-Rose, w czymś ci pomóc?- spytał, gdy był już
wolny.
-Chodzi o temat mojego projektu, profesorze- wypaliłam od razu.
-Widziałem- będzie ciężko, a i po zajęciach zwracaj się do mnie po imieniu. Mam dopiero dwadzieścia pięć lat- powiedział kierując się do wyjścia.
Uśmiechnęłam się szeroko. Był w wieku mojego Dymitra i wyglądał na równie zdolnego w swoich ulubionych dziedzinach.
-Co mam zrobić jeżeli ten temat mi nie odpowiada?- spytałam wprost.
-Zmienić uczelnię, inaczej niewiele tutaj osiągniesz- przepuścił mnie w drzwiach.
Wywróciłam oczami, czy to możliwe, żeby było aż tak źle pierwszego dnia?!
-Nie mogę zrobić tego projektu!- oburzyłam się.
-Jesteś bezpłodna?- zdziwił mnie bezpośredniością, ale pokręciłam głową.- Nie masz chłopaka?- ponownie zaprzeczyłam.- Twój chłopak jest bezpłodny?
Irytujące były te pytania.
-Czy to nie za dużo prywatnych wiadomości?- zdenerwowałam się.
-Jest bezpłodny?- upierał się Liam.
-Nie!- wykrzyknęłam zła.
-Więc możesz zrobić to doświadczenie- wzruszył ramionami opierając się o ścianę.- Jeżeli wstydzisz się go poprosić o pomoc poproś go do mnie. Wytłumaczę mu sytuację. Powinien się zgodzić biorąc pod uwagę jak ważne jest to dla ciebie.
Westchnęłam głęboko. Wyobrażałam sobie jakby to wyglądało.
-On nie jest z stąd- liczyłam, że zabrzmiało wystarczająco przekonująco by zmienić mi projekt, poczułam się jak podczas przydziału do ćwiczeń polowych.
-Pewnie cię odwiedzi, wtedy go przyprowadź. Masz chwilę?- spojrzałam na zegarek na jego ręce.
Miałam pół godziny zanim Lissa skończy zajęcia, więc pokiwałam głową.
-Pokaże ci, gdzie jest mój gabinet. Tam go zaprowadzisz, gdy cię odwiedzi- ruszyliśmy korytarzem.- A jak ma na imię?
Spięłam się trochę. Raczej nie rozmawiałam z nikim na jego temat.
-Dymitr- powiedziałam szybko.
-Rzeczywiście nie jest stąd- zaśmiał się Liam.- Pewnie będzie miał do nas kawał drogi.
-Jest w kraju- prychnęłam ze śmiechu.
Gdyby Dymitr przebywał w Rosji nigdy bym go nie poznała, a gdyby wyjechał teraz sam... Nie to nie było możliwe.
-Jak widzisz do gabinetu jest spory kawałek, więc przychodź wcześniej. Zdradzę ci, że jutro dostaniecie sprzęt i podstawowe odczynniki. Lepiej się nie spóźnij jeżeli chcesz je mieć w dobrym stanie- pokiwałam głową.- O czymś jeszcze chciałaś porozmawiać?
-Jak to się stało, że pośród tych zrzędliwych profesorów jesteś ty?- naprawę mnie to ciekawiło, a przy okazji odwracało uwagę od tematu mojego projektu.
Liam uśmiechnął się szeroko ukazując rząd zębów, dopiero teraz zauważyłam, że nosi aparat.
-Skończyłem tu studia trzy lata temu, a następnie wyjechałem na różne kursy. Później wróciłem jednak i dostałem pracę- stanęliśmy pod drzwiami, do których była przyczepiona tabliczka: "profesor William Westfield".
-William?- zdziwiłam się.
-Nie przepadam za używaniem pełnego imienia- odparł wzruszając ramionami.- Chyba to znasz.
-Gdybym była na twoim miejscu nie używałabym nazwiska, nie imienia- rozbawiła go moja uwaga.
-Myślę, że głównie dzięki nazwisku dostałem pracę- rzucił od niechcenia.
Uśmiechnęłam się lekko. Byłby z niego dobry kolega, a tu proszę- profesor!
-Leć odpocząć, Rose- kontynuował.- Dzisiaj była tylko rozgrzewka.
Tylko rozgrzewka- Dymitr nie dał mi pierwszego dnia treningów żadnej taryfy ulgowej...
Kiwnęłam głową i udałam się na dziedziniec uniwersytetu. Było dość chłodno, więc objęłam się ciasno ramionami. Usiadłam na ławce naprzeciwko głównego wejścia i czekałam na Lissę.
-Chodzi o temat mojego projektu, profesorze- wypaliłam od razu.
-Widziałem- będzie ciężko, a i po zajęciach zwracaj się do mnie po imieniu. Mam dopiero dwadzieścia pięć lat- powiedział kierując się do wyjścia.
Uśmiechnęłam się szeroko. Był w wieku mojego Dymitra i wyglądał na równie zdolnego w swoich ulubionych dziedzinach.
-Co mam zrobić jeżeli ten temat mi nie odpowiada?- spytałam wprost.
-Zmienić uczelnię, inaczej niewiele tutaj osiągniesz- przepuścił mnie w drzwiach.
Wywróciłam oczami, czy to możliwe, żeby było aż tak źle pierwszego dnia?!
-Nie mogę zrobić tego projektu!- oburzyłam się.
-Jesteś bezpłodna?- zdziwił mnie bezpośredniością, ale pokręciłam głową.- Nie masz chłopaka?- ponownie zaprzeczyłam.- Twój chłopak jest bezpłodny?
Irytujące były te pytania.
-Czy to nie za dużo prywatnych wiadomości?- zdenerwowałam się.
-Jest bezpłodny?- upierał się Liam.
-Nie!- wykrzyknęłam zła.
-Więc możesz zrobić to doświadczenie- wzruszył ramionami opierając się o ścianę.- Jeżeli wstydzisz się go poprosić o pomoc poproś go do mnie. Wytłumaczę mu sytuację. Powinien się zgodzić biorąc pod uwagę jak ważne jest to dla ciebie.
Westchnęłam głęboko. Wyobrażałam sobie jakby to wyglądało.
-On nie jest z stąd- liczyłam, że zabrzmiało wystarczająco przekonująco by zmienić mi projekt, poczułam się jak podczas przydziału do ćwiczeń polowych.
-Pewnie cię odwiedzi, wtedy go przyprowadź. Masz chwilę?- spojrzałam na zegarek na jego ręce.
Miałam pół godziny zanim Lissa skończy zajęcia, więc pokiwałam głową.
-Pokaże ci, gdzie jest mój gabinet. Tam go zaprowadzisz, gdy cię odwiedzi- ruszyliśmy korytarzem.- A jak ma na imię?
Spięłam się trochę. Raczej nie rozmawiałam z nikim na jego temat.
-Dymitr- powiedziałam szybko.
-Rzeczywiście nie jest stąd- zaśmiał się Liam.- Pewnie będzie miał do nas kawał drogi.
-Jest w kraju- prychnęłam ze śmiechu.
Gdyby Dymitr przebywał w Rosji nigdy bym go nie poznała, a gdyby wyjechał teraz sam... Nie to nie było możliwe.
-Jak widzisz do gabinetu jest spory kawałek, więc przychodź wcześniej. Zdradzę ci, że jutro dostaniecie sprzęt i podstawowe odczynniki. Lepiej się nie spóźnij jeżeli chcesz je mieć w dobrym stanie- pokiwałam głową.- O czymś jeszcze chciałaś porozmawiać?
-Jak to się stało, że pośród tych zrzędliwych profesorów jesteś ty?- naprawę mnie to ciekawiło, a przy okazji odwracało uwagę od tematu mojego projektu.
Liam uśmiechnął się szeroko ukazując rząd zębów, dopiero teraz zauważyłam, że nosi aparat.
-Skończyłem tu studia trzy lata temu, a następnie wyjechałem na różne kursy. Później wróciłem jednak i dostałem pracę- stanęliśmy pod drzwiami, do których była przyczepiona tabliczka: "profesor William Westfield".
-William?- zdziwiłam się.
-Nie przepadam za używaniem pełnego imienia- odparł wzruszając ramionami.- Chyba to znasz.
-Gdybym była na twoim miejscu nie używałabym nazwiska, nie imienia- rozbawiła go moja uwaga.
-Myślę, że głównie dzięki nazwisku dostałem pracę- rzucił od niechcenia.
Uśmiechnęłam się lekko. Byłby z niego dobry kolega, a tu proszę- profesor!
-Leć odpocząć, Rose- kontynuował.- Dzisiaj była tylko rozgrzewka.
Tylko rozgrzewka- Dymitr nie dał mi pierwszego dnia treningów żadnej taryfy ulgowej...
Kiwnęłam głową i udałam się na dziedziniec uniwersytetu. Było dość chłodno, więc objęłam się ciasno ramionami. Usiadłam na ławce naprzeciwko głównego wejścia i czekałam na Lissę.
***
-Musisz ich poznać!-Lissa, mówisz to już któryś raz, a usłyszałam za pierwszym- wychodziłyśmy już do pokoju, a morojka wciąż mówiła o osobach, które poznała.
Oczywiście było ich więcej niż w moim przypadku. Ja poznałam jedynie Rachel i Liama. Ona szczyciła się paczką znajomych, ale udało jej się przemycić informację, że jej dzisiejszy wykładowca nieco przynudza.
-Rose, możemy porozmawiać później? Zadzwoniłabym do Christina- dziewczyna grzebała już w torbie w poszukiwaniu komórki.
-O tej porze?- zdziwiłam się.
-Jest dość późno, skończył dzisiaj wcześniej niż ja- pokiwałam, więc głową i zamknęłam jej drzwi.
Sama również wyciągnęłam telefon. Nie powinnam dzwonić do Dymitra. Konkretnie mi wczoraj powiedział, kiedy możemy rozmawiać. Niestety ta godzina jeszcze nie nadeszła. Wybrałam za to inny numer i uśmiechnęłam się do słuchawki słysząc niewyraźny pomruk.
-Sydney, co u ciebie?- spytałam przejęta.
-Dzwonisz w środku nocy by spytać co u mnie? Spałam, ale przerwała mi namolna dampirka- zrobiło mi się żal, kiedy zrozumiałam jak bardzo jest zmęczona.
Alchemicy mieli niezbyt przyjemną pracę, więc nie chciałam jej przeszkadzać w trakcie czasu wolnego. Musiałam ją jednak o coś spytać.
-Masz w rodzinie jakąś Rachel? Odpowiesz i daje ci spokój.
Niemalże słyszałam jak Sydney się zastanawia. Trwało to na tyle długo, że zaczęłam rozważać czy czasem nie usnęła.
-Na pewno nie- powiedziałam w końcu.
-Ech, myślałam, że studiuje z kimś z twojej rodziny- westchnęłam.
-Zdecydowanie nie- ziewnęła przeciągle.-Dobranoc Rose.
-Dobranoc, Sydney- rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko.
Zapukałam do Lissy i zetknęłam, co robi. Spodziewałam się tego- trajkotała jak najęta do słuchawki. Bez wątpienia rozmawiała z Christianem. Wróciłam, więc do siebie i sięgnęłam z powrotem po komórkę. Wybrałam numer Dymitra.
-Dymitr Bielikow- odebrał szybko.
-Na to liczyłam- szepnęłam kładąc się na łóżku.
-Rose,- powiedział miękko- nie spojrzałem, że to ty. Coś się stało?
-Nic złego. Przepraszam, że dzwonię, wiem że nie w porę, ale pomyślałam
-Nie w porę?!- przerwał mi.- Najchętniej cały czas bym z tobą rozmawiał.
-Myślałam, że jesteś zajęty- przyznałam.
-Christian właśnie mnie odprawił.
-Czyli, kiedy rozmawia z Lissą masz wolne?- upewniłam się.
-Tak. Powiedz jak ci minął pierwszy dzień?
Miałam wrażenie, że był szczerze zainteresowany.
-Poznałam dzisiaj dwie osoby: dziewczynę, która ma takie samo nazwisko jak nasza Sydney i jednego profesora. Jest w twoim wieku! Poznasz go jak przyjedziesz. Polubiłam go. Później popsuł mi się humor, kiedy się dowiedziałam nad czym będę pracować w najbliższym czasie.
-Mogę ci jakoś pomóc?- spytał natychmiast.
Zaśmiałam się cicho. Jeszcze nie wie w co się pakuje. Kochany Dymitr.
-Niestety będziesz musiał, ale powiem, o co chodzi jak się spotkamy, a raczej Liam powie.
-Liam?- zdziwił się Dymitr.
-Ten profesor- wytłumaczyłam szybko.- Przyznam ci tylko, że wolałabym robić zadanie o metabolizmie, zamiast tego, co dostałam.
-Spodziewam się, o czym mowa.
-Nie wiesz, gdybyś wiedział...- westchnęłam.
Właśnie! Co zrobiłby, gdyby wiedział?! Zupełnie nie potrafiłam wyobrazić sobie jego reakcji.
-Rose,- powiedział miękko, ściszył trochę głos, a rosyjski akcent przybrał na sile- jak ważne jest to zadanie?
Głośno przełknęłam ślinę. Było ważne, ale nie musiałam w tej chwili zawracać mu tym głowy.
-Wiesz, że cię kocham czy mam ci o tym przypomnieć?- kontynuował.
Uśmiechnęłam się lekko. Cieszyłam się teraz, że jednak zadzwoniłam. Przez słuchawkę, w tamtym momencie dostałam ogromną dawkę ciepła.
-Ja ciebie też- powiedziałam cicho.
-Skoro pamiętasz to zdradź mi, proszę jakie ciężkie zadanie przed nami stoi, że razem nie damy rady go zrobić?
Rzeczywiście z jego strony zapewne nie wyglądało to źle. Nie spodziewał się jednak, że nie mamy na to wpływu.
-Chodzi o...- zaczęłam.- Mamy zrobić doświadczenie na sobie, swoim otoczeniu, najbliższych i normalnie nie miałabym nic przeciwko, ale trafiło mi się zadanie, które muszę przeprowadzić na nas.
-Aż tak źle się ze mną pracuje?- spytał.
-Dymitr! Po prostu to drażliwy temat- przyznałam niechętnie, pewnie się już domyśla.
-I dlatego porozmawiam o tym z twoim profesorem zamiast tobą?
Dokładnie wysłyszałam, co by wolał, ale to nie zmieniało faktu, że dalej wstydzę się z nim o tym rozmawiać.
-Jeszcze nie jedna rozmowa przed nami- wywróciłam oczami słysząc jego słowa.
Zastanawiało mnie, dlaczego Lissa z Christianem swobodnie gawędzą, a my skazani jesteśmy na przykre tematy.
-Nie chcę o tym rozmawiać przez telefon. Poczekam aż się zobaczymy- postanowiłam, wyobrażając sobie jak zmieniają się jego oczy- z błysku wyczekiwania w troskę.- Powiedz jak było u ciebie.
Śmiałam się co jakiś czas, choć wcale nie próbował mnie rozbawić. Jednak wizja gotującego Dymitra wystarczyła. Nie opowiadał długo, miałam wrażenie, że nie za bardzo wie, co powiedzieć. Wydawało mi się, że wstydził się przyznać, że polubił te studia.
-Lissa skończyła rozmawiać- zauważyłam.- Muszę kończyć. Zadzwonisz wieczorem jak znajdziesz chwilę?
-Nawet jak nie znajdę- w przeciwieństwie do mnie mówił spokojnie.
Cmoknęłam w słuchawkę i rozłączyłam się. Upomniałam się- powiedział to, żeby było mi miło... Stwierdziłam, że zaraz pójdę do Lissy. Skoro się nie dopominała o moje towarzystwo to nie byłam jej niezbędna. Zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie Dymitra, kiedy mieliśmy wspólny, ostatni dzień przed wyjazdem. Pamiętałam jak stał w drzwiach sypialni i opierał się o futrynę. Ubrany był jedynie w spodnie od piżamy, w których kieszeniach schował ręce. Nie wiem czemu ten widok Dymitra nasunął mi się w tej chwili. Może dlatego, że tak za tym tęskniłam- naszym, leniwym porankiem.
-Rose!- Lissa wpadła do pokoju i rzuciła się na moje łóżko.
-Liss, coś ty taka beztroska?!- zawołałam.
-Świetny był ten dzień! A jeszcze się nie skończył- trąciła mnie ramieniem.- Pójdziemy do Sally?
-Do kogo?- spytałam zdezorientowana, jeszcze nie do końca pożegnałam się z wizją Dymitra.
-Całą drogę powrotną mówiłam między innymi o niej- oburzyła się.- Poszłybyśmy wieczorem do jej pokoju, poznasz ją!
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Czyżby zapomniała o wszystkich środkach ostrożności?
-Czy ta dziewczyna mieszka w tym budynku?
-Niestety nie. Wynajmuje pokój, ale to niedaleko- przekonywała mnie.
-Nigdzie dzisiaj nie pójdziemy, może w piątek- liczyłam, że da spokój.
Pokiwała głową. Na pewno nie spodobało jej się moje zdanie, ale zgodziła się.
-Lissa,- przypomniałam sobie niespodziewanie- nic dzisiaj nie jadłaś!
-Spokojnie, jadłam podczas rozmowy z Christianem. Emily zostawiła mi jedzenia na dwa dni, ale marzy mi się wizyta karmicieli- zgarbiła się mówiąc.
Rozumiałam ją, nigdy nie piła krwi w ten sposób. Niestety przez moment- jeden bardzo krótki moment, miałam ochotę zaproponować jej własną krew. Jednak wyobraziłam sobie minę Dymitra i od razu przeszła mi ochota na endorfiny krążące po organizmie.
-Może usiądziemy do tej sterty dokumentów, którą dostałyśmy wczoraj?- zaproponowałam.
***
Lissa poszła się umyć, a ja siedziałam
na łóżku i tonęłam w papierach. Przeczytałam już wszystkie
dokładne dane strażników, którzy "pod przykrywką"
chodzili z Lissą na jej wykłady. Z moich kartek dowiedziałam się,
że w mojej grupie nie ma żadnych morojów, za to jest paru
dampirów, co mocno mnie zdziwiło. Na razie żaden nie rzucił mi
się w oczy. I dlaczego tutaj studiują zamiast uczyć się na
przykład w Akademii św. Władimira?! Czemu nie chcą zostać
strażnikami i chowają się pośród ludzi?!Jeszcze raz przebiegłam wzrokiem po wypełnionych przez nas rubrykach. Kto może odbierać nasze klucze, nazwiska odwiedzających, typowe przyzwyczajenia. Mnóstwo nieistotnych według mnie faktów. Musiałyśmy napisać, czy już same założyłyśmy rodzinę! Niestety przypomniał mi się mój projekt i straciłam chęć pisania odpowiedzi na dalsze pytania.
Usłyszałam jak Lissa otwiera drzwi łazienki. Chciałam szybko porozmawiać o czymś przyjemnym, żebym zapomniała o tym całym zamieszaniu.
-Z jakim wyprzedzeniem powinnam planować urlop?- spytałam przyjaciółki.
Pomyślałam o pełnym ciepła domu Bielikowów.
-W twoim wypadku wystarczą dwa tygodnie, chyba, że jest to dość oblegany sezon- wtedy z miesiąc wcześniej daj mi znać- odpowiedziała kładąc się do łóżka.- A co cię tak naszło? Już masz mnie dość?
-Muszę zmusić Dymitra do urlopu, a to zajmie mi więcej czasu- zaśmiałam się.
-Chwila moment! Jeżeli wliczasz strażnika Bielikowa to trzeba to przeanalizować z dwa miesiące wcześniej! Nie ma lepszych od was strażników! A o jakim terminie myślisz?
-Dwa miesiące?!- skupiłam się na datach. Mamy zamiar wyjechać jeszcze w grudniu czyli na początku listopada będziemy już planować?!- Jeszcze nie wiem dokładnie, jakoś w grudniu.
-Czyli w obleganym terminie- namyślała się.- Daj znać jak już będziesz wiedzieć, w którym tygodniu.
-Ostatnim- wypaliłam bez zastanowienia.
I to był błąd. Lissa natychmiast wyprostowała się jak struna i przyjęła postawę królowej. Łatwo było zauważyć, że używała jej w trudnych dla siebie sytuacjach.
-Bierzesz wolne z Dymitrem w święta?! Rose...- uraziła ją ta myśl.- Nie zostaniecie z nami? Proszę cię, damy wam więcej wolnego, ale spędź ze mną te święta.
-Więcej wolnego?- wydukałam zdziwiona.- Lubię swoją pracę przyjmę tyle wolnych dni ile uznasz za odpowiednie, nie potrzebuję więcej niż pięć.
-Dostaniecie ich wystarczająco, uwierz mi. Tylko zostań ze mną!
Nie sądziłam, że to dla niej aż tak ważne. Byłyby to pierwsze święta, które spędzałybyśmy osobno. Przynajmniej odkąd pamiętam. Nie miałam jednak zamiaru zostawić jej samej, więc nie musiałam rozważać jakiejś trudnej decyzji.
-Liss, zostaje z tobą. Dymitr też zostanie- mój wzrok złagodniał, kiedy zobaczyłam ulgę na jej twarzy.
-Czyli gdzieś się chcecie wybrać- mruknęła pod nosem.- Przeszło mi przez myśl, że może zostaniecie na Dworze i zechcecie wspólnie odpocząć.
-Naciskałam na Dymitra żeby wybrać się do Rosji- mimowolnie uśmiechnęłam się wyobrażając sobie cel naszej podróży.
-Rosji?!- Lissa daleka była od dobrego humoru.-Tam jest niebezpiecznie!
-Tu też- wzruszyłam ramionami.
-Tu wiem, czego się spodziewać i mogę sobie tylko wyobrażać, co cię tam czeka- skrzyżowała ręce na piersi i oparła się o ścianę.
-Pojadę z najlepszym strażnikiem na świecie- starałam się ją uspokoić.
-Nawet Dymitr może przegrać walkę.
-Da radę- upierałam się.
-Jak w tej jaskini podczas roku szkolnego?- spytała złośliwie.
To zupełnie nie było do niej podobne. To nie w stylu Lissy.
-Obwiniasz go?! Myślisz, że marzyło mu się zostanie strzygą?!- przestałam panować nad sobą. Co chwila wymachiwałam rękami i krzyczałam wściekła.- Co ci strzeliło do głowy?!
-Nie o to mi chodzi- broniła się nieudolnie.- Po prostu Dymitr nie jest w stanie cię obronić.
-Robi to lepiej niż ktokolwiek inny!- warknęłam.- I co byś zrobiła gdybym powiedziała: nie zostawię cię z samym Christianem w pokoju, bo jeszcze przekona cię, żebyś zmieniła się w strzygę, jak jego rodzice!
-Zwariowałaś?! To nie zależne od Chrisa! To była decyzja jego rodziców, on taki nie jest!- Lissie udzielił się mój nastrój.
-Tak? A Dymitr z chęcią przemienił się w strzygę! Wręcz błagał w tej jaskini, żeby go przemienili! I w końcu go wysłuchali! Dobrze, że chociaż Christian jest porządnym mężczyzną!- czułam się coraz gorzej, dlatego poszłam do siebie do pokoju.
Wyciągnęłam piżamę i ruszyłam do łazienki.
Wściekła stanęłam pod słuchawką prysznica. Nic mi się dzisiaj nie udaje. Oby jutro było lepiej... Usłyszałam jak w pokoju dzwoni mi telefon. Owinęłam się ręcznikiem i ruszyłam po komórkę.
-Proszę?- spytałam rozdrażniona.
-O co chodzi?
Potknęłam się o własne stopy słysząc zatroskanego Dymitra. Oczywiście po jednym słowie rozszyfrował mój nastrój.
-Pokłóciłam się z Lissą, strażniku- odparłam lekkim tonem.- Drażliwy temat.
-Coś poważnego?
W pierwszej chwili miałam udzielić twierdzącej odpowiedzi, ale się powstrzymałam. Nie powinnam go dodatkowo martwić.
-Nie- powiedziałam tylko.
-Tak.
-Słucham?- zamrugałam szybko pare razy.
-Nie musisz tego ukrywać. Rozumiem, że to było coś poważnego, ale nie chcesz mi o tym mówić- jego spokojny głos wpłynął na mnie kojąco.
-Dziękuję- szepnęłam kierując się z powrotem do łazienki.
-Nie sądziłem, że to ci pomoże- mruknął.
-Pokłóciłam się z Lissą, ponieważ powiedziała coś głupiego, a ja sama palnęłam później równie niemądre słowa- takie wytłumaczenie musiało mu wystarczyć.
-Powiedziałaś- czułam, że się uśmiecha.
Odkręciłam wodę i przemyłam twarz wolną od komórki dłonią.
-Rose, co ty w tej chwili robisz?- uśmiechnęłam się lekko.
-Przygotowuje się do snu. Na chwilę odłożę telefon, ubiorę się i wraz wracam.
Zrzuciłam z siebie ręczniki i założyłam piżamę. Chwyciłam jeszcze słuchawkę i wróciłam do pokoju.
-Już- oparłam kładąc się na łóżku.- A ty co robisz?
-Leżę w zupełnej ciemności i po rozmowie z tobą postaram się zasnąć- dopiero teraz dotarło do mnie, że mówi cicho po to by Christian nie usłyszał go przez ścianę.
-Zmęczony?- pytanie nasunęło mi się automatycznie.
-Nie, Roza. Wczoraj poszedłem za twoją radą i prawie się wysłałem.
-Prawie- zaznaczyłam.
-Jak na mnie to dużo- oburzył się na moje czepialstwo.
-Wiem- zaśmiałam się cicho.- Cieszę się, że to zrobiłeś. Troszcząc się o ciebie dodam, że czas już kończyć. Nie dzwoń rano. Dymitr- wyśpij się. Ja postaram się zrobić to samo. Jutro muszę być wcześnie pod gabinetem Liama. Ty pewnie się do tego nie przyznasz, ale też masz dużo do roboty.
-Czemu już nie mówisz do mnie jak wcześniej?
Zmarszczyłam brwi. O co mu chodzi?
-Mówię inaczej?- wydukałam.
Przeanalizowała swój ton i dobór słów.
-Używasz mojego imienia.
-Od zawsze tak robię, strażniku Bielikow.
-Rose, nie o to mi chodziło- czekałam, co powie dalej.- Mówiłaś do mnie nie tylko po imieniu.
Teraz zrozumiałam. Pewnie dlatego, że położył nacisk na cztery ostatnie słowa.
-Nie chciałeś, żebym tak mówiła- przypomniałam mu.
-Chodziło mi o ton, Rose. Tylko o ton.
Uśmiechnęłam się szeroko.
-Czyżbyś za tym zatęsknił, Towarzyszu?- drażniłam się z nim.
-O to mi właśnie chodziło. Mogę spać spokojnie wiedząc, że gdzieś tam na świecie jest Rose Hathaway.
-Pół godziny drogi od ciebie i to twoja Rose Hathaway.
-Uważaj co mówisz, bo sama się przekonałaś, że jestem w stanie przyjechać- czułam, że poprawił mu się humor.
-Zwolnij Kowboju! Gdzie się podziewa strażnik Bielikow?- zaśmiałam się.
-W Allentown. Czy my nie mieliśmy kończyć tej rozmowy?- przypomniał.
-A czy my właśnie nie zaczęliśmy?- przyszło mi do głowy, że zadajemy za dużo pytań.- Ale masz rację- westchnęłam.- Dobranoc, Dymitr.
-Dobranoc Roza.
Nie rozłączyłam się. Wtuliłam twarz w poduszkę, która nim pachniała. Słyszałam jego spokojny oddech w słuchawce.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzisiaj dość długaśny rozdział... Mam prośbę: z racji, że liczba wyświetleń stale spada mam pytanie, czy ktoś mógłby skomentować i napisać, co mu nie odpowiada albo (jeżeli coś takiego jest), co pasuje. Z góry Wam dziękuję za pomoc.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper :) mam nadzieję, że Rose sobie poradzi z tym projektem :) czekam na kolejny. Całe te opowiadanie jest świetne xd
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, jak zawsze zresztą:) Mi w twoim blogu wszystko pasuje, historia jest genialna(pomysł orginalny i to chyba jeden z nielicznych blogów, gdzie Rose i Lissa jadą na studia :D) oraz długość rozdziałów jest idealna. Dziwię się, że liczba wyświetleń spada, bo na prawdę uważam, że dobrze idzie ci pisanie tej historii. Życzę dużo weny i chęci pisania i oczywiście czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńPs. Jedna uwaga mogłabyś dodać do komentarzy opcję "komentarz jako: anonimowy"? Byłabym wdzięczna :)
Mi tam wszystko odpowiada! I powiem ci, ze rozdział faktycznie długi... Tyle ze jak się go czyta wydaje sie znaaacznie krótszy! 😂 To dlatego, ze jest taki świetny. Naprawde kocham twojego bloga.
OdpowiedzUsuńNiech ten przeklęty Liam zmieni jej temat projektu! Ciekawe jak Dymitr zareaguje, kiedy sie dowie... A propo niego... Zatęsknił za "Towarzyszem". 😍😍 Aw... Kiepsko, że Rosę i Lissa sie pokłóciły, ale w sumie to Lissa zaczęła. Wkurzyła mnie trochę...
Świetny rozdział! Juz nie mogę sie doczekać następnego!
Ciekawe jak Dymitri zareaguje na ten projekt i czy będzie zazdrosny o Liama
OdpowiedzUsuńJak dla mnie rozdział, jak cały blog świetny. Lissa nie czepiaj się Dymitra. Sama powiedziałaś, że to najlepszy strażnik. Oj! Ale kłótnia. Obie za dużo powiedziały. Dymitr zawsze umie uspokoić Rozę. Ciekawa jestem jego reakcji, gdy dowie się jak jest projekt. Może dowiemy się, czemu dampiry nie mogą mieć dzieci. Ciekawe. Jak oboje się o siebie martwią. Urocze💖💖💖💖Chyba nie muszę mówić, jak bardzo czekam na nastepny. Kocham twoje opowiadanie. 💖💖💖💖
OdpowiedzUsuńSUPER BLOG ! :D Czytałam go od początku, ale nie komentowałam, bo był brak anonima, a ja nie używam swojego konta, by komentować. Sorki... A rozdział mega ! :) Uwielbiam jak piszesz i szczerze mówiąc masz genialną historię, taką inną od reszty blogów, które czytam. Od razu mówię wszystkie blogi, które czytam są świetne i wgl., więc nie mam zamiaru kogoś obrażać, bo każdy ma w sobie to coś... Odmienną historię, taką że nie da się od niej oderwać. :) Dzięki anonimowi będę już cały czas komentowała, więc jak to się zwykle na końcu komentarza pisze... Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ! :) Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuń~Zmey~
Twój blog jest świetny. Lisa postąpiła nie fair ale Rose nie pozostała dłużna. Dobrze że Dymitr zadzwonił.
OdpowiedzUsuń