Najciszej
jak mogłam nacisnęłam na klamkę. Najciszej jak mogłam otworzyłam
drzwi. Najciszej jak mogłam zamknęłam je za sobą i najciszej jak
mogłam szłam w kierunku fotela naprzeciwko łóżka Dymitra.
-Rose, co ty robisz?
Podskoczyłam słysząc cichy głos. Spojrzałam na łóżko. Dymitr leżał uważnie mnie obserwując. Wydawało mi się, że był lekko rozbawiony.
-Myślałam, że śpisz - odpowiedziałam wzruszając ramionami i siadając na fotelu.
-Nic innego nie robię w ostatnim czasie. Nie wracasz na noc do hotelu?- zdziwił się.
-Zostanę tutaj- pogładziłam dłonią oparcie fotela.
-Nie- powiedział pewnie. Zaskoczona zmarszczyłam brwi.- Nie będziesz siedzieć tak daleko-
odetchnęłam z ulgą.
Usiadłam na brzegu łóżka. W duchu cieszyłam się, że mogę czuć ciepło jego ciała przy swoim. Chciał się wyprostować, ale oparłam dłoń na jego piersi i powstrzymałam go.
Odezwaliśmy się z Dymitrem w jednym momencie. Zaśmiałam się nerwowo.
-Przepraszam, mów - odparł zachęcająco.
-Nie zasłużyłeś na to- uniosłam bezradnie ręce rozglądając się po pokoju.- Na nic złego nie zasłużyłeś. To moja wina.
-Nigdy tego nie powtarzaj- przerwał mi stanowczo.- Żałuję, że oglądasz mnie w takim stanie. Nie chcę, żebyś widziała mnie słabego.
-Własnie nie!- wykrzyknęłam.- Nie wyglądasz słabo. Cała ta ponura rzeczywistość z tobą kontrastuje. Na twarzy i rekach nie masz żadnych ran, a po szyję jesteś przykryty kołdrą. Wyglądasz przystojnie, seksownie. Jedynie broda i włosy w nieładzie odbiegają od twojego codziennego wyglądu.
-Może nie wyglądam źle, ale tak się czuję i nie powtarzaj mi tylko, że to twoja wina.
-Póki w twoich oczach widzę troskę o innych jesteś silny. W życiu nie spotkałam, kogoś choćby równie silnego jak ty- z trudem przełykałam łzy.- Muszę sobie przypominać, że nie mogę cię dotknąć.
-Rose,- zaczął uspokajająco - za niczym tak mocno nie tęsknię jak twoim dotykiem.
-Ale to będzie cię boleć, a ja cierpię razem z tobą - mówiłam pomiędzy nerwowymi, przerywanymi oddechami.
-To wiesz również, że teraz cierpimy bardziej. Pokażę ci te rany. Będziesz wiedziała na co musisz uważać.
Pokiwałam głową mimo, że obawiałam się tego widoku. Dymitr szybko odgarnął kołdrę. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie ma koszulki. Cały jego tors, brzuch były w siniakach. Po śniadej skórze tak podobnej do mojej nie został najmniejszy ślad. Na wysokości żeber miał straszne rany. Jakby ktoś uderzał go jakąś metalowa rurą. Dziękowałam Bogu, że ma tylko poobijane żebra. Na boku miał spory opatrunek zaklejony plastrami. Dymitr widząc, że mu się przyglądam, odkleił go. Miał zaszytą ranę większą od mojej dłoni. Nachyliłam się nad zranieniem i delikatnie ucałowałam każdą czarną nitkę. Następnie przeniosłam się na ogromne sińce. Dopiero, gdy skończyłam odsunęłam się od niego.
-Roza- szepnął.
Nachyliłam się nad jego twarzą. Zobaczyłam na niej kroplę wody. Staram ją opuszkami palców. Łza musiała mi skapnąć prosto z oka na jego policzek. Spojrzałam na jego usta. Jęknęłam w duchu. Były w nienaruszonym stanie. Dymitr uśmiechnął się lekko. A jednak nie tylko w duchu jęknęłam...
-Wargi nie będą cię boleć, prawda?- miałam nadzieję, że mimo swojego stanu spytałam zalotnie.
W odpowiedzi położył rękę na moim karku i przyciągnął mnie do siebie. Całował powoli, namiętnie. Jakby chciał się delektować naszą chwilą. Uśmiechnęłam się przy tym. Niemalże widziałam naszą więź- porozumienie. Tęskniłam za Dymitrem tak mocno, że pocałunek przestał mi wystarczać. On musiał odczuwać to samo. Wsunął dłonie pod moją koszulkę niespokojnie przesuwając je po moich plecach. Przeniosłam nogę nad jego ciałem. Nie siedziałam na nim okrakiem, tylko klęczałam. Oparłam ręce na jego ramionach i jeszcze mocniej wpiłam się w jego wargi. Odsunęłam się od dopiero, gdy zabrakło mi tchu.
-Nigdy więcej tego nie rób - westchnął Dymitr przeczesując dłonią włosy.
-Mamy się nie całować?- wysapałam patrząc mu w oczy.
-Mamy się nie rozdzielać - powiedział poważnie.- Następnym razem, gdy będziesz chciała mnie zostawić, nie wyjdzie ci tak łatwo. Pójdę za tobą choćbym miał złamane obydwie nogi.
Najgorsze było to, że nie żartował. Jednak... nie to było najgorsze. "Następnym razem..."- zabolał mnie ten zwrot. Zasłużyłam na te słowa, ale nie pomyślałam, że Dymitr rozważał, iż postąpiłabym tak ponownie.
-Naprawdę sądziłaś, że znajdę sobie kogoś innego?!- Bielikow przerwał moje rozmyślania.- Że jeśli mnie zostawiłaś to przestanę się o ciebie troszczyć?!- mówiąc przeniósł dłonie na moje uda.- Że moja rodzina będzie tolerowała inną partnerkę?!
-Skoro mnie tolerują...- mruknęłam.
-Jesteś wyjątkowa, a dziewczyny cię nie tylko tolerują. Karolina cię lubi, wręcz uwielbiaja!- Dymitrowi aż błyszczały oczy, gdy mówił nie dbałam czy to przez dumę, czy wspomnienie bliskich.
-Zależy mi na względach tylko jednej osoby o nazwisku Bielikow- odparłam cicho, nie była to jednak prawda. W myślach skakałam z radości, że ta szczególna, pełna ciepła rodzina mnie polubiła.
-Lepiej żebyś mówiła o mojej babce- w odpowiedzi zaśmiałam się kręcąc głową.
Wyglądał pięknie. Miał poważną minę, ale żartował i rozważał wszystko w tak charakterystyczny dla siebie sposób. Jego dłonie błądziły po moich nogach, a oczy wpatrywał się we mnie z uwielbieniem jak u zakochanego nastolatka.
-Cieszę się, że...- przerwałam nagle.
Właśnie! Dlaczego niby poprawił mi się humor?! Byliśmy w szpitalu, Dymitr był ciężko ranny, musieliśmy niedługo się rozstać. A ja się cieszę?!
Skupione, ciemne oczy wpatrywały się we mnie oczekując dalszej części wypowiedzi. W końcu odezwał się jednak, zdając sobie sprawę jak bardzo czuję się zagubiona.
-Powiem ci, co mnie cieszy- mówiąc to zaplótł nasze palce.- Mogę wypocząć, każdy jest na moje wezwanie obojętne o jakiej porze, gdy już poczuje się lepiej pewnie zaczną przynosić mi posiłki. Może już tak robią. Sprawdzimy?- uniósł brew z lekkim uśmiechem.
Zaśmiałam się.
-Wcale tak nie myślisz. Przecież nie lubisz siedzieć bezczynnie, wolisz czuć się potrzebny. Pewnie nie jesteś tu szczęśliwy... Aż dziw, że zaraz po przebudzeniu nie wstałeś z łóżka!
-Wstałem- mruknął cicho.- W jednym tylko nie masz jednak racji: jestem szczęśliwy- spojrzałam na niego zdziwiona.- Żyję- wywróciłam oczami, kiedy zaczął.- Rose, mówię serio. To dla mnie powód do radości. Nie okazuje jej jakoś szczególnie, ale ją czuję. Oprócz tego, że żyję...
-Jeszcze raz powtórzysz to słowo, a cię uduszę - przerwałam mu.- Wymawiałam je w myślach
najczęściej przez ostatnie dnie, tylko poprzedzało je: "czy"- moje zdanie skutecznie uciszyło Dymitra. Patrzył na mnie z bólem i czułością.- Kochanie, mów dalej- ponagliłam go.
Wziął głęboki oddech- zapomniałam już jak musiała go męczyć rozmowa z tak poobijanymi żebrami. Na jego miejscu bym nie otwierała ust.
-Jestem tu z Rose Hathaway. Moją mądrą, wyjątkową, piękną dziewczyną- przejechał palcami po moim obojczyku. Poczułam rozchodzące się po ciele ciepło.- Jeszcze mówi do mnie "kochanie", a ja mogę się jej choć trochę odwdzięczyć.
Przyciągnął mnie do siebie, uśmiechnęłam się szeroko zanim dotknął ustami moich warg.
Oparłam dłoń na policzku Dymitra. Czułam jak jego silne ramiona obejmują mnie w pasie. Nagle odsunęłam się od niego. Można powiedzieć, że miałam chwilę nieuwagi, dlatego dopiero teraz zauważyłam, że Dymitr usiadł na łóżku, a ja na jego nogach.
-Musisz się położyć - upomniałam go. - Twój organizm tego potrzebuje.
Spojrzałam mu w oczy. Wyrażały podziw i pożądanie. Znów zapragnęłam go pocałować.
Jestem pewna, że to zauważył. Uniósł lekko kącik ust w swoim niby uśmiechu. Czułam jak jego dłonie gładzą moje plecy. Schował twarz w moich włosach i zaczął całować szyję. Następnie drażnił się ze mną łaskocząc nosem. Odruchowo wzdrygnęłam się i uniosłam lekko ramię.
-Dymitr!- zawołałam przy tym.- Do czego ty zmierzasz?!- wiedziałam, że niewiele brakuje, a zaraz stracę zdrowy rozsądek.-Zwolnij, Towarzyszu - starałam się skupić, odwrócić jego uwagę.
Przesuwał się ustami w kierunku moich warg. Zanim ponownie zdążyłam się odezwać znalazł mi lepsze zajęcie. Objął mnie w talii i mocno przycisnął do siebie. Brakowało mi tchu i zdziwiło mnie jak wiele miał siły. Nigdy nie wątpiłam, że silniejszego od niego mężczyzny nie znam, ale teraz dołączyła do tego zachłanność, tęsknota.
-Dymitr- powiedziałam niewyraźnie.- Dym...- przerwał mi ponownie pocałunkiem.
Delikatnie oparłam ręce na jego piersi i popchnęłam go na poduszki. Dalej pochylałam się nad nim okrakiem, jednak ledwo powstrzymałam się by nie usiąść. Dymitr coraz bardziej unosił moją koszulkę. Odsunęłam się od niego.
-Przecież to szaleństwo - dyszałam patrząc mu w oczy.- Jesteśmy strażnikami. Przebywamy w szpitalu. Ty nie masz...- chciałam powiedzieć: siły, ale się powstrzymałam.- Powinieneś w tym stanie jedynie leniuchować. Poza tym to czyste szaleństwo!- powtórzyłam wstając.
Kiedy już stanęłam pewnie na nogach spojrzałam na niego.
-Mamy teraz wolne- zaczął.- Nikogo nie musimy pilnować. Nikt nam nie przeszkadza.
-Nie myślisz racjonalnie!- zawołałam.- Twój lekarz by mnie udusił, gdybym się z tobą kochała dzień po operacji!
-Niech by tylko spróbował. Choć myślę, że byłby wdzięczny, że pracujesz nad moją kondycją.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Pokręciłam głową rozbawiona i ruszyłam do drzwi. Stając przy nich przekręciłam klucz w zamku.
Usiadłam na krześle obok jego łóżka i popatrzyłam na niego szczęśliwa.
-Kto by pomyślał, że potrafisz być nieodpowiedzialny- szepnęłam z uśmiechem.
-To nie byłaby żadna nieodpowiedzialność. W ciąże byś przez to nie zaszła- po jego słowach twarz mi stężała.
Wiedziałam, że chciał zażartować. Był jedyną osobą, która mogła na ten temat mówić ze mną otwarcie. Jednak teraz przyszła mi do głowy przykra kwestia...
-Liam- szepnęłam myśląc o projekcie.
-Liam?!- powtórzył Dymitr marszcząc brwi.
-Zapomnij- machnęłam ręką.- Później do tego wrócimy.
-Chyba nie planujesz niespodziewanego zerwania?- spytał złośliwie.
Spojrzałam na niego zdenerwowana i zdziwiona, chociaż rozumiałam jego zachowanie. Gdyby on wymówił imię jakiejś kobiety przy okazji słowa: "ciąża", nie ręczyłabym za siebie.
-To mój nauczyciel!- oburzyłam się.
-A ja kim niby byłem?!- odparł zirytowany.
Inaczej...
-On nie jest strażnikiem Dymitrem Bielikowem- zaczęłam.- A jedna z moich zasad głosi: zazdrosny Rosjanin albo nikt.
Dymitr pokręcił głową zaciskając nasze palce.
-Masz rację - przyznał.- Jestem zazdrosny.
-I bardzo mnie to cieszy- powiedziałam cmokając go w policzek.- Ale ty nawet nie próbuj wymówiać z westchnieniem imię jakiejś kobiety- dodałam grożąc żartobliwie palcem.
-Roza- westchnął.
-Są wyjątki - oznajmiłam weselej.
-Kocham cię- były to najgłośniejsze słowa jakie wymówił przez ostatnie godziny.
Dobrze wiedziałam, co czuje. Tym razem to wyznanie sprawiło jednak, że przestałam nad sobą panować. Wręcz agresywnie zaczęłam go całować. Miałam wrażenie, że tylko na to czekał. Chwyciłam jego twarz w dłonie i przejeżdżałam kciukami po jego policzkach. Broda przestała mi już przeszkadzać. Wiedziałam, że Dymitr gotowy był zapomnieć o tym, gdzie jest i w jakim stanie. Liczyliśmy się tylko my.
-Koniec- mruknęłam odsuwając się od niego.- Dymitr, dlatego, że cię kocham nie pozwolę ci na to. Musisz spać. Im szybciej wrócisz do zdrowia tym szybciej do tego wrócimy. Możesz mi wierzyć, że mało czego tak pragnę jak twojego dotyku i proszę nie patrz tak na mnie.
Pożądanie biło z jego oczu jakby ktoś użył na nim uroku. Zamrugał parę razy i narzucił maskę strażnika. Wiedziałam, że robi to byśmy za moment ponownie nie stracili panowania.
Spojrzałam na zegarek. Przeklęłam w duchu zdając sobie sprawę jak jest późno.
-Dobranoc- szepnęłam całując go w czoło.
Opadłam na krzesło przy łóżku i chwyciłam jego dłoń. Wpatrywaliśmy się w siebie. Żadne nie chciało spać. Słyszałam głośne tykanie zegara. Wszystko w tym pokoju- oprócz Bielikowa, wydawało mi się nieistotne. Wolałam siedzieć tak do rana, niż mieć powtórkę z rozrywki podobną do tej z hotelu, do którego zawiózł mnie Abe.
-Dlaczego będziesz się tak męczyć ?- szepnął Dymitr zauważając, że nie mam ochoty usnąć.
-Miałam już dzisiaj zły sen- przyznałam.
Pogładził czule moja dłoń.
-Co ci się śniło?- spytał z troską.
Nie chciałam go martwić - mało mu jeszcze problemów?! Z drugiej strony bardziej się przejmie jak się nie przyznam.
-Ty- odparłam cicho.
-Nowosybirsk?
-Nie!- wykrzyknęłam.- Ile razy masz w życiu jeszcze usłyszeć to zdanie zanim zrozumiesz?! To nie byłeś ty! Śniłeś mi się zdrowy, silny, mądry, przystojny, odważny.
-I ta wyidealizowana wersja mnie cię przeraziła?- uniósł brew, nie skomentowałam tego.
-Flirtowałeś z jakąś morojką, a ja byłam dziwką sprzedającą krew- wyrzuciłam to z siebie.
Patrzył na mnie zaszokowany. Sama miałam podobną minę, ponieważ raczej nie widziałam, żeby okazywał emocje.
-Położysz się obok mnie?- spytał.- Tylko na moment- dodał obawiając się, że zacznę protestować.
Wsunęłam się na miejsce, które mi zrobił. Potrzebowałam jego ciepła i wsparcia.
Opieraliśmy głowy na jednej poduszce patrząc sobie w oczy. Dymitr założył mi włosy za ucho. Z napięciem czekałam na to, co powie.
-Co w tej chwili czujesz?- odezwał się w końcu.
-Nie dam rady skupić się na odpowiedzi. Rozpraszasz mnie- odezwałam się nieśmiało.- Dzięki tobie, czuje się wyjątkowa...
Dymitr uśmiechnął się i to tym pięknym uśmiechem, który był tak rzadki. Odsłonił rząd równych, białych zębów.
-Nie ma drugiej kobiety na tym świecie, która czułaby się przy mnie wyjątkowa. Nawet w mojej rodzinie- mówił poważnie i spokojnie.- Dlatego żadna, oprócz ciebie nie wytrzymałaby ze mną długo. Nie chcę, żadnej innej.
Najdelikatniej jak mogłam oparłam ręce na jego piersi i wtuliłam twarz w jego szyję.
-Gdyby ciebie nie było -szepnęłam, ale zrezygnowałam z tak absurdalnej analizy.- Och! Życie byłoby bezsensu!
-I tak byłabyś świetną strażniczką - powiedział uspokajająco.
-Byłabym dziwką sprzedającą krew!
-Nie mów tak, to nieprawda - odsunął się na tyle by patrzeć mi w oczy.
-Kirowa by o to zadbała. W końcu gdyby nie ty, nie skończyłabym szkoły.
-Stan by mnie zastąpił- wzdrygnęłam się na samo nazwisko strażnika.
-On ci nie dorasta do pięt!- zawołałam unosząc się na łokciu.
-Zamiast mnie dowartościowywać i obrażać jednego ze swoich nauczycieli, może się przytulisz?- Dymitr uniósł brew. Wydawał się rozdrażniony i ubawiony zarazem.
Położyłam się z powrotem i kiedy ułożył się na boku objęłam go pasie. Nie pamiętam, żebym kiedyś tak go przytulała. Przesunęłam dłonią po jego nagiej skórze na plecach. Wyczułam kolejne szwy. Podziałały jak kubeł zimnej wody. Odsunęłam się szybko.
-Rose?- spytał poważnie Dymitr.- Co się stało? O co chodzi?
-To cię boli- jęknęłam.- Przepraszam.
-Roza, spokojnie- zaczął, ale mu przerwałam.
-Nie okazujesz cierpienia. Zawsze jesteś silny, ale teraz to głupota. I co ty masz na tych plecach?!- poczułam dreszcze.
-Tam też mam rany- wytłumaczył szybko.- Nie myśl o tym. Cała ta wyprawa była idiotyzmem. Nie wziąłem pod uwagę jak bardzo będziesz cierpieć z mojego powodu. Obiecuję ci, że nie wyruszę na następną.
-Następną?!- zawołałam siadając.
Niemalże pochłaniałam go wzrokiem. Piękne oczy wpatrywały się we mnie z przejęciem. Zauważyłam, że się spiął.
Krążyłam dłońmi po jego ramionach. Nie ośmieliłam się dotknąć torsu czy brzucha. Dymitr leżał nieruchomo.
-Pamiętaj o oddychaniu- szepnęłam- i nie napinaj mięśni, a teraz się skup. Jak tylko wrócisz do czynnej służby masz dzwonić codziennie. Jeżeli zdarzy się, że tego nie zrobisz natychmiast porozmawiam z Christianem. Poza tym, twój podopieczny powiadomi mnie, gdy weźmiesz wolne.
-Nie zrobię ci więcej czegoś takiego - powiedział poważnie głaszcząc moje dłonie.
-Nie obchodzi mnie, co w tej chwili myślisz. Mój mentor uświadomił mi kiedyś, że podczas zagrożenia osoby, którą się kocha, nie myśli się jasno. Więc kto wie, co ci strzeli do głowy- opadłam na miejsce obok niego.
Objął mnie ramieniem i cmoknął w czoło.
-Zdecydowanie cię kocham, Rose-szepnął rozbawiony.
-Rose, co ty robisz?
Podskoczyłam słysząc cichy głos. Spojrzałam na łóżko. Dymitr leżał uważnie mnie obserwując. Wydawało mi się, że był lekko rozbawiony.
-Myślałam, że śpisz - odpowiedziałam wzruszając ramionami i siadając na fotelu.
-Nic innego nie robię w ostatnim czasie. Nie wracasz na noc do hotelu?- zdziwił się.
-Zostanę tutaj- pogładziłam dłonią oparcie fotela.
-Nie- powiedział pewnie. Zaskoczona zmarszczyłam brwi.- Nie będziesz siedzieć tak daleko-
odetchnęłam z ulgą.
Usiadłam na brzegu łóżka. W duchu cieszyłam się, że mogę czuć ciepło jego ciała przy swoim. Chciał się wyprostować, ale oparłam dłoń na jego piersi i powstrzymałam go.
Odezwaliśmy się z Dymitrem w jednym momencie. Zaśmiałam się nerwowo.
-Przepraszam, mów - odparł zachęcająco.
-Nie zasłużyłeś na to- uniosłam bezradnie ręce rozglądając się po pokoju.- Na nic złego nie zasłużyłeś. To moja wina.
-Nigdy tego nie powtarzaj- przerwał mi stanowczo.- Żałuję, że oglądasz mnie w takim stanie. Nie chcę, żebyś widziała mnie słabego.
-Własnie nie!- wykrzyknęłam.- Nie wyglądasz słabo. Cała ta ponura rzeczywistość z tobą kontrastuje. Na twarzy i rekach nie masz żadnych ran, a po szyję jesteś przykryty kołdrą. Wyglądasz przystojnie, seksownie. Jedynie broda i włosy w nieładzie odbiegają od twojego codziennego wyglądu.
-Może nie wyglądam źle, ale tak się czuję i nie powtarzaj mi tylko, że to twoja wina.
-Póki w twoich oczach widzę troskę o innych jesteś silny. W życiu nie spotkałam, kogoś choćby równie silnego jak ty- z trudem przełykałam łzy.- Muszę sobie przypominać, że nie mogę cię dotknąć.
-Rose,- zaczął uspokajająco - za niczym tak mocno nie tęsknię jak twoim dotykiem.
-Ale to będzie cię boleć, a ja cierpię razem z tobą - mówiłam pomiędzy nerwowymi, przerywanymi oddechami.
-To wiesz również, że teraz cierpimy bardziej. Pokażę ci te rany. Będziesz wiedziała na co musisz uważać.
Pokiwałam głową mimo, że obawiałam się tego widoku. Dymitr szybko odgarnął kołdrę. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie ma koszulki. Cały jego tors, brzuch były w siniakach. Po śniadej skórze tak podobnej do mojej nie został najmniejszy ślad. Na wysokości żeber miał straszne rany. Jakby ktoś uderzał go jakąś metalowa rurą. Dziękowałam Bogu, że ma tylko poobijane żebra. Na boku miał spory opatrunek zaklejony plastrami. Dymitr widząc, że mu się przyglądam, odkleił go. Miał zaszytą ranę większą od mojej dłoni. Nachyliłam się nad zranieniem i delikatnie ucałowałam każdą czarną nitkę. Następnie przeniosłam się na ogromne sińce. Dopiero, gdy skończyłam odsunęłam się od niego.
-Roza- szepnął.
Nachyliłam się nad jego twarzą. Zobaczyłam na niej kroplę wody. Staram ją opuszkami palców. Łza musiała mi skapnąć prosto z oka na jego policzek. Spojrzałam na jego usta. Jęknęłam w duchu. Były w nienaruszonym stanie. Dymitr uśmiechnął się lekko. A jednak nie tylko w duchu jęknęłam...
-Wargi nie będą cię boleć, prawda?- miałam nadzieję, że mimo swojego stanu spytałam zalotnie.
W odpowiedzi położył rękę na moim karku i przyciągnął mnie do siebie. Całował powoli, namiętnie. Jakby chciał się delektować naszą chwilą. Uśmiechnęłam się przy tym. Niemalże widziałam naszą więź- porozumienie. Tęskniłam za Dymitrem tak mocno, że pocałunek przestał mi wystarczać. On musiał odczuwać to samo. Wsunął dłonie pod moją koszulkę niespokojnie przesuwając je po moich plecach. Przeniosłam nogę nad jego ciałem. Nie siedziałam na nim okrakiem, tylko klęczałam. Oparłam ręce na jego ramionach i jeszcze mocniej wpiłam się w jego wargi. Odsunęłam się od dopiero, gdy zabrakło mi tchu.
-Nigdy więcej tego nie rób - westchnął Dymitr przeczesując dłonią włosy.
-Mamy się nie całować?- wysapałam patrząc mu w oczy.
-Mamy się nie rozdzielać - powiedział poważnie.- Następnym razem, gdy będziesz chciała mnie zostawić, nie wyjdzie ci tak łatwo. Pójdę za tobą choćbym miał złamane obydwie nogi.
Najgorsze było to, że nie żartował. Jednak... nie to było najgorsze. "Następnym razem..."- zabolał mnie ten zwrot. Zasłużyłam na te słowa, ale nie pomyślałam, że Dymitr rozważał, iż postąpiłabym tak ponownie.
-Naprawdę sądziłaś, że znajdę sobie kogoś innego?!- Bielikow przerwał moje rozmyślania.- Że jeśli mnie zostawiłaś to przestanę się o ciebie troszczyć?!- mówiąc przeniósł dłonie na moje uda.- Że moja rodzina będzie tolerowała inną partnerkę?!
-Skoro mnie tolerują...- mruknęłam.
-Jesteś wyjątkowa, a dziewczyny cię nie tylko tolerują. Karolina cię lubi, wręcz uwielbiaja!- Dymitrowi aż błyszczały oczy, gdy mówił nie dbałam czy to przez dumę, czy wspomnienie bliskich.
-Zależy mi na względach tylko jednej osoby o nazwisku Bielikow- odparłam cicho, nie była to jednak prawda. W myślach skakałam z radości, że ta szczególna, pełna ciepła rodzina mnie polubiła.
-Lepiej żebyś mówiła o mojej babce- w odpowiedzi zaśmiałam się kręcąc głową.
Wyglądał pięknie. Miał poważną minę, ale żartował i rozważał wszystko w tak charakterystyczny dla siebie sposób. Jego dłonie błądziły po moich nogach, a oczy wpatrywał się we mnie z uwielbieniem jak u zakochanego nastolatka.
-Cieszę się, że...- przerwałam nagle.
Właśnie! Dlaczego niby poprawił mi się humor?! Byliśmy w szpitalu, Dymitr był ciężko ranny, musieliśmy niedługo się rozstać. A ja się cieszę?!
Skupione, ciemne oczy wpatrywały się we mnie oczekując dalszej części wypowiedzi. W końcu odezwał się jednak, zdając sobie sprawę jak bardzo czuję się zagubiona.
-Powiem ci, co mnie cieszy- mówiąc to zaplótł nasze palce.- Mogę wypocząć, każdy jest na moje wezwanie obojętne o jakiej porze, gdy już poczuje się lepiej pewnie zaczną przynosić mi posiłki. Może już tak robią. Sprawdzimy?- uniósł brew z lekkim uśmiechem.
Zaśmiałam się.
-Wcale tak nie myślisz. Przecież nie lubisz siedzieć bezczynnie, wolisz czuć się potrzebny. Pewnie nie jesteś tu szczęśliwy... Aż dziw, że zaraz po przebudzeniu nie wstałeś z łóżka!
-Wstałem- mruknął cicho.- W jednym tylko nie masz jednak racji: jestem szczęśliwy- spojrzałam na niego zdziwiona.- Żyję- wywróciłam oczami, kiedy zaczął.- Rose, mówię serio. To dla mnie powód do radości. Nie okazuje jej jakoś szczególnie, ale ją czuję. Oprócz tego, że żyję...
-Jeszcze raz powtórzysz to słowo, a cię uduszę - przerwałam mu.- Wymawiałam je w myślach
najczęściej przez ostatnie dnie, tylko poprzedzało je: "czy"- moje zdanie skutecznie uciszyło Dymitra. Patrzył na mnie z bólem i czułością.- Kochanie, mów dalej- ponagliłam go.
Wziął głęboki oddech- zapomniałam już jak musiała go męczyć rozmowa z tak poobijanymi żebrami. Na jego miejscu bym nie otwierała ust.
-Jestem tu z Rose Hathaway. Moją mądrą, wyjątkową, piękną dziewczyną- przejechał palcami po moim obojczyku. Poczułam rozchodzące się po ciele ciepło.- Jeszcze mówi do mnie "kochanie", a ja mogę się jej choć trochę odwdzięczyć.
Przyciągnął mnie do siebie, uśmiechnęłam się szeroko zanim dotknął ustami moich warg.
Oparłam dłoń na policzku Dymitra. Czułam jak jego silne ramiona obejmują mnie w pasie. Nagle odsunęłam się od niego. Można powiedzieć, że miałam chwilę nieuwagi, dlatego dopiero teraz zauważyłam, że Dymitr usiadł na łóżku, a ja na jego nogach.
-Musisz się położyć - upomniałam go. - Twój organizm tego potrzebuje.
Spojrzałam mu w oczy. Wyrażały podziw i pożądanie. Znów zapragnęłam go pocałować.
Jestem pewna, że to zauważył. Uniósł lekko kącik ust w swoim niby uśmiechu. Czułam jak jego dłonie gładzą moje plecy. Schował twarz w moich włosach i zaczął całować szyję. Następnie drażnił się ze mną łaskocząc nosem. Odruchowo wzdrygnęłam się i uniosłam lekko ramię.
-Dymitr!- zawołałam przy tym.- Do czego ty zmierzasz?!- wiedziałam, że niewiele brakuje, a zaraz stracę zdrowy rozsądek.-Zwolnij, Towarzyszu - starałam się skupić, odwrócić jego uwagę.
Przesuwał się ustami w kierunku moich warg. Zanim ponownie zdążyłam się odezwać znalazł mi lepsze zajęcie. Objął mnie w talii i mocno przycisnął do siebie. Brakowało mi tchu i zdziwiło mnie jak wiele miał siły. Nigdy nie wątpiłam, że silniejszego od niego mężczyzny nie znam, ale teraz dołączyła do tego zachłanność, tęsknota.
-Dymitr- powiedziałam niewyraźnie.- Dym...- przerwał mi ponownie pocałunkiem.
Delikatnie oparłam ręce na jego piersi i popchnęłam go na poduszki. Dalej pochylałam się nad nim okrakiem, jednak ledwo powstrzymałam się by nie usiąść. Dymitr coraz bardziej unosił moją koszulkę. Odsunęłam się od niego.
-Przecież to szaleństwo - dyszałam patrząc mu w oczy.- Jesteśmy strażnikami. Przebywamy w szpitalu. Ty nie masz...- chciałam powiedzieć: siły, ale się powstrzymałam.- Powinieneś w tym stanie jedynie leniuchować. Poza tym to czyste szaleństwo!- powtórzyłam wstając.
Kiedy już stanęłam pewnie na nogach spojrzałam na niego.
-Mamy teraz wolne- zaczął.- Nikogo nie musimy pilnować. Nikt nam nie przeszkadza.
-Nie myślisz racjonalnie!- zawołałam.- Twój lekarz by mnie udusił, gdybym się z tobą kochała dzień po operacji!
-Niech by tylko spróbował. Choć myślę, że byłby wdzięczny, że pracujesz nad moją kondycją.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Pokręciłam głową rozbawiona i ruszyłam do drzwi. Stając przy nich przekręciłam klucz w zamku.
Usiadłam na krześle obok jego łóżka i popatrzyłam na niego szczęśliwa.
-Kto by pomyślał, że potrafisz być nieodpowiedzialny- szepnęłam z uśmiechem.
-To nie byłaby żadna nieodpowiedzialność. W ciąże byś przez to nie zaszła- po jego słowach twarz mi stężała.
Wiedziałam, że chciał zażartować. Był jedyną osobą, która mogła na ten temat mówić ze mną otwarcie. Jednak teraz przyszła mi do głowy przykra kwestia...
-Liam- szepnęłam myśląc o projekcie.
-Liam?!- powtórzył Dymitr marszcząc brwi.
-Zapomnij- machnęłam ręką.- Później do tego wrócimy.
-Chyba nie planujesz niespodziewanego zerwania?- spytał złośliwie.
Spojrzałam na niego zdenerwowana i zdziwiona, chociaż rozumiałam jego zachowanie. Gdyby on wymówił imię jakiejś kobiety przy okazji słowa: "ciąża", nie ręczyłabym za siebie.
-To mój nauczyciel!- oburzyłam się.
-A ja kim niby byłem?!- odparł zirytowany.
Inaczej...
-On nie jest strażnikiem Dymitrem Bielikowem- zaczęłam.- A jedna z moich zasad głosi: zazdrosny Rosjanin albo nikt.
Dymitr pokręcił głową zaciskając nasze palce.
-Masz rację - przyznał.- Jestem zazdrosny.
-I bardzo mnie to cieszy- powiedziałam cmokając go w policzek.- Ale ty nawet nie próbuj wymówiać z westchnieniem imię jakiejś kobiety- dodałam grożąc żartobliwie palcem.
-Roza- westchnął.
-Są wyjątki - oznajmiłam weselej.
-Kocham cię- były to najgłośniejsze słowa jakie wymówił przez ostatnie godziny.
Dobrze wiedziałam, co czuje. Tym razem to wyznanie sprawiło jednak, że przestałam nad sobą panować. Wręcz agresywnie zaczęłam go całować. Miałam wrażenie, że tylko na to czekał. Chwyciłam jego twarz w dłonie i przejeżdżałam kciukami po jego policzkach. Broda przestała mi już przeszkadzać. Wiedziałam, że Dymitr gotowy był zapomnieć o tym, gdzie jest i w jakim stanie. Liczyliśmy się tylko my.
-Koniec- mruknęłam odsuwając się od niego.- Dymitr, dlatego, że cię kocham nie pozwolę ci na to. Musisz spać. Im szybciej wrócisz do zdrowia tym szybciej do tego wrócimy. Możesz mi wierzyć, że mało czego tak pragnę jak twojego dotyku i proszę nie patrz tak na mnie.
Pożądanie biło z jego oczu jakby ktoś użył na nim uroku. Zamrugał parę razy i narzucił maskę strażnika. Wiedziałam, że robi to byśmy za moment ponownie nie stracili panowania.
Spojrzałam na zegarek. Przeklęłam w duchu zdając sobie sprawę jak jest późno.
-Dobranoc- szepnęłam całując go w czoło.
Opadłam na krzesło przy łóżku i chwyciłam jego dłoń. Wpatrywaliśmy się w siebie. Żadne nie chciało spać. Słyszałam głośne tykanie zegara. Wszystko w tym pokoju- oprócz Bielikowa, wydawało mi się nieistotne. Wolałam siedzieć tak do rana, niż mieć powtórkę z rozrywki podobną do tej z hotelu, do którego zawiózł mnie Abe.
-Dlaczego będziesz się tak męczyć ?- szepnął Dymitr zauważając, że nie mam ochoty usnąć.
-Miałam już dzisiaj zły sen- przyznałam.
Pogładził czule moja dłoń.
-Co ci się śniło?- spytał z troską.
Nie chciałam go martwić - mało mu jeszcze problemów?! Z drugiej strony bardziej się przejmie jak się nie przyznam.
-Ty- odparłam cicho.
-Nowosybirsk?
-Nie!- wykrzyknęłam.- Ile razy masz w życiu jeszcze usłyszeć to zdanie zanim zrozumiesz?! To nie byłeś ty! Śniłeś mi się zdrowy, silny, mądry, przystojny, odważny.
-I ta wyidealizowana wersja mnie cię przeraziła?- uniósł brew, nie skomentowałam tego.
-Flirtowałeś z jakąś morojką, a ja byłam dziwką sprzedającą krew- wyrzuciłam to z siebie.
Patrzył na mnie zaszokowany. Sama miałam podobną minę, ponieważ raczej nie widziałam, żeby okazywał emocje.
-Położysz się obok mnie?- spytał.- Tylko na moment- dodał obawiając się, że zacznę protestować.
Wsunęłam się na miejsce, które mi zrobił. Potrzebowałam jego ciepła i wsparcia.
Opieraliśmy głowy na jednej poduszce patrząc sobie w oczy. Dymitr założył mi włosy za ucho. Z napięciem czekałam na to, co powie.
-Co w tej chwili czujesz?- odezwał się w końcu.
-Nie dam rady skupić się na odpowiedzi. Rozpraszasz mnie- odezwałam się nieśmiało.- Dzięki tobie, czuje się wyjątkowa...
Dymitr uśmiechnął się i to tym pięknym uśmiechem, który był tak rzadki. Odsłonił rząd równych, białych zębów.
-Nie ma drugiej kobiety na tym świecie, która czułaby się przy mnie wyjątkowa. Nawet w mojej rodzinie- mówił poważnie i spokojnie.- Dlatego żadna, oprócz ciebie nie wytrzymałaby ze mną długo. Nie chcę, żadnej innej.
Najdelikatniej jak mogłam oparłam ręce na jego piersi i wtuliłam twarz w jego szyję.
-Gdyby ciebie nie było -szepnęłam, ale zrezygnowałam z tak absurdalnej analizy.- Och! Życie byłoby bezsensu!
-I tak byłabyś świetną strażniczką - powiedział uspokajająco.
-Byłabym dziwką sprzedającą krew!
-Nie mów tak, to nieprawda - odsunął się na tyle by patrzeć mi w oczy.
-Kirowa by o to zadbała. W końcu gdyby nie ty, nie skończyłabym szkoły.
-Stan by mnie zastąpił- wzdrygnęłam się na samo nazwisko strażnika.
-On ci nie dorasta do pięt!- zawołałam unosząc się na łokciu.
-Zamiast mnie dowartościowywać i obrażać jednego ze swoich nauczycieli, może się przytulisz?- Dymitr uniósł brew. Wydawał się rozdrażniony i ubawiony zarazem.
Położyłam się z powrotem i kiedy ułożył się na boku objęłam go pasie. Nie pamiętam, żebym kiedyś tak go przytulała. Przesunęłam dłonią po jego nagiej skórze na plecach. Wyczułam kolejne szwy. Podziałały jak kubeł zimnej wody. Odsunęłam się szybko.
-Rose?- spytał poważnie Dymitr.- Co się stało? O co chodzi?
-To cię boli- jęknęłam.- Przepraszam.
-Roza, spokojnie- zaczął, ale mu przerwałam.
-Nie okazujesz cierpienia. Zawsze jesteś silny, ale teraz to głupota. I co ty masz na tych plecach?!- poczułam dreszcze.
-Tam też mam rany- wytłumaczył szybko.- Nie myśl o tym. Cała ta wyprawa była idiotyzmem. Nie wziąłem pod uwagę jak bardzo będziesz cierpieć z mojego powodu. Obiecuję ci, że nie wyruszę na następną.
-Następną?!- zawołałam siadając.
Niemalże pochłaniałam go wzrokiem. Piękne oczy wpatrywały się we mnie z przejęciem. Zauważyłam, że się spiął.
Krążyłam dłońmi po jego ramionach. Nie ośmieliłam się dotknąć torsu czy brzucha. Dymitr leżał nieruchomo.
-Pamiętaj o oddychaniu- szepnęłam- i nie napinaj mięśni, a teraz się skup. Jak tylko wrócisz do czynnej służby masz dzwonić codziennie. Jeżeli zdarzy się, że tego nie zrobisz natychmiast porozmawiam z Christianem. Poza tym, twój podopieczny powiadomi mnie, gdy weźmiesz wolne.
-Nie zrobię ci więcej czegoś takiego - powiedział poważnie głaszcząc moje dłonie.
-Nie obchodzi mnie, co w tej chwili myślisz. Mój mentor uświadomił mi kiedyś, że podczas zagrożenia osoby, którą się kocha, nie myśli się jasno. Więc kto wie, co ci strzeli do głowy- opadłam na miejsce obok niego.
Objął mnie ramieniem i cmoknął w czoło.
-Zdecydowanie cię kocham, Rose-szepnął rozbawiony.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że rozdziału nie było dość długo. Ostatnie komentarze zmotywowały mnie do tego by ten post był dłuższy (w końcu). Przybyło ostatnio trochę czytelników, dlatego bardzo dziękuję! Szczególnie Kasi, która stara się nadgonić rozdziały i zawzięcie komentuje- możliwe, że z opóźnieniem, ale to również przeczytasz :D
No to finalnie: dziękuję tym, którzy czekali!
No to finalnie: dziękuję tym, którzy czekali!
Nieładnie dymitr...
OdpowiedzUsuńDzień po operacji a ty już chcesz to robić.
Nie moge sie doczekać rozmowy o tym projekcie.
Pozdrawiam i życze weny
No coś ty. Już przeczytałam :-) Czekam na kolejny a jak przeczytalam we wczesniejszym ze go zostawiła to miałam ochote ją udusić ! Jedno mnie zastanawia dlaczego nie oddal jej pierścionka :-\
OdpowiedzUsuńBoże... Jakie to jest cudowne! �� Znając siebie przeczytam ten rozdział jeszcze ze dwa razy dzisiaj ������
OdpowiedzUsuńHej, zwolnij towarzyszu. Ledwo co przeżyłeś, a już ciągniesz Rose do łóżka. Opanuj się. Rozdział jak zawsze świetny. Tyle w nim czułość, miłości i pożądana. Dobrze, że Rose zachowała ostatki zdrowego rozsądku. I jak się o niego martwi. Roza. Osobista pielęgniarka strażnika Bielikowa. On nią nie pogardzi. I już nigdy nie pozwoli jej odejść. Terqz leż spokojnie, zdrowiej, ale kurde, oddaj jej ten pierścionek i mów "narzeczona", a nie "dziewczyna". Czekam na następny i życzę weny.💖💖💖💖💖
OdpowiedzUsuńPs.
Dymitr zawsze świetnie wygląda.
Popieram Karinge. Wiem że ten rozdział był wczoraj ale nie mogę sie doczekać kolejnego!!! Wszystkie rozdziały od jego wyjazdu przeczytałam już 3 razy więc lepiej sie pośpiesz z kolejnym
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, a nasz Towarzysz się chyba zagalopował. XD Świetny i czekam na następny ! :)
OdpowiedzUsuń~Zmey~
Świetny rozdział tak jak poprzednie. Dziękuję i życzę weny. Cieszę się, że Dymitr w końcu coś sobie uświadomił, że ta wyprawa była idiotyzmem i mam nadzieję, że dotrzyma słowa i nie będzie już powtórki z rozrywki.
OdpowiedzUsuń