-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Nic
mi nie jest. Nie przejmuj się - powiedziałam otwierając oczy.-
Dymitr!
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nigdzie go nie było. Wstałam z podłogi, na którą musiałam upaść podczas nieznośnego bólu.
-Rose?
Odwróciłam się gwałtownie. Robert Doru. W niezwykle dobrej formie. Niestety.
Zmarszczyłam brwi. Chciałam krzyczeć, co zrobił z Dymitrem, gdzie on jest i jak się czuje, ale to nie miało sensu. Znałam odpowiedzi na te pytania.
Wcale nie byłam w szpitalnym pomieszczeniu, choć wyglądało ono identycznie. Byłam w wizji utworzonej przez Avery lub samego Doru. Dymitr pewnie stara się mnie ocucić w prawdziwym pokoju.
Nie rozmawiałam jeszcze na temat Roberta z ani jedyną osobą, ale spodziewałam się, że misja Dymitra nie powiodła się. Teraz miałam dowód. Bo oto stał przede mną zdrowy moroj, bez najmniejszej choćby rany.
-Czego?- warknęłam wściekłe.
-Przysługi. Przynieś mi coś, co należy do Iwaszkowa- Doru wzruszył ramionami jakby właśnie pożyczył mi jakiś przedmiot z wielkiej łaski.
-Wolne żarty!- parsknęłam.
-Powiem ci wtedy jak uwolnić Wassylisę od mroku- szepnął.
Zawsze tego chciałam. Nie dałam jednak po sobie poznać.
-A przy okazji dalej będziesz próbował mnie zabić?- udałam, że znalazłam coś przejmującego w moich paznokciach.- Czemu już tego nie zrobisz?
-O to samo mogę spytać. Czemu Rosemarie Hathaway odważna strażniczka, lojalna przyjaciółka, arogancka kobieta, wierna kochanka i doskonała, nie bójmy się tego wymówić- zabójczyni, nie wykończy mnie w tak dogodnym momencie? Masz przy pasku srebrny sztylet- dodał jak zachętę.- A moje pochodzenie i krew morojów, nie jest dla ciebie przeszkodą. Za wielką czujesz do mnie nienawiść. Jednak odpowiedź jest prosta. Moja jest identyczna- ostatnie słowa szeptał, jakby się wstydził, że coś nas łączy.- Brak satysfakcji. A to nie tego szukamy w śmierci wroga. Dlatego zawrzyjmy układ - machnęłam ręką.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nigdzie go nie było. Wstałam z podłogi, na którą musiałam upaść podczas nieznośnego bólu.
-Rose?
Odwróciłam się gwałtownie. Robert Doru. W niezwykle dobrej formie. Niestety.
Zmarszczyłam brwi. Chciałam krzyczeć, co zrobił z Dymitrem, gdzie on jest i jak się czuje, ale to nie miało sensu. Znałam odpowiedzi na te pytania.
Wcale nie byłam w szpitalnym pomieszczeniu, choć wyglądało ono identycznie. Byłam w wizji utworzonej przez Avery lub samego Doru. Dymitr pewnie stara się mnie ocucić w prawdziwym pokoju.
Nie rozmawiałam jeszcze na temat Roberta z ani jedyną osobą, ale spodziewałam się, że misja Dymitra nie powiodła się. Teraz miałam dowód. Bo oto stał przede mną zdrowy moroj, bez najmniejszej choćby rany.
-Czego?- warknęłam wściekłe.
-Przysługi. Przynieś mi coś, co należy do Iwaszkowa- Doru wzruszył ramionami jakby właśnie pożyczył mi jakiś przedmiot z wielkiej łaski.
-Wolne żarty!- parsknęłam.
-Powiem ci wtedy jak uwolnić Wassylisę od mroku- szepnął.
Zawsze tego chciałam. Nie dałam jednak po sobie poznać.
-A przy okazji dalej będziesz próbował mnie zabić?- udałam, że znalazłam coś przejmującego w moich paznokciach.- Czemu już tego nie zrobisz?
-O to samo mogę spytać. Czemu Rosemarie Hathaway odważna strażniczka, lojalna przyjaciółka, arogancka kobieta, wierna kochanka i doskonała, nie bójmy się tego wymówić- zabójczyni, nie wykończy mnie w tak dogodnym momencie? Masz przy pasku srebrny sztylet- dodał jak zachętę.- A moje pochodzenie i krew morojów, nie jest dla ciebie przeszkodą. Za wielką czujesz do mnie nienawiść. Jednak odpowiedź jest prosta. Moja jest identyczna- ostatnie słowa szeptał, jakby się wstydził, że coś nas łączy.- Brak satysfakcji. A to nie tego szukamy w śmierci wroga. Dlatego zawrzyjmy układ - machnęłam ręką.
-Pakt z diabłem?
Nigdy- odparłam krzyżując ręce na piersi.
-Wassylisa będzie wolna. Ciebie nie przestanę prześladować, ale jeżeli zrobisz o co proszę... Nikt więcej nie ucierpi. Nie zależy mi na śmierci Królowej, moroja o szlachetnej krwi- lorda Ozery czy najlepszego strażnika- Bielikowa. Zależy mi na przeklętej smarkuli. Bez urazy- podszedł do mnie.- I co ty na to?
Bezpieczna Lissa z Christianem i Dymitr. Nie przepuszczę takiej okazji. Mój układ z Doru nie będzie ingerował w plan moich przyjaciół. Chyba, że...
-Nie- odpowiedziałam.- Wszyscy muszą być bezpieczni. Nie tylko ta trójka. Również moja rodzina, reszta przyjaciół i przyjaciele moich bliskich. I ich rodziny- dodałam myśląc o Bielikowach.
-No nie wiem- mruknął moroj.- Niektórzy z nich byliby przydatni.
Spojrzałam na niego z pogardą.
-Zanim się zgodzę może najpierw posłuchaj treści umowy- oznajmił Robert.- Musiałabyś mi przynieść coś, co prawdopodobnie znajduje się w Rosji. Gdy już pojedziesz tam ze swoim chłopakiem mogłabyś zajrzeć w pewne miejsce- zmarszczyłam brwi, gdy nazwał tak Dymitra.
-Mam przywieść ci jakąś pamiątkę któregoś z Iwaszkowów?!- oburzyłam się.
-Zgadza się.
-Wobec tego zgaduję, że będzie ona cenniejsza niż to, co mi oferujesz- wywróciłam oczami.
-Cenniejsza niż Lissa?! Cenniejsza niż twój ukochany?!
-Dobrze się bawisz śmiejąc się z mojego związku ze strażnikiem Bielikowem?!- wykrzyknęłam.- Nic i nikt nie jest cenniejszy od nich!
-Więc wiesz, co robić- Doru wyciągnął rękę w moją stronę.
-Nie mówisz o rzeczy Adriana?- upewniłam się.
-Nie mówię o niczym, co należy do twoich przyjaciół - zapewnił poirytowany.
Pewnie uścisnęła jego dłoń. W tej samej chwili ogarnęła mnie ciemność.
Otworzyłam oczy. Leżałam na podłodze w pomieszczeniu szpitalnym. Nade mną pochylał się zdenerwowany mężczyzna z troską w oczach. Chwyciłam go za kark i przyciągnęłam do siebie.
-Już dobrze- szepnęłam mu do ucha.- To minęło.
-Roza- Dymitr odsunął się ode mnie i przyjrzał mi się uważnie.
-Doru- odpowiedziałam na niewypowiedziane pytanie, które go pewnie dręczyło.
Widziałam zawziętość w jego oczach, wściekłość, która przeradzała się w furię. Napiął mięśnie, zacisnął szczękę i dłonie w pięści.
-Dymitr!- zawołałam.- Nie mieliśmy na to wpływu! Nic mi nie jest! Spójrz na mnie!- starałam się odwrócić jego twarz w kierunku swojej, ale za mocno się temu przeciwstawiał.- Kocham cię, a teraz potrzebuję wsparcia i twojej miłości. Czemu zostawiasz mnie z tym samą?!
Gwałtownie podniósł mnie z ziemi i położył na łóżku. Następnie sam obok położył się na boku. Głaskał mój policzek wierzchem dłoni. Jego wzrok złagodniał.
-Co to było?- spytał poważnie.
Zrezygnowana zauważyłam, że jeszcze się nie uspokoił. Miałam ochotę go pocieszyć. Potrząsnęłam głową by się otrzeźwić.
-Wizja wywołana mocą ducha- zamknęłam oczy nie chcąc widzieć jego zmartwionego spojrzenia.
Dymitr objął mnie ramieniem. Najchętniej wtuliłabym się w niego, ale nie chciałam sprawić mu bólu, a wiedziałam, że tak właśnie by było.
-Będę musiała wracać do Lehight- przyznałam cicho.
-Mowy nie ma. Zostajesz- ton Dymitra trochę mnie zdenerwował. Jakby był trenerem każącym mi biegać.- Nie pomożesz Lissie w takim stanie.
-Jakim?- spytałam unosząc się na łokciach.
Dymitr westchnął zrezygnowany. Miał pewnie dość ciągłego podważania jego zdania.
-Przepraszam- szepnęłam z powrotem się kładąc.- Nie chciałam cię martwić.
Jego oczy rozbłysły z niedowierzania.
-Rose, nie możesz się za to obwiniać- powiedział przekręcając mi twarz w swoją stronę. Widziałam jak się martwi, widziałam zaangażowanie i zadałam sobie sprawę, że tak było zawsze. Z wielką siłą powróciły do mnie wspomnienia z Akademii. Pamiętam chwile, gdy Dymitr wszystko ukrywał. Wydawał polecenia, a następnie z obojętnością zajmował się czymś innym- słuchał muzyki, czytał, leżał zamyślony, pisał jakieś notatki czy raporty. Bez względu na to, co robił charakteryzowało się to wdziękiem, pewnością, klasą. Były to czasy, kiedy dziwiło mnie, że może mi się podobać starszy trener. Uważałam, że to dlatego, że jest przystojny, seksowny, wysportowany, skrajnie opanowany lub agresywny, silny, pewny. Ze wstydem przypomniałam sobie rozmyślania o tym jak wykorzystuje te cechy w łóżku. Od jakiegoś czasu mogłam się o tym przekonać. Nigdy wcześniej nie powróciła do tej myśli, teraz mnie ona bardziej bawiła niż zawstydziła, a jednak nie mogłam mówić o niej na głos. Za to z uśmiechem pomyślałam, że będę się jeszcze musiała przekonać jak Dymitr wykorzystuje swoje cechy.
Na razie musiało mi wystarczyć, że przybliżyłam się całując go prosto w usta. Był zaskoczony- najwyraźniej sam o czymś myślał. Po chwili jednak odwzajemnił ten niezwykle przyjemny gest. Poczułam jego smukłe palce na mojej twarzy. Z prowokacją przygryzłam mu wargę. Dzięki temu pogłębił pocałunek wbijając mnie mocniej w poduszkę i pochylając się nade mną. Odsunęłam się zła na siebie, że musiałam przerwać. Wzięłam dwa ciężkie oddechy i ponownie przywarłam do jego warg. Jednak czułam, że mu nadal brakuje powietrza. O dziwo wzbraniał się przed tym, dlatego to ja musiałam się opamiętać. Obserwowałam jego twarz kręcąc głową.
-Nie mogę cię przecież udusić, Towarzyszu - upomniałam go.- Ludzie w twoim stanie nawet nie mówią- dodałam wskazując na jego żebra.
Nie odrywał wzroku od mojej twarzy. Nawet nie byłam pewna czy mnie słyszy.
-Czego on chciał?- spytał poważnie głaszcząc mój policzek.
Zmarszczyłam brwi. Jak to możliwe, że dalej będziemy o tym rozmawiać?! Potwornie chciałam uniknąć tego tematu.
-Rose, wiem, że to nieprzyjemne, ale proszę cię opowiedz mi o tym.
Westchnęłam zrezygnowana. Nie o to chodziło... Temat nie był nieprzyjemny- był niewygodny. Na tę chwilę musiałam ukryć przed Dymitrem, że mam jakiś układ z Doru. Po pierwsze widziałam jego reakcje, po drugie wiedziałam, że nigdy by mnie w tej kwestii nie poparł. Sama zastanawiałam się czy to nie czyste szaleństwo i w co właściwie się wpakowałam... Potrząsnęłam głową by się otrzeźwić i postanowiłam, że powiem wszystko omijając umowę, co było ciężkie biorąc pod uwagę, że tylko o tym rozmawialiśmy.
-Stworzył wizję tego pokoju- zaczęłam.- Gdy odzyskałam przytomność pomyślałam, że jesteś gdzieś obok- spojrzałam Dymitrowi prosto w smutne oczy. Zrobiło mi się niedobrze. Jego dłoń dalej gładziła uspokajająco moją twarz subtelnym dotykiem. Czułam, że będę żałowała tego, co zrobię.- Doru rozmawiał ze mną jakby chciał zyskać na czasie. Niestety wie, gdzie jesteśmy, ponieważ widział przeklętą salę szpitalną- uniosłam ręce i zakryłam twarz. Nie znoszę kłamać, szczególnie Dymitrowi. On posiada ten denerwujący czujnik czy mówię prawdę.
-Roza- powiedział delikatnie odsłaniając mi twarz.- Musimy wobec tego wracać na uczelnię. Każdy swoją, ale nie możesz zajmować się Królową w najbliższym czasie.
Martwił się. Musiałam coś szybko wymyślić, w końcu nie mogłam oznajmić: "Nie martw się Towarzyszu. Przez mój pakt z diabłem na razie nic nam nie grozi."
-Doru nic nie zrobi- mówiłam przejęta.- Podobno brakowałoby mu satysfakcji. A ty musisz zdrowieć- dodałam lżej.
Szczęka mu się napięła. Przez moment widziałam błysk czystej furii w jego oczach.
-O co chodzi?- spytałam przejeżdżając palcami po jego żuchwie.
-Jak on śmie! Oczekuje twojej śmierci dla satysfakcji?! I na co zrobiłaś, że pragnie ciebie pozbawić życia?! Akurat ciebie!- Dymitr był wściekły, ale starał się to ukryć.
Mimo, że wszystkie zdania przesycone były bólem lub niedowierzaniem, mówił spokojnie.
-Zabiłam mu brata- przypomniałam zarówno jemu jak i sobie.- Moroja, królewskiego pochodzenia.
-Sama mogłaś zginąć. Zagrażał ci, był poważnym przeciwnikiem.
-Był starym morojem, na miłość boską! Co Roberta obchodzi ryzyko śmierci jakieś młodej, nic nie wartej strażniczki?!- nie lubiłam wspominać tamtej sytuacji. Przed oczami wbrew mojej woli pojawił się parking.
-Nie powinnaś tak mówić- upomniał mnie.
-Nie powinnam?- uniosłam brwi, podpuszczając go.
-Nie możesz tak mówić - odparł. Wreszcie to wymówił. Jakiś zakaz, zmuszał mnie do czegoś.- Na twoim życiu najbardziej mi zależy. Dla żadnej osoby, którą razem znamy nigdy nie byłaś przypadkową strażniczką. Nikt nie dał ci tego odczuć. Nawet twoi wrogowie!- Dymitr chwycił moją twarz w dłonie.- Za dużo dla mnie znaczysz. Chciałbym żebyś to czuła.
-Mówiłam ci już, że czuję się przy tobie wyjątkowa - przypomniałam mu, chcąc go uspokoić.
-Ale czy najważniejsza?
I tu miałam dylemat. Jedna część mnie chciała natychmiast potwierdzić. Z drugiej jednak strony... Dymitr to szanowany strażnik i mimo, że jesteśmy razem powinnam być na drugim miejscu, zaraz po Christianie. Podopieczni powinni być najważniejsi, ogólnie moroje. Wiedziałam, że wielokrotnie Dymitr starał się przyswoić sobie tę zasadę, ale nie dawał rady. Jednak nie czułam się najważniejsza i wcale tego nie żądałam. W pełni rozumiałam, że w towarzystwie morojów, dampirów, ludzi, a już szczególnie strzyg Dymitr nie skupia na mnie głównej uwagi, mimo, że udaje.
-Wassylisa będzie wolna. Ciebie nie przestanę prześladować, ale jeżeli zrobisz o co proszę... Nikt więcej nie ucierpi. Nie zależy mi na śmierci Królowej, moroja o szlachetnej krwi- lorda Ozery czy najlepszego strażnika- Bielikowa. Zależy mi na przeklętej smarkuli. Bez urazy- podszedł do mnie.- I co ty na to?
Bezpieczna Lissa z Christianem i Dymitr. Nie przepuszczę takiej okazji. Mój układ z Doru nie będzie ingerował w plan moich przyjaciół. Chyba, że...
-Nie- odpowiedziałam.- Wszyscy muszą być bezpieczni. Nie tylko ta trójka. Również moja rodzina, reszta przyjaciół i przyjaciele moich bliskich. I ich rodziny- dodałam myśląc o Bielikowach.
-No nie wiem- mruknął moroj.- Niektórzy z nich byliby przydatni.
Spojrzałam na niego z pogardą.
-Zanim się zgodzę może najpierw posłuchaj treści umowy- oznajmił Robert.- Musiałabyś mi przynieść coś, co prawdopodobnie znajduje się w Rosji. Gdy już pojedziesz tam ze swoim chłopakiem mogłabyś zajrzeć w pewne miejsce- zmarszczyłam brwi, gdy nazwał tak Dymitra.
-Mam przywieść ci jakąś pamiątkę któregoś z Iwaszkowów?!- oburzyłam się.
-Zgadza się.
-Wobec tego zgaduję, że będzie ona cenniejsza niż to, co mi oferujesz- wywróciłam oczami.
-Cenniejsza niż Lissa?! Cenniejsza niż twój ukochany?!
-Dobrze się bawisz śmiejąc się z mojego związku ze strażnikiem Bielikowem?!- wykrzyknęłam.- Nic i nikt nie jest cenniejszy od nich!
-Więc wiesz, co robić- Doru wyciągnął rękę w moją stronę.
-Nie mówisz o rzeczy Adriana?- upewniłam się.
-Nie mówię o niczym, co należy do twoich przyjaciół - zapewnił poirytowany.
Pewnie uścisnęła jego dłoń. W tej samej chwili ogarnęła mnie ciemność.
Otworzyłam oczy. Leżałam na podłodze w pomieszczeniu szpitalnym. Nade mną pochylał się zdenerwowany mężczyzna z troską w oczach. Chwyciłam go za kark i przyciągnęłam do siebie.
-Już dobrze- szepnęłam mu do ucha.- To minęło.
-Roza- Dymitr odsunął się ode mnie i przyjrzał mi się uważnie.
-Doru- odpowiedziałam na niewypowiedziane pytanie, które go pewnie dręczyło.
Widziałam zawziętość w jego oczach, wściekłość, która przeradzała się w furię. Napiął mięśnie, zacisnął szczękę i dłonie w pięści.
-Dymitr!- zawołałam.- Nie mieliśmy na to wpływu! Nic mi nie jest! Spójrz na mnie!- starałam się odwrócić jego twarz w kierunku swojej, ale za mocno się temu przeciwstawiał.- Kocham cię, a teraz potrzebuję wsparcia i twojej miłości. Czemu zostawiasz mnie z tym samą?!
Gwałtownie podniósł mnie z ziemi i położył na łóżku. Następnie sam obok położył się na boku. Głaskał mój policzek wierzchem dłoni. Jego wzrok złagodniał.
-Co to było?- spytał poważnie.
Zrezygnowana zauważyłam, że jeszcze się nie uspokoił. Miałam ochotę go pocieszyć. Potrząsnęłam głową by się otrzeźwić.
-Wizja wywołana mocą ducha- zamknęłam oczy nie chcąc widzieć jego zmartwionego spojrzenia.
Dymitr objął mnie ramieniem. Najchętniej wtuliłabym się w niego, ale nie chciałam sprawić mu bólu, a wiedziałam, że tak właśnie by było.
-Będę musiała wracać do Lehight- przyznałam cicho.
-Mowy nie ma. Zostajesz- ton Dymitra trochę mnie zdenerwował. Jakby był trenerem każącym mi biegać.- Nie pomożesz Lissie w takim stanie.
-Jakim?- spytałam unosząc się na łokciach.
Dymitr westchnął zrezygnowany. Miał pewnie dość ciągłego podważania jego zdania.
-Przepraszam- szepnęłam z powrotem się kładąc.- Nie chciałam cię martwić.
Jego oczy rozbłysły z niedowierzania.
-Rose, nie możesz się za to obwiniać- powiedział przekręcając mi twarz w swoją stronę. Widziałam jak się martwi, widziałam zaangażowanie i zadałam sobie sprawę, że tak było zawsze. Z wielką siłą powróciły do mnie wspomnienia z Akademii. Pamiętam chwile, gdy Dymitr wszystko ukrywał. Wydawał polecenia, a następnie z obojętnością zajmował się czymś innym- słuchał muzyki, czytał, leżał zamyślony, pisał jakieś notatki czy raporty. Bez względu na to, co robił charakteryzowało się to wdziękiem, pewnością, klasą. Były to czasy, kiedy dziwiło mnie, że może mi się podobać starszy trener. Uważałam, że to dlatego, że jest przystojny, seksowny, wysportowany, skrajnie opanowany lub agresywny, silny, pewny. Ze wstydem przypomniałam sobie rozmyślania o tym jak wykorzystuje te cechy w łóżku. Od jakiegoś czasu mogłam się o tym przekonać. Nigdy wcześniej nie powróciła do tej myśli, teraz mnie ona bardziej bawiła niż zawstydziła, a jednak nie mogłam mówić o niej na głos. Za to z uśmiechem pomyślałam, że będę się jeszcze musiała przekonać jak Dymitr wykorzystuje swoje cechy.
Na razie musiało mi wystarczyć, że przybliżyłam się całując go prosto w usta. Był zaskoczony- najwyraźniej sam o czymś myślał. Po chwili jednak odwzajemnił ten niezwykle przyjemny gest. Poczułam jego smukłe palce na mojej twarzy. Z prowokacją przygryzłam mu wargę. Dzięki temu pogłębił pocałunek wbijając mnie mocniej w poduszkę i pochylając się nade mną. Odsunęłam się zła na siebie, że musiałam przerwać. Wzięłam dwa ciężkie oddechy i ponownie przywarłam do jego warg. Jednak czułam, że mu nadal brakuje powietrza. O dziwo wzbraniał się przed tym, dlatego to ja musiałam się opamiętać. Obserwowałam jego twarz kręcąc głową.
-Nie mogę cię przecież udusić, Towarzyszu - upomniałam go.- Ludzie w twoim stanie nawet nie mówią- dodałam wskazując na jego żebra.
Nie odrywał wzroku od mojej twarzy. Nawet nie byłam pewna czy mnie słyszy.
-Czego on chciał?- spytał poważnie głaszcząc mój policzek.
Zmarszczyłam brwi. Jak to możliwe, że dalej będziemy o tym rozmawiać?! Potwornie chciałam uniknąć tego tematu.
-Rose, wiem, że to nieprzyjemne, ale proszę cię opowiedz mi o tym.
Westchnęłam zrezygnowana. Nie o to chodziło... Temat nie był nieprzyjemny- był niewygodny. Na tę chwilę musiałam ukryć przed Dymitrem, że mam jakiś układ z Doru. Po pierwsze widziałam jego reakcje, po drugie wiedziałam, że nigdy by mnie w tej kwestii nie poparł. Sama zastanawiałam się czy to nie czyste szaleństwo i w co właściwie się wpakowałam... Potrząsnęłam głową by się otrzeźwić i postanowiłam, że powiem wszystko omijając umowę, co było ciężkie biorąc pod uwagę, że tylko o tym rozmawialiśmy.
-Stworzył wizję tego pokoju- zaczęłam.- Gdy odzyskałam przytomność pomyślałam, że jesteś gdzieś obok- spojrzałam Dymitrowi prosto w smutne oczy. Zrobiło mi się niedobrze. Jego dłoń dalej gładziła uspokajająco moją twarz subtelnym dotykiem. Czułam, że będę żałowała tego, co zrobię.- Doru rozmawiał ze mną jakby chciał zyskać na czasie. Niestety wie, gdzie jesteśmy, ponieważ widział przeklętą salę szpitalną- uniosłam ręce i zakryłam twarz. Nie znoszę kłamać, szczególnie Dymitrowi. On posiada ten denerwujący czujnik czy mówię prawdę.
-Roza- powiedział delikatnie odsłaniając mi twarz.- Musimy wobec tego wracać na uczelnię. Każdy swoją, ale nie możesz zajmować się Królową w najbliższym czasie.
Martwił się. Musiałam coś szybko wymyślić, w końcu nie mogłam oznajmić: "Nie martw się Towarzyszu. Przez mój pakt z diabłem na razie nic nam nie grozi."
-Doru nic nie zrobi- mówiłam przejęta.- Podobno brakowałoby mu satysfakcji. A ty musisz zdrowieć- dodałam lżej.
Szczęka mu się napięła. Przez moment widziałam błysk czystej furii w jego oczach.
-O co chodzi?- spytałam przejeżdżając palcami po jego żuchwie.
-Jak on śmie! Oczekuje twojej śmierci dla satysfakcji?! I na co zrobiłaś, że pragnie ciebie pozbawić życia?! Akurat ciebie!- Dymitr był wściekły, ale starał się to ukryć.
Mimo, że wszystkie zdania przesycone były bólem lub niedowierzaniem, mówił spokojnie.
-Zabiłam mu brata- przypomniałam zarówno jemu jak i sobie.- Moroja, królewskiego pochodzenia.
-Sama mogłaś zginąć. Zagrażał ci, był poważnym przeciwnikiem.
-Był starym morojem, na miłość boską! Co Roberta obchodzi ryzyko śmierci jakieś młodej, nic nie wartej strażniczki?!- nie lubiłam wspominać tamtej sytuacji. Przed oczami wbrew mojej woli pojawił się parking.
-Nie powinnaś tak mówić- upomniał mnie.
-Nie powinnam?- uniosłam brwi, podpuszczając go.
-Nie możesz tak mówić - odparł. Wreszcie to wymówił. Jakiś zakaz, zmuszał mnie do czegoś.- Na twoim życiu najbardziej mi zależy. Dla żadnej osoby, którą razem znamy nigdy nie byłaś przypadkową strażniczką. Nikt nie dał ci tego odczuć. Nawet twoi wrogowie!- Dymitr chwycił moją twarz w dłonie.- Za dużo dla mnie znaczysz. Chciałbym żebyś to czuła.
-Mówiłam ci już, że czuję się przy tobie wyjątkowa - przypomniałam mu, chcąc go uspokoić.
-Ale czy najważniejsza?
I tu miałam dylemat. Jedna część mnie chciała natychmiast potwierdzić. Z drugiej jednak strony... Dymitr to szanowany strażnik i mimo, że jesteśmy razem powinnam być na drugim miejscu, zaraz po Christianie. Podopieczni powinni być najważniejsi, ogólnie moroje. Wiedziałam, że wielokrotnie Dymitr starał się przyswoić sobie tę zasadę, ale nie dawał rady. Jednak nie czułam się najważniejsza i wcale tego nie żądałam. W pełni rozumiałam, że w towarzystwie morojów, dampirów, ludzi, a już szczególnie strzyg Dymitr nie skupia na mnie głównej uwagi, mimo, że udaje.
Dalej był poważny i opanowany.
-Nie- przyznałam zamykając oczy.-Ale to dobrze- dodałam pośpiesznie.- Masz w końcu rodzinę, pracę, pasję, obowiązki, przyjemności.
-A mogę powiedzieć, że mam ciebie?- spytał.
Jego oczy patrzyły prosto w moje. Najwyraźniej to była dla niego ważna kwestia.
-Zawsze- odparłam tonem podobnym do jego.- To mnie bardzo uszczęśliwi.
Uniósł lekko jeden z kącików ust. Przynajmniej tak mi się wydawało - przez brodę trudno było cokolwiek dostrzec.
Leżeliśmy w ciszy. Dźwięki z korytarza wcale do nas nie docierały, jedynym, który nam towarzyszył było tykanie zegara.
-Chciałabym wrócić jutro na uczelnię - przyznałam.- Będę mieć straszne zaległości i szkoda mi Lissy. Nie przejmę wszystkich swoich obowiązków, ale powinnam się uczyć.
-Najlepiej by było gdybyś widywała się z królową tylko w pokoju. Nie mogę dopuścić do sytuacji, kiedy zostałybyście we dwie z jakimś zagrożeniem. Obawiam się czy nie dopadłby cię Doru w tak niedogodnej chwili.
Pokiwałam głową. Jak na osobę, która chwilę wcześniej była temu przeciwna, Dymitr szybko się zgodził. Z wdzięczności cmoknęłam go w policzek, uśmiechając się szeroko.
-Dziękuje- odparłam ciepło wtulając się w jego szyje.- Bez twojej zgody nie wyjechałabym. Twoje zdanie bardzo się dla mnie liczy- mruczałam.
-To zaraz je zmienię- mruknął zanurzając twarz w moje włosy.
Zaśmiałam się cicho. Zachowywałam się jakby sytuacja z Doru nie miała miejsca. Dymitr również. Oboje przed sobą udawaliśmy.
-Nie- przyznałam zamykając oczy.-Ale to dobrze- dodałam pośpiesznie.- Masz w końcu rodzinę, pracę, pasję, obowiązki, przyjemności.
-A mogę powiedzieć, że mam ciebie?- spytał.
Jego oczy patrzyły prosto w moje. Najwyraźniej to była dla niego ważna kwestia.
-Zawsze- odparłam tonem podobnym do jego.- To mnie bardzo uszczęśliwi.
Uniósł lekko jeden z kącików ust. Przynajmniej tak mi się wydawało - przez brodę trudno było cokolwiek dostrzec.
Leżeliśmy w ciszy. Dźwięki z korytarza wcale do nas nie docierały, jedynym, który nam towarzyszył było tykanie zegara.
-Chciałabym wrócić jutro na uczelnię - przyznałam.- Będę mieć straszne zaległości i szkoda mi Lissy. Nie przejmę wszystkich swoich obowiązków, ale powinnam się uczyć.
-Najlepiej by było gdybyś widywała się z królową tylko w pokoju. Nie mogę dopuścić do sytuacji, kiedy zostałybyście we dwie z jakimś zagrożeniem. Obawiam się czy nie dopadłby cię Doru w tak niedogodnej chwili.
Pokiwałam głową. Jak na osobę, która chwilę wcześniej była temu przeciwna, Dymitr szybko się zgodził. Z wdzięczności cmoknęłam go w policzek, uśmiechając się szeroko.
-Dziękuje- odparłam ciepło wtulając się w jego szyje.- Bez twojej zgody nie wyjechałabym. Twoje zdanie bardzo się dla mnie liczy- mruczałam.
-To zaraz je zmienię- mruknął zanurzając twarz w moje włosy.
Zaśmiałam się cicho. Zachowywałam się jakby sytuacja z Doru nie miała miejsca. Dymitr również. Oboje przed sobą udawaliśmy.
Dzieje się, plącze się. Mam wrażenie, że nie wyjdzie im to na dobre...
OdpowiedzUsuńRose wpakowala sie po same uszy w klopoty zawierajac umowe z Doru i wcale mi sie to nie podoba :-( Oby ci co ochraniaja Rose szybko cos wymyslili ! Czekam na next
OdpowiedzUsuńPo chwili sielanki nowe kłopoty na horyzoncie. Ciekawa jestem o jaki przedmiot chodzi i dlaczego tak ważny jest dla Roberta.
OdpowiedzUsuń