sobota, 28 maja 2016

Rozdział 46

Siedzieliśmy na korytarzu czekając aż podejdzie do nas lekarz. Przyznałam przyjaciołom, że Dymitr się obudził i miał gorączkę, dlatego ponownie usnął. Ledwo mogłam tam z nimi usiedzieć. Najchętniej wróciłabym do niego. Inaczej zmuszona byłam słuchać Christiana uspokajającego swoją dziewczynę.
-Liss, dostał dwa tygodnie. Spokojnie mu wystarczy- powiedział moroj głaszcząc Lissę po ręce.
-O czym mówicie?- wtrąciłam się.
-Urlopie Dymitra- Lissa spojrzała na mnie oburzona.- Od poniedziałku dostanie dwa tygodnie wolnego!
-Na pewno będzie chciał pracować już jutro- prychnęłam wyobrażając sobie ile osób byłoby temu przeciwnych.
-Pani Hathaway!- zawołał mnie lekarz wychodząc z pokoju Dymitra.- Pan Bielikow już się obudził.
Spojrzałam na przyjaciół.
-To ja może pójdę- powiedziałam wskazując pomieszczenie za plecami.
-Do Dymitra?- zdziwił się Chrystian.- Chcesz?
Uśmiechnęłam się lekko. Nie przyznałam im jeszcze, że "dogadałam się" z Dymitrem.
Przyjaciele zrozumieli mnie- taką przynajmniej żywiłam nadzieję, więc ruszyłam do pokoju.
Dymitr leżał patrząc w sufit. Podeszłam szybko do niego i zanurzyłam dłoń w jego włosach. Natychmiast spojrzał na mnie z czułością.
-Wiesz jakie są brudne?- spytał cicho.
-Hm?- mruknęłam tylko.
-Moje włosy- odparł odciągając moją rękę.
Uśmiechnęłam się lekko.
-To nie jest problem- powiedziałam pochylając się nad nim. Uniósł brew z wyczekiwaniem na dalszy ciąg.
Oparłam dłoń na poduszce obok jego twarzy i cmoknęłam go w czoło.
-Rose...- Dymitr przekrzywił lekko głowę patrząc na mnie rozbawiony.- Niedawno do siebie wróciliśmy po niezwykle długiej, przykrej, męczącej rozłące. Liczyłem na więcej- dodatkowo rozbawił mnie fakt, że mówił cicho.
-Dymitr, po pierwsze: ledwo oddychasz, po drugie: wszystko stopniowo, po trzecie- nie dał mi dokończyć, ponieważ przyciągnął moje usta do swoich.
Pocałował mnie namiętnie. Przekrzywiłam głowę by móc rozkoszować się w pełni tym pocałunkiem. Uśmiechnęłam się przy tym. Nagle jednak wzdrygnęłam się.
-Co się stało?- Dymitr odsunął się ode mnie i spojrzał zatroskany.
-Po trzecie- odparłam wesoło- masz brodę- przejechałam mu dłonią po zaroście.- Podrapałeś mnie.
Dymitr natychmiast dotknął mojego policzka, przyglądając mu się uważnie.
-Spokojnie, Towarzyszu- zaśmiałam się.- Raptem tydzień się nie goliłeś.
Dymitr opadł na poduszkę. Najwyraźniej odetchnął z ulgą.
-Jak się czujesz?- spytałam siadając na brzegu łóżka.
Spojrzał na mnie czule. Byłam mu bardzo za to wdzięczna. Czułam się ważna, kochana, potrzebna.
-Doktor Wood dał mi coś na zbicie gorączki. Niedługo powinna minąć - powiedział szybko bym się nie przejmowała.
-Wdało ci się zakażenie, do którejś z ran?- ciągnęłam go za język.
-Nie.
-Nie?- upewniłam się.
-Nie wiem, ale się nie przejmuj. Nic mnie nie boli.
Pokręciłam głową zrezygnowana. Zdanie: nic mnie nic boli, powinno stać się jego mottem.
Przerwało nam pukanie do drzwi. Wstałam z łóżka Dymitra i wpuściłam Lissę z Christianem.
-Jak się czujesz?- spytała Bielikowa zatroskana morojka. Zapomniała nawet o swoim postanowieniu by go tytułować.
-Bardzo dobrze- odparł Dymitr z powagą, zauważyłam, ze starał się mówić głośniej, dlatego upomniałam go spojrzeniem.
Oczywistym było, że chciał wyglądać przed podopiecznymi lepiej. Znając go to pewnie obwiniał się o słabość, że znalazł się w takim stanie. Pokręciłam głową zrezygnowana. Dymitr zapominał, że ci moroje są jego przyjaciółmi, ale po tylu latach służby i skrywaniu uczuć, nie mogłam wymagać otwartości w takich sytuacjach.
-Wprowadziłeś się, Bielikow?- spytał Christian rozglądając się po pokoju.
Dymitr z charakterystyczną dla siebie ostrożnością usiadł na łóżku opierając się o wezgłowie.
-Nie wiem skąd wzięły się te wszystkie rzeczy, niektóre z pewnością są moje, choć widzę je pierwszy raz.
Christian uważnie przyglądał się strażnikowi.
-Rose to wszystko przytaszczyła- powiedział to widocznie zadowolony, że może przekazać Bielikowowi coś, o czym nie wie.
Za to Dymitr widocznie chciał odwrócić głowę od moroja i spojrzeć na mnie. Niestety opanował ten odruch. Christian uśmiechnął się ironicznie.
-Rzadnych komentarzy?- podpuszczał strażnika.
Gdybym nie dogadała się wcześniej z Dymitrem byłabym wdzięczna Ozerze za to, że stara się skupić jego uwagę na mnie. Jednak Wielki Lord nie wiedział, że już po wszystkim. Nie zdążyłam mu jeszcze powiedzieć.
-Nie mogłeś jej pomóc w niesieniu tego wszystkiego?- odparł Dymitr.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Czy on drażnił się z Ozerą?! Stanęłam w nogach łóżka Dymitra i zamrugałam by upewnić się, że to na pewno on. Dzięki temu zainteresowany Bielikow przeniósł na mnie wzrok. Patrzyłam mu prosto w oczy z radością i zdziwieniem. Nie wiem, czy zdołał to dostrzec, ponieważ powrócił wzrokiem do moroja.
Za to Lissa usiadła na krześle, które wcześniej dostawiłam do łóżka. Wpatrywała się w strażnika z niezwykłym skupieniem. Właśnie Christian otwierał usta, kiedy jego dziewczyna go wyprzedziła.
-Mogę zobaczyć twoje dłonie?- mówiąc to zauważyłam nadzieję w jej oczach.
Dymitr przyjrzał się jej uważnie. Byłam pewna, że zdziwił się w równym stopniu, co ja. Jednak on tego po sobie nie okazał. Po chwili wyciągnął do Lissy ręce. Ta chwyciła je delikatnie i obejrzała z każdej strony. Do jednej z rąk, Dymitr wciąż miał podłączone jakieś rurki.
-Będziesz mi mógł powiedzieć, co ci się właściwie stało?- odezwałam się w końcu.
-Nie...- zaczął, ale mu przerwałam.
-Jak to?! Zupełnie nic?!- czułam, że tracę nad sobą panowanie.
-Większości nie pamiętam - dokończył spokojnie. W myślach krzyczałam tylko, jak to możliwe.- Podobno to charakterystyczne dla wstrząsu mózgu, że nie pamięta się sytuacji sprzed wypadku.
-Nie pamiętasz niczego od wyjazdu?- odezwał się Christian.
-Aż tak źle nie jest- tłumaczył nam Dymitr.- Pamiętam wyjazd, cel, cały pierwszy dzień, drugi. Pamiętam nawet, co mi się śniło - wiedziałam, że była to informacja dla mnie. Pokręciłam głową rozbawiona, że Dymitr potrafi przekazać zarówno pocieszającą wiadomość, która brzmi jak potwierdzenie swoich odczuć. - Zapomniałem o sytuacji, która sprawiła, że straciłem przytomność. Pamiętam nawet całą poprzednią walkę.
Walkę... o tej walce właśnie będę chciała z nim porozmawiać, ale nie teraz przy Christianie i Lissie. Spojrzałam na przyjaciółkę, która nadal trzymała dłonie Dymitra.
-Lissa!- wykrzyknęłam nagle. Dziewczyna natychmiast się wyprostowała opuszczając dłonie.-Co ty do cholery robisz?!
Podeszłam do łóżka od strony,  po której siedziała i chwyciłam Dymitra za ręce. Wyglądały idealnie. Bez żadnej blizny, siniaka czy rany. Płynnym ruchem zdjęłam mu z nadgarstków opatrunki, pod nimi była gładka, śniada skóra.
-Lissa!- wykrzyknęłam.- Nie wolno ci tego robić! Nie używaj w takich sytuacjach tych przeklętych zdolności - poczułam, że Dymitr uspokajająco nakrył moje dłonie swoimi.
Nie spojrzałam jednak na niego. Dalej patrzyłam na przyjaciółkę.
-Będzie mniej cierpiał - sięgnęła po najlepszy argument.
-Teraz ty będziesz przez to cierpiała - upomniałam ją.
-Nie chcesz, żeby choć trochę skrócić mu ból?- spytała jak niewinne dziecko.
-Oczywiście, że chcę!Najlepiej, żeby wcale nie musiał tu siedzieć. Ale Lissa, spójrz na niego! To jest Dymitr Bielikow! Wyjdzie z tego bez twojej ingerencji! I co powie lekarz jak zobaczy taką poprawę zdrowia?! Wychodzę. Inaczej będę się skupiać na tym, że Dymitrowi coś się stało z mojej winy.
Wyrwałam dłonie z uścisku ukochanego nie patrząc na niego. Wyszłam cicho zamykając za sobą drzwi. Czułam łzy w oczach, ale nie chciałam płakać. Po znakach trafiłam do łazienki. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Nakazywałam sobie spokój.
Naprawdę tak uważam. Gdzieś w swojej podświadomości wierzę, że to przeze mnie on cierpi. Muszę jednak pamiętać, że to Dymitr. Ani ja, ani on nie bylibyśmy w stanie z siebie zrezygnować. Nawet będąc osobno.
Co do Lissy... Nie powinna używać mocy. Choćby nie wiem jak zależało mi na zdrowiu Dymitra. Była tylko jedna sytuacja, przy której zrobiłabym wyjątek. Przeszedł mnie dreszcz na samą myśl o niej.
Przemyłam twarz wodą i wyszłam z łazienki.
-Rose?- usłyszałam za plecami.
Wywróciłam oczami - Christian. W samotności siedział na plastikowym krześle. Głową wskazał w kierunku pokoju Dymitra, co najprawdopodobniej miało oznaczać: "tam jest Lissa". Kiwnęłam głową i zajęłam miejsce obok.
-Obwiniasz się?- spytał przyglądając mi się z zainteresowaniem.
Twierdząco mruknęłam w odpowiedzi. Christian ostatnio bardzo mnie wspierał, ale nie był to wystarczający powód bym chciała teraz rozmawiać.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Lissa szła w naszą stronę z miną winowajcy.
-Nie chciałam źle - powiedziała podchodząc do nas.
Wstałam i uściskałam ja mocno.
-Wiem- szepnęłam.- Nie powinnam tak wybuchnąć- odsunęłam się od niej na długość wyprostowanych ramion.- Nie używaj mocy, kiedy nie jest to konieczne.
Lissa szybko pokiwała głową. W tym czasie Christian chrząknął znacząco. Odwróciłyśmy się do niego.
-Chodźmy, już późno.
Przyjaciółka stanęła obok niego, a on objął ją ramieniem.
-Zostaję- powiedziałam szybko.- Strażnicy Abe'a pewnie czekają na dole. Odprowadzę was do wyjścia i tu wrócę.
-Na noc?- Lissa patrzyła zdziwiona.
Przestałam się już orientować, czy wiedzą, że dogadałam się z Dymitrem. Niewiele mnie to obchodziło. Najwyżej właśnie się domyśliła.
Wskazałam dłonią korytarz prowadzący do wyjścia. Ozera pokręcił głową rozbawiony.
-O której mam wrócić?- spytałam przy wyjściu.
Byłam w pełni świadoma, że jutro będzie poniedziałek i zaczną się wykłady. Wcześniej każdy przemilczał ten temat. W końcu trzeba go jednak poruszyć...
-My jedziemy już teraz - odpowiedziała Lissa.- Rose,- zwróciła się stając przy wyjściu - wróć, o której zechcesz. W Leight znajdzie się dla ciebie zastępstwo. Po uczelni chodzi mnóstwo strażników.
Nie protestowałam, choć ten pomysł wcale mi się nie spodobał. Chciałam pracować. Oczywiście całym sercem zostałabym przy Dymitrze, ale urlop nie był konieczny. Marzyłam przecież, żeby wykorzystać go po świętach.
Podeszli do nas strażnicy Abe. Uśmiechnęłam się serdecznie do Lissy i Christina.
-Dobranoc- odparłam na pożegnanie. 

czwartek, 26 maja 2016

Rozdział 45

Christian miał rację- Dymitr spał. W jego stanie zupełnie mnie to nie dziwiło. Położyłam na fotelu torby z zakupami, które zrobiłam wcześniej specjalnie dla niego. Wyjęłam prochowiec,  czyste ubrania i powiesiłam je na wieszaku- na pewno mu się przydadzą. Oprócz tego była tu masa jedzenia, ponieważ uznałam, że gdy już odłączą Dymitra od tej całej aparatury, zaczną mu dawać posiłki, a wolałam, żeby miał coś smacznego. Z potrawami w szpitalu nigdy nic nie wiadomo... Obok łóżka położyłam mu jeszcze jakiś western. Możliwe, że już go czytał- nie nadążałam za jego lekturami. Jednak książka na pewno umili mu czas. Na końcu spojrzałam na niego. Wyglądał idealnie, od jego codziennego widoku odbiegał jedynie zarost. W dalszym ciągu nie rozumiałam jak może spać i wyglądać tak spokojnie. Pochyliłam się nad nim i cmoknęłam go w policzek.
-Dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłeś- powiedziałam.
Wyprostowałam się i wyszłam z pokoju. Zanim jednak zamknęłam za sobą drzwi usłyszałam jak Dymitr coś szepcze.  Skupiłam się na tym, co mówił.
-Rose?- dotarło do mnie.
Patrzyłam w jego ciemne oczy. Mimo licznych obrażeń miał pewne i przytomne spojrzenie. Była w nim siła. Zrobiłam parę kroków w jego stronę.
-Jak się czujesz?- spytał.
Wybuchłam płaczem. O ironio! Ja powinnam go o to zapytać! Czy on nawet na łożu śmierci będzie się troszczył o innych?!
-Rose, co się dzieje?- Dymitr przejął się zdecydowanie za bardzo.
-Nic- wychlipałam.- Przepraszam już pójdę. Nie będę przeszkadzać- odwróciłam się.
-Ty nigdy nie przeszkadzasz.
Z powrotem na niego spojrzałam. Dymitr z pewnością zauważył moje niezdecydowanie, ale nie dbałam o to. Chciałam szybko się wytłumaczyć i wyjść.
-Dymitr, przestań. Nie powinieneś zwracać się do mnie w taki sposób- skrzyżowałam ręce na piersi, ponieważ jego pewne spojrzenie odbierało mi odwagę.
-Sama wielokrotnie mnie prosiłaś, żebym ci zaufał- zdziwiło mnie, że pomimo tylu obrażeń, Dymitr zachował przejrzysty umysł.
-Nie czuj się właśnie teraz zobowiązany. Nie jesteśmy już razem- głos mi drżał i aby odwrócić od tego uwagę starłam szybko łzy płynące już po szyi.
-Ale uczuć nie zmienisz- wtrącił.
Spojrzałam mu prosto w oczy. Zauważyłam w nich siłę, którą mi przekazywał, troskę, którą mnie otoczył i miłość. Dzięki niej czasem oczy mu błyszczały lub stawały się ciemniejsze.
On być bezpieczny!- napomniałam się w myślach.
-Miłość przemija. Moja się skończyła- cholera!
Czemu wybrałam akurat te słowa! Nie dam rady usłyszeć tego, co zechce mi teraz powiedzieć. Jestem o tym przekonana.
Dymitr wykrzywił się lekko- w uśmiechu?! Pogardzie?!
-To najgłupsze słowa jakie w życiu słyszałem- wypalił.
Wiedziałam, że ma wielką ochotę usiąść, ale nie zrobił tego. Przybliżyłam się do jego łóżka aby mimo to widział mnie lepiej.
-To twoje słowa- prychnęłam.
-Wiem. Czego bym w życiu nie robił, nie dam rady o nich zapomnieć. Pamiętam doskonale, gdy je wypowiedziałem i co czułem. Uwierz mi, że było to beznadziejne uczucie- usiadłam na krześle obok niego, kiedy załapałam, że zapowiada się na długą rozmowę.- Musiałem się zdystansować. Wiem, co powiedziałem. Nie wyobrażam sobie, co wtedy poczułaś. Zdaję sobie sprawę, że bolało cię to mocniej niż mnie. Pamiętam swoje pierwsze myśli, gdy zobaczyłem twoją reakcję na te słowa. Jakbym cię mocno uderzył. Zrozumiałem, że pewnie zwiążesz się z Adrianem, żeby o mnie zapomnieć, ale ja będę czuł miłość do ciebie do końca. Dlatego Rose, proszę cię pamiętaj o tym: błędy i porażki motywują. Zostawiłaś mnie- to fakt, ale to nie znaczy że ja zostawiłem ciebie.
-Tego się obawiam- wtrąciłam.- A dokładniej: twoich decyzji. Boję się, że mimo zerwania ty dalej będziesz mnie bronił i się narażał. Chciałam, żebyś się w kimś szczęśliwie zakochał.
-Rose,- zaczął spokojnie- jestem szczęśliwie zakochany. Nic tego nie zmieni.
-Nie- szepnęłam drżącym głosem.- Sam to możesz zmienić, ponieważ możesz to przerwać.
-Moje uczucia się nie zmienią- utwierdzał mnie w swoim przekonaniu.
-Zmienią, Dymitr. Jeżeli jeszcze raz wyjedziesz możesz zginąć. O takie przerwanie mi chodzi. Umrzesz młodo przeze mnie. Wtedy nawet nie będziesz musiał zmieniać tych uczuć, ponieważ same odejdą.
-A więc o to chodzi!- były to najgłośniejsze słowa odkąd się obudził. Zaraz po wypowiedzeniu ich skrzywił się z bólu- przypomniały o sobie poranione żebra. Mimo to podciągnął się na rękach i oparł o łóżko.- Wystarczyło poprosić, a nie mnie zostawiać!
-Zgodziłbyś się?- spytałam ironicznie, unosząc brwi.
-Oczywiście! Gdybyś mi jeszcze zagroziła rozstaniem, przystałbym na to bez mrugnięcia okiem- patrzył zdziwiony, że mogłam pomyśleć inaczej.- Jesteś najważniejsza!
No tak... jego zmodyfikowana zasada.
-To słuchaj teraz uważnie: jeżeli jeszcze raz wyjedziesz, nie mówiąc mi o tym to choćbyśmy nie wiem jak cierpieli- zostawię cię!- kończąc zdanie podniosłam ton.
Do Dymitra to jasno dotarło: zostawię cię- czyli cię jeszcze nie zostawiłam.
Przesunął się na łóżku jak najbliżej drugiej strony.
-Chodź tu do mnie- powiedział cicho odsuwając kołdrę.
Szybko zdjęłam buty i zwinnie położyłam się obok. Żadną częścią ciała nie dotykałam go jednak. Nie chciałam, żeby coś dodatkowo go bolało. Dymitr tak nie uważał...
Przerzucił mi rękę w pasie i przyciągnął do siebie. Nasze ciała mocno się ze sobą stykały, spięłam się by mnie męczył się za bardzo.
-To cię boli- jęknęłam czując łzy w oczach.
-Teraz już nie skupiam się na żadnym bólu- szeptał.- Nie płacz z mojego powodu- pokiwałam głową.
-Chciałabym cię przytulić- przyznałam cicho.
-Nie jesteśmy w akademii, nie będę ci tego zabraniał- uśmiechnęłam się nieśmiało, a on nachylił się nad moim uchem.- Sam bym tego chciał- szepnął.- I nie myśl proszę o bólu.
Jak powiedział, tak zrobiłam. Rzuciłam mu ręce na szyję wtulając w nią twarz. Poczułam zapach jego skóry- wpływał na mnie bardziej kojąco niż woda kolońska. Dłonie oparłam na jego karku, stykałam się z nim nogami.
Dymitr nie skrzywił się, nie wzdrygnął, nie wciągnął głośno powietrza- w żaden znany mi sposób nie okazał bólu. Za to gładził mnie dłońmi po plecach. Nachylał się nade mną i schował twarz w moich włosach.
Pocałowałam go w szyję, która była mocno rozgrzana. Odsunęłam się lekko by spojrzeć mu w oczy.
-Masz gorączkę!- zawołałam zdziwiona.
-To normalna reakcja organizmu na osłabienie- uspokajał mnie.
-Dampiry nie mają gorączki!
-Sugerujesz, że nie jestem dampirem?-  drażnił się ze mną.
-Dymitr...- przejechałam palcami po jego zaroście, a następnie dotknęłam dłonią jego czoła.- Idę po lekarza- powiadomiłam go szybko.
-Zostań ze mną- prosił.
-Musisz usnąć- nakazałam.- Zostanę tutaj jeżeli to zrobisz. Dopiero potem zawołam lekarza.
Dymitr odwrócił mnie na drugi bok, tyłem do niego. Następnie objął mnie ramieniem w pasie i przytulił. Czekałam na jego miarowy oddech. Było mi strasznie gorąco, ale starałam się o tym nie myśleć. Najważniejsze, że był blisko.
Kiedy miałam pewność, że usnął wstałam powoli.
-Zaraz tu wrócę- szepnęłam przy tym.
Czterema krokami pokonałam dystans do drzwi. Na korytarzu było jasno. Wprawdzie był już wieczór, ale wszystkie światła zostały zapalone. W porównaniu z ciemnością w pomieszczeniu Dymitra czułam się jakby nastał ranek. Ruszyłam w kierunku recepcji, gdzie zauważyłam lekarza.
-Dobry wieczór- przywitałam go.
Oderwał wzrok od jakiś papierów i spojrzał na mnie. Dzisiaj był równie zmęczony jak ostatnio. Przeszło mi przez myśl, że w życiu nie chciałabym pracować w szpitalu.
-Pan Bielikow źle się czuje?-  spytał.
Dymitr z pewnością był osobą, która w życiu nie przyznawała, że coś ją boli. Wolał się męczyć niż głośno narzekać. Miałam jednak pewność, że nie czuje się dobrze.
-Ma gorączkę- przyznałam.
-Czyli wdało się zakażenie- mruknął lekarz pod nosem.
Zakażenie?! W życiu nie słyszałam o tym, żeby dampirowi wdało się zakażenie!
-Wątpię- przyznałam.
-Pójdę sprawdzić. Proszę by pani uspokoiła przyjaciół. Jak tylko pan Bielikow poczuje się lepiej natychmiast ich wpuszczę.
Lekarz ruszył do Dymitra. W tym czasie skierowałam się do Lissy i Christiana. Staruszek gdzieś wyparował- pewnie pochłonęły go interesy. Nie miałam mu tego za złe, ponieważ i tak dużo dla mnie zrobił wciągu tego dnia.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział choć trochę Wam się spodobał. Dziękuję również za komentarz Ani Żak i mam nadzieję, że wszystkie groźby zostały zażegnane :D

niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 44

Abe wyglądał jakby miał mi palnąć niezłe kazanie. Nie wiem, co go powstrzymało. Otworzył usta, ale po chwili je zamknął. Znowu je otworzył unosząc palec wskazujący. Opuścił go jednak i westchnął zrezygnowany. W końcu się odezwał.
-Podaj mi listę potrzebnych rzeczy dla Bielikowa, poślę kogoś na zakupy, a ty pojedziesz do hotelu, do którego przyjedzie niedługo Królowa- byłam pewna, że Staruszek ukrywa przede mną swoje emocje.
-Nie dostałam żadnej listy- prychnęłam.- Po prostu wiem, czego Dymitr potrzebuje.
Abe wpatrywał się we mnie intensywnie. Nagle nachylił się w moją stronę i otworzył drzwi obok mnie.
-Wysiadaj- rzucił.- Ja też wiem, czego on potrzebuje, a dokładniej kogo.
Wywróciłam oczami. Miałam się licytować z własnym ojcem o potrzeby Dymitra?! W dodatku kazał mi wracać!
-Polubiłeś go!- wykrzyknęłam.
Abe nachylił się do kierowcy i powiedział coś po Rosyjsku. Strażnik wysiadł.
-Jeszcze czego!- krzyknął na mnie.- Nikogo nie lubię! Bielikowa toleruję! Co wam strzeliło do głów?! Tobie! Zgaduję, że to ty sobie coś ubzdurałaś! Nie wierzę, że Bielikow zadzwoniłby do mnie z prośbą, żebyś go zobaczyła, a później z tobą zerwał!
-Tato!- przekrzyczałam go. Jak się spodziewałam, zamilkł.- Daj spokój, jedźmy już.
-Przecież będziesz nieszczęśliwa!
-Hej! Miłość przemija. Moja się skończyła- wypaliłam.
Gwałtownie napłynęły mi łzy do oczu. Nie chciałam tego powiedzieć. Mogłam mówić, że zostawiłam Dymitra, ale nie chciałam się okłamywać i przy okazji wszystkich dookoła. A już na pewno nigdy nie chciałam wymówić słów, które sprawiły mi w życiu tyle bólu.
-Co to za głupoty!- wykrzyknął Abe.- Nie da się zapomnieć o takim uczuciu! Absurd!
Spojrzałam na niego z zażenowaniem.
-Tato, co ty możesz o tym wiedzieć?! Zmieńmy temat!
-Dużo mogę o tym wiedzieć! Rose, jesteś strasznie podobna do Janine!
Wybałuszyłam oczy, a co ma do tego moja matka?! Abe przestał dbać o to ile mówi.
-Zachowujesz się jak ona!- oburzał się.
-W jakim stopniu?
-Ona też mnie zostawiła i dlatego jestem doskonałym przykładem na to, że miłość nie mija. Kocham Janine od wielu lat, ale ona nigdy tego do mnie nie czuła. Rose, uwierz mi: miłość rdzewieje, ale nadal jest, a najgorzej gdy zostaną ci tylko wspomnienia.
Po tym, co powiedział już nigdy nie spojrzę na niego tak jak dawniej. Abe potrafił wiele ukryć. Za tą postawą ignoranta krył się porzucony mężczyzna. Zgaduję, że była to dla niego ujma na honorze. Poczułam, że chcę go pocieszyć. Przyszło mi do głowy, że mogę być pierwszą osobą, której się z tego zwierzył. Przytuliłam go.
-Kocham Dymitra- przyznałam cicho.- Wiesz jednak, co mu się stało przez to absurdalne uczucie.
-Nie mów, że jest absurdalne. Sama w to nie wierzysz- odsunęłam się od niego, a on machnął ręką do swojego strażnika, który momentalnie powrócił na miejsce kierowcy.
***
Przyjechaliśmy ze Staruszkiem pod jakiś hotel. Odprowadził mnie pod pokój i prosił,by położyła się spać. Dopiero za jakąś godzinę mieliśmy jechać na zakupy. Przyjęłam od niego klucze. W pomieszczeniu nie rozglądałam się zbytnio, zakończyłam na odnalezieniu łóżka. Odpłynęłam w sen...
Bankiet rozpoczął się pół godziny temu, a ja dopiero teraz tam biegłam. W szybszym tempie przeszkadzały mi czarne szpilki. Dwór jest ogromny, więc zanim trafiłam pod salę byłam już nieźle zmachana. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi.
Wszyscy byli pięknie ubrani. Lissa tańczyła z Christianem na środku sali. Wyglądali pięknie, pewnie, lekko. Wpatrzeni byli tylko w siebie i raz, po raz wybuchali śmiechem.
Morojki w drogich sukniach przechadzały się po sali z kieliszkami. Strażnicy i strażniczki krążyli wokół. Niektóre morojki zaczepiały seksownych strażników. Jednego wyczułam instynktownie. Zawsze potrafiliśmy się znaleźć w największym tłumie.
Dymitr stał z jakąś kobietą, która żywo go zagadywała. On jednak wbijał wzrok w stopy, co jakiś czas kiwając głową jakby z uprzejmości. Widziałam, że morojka była nim zachwycona. Mimo, że rozstałam się z nim ponad miesiąc temu sama wpatrywałam się w niego z podziwem. Dymitr miał związane w kucyk aksamitne włosy. Ubrany był w garnitur i białą koszulę, nawet z tej odległości widziałam jego mięśnie zarysowane na rękach i brzuchu. Przeniosłam spojrzenie na jego twarz i zrobiło mi się gorąco. Patrzył prosto na mnie. Niemalże pożerał mnie wzrokiem. Poczułam się piękna. Mimo mnóstwa kobiet, które go otaczały obserwował właśnie mnie! Potrząsnął głową by się otrzeźwić w momencie, gdy morojka zaczęła mu szeptać coś na ucho. Objął ją w pasie i przysunął do siebie, a ona dalej mówiła, mimo, że Dymitr nie poświęcał jej najmniejszej uwagi. Ruszyłam na drugi koniec sali cały czas czując na sobie jego wzrok.
-Rosie!- usłyszałam nawoływanie.
Rosie- to niby do mnie?! Już miałam się odwrócić, kiedy ktoś objął mnie w pasie i nachylił się nade mną. Spięłam się zdenerwowana.
-Może wyjdziemy?- szepnął mi jakiś mężczyzna przy uchu i nie czekając na moją odpowiedź pociągnął mnie ku drzwiom.
Chciałam się wyszarpnąć z jego uścisku, ale był silniejszy niż się spodziewałam. Wyszliśmy na korytarz- w całym szumie i gwarze obecnym na sali nikt się nie zorientował. Mężczyzna przycisnął mnie do ściany i zaczął całować moją szyję.
Kim on do cholery jest?! Gorączkowo nad tym myślałam, gdy spojrzał mi w oczy.
-Chcesz tego- powiedział spokojnie.- Przestań zaprzeczać, nie ruszaj się.
Zgodziłam się na to, choć podświadomie czułam, że używał wpływu. Zareagowałam dopiero, gdy wbił kły w moją szyję. Westchnęłam głęboko i... Nagle wszystko ustało, dojście endorfin do krwi zostało przerwane. Byłam na tyle słaba, że zaczęłam osuwać się po ścianie.
-Rose! Popatrz na mnie!
Świat wirował mi przed oczami. Ktoś trzymał mnie mocno. Czułam się bezpiecznie. Tylko w jednych ramionach czułam się bezpiecznie...
-Dymitr- szepnęłam niewyraźnie.
-Rose! Roza! Popatrz na mnie!- słyszałam jego spanikowany głos.
-Z chęcią- uśmiechnęłam się delikatnie czując jak mój organizm słabnie.
Miałam wrażenie, że frunę. Jakby coś poniosło mnie w przestworza. Tym czymś, okazały się ramiona Bielikowa, gdzieś szedł.
-Nie musisz mi pomagać- liczyłam, że mówiłam zrozumiale.
-Wiem, ale chcę. Zaraz będziesz bezpieczna- czułam, że przyspiesza.
-Jestem z tobą, więc już jestem- szepnęłam odpływając.
Obudziłam się.
Rozejrzałam się szybko po pomieszczeniu. Musiałam sobie przypomnieć, gdzie właściwie przebywam. Świadomość odzyskałam z ogromną siłą- hotel, rozmowa ze Staruszkiem, szpital, Dymitr!
Leżałam na łóżku płacząc, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Zupełnie nie miałam ochoty otwierać, ale w końcu zwlekłam się z łóżka i stanęłam w progu twarzą w twarz z Lissą.
-Jesteś!- wykrzyknęłam pocieszona.
-Spotkałam pana Mazura w drodze do ciebie, powiedział, żebyśmy zeszły do samochodu- w odpowiedzi pokiwałam głową zamykając za sobą pokój.
Abe był i tak dość cierpliwy. Nawet nie wiem ile spałam, po jego minie zagadywała, że godzina mogła minąć z godzinę temu. Opadłam na miejsce pomiędzy nim, a przyjaciółką.
-Co może być przydatne dla Bielikowa w szpitalu?- spytał ojciec bez żadnego wstępu.
-Wszystko kupię, niczym się nie przejmuj- rzuciłam. Staruszek spojrzał na mnie zaskoczony, ja takim samym spojrzeniem obdarzyłam Lissę.- Gdzie zgubiłaś Christiana?
Wydawało mi się, że zawstydziła się lekko.
-Pojechał prosto do Dymitra, chciał mu zrobić mały wykład- przyznała cicho.
Wywnioskowałam, że Ozera miał zamiar ochrzanić Dymitra za to, jak mnie zostawił. Zdziwi się, gdy usłyszy, co zrobiłam.
-To będzie wesoło!- dodał uszczypliwie Abe.
Spojrzałam na niego oburzona- ale czego niby miałam się spodziewać?! Ojciec musiał zakryć jakoś prawdę, którą dzisiaj przede mną odkrył.
Dojechaliśmy pod sporą galerię handlową. Wypadłam z samochodu przed morojami- chciałam to załatwić sama. Dość długo biegłam pomiędzy półkami. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio robiłam tak duże zakupy. W końcu wtaszczyłam siaty do bagażnika.
-Czegoś ty mu nakupowała?- spytał z nonszalancją Staruszek.- Czyżbyś miała poczucie winy?
Miałam ogromną ochotę złośliwie się zaśmiać, ale po śnie, który niedawno mnie nawiedził nawet nie próbowałam. Chyba faktycznie poczucie winy nie było mi obce.
Ten sen, mógł być wielce prawdopodobną wizją przyszłości, bo kto wie, może rzeczywiście zostanę dziwką sprzedającą krew?! Bez Dymitra na pewno się stoczę. Kto wie, czy on mimo wszystko nie będzie mi pomagał?
Nagle coś do mnie dotarło: to, że trzymam Dymitra na dystans nie znaczy, że on będzie miał do mnie takie samo podejście. Niewątpliwie byłby zdolny wyruszyć ponownie na samobójczą misję tylko w mojej obronie, z miłości do mnie i zupełnie nie przeszkadzałby mu fakt, że nie jesteśmy już razem.
Zajęłam swoje miejsce w samochodzie.
-O co chodzi, Rose?- spytała zainteresowana Lissa. Mruknęłam pod nosem odpowiedź- najciszej jak umiałam.- Słucham?
-Rose, postanowiła zostać wolnym strzelcem- oznajmił głośno Abe.
-Kim?- zaśmiała się moja przyjaciółka.
-Wolnym strzelcem, niezależną kobietą, panną albo starą panną, eks Bielikowa czy...- już brał wdech kiedy Lissa mu przeszkodziła.
-Kim?!- teraz wychwyciłam w jej głosie złość, a rzadko to się zdarzało.
-Rozstaliśmy się z Dymitrem- powiedziałam wyraźnie.
-Rose się z nim rozstała- sprostował Abe.
Lissa spięła się i jechała w milczeniu aż pod sam szpital. Dopiero, gdy zaczęliśmy wysiadać odezwała się.
-Dymitr usnął- oznajmiła idąc obok mnie do głównego wejścia. Za nami szedł Żmij ze swoją świtą.- Dzwonił do mnie Chris, kiedy robiłaś zakupy- Lissa spojrzała wymownie na torby, które niosłam.- Wejdziesz do niego?
-Tylko jeśli śpi- odpowiedziałam uparcie. Doskonale wiedziałam, co chcę zrobić.
-Powiedz mi jeszcze, czemu go zostawiłaś?- wymówiła to tak cicho, że ledwo dosłyszałam.
-Ponieważ wolałam go zostawić niż stracić- przyznałam.
-A nie pomyślałaś o tym, że możesz go i zostawić, i stracić?- niestety Lissa miała potrafiła znaleźć od razu wielką lukę w moim wielkim, przełomowym planie.- Jaki sens było się rozstawać skoro się kochacie?- wywróciłam oczami- to zdecydowanie nie była rozmowa na szpitalny korytarz.
-Myślałam, że przez to w końcu przestanie mnie kochać.
-Lepiej było z nim o tym porozmawiać- nienawidziłam, kiedy ktoś mówił oczywiste rzeczy, o których ja nie pomyślałam.
-Liss, Rose!- Ozera machał nam z drugiej strony korytarza.
Powoli podeszłyśmy do niego. Spojrzał na mnie wymownie- wiedział już, co się stało, ale zupełnie tego nie skomentował. Objął w pasie Lissę i podał rękę mojemu ojcu.
-Lekarz Bielikowa mnie od niego wypędził, nie miałem prawa dyskutować, ponieważ nie jestem nikim z rodziny. Teraz już można do niego wchodzić, ale wolałem poczekać na was. Poza tym w tym momencie śpi- po małym sprawozdaniu Ozery przebadałam wzrokiem wszystkich obecnych.
-To ja tam wejdę na chwilę- nie czekając na ich reakcję wpadłam do pokoju Dymitra z zakupami dla niego. 

sobota, 21 maja 2016

Rozdział 43

Ostatnie rozdziały są coraz krótsze. Poprawi się to dopiero, gdy akcja choć trochę zwolni i będę mieć więcej czasu. Najprawdopodobniej następny pojawi się szybciej (dziś/ jutro)... Oczywiście dziękuję za wszystkie zbulwersowane komentarze! 
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Co ty robisz?!- wykrzyknęłam.- Kładź się w tej chwili!
Myślałam, że jak odzyska przytomność pisnę z radości, ale wygrał rozsądek. Nie może się przemęczać.
-Rose- szepnął.
Podeszłam do niego i delikatnie chwyciłam go za ramiona popychając na poduszki.
-Nie wolno ci się podnosić- spojrzałam mu w oczy. Były zmęczone, nadal jednak piękne. Wydawało mi się, że już się na nie w życiu napatrzyłam. Myliłam się. Z ogromną siłą uderzyła tęsknota i żal, które wypełniały mnie od paru dni. Położyłam dłonie na jego szyi.
-Dymitr- powiedziałam przez łzy.- Dymitr- powtórzyłam nie dowierzając. Poczułam pod palcami jego kości policzkowe, zarost, miękka skórę.
-Rose- szepnął ponownie.
Wyraźnie chciał przekazać więcej,ale słowa sprawiały mu ból.
-Masz poobijane żebra- powiadomiłam go.- Nawet nie próbuj się odzywać.
Poniósł za to rękę i oparł ją na moim karku. Następnie pociągnął mnie bym się nad nim nachyliła. Nasze twarze dzieliły z trzy centymetry. Dalszy bieg wydarzeń był nieunikniony. Całował mnie delikatnie tak słodko, tak miękko. Było mi mało, więc pogłębiłam pocałunek. Dymitr przystał na to z chęcią.
Odsunęłam się zdając sobie sprawę, że nie możemy tego robić. On dlatego, że ledwo oddycha, a ja, ponieważ niedługo złamię mu serce.
Uśmiechnęłam się do niego przez łzy, które zaczął mi wycierać kciukiem. Następnie zrobił coś, czego się nie spodziewałam. Uniósł drugą, zaciśniętą dłoń na wysokości moich oczu, kiedy ją otworzył serce mi stanęło. Leżał na niej mój pierścionek zaręczynowy.
-Ja- wydukałam po dłuższej chwili, ale zamknęłam usta. Jak mam mu to powiedzieć?! Nie chciałam tego robić tak szybko. Ledwo się wybudził.
-Miałem ciebie- powiedział. Wpatrywałam się w niego z zachwytem mimo słów, które wymawiał. Mówił cicho, a jego głos wydawał się niższy. Za długo go nie słyszałam.- Czas przeszły.
Zrozumiałam, o co mu chodzi. W jego śnie powiedziałam, że przed wyjazdem miał mnie- i to była prawda. Jednak nie oznajmiłam tego ze świadomością, że jak się zobaczymy przyjdzie mi go zostawić.
-Nie o to mi wtedy chodziło- broniłam się.
-Dopiero teraz?- spytał poważnie z widocznym bólem w oczach, nie wiedziałam czy to przez mnie, czy żebra. Kiwnęłam głową.
-Musimy...- zaczęłam z trudem.- Musimy się rozstać- wyrzuciłam z siebie.
-Nic nie musimy- Dymitr był niezwykle opanowany.
-Masz rację, ale powinniśmy- zamknęłam oczy prostując się.- Ja tego chcę- otworzyłam je.
Patrzył na mnie skupiony. Sięgnęłam po fałszywy argument, jedyny,który mógł go przekonać. Dymitr nigdy nie chciał mnie do niczego zmuszać. Wstałam, licząc, że to koniec. Utrudniał mi fakt, że się odezwał. Łatwiej byłoby mi go zostawić, gdyby nic nie mówił. Okropne, ale prawdziwe.
Byłam w połowie drogi do drzwi, kiedy usłyszałam jakieś dźwięki dochodzące z łóżka. Ciekawość wygrała i odwróciłam się.
-Co ty robisz?!- wrzasnęłam.
Oderwał dreny i różne kabelki do których był podłączony. Następnie szybko wstał. Zobaczyłam teraz, że ubrany był w czarną koszulkę i spodnie od piżamy.
-Daje ci kolejną lekcję- powiedział pewnie.- Kochasz mnie?
Nie mogłam patrzeć na niego kłamiąc. Jedna odpowiedź była prawidłowa i oboje doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę.
Dymitr podszedł do mnie zdecydowanie i chwycił moją twarz w dłonie. Nie byłam zdolna do jakiegokolwiek ruchu. Zdziwiła mnie siła i pewność, która od niego emanowała. Przysunął się i przycisnął swoje usta do moich. Miękkie, ciepłe wargi, delikatny dotyk jego silnej dłoni... Zatraciłam się w tym pocałunku. To co przeżyliśmy w jego śnie było tylko namiastką tego, co czułam teraz. Zdawałam sobie sprawę, że muszę przerwać. Poczułam łzę na policzku, którą on starł w pośpiechu ciągle mnie całując. Jakby nie chciał jej widzieć. Odsunęłam się od niego.
-Ale już nie chcę- odpowiedziałam.- Abe z Lissą i Christianem zajrzą pewnie dzisiaj do ciebie.
Nie patrząc na niego wyszłam szybko. Przebiegłam na drugą stronę korytarza i zawołałam pielęgniarkę. Przyznałam, że Dymitr odłączył się od aparatury. Dopiero kiedy zobaczyłam jak kobieta wchodzi do jego sali opuściłam szpital.
Tyle razem przeszliśmy, doskonale się znaliśmy, a jednak nie potrafiłam się z nim dobrze rozstać. Może właśnie dlatego... I czy istnieje coś takiego jak "dobre rozstanie"?! Jeśli tak, to ja nigdy nie miałam do tego talentu. Zostawiłam Masona, który niedługo potem zginął. Zostawiłam Adriana, mówiąc, że kocham go jak przyjaciela, że jest dla mnie ważny, ale nieodpowiedni. I zostawiłam Dymitra... Moją bratnią duszę, którą kocham całym sercem nietylko jak przyjaciela, jak ukochanego, jak najbliższą osobę, z którą chce się iść przez życie. Przynajmniej nie powiedziałam mu na koniec, że dalej go kocham. Sprytnie udało mi się uniknąć odpowiedzi.
Uświadomiłam sobie coś jeszcze- albo Dymitr, albo nikt. Z nikim innym nie chcę się budzić, nikogo innego nie chcę całować, z nikim innym nie chcę się kochać. W moim życiu był tylko on i to on pozostanie teraz wspomnieniem.
Wiedziałam, że ten stan będzie dla niego lepszy- choćby wypierał to sobie z głowy.
Szłam nieznaną ulicą. Nawet nie wiedziałam w jakim jestem mieście. W głowie dudniło mi jedynie: Dymitr, Dymitr. Wyobraźnia podsunęła mi ciemne oczy pełne dobroci, silne ramię, które mnie obejmowało i nagi tors. Pamiętam doskonale jak budziłam się na piersi Dymitra, ale lepiej pamiętam, co wtedy czułam... Byłam bezpieczna, kochana. Przy nim stawałam się inną Rose. Chciałam, żeby widział mnie lepszą.
Obserwowałam jego codzienne czynności, jak pobudka, mycie zębów, jedzenie posiłków,
czytanie westernów i to podczas naszego związku było piękne. Mogłam i chciałam uczestniczyć we wszystkim, co robił. Pozwalał mi na to. Dymitr miał anielską cierpliwość.
Głośno dzwoniący telefon przerwał moje rozmyślania. Staruszek...
-Proszę?- spytałam pozbawiona optymizmu.
-Gdzie ty jesteś?!- wykrzyknął.- Mów w tej chwili!
-Spokojnie Staruszku. Wyszłam ze szpitala i idę prostą, długą ulicą, która do niego prowadzi- westchnęłam głęboko.- Dymitr ci powiedział, że...
-Zadzwonili ze szpitala powiadamiając, że wyszłaś- przerwał mi Abe.- A teraz wracaj w tam, jadę po ciebie.
Musiał być mocno zdenerwowany. Przystałam na jego propozycję- z resztą nie miałam wyboru. Zawróciłam. Zdziwiło mnie jak daleko zaszłam. Przyspieszyłam by ojciec nie musiał na mnie czekać, a i tak droga zajęła mi dwadzieścia minut. Samochód Abe'a już stał na parkingu. Wsiadłam i opadłam na miejsce obok niego. Przyglądał mi się zaciekawiony.
-Powiesz coś?- odparł po dłuższej chwili milczenia.- Jak on się czuje? Czy czegoś potrzebuje? Za ile tu wracasz?
Żmij przejmujący się Dymitrem, kto by pomyślał?! Potarłam dłonią czoło.
-Pewnie źle się czuje, potrzebuje wielu rzeczy i nie wracam do niego dzisiaj.
-Zabronili ci odwiedzin?!- zdziwił się.- Załatwię to, dwa telefony i po kłopocie- zaczął się nakręcać, musiałam go szybko uspokoić.
-To moja decyzja. Nie chcę tam wracać, ale powiedziałam Dymitrowi, że wpadniesz do niego z Lissą i Christianem. Pojedźmy do jakiegoś sklepu i kupmy rzeczy, które przydadzą mu się w szpitalu- doskonale wiedziałam, co to będzie, choć sam Dymitr pewnie uważał, że niczego nie potrzebuje.
Abe patrzył na mnie jakby badał jakiś rzadki okaz. Odezwał się w końcu zapewne zrezygnowany, że sam nie potrafi odgadnąć do czego doszło między mną, a Dymitrem.
-Co się stało, że nie chcesz go odwiedzić? Myślałem, że siłą będę cię od niego odciągać.
-Rozstaliśmy się- odparłam najbardziej neutralnie jak potrafiłam.
-Co zrobiliście?!- pierwszy raz widziałam takie zaskoczenie na jego twarzy i to pomieszane z zawodem. Jakby jego ulubiony bohater serialu podjął jakąś niemądrą decyzję.
-Dymitr nie jest już moim narzeczonym- powiedziałam wyraźnie unosząc rękę, na której do niedawna miałam pierścionek. 

czwartek, 19 maja 2016

Rozdział 42

W pokoju było ciemniej niż na korytarzu. Na środku pomieszczenia stało łóżko. Wielka aparatura wokół niego wydawała jedyne dźwięki, które teraz do mnie docierały. Powoli podeszłam.
Wybuchnęłam płaczem. To był zdecydowanie mój Dymitr. Spod kołdry wystawały jedynie twarz i ręce. Był przeraźliwie blady. Nie jak strzygi czy moroje- jak dampir, 
z którego ulatuje życie. Wiedziałam, że normalnie jego skóra jest w kolorze mojej- śniada, ciepła, kojarząca się ze słońcem.
Powoli wyciągnęłam dłoń w kierunku jego twarz. Odgarnęłam z niej niesforne kosmyki włosów. Trzymałam je przez chwilę między palcami. Następnie przeniosłam dłoń na jego policzek. Był zimniejszy niż zwykle. Uspokoiłam się myślą, że zwykle dotykałam go gdy był rozgrzany. Dodatkowo miałam pewność, że żyje. Cały ten skomplikowany sprzęt o tym mnie zapewniał. Dymitr nie golił się od kilku dni- pewnie odkąd wyjechał. Przeniosłam palce na jego usta. Nie były suche jak moje. Nadal były miękkie, co mocno mnie zdziwiło. Nachyliłam się i pocałowałam go w czoło.
-Wracaj- szepnęłam opierając policzek na jego policzku.- Jeszcze odpoczniesz jak się wybudzisz. Jestem tego pewna. Aż będziesz miał dość leżenia- poczułam jak moja łza spływa na jego twarz.
Starłam ją delikatnie. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Mimo tylu obrażeń jego twarz wyglądała idealnie. Przeniosłam wzrok na ręce z podłączonymi do aparatury rurkami. Były całe posiniaczone. Nie powstały na skutek lekkich uderzeń. Były fioletowe i zielone, najgorzej wyglądały nadgarstki. Wokół nich miał bandaże, ale i tak wystawały spod nich rany. Łzy płynęły mi z oczu w szkolnym tempie. Najdelikatniej jak mogłam dotknęłam jego dłoni, zaplotłam jego palce z moimi.
-Co ja ci zrobiłam?- szlochałam.
Miałam wrażenie, że czas stanął w miejscu, a prawda była taka, że od dłuższej chwili kompletnie nic się nie zmieniało. Dostawiłam sobie cholernie niewygodne krzesło do łóżka Dymitra, trzymałam go za rękę, a on nadal nieprzytomny leżał w tej samej pozycji.
Zauważyłam czemu podczas snu miał zabandażowane dłonie. Po ich zewnętrznej stronie miał cztery głębokie rany, jakby ktoś wbił w nie pazury. Głaskałam je lekko.
Wiem, że Dymitr potrafi być groźny, niebezpieczny i bezlitosny- ale jako przeciwnik. Dla mnie jest pełnym ciepła, miłości i dobroci mężczyzną, dlatego nigdy nie powinna go spotkać taka krzywda.
-Powinna pani odpocząć- usłyszałam za plecami głos lekarza Dymitra.- Siedzi tu pani wiele godzin. Jest już późno.
Mimo, że był to brak taktu nie odrywałam wzroku do ukochanego. Rozumiałam, że musiałam stąd wyjść, ale nie przyjmowałam tego do wiadomości.
-Może mi pan powiedzieć, ile już tutaj leży?- spytałam.
-W nocy go tu przywieźli. Jego stan był krytyczny. Teraz jest stabilny, ale było źle. Leży dokładnie w tym miejscu od jakiś piętnastu godzin- wysłyszałam współczucie w głosie mężczyzny.- Biorąc pod uwagę jego formę powinien wybudzić się wciągu najbliższej doby od ustabilizowania funkcji życiowych.
-Niecałe dziesięć godzin- szepnęłam.
Pomyślałam z goryczą, że jak się wybudzi należałoby się z nim rozstać. Wolałam, żeby został w tym stanie dłużej, choć wiedziałam, że to złe. Nie byłam gotowa go zostawić, choć czułam, że powinnam to zrobić. Dać mu spokój i pozwolić żyć. Zdjąć z niego ten ciężar i mimo, że zapewniał, że to nieprawda, rozstając się uniknąłby największego problemu- mnie.
A jednak patrząc na niego nie potrafiłam zapomnieć o uczuciu, którym go darzę, o jego rodzinie, naszych wspólnych chwilach: treningach, porankach, kłótniach, rozmowach, czułościach.
-Przecież się nie zmęczyłam przez ten czas, żeby odpoczywać- powiedziałam wyraźnie, licząc, że lekarz pozwoli mi zostać.- Nie chcę stąd wychodzić.
Spojrzałam na spokojną twarz Dymitra- zdecydowanie nie chcę.
-Może pani zostać- uspokoił mnie mężczyzna.- Za panią jest fotel. Proszę się zdrzemnąć. Obiecuję pani, że pan Bielikow nie ucieknie.
-A co z moim ojcem?- spytałam zerkając na lekarza.- Panu też przydałaby się drzemka- po nim zdecydowanie można było zauważyć, że minęło sporo czasu odkąd tu weszłam. Lekarz uśmiechnął się lekko.
-Kończę już pracę- usprawiedliwił się.- Pan Mazur zostawił kartkę z jakąś wiadomością.
Przyjęłam ją z wdzięcznością. Staruszek spodziewał się, że zechcę zostać. Wyszedł ze szpitala i prosił bym dzwoniła, gdy tylko będę czegoś potrzebować.
-Dziękuję- powiedziałam cicho.
-Dobranoc pani Bielikow- spojrzałam na niego zszokowana.- Przepraszam- dodał szybko.- Zapomniałem, że nie jest pani żoną. Najmocniej przepraszam- machnęłam ręką.
-Hathaway- odparłam tylko.
-Dobranoc pani Hathaway- lekarz wyszedł w popłochu.
Spojrzałam na Dymitra i pokręciłam głową. Z żalem pomyślałam, że ktoś inny będzie panią Bielikow. Nachyliłam się nad ukochanym i cmoknęłam go w blady policzek.
-Dobranoc kochanie- szepnęłam przy tym.
Następnie oddaliłam się na fotel. Było mi potwornie niewygodnie i zimno, ale nie chciałam być nigdzie indziej. Nie odrywałam wzroku od jego nieruchomej sylwetki. Wiele razy leżałam w szpitalu. Teraz byłam na miejscu Dymitra-zdarzyło mu się czekać na to aż się wybudzę. Rozumiałam już jakie to ciężkie przeżycie.
Miałam czas, żeby pomyśleć, co chcę mu powiedzieć przed rozstaniem. Naszła mnie myśl by po prostu wyjść. Skarciłam się w duchu. Zasługiwał na lepsze pożegnanie. Na jakieś wytłumaczenie po tym, co razem przeszliśmy.
Głośno zaburczało mi w brzuchu. Nic dzisiaj nie jadłam, jak wczoraj, a przedwczoraj tylko śniadanie. Czułam się słaba. Przypomniałam sobie, że Christian przywiózł mi jakiś posiłek, którego nie zdążyłam zjeść. Zaczęłam żałować, że tak się stało.
Zamknęłam oczy. Przypomniała mi się sytuacja, gdy leżałam w szkolnej klinice, po tym jak wyjechaliśmy z Akademii na zakupy. Pamiętam jak Dymitr podawał mi prezenty. Wtedy dostałam od niego błyszczyk i wisiorek od Daszkowa. Pierwszy raz pod wpływem emocji przytuliłam go. Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie uczucia jakie mnie ogarnęło, gdy ten strażnik zwany bogiem położył mi ręce na plecach. 
***
Chyba usnęłam. Nie śniło mi się nic złego. Nie odwiedziła mnie ani Sonia, ani Lissa czy Adrian. Nawet nie pamiętam, co mi się śniło.
Otworzyłam oczy. Cholerny szpital! W pomieszczeniu było już jasno. Musiałam spać minimum siedem godzin. Pewnie dlatego, że byłam spokojna- wiedziałam już, gdzie jest Dymitr. Dymitr... Wstałam szybko z fotela i podeszłam do krzesła. Usiadłam na nim i pochyliłam się nad jego twarzą. Odgarnęłam mu włosy za ucho.
-Dzień dobry, towarzyszu- powiedziałam łapiąc go za rękę.
I wtedy to usłyszałam. Szybsze bicie jego serca. Dokładnie widziałam to na aparaturze. Jakby mnie usłyszał. Zaśmiałam się przez łzy spoglądając na nasze dłonie. Uśmiech natychmiast zniknął mi z twarzy. Pierścionek zaręczynowy. Zdjęłam go i położyłam na szafce obok jego łóżka. Kiedyś zrozumie- tłumaczyłam sobie.
Wstałam i wyszłam na korytarz. Dalej płacząc ruszyłam do najbliższej recepcji. Siedziała tam otyła starsza kobieta z ciepłym uśmiechem.
-Pomóc ci w czymś, skarbie?- spytała na przywitanie.
Pomyślałam, że musi być dobrą babcią.
-Wie pani, kiedy będzie doktor- szukałam w pamięci nazwiska- Wood?
-Za jakąś godzinę- odpowiedziała uprzejmie.
-A co zrobić, gdyby jego pacjent się obudził?
-Przyjść do mnie, a ja wezwę pielęgniarkę. Proszę- powiedziała podając mi butelkę wody i paczkę chusteczek.
W podziękowaniu kiwnęłam głową i odwróciłam się. Pewnie weszłam do pomieszczenia.

Gwałtownie wciągnęłam powietrze, kiedy zauważyłam, że Dymitr siedzi na łóżku. 

wtorek, 17 maja 2016

Rozdział 41

Dzięki, że ostatnio tyle osób komentuje! A w odpowiedzi...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Myślałam, że najgorszy był brak świadomości, co dzieje się z Dymitrem. Myliłam się- gorsza była świadomość, że coś mu się stało. Zgięłam się w pół.
-Rose! Co się dzieje?!- Abe dopadł do mnie ze strachem w oczach.
-On musi żyć- szepnęłam.
-Słucham?- ojciec pochylił się nade mną.
-On musi żyć!- wykrzyknęłam.
Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Przeszywający ból dotarł do serca. Zaczęłam płakać.
-Rose,- słyszałam, że Abe mocno się bał- jeszcze parę godzin temu żył. Jego stan był krytyczny, ale żył.
Żył...Podniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy.
-Teraz też żyje?!- spytałam z nadzieją. Nie poznałam własnego, spanikowanego głosu.
-Nie mogę tego potwierdzić. Jego stan pogarszał się podczas mojej podróży do ciebie. Nie ma z nim kontaktu, jest nieprzytomny. Podczas ostatniej rozmowy telefonicznej powiedział mi jednak, że jak tylko dowiem się, gdzie przebywa mam cię tam zawieść. Dowiedziałem się jakiś czas temu.
Wstałam szybko i otworzyłam szafę. Liczył się tylko Dymitr. Założyłam swój strój strażniczki: biała koszula, czarne spodnie i marynarka. Ubrana wybiegłam z łazienki.
-Mogę jechać!- wykrzyknęłam.
Abe miał skrzyżowane ręce na piersi i przyglądał mi się sceptycznie.
-Idę na dół, a ty pożegnaj się z nimi- wskazał drzwi pomiędzy pokojem moim, a Lissy.
Wbiegłam do sąsiedniego pokoju.
-Jadę do...- zaczęłam krzyczeć od progu.
-Wiemy!- zawołali zgodnie.
Siedzieli na łóżku i przeglądali jakąś książkę. Lissa wstała i objęła mnie mocno.
-Zadzwoń jak czegoś będziesz potrzebować. Zostaną z nami strażnicy pana Mazura i Chrisa. Opiekuj się nim- mrugnęła i popchnęła mnie lekko do drzwi.
Podziękowałam i pobiegłam za ojcem. Po reakcji przyjaciółki domyśliłam się, że Abe nie powiadomił jej w jakim Dymitr jest stanie- inaczej byłaby przejęta jak ja.
Wypadłam z akademika nie zwracając uwagi na osobę siedzącą w recepcji. Moje czarne ubrania działały na południowe słońce jak magnes. Jednak to tylko zmotywowało mnie do przyspieszenia. Po chwili opadłam na tylne siedzenie obok Staruszka. Pojazd ruszył z piskiem opon.
-Gdzie jest Dymitr?- spytałam.
-W szpitalu, kawał drogi stąd. Nie wiem jeszcze jak tam trafił- odpowiadał spokojnie Abe.
-Na razie nieistotne, co mu jest?- oczy ponownie zaczęły mi się szklić.
-Krwotok wewnętrzny, wstrząs mózgu, poobijane żebra- wzdrygnęłam się na te słowa. Staruszek mówił przekrzywiając głowę.- Rozmawiałem z nim przedwczoraj. Jak ci wcześniej wspomniałem poprosił mnie, żebym cię do niego przywiózł gdziekolwiek to będzie. Nie prosił mnie wcześniej o nic- ojciec odpłynął myślami.
Najchętniej bym się teleportowała do celu naszej podróży. Niestety pozostało mi czekać. Czas dłużył się niezmiernie. Stwierdziłam, że skoro jestem skazana na Abe'a albo on na mnie- to trzeba wykorzystać sytuację.
-Jak to się stało?- zetknęłam za okno pytając o to.- Czemu miałeś z nim kontakt? Dlaczego udzielaliście sobie informacji?!
-Zadzwonił do mnie przyznając, że coś nie daje mu spokoju. Mówił, że Królowa szukała Doru albo choćby Avery, ale ich nie znaleźli i zrezygnowali. W moich ludzi nie wątpił. I słusznie. Szybko znaleźli dziewczynę. Bielikow powiedział mi jaki ma plan- tak na marginesie bardzo mi się spodobał, ale odmówił bym go sfinansował. Dzisiaj wiem, że nie wszystko poszło po jego myśli skoro skończył ledwo żywy w szpitalu.
-Ledwo...- powtórzyłam cicho kręcąc głową.
Męczyła mnie myśl, co takiego się wydarzyło. Dymitra nie skrzywdziłaby w ten sposób byle strzyga. Oczywiste było, że spotkało go coś poważnego. Odwróciłam się do okna i poczułam zimne łzy na policzkach.
Gdyby Dymitr został w Allentown nic takiego nie miałoby miejsca. Byłby bezpieczny- przynajmniej o wiele bardziej niż podczas tej szalonej wyprawy. Ta krzywda spotkała go tylko przeze mnie. Byłam za to odpowiedzialna- ta świadomość mocno mnie dobijała. Dotarło do mnie, że uczucie, którym darzymy się z Dymitrem jest toksyczne. Miłość nie powinna krzywdzić, a nasza właśnie to doskonale potrafi.
Dymitr to młody, przystojny, pełen pasji i życia mężczyzna. Znalazł sobie jednak nieodpowiednią partnerkę. Kocham go bardzo, ale na niego nie zasługuję. Trzeba go ratować jak najszybciej. Nie od Doru, Avery czy strzyg. Należy go wyleczyć ze mnie. Na początku nie zrozumie, sama czułabym nieznośny ból na jego miejscu. Popatrzy na to inaczej, gdy dożyje pięćdziesiątki z kobietą, która dam mu dzieci albo z jakąś strażniczką! Byleby był szczęśliwy i żył dłużej niż trzydzieści lat.
Nie potrafię sobie wyobrazić, że budzi się obok kogoś innego, że z kimś innym się całuje i dzieli proste, codzienne czynności. Ta wizja również rani, ale zdecydowanie mniej niż zastanawianie się czy w ogóle żyje.
-Rose?- odwróciłam się słysząc głos Abe'a. Drzwi po jego stronie były już otwarte, a on zbierał się do wstania.- Wyjdź jak będziesz gotowa.
Kiwnęłam głową i natychmiast wysiadłam. Przetarłam szybko łzy, które utworzyły już strużki na mojej twarzy. Nie przejmowałam się nimi zbytnio- i bez nich wyglądałam żałośnie.
Staruszek szedł obok mnie zdecydowanym krokiem. Za nami podążali dwaj strażnicy- mimo popołudnia. Zagrożenie wydawało się zerowe.
Weszliśmy do środka. Szpital nigdy nie kojarzy mi się dobrze: igły, sterylność jak w celi więziennej. Wiem, co mówię, sama przecież niesłusznie siedziałam.
Podeszliśmy do sporej recepcji. Jakaś uprzejma kobieta powiedziała nam jaki labirynt korytarzy musimy pokonać by znaleźć "pana Bielikowa". Zrezygnowana poszłam we wskazanym kierunku. Najchętniej bym pobiegła i upewniła się, że może być lepiej, że już tak jest.
Abe był dziwny... Jak na siebie. Nie dogadywał, nie używał złośliwości- szedł cicho. Jak na niego to nawet ubrał się przeciętnie! Miał granatowy kapelusz i garnitur, a do tego biała koszula, czarne buty i szalik.
-Państwo są kimś z rodziny?- już drugi raz słyszałam to pytanie.
-Czy wyglądałabym w ten sposób, gdybym go nie znała?!- odparłam z oburzeniem.- Jestem narzeczoną- dodałam by się nie czepiał.
-Doktor Wood- mężczyzna wyciągnął do mnie dłoń.- Pan Bielikow ma się już lepiej. Krwotok został zatrzymany, a jak się okazało żadne żebro nie zostało złamane. Choć trzy są poobijane. Dalej jest nieprzytomny, nie wiemy ile to potrwa. Należy pamiętać, że to kwestia organizmu. Można go jednak pani odwiedzić. A pan to?- lekarz skierował wzrok ma Staruszka.
-Ojciec narzeczonej. Poczekam na nią. Nie muszę wchodzić.
Po tych słowach mężczyzna zaprowadził mnie pod drzwi pomieszczenia, w którym leżał Dymitr.
-Zostawię panią samą- byłam mu wdzięczna za te słowa.
Weszłam i zamknęłam za sobą.

niedziela, 15 maja 2016

Rozdział 40

Bardzo dziękuję za miłe, motywujące komentarze!
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Jak?- wydukałam niewyraźnie.
-Musimy się pospieszyć. Dymitr teraz śpi, ale zaraz się obudzi. Podsunę cię do jego snu-  Sonia czekała na moją reakcję. Rzuciłam się jej na szyję. Byłam taka wdzięczna!
-Co mam robić?- spytałam oczekując rady.
-Nie zdziw się, ale wejdziesz w środek jakiejś sytuacji. Dymitr będzie wyglądał dokładnie jak wygląda podczas snu. Chodzi mi o strój, jakieś zmiany w wyglądzie. Niech cię to nie zdziwi. Gotowa?- pokiwałam głową- Masz z dziesięć minut, żeby się napatrzeć.
Chwyciła mnie za dłoń. Zamknęłam oczy, gdy je otworzyłam siedziałam w samochodzie na przednim siedzeniu pasażera. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Dymitr usiadł na miejscu kierowcy. Przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył.
Chłonęłam jego widok. Miał związane włosy, skupiony nie odrywał wzroku od drogi. Rzuciły mi się w oczy jego dłonie. Miał je przewiązane bandażami nasiąkniętymi krwią- co mu się stało?! Powoli wyciągnęłam dłoń w jego kierunku i położyłam ją na karku delikatnie go smyrając. Pod palcami poczułam miękką i ciepłą skórę. Obrócił głowę w moją stronę.
-Rose!- wykrzyknął przy tym.- Co ty tu robisz?!
Cholera! Nie wiedziałam, że nie mogę go dotknąć. Starałam się zachować zimną krew.
-Śnię ci się, Towarzyszu- powiedziałam zalotnie.
-Ty mi się od jakiegoś czasu nie śnisz, mówiłem ci już o tym- znowu cholera, ma rację!
-Chciałam cię zobaczyć- przejechałam mu dłonią po policzku.- Jak się czujesz?
-Rose! Uciekaj stąd szybko.
Zauważyłam, że nie jedziemy już samochodem, Dymitr musiał zahamować. Przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam łapczywie. Następnie wtuliłam twarz w jego. Czułam na policzku jego nos. Trochę niezdarnie podniosłam się i wdrapałam na jego kolana siadając na nich okrakiem. Położyłam dłonie na jego torsie i przejechałam nimi. Dymitr gwałtownie wciągnął powietrze. Spojrzałam na niego lekko przekrzywiając głowę- coś go zabolało. Następnie szybko uniosłam jego koszulkę. Na wysokości brzucha, na prawym boku miał głęboką ranę. Zrobiło mi się słabo.
-Dymitr!- krzyknęłam wystraszona.
-Ciii- zaczął wycierać kciukami moje bezwiednie płynące łzy.
-Masz do mnie wrócić. Rozumiesz!- mówiłam patrząc w jego oczy. Głos mi drżał.
-Nie teraz- odparł cicho.
-To nie było pytanie! Co ci się stało do cholery?! Bardzo boli?! Gdzie ty jesteś?!- łzy prawie całkowicie przysłaniały mi jego piękną twahrz.
-Rose- przytulił mnie do swojej klatki piersiowej i głaskał po włosach.- Proszę cię, uspokój się- pokręciłam głową.- Rose- słyszałam w jego głosie błaganie.- Jestem daleko. Rany nie bolą tak bardzo jakby się wydawało. Najgorsza jest świadomość, że jesteś taki kawał drogi stąd,że źle się czujesz. To najbardziej boli.
-To wróć do mnie idioto!- uderzyłam go otwartą dłonią w pierś.
-Nie mogę!-wykrzyknął z bólem.- Nie rób mi tego, Rose. Nie zmuszaj do powrotu.
-Kiepska ze mnie narzeczona skoro ode mnie uciekasz- prychnęłam przez łzy.
Dymitr uniósł delikatnie moją twarz i zaczął scałowywać z niej te przeklęte słone krople. Dotyk jego ust był niezwykle subtelny. Miałam wrażenie, że mocniej zaczęłam płakać.
-Kocham cię- Dymitr mówiąc to wtulił twarz w moją szyję i łaskotał mnie nosem.- Strasznie tęsknię. Nie znałem wcześniej siły tego uczucia. Nigdy nie brakowało mi domu rodzinnego aż tak mocno jak brakuje mi ciebie.
-Czemu odszedłeś?!- jęknęłam.
-Chcę to ciągłe przeszkadzanie nam zakończyć. Być pewny tego, co mam.
-Przed tym wyjazdem miałeś mnie. To ci nie wystarczyło?- podpuszczałam go, ale nie dbałam o to, chciałam go przekonać do powrotu.
-Miałem...?- nie dokończył tego zdania, jakby obawiał się tego stwierdzenia.
Patrzyłam na niego z bólem. Jakby był czymś nieosiągalnym.
-Długo cię jeszcze nie będzie?- spytałam skupiona na swoich dłoniach.
-Dzisiaj wszystko załatwię- powiedział poważnie.
Uniosłam głowę. Zrozumiałam jasny przekaz: dzisiaj może zginąć. Niemalże rzuciłam się na niego. Przycisnęłam usta do jego warg. Odwzajemnił pocałunek obejmując mnie mocno w pasie i przyciskając do siebie. Oparłam ręce na jego klatce piersiowej. Nie przerywając pocałunku Dymitr odchylił fotel do tyłu. Teraz niemalże na nim leżałam. Rozpuściłam mu włosy drugą dłonią błądząc po jego ciele.
-Brakuje mi ciebie- wysapałam.- Twoim głównym celem ma być przeżycie. Obiecaj mi to.
Patrzył na mnie z powagą.- Zrób to dla mnie.
Czułam jego dłonie pod moją koszulką od piżamy. Przeszedł mnie dreszcz, ale nie na tym się skupiałam chciałam uzyskać odpowiedź. Oczekiwałam tylko jednej.
-Zgoda- szepnął.
Położyłam się na nim. Na fotelu samochodowym było mało miejsca, ale nie narzekałam. Dymitr objął mnie ramieniem, żebym się nie zsunęła.
-Jeśli- zaczął, a ja zacisnęłam powieki- coś mi się stanie...
-Nie- przerwałam mu przykładając palec do jego ust.- Pozwól mi cię zapamiętać takim, jakim cię widziałam przez ostatni rok- spojrzał na mnie nie rozumiejąc.- Silnym, odważnym, nieugiętym, dobrym.
Ucałował mój palec, a następnie zaplótł nasze dłonie. Poczułam bandaż między palcami, ale nie chciałam poruszać tego tematu. Leżąc i słuchając rytmu jego serca zaczęłam usypiać. Miałam wrażenie, że usypiam. Chyba to w końcu nastąpiło, ale z odwrotnym skutkiem- obudziłam się.
Musiałam długo spać. W pokoju było już ciemno. Wstałam na moment by zobaczyć, co robi Lissa- spała, więc wróciłam do łóżka.
Byłam strasznie przygnębiona. Pomimo, że zobaczyłam Dymitra miałam świadomość, że jest daleko i nadal coś mu grozi. Dzisiaj miał zrealizować cel swojej wyprawy, a już był osłabiony. Nawet nie wytłumaczył mi, czemu ma rany.Były dość poważne, nigdy go z takimi nie widziałam- ody dwie dłonie krwawiły mocno, a na boku rana wydawała się bardzo głęboka. Jedyne z czego mogłam czerpać satysfakcję, to ze świadomości,że koszmar senny wywołany przez Avery musiał być fikcją.
***
-Rose! Wstawaj!
Był już ranek. Siedziałam przy biurku i patrzyłam tępo przed siebie. Lissa wstała już z łóżka i słyszałam jak zmierza do mojego pokoju. Pewnie myślała, że jeszcze śpię, ale nie mogłam. Wczoraj w nocy rozmawiałam z Dymitrem. Powiedział mi, że właśnie wczoraj miał wszystko załatwić, cokolwiek planował. Jeżeli był w Rosji- jak przypuszczałyśmy z Lissą, to najprawdopodobniej teraz jest u niego noc. Wobec tego szybko powinien wracać. Jednak słuch o nim zaginął. Dręczyły mnie myśli, że coś poszło nie tak...
-O! Nie śpisz- Lissa stała w progu pokoju.- Myślisz o strażniku Bielikowie?- kiwnęłam głową w odpowiedzi.
Poprzedniego poranka sytuacja wyglądała identycznie. Lissa wstaje myśląc, że śpię. Dziwi się, że jest inaczej szykuje się na wykład, przychodzi po nią kolega- strażnik i wychodzi. Z tą tylko różnicą, że dzisiaj jest sobota. Moja przyjaciółka biegała po pokoju czekając na Christiana, co mocniej mnie dobijało.
Usłyszałam pukanie do drzwi pokoju Lissy, a następnie jej pisk.
-Christian!- i cmok.
Wywróciłam oczami. Powinnam cieszyć się, że ktoś na tym świecie jest szczęśliwy, ale nic nie poradzę na to, że to wbrew mojej woli.
Dymitr... Tylko czekałam aż się odezwie. Najgorszy jest brak świadomości, co się z nim dzieje.
-Co z Rose?- usłyszałam szept moroja.
-Chodź Ozera sam zobacz!- krzyknęłam.
Po chwili wszedł do mojego pokoju. Czekałam na jakiś złośliwy komentarz, którego nie miałabym siły przyjąć.
-Bielikow jest idiotą, gdyby wiedział, co ci zrobi nie zostawiłby cię samej- odparł cicho, kręcąc głową. Podszedł do mojego krzesła.
Zasłonił mi go łzy w oczach. Przytuliłam się do niego. Poczułam się jakbym miała brata. Zaskoczył go mój gest, ale odwzajemnił uścisk. Christian potrafił mnie zrozumieć w trudnych sytuacjach.
-Gdybym wiedział, co planuje nie pozwoliłbym mu wziąć wolnego.
-Wiem- usłyszałam swój zmęczony głos.- Dziękuję.
Moroj odsunął mnie na odległość ramion.
-Powiedz mi Hathaway: co robiłaś wczoraj?- uniósł brwi czekając na odpowiedź.
Jęknęłam zrezygnowana.
-Spałam, płakałam i siedziałam- przyznałam niechętnie.
-Najgorsze jest, że to był twój szczegółowy plan. Od wczoraj nic nie przełknęłaś, dlatego mam coś dla ciebie w pokoju obok,ale najpierw się umyj- tego też wczoraj nie zrobiłaś.
Cieszyło mnie,że zachowywał się w taki sposób. Troszczył się o mnie, ale nie użalał się nade mną- od tego byłam ja!
W momencie, kiedy wrócił do Lissy, ruszyłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Nigdy nie widziałam się w takim stanie. Oczy miałam podkrążone i zaczerwienione. Wargi były wysuszone na wiór. Mimo wielu godzin snu wyglądałam na wykończoną. Umyłam zęby i twarz, ale nie poprawiło to mojego wyglądu- jedynie rozczesanie włosów dało rezultaty. Usłyszałam za zamkniętymi drzwiami jakieś głośne rozmowy. Pewnie Lissa kłóci się z Christianem. Nie miałam zamiaru dokładać sobie jeszcze ich problemów. Chciałam to spokojnie przeczekać, ale ktoś zaczął dobijać się do drzwi łazienki. Wywróciłam oczami.
-Rose?!- dotarł do mnie głos Staruszka. Zmarszczyłam czoło. Nie, to nie było możliwe.- Wychodź, inaczej użyję własnych sposobów, żeby cię wyciągnąć- to był zdecydowanie on. Stanęłam w drzwiach łazienki- Cholera, co ci się stało?!
Westchnęłam głęboko i machnęłam ręką.
-Daj spokój, Staruszku- wyminęłam go.
Potrząsnął głową by się otrzeźwić.
-Przebieraj się, za dziesięć minut chce cię widzieć na dole, w moim samochodzie- odparł poważnie.
-Nigdzie nie jadę, pewnie wiesz, co się dzieje- miałeś kontakt z Dymitrem. Nie mam ochoty na żadne wycieczki- pomyślałam, że mam ochotę spać i zapomnieć o rzeczywistości.
-Nie obchodzi mnie twoje zdanie. Jestem tu, żeby wypełnić ostatnią wolę Bielikowa. Chyba. 

piątek, 13 maja 2016

Rozdział 39

Spojrzałam na zegar. Mam dziesięć minut. Stanęłam przed lustrem i poprawiłam włosy. Uśmiechnęłam się pod nosem- Dymitrowi powinnam się spodobać. Pewnie już na mnie czeka. Mam nadzieję, że uda mi się wyjść niezauważalnie.
Lissa miała siedzieć z Christianem na poddaszu kaplicy, więc nie będę się o nią martwić.
Rozejrzałam się po pokoju. Ładnie go wcześniej posprzątałam i pościeliłam łóżko. Ciekawe, co Dymitr wymyślił i o której wrócę. Zajrzałam do szafy i wyciągnęłam skórzaną kurtkę do niej miałam czarne rurki i czarny T-shirt. Nie rzucałam się w oczy, dlatego żaden dyżurujący opiekun nie powinien mnie zauważyć.
Cicho otworzyłam drzwi i wyjrzałam na korytarz. Pusto i jasno- wszyscy śpią. Starannie stawiałam stopy podczas szybkiego biegu po schodach. Popędzała mnie myśl, że zaraz będę w starej wartowni.  Wybiegłam na błonia Akademii. Świeciło słońce, ale czułam chłodne powietrze na twarzy. To uczucie nasiliło się kiedy wbiegłam do lasu. Od razu zrobiło się ciemniej przez gęstwinę otaczających mnie drzew. Zobaczyłam okna stróżówki- paliło się w niej światło. Pobiegłam do drzwi i zatrzymałam się- musiałam wyrównać oddech. Dopiero po chwili nacisnęłam na klamkę.
Dymitr był w środku, ale nie sam. Lepiej można to ująć, że to ktoś był z Dymitrem, a nie Dymitr z tym kimś. Źrenice rozszerzyły mi się ze zdziwienia i gniewu.
Bielikow siedział na krześle- powiedzmy... Został do niego przywiązany grubym sznurem, a jego ciało pochylało się bezwiednie, jednak gdy weszłam uniósł głowę. Wzdłuż twarzy spływały mu strużki krwi. Miałam wrażenie, że dostrzegłam w jego oczach przerażenie. Nie wiedziałam, co się dzieje, jak się zachować?!
Za Dymitrem stał pewny siebie Robert Doru. Patrzył na mnie bez mrugnięcia okiem, a na ustach igrał mu złośliwy uśmiech.
-Co tak późno, Rose?- spytał nonszalancko machając rękami.- Strażnik Bielikow jest tu od dwudziestu minut.
-Rose- jęknął Dymitr.
Po wymówieniu mojego imienia podniósł głowę do góry patrząc w sufit. Wykrzywił się przy tym z bólu. Moroj musiał go torturować...
-Dość!- krzyknęłam do Roberta.
Doru intensywnie wpatrywał się w Dymitra, nie wiem, co mu robił. Ruszyłam zdecydowanie w ich kierunku.
-Rose, nie- jęknął Dymitr po czym ponownie opadł bez sił.
Nie mogłam go tak zostawić, nawet nie brałam tego pod uwagę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wszystko w tej starej wartowni wyglądało jak dawniej. Usłyszałam jak Dymitr gwałtownie wciąga powietrze.
-Zostaw go!- błagałam moroja, widząc jak mój ukochany cierpi.
-Możesz to zakończyć- szepnął złowieszczo Robert, jego głos był przesiąknięty jadem, a w oczach krył się obłęd.- Tylko to poczuj, przyznaj, że go nie kochasz.
Pokręciłam głową. Nie mogłam tego zrobić. To tylko mocniej zraniłoby Dymitra, który ciągle się męczył.
-Zrobię, co zechcesz jeśli go to nie zrani- starałam się przekonać moroja.
-Rozcięłabyś sobie rękę swoim srebrnym sztyletem?- podpuszczał mnie.
-Rose!- wykrzyknął Dymitr.- Uciekaj stąd! Zostaw mnie! Ratuj się, błagam!
Popatrzyłam w piękne, zmęczone oczy. Prawie nie poznawałam jego mocno zachrypniętego głosu.
-Moje cierpienie również sprawiłoby mu ból, więc tego nie zrobię- zwróciłam się do Roberta. Starałam się, by brzmieć pewnie pomimo, że pękało mi serce.
-Powiedz, że go nie kochasz, a przestanę to robić- przeniósł na mnie złowrogie spojrzenie.- On nie jest już w pełni świadomy. Nawet tego nie zapamięta. Poza tym nie możesz go kochać. Takiego poważnego, strażnika stawiającego służbę na pierwszym miejscu. On nie jest dla ciebie. Szukasz kogoś innego, dodatkowo: wiesz przecież ile on ma lat?! Poza tym, Rose... Strażnik Bielikow nie jest ci wstanie wiele zaoferować- w tym momencie Dymitra przeszedł dreszcz, cierpiał to było pewne.
Nie obchodziły mnie słowa Roberta. Po prostu chciałam, żeby to się skończyło.
-Nie kocham cię Dymitr- zacisnęłam mocno powieki nie pozwalając łzą płynąć.
-A ja ciebie tak, zawsze i od zawsze- szepnął niewyraźnie.
Doru podszedł do niego po czym jednym płynnym ruchem skręcił mu kark.
-Nie!- wrzasnęłam.
-Dotrzymałem umowy. Przestałem go męczyć- moroj jakby rozpłynął się w powietrzu.
Podbiegłam do ukochanego. Delikatnie położyłam jego głowę na swoich kolanach. Zanurzyłam palce w jego aksamitnych włosach.
-Nie zostawiaj mnie!- krzyczałam przez łzy.- Dymitri!
Poczułam się jakby ktoś wymierzył mi policzek. Usiadłam na łóżku w pokoju, w akademiku.  To była część koszmaru- pomyślałam starając się uspokoić. Ktoś mnie z niego obudził- pewnie Sonia.
Dalej widziałam jednak zakrwawioną twarz Dymitra. Jego zmęczone, kochane oczy, a na końcu bezwiedne ciało, żeby tylko w rzeczywistości nic mu się nie stało. Chciałabym  poczuć go obok, nie zapach- przestał mi już wystarczać. Marzyłam o jego silnych ramionach, dotyku smukłych palców, pewności, że nic mu nie grozi. Poczułam się słaba. To Dymitr przekazywał mi siłę, od niego ją czerpałam. Mógł uważać, że mam ją w sobie, ale prawda była inna. Nigdy się o tym nie przekonał, ponieważ swoją słabość ukrywałam w jego pobliżu. W porównaniu z tym, przez co muszę przechodzić teraz, wcześniejszą chwile słabości wydają się błahe. Dymitr nie widział mnie pozbawionej siły, ponieważ to dzieje się wtedy, gdy nie ma go przy mnie. Starłam łzy z policzków i szyi. On ma dwadzieścia pięć lat! To zdecydowanie za młody wiek na śmierć. Poza tym nie może zostawić w ten sposób swojej rodziny! Ledwo do nich zadzwonił, powiadomił ich,że żyje! Mnie nie może zostawić...
Z powrotem ułożyłam głowę na poduszce. Nie zasnę- to pewne. Dotarł do mnie głos Lissy za ścianą. Miałam wrażenie, że nie słyszałam jej od lat. Po tym koszmarze czułam się wyprana z emocji. Choć łzy dalej płynęły. Przyjaciółka stanęła w progu pokoju.
-Rose, wyglądasz okropnie- podeszła do mnie szybko mówiąc to.
-Miałam koszmar...
-Wywołany przez Avery, dzwoniła Sonia. Była wściekła, ale wszystko mi wytłumaczyła. Jak się czujesz?- musiałam zastanowić się chwilę zanim odpowiedziałam, ponieważ mówiła strasznie szybko. Z jej twarzy wyczytałam jedynie troskę. Nie chciałam dokładać problemów.
-Może być gorzej- powiedziałam wymijająco.
Poczułam ból w gardle wymawiając te słowa. Jakby mój organizm wbrew mojej woli przeciwstawiał się kłamstwom. Powieki zapiekły mnie mocniej.
-Rose, co cię boli?!- Lissa mówiła spokojnie, ale widocznie się denerwowała.
-Nic, tylko...- zakręciło mi się lekko w głowie.
-Zbladłaś- dotknęła ręką mojego czoła.
Zamknęłam oczy, ale już ich nie otworzyłam. Poczułam jak znów odpływam w sen wywołany mocą ducha.
-Rose, prosiłam cię, żebyś tego nie robiła- patrzyłam na Sonię opierającą się o biurko. 
Rzeczywistość za szybko zniknęła, więc zamrugałam oczami zdezorientowana.
-Gdzie my jesteśmy?- spytałam rozglądając się i ciesząc, że to nie Avery czy Robert z kolejnym koszmarem.
-To gabinet Michaiła- odparła morojka.
Wyglądała pięknie. Była ubrana w luźną pudrowo różową sukienkę. Jeszcze nie było po niej widać, że jest w ciąży, ale natychmiast jak na nią spojrzałam przypomniałam sobie o tym. Podbiegłam do niej i objęłam ją.
-Tak dobrze cię widzieć, w tym ciężkim czasie! Czemu nie robiłaś tego wcześniej? Przecież teraz też ochraniasz mnie przed Avery.
Sonia z upominającego spojrzenia przeszła na troskliwe. Położyła mi dłonie na ramionach.
-Miałaś nie wiedzieć, że ci pomagam. I czemu usnęłaś?! Mogło ci się coś stać! Ja bym sobie tego nie wybaczyła. Lissa. Dymitr! Nie przeszło ci przez myśl, co by pomyślał i czuł?
-To co teraz. Gorzej już mieć nie może... Strasznie się z tym czuję. Nie wiem, gdzie jest, co myśli, robi- pokręciłam głową.
-Dlatego tu jestem- szepnęła Sonia. Spojrzałam w jej niebieskie oczy nie rozumiejąc. -Pokaże ci.

środa, 11 maja 2016

Rozdział 38

-Powiedz mi!- krzyczałam stojąc pod drzwiami łazienki w pokoju Lissy.
-Rose, uspokój się- dotarło do mnie zza drzwi.
-Jak?! Gdzie on jest?!- ona chyba żartuje- mam być spokojna?!
-Nie wiem, gdzie on jest- Lissa chyba sama była bliska płaczu.
-Sam fakt, że wiesz o czym mówię wskazuje na to, że kłamiesz!- czułam jak po twarzy szybko spływają mi łzy, starałam je wierzchem dłoni.
-Nie powiedział mi. Obawiał się pewnie, że ci powiem.
Usiadłam zrezygnowana na jej łóżku. Mój Dymitr... Co się z nim dzieje? Czy on w ogóle jeszcze żyje?
Usłyszałam jak cicho otwierają się drzwi. Lissa wyglądała zza nich.
-Och, Rose...- usiadła obok mnie.
-Czy on w ogóle żyje?- wypowiedziałam głośno to, czego się najbardziej obawiałam.
-Wiesz, że tak- szepnęła.
Miała rację. To było niemożliwe by Dymitr odszedł, a ja bym tego nie odczuła intuicyjnie.
-Masz z nim kontakt?- liczyłam, że odpowie szczerze i twierdząco.
Niestety pokręciła głową. Cholerny służbista! Pewnie wziął pod uwagę, że będę chciała się skontaktować. Szkoda, że nie pomyślał, co będę czuła, gdy się dowiem.
-Mam coś dla ciebie- szepnęła Lissa, spojrzałam na nią zainteresowana.- Dymitr zostawił to na wypadek gdybyś się dowiedziała.
W powietrzu zawisła druga, niewypowiedziana przez Lissę część zdania: albo gdyby nie wrócił.
Przyjęłam z wdzięcznością kopertę, którą mi podała. Patrzyłam na jego staranne pismo: "Rose".
-Pójdę umyć włosy, a ty przeczytaj spokojnie- Lissa wstała i zostawiła mnie samą w pokoju.
Ostrożnie rozdarłam kopertę. Była w niej druga, tym razem wypisana: " Mojej Rozie". Uśmiechnęłam się lekko. Kochany Dymitr... Otworzyłam i tę wyciągając z niej list.
" Roza!
Tak naprawdę niewielu rzeczy w życiu jestem pewny, z niewielu rzeczy w życiu mogę być dumny. Bez wątpienia mogę napisać jednak, że czego teraz nie robię- robię to z miłości do Ciebie. Stałaś się dla mnie najważniejszą osobą w życiu. Jeżeli kiedyś miałabym je z kimś spędzić to tylko z Tobą. Ukochana Rose... Nie bądź na mnie aż tak zła, jak jesteś. Za to, co robię powinnaś być zła jeszcze bardziej, ale najprawdopodobniej uczucia, którymi mnie darzysz ci na to nie powalają. Wytłumacz sobie, proszę, że z powodu tego samego uczucia postanowiłem podjąć się tej misji. Jeśli coś mi się stanie, drugi list czekać będzie na Ciebie w mojej rodzinnej Bai. Kocham cię, Rose. Wszystko do tego się sprowadza i wszystko, co nas spotyka dzieje się dzięki temu. Nie zamartwiaj się, proszę. Choć wiem, że gdybyś sama zrobiła mi coś takiego nie dałbym rady nad sobą panować. Ty jesteś jednak silna. Pamiętam jak powiedziałem kiedyś podczas ćwiczeń polowych, że twój sztylet mnie przerósł. To nie była prawda. Jesteś świetnym przykładem,że uczeń może przerosnąć mistrza. Choć nigdy nie byłem żadnym mistrzem... Wiesz, o co mi chodzi. Zawsze wiedziałaś.
Zrozumiem jeżeli im dłużej czytasz ten list tym mniej mnie kochasz. Rozumiem, że to może być koniec, choć na pewno się z tym nie pogodziłem i nie pogodzę. Jak również z tym, że nieświadomie mnie odtrącasz. Kiedy tylko usypiasz, widzę jak pochłaniają Cię koszmary. Dzięki Soni nic z tego nie pamiętasz, ale ja mam świadomość, co się dzieje. Nie mogę usnąć przy Tobie, kiedy się tak męczysz. Dosłownie odpychasz mnie od siebie podczas snu. A rano budzisz się niczego nie pamiętając, dalej mnie kochając, choć w noc słyszę jak szepczesz, że to nieprawda. Czuję, że to nie Twoje słowa, że coś zmusza cię do tego, ale to i tak boli.
Przepraszam, że nie zobaczymy się w sobotę. 
Tęsknię za Tobą- Twój Dymitr "
Jaki ty jesteś głupi towarzyszu! Nawet mi przez myśl nie przeszło, że mogłabym cię nie kochać. Musisz do mnie wrócić!
Przejechałam palcami po papierze. Najgorsze było to, że nie czułam już żadnej złości. Ogarnęła mnie bezsilność, mogłam mieć tylko nadzieję. Nie znosiłam takiego stanu. Wolałam być na niego wściekła, ale nie mogłam się na to zdobyć.
Wstałam z łóżka i skierowałam się do swojego pokoju. Włożyłam list do szuflady biurka.
Co ja mam niby teraz robić?! Jak mogę się na czymkolwiek skupić? Wsłuchałam się w szum wody, która leciała w łazience Lissy. Uspokoiło mnie to w lekkim stopniu. Skoro Lissa nie słyszy, co robię zadzwonię do Christiana i powiem mu, o co chodzi.
Moroj wysłuchał mnie cierpliwie. Nie przyszło mu do głowy, że Dymitr mógł ruszyć za Doru.
Zdziwił się nawet, że Dymitr aż tak dobrze maskuje uczucia: złość,troskę, smutek. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jak Dymitr musiał się z tym męczyć. Christian obiecał mi, że jak tylko czegoś się dowie od razu da mi znać, co mnie zdziwiło dodał również, że przyjeżdża w sobotę. Poczułam ukucie zazdrości, że spotkają się z Lissą. Ja Dymitra nie zobaczę...
Wyciągnęłam z torby wszystkie notatki z zajęć. W tym tygodniu mam same wykłady i najprawdopodobniej powinnam dokładnie zrozumieć poprzedni zanim posłucham następnego. Nie potrafiłam się do tego zebrać.
Poczułam jak Lissa wchodzi do pokoju i podchodzi do mnie. Nie odwróciłam się jednak w jej stronę.
-Rose, on czuł to samo- szepnęła.
Pokręciłam głową.
-Nie,Liss- powiedziałam głosem wypranym z emocji.- On czuł się gorzej.- Znów poczułam łzy na policzkach. Dałam już im spokój i pozwoliłam im płynąć.- Jeżeli mu się coś stanie...- wzięłam drżący oddech- to na pewno sobie nie wybaczę. Dymitr zasługuje na kogoś lepszego. Kogoś, kto da mu ciepło, szczęście, rodzinę, kto nie będzie go zmuszał do takich poświęceń. Nie zasługuje na coś takiego,wolę, żeby Avery mnie wykończyła niż coś zrobiła Dymitrowi.
-Rose,- Lissa przytuliła mnie mocno- Dymitr chce tylko ciebie,dlatego to robi.
-Nie powinien!- wykrzyknęłam.
-Nie powinien,- powtórzyła poważnie- ale to jego decyzja.
Niestety miała rację. Sama na jego miejscu bym taką podjęła. Teraz docierało do mnie stopniowo jak musiał się czuć. Rzeczywiście zdarzało mi się wstać, a jego nie było obok. Że smutkiem stwierdziłam, że ostatnio też tak się stało. Pamiętam jak stal przy oknie w swoim pokoju w akademiku. Leżałam wtedy na łóżku i widziałam jego surowe spojrzenie, napięte mięśnie- wszystko to zniknęło, kiedy zauważył, że nie śpię.
Lissa popatrzyła mi w oczy. Normalnie rozbawiłby mnie jej widok- Królowa w ręczniku na głowie i piżamie, ale teraz utwierdzał w przekonaniu jak mocno udajemy kogoś, kim nie jesteśmy. Kochałam ją. Tęskniłam za akademią, ale czas dorosnąć i zrozumieć, że to już koniec. Muszę się przyzwyczaić, że na pierwszym miejscu Lissa jest Królową, a studentką tylko "przy okazji".
-Rozumiesz go- uśmiechnęła się lekko pod nosem mówiąc to.- Rose, co by się nie stało musisz pamiętać, że go rozumiesz, że wiesz jak ciężką decyzję podjął. Znasz go lepiej niż ktokolwiek w Stanach. Dymitr ma tu tylko ciebie. Robi to dla ciebie i wróci tu dla ciebie.
Kiedy dotarł do mnie sens jej słów spięłam wszystkie mięśnie. "...wróci TU "- Lissie chodziło o państwo, może nie wiedziała, gdzie jest Dymitr, ale się spodziewała.
-On jest w Rosji- wypaliłam bez zastanowienia.
Jeżeli tego spodziewała się Lissa na pewno gwałtownie zareaguje.
-Skąd wiesz?!- Wykrzyknęła- czyli o to państwo jej chodziło.- Dlaczego niby aż tam?!
-Ty mi powiedz- patrzyłam na nią błagalnie i wyczekująco.- Sama nieświadomie podsunęłaś mi ten pomysł.
Lissa odsunęła się ode mnie. Wytrzymała mój wzrok, ale w końcu i tak westchnęła głęboko.
-Tam ostatnio widziano Avery. Pan Mazur ją namierzył, ale odkąd tu jesteśmy nie rozmawiałam z nim. Utrzymywał kontakt jedynie ze strażnikiem Bielikowem.
-Staruszek i Dymitr?! Biedny Dymitr... Jak to możliwe, że oni się dogadują?!
-Dla ciebie są w stanie naprawdę dużo zrobić- Lissa ruszyła w kierunku swojego pokoju.- Rose, masz wolne i nie przyjmuje odmowy.
-Chcesz, żebym siedziała bezczynnie myśląc o Dymitrze? Wolę się zająć pracą! On też by tego chciał!- liczyłam, że to ją przekona.
-Nie, Rose. To może być dla nas niebezpieczne jeżeli nie będziesz potrafiła się skupić- posłała mi buziaka.- Idź się myć.
Pokiwałam głową. Następnie wyciągnęłam laptop i napisałam raport. Lissa miała długie zajęcia, więc nie było za dużo do przekazania. Dopiero po tym poszłam pod prysznic.
Stanęłam pod strumieniem ciepłej wody. Nie potrafiłam przestać myśleć o ciemnych oczach Dymitra. Dokładnie pamiętałam widniejące w nich skupienie, powagę, spostrzegawczość, troskę, radość, miłość, głównie dobro i chęć pomocy. Jego spokojny, głęboki głos z rosyjskim akcentem i ciepłem.
Wychodząc spod prysznica przewróciłam się na mokrych kafelkach. Uderzyłam udem o kant szafki, pomasowałam bolące miejsce, ale wiedziałam, że i tak będę miała jutro porządnego siniaka. Przebrałam się w piżamę i rozczesałam włosy, następnie zaplotłam je w warkocz. Przejechałam dłonią po karku. Wiedziałam, że znajdują się na nim tatuaże. Mniej niż u Dymitra, ale i tak powinny byś powodem do dumy. Często o nich zapomniałam, ale teraz musiałam je zasłaniać przed ciekawskimi studentami. Wyglądałyby dość podejrzanie.
Weszłam do pokoju i rzuciłam okiem na telefon- brak wiadomości, ale nie liczyłam na nic innego. Chwyciłam go jednak i wybrałam numer Michaiła.
-Rose?- zdziwił się podnosząc słuchawkę.
-Przepraszam, że niepokoję. Masz w pobliżu Sonię?- wiedziałam, co chce zrobić.
Po chwili nie wyraźnego szumu usłyszałam głos morojki.
-Miło cię słyszeć- odparła na przywitanie.- Mogę w czymś pomóc?
-Za dużo mi pomagasz- wypaliłam od razu.- Pamiętaj, że jesteś w ciąży i nie powinnaś używać magii ducha, ale tak mam do ciebie prośbę.
-Rose, nie obraź się- wysłyszałam w jej głosie zdenerwowanie.- Skąd wiesz?
-Od Dymitra- można tak to ująć.- Chciałam cię prosić, żebyś nie czuwała dzisiaj w nocy nade mną.
-Żartujesz!- oburzyła się.- Mowy nie ma.
-Proszę cię, muszę wiedzieć, czemu Dymitr tak cierpi- jęknęłam.
-Dymitr i cierpienie- to raczej niespotykane połączenie. Nie mogę tego zrobić, Rose. Oczekujesz zbyt wiele. Właśnie Dymitr prosił mnie wczoraj rano, żebym się nie zgodziła jak o to poprosisz.
-Wczoraj?!- poczułam ukucie żalu.- Do mnie nie zadzwonił.
-Ponieważ rozmowa z tobą złamałaby mu serce, tobie z resztą też- Sonia mówiła pewnie i ciepło, przez co uwierzyłam, że ma rację.
-Soniu, wyobraź sobie taką sytuację- stwierdziłam, że ją przekonam.- Robisz coś złego, strasznego, ale tego nie pamiętasz, za to inni pamiętają- twoi bliscy cierpią.
-Rose, skrzywdziłam wiele osób. Wiesz doskonale, co robiłam jako strzyga. To okropne cierpienie, że musimy z Dymitrem pamiętać ten okres czasu- głos jej się załamywał na same wspomnienia.
-Dymitr przeze mnie cierpi!- zawołałam.- I to o wiele bardziej niż ja! Ja też powinnam to czuć!
-On by tego nie chciał- Sonia przybierała spokojniejszy ton.
-A ja bym nie chciała, żeby mnie zostawił!- ponownie czułam łzy na rozgrzanej twarzy.
-To dla twojego dobra- przypomniała.
-Dymitr jest moim dobrem! Myślałam, że o tym wie!- wstrząsnął mną dreszcz.
-To spójrzmy na to inaczej- ciągnęła morojka.- Robi to dla waszego szczęścia.
-Osobno nigdy nie będziemy szczęśliwi! Przynajmniej ja na pewno nie będę!- położyłam się na łóżku, czując jego zapach tylko mocniej zapłakałam.
-On nie byłby tak szczęśliwy. Czuł, że coś ci grozi- mówił mi o tym. Obawiał się, czy nie stanie się przy tobie... Rany jak on to ujął?! Strażnikiem? Że nie da rady być tym Dymitrem, jakim się przy tobie stał, podobno zachowywał się wtedy jak w domu rodzinnym- Sonia westchnęła.- Bardzo cię przepraszam, ale nic dla ciebie nie mogę zrobić.
W tej chwili do pokoju weszła Lissa.
-Z kim rozmawiasz?- szepnęła.
-To Sonia- odparłam przecierając łzy.
-Podasz mi ją jak skończysz rozmawiać?- kiwnęłam głową w odpowiedzi.
-Soniu,- powiedziałam do słuchawki- Lissa coś od ciebie chce. Masz jeszcze chwilę?
-Mam sporo czasu- odparła ciepło.- Powiedz jej, że zaraz zadzwonię na jej telefon. Michaił już pewnie zapomniał, że posiada komórkę. Do usłyszenia Rose- rozłączyła się.
Przyjaciółka patrzyła na mnie z wyczekiwaniem.
-Zaraz zadzwoni jak...- w tym momencie przerwał mi dzwonek komórki Lissy z jej pokoju. Wychodząc zamknęła za sobą drzwi. Pomyślałam, że to oznacza, że temat będzie poważny. Liczyłam, że trochę im to zajmie. Skoro Sonia jest zajęta nie da rady nade mną czuwać. Mogę usnąć teraz i chociaż przez chwilę zrozumieć Dymitra...
Zamknęłam oczy czekając na koszmar wywołany magią ducha.

wtorek, 10 maja 2016

Rozdział 37

Obudziłam się z leniwym uśmiechem na twarzy. Śnił mi się Dymitr. Nie pamiętałam, co dokładnie, ale wciąż widziałam te ciemne, kochane oczy. Żałowałam, że wczoraj nie udało nam się porozmawiać. Dzisiaj na pewno nie dam mu spokoju.
-Rose, wstałaś?- usłyszałam Lissę.
Zrezygnowana otworzyłam oczy. Najprawdopodobniej poranki będą mi się zlewać. Każdy wydawał się podobny. Wstałam i stanęłam w drzwiach pomiędzy naszymi pokojami.
-Uznam to za odpowiedź twierdzącą- zaśmiała się Lissa.
-Słusznie- tylko tyle rzuciłam zanim udałam się do łazienki.
Spojrzałam w lustro i pokręciłam głową z rozbawieniem. Musiałam się wyspać. Moje włosy wyglądały jakby coś tam zdechło. Iwaszkow byłby zachwycony taką fryzurą w nieładzie, ale mnie nie podobała się wizja rozczesywania ich.
-Rose! Budzik ci dzwoni!
Ech... No tak, dziś wstałam dużo przed nim, ale i położyłam się wcześniej. Myjąc zęby poszłam go wyłączyć. Spojrzałam jeszcze na SMS-y. Brak jakichkolwiek od Dymitra. Pokręciłam głową zrezygnowana. 
***

Pierwszy raz nie było na "dzień dobry" żadnego przedszkolnego zadania. Za to siedzieliśmy w sali wykładowczej i słuchaliśmy Liama stojącego przy katedrze. Nie mogłam się jednak skupić na jego słowach. 
Po pierwsze zauważyłam, że był zdenerwowany. Rzucał żartami częściej niż przez ostatnie dni i wykonywał gwałtowne ruchy. Po drugie sama byłam zdenerwowana. Cały czas zastanawiałam się, co u Dymitra. Oczywiście uspokajałam się myślą, że skoro Christianowi nic nie grozi to jemu też. Tęskniłam jednak za nim i żadne spostrzeżenie nie mogło tego zmienić. Chciałam chociaż usłyszeć jego głos. Było mi już zupełnie obojętne czy użyje oficjalnego tonu strażnika.
-Rose- szepnęła Rachel siedząca obok.
Spojrzałam prosto w jej piwne oczy. W tym świetle wydawały się złote. Zamrugałam kilka razy by się otrzeźwić. Odezwała się ponownie, gdy miała już pewność, że jej słucham.
-Znasz Olivera?- pokręciłam głową.- Wiedziałam, że kłamie!- szepnęła przejęta.- Uważa, że cię zna- wskazała za siebie.
Wychyliłam się chcąc sprawdzić o kim mówi, gdy tylko go zobaczyłam wiedziałam, że nie kłamał. Chłopak był dampirem, stwierdziłam, że pewnie o mnie słyszał. Miał śniadą cerę, a przez ramię przerzucił warkocz z dredów. Jego oczy miały ciężki kolor do zdefiniowania- mimo dobrego wzroku z tej odległości nie potrafiłam ocenić czy mają niebieski, czy zielony kolor. Chłopak podniósł otwartą dłoń jakby w geście powitania. Z uśmiechem skinęłam mu głową i wróciłam do słuchania wykładu.
Westfield skupił się dzisiaj na utwierdzeniu nas w przekonaniu jak mało wiemy o DNA. Nie tylko my- jako studenci, ale jako szumnie przez niego nazwani "ludzie nauki". Pod koniec wykładu życzył nam byśmy sami coś odkryli najlepiej na projektach. Westchnęłam zrezygnowana słysząc ten komentarz.
Wszyscy zaczęli wstawać i ruszać ku wyjściu. Ja dopiero chowałam notatki. Miałam ich sporo i nie do końca rozumiałam, niektóre napisane przez siebie słowa. Zapewne spędzę trochę dzisiaj nad książkami szukając ich znaczenia.
-Rose, idziesz z nami?- spytała Rachel.
Popatrzyłam na nią zdziwiona. Stała już spakowana.
-Kiedy? Z kim? I dokąd?- odparłam nie przerywając czynności.
-Idziemy na obiad małą paczką do knajpki niedaleko stąd- mówiła zakłopotana.
-Konkretna jesteś- odparł chłopak za jej plecami.
-Oliver, prawda?- wyciągnęłam do niego rękę mocno ściskając jego dłoń.
-Ty musisz być...- zawahał się na chwilę.
-Rose- wtrąciłam szybko by nie zaczął mnie tytułować.
-Rose!- usłyszeliśmy z dołu.- Zostaniesz?
Okazało się, że wołał mnie Liam.
-Dobrze, profesorze!- odkrzyknęłam zrezygnowana.- Sami widzicie- dodałam ciszej do Rachel.- Dzisiaj nie dam rady, ale dzięki za zaproszenie.
Dziewczyna kiwnęła głową i nachyliła się nad moim uchem.
-Sama bym chciała tu z nim zostać- szepnęła.
-Gdybyś miała pogawędkę o metabolizmie zmieniłabyś zdanie- zaśmiałyśmy się.
Następnie Rachel odsunęła się ode mnie i pomachała mi z Oliverem kierując się do wyjścia. Ruszyłam w przeciwną stronę do Westfielda.
-Tak?- spytałam stając przed nim.
-Uzgodniłaś termin przyjazdu z tym chłopakiem?- odparł opierając się o biurko i krzyżując ręce na piersi.
-Wiem, że będzie w sobotę- miałam wrażenie, że Liam przybrał postać luzaka, którym nie był.
-O której?
Zirytował mnie jego ton.
-Gdyby wiedziała już by o tym wspomniała- powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
-Spokojnie- upomniał mnie.
-Spokojnie?!- oburzyłam się.- To nie ja wyżywam się na uczennicy.
-Wyżywam się na uczennicy? Po prostu pytam...
-Od rana jesteś zły- przerwałam mu.
-Miałem rano z kimś lekkie spięcie- przyznał niechętnie.
-Zaraz będziesz miał drugie- prychnął na te słowa.
-Potrafisz poprawić humor. Choć masz dość cięty język- mówił już lżej.- Mam nadzieję, że przekonamy tego chłopaka do pomocy. Długo jesteście razem?
Wywnioskowałam, że pyta po to by zrozumieć jak łatwo będzie go podejść. Liam był wyobrażeniem daleko od prawdy.
-Rok- nie do końca tak to wyglądało, powinnam powiedzieć, że znamy się rok, ale dla mnie nie było różnicy.
-Krótko- Liam wciągnął głośno powietrze.- Myślisz, że się zgodzi?
-Na początku może nie, ale później na pewno. Dogadasz się z nim. Albo inaczej: on dogada się z tobą- choć niewiele powie, przyznałam w myślach.
-Na razie nie rozumiem, ale już czekam aż go poznam. Możesz lecieć, Rose- wskazał dłonią drzwi.
-Dzięki profesorze- zaśmiałam się i wyszłam.
Na korytarzu były straszne pustki. Wydawało się cicho i tak klimatycznie. Ściany z kamienia stały się zimne i surowe.
Lissa skończyła już zajęcia, więc miałam nadzieję, że czeka tam, gdzie wczoraj. Na szczęście się nie pomyliłam.
-Wreszcie- odparła wstając z ławki.- Od tego siedzenia w świetle dnia już wszystko mnie boli.
Chwyciłam ją za ramię i pociągnęłam w kierunku internatu.
-Wobec tego chodźmy szybko. Pewnie jesteś też głodna- pokiwała głową śmiejąc się.
W pokoju czekał na nas karton, który miała przynieść Emily. Lissa skrzywiła się widząc go. Brakowało jej karmicieli.
-Przeszła ci ochota na jedzenie?- rzuciłam wchodząc do siebie.
-Żebyś wiedziała!- okrzyknęła.- Pójdę się umyć i zaraz wrócę!
-Teraz?! Jest popołudnie!- zdziwiłam się.
-Później położę się z książkami- jęknęła.
Usłyszałam jak zamyka za sobą drzwi łazienki. Musiałam przyznać, że jej pomysł nie był zły. Dodatkowo miałam teraz wolne. Usiadłam przy biurku i rozłożyłam wszystkie potrzebne rzeczy do nauki. Nie spieszyło mi się do niej, więc wyjęłam telefon. Wybrałam numer Dymitra. Niby nie była to pora naszych rozmów, ale liczyłam, że odbierze chcąc mnie uspokoić. Tak się jednak nie stało. Stwierdziłam, że za dzwonię na komórkę Ozery i poproszę, żeby mi podał swojego strażnika. Pewnie żaden nie będzie z tego zadowolony, ale mało mnie to obchodziło.
-Część, Rose- usłyszałam Christiana po paru sygnałach.
-Hej, wiesz gdzie jest Dymitr?- spytałam lekko.
-Bardzo zabawne- przybrał swój ton ignoranta.- Czego chcesz?
-Porozmawiać z nim. Podasz mi go, dosłownie na moment- poprosiłam.
-Rose, ty mówisz poważnie?- zdziwił się.
-Tak- odpowiedziałam powoli.
-Nie ma ze mną Dymitra. Wczoraj rano wziął wolne. Przyjechał za niego strażnik Conner. Myślałem, że wiesz, przeszło mi nawet przez myśl, że pojechał do ciebie.
Usłyszałam jak krew buzuje mi w żyłach.
-Co takiego?!- wykrzyknęłam.- Jak to wziął wolne?! On nigdy nie bierze wolnego!
-Długo mnie przepraszał, ale podobno było to coś bardzo ważnego- oczami wyobraźni zobaczyłam jak Christian wzrusza ramionami, czy on nie widział w tym nic dziwnego?!
-Na ile wyjechał?- spytałam z przejęciem.
-Na tydzień- po zmianie w tonie Ozery spodziewałam się, że zaczął nad czymś myśleć.
-Co ze sobą zabrał? Dużo rzeczy?- zastanawiałam się dokąd mógł pojechać.
-Chyba nic. Odjechał samochodem, ale nie widziałem, żeby się wcześniej pakował. Dosłownie zabrał to, co miał w kieszeniach, a i jakąś książkę!
-Książkę?!
-Western, nawtykał tam mnóstwo kopert jako zakładek.
Dymitr zabrał listy ode mnie i to, co miał w kieszeniach- czyli pewnie niewiele. Czemu wyjechał nic mi nie mówiąc?! Czemu nie wziął nawet telefonu?! On przecież nie nosi komórki, nosi tylko...
-Nie- szepnęła.
-Rose?! Co się dzieję?!- martwił się Christian.
-Oddzwonię- rozłączyłam się szybko i rzuciłam telefon na łóżko.- Nie, nie, nie!- wrzasnęłam.
Pobiegłam pod drzwi łazienki Lissy i zaczęłam w nie walić.
-Gdzie on jest?!- krzyczałam.- Lissa, ty dobrze wiesz!
Czułam łzy na policzkach. To dlatego Dymitr tutaj przyjechał- chciał się pożegnać. Wiedział, co będzie robić w najbliższym czasie. Doskonale wiedział, że szybko wyruszy na samobójczą misję. Najwyraźniej namierzyli Doru. Dlatego zabrał srebrny sztylet.

poniedziałek, 9 maja 2016

Rozdział 36

Bardzo dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem! Dzięki nim wiem, że choćby wyświetlenia spadały jest dla kogo pisać. Poza tym mocno się dowartościowałam :D
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Było zupełnie cicho. Usiadłam i spojrzałam na zegarek. Obudziłam się pięć minut przed budzikiem. Wstałam przecierając oczy. Skierowałam się do pokoju Lissy.
-Wstawaj!- mruknęłam jak najbardziej wyraźnie.
Morojka już siedziała na łóżku.
-Tak bardzo cię przepraszam- powiedziała przez łzy. Stanęłam na środku pokoju przypominając sobie, co wydarzyło się tu wczoraj.- Wcale tak nie uważam. Twój Dymitr jest opiekunem Christiana, wierzę w jego zdolności. Wspomniałam o jego jedynej porażce, ponieważ jestem zazdrosna. Mimo wszystkich przeciwności losu jesteście razem. Wiem, że on cię kocha. Widzę to podczas każdej rozmowy z nim. Nie mówi tego w prost, a jednak to słyszę. Układa ci się lepiej niż mi z Christianem- pociągnęła nosem.
-Co ty bredzisz?! Może nie całkiem, ale jednak...Układa mi się lepiej niż wam?!- spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Kiwnęła głową.- Czy kiedykolwiek musiałaś zmuszać albo prosić Ozerę, żeby cię pocałował, żeby przy tobie wyluzował, skupił się tylko na tobie i zapomniał o otaczającym go świecie?!- jak się spodziewałam zaprzeczyła.- A mój problem z Dymitrem polega na tym, że myśli o mnie głównie, gdy nie ma mnie obok- teraz to zrozumiałam.- Kiedy jestem z Dymitrem i nie wie: "gdzie są podopieczni"- skupia się tylko na was. Cały się spina, czuję się wtedy jakbym była na warcie!
-On cię kocha- przypomniała mi Lissa jakbym o tym zapomniała.- Oświadczył ci się, a ja stoję w miejscu.
Starałam się popatrzeć jej oczami. Jest z Christianem dłużej niż ja z Dymitrem, ale to my jesteśmy krok przed nimi.
-Liss, my mamy tyle samo lat, ale oni nie. Dymitrowi bliżej do trzydziestki niż do mojego wieku. Pewnie dlatego zrobił to szybciej- starałam się bronić Ozery.
-Kiedy ja też tego potrzebuje. Może Christian tego nie chce?- popatrzyła na mnie z nadzieją, że znalazła rozwiązanie problemu. Wątpiłam, że tak jest. 
-Potrzebujesz tego?! Liss, mamy po osiemnaście lat! Gdyby Dymitr mi się nie oświadczył nawet byś o tym nie pomyślała! Jesteśmy młode, bardzo młode, jeszcze będzie czas na całe to zamieszanie ślubem. Sama jeszcze tego nie chcę, a Dymitr nie naciska- podeszłam do niej i wyciągnęłam ręce.
Chwyciła je i pociągnęła się. Następnie od razu mnie przytuliła. Czułam jak drży.
-Dziękuję ci- powiedziała.- Potrzebowałam wsparcia. 
Uśmiechnęłam się lekko. 
-Niedługo pewnie ja będę potrzebowała twojego- dodałam pocieszająco.- A teraz szykujmy się lepiej na zajęcia.
***

-Ile tu ludzi!- wykrzyknęłam do Rachel.
Stałyśmy pod drzwiami gabinetu Liama. Przynajmniej miałam nadzieję, że tak to wygląda. Od drzwi dzielił nas spory kawałek, który zajmowali inni studenci. Zdziwiło mnie to, ponieważ dzisiaj byłam piętnaście minut wcześniej. 
-Dajcie mi przejść- wysłyszałam wśród hałasu robiony przez tłum głos Westfielda.
Po chwili zobaczyłam jak stara się dojść pod okno przeciwko drzwi swojego gabinetu. Następnie doświadczyłam kolejnego zaskoczenia, kiedy stanął na parapecie, dzięki temu wszyscy go widzieli. Miał na sobie granatowy sweter w czerwone wzory, którym mocno przyciągał wzrok.
-Pamiętacie, gdzie wczoraj zaprowadziłem was na początku?- spytał.
Wszyscy nieznacznie pokiwali głowami.
-To bardzo dobrze!- zawołał uradowany.- Biegnijcie tam czym prędzej po swój sprzęt.
Co znowu?! Czy ten człowiek nie wyszalał się będąc w moim wieku?! Wczoraj niemalże zamknął nas w jakiejś puszce i szukał dla niej nazwy, a dzisiaj mamy się tam ścigać?!
-Będzie tam czekała profesor Crowell. W sekrecie wam zawierzę, że rozdaje sprzęt od tych w najlepszym stanie. A są po przednim roczniku- dodał mimochodem.
Wszyscy dosłownie rzucili się ku schodom. No... Jednak nie wszyscy, niektórzy stali blokując przejście. Byliśmy na pierwszym piętrze. Przepychanki na schodach jeszcze się nie zaczęły, a przejście blokować będą jeszcze inni studenci spieszący się na wykłady. 
Ruszyłam w przeciwnym kierunku do reszty. Z drugiej strony korytarza też były schody, aż dziw, że nikt się tam nie udał. Z biegłam po nich szybko. Składzik, w którym wczoraj byliśmy mieścił się w innym budynku. Nikt z mojej grupy jeszcze mnie nie minął, więc ruszyłam spokojnie. 
Pod napisem "kostnica" stała kobieta, która wczoraj została nam przedstawiona przed wykładem. Miała na sobie błękitną sukienkę i marynarkę w kwiatki. Znów zaczęłam się zastanawiać jak to robi, że mimo tego stroju wygląda surowo.
-Hathaway- powiedziałam podchodząc do niej.
Zerknęła na listę nazwisk i coś zaznaczyła. Następnie zlustrowała mnie spojrzeniem. Wiedziałam, co widzi: białą koszulę- identyczną do tej, którą miałam wczoraj i czarne spodnie. Do pełnego stroju strażniczki brakowało mi jedynie marynarki. Przy niej wyglądałam dość kiepsko- musiałam przyznać, że ubiera się lepiej ode mnie. 
-Szybko pani poszło- przyznała.
Pierwszy raz coś do mnie powiedziała. Miała poważny wyraz twarzy, ale jej słowa wydawały się serdeczne.
-Zdecydowanie zasłużyła pani na jakiś porządny sprzęt- uśmiechnęłam się na te słowa.Kobieta podała mi dość duży karton. Z wdzięcznością go przyjęłam.- Możesz go już zanieść do laboratorium.
-Dziękuję- odparłam tylko.
-Jeszcze jedno- jakaś nuta w jej głosie mocno mnie zaintrygowała.- Słyszałam jaki projekt ci się trafił. Jeżeli wstydziłabyś się porozmawiać o czymś z profesorem Westfieldem pamiętaj, że chętnie ci pomogę- w pierwszej chwili zastanowiłam się, czy dobrze usłyszałam.
Te słowa zupełnie nie pasowały do surowej twarzy- jakby mówiła o ciężkiej sytuacji finansowej, a nie złożyła chęć pomocy.
-Dziękuję pani profesor- wydukałam ruszając do wskazanej sali.
***
Trochę się na nich naczekałam, kiedy wreszcie wszyscy się zebrali Westfield wytłumaczył, co komu może się przydać w ich projektach. Rachel siedząca obok mnie wydawała się nim zachwycona- Liamem, nie projektem. Odkąd usiadła mówiła tylko o nim. 
-Rachel- westchnęłam, gdy już nie mogłam się skupić na wykładzie.- Może podejdź do niego później i się z nim umów?
Dziewczyna spojrzała na mnie jak na wariatkę.
-To jest nasz profesor- przypomniała mi.
-Spokojnie, może się okazać, że nic z tego nie wyjdzie i tylko wydaje się taki fajny. A jak nie, to zaczniesz się z nim spotykać, zmienisz grupę i przepiszesz się do Crowell.
-Przejdzie mi- zapewniała.- Po prostu podoba mi się szpanowanie wiedzą- zaśmiała się.
Później już nie poruszałyśmy tego tematu. Skupiłyśmy się na powierzonym nam zadaniu. Miałam lekkim problem z jednym z doświadczeń. Trzymałam w ręce probówkę z jakimś proszkiem i badałam ją pod światło. Co to mogło być?! Przecież na pewno nie są to jakieś narkotyki.
-Jakiś problem?- spytał Liam stając naprzeciwko mojego stanowiska.
-Próbuje wydedukować, co to za dziwna substancja, profesorze- odpowiedziałam nie spuszczając wzroku z probówki.
-Wobec tego trochę nad tym posiedzisz, ponieważ nie jest to nic podejrzanego- zaśmiał się.- Zaskakujące, że masz z tym kłopot.
-To nie pomaga- moja uwaga tylko go rozbawiła.
-Podasz mi to na chwilę?- spytał wyciągając dłoń.
Wywróciłam oczami i niechętnie spełniłam jego prośbę. Wysypał proszek na szalkę Periego, następnie zalał to jakąś cieczą z innej probówki. Zobaczyłam jak roztwór zmienia kolor na różowy.
-Fenoloftaleina- mruknął Liam.
Pokiwałam głową. Przynajmniej już wiem, że to mi się nie przyda.
-A tak właściwie, co z tych odczynników będzie mi potrzebne do mojego projektu?- stwierdziłam, że skoro Westfield jest moim "opiekunem" to może mi to zdradzić.
-Nic- przekrzywił lekko głowę patrząc na roztwór.- Sama musisz zebrać odczynniki.
-To obrzydliwe- jęknęłam.- O ile rozumiem o jakie "odczynniki" profesorowi chodzi.
Liam gwałtownie przeniósł spojrzenie z naczynia na mnie.
-Po twojej reakcji wnioskuję, że rozumiesz.
-Panie profesorze!- zawołał ktoś za jego plecami.
Liam odwrócił się i ruszył w kierunku chłopaka, który go zawołał. Miałam wrażenie, że to ten sam, z którym Westfield tak długo rozmawiał wczoraj po zajęciach. Przyjrzałam mu się dokładniej. Miał czarne włosy w nieładzie- chyba dogadałby się z Iwaszkowem. Kiedy zobaczy, że na niego patrzę mrugnął do mnie. Zdecydowanie by się dogadali. 
-Dużo masz jeszcze pracy?- spytała Rachel.
Odwróciłam się do niej i pokręciłam głową.
-Podobno nic mi się z tego nie przyda- odpowiedziałam wskazując bałagan, który zrobiłam rozpoznając odczynniki.
-To może posprzątamy i się stąd zerwiemy? Oprócz tego nie mamy nic do roboty.
Musiałam przyznać jej rację, Westfield mocno nas dzisiaj oszczędzał, choć mówił, że tego nie zrobi. Przystałam na propozycję Rachel i już po chwili zabrałam się za porządki. 
Na blacie miałam mnóstwo naczyń, które musiałam umyć, później ostrożnie pochować odczynniki i wyczyścić blat. Przez moje „zdolności” robienia porządków w momencie, gdy skończyłam Liam oznajmił, że kończymy zajęcia. 
-Przepraszam, Rachel. Naprawdę się śpieszyłam- dziewczyna machnęła ręką na znak, że nic się nie stało.
Wyszłyśmy z sali. Po przekroczeniu progu uczelni zauważyłam, że czeka już na mnie Lissa rozmawiająca przez telefon. Pożegnałam się, więc z Rachel i ruszyłam w kierunku przyjaciółki.
-Christian- powiedziała cicho wskazując na słuchawkę przy uchu.
Wyjęłam szybko komórkę z torby. Pomyślałam, że skoro Dymitr ma teraz wolne to z nim porozmawiam. Wybrałam jego numer.
Długo czekałam, aż w końcu włączyła się poczta głosowa. Najwyraźniej nie ma przy sobie telefonu. Przeżyłam kolejne tego dnia zaskoczenie. Uśmiechnęłam się lekko myśląc, że pewnie Dymitr jest teraz zły na siebie.
Weszłyśmy z Lissą do jej pokoju. Pokazałam jej dłonią, że idę do siebie, gdy tylko przekroczyłam próg pokoju usłyszałam jak dzwoni mi telefon. Odebrałam zadowolona.
-Nareszcie!- zawołałam.
-Kim jesteś i co zrobiłaś Rose?- jęknęłam słysząc ten głos.
-To tylko ty- odparłam rozczarowana.
-Dzwonie, żeby się dowiedzieć, co porabiasz na studiach, a tu takie powitanie!
-Kończ lepiej Staruszku- denerwował mnie swoim optymizmem.
-Opowiesz mi coś?- mogłam się założyć, że dzwonił w innym celu niż wysłuchanie szkolnych plotek.
Udałam jednak niewinną nastolatkę i opowiedziałam mu, kogo poznałam, kiedy mam zajęcia i opisałam miejsca. Miałam wrażenie, że słuchał z zainteresowaniem. Na końcu życzył mi miłego dnia i rozłączył się. Zmarszczyłam brwi- co to było?!
-Rose, pomożesz mi?- usłyszałam Lissę wołającą mnie ze swojego pokoju.- Nie mogę znaleźć części papierów, które wypełniłyśmy wczoraj.
-Zapomniałam ci powiedzieć- powiedziałam podchodząc do niej.- Zaniosłam je Emily przed pójściem na zajęcia.
-Właśnie!- zawołała nagle Lissa.- Jak na nich było?
Zupełnie bez entuzjazmu opowiedziałam jej to samo, co Abe'owi. Ile razy można mówić to samo?! Lissa zadawała, co chwilę jakieś pytania. O Liama i Rachel. Powiedziałam jej również o projekcie, o czym nie wspomniałam ojcu.
-I co zrobisz?- spytała zatroskana.
-Podejmę się tego i udowodnię, że nie założę rodziny. Przynajmniej nie z drugim obiektem badanym- zaśmiałam się nazywając tak Dymitra.- Odkryję z Liamem, że coś się nie zgadza i pewnie stwierdzi, że i ja, i Dymitr jesteśmy chorzy na jakąś dziwną, niezwykle rzadką chorobę- wzruszyłam ramionami.
Lissa o nic więcej nie pytała. Cieszyło mnie to. Miałam już dość rozmów na ten temat.
Po streszczeniu jej mojego dnia poszłam jeszcze napisać o tym raport. 
Później umyłam się, zastanawiając, co robi teraz Dymitr. Może jeszcze nie poszedł spać- spróbuję jeszcze do niego zadzwonić. 
Po wyjściu z łazienki zgasiłam w pokoju światło i położyłam się z komórką w dłoni. Wybrałam numer Dymitra i czekałam aż odbierze. Niestety tak się nie stało, więc usnęłam rozczarowana.