-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mruknęłam
przeciągle, rozciągając się i otwierając oczy. W pokoju było
mnóstwo światła, ponieważ wieczorem nie zasunęłam zasłon.
Narzuciłam sobie na twarz kołdrę by choć przez chwilę udawać,
że jest jeszcze noc- mimo, że nie byłam zmęczona. Moją pierwszą,
świadomą myślą był Dymitr. Ciekawiło mnie, czy zgodzi się na
treningi. Miał sporo racji w tym, że nie odtworzymy tego, co było.
Jednak i tak chciałam spróbować.
Stwierdziłam, że muszę chwilę poczekać zanim do niego zadzwonię. Najpierw należało by sprawdzić, co u Lissy. Za pierwszym razem nie odebrała, dopiero gdy ponowiłam próbę.
-Rose, to ty?
Odetchnęłam z ulgą słysząc jej głos.
-Lissa! Jak wam się mieszka?- spytałam siadając w wygodniejszej pozycji.
-Nie wiem, czy to miało być złośliwe, ale bardzo dobrze. Za parę godzin idę na zajęcia, a Christian zostaje. Przyjedzie dzisiaj strażnik Conner z jakimś karmicielem- mówiła bardzo cicho.
-Wszystko w porządku? Czemu odpowiadasz takim tonem?
Lissa zaśmiała się głośniej niż odzywała się wcześniej. Zaraz jednak się opanowała.
-Christian śpi - oznajmiła.
Byłam pewna, że uśmiechała się przy tym.
-Rany jak wcześnie!- zawołałam zerkając na zegarek- Jeszcze nie ma szóstej!- to akurat wykrzyknęłam mając nadzieję, że obudzę Wielkiego Lorda po drugiej stronie słuchawki.
Ledwo mogłam uwierzyć, że sama o tej porze nie spałam. Lissę pewnie obudził mój telefon.
-Jak ci się mieszka u Soni?- zagadnęła.
-Liss, tu jest cudownie!- westchnęłam.- Ćwiczy ze mną telepatyczną rozmowę.
Morojka zdziwiła się dość mocno w chwili, gdy przyznałam, że jedno zdanie udało mi się przekazać. Nie przyznałam jaką miało treść. Szczęście o to nie pytała.
Rozłączyłam się, gdy Christian zaczął się budzić. Następnie z przyjemnością wybrałam numer Dymitra.
-Strażnik Bielikow- usłyszałam po pierwszym sygnale.
Zupełnie jakby nie spał przez całą noc i czuwał przy komórce.
-Strażniczka Hathaway - odparłam wesoło.
Dziwiło mnie, że pomimo wyświetlającego się od wczoraj tego samego numeru, on dalej odbiera oficjalnym tonem.
-Wyspałaś się?
Uśmiechnęłam się do siebie, gdy przestał mówić poważnie. Zupełnie jakby czytał mi w myślach.
-Tak, o dziwo. Zobacz Towarzyszu, która godzina. Dla mnie to noc- rzuciłam wstając z łóżka.
-Jest po ósmej. Zwykle o tej porze wstajesz- oparł jakbym wyolbrzymiała swoje wady.
-Po ósmej?!- wykrzyknęłam otwierając walizkę.- Wobec tego muszę ci się pochwalić, że nie śpię od dłuższego czasu. Tylko wcześniej zadzwoniłam jeszcze do Lissy. Było koło szóstej!
-Rozmawiałaś już z królową?- spytał nie dowierzając.
Wiedziałam, co myśli - on z Christianem nie rozmawiał, a ja zanim wybrałam jego numer zadzwoniłam do podopiecznej.
-Jednak to ty byłeś moją pierwszą myślą - przyznałam by go pocieszyć.- Dzwonię właśnie z tego powodu. Za długo czekam na twoje zdanie. Odpowiedz mi teraz: będziesz mnie trenować czy nie?
-Nie mam czego cię uczyć - zaczął.
-To nie prawda, a jak w to nie wierzysz to jestem w stanie konkretnie ci mówić, co chcę umieć na każdych zajęciach. Nikt mi lepiej tego nie wytłumaczy niż ty. Z resztą albo mnie nauczysz, albo nikt tego nie zrobi. Dodatkowo- sięgnęłam po swój najlepszy argument - będzie mniejsze prawdopodobieństwo, że coś mi się stanie podczas prawdziwej walki. Będę lepszą strażniczką.
-Roza- wychwycił, że miałam świadomość jak wpłyną na niego te słowa.
-Nie będę cię zmuszać, - z żalem pomyślałam, że nie dałbym rady- ale odmowy nie przyjmuję- zażartowałam.
-Zgadzam się - odparł.- Oczywiście bierzemy pod uwagę całą wczorajszą rozmowę.
-Oczywiście- zadowolona cmoknęłam w słuchawkę.
Podczas, gdy Dymitr opowiadał mi, co dzieje się w szpitalu, wyciągałam wszystkie potrzebne mi na dziś ubrania. Rozłączyliśmy się ze świadomością, że dzisiaj już nie porozmawiamy.
Wyszłam z pokoju udając się prosto do łazienki.
-Rose, nie śpisz już?- usłyszałam głos Soni w korytarzu.
Mruknęłam niewyraźnie, ponieważ usta miałam pełne piany z pasty do zębów.
-Mogę wejść?
Pytanie dobiegało z dalszej odległości, dlatego zorientowałam się, że stoi przy pokoju.
Pewnie otworzyłam drzwi łazienki w dalszym ciągu myjąc zęby.
Morojka ubrana była w ogrodniczki z kieszeniami pełnymi jakichś nieznanych mi przyrządów.
-Wstałaś! Jak dobrze!- powiedziała uśmiechnięta podchodząc do mnie.- Mamy dzisiaj napięty grafik, więc szykuj się szybko. Śniadanie jest już gotowe. Ja też się pójdę ogarnąć i widzimy się w kuchni.
Pokiwałam głową unosząc kciuk. Myjąc się myślałam nad tym, co będziemy robić. Oprócz trenowania nic mnie tutaj nie czeka. Potwierdza to również fakt, że Michaił z Sonią mieszkają w niewielkim miasteczku.
Zanim poszłam do kuchni odwiedziłam jeszcze swój pokój i zostawiłam piżamę. Przejrzałam się jeszcze w lustrze. Nie wyglądałam źle. Jak na osobę, która spała krótko wyglądałam nawet dobrze. Z uśmiechem weszłam do jadalni i stanęłam w progu przygwożdżona do podłogi.
Sonia z Michaiłem stali na środku pomieszczenia namiętnie się całując. Mój uśmiech stał się jeszcze szerszy. Nie pierwszy raz widziałam jak okazują sobie uczucia, nie byłam więc onieśmielona.
-Dzień dobry- rzuciłam siadając na tym samym miejscu, co wczoraj. Odskoczyli o siebie jakby wtargnęły strzygi.- Nie przeszkadzajcie sobie- dodałam wzruszając ramionami.
-O Rose, przepraszamy...- jąkała się Sonia.- Miałam iść do łazienki, ale coś mnie powstrzymało i... może już pójdę.
Wyszła szybko rozwiązując przy tym włosy.
Michaił zajął miejsce obok.
-Ładnie razem wyglądacie- przyznałam smarując tost masłem orzechowym.
-Dzięki- odpowiedział skrępowany przejeżdżając dłonią po ustach.- A jak się układa tobie?
Spojrzałam na niego. Znałam go lepiej niż Sonię. Obydwoje mieliśmy wiele podobnych doświadczeń. W ten sam sposób straciliśmy i odzyskaliśmy miłość. Jemu mogłam powiedzieć.
-Chyba kiepsko- odparłam.
-Strażnicy mówią: tak lub nie. Dla nich nie ma czegoś pomiędzy - przypomniał moje wczorajsze słowa.
-Strażnicy również nie zakochują się w sobie nawzajem- zrewanżowałam się zanim zaczęłam jeść.
-Kiedy miałaś ostatnie wiadomości z Dworu?- spytał.
Zmarszczyłam brwi zastanawiając się nad odpowiedzią.
-Widzę, że dawno- wtrącił Michaił.- Utworzyło się trochę par dzięki wam, więc jak widzisz szczęśliwy związek dampirów jest możliwy. Również strażników.
Podniosłam spojrzenie znad talerza.
-Nie chodzi mi o to, że jestem z Dymitrem nieszczęśliwa. Z nikim nie będzie mi tak dobrze jak z nim- pomyślałam o chwilach, kiedy jesteśmy zupełnie sami.- Zdecydowanie z nim jestem najszczęśliwsza. Chodzi o to, że...- najlepiej powiedzieć to wprost.- Jesteśmy zwykłą parą.
-Wy nie znacie pojęcia "zwykła".
-Chodzi mi o to, że zerwaliśmy zaręczyny - westchnęłam.
-Dymitr w życiu by tego nie zrobił! To najbardziej zdecydowany facet jakiego znam- bronił go.- Nie oświadczyłby ci się na oczach tłumu aby coś osiągnąć. On nie zmienia decyzji.
-Ja zerwałam te zaręczyny!- zaczęłam z nim o tym rozmawiać, ponieważ tego chciałam. W tym momencie straciłam ochotę.
-Po tym, co ci powiem z pewnością jeszcze bardziej się zdenerwujesz, ale... ale muszę - oparł łokcie na stole i spojrzał na mnie poważnie.- Dobrze cię znam. Może nie dlatego, że spędzamy razem czas, ale dlatego, że łączą nas doświadczenia. Znam twoje zachowania w najbardziej stresujących dla ciebie sytuacjach. Nawet Lissa nie jest ich świadoma. Widziałem i znałem twój ból, kiedy Dymitr był strzygą, kiedy cię odrzucał po przemianie. Uczucie tęsknoty nie jest mi obce. Nie mówię o tęsknocie za pocałunkiem, dotykiem, rozmowom. Chodzi mi o ten rozdzierający od środka ból, kiedy marzysz o wzroku z radosnym błyskiem w oku, bez żadnej czerwonej obwódki wokół źrenic. Dlatego zastanawia mnie, co cię podkusiło? Nie zostawiłabyś go z błahego powodu, skoro darzysz go tak silnym uczuciem.
-Jest w niebezpieczeństwie - westchnęłam.
-Strażnik Bielikow?
-Wiem jak to brzmi, ale to się dzieje z mojej winy!- spojrzałam mu prosto w oczy.- Wiem, że gdybyś był w podobnej sytuacji i choćby cię strasznie to bolało, zostawiłbyś Sonię. Ona też odczuwałaby ból. Jednak nic by jej nie groziło.
-Jakie jest ta "podobna do twojej sytuacja"?- spytał ciszej, ponieważ usłyszeliśmy na korytarzu kroki.
-Taka, że Dymitr już cztery dni leży w szpitalu.
Michaił spojrzał na mnie zdziwiony. Jego brwi poszybowały w górę, a szczęka opadła w dół.
Spodziewałam się tego. Mimo, że wczoraj rozmawiał z Dymitrem ten nic mu nie powiedział. Bielikow z pewnością byłby zły, że powiedziałam to Michaiłowi. Uważał w końcu, że ten szpital to nic takiego, nie chciał martwić innych i uchodzić za słabego. Miałam jednak pewność, że Michaił tak nie pomyśli. Jego zdaniem to czyniło Dymitra silniejszym, szlachetniejszym.
-Co to za miny?- spytała morojka siadając obok strażnika.- Czyżbyś zdradził Rose nasze plany?
Opuściłam wzrok na talerz. Coraz bardziej intryguje mnie, co będziemy robić.
-Czekałem na ciebie- usłyszałam odpowiedź Michaiła.
Sonia uradowana klasnęła w dłonie. Spojrzałam na nią zdziwiona.
-Jedziemy na zakupy!
Zmarszczyłam brwi. Dawniej nie pytając o nic wstałabym od stołu rzucając się w kierunku wyjścia. Jednak treningi z Dymitrem zrobiły swoje...
-Kiedy? Kto? I gdzie?- zasypałam ich salwą pytań.
-Zaraz, wszyscy i spore centrum handlowe. Jakąś godzinę drogi stąd - strażnik rzeczowo udzielił mi informacji.
-Spodoba ci się - zachęcała mnie Sonia.- Teraz masz wolne, nie musisz nikogo chronić. Pomyśleliśmy, że to dobry pomysł. Coś takiego może ci się długo nie trafić.
W tym wypadku musiałam przyznać jej rację. Nie miałam wielu ciuchów, nie lubiłam sklepów, ale chciałam ładnie wyglądać. Teraz nawet miałam dla kogo.
-Pogoda ci nie zaszkodzi?- spytałam patrząc na jej brzuch.
-Ależ skąd!- machnęła ręką.- Prawie nie ma słońca o tej porze roku.
-W takim razie...- wstałam od stołu i wybiegłam z jadalni.- Za dziesięć minut będę gotowa!- krzyknęłam w korytarzu.
Wpadłam do pokoju i spojrzałam w lustro. Zdecydowanie potrzebne mi ubrania. Codziennie mam na sobie to samo. Nie chodzi mi o to, że muszę mieć piękne bluzki, spódnice, sukienki, spodnie czy buty. Jednak muszę mieć więcej ubrań. Chodzi mi o identyczne jak te. Powtórzyłam im w samochodzie mój tok myślenia. Michaił prowadził, Sonia siedziała obok, a ja z tyłu.
-Mowy nie ma- zaśmiała się morojka.- Rose z twoją figurą we wszystkim wyglądasz świetnie, dlatego pomyśl jak wyglądałabyś w ładnych rzeczach.
-Czyli to co mam na sobie jest brzydkie?- spytałam z ironią.
-Może być ładniejsze. W sklepach są nie tylko dżinsy, T-shirty i bluzy. A i jeszcze dresy!
Michaił parsknął śmiechem.
-Nosi jeszcze stroje strażniczek- przypomniał.
-Grzebaliście mi w szafie?!- zawołałam by trochę oprzytomnieli.
-Jak widzisz te zakupy są konieczne- podsumowała Sonia patrząc na Michaiła.
Stwierdziłam, że muszę chwilę poczekać zanim do niego zadzwonię. Najpierw należało by sprawdzić, co u Lissy. Za pierwszym razem nie odebrała, dopiero gdy ponowiłam próbę.
-Rose, to ty?
Odetchnęłam z ulgą słysząc jej głos.
-Lissa! Jak wam się mieszka?- spytałam siadając w wygodniejszej pozycji.
-Nie wiem, czy to miało być złośliwe, ale bardzo dobrze. Za parę godzin idę na zajęcia, a Christian zostaje. Przyjedzie dzisiaj strażnik Conner z jakimś karmicielem- mówiła bardzo cicho.
-Wszystko w porządku? Czemu odpowiadasz takim tonem?
Lissa zaśmiała się głośniej niż odzywała się wcześniej. Zaraz jednak się opanowała.
-Christian śpi - oznajmiła.
Byłam pewna, że uśmiechała się przy tym.
-Rany jak wcześnie!- zawołałam zerkając na zegarek- Jeszcze nie ma szóstej!- to akurat wykrzyknęłam mając nadzieję, że obudzę Wielkiego Lorda po drugiej stronie słuchawki.
Ledwo mogłam uwierzyć, że sama o tej porze nie spałam. Lissę pewnie obudził mój telefon.
-Jak ci się mieszka u Soni?- zagadnęła.
-Liss, tu jest cudownie!- westchnęłam.- Ćwiczy ze mną telepatyczną rozmowę.
Morojka zdziwiła się dość mocno w chwili, gdy przyznałam, że jedno zdanie udało mi się przekazać. Nie przyznałam jaką miało treść. Szczęście o to nie pytała.
Rozłączyłam się, gdy Christian zaczął się budzić. Następnie z przyjemnością wybrałam numer Dymitra.
-Strażnik Bielikow- usłyszałam po pierwszym sygnale.
Zupełnie jakby nie spał przez całą noc i czuwał przy komórce.
-Strażniczka Hathaway - odparłam wesoło.
Dziwiło mnie, że pomimo wyświetlającego się od wczoraj tego samego numeru, on dalej odbiera oficjalnym tonem.
-Wyspałaś się?
Uśmiechnęłam się do siebie, gdy przestał mówić poważnie. Zupełnie jakby czytał mi w myślach.
-Tak, o dziwo. Zobacz Towarzyszu, która godzina. Dla mnie to noc- rzuciłam wstając z łóżka.
-Jest po ósmej. Zwykle o tej porze wstajesz- oparł jakbym wyolbrzymiała swoje wady.
-Po ósmej?!- wykrzyknęłam otwierając walizkę.- Wobec tego muszę ci się pochwalić, że nie śpię od dłuższego czasu. Tylko wcześniej zadzwoniłam jeszcze do Lissy. Było koło szóstej!
-Rozmawiałaś już z królową?- spytał nie dowierzając.
Wiedziałam, co myśli - on z Christianem nie rozmawiał, a ja zanim wybrałam jego numer zadzwoniłam do podopiecznej.
-Jednak to ty byłeś moją pierwszą myślą - przyznałam by go pocieszyć.- Dzwonię właśnie z tego powodu. Za długo czekam na twoje zdanie. Odpowiedz mi teraz: będziesz mnie trenować czy nie?
-Nie mam czego cię uczyć - zaczął.
-To nie prawda, a jak w to nie wierzysz to jestem w stanie konkretnie ci mówić, co chcę umieć na każdych zajęciach. Nikt mi lepiej tego nie wytłumaczy niż ty. Z resztą albo mnie nauczysz, albo nikt tego nie zrobi. Dodatkowo- sięgnęłam po swój najlepszy argument - będzie mniejsze prawdopodobieństwo, że coś mi się stanie podczas prawdziwej walki. Będę lepszą strażniczką.
-Roza- wychwycił, że miałam świadomość jak wpłyną na niego te słowa.
-Nie będę cię zmuszać, - z żalem pomyślałam, że nie dałbym rady- ale odmowy nie przyjmuję- zażartowałam.
-Zgadzam się - odparł.- Oczywiście bierzemy pod uwagę całą wczorajszą rozmowę.
-Oczywiście- zadowolona cmoknęłam w słuchawkę.
Podczas, gdy Dymitr opowiadał mi, co dzieje się w szpitalu, wyciągałam wszystkie potrzebne mi na dziś ubrania. Rozłączyliśmy się ze świadomością, że dzisiaj już nie porozmawiamy.
Wyszłam z pokoju udając się prosto do łazienki.
-Rose, nie śpisz już?- usłyszałam głos Soni w korytarzu.
Mruknęłam niewyraźnie, ponieważ usta miałam pełne piany z pasty do zębów.
-Mogę wejść?
Pytanie dobiegało z dalszej odległości, dlatego zorientowałam się, że stoi przy pokoju.
Pewnie otworzyłam drzwi łazienki w dalszym ciągu myjąc zęby.
Morojka ubrana była w ogrodniczki z kieszeniami pełnymi jakichś nieznanych mi przyrządów.
-Wstałaś! Jak dobrze!- powiedziała uśmiechnięta podchodząc do mnie.- Mamy dzisiaj napięty grafik, więc szykuj się szybko. Śniadanie jest już gotowe. Ja też się pójdę ogarnąć i widzimy się w kuchni.
Pokiwałam głową unosząc kciuk. Myjąc się myślałam nad tym, co będziemy robić. Oprócz trenowania nic mnie tutaj nie czeka. Potwierdza to również fakt, że Michaił z Sonią mieszkają w niewielkim miasteczku.
Zanim poszłam do kuchni odwiedziłam jeszcze swój pokój i zostawiłam piżamę. Przejrzałam się jeszcze w lustrze. Nie wyglądałam źle. Jak na osobę, która spała krótko wyglądałam nawet dobrze. Z uśmiechem weszłam do jadalni i stanęłam w progu przygwożdżona do podłogi.
Sonia z Michaiłem stali na środku pomieszczenia namiętnie się całując. Mój uśmiech stał się jeszcze szerszy. Nie pierwszy raz widziałam jak okazują sobie uczucia, nie byłam więc onieśmielona.
-Dzień dobry- rzuciłam siadając na tym samym miejscu, co wczoraj. Odskoczyli o siebie jakby wtargnęły strzygi.- Nie przeszkadzajcie sobie- dodałam wzruszając ramionami.
-O Rose, przepraszamy...- jąkała się Sonia.- Miałam iść do łazienki, ale coś mnie powstrzymało i... może już pójdę.
Wyszła szybko rozwiązując przy tym włosy.
Michaił zajął miejsce obok.
-Ładnie razem wyglądacie- przyznałam smarując tost masłem orzechowym.
-Dzięki- odpowiedział skrępowany przejeżdżając dłonią po ustach.- A jak się układa tobie?
Spojrzałam na niego. Znałam go lepiej niż Sonię. Obydwoje mieliśmy wiele podobnych doświadczeń. W ten sam sposób straciliśmy i odzyskaliśmy miłość. Jemu mogłam powiedzieć.
-Chyba kiepsko- odparłam.
-Strażnicy mówią: tak lub nie. Dla nich nie ma czegoś pomiędzy - przypomniał moje wczorajsze słowa.
-Strażnicy również nie zakochują się w sobie nawzajem- zrewanżowałam się zanim zaczęłam jeść.
-Kiedy miałaś ostatnie wiadomości z Dworu?- spytał.
Zmarszczyłam brwi zastanawiając się nad odpowiedzią.
-Widzę, że dawno- wtrącił Michaił.- Utworzyło się trochę par dzięki wam, więc jak widzisz szczęśliwy związek dampirów jest możliwy. Również strażników.
Podniosłam spojrzenie znad talerza.
-Nie chodzi mi o to, że jestem z Dymitrem nieszczęśliwa. Z nikim nie będzie mi tak dobrze jak z nim- pomyślałam o chwilach, kiedy jesteśmy zupełnie sami.- Zdecydowanie z nim jestem najszczęśliwsza. Chodzi o to, że...- najlepiej powiedzieć to wprost.- Jesteśmy zwykłą parą.
-Wy nie znacie pojęcia "zwykła".
-Chodzi mi o to, że zerwaliśmy zaręczyny - westchnęłam.
-Dymitr w życiu by tego nie zrobił! To najbardziej zdecydowany facet jakiego znam- bronił go.- Nie oświadczyłby ci się na oczach tłumu aby coś osiągnąć. On nie zmienia decyzji.
-Ja zerwałam te zaręczyny!- zaczęłam z nim o tym rozmawiać, ponieważ tego chciałam. W tym momencie straciłam ochotę.
-Po tym, co ci powiem z pewnością jeszcze bardziej się zdenerwujesz, ale... ale muszę - oparł łokcie na stole i spojrzał na mnie poważnie.- Dobrze cię znam. Może nie dlatego, że spędzamy razem czas, ale dlatego, że łączą nas doświadczenia. Znam twoje zachowania w najbardziej stresujących dla ciebie sytuacjach. Nawet Lissa nie jest ich świadoma. Widziałem i znałem twój ból, kiedy Dymitr był strzygą, kiedy cię odrzucał po przemianie. Uczucie tęsknoty nie jest mi obce. Nie mówię o tęsknocie za pocałunkiem, dotykiem, rozmowom. Chodzi mi o ten rozdzierający od środka ból, kiedy marzysz o wzroku z radosnym błyskiem w oku, bez żadnej czerwonej obwódki wokół źrenic. Dlatego zastanawia mnie, co cię podkusiło? Nie zostawiłabyś go z błahego powodu, skoro darzysz go tak silnym uczuciem.
-Jest w niebezpieczeństwie - westchnęłam.
-Strażnik Bielikow?
-Wiem jak to brzmi, ale to się dzieje z mojej winy!- spojrzałam mu prosto w oczy.- Wiem, że gdybyś był w podobnej sytuacji i choćby cię strasznie to bolało, zostawiłbyś Sonię. Ona też odczuwałaby ból. Jednak nic by jej nie groziło.
-Jakie jest ta "podobna do twojej sytuacja"?- spytał ciszej, ponieważ usłyszeliśmy na korytarzu kroki.
-Taka, że Dymitr już cztery dni leży w szpitalu.
Michaił spojrzał na mnie zdziwiony. Jego brwi poszybowały w górę, a szczęka opadła w dół.
Spodziewałam się tego. Mimo, że wczoraj rozmawiał z Dymitrem ten nic mu nie powiedział. Bielikow z pewnością byłby zły, że powiedziałam to Michaiłowi. Uważał w końcu, że ten szpital to nic takiego, nie chciał martwić innych i uchodzić za słabego. Miałam jednak pewność, że Michaił tak nie pomyśli. Jego zdaniem to czyniło Dymitra silniejszym, szlachetniejszym.
-Co to za miny?- spytała morojka siadając obok strażnika.- Czyżbyś zdradził Rose nasze plany?
Opuściłam wzrok na talerz. Coraz bardziej intryguje mnie, co będziemy robić.
-Czekałem na ciebie- usłyszałam odpowiedź Michaiła.
Sonia uradowana klasnęła w dłonie. Spojrzałam na nią zdziwiona.
-Jedziemy na zakupy!
Zmarszczyłam brwi. Dawniej nie pytając o nic wstałabym od stołu rzucając się w kierunku wyjścia. Jednak treningi z Dymitrem zrobiły swoje...
-Kiedy? Kto? I gdzie?- zasypałam ich salwą pytań.
-Zaraz, wszyscy i spore centrum handlowe. Jakąś godzinę drogi stąd - strażnik rzeczowo udzielił mi informacji.
-Spodoba ci się - zachęcała mnie Sonia.- Teraz masz wolne, nie musisz nikogo chronić. Pomyśleliśmy, że to dobry pomysł. Coś takiego może ci się długo nie trafić.
W tym wypadku musiałam przyznać jej rację. Nie miałam wielu ciuchów, nie lubiłam sklepów, ale chciałam ładnie wyglądać. Teraz nawet miałam dla kogo.
-Pogoda ci nie zaszkodzi?- spytałam patrząc na jej brzuch.
-Ależ skąd!- machnęła ręką.- Prawie nie ma słońca o tej porze roku.
-W takim razie...- wstałam od stołu i wybiegłam z jadalni.- Za dziesięć minut będę gotowa!- krzyknęłam w korytarzu.
Wpadłam do pokoju i spojrzałam w lustro. Zdecydowanie potrzebne mi ubrania. Codziennie mam na sobie to samo. Nie chodzi mi o to, że muszę mieć piękne bluzki, spódnice, sukienki, spodnie czy buty. Jednak muszę mieć więcej ubrań. Chodzi mi o identyczne jak te. Powtórzyłam im w samochodzie mój tok myślenia. Michaił prowadził, Sonia siedziała obok, a ja z tyłu.
-Mowy nie ma- zaśmiała się morojka.- Rose z twoją figurą we wszystkim wyglądasz świetnie, dlatego pomyśl jak wyglądałabyś w ładnych rzeczach.
-Czyli to co mam na sobie jest brzydkie?- spytałam z ironią.
-Może być ładniejsze. W sklepach są nie tylko dżinsy, T-shirty i bluzy. A i jeszcze dresy!
Michaił parsknął śmiechem.
-Nosi jeszcze stroje strażniczek- przypomniał.
-Grzebaliście mi w szafie?!- zawołałam by trochę oprzytomnieli.
-Jak widzisz te zakupy są konieczne- podsumowała Sonia patrząc na Michaiła.