie bez mrugnięcia okiem, a na ustach igrał mu złośliwy uśmiech.
-Co tak późno, Rose?- spytał nonszalancko machając rękami.- Strażnik Bielikow jest tu od dwudziestu minut.
-Rose- jęknął Dymitr.
Po wymówieniu mojego imienia podniósł głowę do góry patrząc w sufit. Wykrzywił się przy tym z bólu. Moroj musiał go torturować...
-Dość!- krzyknęłam do Roberta.
Doru intensywnie wpatrywał się w Dymitra, nie wiem, co mu robił. Ruszyłam zdecydowanie w ich kierunku.
-Rose, nie- jęknął Dymitr po czym ponownie opadł bez sił.
Nie mogłam go tak zostawić, nawet nie brałam tego pod uwagę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wszystko w tej starej wartowni wyglądało jak dawniej. Usłyszałam jak Dymitr gwałtownie wciąga powietrze.
-Zostaw go!- błagałam moroja, widząc jak mój ukochany cierpi.
-Możesz to zakończyć- szepnął złowieszczo Robert, jego głos był przesiąknięty jadem, a w oczach krył się obłęd.- Tylko to poczuj, przyznaj, że go nie kochasz.
Pokręciłam głową. Nie mogłam tego zrobić. To tylko mocniej zraniłoby Dymitra, który ciągle się męczył.
-Zrobię, co zechcesz jeśli go to nie zrani- starałam się przekonać moroja.
-Rozcięłabyś sobie rękę swoim srebrnym sztyletem?- podpuszczał mnie.
-Rose!- wykrzyknął Dymitr.- Uciekaj stąd! Zostaw mnie! Ratuj się, błagam!
Popatrzyłam w piękne, zmęczone oczy. Prawie nie poznawałam jego mocno zachrypniętego głosu.
-Moje cierpienie również sprawiłoby mu ból, więc tego nie zrobię- zwróciłam się do Roberta. Starałam się, by brzmieć pewnie pomimo, że pękało mi serce.
-Powiedz, że go nie kochasz, a przestanę to robić- przeniósł na mnie złowrogie spojrzenie.- On nie jest już w pełni świadomy. Nawet tego nie zapamięta. Poza tym nie możesz go kochać. Takiego poważnego, strażnika stawiającego służbę na pierwszym miejscu. On nie jest dla ciebie. Szukasz kogoś innego, dodatkowo: wiesz przecież ile on ma lat?! Poza tym, Rose... Strażnik Bielikow nie jest ci wstanie wiele zaoferować- w tym momencie Dymitra przeszedł dreszcz, cierpiał to było pewne.
Nie obchodziły mnie słowa Roberta. Po prostu chciałam, żeby to się skończyło.
-Nie kocham cię Dymitr- zacisnęłam mocno powieki nie pozwalając łzą płynąć.
-A ja ciebie tak, zawsze i od zawsze- szepnął niewyraźnie.
Doru podszedł do niego po czym jednym płynnym ruchem skręcił mu kark.
-Nie!- wrzasnęłam.
-Dotrzymałem umowy. Przestałem go męczyć- moroj jakby rozpłynął się w powietrzu.
Podbiegłam do ukochanego. Delikatnie położyłam jego głowę na swoich kolanach. Zanurzyłam palce w jego aksamitnych włosach.
-Nie zostawiaj mnie!- krzyczałam przez łzy.- Dymitri!
Poczułam się jakby ktoś wymierzył mi policzek. Usiadłam na łóżku w pokoju, w akademiku. To była część koszmaru- pomyślałam starając się uspokoić. Ktoś mnie z niego obudził- pewnie Sonia.
Dalej widziałam jednak zakrwawioną twarz Dymitra. Jego zmęczone, kochane oczy, a na końcu bezwiedne ciało, żeby tylko w rzeczywistości nic mu się nie stało. Chciałabym poczuć go obok, nie zapach- przestał mi już wystarczać. Marzyłam o jego silnych ramionach, dotyku smukłych palców, pewności, że nic mu nie grozi. Poczułam się słaba. To Dymitr przekazywał mi siłę, od niego ją czerpałam. Mógł uważać, że mam ją w sobie, ale prawda była inna. Nigdy się o tym nie przekonał, ponieważ swoją słabość ukrywałam w jego pobliżu. W porównaniu z tym, przez co muszę przechodzić teraz, wcześniejszą chwile słabości wydają się błahe. Dymitr nie widział mnie pozbawionej siły, ponieważ to dzieje się wtedy, gdy nie ma go przy mnie. Starłam łzy z policzków i szyi. On ma dwadzieścia pięć lat! To zdecydowanie za młody wiek na śmierć. Poza tym nie może zostawić w ten sposób swojej rodziny! Ledwo do nich zadzwonił, powiadomił ich,że żyje! Mnie nie może zostawić...
Z powrotem ułożyłam głowę na poduszce. Nie zasnę- to pewne. Dotarł do mnie głos Lissy za ścianą. Miałam wrażenie, że nie słyszałam jej od lat. Po tym koszmarze czułam się wyprana z emocji. Choć łzy dalej płynęły. Przyjaciółka stanęła w progu pokoju.
-Rose, wyglądasz okropnie- podeszła do mnie szybko mówiąc to.
-Miałam koszmar...
-Wywołany przez Avery, dzwoniła Sonia. Była wściekła, ale wszystko mi wytłumaczyła. Jak się czujesz?- musiałam zastanowić się chwilę zanim odpowiedziałam, ponieważ mówiła strasznie szybko. Z jej twarzy wyczytałam jedynie troskę. Nie chciałam dokładać problemów.
-Może być gorzej- powiedziałam wymijająco.
Poczułam ból w gardle wymawiając te słowa. Jakby mój organizm wbrew mojej woli przeciwstawiał się kłamstwom. Powieki zapiekły mnie mocniej.
-Rose, co cię boli?!- Lissa mówiła spokojnie, ale widocznie się denerwowała.
-Nic, tylko...- zakręciło mi się lekko w głowie.
-Zbladłaś- dotknęła ręką mojego czoła.
Zamknęłam oczy, ale już ich nie otworzyłam. Poczułam jak znów odpływam w sen wywołany mocą ducha.
-Rose, prosiłam cię, żebyś tego nie robiła- patrzyłam na Sonię opierającą się o biurko.
Lissa miała siedzieć z Christianem na poddaszu kaplicy, więc nie będę się o nią martwić.
Rozejrzałam się po pokoju. Ładnie go wcześniej posprzątałam i pościeliłam łóżko. Ciekawe, co Dymitr wymyślił i o której wrócę. Zajrzałam do szafy i wyciągnęłam skórzaną kurtkę do niej miałam czarne rurki i czarny T-shirt. Nie rzucałam się w oczy, dlatego żaden dyżurujący opiekun nie powinien mnie zauważyć.
Cicho otworzyłam drzwi i wyjrzałam na korytarz. Pusto i jasno- wszyscy śpią. Starannie stawiałam stopy podczas szybkiego biegu po schodach. Popędzała mnie myśl, że zaraz będę w starej wartowni. Wybiegłam na błonia Akademii. Świeciło słońce, ale czułam chłodne powietrze na twarzy. To uczucie nasiliło się kiedy wbiegłam do lasu. Od razu zrobiło się ciemniej przez gęstwinę otaczających mnie drzew. Zobaczyłam okna stróżówki- paliło się w niej światło. Pobiegłam do drzwi i zatrzymałam się- musiałam wyrównać oddech. Dopiero po chwili nacisnęłam na klamkę.
Dymitr był w środku, ale nie sam. Lepiej można to ująć, że to ktoś był z Dymitrem, a nie Dymitr z tym kimś. Źrenice rozszerzyły mi się ze zdziwienia i gniewu.
Bielikow siedział na krześle- powiedzmy... Został do niego przywiązany grubym sznurem, a jego ciało pochylało się bezwiednie, jednak gdy weszłam uniósł głowę. Wzdłuż twarzy spływały mu strużki krwi. Miałam wrażenie, że dostrzegłam w jego oczach przerażenie. Nie wiedziałam, co się dzieje, jak się zachować?!
Za Dymitrem stał pewny siebie Robert Doru. Patrzył na mnie bez mrugnięcia okiem, a na ustach igrał mu złośliwy uśmiech.
-Co tak późno, Rose?- spytał nonszalancko machając rękami.- Strażnik Bielikow jest tu od dwudziestu minut.
-Rose- jęknął Dymitr.
Po wymówieniu mojego imienia podniósł głowę do góry patrząc w sufit. Wykrzywił się przy tym z bólu. Moroj musiał go torturować...
-Dość!- krzyknęłam do Roberta.
Doru intensywnie wpatrywał się w Dymitra, nie wiem, co mu robił. Ruszyłam zdecydowanie w ich kierunku.
-Rose, nie- jęknął Dymitr po czym ponownie opadł bez sił.
Nie mogłam go tak zostawić, nawet nie brałam tego pod uwagę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wszystko w tej starej wartowni wyglądało jak dawniej. Usłyszałam jak Dymitr gwałtownie wciąga powietrze.
-Zostaw go!- błagałam moroja, widząc jak mój ukochany cierpi.
-Możesz to zakończyć- szepnął złowieszczo Robert, jego głos był przesiąknięty jadem, a w oczach krył się obłęd.- Tylko to poczuj, przyznaj, że go nie kochasz.
Pokręciłam głową. Nie mogłam tego zrobić. To tylko mocniej zraniłoby Dymitra, który ciągle się męczył.
-Zrobię, co zechcesz jeśli go to nie zrani- starałam się przekonać moroja.
-Rozcięłabyś sobie rękę swoim srebrnym sztyletem?- podpuszczał mnie.
-Rose!- wykrzyknął Dymitr.- Uciekaj stąd! Zostaw mnie! Ratuj się, błagam!
Popatrzyłam w piękne, zmęczone oczy. Prawie nie poznawałam jego mocno zachrypniętego głosu.
-Moje cierpienie również sprawiłoby mu ból, więc tego nie zrobię- zwróciłam się do Roberta. Starałam się, by brzmieć pewnie pomimo, że pękało mi serce.
-Powiedz, że go nie kochasz, a przestanę to robić- przeniósł na mnie złowrogie spojrzenie.- On nie jest już w pełni świadomy. Nawet tego nie zapamięta. Poza tym nie możesz go kochać. Takiego poważnego, strażnika stawiającego służbę na pierwszym miejscu. On nie jest dla ciebie. Szukasz kogoś innego, dodatkowo: wiesz przecież ile on ma lat?! Poza tym, Rose... Strażnik Bielikow nie jest ci wstanie wiele zaoferować- w tym momencie Dymitra przeszedł dreszcz, cierpiał to było pewne.
Nie obchodziły mnie słowa Roberta. Po prostu chciałam, żeby to się skończyło.
-Nie kocham cię Dymitr- zacisnęłam mocno powieki nie pozwalając łzą płynąć.
-A ja ciebie tak, zawsze i od zawsze- szepnął niewyraźnie.
Doru podszedł do niego po czym jednym płynnym ruchem skręcił mu kark.
-Nie!- wrzasnęłam.
-Dotrzymałem umowy. Przestałem go męczyć- moroj jakby rozpłynął się w powietrzu.
Podbiegłam do ukochanego. Delikatnie położyłam jego głowę na swoich kolanach. Zanurzyłam palce w jego aksamitnych włosach.
-Nie zostawiaj mnie!- krzyczałam przez łzy.- Dymitri!
Poczułam się jakby ktoś wymierzył mi policzek. Usiadłam na łóżku w pokoju, w akademiku. To była część koszmaru- pomyślałam starając się uspokoić. Ktoś mnie z niego obudził- pewnie Sonia.
Dalej widziałam jednak zakrwawioną twarz Dymitra. Jego zmęczone, kochane oczy, a na końcu bezwiedne ciało, żeby tylko w rzeczywistości nic mu się nie stało. Chciałabym poczuć go obok, nie zapach- przestał mi już wystarczać. Marzyłam o jego silnych ramionach, dotyku smukłych palców, pewności, że nic mu nie grozi. Poczułam się słaba. To Dymitr przekazywał mi siłę, od niego ją czerpałam. Mógł uważać, że mam ją w sobie, ale prawda była inna. Nigdy się o tym nie przekonał, ponieważ swoją słabość ukrywałam w jego pobliżu. W porównaniu z tym, przez co muszę przechodzić teraz, wcześniejszą chwile słabości wydają się błahe. Dymitr nie widział mnie pozbawionej siły, ponieważ to dzieje się wtedy, gdy nie ma go przy mnie. Starłam łzy z policzków i szyi. On ma dwadzieścia pięć lat! To zdecydowanie za młody wiek na śmierć. Poza tym nie może zostawić w ten sposób swojej rodziny! Ledwo do nich zadzwonił, powiadomił ich,że żyje! Mnie nie może zostawić...
Z powrotem ułożyłam głowę na poduszce. Nie zasnę- to pewne. Dotarł do mnie głos Lissy za ścianą. Miałam wrażenie, że nie słyszałam jej od lat. Po tym koszmarze czułam się wyprana z emocji. Choć łzy dalej płynęły. Przyjaciółka stanęła w progu pokoju.
-Rose, wyglądasz okropnie- podeszła do mnie szybko mówiąc to.
-Miałam koszmar...
-Wywołany przez Avery, dzwoniła Sonia. Była wściekła, ale wszystko mi wytłumaczyła. Jak się czujesz?- musiałam zastanowić się chwilę zanim odpowiedziałam, ponieważ mówiła strasznie szybko. Z jej twarzy wyczytałam jedynie troskę. Nie chciałam dokładać problemów.
-Może być gorzej- powiedziałam wymijająco.
Poczułam ból w gardle wymawiając te słowa. Jakby mój organizm wbrew mojej woli przeciwstawiał się kłamstwom. Powieki zapiekły mnie mocniej.
-Rose, co cię boli?!- Lissa mówiła spokojnie, ale widocznie się denerwowała.
-Nic, tylko...- zakręciło mi się lekko w głowie.
-Zbladłaś- dotknęła ręką mojego czoła.
Zamknęłam oczy, ale już ich nie otworzyłam. Poczułam jak znów odpływam w sen wywołany mocą ducha.
-Rose, prosiłam cię, żebyś tego nie robiła- patrzyłam na Sonię opierającą się o biurko.
Rzeczywistość
za szybko zniknęła, więc zamrugałam oczami zdezorientowana.
-Gdzie my jesteśmy?- spytałam rozglądając się i ciesząc, że to nie Avery czy Robert z kolejnym koszmarem.
-To gabinet Michaiła- odparła morojka.
Wyglądała pięknie. Była ubrana w luźną pudrowo różową sukienkę. Jeszcze nie było po niej widać, że jest w ciąży, ale natychmiast jak na nią spojrzałam przypomniałam sobie o tym. Podbiegłam do niej i objęłam ją.
-Tak dobrze cię widzieć, w tym ciężkim czasie! Czemu nie robiłaś tego wcześniej? Przecież teraz też ochraniasz mnie przed Avery.
Sonia z upominającego spojrzenia przeszła na troskliwe. Położyła mi dłonie na ramionach.
-Miałaś nie wiedzieć, że ci pomagam. I czemu usnęłaś?! Mogło ci się coś stać! Ja bym sobie tego nie wybaczyła. Lissa. Dymitr! Nie przeszło ci przez myśl, co by pomyślał i czuł?
-To co teraz. Gorzej już mieć nie może... Strasznie się z tym czuję. Nie wiem, gdzie jest, co myśli, robi- pokręciłam głową.
-Dlatego tu jestem- szepnęła Sonia. Spojrzałam w jej niebieskie oczy nie rozumiejąc. -Pokaże ci.
-Gdzie my jesteśmy?- spytałam rozglądając się i ciesząc, że to nie Avery czy Robert z kolejnym koszmarem.
-To gabinet Michaiła- odparła morojka.
Wyglądała pięknie. Była ubrana w luźną pudrowo różową sukienkę. Jeszcze nie było po niej widać, że jest w ciąży, ale natychmiast jak na nią spojrzałam przypomniałam sobie o tym. Podbiegłam do niej i objęłam ją.
-Tak dobrze cię widzieć, w tym ciężkim czasie! Czemu nie robiłaś tego wcześniej? Przecież teraz też ochraniasz mnie przed Avery.
Sonia z upominającego spojrzenia przeszła na troskliwe. Położyła mi dłonie na ramionach.
-Miałaś nie wiedzieć, że ci pomagam. I czemu usnęłaś?! Mogło ci się coś stać! Ja bym sobie tego nie wybaczyła. Lissa. Dymitr! Nie przeszło ci przez myśl, co by pomyślał i czuł?
-To co teraz. Gorzej już mieć nie może... Strasznie się z tym czuję. Nie wiem, gdzie jest, co myśli, robi- pokręciłam głową.
-Dlatego tu jestem- szepnęła Sonia. Spojrzałam w jej niebieskie oczy nie rozumiejąc. -Pokaże ci.
Cholera jasna! To jest genialne człowieku! Jakie emocje o w dzioba.
OdpowiedzUsuńPokaże... Sonia jej pokaże! Sonia! Jest! Matko! Weź mnie nie strasz takimi koszmarami! Wiesz jak ja się bałam! Rose ratuj Dymitra!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny
Już nie mogę się doczekać co Sonia pokaże Rose. Rozdział świetny jak zawsze:) Czekam na next i życzę weny :*
OdpowiedzUsuńSonia pokaże jej Dimitra!! Już, szybko, teraz!! Ja chcę następny teraz w tym momencie. Dodaj szybko następny. Proszę.💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖
OdpowiedzUsuń