Rany jak tak dalej pójdzie będę dziękować, co rozdział! Tym razem bardzo się cieszę, jeżeli ktoś czekał na dalszy ciąg! Rozdziały będą pojawiać się niesystematycznie, ponieważ jestem w rozjazdach.
__________________________________________________________________
Potwornie
swędziało mnie ucho. Rozdrażniona je podrapałam. Uczucie mnie
jednak nie opuściło. Jęknęłam przeciągając się. Nie chciałam
wstawać.
Całe moje nastawienie zmieniło się, gdy spojrzałam w
błyszczące, brązowe oczy.
-Dymitr!- wykrzyknęłam szczęśliwa.
Cmoknęłam go w policzek, słysząc jego cichy śmiech.
-Dzień dobry, śpiochu- mruknął.
Uśmiechnęłam się leniwie. Wtulając w jego ramię. Był ze mną! Może nie leżał cały i zdrowy, ale energia i zdecydowanie aż biło od niego. Cmoknęłam go w nagie ramię.
-Masz dzisiaj dzień całowania?- zaśmiał się Dymitr.
Miał zachrypnięty głos- pewnie przez wczorajsze rozmowy. Spojrzałam na jego twarz. Nie zauważyłam zmęczenia. Ułożyłam się na wysokości jego oczu.
-Mogę mieć - powiedziałam dotykając palcami jego ust.- Ale tylko ciebie.
Nachyliłam się i ucałowałam kącik jego ust. Odsunęłam się wstając.
-Pójdę po twojego lekarza i zaraz wracam- rzuciłam udając się do wyjścia.
Nie odwróciłam się, żeby spojrzeć na jego reakcje. Obawiałam się, że jeśli bym to zrobiła natychmiast zawróciłabym.
Na korytarzu było bardzo jasno. Musiałam przymrużyć oczy. Światło odbijało się od białej powierzchni na ścianach, suficie i podłodze. Przy recepcji siedziała ta sama kobieta, z którą rozmawiałam ostatnio.
-Jest już doktor Wood?- spytałam konkretnie, ponieważ chciałam jak najszybciej wrócić do Dymitra.
-Tak, tak- odpowiedziała.- Niedługo przyjdzie na kontrolę do pana...- zerknęła na listę pacjentów szukając nazwiska.
-Dymitr Bielikow- pomogłam jej.
Uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością.
-Wie pani, że piętro wyżej jest restauracja?- powiedziała z przejęciem.- Może tam pani coś zjeść. Powinna pani.
-Nie chcę wychodzić z tego pokoju- przyznałam.
Kobieta pokiwała głową. Sprawiała wrażenie osoby, która doskonale wszystko rozumie. Wróciłam do Dymitra, który leżał wpatrując się w sufit, gdy tylko weszłam odwrócił głowę w moją stronę. W krótkiej chwili napięcie zniknęło z jego bystrych oczu.
-Przypomniałeś sobie coś?- spytałam siadając na brzegu łóżka.
Kiwnął głową. Widziałam, że nie chce o tym mówić, ale miałam ogromną ochotę to z niego wyciągnąć. Wzięłam głęboki oddech.
-Witam, panią Hathaway!- odwróciłam się w kierunku drzwi.
W progu stał doktor Wood. Uśmiechał się serdecznie kiwając mu głową.
-Przekręciłem nazwisko?- zaśmiał się.
-Nie- odparłam uprzejmie wstając i ściskając mu dłoń.- Mam wyjść?
-Wykluczone- wtrącił Dymitr.
Stałam, więc z krzyżowanymi rękami na piersi i obserwowałam rutynowe działania lekarza. Najgorszy był moment, gdy poprosił Dymitra, żeby usiadł. Musiał założyć mu opatrunek na plecach. Chciałam zobaczyć jak wygląda ta rana.
-Dymitr!- wykrzyknęłam szczęśliwa.
Cmoknęłam go w policzek, słysząc jego cichy śmiech.
-Dzień dobry, śpiochu- mruknął.
Uśmiechnęłam się leniwie. Wtulając w jego ramię. Był ze mną! Może nie leżał cały i zdrowy, ale energia i zdecydowanie aż biło od niego. Cmoknęłam go w nagie ramię.
-Masz dzisiaj dzień całowania?- zaśmiał się Dymitr.
Miał zachrypnięty głos- pewnie przez wczorajsze rozmowy. Spojrzałam na jego twarz. Nie zauważyłam zmęczenia. Ułożyłam się na wysokości jego oczu.
-Mogę mieć - powiedziałam dotykając palcami jego ust.- Ale tylko ciebie.
Nachyliłam się i ucałowałam kącik jego ust. Odsunęłam się wstając.
-Pójdę po twojego lekarza i zaraz wracam- rzuciłam udając się do wyjścia.
Nie odwróciłam się, żeby spojrzeć na jego reakcje. Obawiałam się, że jeśli bym to zrobiła natychmiast zawróciłabym.
Na korytarzu było bardzo jasno. Musiałam przymrużyć oczy. Światło odbijało się od białej powierzchni na ścianach, suficie i podłodze. Przy recepcji siedziała ta sama kobieta, z którą rozmawiałam ostatnio.
-Jest już doktor Wood?- spytałam konkretnie, ponieważ chciałam jak najszybciej wrócić do Dymitra.
-Tak, tak- odpowiedziała.- Niedługo przyjdzie na kontrolę do pana...- zerknęła na listę pacjentów szukając nazwiska.
-Dymitr Bielikow- pomogłam jej.
Uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością.
-Wie pani, że piętro wyżej jest restauracja?- powiedziała z przejęciem.- Może tam pani coś zjeść. Powinna pani.
-Nie chcę wychodzić z tego pokoju- przyznałam.
Kobieta pokiwała głową. Sprawiała wrażenie osoby, która doskonale wszystko rozumie. Wróciłam do Dymitra, który leżał wpatrując się w sufit, gdy tylko weszłam odwrócił głowę w moją stronę. W krótkiej chwili napięcie zniknęło z jego bystrych oczu.
-Przypomniałeś sobie coś?- spytałam siadając na brzegu łóżka.
Kiwnął głową. Widziałam, że nie chce o tym mówić, ale miałam ogromną ochotę to z niego wyciągnąć. Wzięłam głęboki oddech.
-Witam, panią Hathaway!- odwróciłam się w kierunku drzwi.
W progu stał doktor Wood. Uśmiechał się serdecznie kiwając mu głową.
-Przekręciłem nazwisko?- zaśmiał się.
-Nie- odparłam uprzejmie wstając i ściskając mu dłoń.- Mam wyjść?
-Wykluczone- wtrącił Dymitr.
Stałam, więc z krzyżowanymi rękami na piersi i obserwowałam rutynowe działania lekarza. Najgorszy był moment, gdy poprosił Dymitra, żeby usiadł. Musiał założyć mu opatrunek na plecach. Chciałam zobaczyć jak wygląda ta rana.
Po chwili żałowałam swojej decyzji. Całą skórę
miał zaczerwienioną, jakby poparzoną. Gotową w każdej sekundzie
pęknąć, raniąc boleśnie. Przygryzłam wargę by nie wykrzywić
się z obrzydzenia.
-Bardzo boli?- spytałam z przejęciem nie odrywając wzroku od rany.
Dymitr pokręcił głową. Z odpowiedzią pospieszył lekarz.
-To jest ten etap oparzenia, kiedy nie odczuwa się bólu, a to znacznie gorzej. Wiemy jak poważne jest zranienie- Wood odsunął się od opatrunku i spojrzał na mnie.- Nie chcę by źle to zabrzmiało, ale miała pani bardzo dobrą reakcję.
Nie zrozumiałam, co chciał przez to przekazać. Lekarz musiał to zauważyć, ponieważ zaczął się tłumaczyć.
-Chciałem powiedzieć, że pani troska jest godna podziwu.
-Praca mnie tego nauczyła - odparłam z uśmiechem.
Wydawało mi się, że mężczyzna rozważa teraz czym się zajmuje. Badał mnie wzrokiem i starał się cokolwiek wydedukować.
-Jestem ochroniarzem- pomogłam mu.
Stwierdziłam, że będzie to dobre wytłumaczenie.
-Teraz, gdy pani powiedziała, wydaje mi się oczywistością - przyznał.- Musi być pani dobra w swoim fachu. Pan zajmuje się zapewne tym samym?- spojrzał na Dymitra.- Jak tylko tu pana przywieźli było po panu widać.
Dymitr kiwnął głową. Z dumą pomyślałam, że nawet człowiek musiał zauważyć jego postawę strażnika i to, kiedy był nieprzytomny.
-Jednak- Wood przeniósł wzrok na mnie- panią kieruje coś więcej niż obowiązek. Zwykle widząc poważne rany na ciele ukochanej osoby martwimy się o pozostałe ślady, taka wizja boli nas, nie cierpiącego. Pani pomyślała o bólu, którego nie jesteśmy w stanie poczuć. Kierowała panią troska.
Prychnęłam w duchu. Troska o Dymitra?! Tylko osoba nie znająca nas, mogła nam to powiedzieć. Oczywistym było, że troszczymy się o siebie, ale nie mówiliśmy o tym głośno, ponieważ to podopieczni powinni stać wyżej w tej hierarchii.
Spojrzałam na Dymitra. Miał poważną twarz- maska strażnika. Wywróciłam oczami.
Podeszłam do niego i odgarnęłam mu włosy z czoła.
-Ma pan rację- odparłam patrząc na lekarza.
Mężczyzna przyjrzał się nam, po czym zerknął na czarną podkładkę, z którą wszedł.
-Mam wyniki pana badań- odezwał się.
-Możemy wrócić do tego później?- przerwał mu Dymitr.
Skrzyżowałam ręce na piersi. Byłam zdenerwowana, że nikt nie chciał mnie powiadomić o jego stanie zdrowia. Dzięki temu wiedziałam jednak, że sprawa jest poważna.
Spojrzałam na Dymitra. Wpatrywał się w lekarza, czekając aż przytaknie. Niestety tak się stało. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Ależ nie ma problemu- mówiłam słodko.- Ja już wychodzę, proszę się mną nie przejmować - nachyliłam się nad Dymitrem.- Do jutra - szepnęłam cmokając go w polik.
Złapał mnie za rękę.
-Jak to "do jutra"?!- szepnął.
-W końcu musisz poznać wyniki badań - kontynuowałam głośno i wyraźnie.- Niczym się nie przejmuj. Będę na każde twoje wezwanie, które dotrze do Leight.
Odwróciłam się od łóżka i ruszyłam ku drzwiom.
-Rose, zaczekaj. Może pań przeczytać te wyniki?- usłyszałam za plecami pewny głos Dymitra.
Byłam zadowolona z efektu. Odwróciłam się i usiadłam na krześle przy łóżku chwytając Dymitra za rękę. Najchętniej usiadłabym na łóżku, całując go, ale zarówno Dymitr jak i lekarz nie czuliby się z tym dobrze. Dlatego musiał mi wystarczyć dotyk jego zimnych palców zaplątanych z moimi.
-Dobrze, więc - Wood chrząknął znacząco.- Rany goją się bardzo szybko, co niewątpliwie jest bardzo dobrą wiadomością. Tak samo jak stan żeber i brak ryzyka zakażenia. Za to ma pan problemy z krążeniem, tu wyniki nie zadowalają i...- lekarz powstrzymał się przez chwilę, po czym odzyskał rezon.- Przypomniał pan sobie?
-Niestety nie wszystko- przyznał Dymitr.
-Pana brak świadomości mieści się jeszcze w przewidywalnym czasie- w odpowiedzi Dymitr uprzejmie skinął mu głową.- Może pan odczuwać dzisiaj zawroty, ogólne osłabienie, ale to normalne. Zaraz przyjdzie pielęgniarka. Mógłbym prosić panią na moment?- spytał patrząc na mnie i wskazując drzwi.
Wstałam zaskoczona jego prośbą. Zamknęłam za nami i odwróciłam się do lekarza.
-O co chodzi?- odparłam pewnie, obawiając się w duchu, co chce przekazać.
-Pani obecności jest bardzo potrzebna,- zaczął Wood- jest niezwykle kojąca. Pan Bielikow ma lepsze wyniki badań, gdy o pani mówi, na panią patrzy, pani słucha. Zauważyliśmy to z personelem. Nawet, kiedy był nieprzytomny, a pani siedziała obok jego stan szybciej się unormował.
Uśmiechnęłam się ciepło. Bardzo chciałam wierzyć w te słowa, ale prawda była inna. Dymitr to dampir, który zdrowieje tak szybko, ponieważ charakteryzuje się tym nasza rasa. Dlatego szybko odzyskał przytomność, nie wdało się zakażenie. Jedyna osoba, która wpłynęła na jego zdrowie to Lissa uzdrawiająca mu rany na rękach.
-Do kiedy może pani zostać?- lekarz przerwał zapewne niezręczną dla niego chwilę ciszy.
-Jutro wyjeżdżam - odparłam.- Muszę wracać na uniwersytet. Poza pracą się uczę.
-Rozumiem. To daleko stąd?- pomyślałam, że pierwszy raz widzę, żeby lekarzowi zależało tak mocno na pacjencie.
-Daleko- powiedziałam nie chcąc zdradzać wszystkiego o sobie.
Mężczyzna kiwnął głową. Zapisał coś w swoich papierach i zapewnił, że jeszcze dzisiaj zajrzy do Bielikowa. Odszedł zostawiając mnie z niepoukładanymi myślami. Oparłam się o drzwi.
Czy powinnam zostać tu dłużej? Wood może mieć rację. W końcu sama widziałam na aparaturze reakcję Dymitra na mój głos, kiedy był nieprzytomny.
Otrząsnęłam się. Moje miejsce jest przy nim, więc co robię sama na korytarzu?! Nacisnęłam na klamkę.
Dymitr przyjrzał mi się uważnie. Wiedziałam, że po jednym spojrzeniu potrafi stwierdzić czy sytuacja była poważna.
-Dowiedziałam się czegoś ciekawego- powiedziałam siadając na brzegu łóżka.- O tobie.
Dymitr zmarszczył brwi. Jakby myśląc o tym, co mógł wiedzieć lekarz, a czego również nie wiedziałam ja.
-Podobno- zaczęłam odgarniając mu włosy w twarzy - twój stan poprawia się nie przez to, że jesteś dampirem, ale w dużej mierze dzięki mnie.
Zaśmiałam się. Dopiero po chwili zauważyłam, że Dymitrowi nie jest do śmiechu.
-Chyba w to nie wierzysz?!- zawołałam zaskoczona.
-Ja to doskonale wiem- odparł spokojnie patrząc mi w oczy.
-Dymitr! Ty?! Zawsze myślisz logicznie, masz głowę na karku! Wierzysz w jakieś bzdury wymyślone przez ludzi, ponieważ nie wiedzą o naszym istnieniu i usprawiedliwiają niezrozumiałe dla siebie fakty...- szukałam odpowiedniego słowa.- Pierdołami!
-Czym?- pytał spokojnie i poważnie, choć wydawało mi się, że widzę w jego oczach lekkie rozbawienie.
-Nie wiem jak to powiedzieć po Rosyjsku. Chodzi mi o banały, banialuki.
-Rose,- zasłonił oczy dłońmi, jakby nie chciał mi pokazać, że bawi go ta sytuacja- wiem, co to znaczy. Po prostu dziwi mnie fakt, że w to nie wierzysz.
-Są jakieś granice rozsądku- jęknęłam.
-Zawiodłem cię?- spytał poważnie.- Mam wrażenie, że chciałaś zobaczyć moją postawę strażnika, ale ja się zgadzam z tymi ludźmi.
Nie zawiódł mnie. Kochałam przecież każdy jego sposób zachowania.
-Jesteś jedyną osobą, która może mi udowodnić, że to prawda- powiedziałam prowokując go.
Wiedział, że ciężko mnie przekonać. Musi mieć argumenty, dowody.
-To zabrzmi banalnie, ale cię przekona- skrzyżowałam ręce na piersi ciekawa tego, co powie. Dymitr zawsze miał charakterystyczny sposób mówienia. Dzięki temu ludzie chcieli go słuchać.- Pamiętam dotyk twojej dłoni i przywitanie, mimo, że byłem nieprzytomny.
Nie przyznałam mu jak miła była ta wiadomość, za to jakaś część mnie chciała ją koniecznie podważyć.
-Równie dobrze mogła to być jakaś pielęgniarka- wzruszyłam ramionami.
-Nikt oprócz ciebie nie mówi: "Towarzyszu". Poza tym twojego dotyku nie mógłbym pomylić.
Zamrugałam parę razy. To dalej był Dymitr. A jednak tak mocno wierzący w to, co mówi, że ledwo go poznałam. W akademii nigdy nie widziałam, żeby udzielał jakiegoś wykładu z taką pewnością. Patrząc na niego ledwo mogłam przypomnieć sobie, że znaliśmy się w akademii.
-Nie wierzę, że miłość może zdziałać tak wiele- powiedziałam nie podważając jego argumentów.
-Wierzyłaś, że można odmienić strzygę - rzucił Dymitr.
-Właśnie- odparłam odwracając głowę.
Natychmiast poczułam się głupio. Z powrotem przeniosłam na niego wzrok. Oparł dłoń na moim policzku.
-Ciężko ci, prawda?- spytał miękko.
W odpowiedzi kiwnęłam głową.
-Chciałam, żebyś przyjechał w sobotę z Christianem. Poznał Liama i posłuchał o moim projekcie. Był zdrowy, bez jakichkolwiek zranień. Całe popołudnie bym cię całowała i przytulała, a ty byś się na to zgadzał. Musisz stąd wyjść jak najszybciej - powiedziałam rozglądając się po pomieszczeniu.- Nie pasujesz tutaj.
Dymitr usiadł obejmując mnie. Czułam bijące od niego ciepło i rytm serca. Zastanawiałam się czy przytulił pod wpływem żalu, czy potrzeby. Chwilowo obydwa bodźce na mnie oddziaływały.
-Bardzo boli?- spytałam z przejęciem nie odrywając wzroku od rany.
Dymitr pokręcił głową. Z odpowiedzią pospieszył lekarz.
-To jest ten etap oparzenia, kiedy nie odczuwa się bólu, a to znacznie gorzej. Wiemy jak poważne jest zranienie- Wood odsunął się od opatrunku i spojrzał na mnie.- Nie chcę by źle to zabrzmiało, ale miała pani bardzo dobrą reakcję.
Nie zrozumiałam, co chciał przez to przekazać. Lekarz musiał to zauważyć, ponieważ zaczął się tłumaczyć.
-Chciałem powiedzieć, że pani troska jest godna podziwu.
-Praca mnie tego nauczyła - odparłam z uśmiechem.
Wydawało mi się, że mężczyzna rozważa teraz czym się zajmuje. Badał mnie wzrokiem i starał się cokolwiek wydedukować.
-Jestem ochroniarzem- pomogłam mu.
Stwierdziłam, że będzie to dobre wytłumaczenie.
-Teraz, gdy pani powiedziała, wydaje mi się oczywistością - przyznał.- Musi być pani dobra w swoim fachu. Pan zajmuje się zapewne tym samym?- spojrzał na Dymitra.- Jak tylko tu pana przywieźli było po panu widać.
Dymitr kiwnął głową. Z dumą pomyślałam, że nawet człowiek musiał zauważyć jego postawę strażnika i to, kiedy był nieprzytomny.
-Jednak- Wood przeniósł wzrok na mnie- panią kieruje coś więcej niż obowiązek. Zwykle widząc poważne rany na ciele ukochanej osoby martwimy się o pozostałe ślady, taka wizja boli nas, nie cierpiącego. Pani pomyślała o bólu, którego nie jesteśmy w stanie poczuć. Kierowała panią troska.
Prychnęłam w duchu. Troska o Dymitra?! Tylko osoba nie znająca nas, mogła nam to powiedzieć. Oczywistym było, że troszczymy się o siebie, ale nie mówiliśmy o tym głośno, ponieważ to podopieczni powinni stać wyżej w tej hierarchii.
Spojrzałam na Dymitra. Miał poważną twarz- maska strażnika. Wywróciłam oczami.
Podeszłam do niego i odgarnęłam mu włosy z czoła.
-Ma pan rację- odparłam patrząc na lekarza.
Mężczyzna przyjrzał się nam, po czym zerknął na czarną podkładkę, z którą wszedł.
-Mam wyniki pana badań- odezwał się.
-Możemy wrócić do tego później?- przerwał mu Dymitr.
Skrzyżowałam ręce na piersi. Byłam zdenerwowana, że nikt nie chciał mnie powiadomić o jego stanie zdrowia. Dzięki temu wiedziałam jednak, że sprawa jest poważna.
Spojrzałam na Dymitra. Wpatrywał się w lekarza, czekając aż przytaknie. Niestety tak się stało. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Ależ nie ma problemu- mówiłam słodko.- Ja już wychodzę, proszę się mną nie przejmować - nachyliłam się nad Dymitrem.- Do jutra - szepnęłam cmokając go w polik.
Złapał mnie za rękę.
-Jak to "do jutra"?!- szepnął.
-W końcu musisz poznać wyniki badań - kontynuowałam głośno i wyraźnie.- Niczym się nie przejmuj. Będę na każde twoje wezwanie, które dotrze do Leight.
Odwróciłam się od łóżka i ruszyłam ku drzwiom.
-Rose, zaczekaj. Może pań przeczytać te wyniki?- usłyszałam za plecami pewny głos Dymitra.
Byłam zadowolona z efektu. Odwróciłam się i usiadłam na krześle przy łóżku chwytając Dymitra za rękę. Najchętniej usiadłabym na łóżku, całując go, ale zarówno Dymitr jak i lekarz nie czuliby się z tym dobrze. Dlatego musiał mi wystarczyć dotyk jego zimnych palców zaplątanych z moimi.
-Dobrze, więc - Wood chrząknął znacząco.- Rany goją się bardzo szybko, co niewątpliwie jest bardzo dobrą wiadomością. Tak samo jak stan żeber i brak ryzyka zakażenia. Za to ma pan problemy z krążeniem, tu wyniki nie zadowalają i...- lekarz powstrzymał się przez chwilę, po czym odzyskał rezon.- Przypomniał pan sobie?
-Niestety nie wszystko- przyznał Dymitr.
-Pana brak świadomości mieści się jeszcze w przewidywalnym czasie- w odpowiedzi Dymitr uprzejmie skinął mu głową.- Może pan odczuwać dzisiaj zawroty, ogólne osłabienie, ale to normalne. Zaraz przyjdzie pielęgniarka. Mógłbym prosić panią na moment?- spytał patrząc na mnie i wskazując drzwi.
Wstałam zaskoczona jego prośbą. Zamknęłam za nami i odwróciłam się do lekarza.
-O co chodzi?- odparłam pewnie, obawiając się w duchu, co chce przekazać.
-Pani obecności jest bardzo potrzebna,- zaczął Wood- jest niezwykle kojąca. Pan Bielikow ma lepsze wyniki badań, gdy o pani mówi, na panią patrzy, pani słucha. Zauważyliśmy to z personelem. Nawet, kiedy był nieprzytomny, a pani siedziała obok jego stan szybciej się unormował.
Uśmiechnęłam się ciepło. Bardzo chciałam wierzyć w te słowa, ale prawda była inna. Dymitr to dampir, który zdrowieje tak szybko, ponieważ charakteryzuje się tym nasza rasa. Dlatego szybko odzyskał przytomność, nie wdało się zakażenie. Jedyna osoba, która wpłynęła na jego zdrowie to Lissa uzdrawiająca mu rany na rękach.
-Do kiedy może pani zostać?- lekarz przerwał zapewne niezręczną dla niego chwilę ciszy.
-Jutro wyjeżdżam - odparłam.- Muszę wracać na uniwersytet. Poza pracą się uczę.
-Rozumiem. To daleko stąd?- pomyślałam, że pierwszy raz widzę, żeby lekarzowi zależało tak mocno na pacjencie.
-Daleko- powiedziałam nie chcąc zdradzać wszystkiego o sobie.
Mężczyzna kiwnął głową. Zapisał coś w swoich papierach i zapewnił, że jeszcze dzisiaj zajrzy do Bielikowa. Odszedł zostawiając mnie z niepoukładanymi myślami. Oparłam się o drzwi.
Czy powinnam zostać tu dłużej? Wood może mieć rację. W końcu sama widziałam na aparaturze reakcję Dymitra na mój głos, kiedy był nieprzytomny.
Otrząsnęłam się. Moje miejsce jest przy nim, więc co robię sama na korytarzu?! Nacisnęłam na klamkę.
Dymitr przyjrzał mi się uważnie. Wiedziałam, że po jednym spojrzeniu potrafi stwierdzić czy sytuacja była poważna.
-Dowiedziałam się czegoś ciekawego- powiedziałam siadając na brzegu łóżka.- O tobie.
Dymitr zmarszczył brwi. Jakby myśląc o tym, co mógł wiedzieć lekarz, a czego również nie wiedziałam ja.
-Podobno- zaczęłam odgarniając mu włosy w twarzy - twój stan poprawia się nie przez to, że jesteś dampirem, ale w dużej mierze dzięki mnie.
Zaśmiałam się. Dopiero po chwili zauważyłam, że Dymitrowi nie jest do śmiechu.
-Chyba w to nie wierzysz?!- zawołałam zaskoczona.
-Ja to doskonale wiem- odparł spokojnie patrząc mi w oczy.
-Dymitr! Ty?! Zawsze myślisz logicznie, masz głowę na karku! Wierzysz w jakieś bzdury wymyślone przez ludzi, ponieważ nie wiedzą o naszym istnieniu i usprawiedliwiają niezrozumiałe dla siebie fakty...- szukałam odpowiedniego słowa.- Pierdołami!
-Czym?- pytał spokojnie i poważnie, choć wydawało mi się, że widzę w jego oczach lekkie rozbawienie.
-Nie wiem jak to powiedzieć po Rosyjsku. Chodzi mi o banały, banialuki.
-Rose,- zasłonił oczy dłońmi, jakby nie chciał mi pokazać, że bawi go ta sytuacja- wiem, co to znaczy. Po prostu dziwi mnie fakt, że w to nie wierzysz.
-Są jakieś granice rozsądku- jęknęłam.
-Zawiodłem cię?- spytał poważnie.- Mam wrażenie, że chciałaś zobaczyć moją postawę strażnika, ale ja się zgadzam z tymi ludźmi.
Nie zawiódł mnie. Kochałam przecież każdy jego sposób zachowania.
-Jesteś jedyną osobą, która może mi udowodnić, że to prawda- powiedziałam prowokując go.
Wiedział, że ciężko mnie przekonać. Musi mieć argumenty, dowody.
-To zabrzmi banalnie, ale cię przekona- skrzyżowałam ręce na piersi ciekawa tego, co powie. Dymitr zawsze miał charakterystyczny sposób mówienia. Dzięki temu ludzie chcieli go słuchać.- Pamiętam dotyk twojej dłoni i przywitanie, mimo, że byłem nieprzytomny.
Nie przyznałam mu jak miła była ta wiadomość, za to jakaś część mnie chciała ją koniecznie podważyć.
-Równie dobrze mogła to być jakaś pielęgniarka- wzruszyłam ramionami.
-Nikt oprócz ciebie nie mówi: "Towarzyszu". Poza tym twojego dotyku nie mógłbym pomylić.
Zamrugałam parę razy. To dalej był Dymitr. A jednak tak mocno wierzący w to, co mówi, że ledwo go poznałam. W akademii nigdy nie widziałam, żeby udzielał jakiegoś wykładu z taką pewnością. Patrząc na niego ledwo mogłam przypomnieć sobie, że znaliśmy się w akademii.
-Nie wierzę, że miłość może zdziałać tak wiele- powiedziałam nie podważając jego argumentów.
-Wierzyłaś, że można odmienić strzygę - rzucił Dymitr.
-Właśnie- odparłam odwracając głowę.
Natychmiast poczułam się głupio. Z powrotem przeniosłam na niego wzrok. Oparł dłoń na moim policzku.
-Ciężko ci, prawda?- spytał miękko.
W odpowiedzi kiwnęłam głową.
-Chciałam, żebyś przyjechał w sobotę z Christianem. Poznał Liama i posłuchał o moim projekcie. Był zdrowy, bez jakichkolwiek zranień. Całe popołudnie bym cię całowała i przytulała, a ty byś się na to zgadzał. Musisz stąd wyjść jak najszybciej - powiedziałam rozglądając się po pomieszczeniu.- Nie pasujesz tutaj.
Dymitr usiadł obejmując mnie. Czułam bijące od niego ciepło i rytm serca. Zastanawiałam się czy przytulił pod wpływem żalu, czy potrzeby. Chwilowo obydwa bodźce na mnie oddziaływały.
Jejka jak szybko minął ten rozdział!!! Chce więcej!
OdpowiedzUsuńRose! Bałwanie! Oczywiste, że to ty wpływasz na Dymitra! To dzięki tobie on zdrowieje! I masz przy nim zostać! Dymitr wyzdrowieje tylko jeśli będzie z Tobą! No dalej! I nie miej do niego żalu, on i lekarz mówią prawdę. Ty na prawdę mu pomagasz!
Świetny rozdział. Już nie mogę się doczekać następnego! 😊
Rewelacja ! Tylko gdzie perscionek?! Oby szybko byl kolejny rozdzial!
OdpowiedzUsuńWspaniały. Rose, jaka podstępna. Ale jak może nie wierzyć w miłość. Przecież to od razu widać, ze ona jest jego najlepszym lekarstwem. I zgadzam się z Kasią. Gdzie pierścionek? Dawaj im go szybko. Rose masz nie wyjeżdżać. On cię potrzebuje. Szybciej wyzdrowieje i będzie robił co tylko chcesz, jeśli zostaniesz z nim. Przecież lekcje można nadrobić, a Lissa ma dobrą opiekę. Przecież nie zostawisz swojego towarzysza samego. No nie bądź zołzą.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i życzę weny.💖💖
Świetny, świetny, świetny i jeszcze raz świetny ! :D Czekam na następny ! <3
OdpowiedzUsuń~Zmey~
Jak Rose może wątpić, że swoją obecnością i miłością nie pomaga w powrocie do zdrowia?
OdpowiedzUsuń