czwartek, 16 czerwca 2016

Rozdział 52

Nie chciałam odrywać się od jego ust. To było takie przyjemne. Dodatkowo na pewno nikt nam nie przerywał. Skupiłam się na dotyku jego warg. Dopiero, gdy poczułam, że Dymitr jest równie podniecony jak ja i najchętniej przyniósłby się na moją szyję, przerwałam.
-Kocham cię, - szepnęłam nie odsuwając się od niego- dlatego wrócę.
Cmoknęłam go w policzek i narzuciłam torbę na ramię. Rozglądając się po pokoju żałowałam nie z powodu mojego wyjazdu, ale, że on musi tu zostać.
-Trzymaj się Towarzyszu i szybko zdrowiej- dodałam pokrzepiająco ściskając jego dłoń.- Strasznie się tu będziesz nudził, nie jestem żadną szeptuchą, a już to wiem.
-Znasz to słowo?- zdziwił się.
-Szeptucha? Sam mi to tłumaczyłeś- wzruszyłam ramionami.
-To podaj nazwisko strażnika, który pełnił wcześniej funkcję Hansa?- uniósł brew wyraźnie rozbawiony.
-Tego uczył Stan, więc mi to umknęło- odparłam wymijająco.
Dymitr pokręcił głową, po czym odezwał się poważnie.
-Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy?- upewnił się.
-Każdą zasadę, radę, pozwolenie, prawo, zakaz i nakaz- zapewniłam.- Nie martw się- przeczesałam palcami aksamitne kosmyki jego włosów.- Chociaż... i tak się będziesz martwił.
Chciałam ruszyć ku drzwiom, ale pokazał mi palcem bym podeszła. Nachyliłam się, a on ucałował moje czoło.
Trzy godziny później zbliżałam się już do Leight. Jechałam samochodem Abe'a, który podstawił- sam miał "wiele pracy" i nie mógł przyjechać. Przynajmniej tak usprawiedliwił go jego szofer. 
Przypominałam sobie dzisiejszą noc. Siedzieliśmy w zupełnej ciszy na szpitalnym łóżku patrząc na siebie. Dymitr był jedyną osobą, z którą mogłam zrobić coś tak nudnego, ponieważ z nim tak proste czynności przestawały być nudne. Nigdy czegoś takiego nie robiliśmy. 
Patrząc na niego wspominałam przez co musieliśmy przejść i utrwalałam sobie jego wygląd. Raz na jakiś czas pod wpływem myśli nachylaliśmy się do siebie całując się lekko. W każdym z tych gestów znajdowałam ukojenie. Miałam świadomość, że następnego dnia Dymitr zostanie tu sam. Żadne z nas nie skomentowało tego głośno. Byłoby mi żal niemal każdej osoby, która zmuszona byłaby do siedzenia w takim miejscu, a jego szczególnie. Dymitr przyzwyczaił się do podobnych sytuacji. W akademii przebywał praktycznie sam. 
-Strażniczko Hathaway?- otrząsnęłam się słysząc kierowcę.- Telefon.
Wyciągnęłam rękę po aparat telefoniczny. Mężczyzna nie musiał przez niego rozmawiać, ponieważ w uchu miał słuchawkę.
-Strażniczka Rose Hathaway - odparłam zastanawiając się, kogo za chwilę usłyszę.
-Lord Ozera- usłyszałam po drugiej stronie.
-Przezabawne- prychnęłam.- Czemu przeszkadzasz mi w pasjonującej podróży samochodem? Nie możesz pogodzić się z tym, że mam wolne?
-Raczej z tym, że już wracasz. Myślałem, że zostaniesz tam póki Bielikow nie wyjdzie o własnych siłach - moroj najwyraźniej miał dobry humor, skoro stać go było na ironię.
-Najchętniej tak bym zrobiła, ale Lissa mnie potrzebuje- mówiłam bardziej przekonując siebie niż jego.
-Dzwoniła do ciebie z żalem, że nie ma cię przy niej?
-Nie- odparłam przeciągle myśląc, po co właściwie dzwoni.
-To po cholerę już wracasz?!- oburzył się jak zbuntowany nastolatek.
-Mieszkam tam, uczę się i spędzę czas z przyjaciółką, a nie podopieczną. Mogłeś na to wpaść detektywie- odparłam oschle.- Czemu mój powrót jest ci nie na rękę?
-Bo mieszkam w twoim pokoju, a tak też będę musiał wracać - westchnął.
-W moim pokoju?! Wiesz ile będzie kosztować odkażenie go?! Ty poniesiesz koszty!- bawiła mnie ta rozmowa. 
Biedny, rozpieszczony Ozera...
-Tak...- usłyszałam Christiana cicho jakby odsunął od siebie słuchawkę.- Podam ci Lissę.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć usłyszałam w słuchawce głos przyjaciółki.
-Rose! Mam dla ciebie propozycję i wcale nie dlatego, że chcę by Chris jeszcze tu został- zaczęła szybko mówić morojka.- Pojechałabyś w pewne miejsce?
-Coś za ciebie załatwić?- spytałam analizując, gdzie mogę się udać.
-Ależ skąd! Myślałam, żebyś zajechała do Soni.
-Soni!- wykrzyknęłam zdziwiona.- Przepraszam- szepnęłam do kierowcy.
-Damy sobie z Christianem radę, mamy tu strażników, a do Allentown musi wrócić w przyszły poniedziałek- tłumaczyła.
Zamrugałam szybko zastanawiając się jak to u licha zaplanowali i zrealizowali.
-Dobrze- odparłam traktując jej prośbę jak polecenie.-Tylko nie wiem dokąd jechać- dodałam słysząc, że po drugiej stronie słuchawki zmienił się nastrój.
-Twój kierowca wie- odparła Lissa, która widocznie już się chciała rozłączyć.- Do usłyszenia Rose, kocham cię.
-Jesteście w takim stanie, że rozłączę się zanim powie to Ozera- zażartowałam po czym odłożyłam słuchawkę.- Zmieniamy trasę - rzuciłam do kierowcy - do Soni Karp. I czy mogłabym jeszcze skorzystać z tego telefonu?
Mężczyzna uprzejmie kiwnął głową, dlatego wybrałam numer Dymitra. Ku mojemu zdziwieniu po trzech sygnałach słuchawka została podniesiona.
-Kto chce zakłócić spokój strażnika Bielikowa?- usłyszałam spokojny głos.
Gdybym nie wybierała numeru z pamięci pomyślałabym, że się pomyliłam.
-Staruszku?! Co ty tam robisz?! Przyjechałeś go dobić?
-Rose! Chcesz się upewnić czy on jeszcze żyje?-rzucił Abe lekkim tonem.
-Raczej, że szybko opuścisz szpital- skomentowałam.- A tak serio to możesz mi go podać i zostawić samego w pokoju?
-Obawiasz się, że posłucham twoje "słodkie słówka" i próby flirtu?- odparł uszczypliwie.
-Będę obgadywać ciebie i twoje brudne interesy- krzyczałam w duchu, żeby już się odczepił.
-Jestem na korytarzu, zaraz ci go podam- odpowiedział jakby czytał mi w myślach.- Bielikow dzwoni twoja najwierniejsza fanka- usłyszałam po chwili głosy z pewnej odległości od słuchawki.- Pani twojego serca. Nie miej takiej poważnej miny, to tylko młoda Hathaway! Chyba ją kojarzysz była tu niedawno! 
Usłyszałam w słuchawce spokojny oddech- wiedziałam do kogo należy. Dopiero, gdy dotarło do mnie trzaśnięcie drzwiami, usłyszałam w słuchawce głos Dymitra.
-Coś się stało?- spytał poważny.
-Oddychaj spokojnie jeszcze żyję - westchnęłam głęboko.- Chciałam cię powiadomić o małej zmianie planów, żebyś nie zszedł na zawał jak się dowiesz od Lissy czy Ozery i nie, nie był to uszczypliwy komentarz do twojego wieku- miałam nadzieję, że choć trochę go rozbawiłam.
-Kocham cię, Rose- szepnął Dymitr tym wyjątkowym tonem zarezerwowanym tylko dla mnie, w słuchawce jeszcze przybrał na sile.
-Zaraz zapomnę, co ci chcę powiedzieć - jęknęłam czerwieniąc się.- Ja ciebie też, bardzo.
-Powiedz jaka zmiana następuje - zachęcił mnie Dymitr.
Intuicyjnie wyczułam, że się uśmiecha.
-Tak, zmiana- westchnęłam skupiając się.- Zadzwonił do mnie- zerknęłam na kierowcę - Lord Ozera i powiedział, że jest u Królowej, która odesłała mnie do panny Karp.
-Widzisz, że to pomaga?- zapytał lekko Dymitr.
Zmarszczyłam brwi kompletnie go nie rozumiejąc o czym mówi.
-Niby co?
-Przejście na ton służbowy, kiedy mocniej chcesz się skupić.
Zaśmiałam się cicho. Zauważyłam, że kierowca wysunął szybę pomiędzy przodem, a tyłem samochodu. Byłam mu za to wdzięczna. Poczułam się swobodniej.
Cmoknęłam w słuchawkę.
-Z bólem przyznaję, że masz rację, Towarzyszu. Abe nie truje za bardzo?- spytałam szczerze zainteresowana z jakimi interesami przyjechał.
-Siedzi tu od godziny i nie zdążył mi jeszcze zaszkodzić - odparł cicho.- Wszystko w porządku? Nikt ci nie przeszkadzał?
Zamknęłam oczy zdając sobie sprawę, że wciąż myśli o jednej osobie- Robercie Doru.
-Nie długo będę zazdrosna - rzuciłam.- Całą swoją uwagę skupiasz na jakimś starym, zrzędliwym moroju. Zamiast na młodej, seksownej strażniczce- drażniłam się z nim.
-Myślę tylko o jednej osobie i to kobiecie, i powiedziałbym o niej więcej, gdyby jej ojciec nie stał za drzwiami- Dymitr mówił coraz ciszej, co sprawiało, że jeszcze bardziej mi go brakowało. 
-Nie mogę - jęknęłam pocierając dłonią czoło.
-Rose? Co się dzieje? Rose?- słyszałam spokój w jego głosie, a jednak potrafiłam wyczuć, że to względne, że prawda jest inna.
-Ledwo się rozstaliśmy, a już chcę wrócić. Zastanawiam się czy oby na pewno wiem, gdzie jest moje miejsce- westchnęłam. Nie powinnam tego mówić, to powinno zostać w mojej głowie. 
W słuchawce po drugiej stronie była zupełna cisza. 
-Strażniczko Hathaway?- usłyszałam głos kierowcy.- Informuję, że jesteśmy na miejscu.
-Musze kończyć. Niestety- spieszyłam z tłumaczeniem dla Dymitra.- Zadzwonię jak będę mieć wolne. Może wieczorem. Za to ty masz dać znać jak cię stamtąd wypuszczą.
-Uważaj na siebie.
Cmoknęłam i rozłączyłam się. Pokręciłam głową. Nie znoszę się z nim żegnać. Nie potrafię zrobić tego prawidłowo.
Gwałtownie otworzyłam drzwi samochodu i wysiadłam. Nigdy wcześniej tu nie byłam. Dom był niewielki, ale od razu było widać, że mieszka w nim Sonia, ponieważ wejście do niego poprzedzał śliczny ogródek. Zapewne nie potrafiłam docenić większości roślin, które widziałam pierwszy raz. Na pewno wiele trudu zostało włożone w wyhodowanie ich. Dom był parterowy. Ściany były beżowe, a dach miał ciemnozielony kolor, który chwilowo kontrastował z białym od chmur niebem. Ciaśniej owinęłam się kurtką. Chłodno. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby miało dzisiaj padać. 
Obawiałam się, czy ich nie obudzę. Może funkcjonują nocnym trybem. Mieszkają w miasteczku, więc byłyby to podejrzane dla tubylców, ale kto wie...
Zapukałam.
-Rose!- w progu stała Sonia.
Wyglądała wspaniale. Ubrana była w piękną granatową sukienkę na szerokich ramiączkach. Jej ręce, które chwilowo mnie przytulały ozdobione były bransoletkami. 
Odsunęłam się od niej i przyjrzałam jej twarzy. Uśmiechała się z błyskiem w oku.
-Wejdź- zachęciła.- Pewnie marzniesz. 
Po przekroczeniu progu natychmiast poczułam gorąc. Dom nie był duży, ale przepiękny, przytulny. W takim miejscu mogłabym mieszkać na stałe. 
Z pobliskiego pokoju wyszedł Michaił. Zamrugałam parę razy. Ubrany był w strój strażnika.
-Czy ty nigdy nie bierzesz wolnego?- rzuciłam ściskając go.
-Nigdy nie będzie mi on potrzebny- odparł przyciągając do siebie morojkę i obejmując ją ramieniem.
Wyglądali na szczęśliwych. Strażnik głaskał brzuch Soni, która wpatrywała się w niego wzruszona. W końcu za jakiś czas będą mieć pełną rodzinę. Mają wspaniałe życie, którego im zazdrościłam. Piękny dom, praca, która zdecydowanie zadowala i ciąża. Marzę o takiej przyszłości z Dymitrem. Gdybym tylko była morojką...
Czy zawracam głowę?! Wtedy w życiu nie poznałabym zamkniętego w sobie, groźnego strażnika. Gdyby Dymitr był morojem...
To jednak idiotyzm. Wtedy by nawet nie opuścił Rosji. Nie miałby potrzeby.
-Rose, wiesz dlaczego tu przyjechałaś?- zagadnęła Sonia.
Pokręciłam głową. Nawet nie miałam czasu, żeby się nad tym zastanowić.
-Będziemy trenować- odpowiedziała z uśmiechem.
-Trenować?- zmarszczyłam brwi.
-Twój umysł- dodał Michaił.
Już wiedziałam, co będę robić w najbliższym czasie. Oczywiście nie mogłam przyjechać w odwiedziny do przyjaciół, póki nie umiałam się bronić na wszystkie możliwe sposoby.
-Nie możemy - odparłam szybko.- Jesteś w ciąży, a działanie ducha tylko ci zagraża. Teraz szczególnie.
-Nie przejmuj się tym- Sonia oparła mi ręce na ramionach i spojrzała w oczy jak troskliwa matka.- Umiem o siebie zadbać. Nie zgodziłabym się, gdyby coś zagrażało dziecku.
-Zgodziłaś się?- przerwałam z niedowierzaniem.- Kto zaproponował ci coś takiego?
-Wiele osób- uśmiechnęła się lekko.- Każda myślała, że dzwoni jako pierwsza. Masz dobrych ludzi wokół siebie. A teraz coś zjemy i weźmiemy się do pracy.
Siedziałam przy masywnym drewnianym stole i grzebałam w talerzu widelcem. Miałam pełno wątpliwości. Zupełnie nie wiedziałam, co czeka mnie na takim "szkoleniu".
-Co u Dymitra?- spytał Michaił.
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. On nic nie wie?! Może tak powinno zostać?! Dymitr chciałby aby nie było sensacji wokół jego osoby. Westchnęłam głęboko.
-Powinieneś do niego zadzwonić- zaczęłam.- Na pewno dowiesz się ciekawy rzeczy.
Przeniosłam wzrok na Sonię. On doskonale wiedziała, co robił Dymitr przez ostanie dni. Aż dziw, że rozmawiała o tym z Michaiłem. 
Moje wielkie wzbranianie się przed trenowaniem nie przyniosło rezultatów. Po posiłku ruszyłam za morojką do jednego z pokoi. Strażnik został w jadalni nie chcąc nam przeszkadzać.
Weszłyśmy do niewielkiego pomieszczenia stanowiącego biblioteczkę. Oprócz regałów były tu dwa fotele ustawione naprzeciwko siebie i średniej wielkości, okrągły stolik. Wyobraźnia podsunęła mi obraz Dymitra czytającego western. Idealnie by tu pasował.
-"Usiądź Rose"- odezwał się głos Soni w mojej głowie.
-Jak?- wydukałam.- Jak to możliwe?
-"Tego cię dzisiaj nauczę."
Klapnęłam na fotelu dalej nieświadoma czy tego dokonam. Wysoko ustawiła mi poprzeczkę. 

4 komentarze:

  1. Nareszcie !!! Przepraszam bo juz Cie okrzyczalam u Karingi :-) Mam nadzieje ze sie nie gniewasz :-P Rozdzial super tylko czemu Bog nie dal pierscionka ? Nauka obrony umyslu ... hmmmm to bedzie ciekawie :-) Czekam na next i zycze weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie. Co z tym pierścionkiem? Przecież się pogodził i powinni na nowo być narzeczeństwem. A ta nawet pierścionka nie ma. No proszę. Powiedziała Lord Ozera. Nie myślałam, że przejdzie jej to przez gardło. Następne wzruszające pożegnanie. Dimka zdrowiej i wracaj do swojej "narzeczonej". Albo ty Rose posłuchaj się Christiana i wracaj do ukochanego. Czego Abe może chcieć od Dymitra? I jak będzie wyglądać ten trening? Towarzysz jest w nich mistrzem. Czekam na następny i życzę weny.💖💖💖💖

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubię jak Romitri sie rozdziela... Ale ok, przeżyje... Chris mieszka u Rose w pokoju 😂😂😂😂 Dobre! Rose u Soni? Tego sie nie spodziewałam.
    Będzie dziś nowy?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem ciekawa jak Sonia ją będzie trenować. A cały czas się zastanawiam jak przebiegała misja Dymitra. Ciągle nie wiele o nie wiemy.

    OdpowiedzUsuń