Biegłam
przez las. Czułam chłodne powietrze na twarzy. Miałam na sobie
swoją ulubioną skórzaną kurtkę. Widziałam okna stróżówki.
Paliło się w niej światło. Byłam coraz bliżej.
Nie teraz! Czemu budzik dzwoni w najlepszych momentach snu?! Pierwszy raz od dawna śniło mi się coś innego niż wspomnienia. Adrenalina, przyjemny wysiłek fizyczny. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby przyśnił mi się Dymitr. Możliwe, że w tym śnie jeszcze nie zdążył się pojawić. Może do niego biegłam. Wierciłam się na łóżku zarzucając sobie poduszkę na głowę. Jęknęłam zrezygnowana. Nagle budzik przestał dzwonić, poczułam jak podskakuje na łóżku. Ktoś siedział obok mnie.
-Nie teraz- tym razem wymówiłam te słowa.
Wyobraźnia podsunęła mi obraz Lissy siedzącej na brzegu łóżka. Pewnie miała szeroki uśmiech i tryskała optymizmem. Tylko tego mi brakowało...
-Pierwszy dzień!- wykrzyknęła.- Zaczynamy studia!
-Czyli pierwszy dzień, kiedy rozważam samobójstwo- jęknęłam spod poduszki.
Poczułam jak za nią szarpie.
-Rose! Rusz się!
-Jesteś bardziej irytująca niż Ozera- zasłoniłam twarz rękami, ponieważ pozwoliłam jej zerwać poduszkę z twarzy.
-Studia- westchnęła rozmarzona.- Ja studiuje prawo, ty ten swój durny kierunek... Nowi znajomi, profesorowie, imprezy, wykłady...
-Brak snu i uciążliwa współlokatorka!- otworzyłam oczy mówiąc to.
Zobaczyłam jej wielki uśmiech.
-O nie- jęknęłam z powrotem je zamykając.
-Szykuj się, nie chcę się spóźnić- powiedziała wstając z łóżka.
Od razu otworzyłam oczy. Nie może się spóźnić przeze mnie. Wstałam i szybko ruszyłam do łazienki, ale nie zamknęłam za sobą drzwi żeby dokładnie słyszeć, co mówi. Zauważyłam jeszcze, że Lissa stoi przy mojej otwartej szafie.
-Jakie ty masz ubrania!- wykrzyknęła.- Chcesz powiedzieć, że przez ostatnie dwa dni chodziłaś w swoim najlepszym stroju: koszula w kratę i rurki?!
-Chcesz pożyczyć?- spytałam niewyraźnie myjąc zęby.
-Większość twoich ubrań to stroje strażniczki i dresy!- oburzyła się.
Nie miałam z tym problemu. Mogę pójść w czarnych rurkach i białej koszuli- to bardzo dobry strój. Wpasuje się z nim w otoczenie.
-Będziemy musiały pójść na zakupy- oznajmiła Lissa.
-Nigdzie nie pójdziemy przez najbliższy miesiąc. Na razie mogę chodzić w tym, co mam. Nie jest tak źle- zaczęłam rozczesywać włosy.- Liss, a jaki ja mam właściwie dzisiaj plan? Możesz sprawdzić? Zapomniałam zrobić to wczoraj.
-Co ty byś beze mnie zrobiła- zaśmiała się.- Masz tu zapisane: "pod gabinetem profesora Westfielda, o godzinie dziewiątej". Rose, masz mniej czasu niż ja.
-Westfielda?- zaśmiałam się.- Jakiś gość ma nazwisko jak centrum handlowe w Londynie?!
Wyszłam z łazienki w podskokach zakładając spodnie.
-Nie ma tam zapisane, czego on uczy?- w odpowiedzi Lissa pokręciła głową.
Sięgnęłam po białą koszulę, a następnie kurtkę.
-Bierzmy torby i spadajmy, bo faktycznie się spóźnimy- pogoniłam ją.
Nie teraz! Czemu budzik dzwoni w najlepszych momentach snu?! Pierwszy raz od dawna śniło mi się coś innego niż wspomnienia. Adrenalina, przyjemny wysiłek fizyczny. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby przyśnił mi się Dymitr. Możliwe, że w tym śnie jeszcze nie zdążył się pojawić. Może do niego biegłam. Wierciłam się na łóżku zarzucając sobie poduszkę na głowę. Jęknęłam zrezygnowana. Nagle budzik przestał dzwonić, poczułam jak podskakuje na łóżku. Ktoś siedział obok mnie.
-Nie teraz- tym razem wymówiłam te słowa.
Wyobraźnia podsunęła mi obraz Lissy siedzącej na brzegu łóżka. Pewnie miała szeroki uśmiech i tryskała optymizmem. Tylko tego mi brakowało...
-Pierwszy dzień!- wykrzyknęła.- Zaczynamy studia!
-Czyli pierwszy dzień, kiedy rozważam samobójstwo- jęknęłam spod poduszki.
Poczułam jak za nią szarpie.
-Rose! Rusz się!
-Jesteś bardziej irytująca niż Ozera- zasłoniłam twarz rękami, ponieważ pozwoliłam jej zerwać poduszkę z twarzy.
-Studia- westchnęła rozmarzona.- Ja studiuje prawo, ty ten swój durny kierunek... Nowi znajomi, profesorowie, imprezy, wykłady...
-Brak snu i uciążliwa współlokatorka!- otworzyłam oczy mówiąc to.
Zobaczyłam jej wielki uśmiech.
-O nie- jęknęłam z powrotem je zamykając.
-Szykuj się, nie chcę się spóźnić- powiedziała wstając z łóżka.
Od razu otworzyłam oczy. Nie może się spóźnić przeze mnie. Wstałam i szybko ruszyłam do łazienki, ale nie zamknęłam za sobą drzwi żeby dokładnie słyszeć, co mówi. Zauważyłam jeszcze, że Lissa stoi przy mojej otwartej szafie.
-Jakie ty masz ubrania!- wykrzyknęła.- Chcesz powiedzieć, że przez ostatnie dwa dni chodziłaś w swoim najlepszym stroju: koszula w kratę i rurki?!
-Chcesz pożyczyć?- spytałam niewyraźnie myjąc zęby.
-Większość twoich ubrań to stroje strażniczki i dresy!- oburzyła się.
Nie miałam z tym problemu. Mogę pójść w czarnych rurkach i białej koszuli- to bardzo dobry strój. Wpasuje się z nim w otoczenie.
-Będziemy musiały pójść na zakupy- oznajmiła Lissa.
-Nigdzie nie pójdziemy przez najbliższy miesiąc. Na razie mogę chodzić w tym, co mam. Nie jest tak źle- zaczęłam rozczesywać włosy.- Liss, a jaki ja mam właściwie dzisiaj plan? Możesz sprawdzić? Zapomniałam zrobić to wczoraj.
-Co ty byś beze mnie zrobiła- zaśmiała się.- Masz tu zapisane: "pod gabinetem profesora Westfielda, o godzinie dziewiątej". Rose, masz mniej czasu niż ja.
-Westfielda?- zaśmiałam się.- Jakiś gość ma nazwisko jak centrum handlowe w Londynie?!
Wyszłam z łazienki w podskokach zakładając spodnie.
-Nie ma tam zapisane, czego on uczy?- w odpowiedzi Lissa pokręciła głową.
Sięgnęłam po białą koszulę, a następnie kurtkę.
-Bierzmy torby i spadajmy, bo faktycznie się spóźnimy- pogoniłam ją.
***
Pędziłam korytarzami
szukając właściwego gabinetu. Spodziewałam się, że będzie
stało pod nim mnóstwo studentów. Jak na razie mijałam same sale
wykładowcze i wszędzie były tłumy. To pewnie nie to
skrzydło. Zostawiłam Lissę w ustalonej pracowni. Wprawdzie jej wykład się jeszcze nie zaczął, ale zaraz miałam swój. Przynajmniej zdążyłam poznać strażnika, który miał się nią zajmować podczas jej zajęć.
Wpadłam
na kogoś. Cholera!
Jakiś chłopak złapał mnie za ramiona i odsunął od siebie.
-Pomóc jakoś?- spytał.
Był wyższy ode mnie, ale niższy od Dymitra. Znowu cholera! Czy wszystkich napotkanych mężczyzn będę porównywać do mojego mężczyzny?! Też mi punkt odniesienia, Dymitr Bielikow- chodzący ideał. Prawdopodobnie stawiam innym za wysoko poprzeczkę. Powracając... Patrzyły na mnie zaintrygowane, szare oczy. Mężczyzna był ciemnym blondynem o krótkich włosach. Ubrany był w dżinsy i ciemnozielony sweter, który niechętnie zauważyłam podbijał kolor jego oczu. Ta myśl mocno mnie otrzeźwiła i postanowiłam się odezwać.
-Szukam gabinetu jakiegoś profesora, który ma nazwisko jak centrum handlowe. Nie mów mi tylko, że to w Londynie.
Mężczyzna był niewiele starszy ode mnie. Mógł być na ostatnim roku.
-Westfielda?- upewnił się.
-A macie tu jeszcze innych o podobnych nazwiskach?! Co za uniwersytet...- pokręciłam głową z rozbawieniem.
Mężczyzna zrobił to samo.
-Już cię lubię- powiedział tylko.
Przechyliłam lekko głowę i odparłam szczerze.
-Za to ja tego nie mogę przyznać. Nie znam cię, ale tobie to chyba nie przeszkadza. Jestem Rose- wyciągnęłam do niego dłoń.
-Liam,- uścisnął ją mocno.- ale zwracają się do mnie profesor Westfield.
Zamrugałam szybko.
-Jak centrum handlowe?- wydukałam.
-Rosemarie?- upewnił się, pokiwałam głową.-Wobec tego: dokładnie, panno Hathaway. Mam cię na liście- wskazał teczkę, którą trzymał pod pachą.- Dołącz do studentów- wskazał za siebie.- Ominęła cię zbiórka pod moim gabinetem, masz szczęście, że nas znalazłaś.
Minął mnie i ruszył dalej. Cała grupa rówieśników, która mi przeszkadzała ruszyła za nim. Niechętnie zrobiłam to samo. Ciężko było mi się wyrwać z szoku, że ten cały Liam jest tu profesorem, pomogła mi w tym pewna dziewczyna.
-Rachel- podeszła do mnie.
-Miło mi, Rose- skinęłam jej głową.
-Słyszałam- zaśmiała się.- Niezły początek. Wiesz dokąd zmierzamy?
-Nawet nie wiem skąd- wzruszyłam ramionami.
Dziewczyna miała jasną cerę, ale była za niska na morojkę. Miała krótkie, platynowe włosy i przyciągające uwagę piwne oczy.
-Podobno to świetny nauczyciel. Chociaż specyficzny. Nigdy nie miałam szczęścia do nauczycieli.
Miałam wrażenie, że wcale nie jestem jej potrzebna do rozmowy. Jestem tylko po to, by nie wyglądała dziwnie mówiąc sama do siebie.
-Z moim szczęściem w tej dziedzinie bywa różnie- zastanowiłam się przez moment.- Chociaż najczęściej się cieszę- pomyślałam o Dymitrze podczas treningów na sali gimnastycznej.- Bardzo.
-A teraz?- zagadnęła.
-Jeszcze nie wyrobiłam sobie zdania.
-Jesteśmy!- usłyszałam krzyk z przodu.- Wchodzicie ostrożnie, po kolei!
Spojrzałam na napis nad drzwiami, do których wchodziły osoby przed nami.
-"Kostnica "?!- przeczytałam na głos.
-Odczytałaś to?! Nic jeszcze nie widzę- narzekała Rachel.
Skarciłam się w duchu. Mam lepszy wzrok od ludzi, muszę o tym pamiętać i tego nie okazywać. Ledwo przekroczyłam próg sali już usłyszałam polecenia.
-Zamknijcie za sobą drzwi! Stańcie pod ścianą!
W pomieszczeniu były cztery, białe ściany i sufit, podłoga była wyłożona jasnymi panelami. Nic tu nie stało. Nie było tu żadnej ozdoby, a każdy stał " pod ścianą ". Nie mieściliśmy się tutaj, była nas z pięćdziesiątka.
-Jak zauważyliście ta sala ma niezwykle nietrafną nazwę- odezwał się Westfield.- Dlatego pierwsze zadanie dla was to: wymyślcie coś lepszego.
Każdy patrzył zdziwiony. Zaczęłam się zastanawiać czy trafiłam w dobre miejsce. Miałam się uczyć, a jak na razie wykłady przypominały zajęcia z przedszkola. Zaraz będę musiała napisać swoje nazwisko...
-Nie możemy sobie dać spokój i zająć się czymś konkretnym?!- wypaliłam.- Ta sala musi mieć nazwę?!
Wszyscy patrzyli na mnie. Co jest?! Czyżbym nie powiedziała tego, co każdy pomyślał?!
-I po co nam ta sala?! Nauczymy się czegoś w takich warunkach?! Ledwo się tu mieścimy!- kontynuowałam.- Zapewne niektórzy stoją na jednej nodze.- ktoś zaśmiał się cicho.
Liam obserwował mnie skupiony. Nie przerywał i nie upominał- to mógł być zły znak.
-Jesteśmy w składziku- zaczął mówić.- Zostały stąd zabrane wszystkie regały. Później zostaną tu wniesione. To faktycznie nie jest sala wykładowcza, panna Hathaway słusznie to zauważyła. Bardzo bezpośrednio zauważyła. W tym miejscu będziecie pewnie najczęściej. Przebywać tu będą odczynniki i zapiski waszych badań. Jest to pierwsze pomieszczenie, które co rano w tym budynku odwiedzicie zanim pójdziecie na wykłady. Na razie,- wyjął spodpachy teczkę- dostaniecie tu kartki- rozdał nam niezapisane strony.- Dzisiaj, poznacie temat waszej pierwszej pracy. Strasznie tu duszno- wtrącił cicho.- Wyjdźmy stąd!
Wszyscy ruszyli do wyjścia. Najwyraźniej nie tylko ja wolałam te tłumy na korytarzu od stania tutaj. Później udaliśmy się do zwykłej sali wykładowczej o jakiej mówiła wczoraj Lissa. Rzędy stopniowo wyższych ławek, katedra, bordowe ściany. To pomieszczenie mocno kojarzyło mi się z akademią. Siedziała tu już jakaś grupa- liczyła mniej więcej tyle osób, co moja.
-Siadajcie i słuchajcie!- wykrzyknął Liam.
Usiadłam obok Rachel, która trajkotała do dziewczyny po swojej drugiej stronie.
-Rose,- zwróciła się do mnie- możemy razem pracować w laboratorium?
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Gdzie pracować?! Dziewczyna w odpowiedzi na mój wyraz twarzy podała mi kartkę. "Zapis par pracujących przy stanowisku w laboratorium"- głosił nagłówek.
-Gdzieś krąży kartka, na której macie zapisać z kim będziecie dzielić stanowisko w naszym laboratorium. Tak, będziecie mieć tam stałe zajęcia. Wybierzcie mądrze, ponieważ to podział na cały semestr. Zaraz pójdziecie zobaczyć jakie mamy wyposażenie, z czego możecie korzystać i oczywiście gdzie macie to stanowisko- mówił Westfield.
Przeniosłam wzrok na kartkę i zaczęłam pisać.
Rosemarie Hathaway i ...
-Jak masz na nazwisko?- spytałam szeptem Rachel.
-Sage- mruknęła szybko.
Zamrugałam szybko. Przesłyszałam się- to pewne.
-Jak?!- szepnęłam.
-Sage- powtórzyła.
Niemożliwe! Może to jakaś rodzina Sydney. Muszę się o to spytać! Strasznie dawno jej nie widziałam. Chciałabym się z nią zobaczyć...
-Och, daj to- zaśmiała się Rachel.
Wzięła ode mnie kartkę i napisała swoje nazwisko obok mojego. No tak, za długo się zastanawiałam.
-Zauważyliście pewnie, że za wami siedzi druga grupa- skupiłam się na słowach Westfielda.- Prowadzi ich profesor Crowell.
Na środek wyszła starsza kobieta. Wydawała się surowa i oziębła. Stanęła obok Liama i uścisnęła mu rękę, którą on później ucałował. Wywróciłam oczami widząc jak to robi. Crowell wydawała się osobą pełną kontrastów. Do jej ponurych min zupełnie nie pasowała sukienka w kwiatki, a do zmarszczek na twarzy tak świetna figura. Sama chciałabym wyglądać jak ona w jej wieku. Była pewnie rówieśniczą Albety.
-Gdybyście nie mogli mnie znaleźć, a mielibyście jakieś pytania, czy wątpliwości, zgłaszajcie się do obecnej tu pani profesor- Westfield mrugnął do niej z uśmiechem.
Kobieta wróciła na swoje miejsce- najwyraźniej wcześniej przywitała się ze swoją grupą i stwierdziła, że z naszą nie warto tego robić.
-Dobrze,- Liam klasnął w dłonie- w ciągu najbliższych dwóch miesięcy sprawdzimy wasz poziom- nie zaskoczyło mnie to, każdy tego ode mnie wymagał na różnych etapach nauki.- Otrzymacie projekt. Najważniejsze jest abyście przeprowadzili go na własnym przykładzie. Powiedzmy, że przeprowadzacie na sobie doświadczenia, na waszym otoczeniu, najbliższych. Sprawdzimy podejście do problemu, ambicje, pomysłowość, charyzmę, wiedzę i oczywiście lepiej was poznamy. Na razie wiem tylko jak wygląda Rose Hathaway- zdziwiło mnie, że zapamiętał moje nazwisko.- Każdy podejmuje pracę indywidualną, ale zostanie wam przydzielony opiekun. Będzie wam doradzał i was wspierał. Przynajmniej powinien. Warunkiem ukończenia roku jest zdanie dwóch sesji i tego projektu. Nie przystąpicie do żadnej sesji, gdy nie ukończycie projektu. Wniosek? Kto nie postara się teraz niech już się szykuje do powtórki za rok- na sali zrobiło się cicho, co świadczyło o tym, że są tu ludzie z ambicjami.- Chodźmy do laboratorium!- Westfield przerwał ten stan zawieszenia.
Wszyscy rzucili się do drzwi. Jakby trzymanie nas tutaj było karą.
Bardzo chciałam zobaczyć swoje stanowisko. Nie przyznałabym tego przed nikim- Lissą czy Dymitrem, ale marzyły mi się inne zajęcia niż treningi na sali gimnastycznej. Chociaż brakowało mi nauki techniki, wiedziałam, że Dymitr cały czas coś ćwiczy. Zapewne też tak powinnam. O dziwo nigdy o tym nie rozmawialiśmy, nie wymuszał tego na mnie.
-Rose?- usłyszałam głos Rachel.
Byłam jej wdzięczna, że wyrwała mnie z przemyśleń. Jeszcze wpędziłabym się w poczucie winy...
-Tak?- popatrzyłam na nią ruszając za tłumem.
-Wiesz jaki chcesz temat projektu?- miałam wrażenie, że przez to pytanie stara się uzyskać jakąś radę.
Nie zastanawiałam się nad tym wcześniej. Nie wiedziałam nawet, że zostanie mi powierzone zadanie w tym stylu, więc skąd miałam znać odpowiedź?! Było to dla mnie kompletnie obojętne. Mogłam sobie badać rytm serca, ciśnienie, poziom hemoglobiny- i tak będę miała dobre wyniki. Takie doświadczenie na własnym przykładzie może być nawet zabawne (oczywiście jeżeli zostanie pozbawione igieł, których nie znoszę). Bawiła mnie wizja przeprowadzania tych zadań na Lissie, może przyjedzie jeszcze Christian z Dymitrem...
-Mogą mi przydzielić, co chcą, nawet ostatniej, a ja i tak będę zadowolona z tego, co zostanie- odparłam.
-Odważne słowa- zaśmiała się.- Jestem pewna, że niektóre projekty sprawiałyby mi problem.
Rachel przestała mówić, kiedy weszliśmy do jakiejś sali. Musiałam przymrużyć oczy. Światło odbijało się od białych kafelków na podłodze. Pomieszczenie rozmiarem przypominało sale treningową z Akademii. Było ogromne. Ciągnęły się tu rzędy dużych, białych stanowisk. Stanowiły je duże stoły z sześcioma szufladami. Dostawione zostały do nich po dwa krzesła. Nad każdym stanowiskiem wisiały dwie podłużne lampy- jedna na połowę.
-To jest właśnie laboratorium!- zawołał Westfield.- Proszę byście wybrali sobie stanowiska jak odpowiedzialni, poważni, dorośli ludzie.
Skierowałam się do stołu w rogu sali. Był na uboczu, więc nikt nie powinien przeszkadzać w pracy, również po godzinach można tu siedzieć niezauważonym. Słyszałam, że Rachel idzie za mną cały czas coś mówiąc. Przejechałam ręką po stole- to będzie to!
-Dobry wybór- odwróciłam się gwałtownie słysząc głos za plecami.
Liam Westfield szedł obok Rachel i oceniał nasze stanowisko.
-Wiem, profesorze- rzuciłam siadając na krześle.
-Macie tu listę projektów. Zostały wam ostatnie tematy i same jesteście sobie winne jak szłyście z tyłu. Postaram się was poratować, ponieważ zostałem przydzielony na waszego opiekuna- wyciągnął do Rachel listę z tematami.- Podzielcie się nimi. Wrócę do was za chwilę- powiedział odwracając się na pięcie.
Dziewczyna patrzyła w kartkę z niedowierzaniem. Zaczęłam mieć nadzieję, że zostały dla nas jakieś ciekawe projekty. Sama też nie wierzyłabym w swoje szczęście.
-Ja chcę ten: "metabolizm- jak funkcjonuje układ trawienny"!- zawołała.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Sama bym tego nie wybrała, więc było mi to obojętne. Jednak,że ona to chciała...
-W takim razie dla mnie zostaje...- wyciągnęłam rękę po kartkę.
Szybko przebiegłam po niej wzrokiem. Cholera! Niemożliwe, żeby nic innego nie zostało! Przejrzałam jeszcze raz. Teraz rozumiem Rachel. Zaczęłam jej zazdrościć tematu. Nie mogę przyjąć tego, co zostało. To jedyny projekt, którego problemu nie chciałam się podjąć. Jeszcze na swoim przykładzie! Jak oni to sobie wyobrażają?!
-Rola hormonów w rozmnażaniu i rozwoju?! To jakiś żart?! Co niby mam zrobić?!- mówiłam wkurzona do Rachel, która dosiadła się obok.
-Może najlepiej od razu zajdź w ciążę- pokpiła.
Normalnie bym się dołączyła do tego ironicznego humoru, ale teraz nawet nie wiedziała, co palnęła. Przede mną stało doświadczenie, które miało dowieść, że nigdy nie założę rodziny, a i tak musiałam je przeprowadzić na sobie i Dymitrze.
Jakiś chłopak złapał mnie za ramiona i odsunął od siebie.
-Pomóc jakoś?- spytał.
Był wyższy ode mnie, ale niższy od Dymitra. Znowu cholera! Czy wszystkich napotkanych mężczyzn będę porównywać do mojego mężczyzny?! Też mi punkt odniesienia, Dymitr Bielikow- chodzący ideał. Prawdopodobnie stawiam innym za wysoko poprzeczkę. Powracając... Patrzyły na mnie zaintrygowane, szare oczy. Mężczyzna był ciemnym blondynem o krótkich włosach. Ubrany był w dżinsy i ciemnozielony sweter, który niechętnie zauważyłam podbijał kolor jego oczu. Ta myśl mocno mnie otrzeźwiła i postanowiłam się odezwać.
-Szukam gabinetu jakiegoś profesora, który ma nazwisko jak centrum handlowe. Nie mów mi tylko, że to w Londynie.
Mężczyzna był niewiele starszy ode mnie. Mógł być na ostatnim roku.
-Westfielda?- upewnił się.
-A macie tu jeszcze innych o podobnych nazwiskach?! Co za uniwersytet...- pokręciłam głową z rozbawieniem.
Mężczyzna zrobił to samo.
-Już cię lubię- powiedział tylko.
Przechyliłam lekko głowę i odparłam szczerze.
-Za to ja tego nie mogę przyznać. Nie znam cię, ale tobie to chyba nie przeszkadza. Jestem Rose- wyciągnęłam do niego dłoń.
-Liam,- uścisnął ją mocno.- ale zwracają się do mnie profesor Westfield.
Zamrugałam szybko.
-Jak centrum handlowe?- wydukałam.
-Rosemarie?- upewnił się, pokiwałam głową.-Wobec tego: dokładnie, panno Hathaway. Mam cię na liście- wskazał teczkę, którą trzymał pod pachą.- Dołącz do studentów- wskazał za siebie.- Ominęła cię zbiórka pod moim gabinetem, masz szczęście, że nas znalazłaś.
Minął mnie i ruszył dalej. Cała grupa rówieśników, która mi przeszkadzała ruszyła za nim. Niechętnie zrobiłam to samo. Ciężko było mi się wyrwać z szoku, że ten cały Liam jest tu profesorem, pomogła mi w tym pewna dziewczyna.
-Rachel- podeszła do mnie.
-Miło mi, Rose- skinęłam jej głową.
-Słyszałam- zaśmiała się.- Niezły początek. Wiesz dokąd zmierzamy?
-Nawet nie wiem skąd- wzruszyłam ramionami.
Dziewczyna miała jasną cerę, ale była za niska na morojkę. Miała krótkie, platynowe włosy i przyciągające uwagę piwne oczy.
-Podobno to świetny nauczyciel. Chociaż specyficzny. Nigdy nie miałam szczęścia do nauczycieli.
Miałam wrażenie, że wcale nie jestem jej potrzebna do rozmowy. Jestem tylko po to, by nie wyglądała dziwnie mówiąc sama do siebie.
-Z moim szczęściem w tej dziedzinie bywa różnie- zastanowiłam się przez moment.- Chociaż najczęściej się cieszę- pomyślałam o Dymitrze podczas treningów na sali gimnastycznej.- Bardzo.
-A teraz?- zagadnęła.
-Jeszcze nie wyrobiłam sobie zdania.
-Jesteśmy!- usłyszałam krzyk z przodu.- Wchodzicie ostrożnie, po kolei!
Spojrzałam na napis nad drzwiami, do których wchodziły osoby przed nami.
-"Kostnica "?!- przeczytałam na głos.
-Odczytałaś to?! Nic jeszcze nie widzę- narzekała Rachel.
Skarciłam się w duchu. Mam lepszy wzrok od ludzi, muszę o tym pamiętać i tego nie okazywać. Ledwo przekroczyłam próg sali już usłyszałam polecenia.
-Zamknijcie za sobą drzwi! Stańcie pod ścianą!
W pomieszczeniu były cztery, białe ściany i sufit, podłoga była wyłożona jasnymi panelami. Nic tu nie stało. Nie było tu żadnej ozdoby, a każdy stał " pod ścianą ". Nie mieściliśmy się tutaj, była nas z pięćdziesiątka.
-Jak zauważyliście ta sala ma niezwykle nietrafną nazwę- odezwał się Westfield.- Dlatego pierwsze zadanie dla was to: wymyślcie coś lepszego.
Każdy patrzył zdziwiony. Zaczęłam się zastanawiać czy trafiłam w dobre miejsce. Miałam się uczyć, a jak na razie wykłady przypominały zajęcia z przedszkola. Zaraz będę musiała napisać swoje nazwisko...
-Nie możemy sobie dać spokój i zająć się czymś konkretnym?!- wypaliłam.- Ta sala musi mieć nazwę?!
Wszyscy patrzyli na mnie. Co jest?! Czyżbym nie powiedziała tego, co każdy pomyślał?!
-I po co nam ta sala?! Nauczymy się czegoś w takich warunkach?! Ledwo się tu mieścimy!- kontynuowałam.- Zapewne niektórzy stoją na jednej nodze.- ktoś zaśmiał się cicho.
Liam obserwował mnie skupiony. Nie przerywał i nie upominał- to mógł być zły znak.
-Jesteśmy w składziku- zaczął mówić.- Zostały stąd zabrane wszystkie regały. Później zostaną tu wniesione. To faktycznie nie jest sala wykładowcza, panna Hathaway słusznie to zauważyła. Bardzo bezpośrednio zauważyła. W tym miejscu będziecie pewnie najczęściej. Przebywać tu będą odczynniki i zapiski waszych badań. Jest to pierwsze pomieszczenie, które co rano w tym budynku odwiedzicie zanim pójdziecie na wykłady. Na razie,- wyjął spodpachy teczkę- dostaniecie tu kartki- rozdał nam niezapisane strony.- Dzisiaj, poznacie temat waszej pierwszej pracy. Strasznie tu duszno- wtrącił cicho.- Wyjdźmy stąd!
Wszyscy ruszyli do wyjścia. Najwyraźniej nie tylko ja wolałam te tłumy na korytarzu od stania tutaj. Później udaliśmy się do zwykłej sali wykładowczej o jakiej mówiła wczoraj Lissa. Rzędy stopniowo wyższych ławek, katedra, bordowe ściany. To pomieszczenie mocno kojarzyło mi się z akademią. Siedziała tu już jakaś grupa- liczyła mniej więcej tyle osób, co moja.
-Siadajcie i słuchajcie!- wykrzyknął Liam.
Usiadłam obok Rachel, która trajkotała do dziewczyny po swojej drugiej stronie.
-Rose,- zwróciła się do mnie- możemy razem pracować w laboratorium?
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Gdzie pracować?! Dziewczyna w odpowiedzi na mój wyraz twarzy podała mi kartkę. "Zapis par pracujących przy stanowisku w laboratorium"- głosił nagłówek.
-Gdzieś krąży kartka, na której macie zapisać z kim będziecie dzielić stanowisko w naszym laboratorium. Tak, będziecie mieć tam stałe zajęcia. Wybierzcie mądrze, ponieważ to podział na cały semestr. Zaraz pójdziecie zobaczyć jakie mamy wyposażenie, z czego możecie korzystać i oczywiście gdzie macie to stanowisko- mówił Westfield.
Przeniosłam wzrok na kartkę i zaczęłam pisać.
Rosemarie Hathaway i ...
-Jak masz na nazwisko?- spytałam szeptem Rachel.
-Sage- mruknęła szybko.
Zamrugałam szybko. Przesłyszałam się- to pewne.
-Jak?!- szepnęłam.
-Sage- powtórzyła.
Niemożliwe! Może to jakaś rodzina Sydney. Muszę się o to spytać! Strasznie dawno jej nie widziałam. Chciałabym się z nią zobaczyć...
-Och, daj to- zaśmiała się Rachel.
Wzięła ode mnie kartkę i napisała swoje nazwisko obok mojego. No tak, za długo się zastanawiałam.
-Zauważyliście pewnie, że za wami siedzi druga grupa- skupiłam się na słowach Westfielda.- Prowadzi ich profesor Crowell.
Na środek wyszła starsza kobieta. Wydawała się surowa i oziębła. Stanęła obok Liama i uścisnęła mu rękę, którą on później ucałował. Wywróciłam oczami widząc jak to robi. Crowell wydawała się osobą pełną kontrastów. Do jej ponurych min zupełnie nie pasowała sukienka w kwiatki, a do zmarszczek na twarzy tak świetna figura. Sama chciałabym wyglądać jak ona w jej wieku. Była pewnie rówieśniczą Albety.
-Gdybyście nie mogli mnie znaleźć, a mielibyście jakieś pytania, czy wątpliwości, zgłaszajcie się do obecnej tu pani profesor- Westfield mrugnął do niej z uśmiechem.
Kobieta wróciła na swoje miejsce- najwyraźniej wcześniej przywitała się ze swoją grupą i stwierdziła, że z naszą nie warto tego robić.
-Dobrze,- Liam klasnął w dłonie- w ciągu najbliższych dwóch miesięcy sprawdzimy wasz poziom- nie zaskoczyło mnie to, każdy tego ode mnie wymagał na różnych etapach nauki.- Otrzymacie projekt. Najważniejsze jest abyście przeprowadzili go na własnym przykładzie. Powiedzmy, że przeprowadzacie na sobie doświadczenia, na waszym otoczeniu, najbliższych. Sprawdzimy podejście do problemu, ambicje, pomysłowość, charyzmę, wiedzę i oczywiście lepiej was poznamy. Na razie wiem tylko jak wygląda Rose Hathaway- zdziwiło mnie, że zapamiętał moje nazwisko.- Każdy podejmuje pracę indywidualną, ale zostanie wam przydzielony opiekun. Będzie wam doradzał i was wspierał. Przynajmniej powinien. Warunkiem ukończenia roku jest zdanie dwóch sesji i tego projektu. Nie przystąpicie do żadnej sesji, gdy nie ukończycie projektu. Wniosek? Kto nie postara się teraz niech już się szykuje do powtórki za rok- na sali zrobiło się cicho, co świadczyło o tym, że są tu ludzie z ambicjami.- Chodźmy do laboratorium!- Westfield przerwał ten stan zawieszenia.
Wszyscy rzucili się do drzwi. Jakby trzymanie nas tutaj było karą.
Bardzo chciałam zobaczyć swoje stanowisko. Nie przyznałabym tego przed nikim- Lissą czy Dymitrem, ale marzyły mi się inne zajęcia niż treningi na sali gimnastycznej. Chociaż brakowało mi nauki techniki, wiedziałam, że Dymitr cały czas coś ćwiczy. Zapewne też tak powinnam. O dziwo nigdy o tym nie rozmawialiśmy, nie wymuszał tego na mnie.
-Rose?- usłyszałam głos Rachel.
Byłam jej wdzięczna, że wyrwała mnie z przemyśleń. Jeszcze wpędziłabym się w poczucie winy...
-Tak?- popatrzyłam na nią ruszając za tłumem.
-Wiesz jaki chcesz temat projektu?- miałam wrażenie, że przez to pytanie stara się uzyskać jakąś radę.
Nie zastanawiałam się nad tym wcześniej. Nie wiedziałam nawet, że zostanie mi powierzone zadanie w tym stylu, więc skąd miałam znać odpowiedź?! Było to dla mnie kompletnie obojętne. Mogłam sobie badać rytm serca, ciśnienie, poziom hemoglobiny- i tak będę miała dobre wyniki. Takie doświadczenie na własnym przykładzie może być nawet zabawne (oczywiście jeżeli zostanie pozbawione igieł, których nie znoszę). Bawiła mnie wizja przeprowadzania tych zadań na Lissie, może przyjedzie jeszcze Christian z Dymitrem...
-Mogą mi przydzielić, co chcą, nawet ostatniej, a ja i tak będę zadowolona z tego, co zostanie- odparłam.
-Odważne słowa- zaśmiała się.- Jestem pewna, że niektóre projekty sprawiałyby mi problem.
Rachel przestała mówić, kiedy weszliśmy do jakiejś sali. Musiałam przymrużyć oczy. Światło odbijało się od białych kafelków na podłodze. Pomieszczenie rozmiarem przypominało sale treningową z Akademii. Było ogromne. Ciągnęły się tu rzędy dużych, białych stanowisk. Stanowiły je duże stoły z sześcioma szufladami. Dostawione zostały do nich po dwa krzesła. Nad każdym stanowiskiem wisiały dwie podłużne lampy- jedna na połowę.
-To jest właśnie laboratorium!- zawołał Westfield.- Proszę byście wybrali sobie stanowiska jak odpowiedzialni, poważni, dorośli ludzie.
Skierowałam się do stołu w rogu sali. Był na uboczu, więc nikt nie powinien przeszkadzać w pracy, również po godzinach można tu siedzieć niezauważonym. Słyszałam, że Rachel idzie za mną cały czas coś mówiąc. Przejechałam ręką po stole- to będzie to!
-Dobry wybór- odwróciłam się gwałtownie słysząc głos za plecami.
Liam Westfield szedł obok Rachel i oceniał nasze stanowisko.
-Wiem, profesorze- rzuciłam siadając na krześle.
-Macie tu listę projektów. Zostały wam ostatnie tematy i same jesteście sobie winne jak szłyście z tyłu. Postaram się was poratować, ponieważ zostałem przydzielony na waszego opiekuna- wyciągnął do Rachel listę z tematami.- Podzielcie się nimi. Wrócę do was za chwilę- powiedział odwracając się na pięcie.
Dziewczyna patrzyła w kartkę z niedowierzaniem. Zaczęłam mieć nadzieję, że zostały dla nas jakieś ciekawe projekty. Sama też nie wierzyłabym w swoje szczęście.
-Ja chcę ten: "metabolizm- jak funkcjonuje układ trawienny"!- zawołała.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Sama bym tego nie wybrała, więc było mi to obojętne. Jednak,że ona to chciała...
-W takim razie dla mnie zostaje...- wyciągnęłam rękę po kartkę.
Szybko przebiegłam po niej wzrokiem. Cholera! Niemożliwe, żeby nic innego nie zostało! Przejrzałam jeszcze raz. Teraz rozumiem Rachel. Zaczęłam jej zazdrościć tematu. Nie mogę przyjąć tego, co zostało. To jedyny projekt, którego problemu nie chciałam się podjąć. Jeszcze na swoim przykładzie! Jak oni to sobie wyobrażają?!
-Rola hormonów w rozmnażaniu i rozwoju?! To jakiś żart?! Co niby mam zrobić?!- mówiłam wkurzona do Rachel, która dosiadła się obok.
-Może najlepiej od razu zajdź w ciążę- pokpiła.
Normalnie bym się dołączyła do tego ironicznego humoru, ale teraz nawet nie wiedziała, co palnęła. Przede mną stało doświadczenie, które miało dowieść, że nigdy nie założę rodziny, a i tak musiałam je przeprowadzić na sobie i Dymitrze.
O-oł... Mały problem z tym projektem. Matko jak ja współczuję Rose. (A ja narzekałam na swój projekt) No i co... Pierwszy dzień, a Rose już ma koleżankę i chyba nawet zakumplowała się z nauczycielem. 😂😂😂 xD No i nie da się nie zwrocic uwagi na to, że co chwile myśli o Dymitrze 💙💙💙
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Kocham twojego bloga! Mogę go czytać godzinami!!! Czekam na następny rozdział 😘😘
Mam nadziedzieje że ten projekt dobrze się skończy jeśli wiesz o co mi chodzi. Czy Rachel jest siostrą Sydney iczy wie kim jest Rose i Lissa
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział??
OdpowiedzUsuńOjoj! No i nasza Rose ma niemały problem. Serio?! Rozmnażanie? No super.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem co łączy Rachel i Sydney? I ten nauczyciel wydaje się fajnym gościom. I ciekawe jak się ma Dymitr? No to lecę czytać dalej. :-*