Nie
chciałam odrywać się od jego ust. To było takie przyjemne.
Dodatkowo na pewno nikt nam nie przerywał. Skupiłam się na dotyku
jego warg. Dopiero, gdy poczułam, że Dymitr jest równie
podniecony jak ja i najchętniej przyniósłby się na moją szyję,
przerwałam.
-Kocham cię, - szepnęłam nie odsuwając się od
niego- dlatego wrócę.
Cmoknęłam go w policzek i narzuciłam
torbę na ramię. Rozglądając się po pokoju żałowałam nie z
powodu mojego wyjazdu, ale, że on musi tu zostać.
-Trzymaj się
Towarzyszu i szybko zdrowiej- dodałam pokrzepiająco ściskając
jego dłoń.- Strasznie się tu będziesz nudził, nie jestem żadną
szeptuchą, a już to wiem.
-Znasz to słowo?- zdziwił
się.
-Szeptucha? Sam mi to tłumaczyłeś- wzruszyłam
ramionami.
-To podaj nazwisko strażnika, który pełnił
wcześniej funkcję Hansa?- uniósł brew wyraźnie
rozbawiony.
-Tego uczył Stan, więc mi to umknęło- odparłam
wymijająco.
Dymitr pokręcił głową, po czym odezwał się
poważnie.
-Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy?- upewnił
się.
-Każdą zasadę, radę, pozwolenie, prawo, zakaz i nakaz-
zapewniłam.- Nie martw się- przeczesałam palcami aksamitne
kosmyki jego włosów.- Chociaż... i tak się będziesz
martwił.
Chciałam ruszyć ku drzwiom, ale pokazał mi palcem
bym podeszła. Nachyliłam się, a on ucałował moje czoło.
Trzy
godziny później zbliżałam się już do Leight. Jechałam
samochodem Abe'a, który podstawił- sam miał "wiele pracy"
i nie mógł przyjechać. Przynajmniej tak usprawiedliwił go jego
szofer.
Przypominałam sobie dzisiejszą noc. Siedzieliśmy
w zupełnej ciszy na szpitalnym łóżku patrząc na siebie. Dymitr
był jedyną osobą, z którą mogłam zrobić coś tak nudnego,
ponieważ z nim tak proste czynności przestawały być nudne. Nigdy
czegoś takiego nie robiliśmy.
Patrząc na niego
wspominałam przez co musieliśmy przejść i utrwalałam sobie jego
wygląd. Raz na jakiś czas pod wpływem myśli nachylaliśmy się
do siebie całując się lekko. W każdym z tych gestów znajdowałam
ukojenie. Miałam świadomość, że następnego dnia Dymitr
zostanie tu sam. Żadne z nas nie skomentowało tego głośno.
Byłoby mi żal niemal każdej osoby, która zmuszona byłaby do
siedzenia w takim miejscu, a jego szczególnie. Dymitr przyzwyczaił
się do podobnych sytuacji. W akademii przebywał praktycznie
sam.
-Strażniczko Hathaway?- otrząsnęłam się słysząc
kierowcę.- Telefon.
Wyciągnęłam rękę po aparat
telefoniczny. Mężczyzna nie musiał przez niego rozmawiać,
ponieważ w uchu miał słuchawkę.
-Strażniczka Rose Hathaway -
odparłam zastanawiając się, kogo za chwilę usłyszę.
-Lord
Ozera- usłyszałam po drugiej stronie.
-Przezabawne-
prychnęłam.- Czemu przeszkadzasz mi w pasjonującej podróży
samochodem? Nie możesz pogodzić się z tym, że mam wolne?
-Raczej
z tym, że już wracasz. Myślałem, że zostaniesz tam póki
Bielikow nie wyjdzie o własnych siłach - moroj najwyraźniej miał
dobry humor, skoro stać go było na ironię.
-Najchętniej tak
bym zrobiła, ale Lissa mnie potrzebuje- mówiłam bardziej
przekonując siebie niż jego.
-Dzwoniła do ciebie z żalem, że
nie ma cię przy niej?
-Nie- odparłam przeciągle myśląc, po
co właściwie dzwoni.
-To po cholerę już wracasz?!- oburzył
się jak zbuntowany nastolatek.
-Mieszkam tam, uczę się i
spędzę czas z przyjaciółką, a nie podopieczną. Mogłeś na to
wpaść detektywie- odparłam oschle.- Czemu mój powrót jest ci
nie na rękę?
-Bo mieszkam w twoim pokoju, a tak też będę
musiał wracać - westchnął.
-W moim pokoju?! Wiesz ile będzie
kosztować odkażenie go?! Ty poniesiesz koszty!- bawiła mnie ta
rozmowa.
Biedny, rozpieszczony Ozera...
-Tak...-
usłyszałam Christiana cicho jakby odsunął od siebie słuchawkę.-
Podam ci Lissę.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć
usłyszałam w słuchawce głos przyjaciółki.
-Rose! Mam dla
ciebie propozycję i wcale nie dlatego, że chcę by Chris jeszcze
tu został- zaczęła szybko mówić morojka.- Pojechałabyś w
pewne miejsce?
-Coś za ciebie załatwić?- spytałam analizując,
gdzie mogę się udać.
-Ależ skąd! Myślałam, żebyś
zajechała do Soni.
-Soni!- wykrzyknęłam zdziwiona.-
Przepraszam- szepnęłam do kierowcy.
-Damy sobie z Christianem
radę, mamy tu strażników, a do Allentown musi wrócić w przyszły
poniedziałek- tłumaczyła.
Zamrugałam szybko zastanawiając
się jak to u licha zaplanowali i zrealizowali.
-Dobrze- odparłam
traktując jej prośbę jak polecenie.-Tylko nie wiem dokąd jechać-
dodałam słysząc, że po drugiej stronie słuchawki zmienił się
nastrój.
-Twój kierowca wie- odparła Lissa, która widocznie
już się chciała rozłączyć.- Do usłyszenia Rose, kocham
cię.
-Jesteście w takim stanie, że rozłączę się zanim
powie to Ozera- zażartowałam po czym odłożyłam słuchawkę.-
Zmieniamy trasę - rzuciłam do kierowcy - do Soni Karp. I czy
mogłabym jeszcze skorzystać z tego telefonu?
Mężczyzna
uprzejmie kiwnął głową, dlatego wybrałam numer Dymitra. Ku
mojemu zdziwieniu po trzech sygnałach słuchawka została
podniesiona.
-Kto chce zakłócić spokój strażnika Bielikowa?-
usłyszałam spokojny głos.
Gdybym nie wybierała numeru z
pamięci pomyślałabym, że się pomyliłam.
-Staruszku?! Co ty
tam robisz?! Przyjechałeś go dobić?
-Rose! Chcesz się upewnić
czy on jeszcze żyje?-rzucił Abe lekkim tonem.
-Raczej, że
szybko opuścisz szpital- skomentowałam.- A tak serio to możesz mi
go podać i zostawić samego w pokoju?
-Obawiasz się, że
posłucham twoje "słodkie słówka" i próby flirtu?-
odparł uszczypliwie.
-Będę obgadywać ciebie i twoje brudne
interesy- krzyczałam w duchu, żeby już się odczepił.
-Jestem
na korytarzu, zaraz ci go podam- odpowiedział jakby czytał mi w
myślach.- Bielikow dzwoni twoja najwierniejsza fanka- usłyszałam
po chwili głosy z pewnej odległości od słuchawki.- Pani twojego
serca. Nie miej takiej poważnej miny, to tylko młoda Hathaway!
Chyba ją kojarzysz była tu niedawno!
Usłyszałam w
słuchawce spokojny oddech- wiedziałam do kogo należy. Dopiero,
gdy dotarło do mnie trzaśnięcie drzwiami, usłyszałam w
słuchawce głos Dymitra.
-Coś się stało?- spytał
poważny.
-Oddychaj spokojnie jeszcze żyję - westchnęłam
głęboko.- Chciałam cię powiadomić o małej zmianie planów,
żebyś nie zszedł na zawał jak się dowiesz od Lissy czy Ozery i
nie, nie był to uszczypliwy komentarz do twojego wieku- miałam
nadzieję, że choć trochę go rozbawiłam.
-Kocham cię, Rose-
szepnął Dymitr tym wyjątkowym tonem zarezerwowanym tylko dla
mnie, w słuchawce jeszcze przybrał na sile.
-Zaraz zapomnę, co
ci chcę powiedzieć - jęknęłam czerwieniąc się.- Ja ciebie
też, bardzo.
-Powiedz jaka zmiana następuje - zachęcił mnie
Dymitr.
Intuicyjnie wyczułam, że się uśmiecha.
-Tak,
zmiana- westchnęłam skupiając się.- Zadzwonił do mnie-
zerknęłam na kierowcę - Lord Ozera i powiedział, że jest u
Królowej, która odesłała mnie do panny Karp.
-Widzisz, że to
pomaga?- zapytał lekko Dymitr.
Zmarszczyłam brwi kompletnie go
nie rozumiejąc o czym mówi.
-Niby co?
-Przejście na ton
służbowy, kiedy mocniej chcesz się skupić.
Zaśmiałam się
cicho. Zauważyłam, że kierowca wysunął szybę pomiędzy
przodem, a tyłem samochodu. Byłam mu za to wdzięczna. Poczułam
się swobodniej.
Cmoknęłam w słuchawkę.
-Z bólem
przyznaję, że masz rację, Towarzyszu. Abe nie truje za bardzo?-
spytałam szczerze zainteresowana z jakimi interesami
przyjechał.
-Siedzi tu od godziny i nie zdążył mi jeszcze
zaszkodzić - odparł cicho.- Wszystko w porządku? Nikt ci nie
przeszkadzał?
Zamknęłam oczy zdając sobie sprawę, że wciąż
myśli o jednej osobie- Robercie Doru.
-Nie długo będę
zazdrosna - rzuciłam.- Całą swoją uwagę skupiasz na jakimś
starym, zrzędliwym moroju. Zamiast na młodej, seksownej
strażniczce- drażniłam się z nim.
-Myślę tylko o jednej
osobie i to kobiecie, i powiedziałbym o niej więcej, gdyby jej
ojciec nie stał za drzwiami- Dymitr mówił coraz ciszej, co
sprawiało, że jeszcze bardziej mi go brakowało.
-Nie
mogę - jęknęłam pocierając dłonią czoło.
-Rose? Co się
dzieje? Rose?- słyszałam spokój w jego głosie, a jednak
potrafiłam wyczuć, że to względne, że prawda jest inna.
-Ledwo
się rozstaliśmy, a już chcę wrócić. Zastanawiam się czy oby
na pewno wiem, gdzie jest moje miejsce- westchnęłam. Nie powinnam
tego mówić, to powinno zostać w mojej głowie.
W
słuchawce po drugiej stronie była zupełna cisza.
-Strażniczko
Hathaway?- usłyszałam głos kierowcy.- Informuję, że jesteśmy
na miejscu.
-Musze kończyć. Niestety- spieszyłam z
tłumaczeniem dla Dymitra.- Zadzwonię jak będę mieć wolne. Może
wieczorem. Za to ty masz dać znać jak cię stamtąd
wypuszczą.
-Uważaj na siebie.
Cmoknęłam i rozłączyłam
się. Pokręciłam głową. Nie znoszę się z nim żegnać. Nie
potrafię zrobić tego prawidłowo.
Gwałtownie otworzyłam drzwi
samochodu i wysiadłam. Nigdy wcześniej tu nie byłam. Dom był
niewielki, ale od razu było widać, że mieszka w nim Sonia,
ponieważ wejście do niego poprzedzał śliczny ogródek. Zapewne
nie potrafiłam docenić większości roślin, które widziałam
pierwszy raz. Na pewno wiele trudu zostało włożone w wyhodowanie
ich. Dom był parterowy. Ściany były beżowe, a dach miał
ciemnozielony kolor, który chwilowo kontrastował z białym od
chmur niebem. Ciaśniej owinęłam się kurtką. Chłodno. Wcale bym
się nie zdziwiła, gdyby miało dzisiaj padać.
Obawiałam
się, czy ich nie obudzę. Może funkcjonują nocnym trybem.
Mieszkają w miasteczku, więc byłyby to podejrzane dla tubylców,
ale kto wie...
Zapukałam.
-Rose!- w progu stała
Sonia.
Wyglądała wspaniale. Ubrana była w piękną granatową
sukienkę na szerokich ramiączkach. Jej ręce, które chwilowo mnie
przytulały ozdobione były bransoletkami.
Odsunęłam się
od niej i przyjrzałam jej twarzy. Uśmiechała się z błyskiem w
oku.
-Wejdź- zachęciła.- Pewnie marzniesz.
Po
przekroczeniu progu natychmiast poczułam gorąc. Dom nie był duży,
ale przepiękny, przytulny. W takim miejscu mogłabym mieszkać na
stałe.
Z pobliskiego pokoju wyszedł Michaił. Zamrugałam
parę razy. Ubrany był w strój strażnika.
-Czy ty nigdy nie
bierzesz wolnego?- rzuciłam ściskając go.
-Nigdy nie będzie
mi on potrzebny- odparł przyciągając do siebie morojkę i
obejmując ją ramieniem.
Wyglądali na szczęśliwych. Strażnik
głaskał brzuch Soni, która wpatrywała się w niego wzruszona. W
końcu za jakiś czas będą mieć pełną rodzinę. Mają wspaniałe
życie, którego im zazdrościłam. Piękny dom, praca, która
zdecydowanie zadowala i ciąża. Marzę o takiej przyszłości z
Dymitrem. Gdybym tylko była morojką...
Czy zawracam głowę?!
Wtedy w życiu nie poznałabym zamkniętego w sobie, groźnego
strażnika. Gdyby Dymitr był morojem...
To jednak idiotyzm.
Wtedy by nawet nie opuścił Rosji. Nie miałby potrzeby.
-Rose,
wiesz dlaczego tu przyjechałaś?- zagadnęła Sonia.
Pokręciłam
głową. Nawet nie miałam czasu, żeby się nad tym
zastanowić.
-Będziemy trenować- odpowiedziała z
uśmiechem.
-Trenować?- zmarszczyłam brwi.
-Twój umysł-
dodał Michaił.
Już wiedziałam, co będę robić w najbliższym
czasie. Oczywiście nie mogłam przyjechać w odwiedziny do
przyjaciół, póki nie umiałam się bronić na wszystkie możliwe
sposoby.
-Nie możemy - odparłam szybko.- Jesteś w ciąży, a
działanie ducha tylko ci zagraża. Teraz szczególnie.
-Nie
przejmuj się tym- Sonia oparła mi ręce na ramionach i spojrzała
w oczy jak troskliwa matka.- Umiem o siebie zadbać. Nie zgodziłabym
się, gdyby coś zagrażało dziecku.
-Zgodziłaś się?-
przerwałam z niedowierzaniem.- Kto zaproponował ci coś
takiego?
-Wiele osób- uśmiechnęła się lekko.- Każda
myślała, że dzwoni jako pierwsza. Masz dobrych ludzi wokół
siebie. A teraz coś zjemy i weźmiemy się do pracy.
Siedziałam
przy masywnym drewnianym stole i grzebałam w talerzu widelcem.
Miałam pełno wątpliwości. Zupełnie nie wiedziałam, co czeka
mnie na takim "szkoleniu".
-Co u Dymitra?- spytał
Michaił.
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. On nic nie
wie?! Może tak powinno zostać?! Dymitr chciałby aby nie było
sensacji wokół jego osoby. Westchnęłam głęboko.
-Powinieneś
do niego zadzwonić- zaczęłam.- Na pewno dowiesz się ciekawy
rzeczy.
Przeniosłam wzrok na Sonię. On doskonale wiedziała, co
robił Dymitr przez ostanie dni. Aż dziw, że rozmawiała o tym z
Michaiłem.
Moje wielkie wzbranianie się przed trenowaniem
nie przyniosło rezultatów. Po posiłku ruszyłam za morojką do
jednego z pokoi. Strażnik został w jadalni nie chcąc nam
przeszkadzać.
Weszłyśmy do niewielkiego pomieszczenia
stanowiącego biblioteczkę. Oprócz regałów były tu dwa fotele
ustawione naprzeciwko siebie i średniej wielkości, okrągły
stolik. Wyobraźnia podsunęła mi obraz Dymitra czytającego
western. Idealnie by tu pasował.
-"Usiądź Rose"-
odezwał się głos Soni w mojej głowie.
-Jak?- wydukałam.- Jak
to możliwe?
-"Tego cię dzisiaj nauczę."
Klapnęłam
na fotelu dalej nieświadoma czy tego dokonam. Wysoko ustawiła mi
poprzeczkę.
Nareszcie !!! Przepraszam bo juz Cie okrzyczalam u Karingi :-) Mam nadzieje ze sie nie gniewasz :-P Rozdzial super tylko czemu Bog nie dal pierscionka ? Nauka obrony umyslu ... hmmmm to bedzie ciekawie :-) Czekam na next i zycze weny
OdpowiedzUsuńWłaśnie. Co z tym pierścionkiem? Przecież się pogodził i powinni na nowo być narzeczeństwem. A ta nawet pierścionka nie ma. No proszę. Powiedziała Lord Ozera. Nie myślałam, że przejdzie jej to przez gardło. Następne wzruszające pożegnanie. Dimka zdrowiej i wracaj do swojej "narzeczonej". Albo ty Rose posłuchaj się Christiana i wracaj do ukochanego. Czego Abe może chcieć od Dymitra? I jak będzie wyglądać ten trening? Towarzysz jest w nich mistrzem. Czekam na następny i życzę weny.💖💖💖💖
OdpowiedzUsuńNie lubię jak Romitri sie rozdziela... Ale ok, przeżyje... Chris mieszka u Rose w pokoju 😂😂😂😂 Dobre! Rose u Soni? Tego sie nie spodziewałam.
OdpowiedzUsuńBędzie dziś nowy?
Jestem ciekawa jak Sonia ją będzie trenować. A cały czas się zastanawiam jak przebiegała misja Dymitra. Ciągle nie wiele o nie wiemy.
OdpowiedzUsuń