Christian
miał rację- Dymitr spał. W jego stanie zupełnie mnie to nie
dziwiło. Położyłam na fotelu torby z zakupami, które zrobiłam
wcześniej specjalnie dla niego. Wyjęłam prochowiec, czyste
ubrania i powiesiłam je na wieszaku- na pewno mu się przydadzą.
Oprócz tego była tu masa jedzenia, ponieważ uznałam, że gdy już
odłączą Dymitra od tej całej aparatury, zaczną mu dawać
posiłki, a wolałam, żeby miał coś smacznego. Z potrawami w
szpitalu nigdy nic nie wiadomo... Obok łóżka położyłam mu
jeszcze jakiś western. Możliwe, że już go czytał- nie nadążałam
za jego lekturami. Jednak książka na pewno umili mu czas. Na końcu
spojrzałam na niego. Wyglądał idealnie, od jego codziennego widoku
odbiegał jedynie zarost. W dalszym ciągu nie rozumiałam jak może
spać i wyglądać tak spokojnie. Pochyliłam się nad nim i
cmoknęłam go w policzek.
-Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś- powiedziałam.
Wyprostowałam się i wyszłam z pokoju. Zanim jednak zamknęłam za sobą drzwi usłyszałam jak Dymitr coś szepcze. Skupiłam się na tym, co mówił.
-Rose?- dotarło do mnie.
Patrzyłam w jego ciemne oczy. Mimo licznych obrażeń miał pewne i przytomne spojrzenie. Była w nim siła. Zrobiłam parę kroków w jego stronę.
-Jak się czujesz?- spytał.
Wybuchłam płaczem. O ironio! Ja powinnam go o to zapytać! Czy on nawet na łożu śmierci będzie się troszczył o innych?!
-Rose, co się dzieje?- Dymitr przejął się zdecydowanie za bardzo.
-Nic- wychlipałam.- Przepraszam już pójdę. Nie będę przeszkadzać- odwróciłam się.
-Ty nigdy nie przeszkadzasz.
Z powrotem na niego spojrzałam. Dymitr z pewnością zauważył moje niezdecydowanie, ale nie dbałam o to. Chciałam szybko się wytłumaczyć i wyjść.
-Dymitr, przestań. Nie powinieneś zwracać się do mnie w taki sposób- skrzyżowałam ręce na piersi, ponieważ jego pewne spojrzenie odbierało mi odwagę.
-Sama wielokrotnie mnie prosiłaś, żebym ci zaufał- zdziwiło mnie, że pomimo tylu obrażeń, Dymitr zachował przejrzysty umysł.
-Nie czuj się właśnie teraz zobowiązany. Nie jesteśmy już razem- głos mi drżał i aby odwrócić od tego uwagę starłam szybko łzy płynące już po szyi.
-Ale uczuć nie zmienisz- wtrącił.
Spojrzałam mu prosto w oczy. Zauważyłam w nich siłę, którą mi przekazywał, troskę, którą mnie otoczył i miłość. Dzięki niej czasem oczy mu błyszczały lub stawały się ciemniejsze.
On być bezpieczny!- napomniałam się w myślach.
-Miłość przemija. Moja się skończyła- cholera!
Czemu wybrałam akurat te słowa! Nie dam rady usłyszeć tego, co zechce mi teraz powiedzieć. Jestem o tym przekonana.
Dymitr wykrzywił się lekko- w uśmiechu?! Pogardzie?!
-To najgłupsze słowa jakie w życiu słyszałem- wypalił.
Wiedziałam, że ma wielką ochotę usiąść, ale nie zrobił tego. Przybliżyłam się do jego łóżka aby mimo to widział mnie lepiej.
-To twoje słowa- prychnęłam.
-Wiem. Czego bym w życiu nie robił, nie dam rady o nich zapomnieć. Pamiętam doskonale, gdy je wypowiedziałem i co czułem. Uwierz mi, że było to beznadziejne uczucie- usiadłam na krześle obok niego, kiedy załapałam, że zapowiada się na długą rozmowę.- Musiałem się zdystansować. Wiem, co powiedziałem. Nie wyobrażam sobie, co wtedy poczułaś. Zdaję sobie sprawę, że bolało cię to mocniej niż mnie. Pamiętam swoje pierwsze myśli, gdy zobaczyłem twoją reakcję na te słowa. Jakbym cię mocno uderzył. Zrozumiałem, że pewnie zwiążesz się z Adrianem, żeby o mnie zapomnieć, ale ja będę czuł miłość do ciebie do końca. Dlatego Rose, proszę cię pamiętaj o tym: błędy i porażki motywują. Zostawiłaś mnie- to fakt, ale to nie znaczy że ja zostawiłem ciebie.
-Tego się obawiam- wtrąciłam.- A dokładniej: twoich decyzji. Boję się, że mimo zerwania ty dalej będziesz mnie bronił i się narażał. Chciałam, żebyś się w kimś szczęśliwie zakochał.
-Rose,- zaczął spokojnie- jestem szczęśliwie zakochany. Nic tego nie zmieni.
-Nie- szepnęłam drżącym głosem.- Sam to możesz zmienić, ponieważ możesz to przerwać.
-Moje uczucia się nie zmienią- utwierdzał mnie w swoim przekonaniu.
-Zmienią, Dymitr. Jeżeli jeszcze raz wyjedziesz możesz zginąć. O takie przerwanie mi chodzi. Umrzesz młodo przeze mnie. Wtedy nawet nie będziesz musiał zmieniać tych uczuć, ponieważ same odejdą.
-A więc o to chodzi!- były to najgłośniejsze słowa odkąd się obudził. Zaraz po wypowiedzeniu ich skrzywił się z bólu- przypomniały o sobie poranione żebra. Mimo to podciągnął się na rękach i oparł o łóżko.- Wystarczyło poprosić, a nie mnie zostawiać!
-Zgodziłbyś się?- spytałam ironicznie, unosząc brwi.
-Oczywiście! Gdybyś mi jeszcze zagroziła rozstaniem, przystałbym na to bez mrugnięcia okiem- patrzył zdziwiony, że mogłam pomyśleć inaczej.- Jesteś najważniejsza!
No tak... jego zmodyfikowana zasada.
-To słuchaj teraz uważnie: jeżeli jeszcze raz wyjedziesz, nie mówiąc mi o tym to choćbyśmy nie wiem jak cierpieli- zostawię cię!- kończąc zdanie podniosłam ton.
Do Dymitra to jasno dotarło: zostawię cię- czyli cię jeszcze nie zostawiłam.
Przesunął się na łóżku jak najbliżej drugiej strony.
-Chodź tu do mnie- powiedział cicho odsuwając kołdrę.
Szybko zdjęłam buty i zwinnie położyłam się obok. Żadną częścią ciała nie dotykałam go jednak. Nie chciałam, żeby coś dodatkowo go bolało. Dymitr tak nie uważał...
Przerzucił mi rękę w pasie i przyciągnął do siebie. Nasze ciała mocno się ze sobą stykały, spięłam się by mnie męczył się za bardzo.
-To cię boli- jęknęłam czując łzy w oczach.
-Teraz już nie skupiam się na żadnym bólu- szeptał.- Nie płacz z mojego powodu- pokiwałam głową.
-Chciałabym cię przytulić- przyznałam cicho.
-Nie jesteśmy w akademii, nie będę ci tego zabraniał- uśmiechnęłam się nieśmiało, a on nachylił się nad moim uchem.- Sam bym tego chciał- szepnął.- I nie myśl proszę o bólu.
Jak powiedział, tak zrobiłam. Rzuciłam mu ręce na szyję wtulając w nią twarz. Poczułam zapach jego skóry- wpływał na mnie bardziej kojąco niż woda kolońska. Dłonie oparłam na jego karku, stykałam się z nim nogami.
Dymitr nie skrzywił się, nie wzdrygnął, nie wciągnął głośno powietrza- w żaden znany mi sposób nie okazał bólu. Za to gładził mnie dłońmi po plecach. Nachylał się nade mną i schował twarz w moich włosach.
Pocałowałam go w szyję, która była mocno rozgrzana. Odsunęłam się lekko by spojrzeć mu w oczy.
-Masz gorączkę!- zawołałam zdziwiona.
-To normalna reakcja organizmu na osłabienie- uspokajał mnie.
-Dampiry nie mają gorączki!
-Sugerujesz, że nie jestem dampirem?- drażnił się ze mną.
-Dymitr...- przejechałam palcami po jego zaroście, a następnie dotknęłam dłonią jego czoła.- Idę po lekarza- powiadomiłam go szybko.
-Zostań ze mną- prosił.
-Musisz usnąć- nakazałam.- Zostanę tutaj jeżeli to zrobisz. Dopiero potem zawołam lekarza.
Dymitr odwrócił mnie na drugi bok, tyłem do niego. Następnie objął mnie ramieniem w pasie i przytulił. Czekałam na jego miarowy oddech. Było mi strasznie gorąco, ale starałam się o tym nie myśleć. Najważniejsze, że był blisko.
Kiedy miałam pewność, że usnął wstałam powoli.
-Zaraz tu wrócę- szepnęłam przy tym.
Czterema krokami pokonałam dystans do drzwi. Na korytarzu było jasno. Wprawdzie był już wieczór, ale wszystkie światła zostały zapalone. W porównaniu z ciemnością w pomieszczeniu Dymitra czułam się jakby nastał ranek. Ruszyłam w kierunku recepcji, gdzie zauważyłam lekarza.
-Dobry wieczór- przywitałam go.
Oderwał wzrok od jakiś papierów i spojrzał na mnie. Dzisiaj był równie zmęczony jak ostatnio. Przeszło mi przez myśl, że w życiu nie chciałabym pracować w szpitalu.
-Pan Bielikow źle się czuje?- spytał.
Dymitr z pewnością był osobą, która w życiu nie przyznawała, że coś ją boli. Wolał się męczyć niż głośno narzekać. Miałam jednak pewność, że nie czuje się dobrze.
-Ma gorączkę- przyznałam.
-Czyli wdało się zakażenie- mruknął lekarz pod nosem.
Zakażenie?! W życiu nie słyszałam o tym, żeby dampirowi wdało się zakażenie!
-Wątpię- przyznałam.
-Pójdę sprawdzić. Proszę by pani uspokoiła przyjaciół. Jak tylko pan Bielikow poczuje się lepiej natychmiast ich wpuszczę.
Lekarz ruszył do Dymitra. W tym czasie skierowałam się do Lissy i Christiana. Staruszek gdzieś wyparował- pewnie pochłonęły go interesy. Nie miałam mu tego za złe, ponieważ i tak dużo dla mnie zrobił wciągu tego dnia.
-Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś- powiedziałam.
Wyprostowałam się i wyszłam z pokoju. Zanim jednak zamknęłam za sobą drzwi usłyszałam jak Dymitr coś szepcze. Skupiłam się na tym, co mówił.
-Rose?- dotarło do mnie.
Patrzyłam w jego ciemne oczy. Mimo licznych obrażeń miał pewne i przytomne spojrzenie. Była w nim siła. Zrobiłam parę kroków w jego stronę.
-Jak się czujesz?- spytał.
Wybuchłam płaczem. O ironio! Ja powinnam go o to zapytać! Czy on nawet na łożu śmierci będzie się troszczył o innych?!
-Rose, co się dzieje?- Dymitr przejął się zdecydowanie za bardzo.
-Nic- wychlipałam.- Przepraszam już pójdę. Nie będę przeszkadzać- odwróciłam się.
-Ty nigdy nie przeszkadzasz.
Z powrotem na niego spojrzałam. Dymitr z pewnością zauważył moje niezdecydowanie, ale nie dbałam o to. Chciałam szybko się wytłumaczyć i wyjść.
-Dymitr, przestań. Nie powinieneś zwracać się do mnie w taki sposób- skrzyżowałam ręce na piersi, ponieważ jego pewne spojrzenie odbierało mi odwagę.
-Sama wielokrotnie mnie prosiłaś, żebym ci zaufał- zdziwiło mnie, że pomimo tylu obrażeń, Dymitr zachował przejrzysty umysł.
-Nie czuj się właśnie teraz zobowiązany. Nie jesteśmy już razem- głos mi drżał i aby odwrócić od tego uwagę starłam szybko łzy płynące już po szyi.
-Ale uczuć nie zmienisz- wtrącił.
Spojrzałam mu prosto w oczy. Zauważyłam w nich siłę, którą mi przekazywał, troskę, którą mnie otoczył i miłość. Dzięki niej czasem oczy mu błyszczały lub stawały się ciemniejsze.
On być bezpieczny!- napomniałam się w myślach.
-Miłość przemija. Moja się skończyła- cholera!
Czemu wybrałam akurat te słowa! Nie dam rady usłyszeć tego, co zechce mi teraz powiedzieć. Jestem o tym przekonana.
Dymitr wykrzywił się lekko- w uśmiechu?! Pogardzie?!
-To najgłupsze słowa jakie w życiu słyszałem- wypalił.
Wiedziałam, że ma wielką ochotę usiąść, ale nie zrobił tego. Przybliżyłam się do jego łóżka aby mimo to widział mnie lepiej.
-To twoje słowa- prychnęłam.
-Wiem. Czego bym w życiu nie robił, nie dam rady o nich zapomnieć. Pamiętam doskonale, gdy je wypowiedziałem i co czułem. Uwierz mi, że było to beznadziejne uczucie- usiadłam na krześle obok niego, kiedy załapałam, że zapowiada się na długą rozmowę.- Musiałem się zdystansować. Wiem, co powiedziałem. Nie wyobrażam sobie, co wtedy poczułaś. Zdaję sobie sprawę, że bolało cię to mocniej niż mnie. Pamiętam swoje pierwsze myśli, gdy zobaczyłem twoją reakcję na te słowa. Jakbym cię mocno uderzył. Zrozumiałem, że pewnie zwiążesz się z Adrianem, żeby o mnie zapomnieć, ale ja będę czuł miłość do ciebie do końca. Dlatego Rose, proszę cię pamiętaj o tym: błędy i porażki motywują. Zostawiłaś mnie- to fakt, ale to nie znaczy że ja zostawiłem ciebie.
-Tego się obawiam- wtrąciłam.- A dokładniej: twoich decyzji. Boję się, że mimo zerwania ty dalej będziesz mnie bronił i się narażał. Chciałam, żebyś się w kimś szczęśliwie zakochał.
-Rose,- zaczął spokojnie- jestem szczęśliwie zakochany. Nic tego nie zmieni.
-Nie- szepnęłam drżącym głosem.- Sam to możesz zmienić, ponieważ możesz to przerwać.
-Moje uczucia się nie zmienią- utwierdzał mnie w swoim przekonaniu.
-Zmienią, Dymitr. Jeżeli jeszcze raz wyjedziesz możesz zginąć. O takie przerwanie mi chodzi. Umrzesz młodo przeze mnie. Wtedy nawet nie będziesz musiał zmieniać tych uczuć, ponieważ same odejdą.
-A więc o to chodzi!- były to najgłośniejsze słowa odkąd się obudził. Zaraz po wypowiedzeniu ich skrzywił się z bólu- przypomniały o sobie poranione żebra. Mimo to podciągnął się na rękach i oparł o łóżko.- Wystarczyło poprosić, a nie mnie zostawiać!
-Zgodziłbyś się?- spytałam ironicznie, unosząc brwi.
-Oczywiście! Gdybyś mi jeszcze zagroziła rozstaniem, przystałbym na to bez mrugnięcia okiem- patrzył zdziwiony, że mogłam pomyśleć inaczej.- Jesteś najważniejsza!
No tak... jego zmodyfikowana zasada.
-To słuchaj teraz uważnie: jeżeli jeszcze raz wyjedziesz, nie mówiąc mi o tym to choćbyśmy nie wiem jak cierpieli- zostawię cię!- kończąc zdanie podniosłam ton.
Do Dymitra to jasno dotarło: zostawię cię- czyli cię jeszcze nie zostawiłam.
Przesunął się na łóżku jak najbliżej drugiej strony.
-Chodź tu do mnie- powiedział cicho odsuwając kołdrę.
Szybko zdjęłam buty i zwinnie położyłam się obok. Żadną częścią ciała nie dotykałam go jednak. Nie chciałam, żeby coś dodatkowo go bolało. Dymitr tak nie uważał...
Przerzucił mi rękę w pasie i przyciągnął do siebie. Nasze ciała mocno się ze sobą stykały, spięłam się by mnie męczył się za bardzo.
-To cię boli- jęknęłam czując łzy w oczach.
-Teraz już nie skupiam się na żadnym bólu- szeptał.- Nie płacz z mojego powodu- pokiwałam głową.
-Chciałabym cię przytulić- przyznałam cicho.
-Nie jesteśmy w akademii, nie będę ci tego zabraniał- uśmiechnęłam się nieśmiało, a on nachylił się nad moim uchem.- Sam bym tego chciał- szepnął.- I nie myśl proszę o bólu.
Jak powiedział, tak zrobiłam. Rzuciłam mu ręce na szyję wtulając w nią twarz. Poczułam zapach jego skóry- wpływał na mnie bardziej kojąco niż woda kolońska. Dłonie oparłam na jego karku, stykałam się z nim nogami.
Dymitr nie skrzywił się, nie wzdrygnął, nie wciągnął głośno powietrza- w żaden znany mi sposób nie okazał bólu. Za to gładził mnie dłońmi po plecach. Nachylał się nade mną i schował twarz w moich włosach.
Pocałowałam go w szyję, która była mocno rozgrzana. Odsunęłam się lekko by spojrzeć mu w oczy.
-Masz gorączkę!- zawołałam zdziwiona.
-To normalna reakcja organizmu na osłabienie- uspokajał mnie.
-Dampiry nie mają gorączki!
-Sugerujesz, że nie jestem dampirem?- drażnił się ze mną.
-Dymitr...- przejechałam palcami po jego zaroście, a następnie dotknęłam dłonią jego czoła.- Idę po lekarza- powiadomiłam go szybko.
-Zostań ze mną- prosił.
-Musisz usnąć- nakazałam.- Zostanę tutaj jeżeli to zrobisz. Dopiero potem zawołam lekarza.
Dymitr odwrócił mnie na drugi bok, tyłem do niego. Następnie objął mnie ramieniem w pasie i przytulił. Czekałam na jego miarowy oddech. Było mi strasznie gorąco, ale starałam się o tym nie myśleć. Najważniejsze, że był blisko.
Kiedy miałam pewność, że usnął wstałam powoli.
-Zaraz tu wrócę- szepnęłam przy tym.
Czterema krokami pokonałam dystans do drzwi. Na korytarzu było jasno. Wprawdzie był już wieczór, ale wszystkie światła zostały zapalone. W porównaniu z ciemnością w pomieszczeniu Dymitra czułam się jakby nastał ranek. Ruszyłam w kierunku recepcji, gdzie zauważyłam lekarza.
-Dobry wieczór- przywitałam go.
Oderwał wzrok od jakiś papierów i spojrzał na mnie. Dzisiaj był równie zmęczony jak ostatnio. Przeszło mi przez myśl, że w życiu nie chciałabym pracować w szpitalu.
-Pan Bielikow źle się czuje?- spytał.
Dymitr z pewnością był osobą, która w życiu nie przyznawała, że coś ją boli. Wolał się męczyć niż głośno narzekać. Miałam jednak pewność, że nie czuje się dobrze.
-Ma gorączkę- przyznałam.
-Czyli wdało się zakażenie- mruknął lekarz pod nosem.
Zakażenie?! W życiu nie słyszałam o tym, żeby dampirowi wdało się zakażenie!
-Wątpię- przyznałam.
-Pójdę sprawdzić. Proszę by pani uspokoiła przyjaciół. Jak tylko pan Bielikow poczuje się lepiej natychmiast ich wpuszczę.
Lekarz ruszył do Dymitra. W tym czasie skierowałam się do Lissy i Christiana. Staruszek gdzieś wyparował- pewnie pochłonęły go interesy. Nie miałam mu tego za złe, ponieważ i tak dużo dla mnie zrobił wciągu tego dnia.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział choć trochę Wam się spodobał. Dziękuję również za komentarz Ani Żak i mam nadzieję, że wszystkie groźby zostały zażegnane :D
Dziękuję!!! Kocham cię kobieto!!! Romitri znowu razem. Masz szczęście. Jeszcze raz by wyszła bez zmian, a zabiłabym i ją i ciebie. I te straszne słowa. Nie cierpię ich. Oni zawsze będą się kochać, a te dwa zdania to kłamstwo. Wspaniały rozdział. Oby tylko Dymitrowi nic się nie stało. Gorączka?! Zakarzenie?! To przecież nie możliwe. Co się z nim dzieje? Martwię się. Masz to natychmiast wytłumaczyć. Czekam na następny i życzę weny. 💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖💖
OdpowiedzUsuńJestem bardzo szczęśliwa.
Wszystkie groźby z mojej strony zażegnane, ale jeżeli odpalisz jeszcze jeden taki pomysł to normalnie wyjdę z siebie ! :) Super rozdział, czekam na następny ! :)
OdpowiedzUsuń~Zmey~
No dobra. Daruje ci życie....
OdpowiedzUsuńOni są idealni 😭😭 Rycze przez nich! Tak sie cieszę ze znów są razem... Dymitr przemówił Rose do rozumu. A propo niego... Gorączka? Dampiry w ogóle nie chorują! Ratuj go Rose!!!!
Matko jak szybko zleciał ten rozdział. Dopiero zaczęłam czytać, a juz skończyłam... Pozdrawiam i czekam na następny. Bardzo czekam