Siedzieliśmy
na korytarzu czekając aż podejdzie do nas lekarz. Przyznałam
przyjaciołom, że Dymitr się obudził i miał gorączkę, dlatego
ponownie usnął. Ledwo mogłam tam z nimi usiedzieć. Najchętniej
wróciłabym do niego. Inaczej zmuszona byłam słuchać Christiana
uspokajającego swoją dziewczynę.
-Liss, dostał dwa tygodnie. Spokojnie mu wystarczy- powiedział moroj głaszcząc Lissę po ręce.
-O czym mówicie?- wtrąciłam się.
-Urlopie Dymitra- Lissa spojrzała na mnie oburzona.- Od poniedziałku dostanie dwa tygodnie wolnego!
-Na pewno będzie chciał pracować już jutro- prychnęłam wyobrażając sobie ile osób byłoby temu przeciwnych.
-Pani Hathaway!- zawołał mnie lekarz wychodząc z pokoju Dymitra.- Pan Bielikow już się obudził.
Spojrzałam na przyjaciół.
-To ja może pójdę- powiedziałam wskazując pomieszczenie za plecami.
-Do Dymitra?- zdziwił się Chrystian.- Chcesz?
Uśmiechnęłam się lekko. Nie przyznałam im jeszcze, że "dogadałam się" z Dymitrem.
Przyjaciele zrozumieli mnie- taką przynajmniej żywiłam nadzieję, więc ruszyłam do pokoju.
Dymitr leżał patrząc w sufit. Podeszłam szybko do niego i zanurzyłam dłoń w jego włosach. Natychmiast spojrzał na mnie z czułością.
-Wiesz jakie są brudne?- spytał cicho.
-Hm?- mruknęłam tylko.
-Moje włosy- odparł odciągając moją rękę.
Uśmiechnęłam się lekko.
-To nie jest problem- powiedziałam pochylając się nad nim. Uniósł brew z wyczekiwaniem na dalszy ciąg.
Oparłam dłoń na poduszce obok jego twarzy i cmoknęłam go w czoło.
-Rose...- Dymitr przekrzywił lekko głowę patrząc na mnie rozbawiony.- Niedawno do siebie wróciliśmy po niezwykle długiej, przykrej, męczącej rozłące. Liczyłem na więcej- dodatkowo rozbawił mnie fakt, że mówił cicho.
-Dymitr, po pierwsze: ledwo oddychasz, po drugie: wszystko stopniowo, po trzecie- nie dał mi dokończyć, ponieważ przyciągnął moje usta do swoich.
Pocałował mnie namiętnie. Przekrzywiłam głowę by móc rozkoszować się w pełni tym pocałunkiem. Uśmiechnęłam się przy tym. Nagle jednak wzdrygnęłam się.
-Co się stało?- Dymitr odsunął się ode mnie i spojrzał zatroskany.
-Po trzecie- odparłam wesoło- masz brodę- przejechałam mu dłonią po zaroście.- Podrapałeś mnie.
Dymitr natychmiast dotknął mojego policzka, przyglądając mu się uważnie.
-Spokojnie, Towarzyszu- zaśmiałam się.- Raptem tydzień się nie goliłeś.
Dymitr opadł na poduszkę. Najwyraźniej odetchnął z ulgą.
-Jak się czujesz?- spytałam siadając na brzegu łóżka.
Spojrzał na mnie czule. Byłam mu bardzo za to wdzięczna. Czułam się ważna, kochana, potrzebna.
-Doktor Wood dał mi coś na zbicie gorączki. Niedługo powinna minąć - powiedział szybko bym się nie przejmowała.
-Wdało ci się zakażenie, do którejś z ran?- ciągnęłam go za język.
-Nie.
-Nie?- upewniłam się.
-Nie wiem, ale się nie przejmuj. Nic mnie nie boli.
Pokręciłam głową zrezygnowana. Zdanie: nic mnie nic boli, powinno stać się jego mottem.
Przerwało nam pukanie do drzwi. Wstałam z łóżka Dymitra i wpuściłam Lissę z Christianem.
-Jak się czujesz?- spytała Bielikowa zatroskana morojka. Zapomniała nawet o swoim postanowieniu by go tytułować.
-Bardzo dobrze- odparł Dymitr z powagą, zauważyłam, ze starał się mówić głośniej, dlatego upomniałam go spojrzeniem.
Oczywistym było, że chciał wyglądać przed podopiecznymi lepiej. Znając go to pewnie obwiniał się o słabość, że znalazł się w takim stanie. Pokręciłam głową zrezygnowana. Dymitr zapominał, że ci moroje są jego przyjaciółmi, ale po tylu latach służby i skrywaniu uczuć, nie mogłam wymagać otwartości w takich sytuacjach.
-Wprowadziłeś się, Bielikow?- spytał Christian rozglądając się po pokoju.
Dymitr z charakterystyczną dla siebie ostrożnością usiadł na łóżku opierając się o wezgłowie.
-Nie wiem skąd wzięły się te wszystkie rzeczy, niektóre z pewnością są moje, choć widzę je pierwszy raz.
Christian uważnie przyglądał się strażnikowi.
-Rose to wszystko przytaszczyła- powiedział to widocznie zadowolony, że może przekazać Bielikowowi coś, o czym nie wie.
Za to Dymitr widocznie chciał odwrócić głowę od moroja i spojrzeć na mnie. Niestety opanował ten odruch. Christian uśmiechnął się ironicznie.
-Rzadnych komentarzy?- podpuszczał strażnika.
Gdybym nie dogadała się wcześniej z Dymitrem byłabym wdzięczna Ozerze za to, że stara się skupić jego uwagę na mnie. Jednak Wielki Lord nie wiedział, że już po wszystkim. Nie zdążyłam mu jeszcze powiedzieć.
-Nie mogłeś jej pomóc w niesieniu tego wszystkiego?- odparł Dymitr.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Czy on drażnił się z Ozerą?! Stanęłam w nogach łóżka Dymitra i zamrugałam by upewnić się, że to na pewno on. Dzięki temu zainteresowany Bielikow przeniósł na mnie wzrok. Patrzyłam mu prosto w oczy z radością i zdziwieniem. Nie wiem, czy zdołał to dostrzec, ponieważ powrócił wzrokiem do moroja.
Za to Lissa usiadła na krześle, które wcześniej dostawiłam do łóżka. Wpatrywała się w strażnika z niezwykłym skupieniem. Właśnie Christian otwierał usta, kiedy jego dziewczyna go wyprzedziła.
-Mogę zobaczyć twoje dłonie?- mówiąc to zauważyłam nadzieję w jej oczach.
Dymitr przyjrzał się jej uważnie. Byłam pewna, że zdziwił się w równym stopniu, co ja. Jednak on tego po sobie nie okazał. Po chwili wyciągnął do Lissy ręce. Ta chwyciła je delikatnie i obejrzała z każdej strony. Do jednej z rąk, Dymitr wciąż miał podłączone jakieś rurki.
-Będziesz mi mógł powiedzieć, co ci się właściwie stało?- odezwałam się w końcu.
-Nie...- zaczął, ale mu przerwałam.
-Jak to?! Zupełnie nic?!- czułam, że tracę nad sobą panowanie.
-Większości nie pamiętam - dokończył spokojnie. W myślach krzyczałam tylko, jak to możliwe.- Podobno to charakterystyczne dla wstrząsu mózgu, że nie pamięta się sytuacji sprzed wypadku.
-Nie pamiętasz niczego od wyjazdu?- odezwał się Christian.
-Aż tak źle nie jest- tłumaczył nam Dymitr.- Pamiętam wyjazd, cel, cały pierwszy dzień, drugi. Pamiętam nawet, co mi się śniło - wiedziałam, że była to informacja dla mnie. Pokręciłam głową rozbawiona, że Dymitr potrafi przekazać zarówno pocieszającą wiadomość, która brzmi jak potwierdzenie swoich odczuć. - Zapomniałem o sytuacji, która sprawiła, że straciłem przytomność. Pamiętam nawet całą poprzednią walkę.
Walkę... o tej walce właśnie będę chciała z nim porozmawiać, ale nie teraz przy Christianie i Lissie. Spojrzałam na przyjaciółkę, która nadal trzymała dłonie Dymitra.
-Lissa!- wykrzyknęłam nagle. Dziewczyna natychmiast się wyprostowała opuszczając dłonie.-Co ty do cholery robisz?!
Podeszłam do łóżka od strony, po której siedziała i chwyciłam Dymitra za ręce. Wyglądały idealnie. Bez żadnej blizny, siniaka czy rany. Płynnym ruchem zdjęłam mu z nadgarstków opatrunki, pod nimi była gładka, śniada skóra.
-Lissa!- wykrzyknęłam.- Nie wolno ci tego robić! Nie używaj w takich sytuacjach tych przeklętych zdolności - poczułam, że Dymitr uspokajająco nakrył moje dłonie swoimi.
Nie spojrzałam jednak na niego. Dalej patrzyłam na przyjaciółkę.
-Będzie mniej cierpiał - sięgnęła po najlepszy argument.
-Teraz ty będziesz przez to cierpiała - upomniałam ją.
-Nie chcesz, żeby choć trochę skrócić mu ból?- spytała jak niewinne dziecko.
-Oczywiście, że chcę!Najlepiej, żeby wcale nie musiał tu siedzieć. Ale Lissa, spójrz na niego! To jest Dymitr Bielikow! Wyjdzie z tego bez twojej ingerencji! I co powie lekarz jak zobaczy taką poprawę zdrowia?! Wychodzę. Inaczej będę się skupiać na tym, że Dymitrowi coś się stało z mojej winy.
Wyrwałam dłonie z uścisku ukochanego nie patrząc na niego. Wyszłam cicho zamykając za sobą drzwi. Czułam łzy w oczach, ale nie chciałam płakać. Po znakach trafiłam do łazienki. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Nakazywałam sobie spokój.
Naprawdę tak uważam. Gdzieś w swojej podświadomości wierzę, że to przeze mnie on cierpi. Muszę jednak pamiętać, że to Dymitr. Ani ja, ani on nie bylibyśmy w stanie z siebie zrezygnować. Nawet będąc osobno.
Co do Lissy... Nie powinna używać mocy. Choćby nie wiem jak zależało mi na zdrowiu Dymitra. Była tylko jedna sytuacja, przy której zrobiłabym wyjątek. Przeszedł mnie dreszcz na samą myśl o niej.
Przemyłam twarz wodą i wyszłam z łazienki.
-Rose?- usłyszałam za plecami.
Wywróciłam oczami - Christian. W samotności siedział na plastikowym krześle. Głową wskazał w kierunku pokoju Dymitra, co najprawdopodobniej miało oznaczać: "tam jest Lissa". Kiwnęłam głową i zajęłam miejsce obok.
-Obwiniasz się?- spytał przyglądając mi się z zainteresowaniem.
Twierdząco mruknęłam w odpowiedzi. Christian ostatnio bardzo mnie wspierał, ale nie był to wystarczający powód bym chciała teraz rozmawiać.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Lissa szła w naszą stronę z miną winowajcy.
-Nie chciałam źle - powiedziała podchodząc do nas.
Wstałam i uściskałam ja mocno.
-Wiem- szepnęłam.- Nie powinnam tak wybuchnąć- odsunęłam się od niej na długość wyprostowanych ramion.- Nie używaj mocy, kiedy nie jest to konieczne.
Lissa szybko pokiwała głową. W tym czasie Christian chrząknął znacząco. Odwróciłyśmy się do niego.
-Chodźmy, już późno.
Przyjaciółka stanęła obok niego, a on objął ją ramieniem.
-Zostaję- powiedziałam szybko.- Strażnicy Abe'a pewnie czekają na dole. Odprowadzę was do wyjścia i tu wrócę.
-Na noc?- Lissa patrzyła zdziwiona.
Przestałam się już orientować, czy wiedzą, że dogadałam się z Dymitrem. Niewiele mnie to obchodziło. Najwyżej właśnie się domyśliła.
Wskazałam dłonią korytarz prowadzący do wyjścia. Ozera pokręcił głową rozbawiony.
-O której mam wrócić?- spytałam przy wyjściu.
Byłam w pełni świadoma, że jutro będzie poniedziałek i zaczną się wykłady. Wcześniej każdy przemilczał ten temat. W końcu trzeba go jednak poruszyć...
-My jedziemy już teraz - odpowiedziała Lissa.- Rose,- zwróciła się stając przy wyjściu - wróć, o której zechcesz. W Leight znajdzie się dla ciebie zastępstwo. Po uczelni chodzi mnóstwo strażników.
Nie protestowałam, choć ten pomysł wcale mi się nie spodobał. Chciałam pracować. Oczywiście całym sercem zostałabym przy Dymitrze, ale urlop nie był konieczny. Marzyłam przecież, żeby wykorzystać go po świętach.
Podeszli do nas strażnicy Abe. Uśmiechnęłam się serdecznie do Lissy i Christina.
-Dobranoc- odparłam na pożegnanie.
-Liss, dostał dwa tygodnie. Spokojnie mu wystarczy- powiedział moroj głaszcząc Lissę po ręce.
-O czym mówicie?- wtrąciłam się.
-Urlopie Dymitra- Lissa spojrzała na mnie oburzona.- Od poniedziałku dostanie dwa tygodnie wolnego!
-Na pewno będzie chciał pracować już jutro- prychnęłam wyobrażając sobie ile osób byłoby temu przeciwnych.
-Pani Hathaway!- zawołał mnie lekarz wychodząc z pokoju Dymitra.- Pan Bielikow już się obudził.
Spojrzałam na przyjaciół.
-To ja może pójdę- powiedziałam wskazując pomieszczenie za plecami.
-Do Dymitra?- zdziwił się Chrystian.- Chcesz?
Uśmiechnęłam się lekko. Nie przyznałam im jeszcze, że "dogadałam się" z Dymitrem.
Przyjaciele zrozumieli mnie- taką przynajmniej żywiłam nadzieję, więc ruszyłam do pokoju.
Dymitr leżał patrząc w sufit. Podeszłam szybko do niego i zanurzyłam dłoń w jego włosach. Natychmiast spojrzał na mnie z czułością.
-Wiesz jakie są brudne?- spytał cicho.
-Hm?- mruknęłam tylko.
-Moje włosy- odparł odciągając moją rękę.
Uśmiechnęłam się lekko.
-To nie jest problem- powiedziałam pochylając się nad nim. Uniósł brew z wyczekiwaniem na dalszy ciąg.
Oparłam dłoń na poduszce obok jego twarzy i cmoknęłam go w czoło.
-Rose...- Dymitr przekrzywił lekko głowę patrząc na mnie rozbawiony.- Niedawno do siebie wróciliśmy po niezwykle długiej, przykrej, męczącej rozłące. Liczyłem na więcej- dodatkowo rozbawił mnie fakt, że mówił cicho.
-Dymitr, po pierwsze: ledwo oddychasz, po drugie: wszystko stopniowo, po trzecie- nie dał mi dokończyć, ponieważ przyciągnął moje usta do swoich.
Pocałował mnie namiętnie. Przekrzywiłam głowę by móc rozkoszować się w pełni tym pocałunkiem. Uśmiechnęłam się przy tym. Nagle jednak wzdrygnęłam się.
-Co się stało?- Dymitr odsunął się ode mnie i spojrzał zatroskany.
-Po trzecie- odparłam wesoło- masz brodę- przejechałam mu dłonią po zaroście.- Podrapałeś mnie.
Dymitr natychmiast dotknął mojego policzka, przyglądając mu się uważnie.
-Spokojnie, Towarzyszu- zaśmiałam się.- Raptem tydzień się nie goliłeś.
Dymitr opadł na poduszkę. Najwyraźniej odetchnął z ulgą.
-Jak się czujesz?- spytałam siadając na brzegu łóżka.
Spojrzał na mnie czule. Byłam mu bardzo za to wdzięczna. Czułam się ważna, kochana, potrzebna.
-Doktor Wood dał mi coś na zbicie gorączki. Niedługo powinna minąć - powiedział szybko bym się nie przejmowała.
-Wdało ci się zakażenie, do którejś z ran?- ciągnęłam go za język.
-Nie.
-Nie?- upewniłam się.
-Nie wiem, ale się nie przejmuj. Nic mnie nie boli.
Pokręciłam głową zrezygnowana. Zdanie: nic mnie nic boli, powinno stać się jego mottem.
Przerwało nam pukanie do drzwi. Wstałam z łóżka Dymitra i wpuściłam Lissę z Christianem.
-Jak się czujesz?- spytała Bielikowa zatroskana morojka. Zapomniała nawet o swoim postanowieniu by go tytułować.
-Bardzo dobrze- odparł Dymitr z powagą, zauważyłam, ze starał się mówić głośniej, dlatego upomniałam go spojrzeniem.
Oczywistym było, że chciał wyglądać przed podopiecznymi lepiej. Znając go to pewnie obwiniał się o słabość, że znalazł się w takim stanie. Pokręciłam głową zrezygnowana. Dymitr zapominał, że ci moroje są jego przyjaciółmi, ale po tylu latach służby i skrywaniu uczuć, nie mogłam wymagać otwartości w takich sytuacjach.
-Wprowadziłeś się, Bielikow?- spytał Christian rozglądając się po pokoju.
Dymitr z charakterystyczną dla siebie ostrożnością usiadł na łóżku opierając się o wezgłowie.
-Nie wiem skąd wzięły się te wszystkie rzeczy, niektóre z pewnością są moje, choć widzę je pierwszy raz.
Christian uważnie przyglądał się strażnikowi.
-Rose to wszystko przytaszczyła- powiedział to widocznie zadowolony, że może przekazać Bielikowowi coś, o czym nie wie.
Za to Dymitr widocznie chciał odwrócić głowę od moroja i spojrzeć na mnie. Niestety opanował ten odruch. Christian uśmiechnął się ironicznie.
-Rzadnych komentarzy?- podpuszczał strażnika.
Gdybym nie dogadała się wcześniej z Dymitrem byłabym wdzięczna Ozerze za to, że stara się skupić jego uwagę na mnie. Jednak Wielki Lord nie wiedział, że już po wszystkim. Nie zdążyłam mu jeszcze powiedzieć.
-Nie mogłeś jej pomóc w niesieniu tego wszystkiego?- odparł Dymitr.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Czy on drażnił się z Ozerą?! Stanęłam w nogach łóżka Dymitra i zamrugałam by upewnić się, że to na pewno on. Dzięki temu zainteresowany Bielikow przeniósł na mnie wzrok. Patrzyłam mu prosto w oczy z radością i zdziwieniem. Nie wiem, czy zdołał to dostrzec, ponieważ powrócił wzrokiem do moroja.
Za to Lissa usiadła na krześle, które wcześniej dostawiłam do łóżka. Wpatrywała się w strażnika z niezwykłym skupieniem. Właśnie Christian otwierał usta, kiedy jego dziewczyna go wyprzedziła.
-Mogę zobaczyć twoje dłonie?- mówiąc to zauważyłam nadzieję w jej oczach.
Dymitr przyjrzał się jej uważnie. Byłam pewna, że zdziwił się w równym stopniu, co ja. Jednak on tego po sobie nie okazał. Po chwili wyciągnął do Lissy ręce. Ta chwyciła je delikatnie i obejrzała z każdej strony. Do jednej z rąk, Dymitr wciąż miał podłączone jakieś rurki.
-Będziesz mi mógł powiedzieć, co ci się właściwie stało?- odezwałam się w końcu.
-Nie...- zaczął, ale mu przerwałam.
-Jak to?! Zupełnie nic?!- czułam, że tracę nad sobą panowanie.
-Większości nie pamiętam - dokończył spokojnie. W myślach krzyczałam tylko, jak to możliwe.- Podobno to charakterystyczne dla wstrząsu mózgu, że nie pamięta się sytuacji sprzed wypadku.
-Nie pamiętasz niczego od wyjazdu?- odezwał się Christian.
-Aż tak źle nie jest- tłumaczył nam Dymitr.- Pamiętam wyjazd, cel, cały pierwszy dzień, drugi. Pamiętam nawet, co mi się śniło - wiedziałam, że była to informacja dla mnie. Pokręciłam głową rozbawiona, że Dymitr potrafi przekazać zarówno pocieszającą wiadomość, która brzmi jak potwierdzenie swoich odczuć. - Zapomniałem o sytuacji, która sprawiła, że straciłem przytomność. Pamiętam nawet całą poprzednią walkę.
Walkę... o tej walce właśnie będę chciała z nim porozmawiać, ale nie teraz przy Christianie i Lissie. Spojrzałam na przyjaciółkę, która nadal trzymała dłonie Dymitra.
-Lissa!- wykrzyknęłam nagle. Dziewczyna natychmiast się wyprostowała opuszczając dłonie.-Co ty do cholery robisz?!
Podeszłam do łóżka od strony, po której siedziała i chwyciłam Dymitra za ręce. Wyglądały idealnie. Bez żadnej blizny, siniaka czy rany. Płynnym ruchem zdjęłam mu z nadgarstków opatrunki, pod nimi była gładka, śniada skóra.
-Lissa!- wykrzyknęłam.- Nie wolno ci tego robić! Nie używaj w takich sytuacjach tych przeklętych zdolności - poczułam, że Dymitr uspokajająco nakrył moje dłonie swoimi.
Nie spojrzałam jednak na niego. Dalej patrzyłam na przyjaciółkę.
-Będzie mniej cierpiał - sięgnęła po najlepszy argument.
-Teraz ty będziesz przez to cierpiała - upomniałam ją.
-Nie chcesz, żeby choć trochę skrócić mu ból?- spytała jak niewinne dziecko.
-Oczywiście, że chcę!Najlepiej, żeby wcale nie musiał tu siedzieć. Ale Lissa, spójrz na niego! To jest Dymitr Bielikow! Wyjdzie z tego bez twojej ingerencji! I co powie lekarz jak zobaczy taką poprawę zdrowia?! Wychodzę. Inaczej będę się skupiać na tym, że Dymitrowi coś się stało z mojej winy.
Wyrwałam dłonie z uścisku ukochanego nie patrząc na niego. Wyszłam cicho zamykając za sobą drzwi. Czułam łzy w oczach, ale nie chciałam płakać. Po znakach trafiłam do łazienki. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Nakazywałam sobie spokój.
Naprawdę tak uważam. Gdzieś w swojej podświadomości wierzę, że to przeze mnie on cierpi. Muszę jednak pamiętać, że to Dymitr. Ani ja, ani on nie bylibyśmy w stanie z siebie zrezygnować. Nawet będąc osobno.
Co do Lissy... Nie powinna używać mocy. Choćby nie wiem jak zależało mi na zdrowiu Dymitra. Była tylko jedna sytuacja, przy której zrobiłabym wyjątek. Przeszedł mnie dreszcz na samą myśl o niej.
Przemyłam twarz wodą i wyszłam z łazienki.
-Rose?- usłyszałam za plecami.
Wywróciłam oczami - Christian. W samotności siedział na plastikowym krześle. Głową wskazał w kierunku pokoju Dymitra, co najprawdopodobniej miało oznaczać: "tam jest Lissa". Kiwnęłam głową i zajęłam miejsce obok.
-Obwiniasz się?- spytał przyglądając mi się z zainteresowaniem.
Twierdząco mruknęłam w odpowiedzi. Christian ostatnio bardzo mnie wspierał, ale nie był to wystarczający powód bym chciała teraz rozmawiać.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Lissa szła w naszą stronę z miną winowajcy.
-Nie chciałam źle - powiedziała podchodząc do nas.
Wstałam i uściskałam ja mocno.
-Wiem- szepnęłam.- Nie powinnam tak wybuchnąć- odsunęłam się od niej na długość wyprostowanych ramion.- Nie używaj mocy, kiedy nie jest to konieczne.
Lissa szybko pokiwała głową. W tym czasie Christian chrząknął znacząco. Odwróciłyśmy się do niego.
-Chodźmy, już późno.
Przyjaciółka stanęła obok niego, a on objął ją ramieniem.
-Zostaję- powiedziałam szybko.- Strażnicy Abe'a pewnie czekają na dole. Odprowadzę was do wyjścia i tu wrócę.
-Na noc?- Lissa patrzyła zdziwiona.
Przestałam się już orientować, czy wiedzą, że dogadałam się z Dymitrem. Niewiele mnie to obchodziło. Najwyżej właśnie się domyśliła.
Wskazałam dłonią korytarz prowadzący do wyjścia. Ozera pokręcił głową rozbawiony.
-O której mam wrócić?- spytałam przy wyjściu.
Byłam w pełni świadoma, że jutro będzie poniedziałek i zaczną się wykłady. Wcześniej każdy przemilczał ten temat. W końcu trzeba go jednak poruszyć...
-My jedziemy już teraz - odpowiedziała Lissa.- Rose,- zwróciła się stając przy wyjściu - wróć, o której zechcesz. W Leight znajdzie się dla ciebie zastępstwo. Po uczelni chodzi mnóstwo strażników.
Nie protestowałam, choć ten pomysł wcale mi się nie spodobał. Chciałam pracować. Oczywiście całym sercem zostałabym przy Dymitrze, ale urlop nie był konieczny. Marzyłam przecież, żeby wykorzystać go po świętach.
Podeszli do nas strażnicy Abe. Uśmiechnęłam się serdecznie do Lissy i Christina.
-Dobranoc- odparłam na pożegnanie.