niedziela, 26 czerwca 2016

Rozdział 54

Przepraszam, że rozdziału tak długo nie było. Czas na pisanie znajduje, ale z wstawianiem jest gorzej. Tym bardziej, że szykuje mi się napięty, wakacyjny grafik. 
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mruknęłam przeciągle, rozciągając się i otwierając oczy. W pokoju było mnóstwo światła, ponieważ wieczorem nie zasunęłam zasłon. Narzuciłam sobie na twarz kołdrę by choć przez chwilę udawać, że jest jeszcze noc- mimo, że nie byłam zmęczona. Moją pierwszą, świadomą myślą był Dymitr. Ciekawiło mnie, czy zgodzi się na treningi. Miał sporo racji w tym, że nie odtworzymy tego, co było. Jednak i tak chciałam spróbować.
Stwierdziłam, że muszę chwilę poczekać zanim do niego zadzwonię. Najpierw należało by sprawdzić, co u Lissy. Za pierwszym razem nie odebrała, dopiero gdy ponowiłam próbę.
-Rose, to ty?
Odetchnęłam z ulgą słysząc jej głos.
-Lissa! Jak wam się mieszka?- spytałam siadając w wygodniejszej pozycji.
-Nie wiem, czy to miało być złośliwe, ale bardzo dobrze. Za parę godzin idę na zajęcia, a Christian zostaje. Przyjedzie dzisiaj strażnik Conner z jakimś karmicielem- mówiła bardzo cicho.
-Wszystko w porządku? Czemu odpowiadasz takim tonem?
Lissa zaśmiała się głośniej niż odzywała się wcześniej. Zaraz jednak się opanowała.
-Christian śpi - oznajmiła.
Byłam pewna, że uśmiechała się przy tym.
-Rany jak wcześnie!- zawołałam zerkając na zegarek- Jeszcze nie ma szóstej!- to akurat wykrzyknęłam mając nadzieję, że obudzę Wielkiego Lorda po drugiej stronie słuchawki.
Ledwo mogłam uwierzyć, że sama o tej porze nie spałam. Lissę pewnie obudził mój telefon.
-Jak ci się mieszka u Soni?- zagadnęła.
-Liss, tu jest cudownie!- westchnęłam.- Ćwiczy ze mną telepatyczną rozmowę.
Morojka zdziwiła się dość mocno w chwili, gdy przyznałam, że jedno zdanie udało mi się przekazać. Nie przyznałam jaką miało treść. Szczęście o to nie pytała.
Rozłączyłam się, gdy Christian zaczął się budzić. Następnie z przyjemnością wybrałam numer Dymitra.
-Strażnik Bielikow- usłyszałam po pierwszym sygnale.
Zupełnie jakby nie spał przez całą noc i czuwał przy komórce.
-Strażniczka Hathaway - odparłam wesoło.
Dziwiło mnie, że pomimo wyświetlającego się od wczoraj tego samego numeru, on dalej odbiera oficjalnym tonem.
-Wyspałaś się?
Uśmiechnęłam się do siebie, gdy przestał mówić poważnie. Zupełnie jakby czytał mi w myślach.
-Tak, o dziwo. Zobacz Towarzyszu, która godzina. Dla mnie to noc- rzuciłam wstając z łóżka.
-Jest po ósmej. Zwykle o tej porze wstajesz- oparł jakbym wyolbrzymiała swoje wady.
-Po ósmej?!- wykrzyknęłam otwierając walizkę.- Wobec tego muszę ci się pochwalić, że nie śpię od dłuższego czasu. Tylko wcześniej zadzwoniłam jeszcze do Lissy. Było koło szóstej!
-Rozmawiałaś już z królową?- spytał nie dowierzając.
Wiedziałam, co myśli - on z Christianem nie rozmawiał, a ja zanim wybrałam jego numer zadzwoniłam do podopiecznej.
-Jednak to ty byłeś moją pierwszą myślą - przyznałam by go pocieszyć.- Dzwonię właśnie z tego powodu. Za długo czekam na twoje zdanie. Odpowiedz mi teraz: będziesz mnie trenować czy nie?
-Nie mam czego cię uczyć - zaczął.
-To nie prawda, a jak w to nie wierzysz to jestem w stanie konkretnie ci mówić, co chcę umieć na każdych zajęciach. Nikt mi lepiej tego nie wytłumaczy niż ty. Z resztą albo mnie nauczysz, albo nikt tego nie zrobi. Dodatkowo- sięgnęłam po swój najlepszy argument - będzie mniejsze prawdopodobieństwo, że coś mi się stanie podczas prawdziwej walki. Będę lepszą strażniczką.
-Roza- wychwycił, że miałam świadomość jak wpłyną na niego te słowa.
-Nie będę cię zmuszać, - z żalem pomyślałam, że nie dałbym rady- ale odmowy nie przyjmuję- zażartowałam.
-Zgadzam się - odparł.- Oczywiście bierzemy pod uwagę całą wczorajszą rozmowę.
-Oczywiście- zadowolona cmoknęłam w słuchawkę.
Podczas, gdy Dymitr opowiadał mi, co dzieje się w szpitalu, wyciągałam wszystkie potrzebne mi na dziś ubrania. Rozłączyliśmy się ze świadomością, że dzisiaj już nie porozmawiamy.
Wyszłam z pokoju udając się prosto do łazienki.
-Rose, nie śpisz już?- usłyszałam głos Soni w korytarzu.
Mruknęłam niewyraźnie, ponieważ usta miałam pełne piany z pasty do zębów.
-Mogę wejść?
Pytanie dobiegało z dalszej odległości, dlatego zorientowałam się, że stoi przy pokoju.
Pewnie otworzyłam drzwi łazienki w dalszym ciągu myjąc zęby.
Morojka ubrana była w ogrodniczki z kieszeniami pełnymi jakichś nieznanych mi przyrządów.
-Wstałaś! Jak dobrze!- powiedziała uśmiechnięta podchodząc do mnie.- Mamy dzisiaj napięty grafik, więc szykuj się szybko. Śniadanie jest już gotowe. Ja też się pójdę ogarnąć i widzimy się w kuchni.
Pokiwałam głową unosząc kciuk. Myjąc się myślałam nad tym, co będziemy robić. Oprócz trenowania nic mnie tutaj nie czeka. Potwierdza to również fakt, że Michaił z Sonią mieszkają w niewielkim miasteczku.
Zanim poszłam do kuchni odwiedziłam jeszcze swój pokój i zostawiłam piżamę. Przejrzałam się jeszcze w lustrze. Nie wyglądałam źle. Jak na osobę, która spała krótko wyglądałam nawet dobrze. Z uśmiechem weszłam do jadalni i stanęłam w progu przygwożdżona do podłogi.
Sonia z Michaiłem stali na środku pomieszczenia namiętnie się całując. Mój uśmiech stał się jeszcze szerszy. Nie pierwszy raz widziałam jak okazują sobie uczucia, nie byłam więc onieśmielona.
-Dzień dobry- rzuciłam siadając na tym samym miejscu, co wczoraj. Odskoczyli o siebie jakby wtargnęły strzygi.- Nie przeszkadzajcie sobie- dodałam wzruszając ramionami.
-O Rose, przepraszamy...- jąkała się Sonia.- Miałam iść do łazienki, ale coś mnie powstrzymało i... może już pójdę.
Wyszła szybko rozwiązując przy tym włosy.
Michaił zajął miejsce obok.
-Ładnie razem wyglądacie- przyznałam smarując tost masłem orzechowym.
-Dzięki- odpowiedział skrępowany przejeżdżając dłonią po ustach.- A jak się układa tobie?
Spojrzałam na niego. Znałam go lepiej niż Sonię. Obydwoje mieliśmy wiele podobnych doświadczeń. W ten sam sposób straciliśmy i odzyskaliśmy miłość. Jemu mogłam powiedzieć.
-Chyba kiepsko- odparłam.
-Strażnicy mówią: tak lub nie. Dla nich nie ma czegoś pomiędzy - przypomniał moje wczorajsze słowa.
-Strażnicy również nie zakochują się w sobie nawzajem- zrewanżowałam się zanim zaczęłam jeść.
-Kiedy miałaś ostatnie wiadomości z Dworu?- spytał.
Zmarszczyłam brwi zastanawiając się nad odpowiedzią.
-Widzę, że dawno- wtrącił Michaił.- Utworzyło się trochę par dzięki wam, więc jak widzisz szczęśliwy związek dampirów jest możliwy. Również strażników.
Podniosłam spojrzenie znad talerza.
-Nie chodzi mi o to, że jestem z Dymitrem nieszczęśliwa. Z nikim nie będzie mi tak dobrze jak z nim- pomyślałam o chwilach, kiedy jesteśmy zupełnie sami.- Zdecydowanie z nim jestem najszczęśliwsza. Chodzi o to, że...- najlepiej powiedzieć to wprost.- Jesteśmy zwykłą parą.
-Wy nie znacie pojęcia "zwykła".
-Chodzi mi o to, że zerwaliśmy zaręczyny - westchnęłam.
-Dymitr w życiu by tego nie zrobił! To najbardziej zdecydowany facet jakiego znam- bronił go.- Nie oświadczyłby ci się na oczach tłumu aby coś osiągnąć. On nie zmienia decyzji.
-Ja zerwałam te zaręczyny!- zaczęłam z nim o tym rozmawiać, ponieważ tego chciałam. W tym momencie straciłam ochotę.
-Po tym, co ci powiem z pewnością jeszcze bardziej się zdenerwujesz, ale... ale muszę - oparł łokcie na stole i spojrzał na mnie poważnie.- Dobrze cię znam. Może nie dlatego, że spędzamy razem czas, ale dlatego, że łączą nas doświadczenia. Znam twoje zachowania w najbardziej stresujących dla ciebie sytuacjach. Nawet Lissa nie jest ich świadoma. Widziałem i znałem twój ból, kiedy Dymitr był strzygą, kiedy cię odrzucał po przemianie. Uczucie tęsknoty nie jest mi obce. Nie mówię o tęsknocie za pocałunkiem, dotykiem, rozmowom. Chodzi mi o ten rozdzierający od środka ból, kiedy marzysz o wzroku z radosnym błyskiem w oku, bez żadnej czerwonej obwódki wokół źrenic. Dlatego zastanawia mnie, co cię podkusiło? Nie zostawiłabyś go z błahego powodu, skoro darzysz go tak silnym uczuciem.
-Jest w niebezpieczeństwie - westchnęłam.
-Strażnik Bielikow?
-Wiem jak to brzmi, ale to się dzieje z mojej winy!- spojrzałam mu prosto w oczy.- Wiem, że gdybyś był w podobnej sytuacji i choćby cię strasznie to bolało, zostawiłbyś Sonię. Ona też odczuwałaby ból. Jednak nic by jej nie groziło.
-Jakie jest ta "podobna do twojej sytuacja"?- spytał ciszej, ponieważ usłyszeliśmy na korytarzu kroki.
-Taka, że Dymitr już cztery dni leży w szpitalu.
Michaił spojrzał na mnie zdziwiony. Jego brwi poszybowały w górę, a szczęka opadła w dół.
Spodziewałam się tego. Mimo, że wczoraj rozmawiał z Dymitrem ten nic mu nie powiedział. Bielikow z pewnością byłby zły, że powiedziałam to Michaiłowi. Uważał w końcu, że ten szpital to nic takiego, nie chciał martwić innych i uchodzić za słabego. Miałam jednak pewność, że Michaił tak nie pomyśli. Jego zdaniem to czyniło Dymitra silniejszym, szlachetniejszym.
-Co to za miny?- spytała morojka siadając obok strażnika.- Czyżbyś zdradził Rose nasze plany?
Opuściłam wzrok na talerz. Coraz bardziej intryguje mnie, co będziemy robić.
-Czekałem na ciebie- usłyszałam odpowiedź Michaiła.
Sonia uradowana klasnęła w dłonie. Spojrzałam na nią zdziwiona.
-Jedziemy na zakupy!
Zmarszczyłam brwi. Dawniej nie pytając o nic wstałabym od stołu rzucając się w kierunku wyjścia. Jednak treningi z Dymitrem zrobiły swoje...
-Kiedy? Kto? I gdzie?- zasypałam ich salwą pytań.
-Zaraz, wszyscy i spore centrum handlowe. Jakąś godzinę drogi stąd - strażnik rzeczowo udzielił mi informacji.
-Spodoba ci się - zachęcała mnie Sonia.- Teraz masz wolne, nie musisz nikogo chronić. Pomyśleliśmy, że to dobry pomysł. Coś takiego może ci się długo nie trafić.
W tym wypadku musiałam przyznać jej rację. Nie miałam wielu ciuchów, nie lubiłam sklepów, ale chciałam ładnie wyglądać. Teraz nawet miałam dla kogo.
-Pogoda ci nie zaszkodzi?- spytałam patrząc na jej brzuch.
-Ależ skąd!- machnęła ręką.- Prawie nie ma słońca o tej porze roku.
-W takim razie...- wstałam od stołu i wybiegłam z jadalni.- Za dziesięć minut będę gotowa!- krzyknęłam w korytarzu.
Wpadłam do pokoju i spojrzałam w lustro. Zdecydowanie potrzebne mi ubrania. Codziennie mam na sobie to samo. Nie chodzi mi o to, że muszę mieć piękne bluzki, spódnice, sukienki, spodnie czy buty. Jednak muszę mieć więcej ubrań. Chodzi mi o identyczne jak te. Powtórzyłam im w samochodzie mój tok myślenia. Michaił prowadził, Sonia siedziała obok, a ja z tyłu.
-Mowy nie ma- zaśmiała się morojka.- Rose z twoją figurą we wszystkim wyglądasz świetnie, dlatego pomyśl jak wyglądałabyś w ładnych rzeczach.
-Czyli to co mam na sobie jest brzydkie?- spytałam z ironią.
-Może być ładniejsze. W sklepach są nie tylko dżinsy, T-shirty i bluzy. A i jeszcze dresy!
Michaił parsknął śmiechem.
-Nosi jeszcze stroje strażniczek- przypomniał.
-Grzebaliście mi w szafie?!- zawołałam by trochę oprzytomnieli.
-Jak widzisz te zakupy są konieczne- podsumowała Sonia patrząc na Michaiła. 

wtorek, 21 czerwca 2016

Rozdział 53

Mańka! Kasia! W odpowiedzi na Wasze komentarze: rozdział jest teraz! :* A Kasia, Ciebie może nie zadowolić tak krótka  odpowiedź... Absolutnie nie byłam zła, że mnie "okrzyczałaś". Nawet mnie to trochę rozbawiło ;)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Siedziałyśmy tu za długo, a postępów jak nie było, tak nie ma.
-Odpuśćmy już sobie- jęknęłam.
-"Może inaczej..."- zastanawiała się Sonia.-" Czy jest coś, co cię dręczy? Na pewno masz jakieś wyrzuty sumienia."
-Och, dziękuję - odparłam ironicznie.
Denerwowało mnie, że nadal ma optymistyczne nastawienie.
-"Zastanów się".
Wcale nie musiałam tego robić. Mnóstwo rzeczy na to wpływało. Odczułam smutek i poczucie winy na wspomnienie wczorajszego dnia. Umowy z Doru, o której nikomu nie mogłam powiedzieć. Nawet osobie, na której najbardziej mi zależało.
-"Okłamałam Dymitra"- pomyślałam kręcąc głową.
-Rose...- Sonia kucnęłam przy mnie i oparła mi dłoń na ramieniu.
Spojrzałam zaskoczona, ponieważ zaczęła normalnie mówić. Cholera! Czemu akurat zdanie, które chciałam zachować dla siebie musiałam jej przekazać.
-Porozmawiaj ze mną, proszę - morojka patrzyła na mnie z wyraźnym żalem.
-Nie ma o czym- powiedziałam twardo.- Grunt, żeby on się o tym nie dowiedział.
-O czym?- spytała pospiesznie.
Spojrzałam na nią z politowaniem. Nie powiem jej. Mowy nie ma. Zaraz wygada się Lissie, albo co gorsza Dymitrowi.
-Będziesz musiała użyć na mnie wpływu, jeżeli mam ci się przyznać- odburknęłam.
-Rose!- wykrzyknęła oburzona.
Wiedziałam, że ją uraziłam, ale miałam to w nosie.
-Wracam- rzuciłam wstając.
-Dokąd?!- zawołała.
-Na uczelnię- odparłam jakby to było oczywiste.
-Jesteś bezczelna!
-Raczej zazdrosna!
Sonia zamrugała parę razy.
-O co? Komu?- pokręciła głową nie dowierzając.
Uniosłam bezsilnie ręce niemal płacząc.
-Wszystko bym za to oddała!- mówiłam histerycznie.- Żeby Dymitr siedział codziennie na tym fotelu czytając western, budzić się obok niego, żeby z nim tu mieszkać i jednocześnie pracować, żeby być w ciąży!
Sonia podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno.
-Ciiii- szeptała mi do ucha.- Musisz docenić, co masz.
-Nic nie mam- jęknęłam.
-Co ty bredzisz?! A czy rok temu nie marzyłaś o sytuacji, w której teraz się znajdujesz?!
-O płakaniu w szczęśliwym domu mojej byłej nauczycielki?- spytałam przez łzy, którym nie pozwoliłam spłynąć.
-Rose, jesteś jedną z najlepszych strażniczek! Twoją podopieczną jest sama Królowa - twoja przyjaciółka! Jesteś mądrą, dowcipną i piękną dampirką. Dlatego masz wspaniałego partnera, również jednego z najlepszych strażników - Dymitra! Docenia to jaka jesteś, bez wątpienia cię kocha. Jak każde z twoich przyjaciół! 
-A mnie nawet nie stać przed nim na szczerość!- zawołałam trzęsącym się głosem.
-Czy miałaś powód?- spytała poważnie.
-Mimo wszystko nie powinnam...
-Czy miałaś powód?
-Tak- byłam bezsilna.
-Dlatego kiedyś ci wybaczy. Zrozumie. Okłamałaś go, ponieważ stwierdziłaś, że będzie mu tak lepiej? Może bezpieczniej?- Sonia obdarowywała mnie wsparciem jakiego dawno nie dostałam od innej osoby niż Dymitr.
Pokiwałam głową, co wywołało lekki uśmiech na jej zawziętej twarzy.
-Chodźmy, pokaże ci twój pokój. Rozpakujesz się, zjemy kolację, umyjesz się i pójdziesz spać.
-Będziesz bardzo dobrą matką- przyznałam.
Jedliśmy w milczeniu. Michaił zerkał co jakiś czas na mnie lub Sonię. Chyba dotarł do niego fragment naszej rozmowy. Wytrzymał jednak do końca posiłku nie komentując wcześniejszej sytuacji.
-Dziękuję- odparłam, gdy Sonia zabrała ode mnie talerz.
-Leć się umyć- powiedziała z uśmiechem.
Kiwnęłam głową i skierowałam się do przydzielonego mi pokoju, który jak wszystko w tym domu, bardzo mi się podobał. Miałam jednoosobowe masywne, drewniane łóżko z ozdobnym, również drewnianym baldachimem, na który zarzucony był jasnoróżowy materiał w kolorze ścian. 
Kucnęłam przy walizce, którą przywiózł mi jeden z pracowników Abe'a. Wyjęłam szczoteczkę i piżamę.  Zatrzymanie się u przyjaciół zdecydowanie jest lepsze niż w hotelu. Nie tylko dlatego, że spędzasz czas ze wspaniałymi osobami, ale nie musisz się niczym przejmować. Gdybym nie miała przy sobie jakiejś potrzebnej rzeczy oni są w stanie mi ją pożyczyć.
Zamyślona weszłam do łazienki. Wanna! Sto lat z niej nie korzystałam! W szpitalu i Lehigh były same prysznice. 
Odkręciłam wodę i nie czekając, aż będzie pełna wskoczyłam do niej. Rozejrzałam się po pomieszczeniu równocześnie utwierdzając się w przekonaniu, że ten dom z zewnątrz wygląda bardzo niewinnie. 
Łazienka posiadała duże, ozdobne lustro, umywalkę o złotym kranie i stojącą na środku dużą wannę.
Przypomniałam sobie, że podczas prowadzenia mnie do pokoju, Sonia wspomniała, że w domu są dwie łazienki.
Wyciągnęłam rękę ku regałowi i chwyciłam jeden z płynów do kąpieli. Ten był czerwony. Nalałam niewielką ilość i zanurkowałam. 
Rozmowa, która toczyła się dzisiaj między mną, a Sonią była dialogiem, który powinnam przeprowadzić z Lissą. Miałam wrażenie, ze oddalam się od najbliższej przyjaciółki. Wiedziałam, że tym razem z jej wyboru, ale nie polepszyło to mojego nastroju.
Wynurzyłam się z wody. Ile piany! Szybko zakręciłam wodę, by nie wylać nadmiaru na podłogę.
W takim miejscu jak to zdecydowanie mogłabym zamieszkać. Chociaż... nie... Nie w takim miejscu, ale w domu, który wewnątrz byłby identyczny. 
Wyszłam niechętnie z zaparowanej łazienki i boso przebiegłam po zimnym korytarzu do pokoju. Po przekroczeniu progu niemal natychmiast założyłam szlafrok, spoglądając na zegarek. Dziesiąta - może nie będę już dzwonić do Dymitra. W szpitalu pewnie już wszyscy posnęli i musiałabym szeptać do słuchawki.
-Rose?- usłyszałam nawoływanie.
-Tak?
Przed drzwiami stał Michaił.
-Dzwonił do mnie Dymitr. Pytał czy wszystko w porządku.-Gwałtownie pokiwałam głową obawiając się, że zaprzeczył.- Powiedziałem mu, że raczej tak- skrzywiłam się przy przedostatnim słowie.- Powiedziałem, że jeżeli chce to do niego zadzwonisz- uniosłam brwi czekając na puentę.- Raczej chce.
-To był cytat - jęknęłam.
-Skąd wiesz jak dokładnie odpowiedział?- zdziwił się strażnik, co było dość zabawne, ponieważ Michaił potrafił w niewielkim (ale jednak) stopniu maskować uczucia.
-"Raczej" w ustach Dymitra było nawiązaniem do twojego"raczej w porządku". On zna tyłu strażników, że doskonale zna ich język, z resztą sam jest jednym z nich. Dlatego wie, że na pytanie o brak zagrożenia odpowiedziałbyś "tak" albo "nie". Dla nas nie ma czegoś pomiędzy, a ty udzieliłeś wymijającej odpowiedzi.
Michaił stał niewzruszony.
-W każdym razie zadzwoń do niego- rzucił odchodząc.
Zamknęłam drzwi i chwyciłam komórkę. Jeżeli nie zadzwonię teraz to wcale nie zadzwonię. Po pierwsze, bo zapomnę. Po drugie, bo będzie za późno. Po trzecie, bo strasznie nie mam ochoty. Jak tylko słyszę jego imię, przypomina mi się sytuacja z Sonią- to, że go okłamałam.
Wybrałam numer kładąc się wygodnie na łóżku.
-Strażnik Bielikow- usłyszałam po trzecim sygnale.
-Wiem, Towarzyszu - odparłam ciepło uspokajając się.- Raczej chciałeś, żebym zadzwoniła.
-Po twoim "raczej", rozumiem, że wiesz, o co mi chodzi?- spytał niestety poważnie.
-Drobna sprzeczka z Sonią. Nic poważnego. Doskonale się orientujesz, o czym mówię: ona mnie trenuje, ja się denerwuje, że czegoś nie umiem. Później odzywam się za często i zbyt bezczelnie.
-Tęsknię za tym.
To był ten ton. Ten, który w słuchawce brzmi tak niezwykle ciepło, nisko, seksownie, że mam ochotę być przy nim. Pełen rosyjskiego akcentu, który- jestem pewna- na całym kontynencie ma tylko on. Mimo, że oddzielały nas kilometry Dymitr otworzył się przede mną. Może właśnie dlatego. Może nie wypowiedziałby tych słów patrząc mi w oczy.
-Słucham?- spytałam z zapartym tchem, pragnąc by powtórzył.
-Tęsknię za tym. Czasami- dodał szybko, jakby się obawiał, że jego wypowiedź mnie zdenerwuje.
-Za akademią?- upewniłam się czując wewnętrzne ciepło.
-Za nami w akademii- odparł.
Nie dowierzałam, że Dymitr to przyznał, że tak prostą rzecz ujął tak trafnie. 
-Ja też - szepnęłam, ponieważ nie dałam rady wymówić tego głośniej. Starałam się odwrócić jego uwagę od mojego głosu.- Chociaż nie rozumiem, czego może ci brakować.
-Rywalizacji, niewielkich starć, trenowania cię, twoich bezczelności, przekomarzania się - mówił jakby od niechcenia. 
Każde jego słowo wywoływało wspomnienia.
-Wszystko to możemy mieć z powrotem - przyznałam.
-Nie, Rose- wysłyszałam smutek w jego głosie.- To już nie będzie tak piękne. Dodatkowo nie znajdziemy się już w podobnej sytuacji.
-Tylko od nas jest to zależne - przekonywałam go.
-Wszystko, co wymieniłem bezpowrotnie minęło.
-Niby, co?- spytałam zadziornie.- To może dalej trwać. Nawet byłoby zabawnie. Moja bezczelność nie zniknęła, ani przekomarzanie się. Poza tym mimo, ze zdałam egzaminy, ty w dalszym ciągu umiesz więcej. Masz mnie czego nauczyć. 
-Rose...
-Nie udawaj, że tego nie chcesz, Towarzyszu. Wiem nawet, że dalej słuchasz tej tragicznej muzyki. Mógłbyś jej słuchać na treningach jak dawniej, a nie chować się z nią po kątach.
Zaśmiał się. Tym szczerym śmiechem, z którego korzystał za rzadko.
-Zdecydowanie bezczelna Rose dalej istnieje- dodał rozbawiony.-Mam tylko jedno zastrzeżenie - odparł zmartwiony- Czas. Normalnie nam go brakuje, a co dopiero, gdy poświęcimy się treningom.
-Wymiękasz strażniku?! Wolisz leniuchować!
-Wolę robić z tobą inne rzeczy - przyznał.- Jeżeli się na to zgodzę w jakimś stopniu zostanę ich pozbawiony.
-Obiecuję, że po każdym treningu dostaniesz nagrodę- liczyłam, że powiedziałam to niezwykle zmysłowo.
-I bez trenowania ją dostanę- mruknął.
-Nie w takim stopniu- zapewniłam.
-Wiem, czego się po tobie spodziewać.
Wywróciłam oczami.
-Zapewniam cię, że nie do końca. Zgódź się - nalegałam.- Muszę się doradzić Kirowej jak dać radę cię szybko namówić do trenowania mnie. Ona ma w tym doświadczenie- spojrzałam na zegarek.- Musimy kończyć, pewnie wszyscy pacjenci już śpią i jesteś jedynym buntownikiem. 
Gdybyś się nudził poczytaj western.
-Będę czytał, ale nie książkę - coś w tonie jego głosu pozwoliło mi zgadnąć, co to będzie.
-Te listy... Zabrałeś je ze sobą. Parę zdań napisanych przeze mnie do ciebie. Takie bzdury...
-Najcenniejsze, co miałem- wtrącił.
-Prócz srebrnego sztyletu- przypomniałam mu.
-Faktycznie przydatna rzecz, jednak przedmiot codzienny, a te teksty są czymś szczególnym.
-Wracaj na ziemię, kowboju. I jaki znowu "przedmiot codzienny"?!- pokręciłam głową rozbawiona.- Szlachetna broń.
-Z którą się nie rozstaje odkąd skończyłem trzynaście lat- mruknął.
-Ile?!- zawołałam.- Katowałeś mnie zanim ją dostałam do ręki, a sam w moim wieku byłeś nią znudzony. Jednym z najbardziej uznawanych wyróżnień dla nowicjusza!
-Nauczyłem cię podstawowej wiedzy, której sam nie miałem, gdy dostałem broń do ręki - tylko na tym straciłem.
Z politowaniem pomyślałam, że na pewno nie miał wielu porażek na swoim koncie. Dymitr Bielikow- istny bóg.
Ziewnęłam przeciągle.
-Zastanów się nad tymi treningami. Dobranoc- powiedziałam gasząc nocną lampkę i kładąc się wygodnie.
-Dobranoc, Roza. 

poniedziałek, 20 czerwca 2016

LBA

Trzecie LBA!
1.Ulubiona pora roku?
Wiosna
2. Ulubiona postać z ulubionej książki? 
Sherlock Holmes, Dymitr Bielikow, Alex Woods- tak trudno o jedną!
3. Rzeczy, które lubisz w płci przeciwnej. 
Zdecydowanie, bezpośredniość- choć te cechy lubię u każdego.
4. Jaki sport najbardziej lubisz. 
Taekwon-do, taniec- chociaż traktuje go bardziej jak sztukę.
5. Spotkałaś Rose, co robisz ? 
Rozmawiam, trenuje i czekam aż przedstawi Dymitra!
6. Ulubiona lekcja w  szkole.
 Muzyka! Rękodzieło!
7. Co najbardziej lubisz w swoim blogu?
Komentarze! A jeżeli chodzi o to, co sama piszę to... brak przekłamań z książki- w sensie, że nie zmieniłam niczego, co napisała Mead. 
8. Komu kibicujesz na Euro2016? 
Gdybym miała kibicować to Polsce, ale Euro mało mnie obchodzi.
9. Czy znajomi wiedzą, że piszesz bloga? 
O nie!
10. Ulubiony cytat z książki ?
„Wszyscy musimy czasem robić rzeczy, na które nie mamy ochoty. Takie jest życie”- zgadniecie z czego to? Jak zwykle losowałam część :D

Bardzo dziękuję za nominację :* Liliana Karolina mam zaległości na Twoim blogu z tego, co zauważyłam (więcej niż jeden rozdział: TAK! tyle szczęści na raz!) a to moi nominowani: 
Ola http://tak-bardzo-cie-kocham-roza.blogspot.com/
Karinga (przepraszam musiałam to zrobić :*) http://mojaroza.blogspot.com/
i Mańka (pewnie już nie nadążasz, ale nie mogło Cię zabraknąć) http://hathaway-bielikov.blogspot.com/

A to pytania:
1. Jeżeli masz ulubioną serię książek wypisz ulubiony cytat z każdej części.
2. Co jest Twoją mocną stroną?
3. Pięć cech Twojego charakteru?
4. Ulubione słowo (nie musi być polskie)?
5. Do jakiego książkowego bohatera jesteś najbardziej podobna:
     a) z wyglądu?
     b) z charakteru?
6. Gdyby powstał o Tobie film jaki miałby tytuł? 
7. Ulubione miejsce?
8. Czego nie znosisz?
9. Gdybyś mogła posiadać jedną rzecz pojawiającą się w Twojej ulubionej książce, co      by to było?
10. Ulubione piosenki?

Jeszcze raz dziękuję za nominację! Liliana Karolina ściskam mocno!

czwartek, 16 czerwca 2016

Rozdział 52

Nie chciałam odrywać się od jego ust. To było takie przyjemne. Dodatkowo na pewno nikt nam nie przerywał. Skupiłam się na dotyku jego warg. Dopiero, gdy poczułam, że Dymitr jest równie podniecony jak ja i najchętniej przyniósłby się na moją szyję, przerwałam.
-Kocham cię, - szepnęłam nie odsuwając się od niego- dlatego wrócę.
Cmoknęłam go w policzek i narzuciłam torbę na ramię. Rozglądając się po pokoju żałowałam nie z powodu mojego wyjazdu, ale, że on musi tu zostać.
-Trzymaj się Towarzyszu i szybko zdrowiej- dodałam pokrzepiająco ściskając jego dłoń.- Strasznie się tu będziesz nudził, nie jestem żadną szeptuchą, a już to wiem.
-Znasz to słowo?- zdziwił się.
-Szeptucha? Sam mi to tłumaczyłeś- wzruszyłam ramionami.
-To podaj nazwisko strażnika, który pełnił wcześniej funkcję Hansa?- uniósł brew wyraźnie rozbawiony.
-Tego uczył Stan, więc mi to umknęło- odparłam wymijająco.
Dymitr pokręcił głową, po czym odezwał się poważnie.
-Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy?- upewnił się.
-Każdą zasadę, radę, pozwolenie, prawo, zakaz i nakaz- zapewniłam.- Nie martw się- przeczesałam palcami aksamitne kosmyki jego włosów.- Chociaż... i tak się będziesz martwił.
Chciałam ruszyć ku drzwiom, ale pokazał mi palcem bym podeszła. Nachyliłam się, a on ucałował moje czoło.
Trzy godziny później zbliżałam się już do Leight. Jechałam samochodem Abe'a, który podstawił- sam miał "wiele pracy" i nie mógł przyjechać. Przynajmniej tak usprawiedliwił go jego szofer. 
Przypominałam sobie dzisiejszą noc. Siedzieliśmy w zupełnej ciszy na szpitalnym łóżku patrząc na siebie. Dymitr był jedyną osobą, z którą mogłam zrobić coś tak nudnego, ponieważ z nim tak proste czynności przestawały być nudne. Nigdy czegoś takiego nie robiliśmy. 
Patrząc na niego wspominałam przez co musieliśmy przejść i utrwalałam sobie jego wygląd. Raz na jakiś czas pod wpływem myśli nachylaliśmy się do siebie całując się lekko. W każdym z tych gestów znajdowałam ukojenie. Miałam świadomość, że następnego dnia Dymitr zostanie tu sam. Żadne z nas nie skomentowało tego głośno. Byłoby mi żal niemal każdej osoby, która zmuszona byłaby do siedzenia w takim miejscu, a jego szczególnie. Dymitr przyzwyczaił się do podobnych sytuacji. W akademii przebywał praktycznie sam. 
-Strażniczko Hathaway?- otrząsnęłam się słysząc kierowcę.- Telefon.
Wyciągnęłam rękę po aparat telefoniczny. Mężczyzna nie musiał przez niego rozmawiać, ponieważ w uchu miał słuchawkę.
-Strażniczka Rose Hathaway - odparłam zastanawiając się, kogo za chwilę usłyszę.
-Lord Ozera- usłyszałam po drugiej stronie.
-Przezabawne- prychnęłam.- Czemu przeszkadzasz mi w pasjonującej podróży samochodem? Nie możesz pogodzić się z tym, że mam wolne?
-Raczej z tym, że już wracasz. Myślałem, że zostaniesz tam póki Bielikow nie wyjdzie o własnych siłach - moroj najwyraźniej miał dobry humor, skoro stać go było na ironię.
-Najchętniej tak bym zrobiła, ale Lissa mnie potrzebuje- mówiłam bardziej przekonując siebie niż jego.
-Dzwoniła do ciebie z żalem, że nie ma cię przy niej?
-Nie- odparłam przeciągle myśląc, po co właściwie dzwoni.
-To po cholerę już wracasz?!- oburzył się jak zbuntowany nastolatek.
-Mieszkam tam, uczę się i spędzę czas z przyjaciółką, a nie podopieczną. Mogłeś na to wpaść detektywie- odparłam oschle.- Czemu mój powrót jest ci nie na rękę?
-Bo mieszkam w twoim pokoju, a tak też będę musiał wracać - westchnął.
-W moim pokoju?! Wiesz ile będzie kosztować odkażenie go?! Ty poniesiesz koszty!- bawiła mnie ta rozmowa. 
Biedny, rozpieszczony Ozera...
-Tak...- usłyszałam Christiana cicho jakby odsunął od siebie słuchawkę.- Podam ci Lissę.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć usłyszałam w słuchawce głos przyjaciółki.
-Rose! Mam dla ciebie propozycję i wcale nie dlatego, że chcę by Chris jeszcze tu został- zaczęła szybko mówić morojka.- Pojechałabyś w pewne miejsce?
-Coś za ciebie załatwić?- spytałam analizując, gdzie mogę się udać.
-Ależ skąd! Myślałam, żebyś zajechała do Soni.
-Soni!- wykrzyknęłam zdziwiona.- Przepraszam- szepnęłam do kierowcy.
-Damy sobie z Christianem radę, mamy tu strażników, a do Allentown musi wrócić w przyszły poniedziałek- tłumaczyła.
Zamrugałam szybko zastanawiając się jak to u licha zaplanowali i zrealizowali.
-Dobrze- odparłam traktując jej prośbę jak polecenie.-Tylko nie wiem dokąd jechać- dodałam słysząc, że po drugiej stronie słuchawki zmienił się nastrój.
-Twój kierowca wie- odparła Lissa, która widocznie już się chciała rozłączyć.- Do usłyszenia Rose, kocham cię.
-Jesteście w takim stanie, że rozłączę się zanim powie to Ozera- zażartowałam po czym odłożyłam słuchawkę.- Zmieniamy trasę - rzuciłam do kierowcy - do Soni Karp. I czy mogłabym jeszcze skorzystać z tego telefonu?
Mężczyzna uprzejmie kiwnął głową, dlatego wybrałam numer Dymitra. Ku mojemu zdziwieniu po trzech sygnałach słuchawka została podniesiona.
-Kto chce zakłócić spokój strażnika Bielikowa?- usłyszałam spokojny głos.
Gdybym nie wybierała numeru z pamięci pomyślałabym, że się pomyliłam.
-Staruszku?! Co ty tam robisz?! Przyjechałeś go dobić?
-Rose! Chcesz się upewnić czy on jeszcze żyje?-rzucił Abe lekkim tonem.
-Raczej, że szybko opuścisz szpital- skomentowałam.- A tak serio to możesz mi go podać i zostawić samego w pokoju?
-Obawiasz się, że posłucham twoje "słodkie słówka" i próby flirtu?- odparł uszczypliwie.
-Będę obgadywać ciebie i twoje brudne interesy- krzyczałam w duchu, żeby już się odczepił.
-Jestem na korytarzu, zaraz ci go podam- odpowiedział jakby czytał mi w myślach.- Bielikow dzwoni twoja najwierniejsza fanka- usłyszałam po chwili głosy z pewnej odległości od słuchawki.- Pani twojego serca. Nie miej takiej poważnej miny, to tylko młoda Hathaway! Chyba ją kojarzysz była tu niedawno! 
Usłyszałam w słuchawce spokojny oddech- wiedziałam do kogo należy. Dopiero, gdy dotarło do mnie trzaśnięcie drzwiami, usłyszałam w słuchawce głos Dymitra.
-Coś się stało?- spytał poważny.
-Oddychaj spokojnie jeszcze żyję - westchnęłam głęboko.- Chciałam cię powiadomić o małej zmianie planów, żebyś nie zszedł na zawał jak się dowiesz od Lissy czy Ozery i nie, nie był to uszczypliwy komentarz do twojego wieku- miałam nadzieję, że choć trochę go rozbawiłam.
-Kocham cię, Rose- szepnął Dymitr tym wyjątkowym tonem zarezerwowanym tylko dla mnie, w słuchawce jeszcze przybrał na sile.
-Zaraz zapomnę, co ci chcę powiedzieć - jęknęłam czerwieniąc się.- Ja ciebie też, bardzo.
-Powiedz jaka zmiana następuje - zachęcił mnie Dymitr.
Intuicyjnie wyczułam, że się uśmiecha.
-Tak, zmiana- westchnęłam skupiając się.- Zadzwonił do mnie- zerknęłam na kierowcę - Lord Ozera i powiedział, że jest u Królowej, która odesłała mnie do panny Karp.
-Widzisz, że to pomaga?- zapytał lekko Dymitr.
Zmarszczyłam brwi kompletnie go nie rozumiejąc o czym mówi.
-Niby co?
-Przejście na ton służbowy, kiedy mocniej chcesz się skupić.
Zaśmiałam się cicho. Zauważyłam, że kierowca wysunął szybę pomiędzy przodem, a tyłem samochodu. Byłam mu za to wdzięczna. Poczułam się swobodniej.
Cmoknęłam w słuchawkę.
-Z bólem przyznaję, że masz rację, Towarzyszu. Abe nie truje za bardzo?- spytałam szczerze zainteresowana z jakimi interesami przyjechał.
-Siedzi tu od godziny i nie zdążył mi jeszcze zaszkodzić - odparł cicho.- Wszystko w porządku? Nikt ci nie przeszkadzał?
Zamknęłam oczy zdając sobie sprawę, że wciąż myśli o jednej osobie- Robercie Doru.
-Nie długo będę zazdrosna - rzuciłam.- Całą swoją uwagę skupiasz na jakimś starym, zrzędliwym moroju. Zamiast na młodej, seksownej strażniczce- drażniłam się z nim.
-Myślę tylko o jednej osobie i to kobiecie, i powiedziałbym o niej więcej, gdyby jej ojciec nie stał za drzwiami- Dymitr mówił coraz ciszej, co sprawiało, że jeszcze bardziej mi go brakowało. 
-Nie mogę - jęknęłam pocierając dłonią czoło.
-Rose? Co się dzieje? Rose?- słyszałam spokój w jego głosie, a jednak potrafiłam wyczuć, że to względne, że prawda jest inna.
-Ledwo się rozstaliśmy, a już chcę wrócić. Zastanawiam się czy oby na pewno wiem, gdzie jest moje miejsce- westchnęłam. Nie powinnam tego mówić, to powinno zostać w mojej głowie. 
W słuchawce po drugiej stronie była zupełna cisza. 
-Strażniczko Hathaway?- usłyszałam głos kierowcy.- Informuję, że jesteśmy na miejscu.
-Musze kończyć. Niestety- spieszyłam z tłumaczeniem dla Dymitra.- Zadzwonię jak będę mieć wolne. Może wieczorem. Za to ty masz dać znać jak cię stamtąd wypuszczą.
-Uważaj na siebie.
Cmoknęłam i rozłączyłam się. Pokręciłam głową. Nie znoszę się z nim żegnać. Nie potrafię zrobić tego prawidłowo.
Gwałtownie otworzyłam drzwi samochodu i wysiadłam. Nigdy wcześniej tu nie byłam. Dom był niewielki, ale od razu było widać, że mieszka w nim Sonia, ponieważ wejście do niego poprzedzał śliczny ogródek. Zapewne nie potrafiłam docenić większości roślin, które widziałam pierwszy raz. Na pewno wiele trudu zostało włożone w wyhodowanie ich. Dom był parterowy. Ściany były beżowe, a dach miał ciemnozielony kolor, który chwilowo kontrastował z białym od chmur niebem. Ciaśniej owinęłam się kurtką. Chłodno. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby miało dzisiaj padać. 
Obawiałam się, czy ich nie obudzę. Może funkcjonują nocnym trybem. Mieszkają w miasteczku, więc byłyby to podejrzane dla tubylców, ale kto wie...
Zapukałam.
-Rose!- w progu stała Sonia.
Wyglądała wspaniale. Ubrana była w piękną granatową sukienkę na szerokich ramiączkach. Jej ręce, które chwilowo mnie przytulały ozdobione były bransoletkami. 
Odsunęłam się od niej i przyjrzałam jej twarzy. Uśmiechała się z błyskiem w oku.
-Wejdź- zachęciła.- Pewnie marzniesz. 
Po przekroczeniu progu natychmiast poczułam gorąc. Dom nie był duży, ale przepiękny, przytulny. W takim miejscu mogłabym mieszkać na stałe. 
Z pobliskiego pokoju wyszedł Michaił. Zamrugałam parę razy. Ubrany był w strój strażnika.
-Czy ty nigdy nie bierzesz wolnego?- rzuciłam ściskając go.
-Nigdy nie będzie mi on potrzebny- odparł przyciągając do siebie morojkę i obejmując ją ramieniem.
Wyglądali na szczęśliwych. Strażnik głaskał brzuch Soni, która wpatrywała się w niego wzruszona. W końcu za jakiś czas będą mieć pełną rodzinę. Mają wspaniałe życie, którego im zazdrościłam. Piękny dom, praca, która zdecydowanie zadowala i ciąża. Marzę o takiej przyszłości z Dymitrem. Gdybym tylko była morojką...
Czy zawracam głowę?! Wtedy w życiu nie poznałabym zamkniętego w sobie, groźnego strażnika. Gdyby Dymitr był morojem...
To jednak idiotyzm. Wtedy by nawet nie opuścił Rosji. Nie miałby potrzeby.
-Rose, wiesz dlaczego tu przyjechałaś?- zagadnęła Sonia.
Pokręciłam głową. Nawet nie miałam czasu, żeby się nad tym zastanowić.
-Będziemy trenować- odpowiedziała z uśmiechem.
-Trenować?- zmarszczyłam brwi.
-Twój umysł- dodał Michaił.
Już wiedziałam, co będę robić w najbliższym czasie. Oczywiście nie mogłam przyjechać w odwiedziny do przyjaciół, póki nie umiałam się bronić na wszystkie możliwe sposoby.
-Nie możemy - odparłam szybko.- Jesteś w ciąży, a działanie ducha tylko ci zagraża. Teraz szczególnie.
-Nie przejmuj się tym- Sonia oparła mi ręce na ramionach i spojrzała w oczy jak troskliwa matka.- Umiem o siebie zadbać. Nie zgodziłabym się, gdyby coś zagrażało dziecku.
-Zgodziłaś się?- przerwałam z niedowierzaniem.- Kto zaproponował ci coś takiego?
-Wiele osób- uśmiechnęła się lekko.- Każda myślała, że dzwoni jako pierwsza. Masz dobrych ludzi wokół siebie. A teraz coś zjemy i weźmiemy się do pracy.
Siedziałam przy masywnym drewnianym stole i grzebałam w talerzu widelcem. Miałam pełno wątpliwości. Zupełnie nie wiedziałam, co czeka mnie na takim "szkoleniu".
-Co u Dymitra?- spytał Michaił.
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. On nic nie wie?! Może tak powinno zostać?! Dymitr chciałby aby nie było sensacji wokół jego osoby. Westchnęłam głęboko.
-Powinieneś do niego zadzwonić- zaczęłam.- Na pewno dowiesz się ciekawy rzeczy.
Przeniosłam wzrok na Sonię. On doskonale wiedziała, co robił Dymitr przez ostanie dni. Aż dziw, że rozmawiała o tym z Michaiłem. 
Moje wielkie wzbranianie się przed trenowaniem nie przyniosło rezultatów. Po posiłku ruszyłam za morojką do jednego z pokoi. Strażnik został w jadalni nie chcąc nam przeszkadzać.
Weszłyśmy do niewielkiego pomieszczenia stanowiącego biblioteczkę. Oprócz regałów były tu dwa fotele ustawione naprzeciwko siebie i średniej wielkości, okrągły stolik. Wyobraźnia podsunęła mi obraz Dymitra czytającego western. Idealnie by tu pasował.
-"Usiądź Rose"- odezwał się głos Soni w mojej głowie.
-Jak?- wydukałam.- Jak to możliwe?
-"Tego cię dzisiaj nauczę."
Klapnęłam na fotelu dalej nieświadoma czy tego dokonam. Wysoko ustawiła mi poprzeczkę. 

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Rozdział 51

Uwielbiam komentarze on Was! :* Dlatego rozdział dziś, chciałam trzymać w niepewności do jutra.. I dziękuję (pewnie już drażni to ciągłe dziękowanie) tym razem za nominację do LBA- na pewno niedługo się pojawi.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Nic mi nie jest. Nie przejmuj się - powiedziałam otwierając oczy.- Dymitr!
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nigdzie go nie było. Wstałam z podłogi, na którą musiałam upaść podczas nieznośnego bólu.
-Rose?
Odwróciłam się gwałtownie. Robert Doru. W niezwykle dobrej formie. Niestety.
Zmarszczyłam brwi. Chciałam krzyczeć, co zrobił z Dymitrem, gdzie on jest i jak się czuje, ale to nie miało sensu. Znałam odpowiedzi na te pytania.
Wcale nie byłam w szpitalnym pomieszczeniu, choć wyglądało ono identycznie. Byłam w wizji utworzonej przez Avery lub samego Doru. Dymitr pewnie stara się mnie ocucić w prawdziwym pokoju.
Nie rozmawiałam jeszcze na temat Roberta z ani jedyną osobą, ale spodziewałam się, że misja Dymitra nie powiodła się. Teraz miałam dowód. Bo oto stał przede mną zdrowy moroj, bez najmniejszej choćby rany.
-Czego?- warknęłam wściekłe.
-Przysługi. Przynieś mi coś, co należy do Iwaszkowa- Doru wzruszył ramionami jakby właśnie pożyczył mi jakiś przedmiot z wielkiej łaski.
-Wolne żarty!- parsknęłam.
-Powiem ci wtedy jak uwolnić Wassylisę od mroku- szepnął.
Zawsze tego chciałam. Nie dałam jednak po sobie poznać.
-A przy okazji dalej będziesz próbował mnie zabić?- udałam, że znalazłam coś przejmującego w moich paznokciach.- Czemu już tego nie zrobisz?
-O to samo mogę spytać. Czemu Rosemarie Hathaway odważna strażniczka, lojalna przyjaciółka, arogancka kobieta, wierna kochanka i doskonała, nie bójmy się tego wymówić- zabójczyni, nie wykończy mnie w tak dogodnym momencie? Masz przy pasku srebrny sztylet- dodał jak zachętę.- A moje pochodzenie i krew morojów, nie jest dla ciebie przeszkodą. Za wielką czujesz do mnie nienawiść. Jednak odpowiedź jest prosta. Moja jest identyczna- ostatnie słowa szeptał, jakby się wstydził, że coś 
nas łączy.- Brak satysfakcji. A to nie tego szukamy w śmierci wroga. Dlatego zawrzyjmy układ - machnęłam ręką.
-Pakt z diabłem? Nigdy- odparłam krzyżując ręce na piersi.
-Wassylisa będzie wolna. Ciebie nie przestanę prześladować, ale jeżeli zrobisz o co proszę... Nikt więcej nie ucierpi. Nie zależy mi na śmierci Królowej, moroja o szlachetnej krwi- lorda Ozery czy najlepszego strażnika- Bielikowa. Zależy mi na przeklętej smarkuli. Bez urazy- podszedł do mnie.- I co ty na to?
Bezpieczna Lissa z Christianem i Dymitr. Nie przepuszczę takiej okazji. Mój układ z Doru nie będzie ingerował w plan moich przyjaciół. Chyba, że...
-Nie- odpowiedziałam.- Wszyscy muszą być bezpieczni. Nie tylko ta trójka. Również moja rodzina, reszta przyjaciół i przyjaciele moich bliskich. I ich rodziny- dodałam myśląc o Bielikowach.
-No nie wiem- mruknął moroj.- Niektórzy z nich byliby przydatni.
Spojrzałam na niego z pogardą.
-Zanim się zgodzę może najpierw posłuchaj treści umowy- oznajmił Robert.- Musiałabyś mi przynieść coś, co prawdopodobnie znajduje się w Rosji. Gdy już pojedziesz tam ze swoim chłopakiem mogłabyś zajrzeć w pewne miejsce- zmarszczyłam brwi, gdy nazwał tak Dymitra.
-Mam przywieść ci jakąś pamiątkę któregoś z Iwaszkowów?!- oburzyłam się.
-Zgadza się.
-Wobec tego zgaduję, że będzie ona cenniejsza niż to, co mi oferujesz- wywróciłam oczami.
-Cenniejsza niż Lissa?! Cenniejsza niż twój ukochany?!
-Dobrze się bawisz śmiejąc się z mojego związku ze strażnikiem Bielikowem?!- wykrzyknęłam.- Nic i nikt nie jest cenniejszy od nich!
-Więc wiesz, co robić- Doru wyciągnął rękę w moją stronę.
-Nie mówisz o rzeczy Adriana?- upewniłam się.
-Nie mówię o niczym, co należy do twoich przyjaciół - zapewnił poirytowany.
Pewnie uścisnęła jego dłoń. W tej samej chwili ogarnęła mnie ciemność.
Otworzyłam oczy. Leżałam na podłodze w pomieszczeniu szpitalnym. Nade mną pochylał się zdenerwowany mężczyzna z troską w oczach. Chwyciłam go za kark i przyciągnęłam do siebie.
-Już dobrze- szepnęłam mu do ucha.- To minęło.
-Roza- Dymitr odsunął się ode mnie i przyjrzał mi się uważnie.
-Doru- odpowiedziałam na niewypowiedziane pytanie, które go pewnie dręczyło.
Widziałam zawziętość w jego oczach, wściekłość, która przeradzała się w furię. Napiął mięśnie, zacisnął szczękę i dłonie w pięści.
-Dymitr!- zawołałam.- Nie mieliśmy na to wpływu! Nic mi nie jest! Spójrz na mnie!- starałam się odwrócić jego twarz w kierunku swojej, ale za mocno się temu przeciwstawiał.- Kocham cię, a teraz potrzebuję wsparcia i twojej miłości. Czemu zostawiasz mnie z tym samą?!
Gwałtownie podniósł mnie z ziemi i położył na łóżku. Następnie sam obok położył się na boku. Głaskał mój policzek wierzchem dłoni. Jego wzrok złagodniał.
-Co to było?- spytał poważnie.
Zrezygnowana zauważyłam, że jeszcze się nie uspokoił. Miałam ochotę go pocieszyć. Potrząsnęłam głową by się otrzeźwić.
-Wizja wywołana mocą ducha- zamknęłam oczy nie chcąc widzieć jego zmartwionego spojrzenia.
Dymitr objął mnie ramieniem. Najchętniej wtuliłabym się w niego, ale nie chciałam sprawić mu bólu, a wiedziałam, że tak właśnie by było.
-Będę musiała wracać do Lehight- przyznałam cicho.
-Mowy nie ma. Zostajesz- ton Dymitra trochę mnie zdenerwował. Jakby był trenerem każącym mi biegać.- Nie pomożesz Lissie w takim stanie.
-Jakim?- spytałam unosząc się na łokciach.
Dymitr westchnął zrezygnowany. Miał pewnie dość ciągłego podważania jego zdania.
-Przepraszam- szepnęłam z powrotem się kładąc.- Nie chciałam cię martwić.
Jego oczy rozbłysły z niedowierzania.
-Rose, nie możesz się za to obwiniać- powiedział przekręcając mi twarz w swoją stronę. Widziałam jak się martwi, widziałam zaangażowanie i zadałam sobie sprawę, że tak było zawsze. Z wielką siłą powróciły do mnie wspomnienia z Akademii. Pamiętam chwile, gdy Dymitr wszystko ukrywał. Wydawał polecenia, a następnie z obojętnością zajmował się czymś innym- słuchał muzyki, czytał, leżał zamyślony, pisał jakieś notatki czy raporty. Bez względu na to, co robił charakteryzowało się to wdziękiem, pewnością, klasą. Były to czasy, kiedy dziwiło mnie, że może mi się podobać starszy trener. Uważałam, że to dlatego, że jest przystojny, seksowny, wysportowany, skrajnie opanowany lub agresywny, silny, pewny. Ze wstydem przypomniałam sobie rozmyślania o tym jak wykorzystuje te cechy w łóżku. Od jakiegoś czasu mogłam się o tym przekonać. Nigdy wcześniej nie powróciła do tej myśli, teraz mnie ona bardziej bawiła niż zawstydziła, a jednak nie mogłam mówić o niej na głos. Za to z uśmiechem pomyślałam, że będę się jeszcze musiała przekonać jak Dymitr wykorzystuje swoje cechy.
Na razie musiało mi wystarczyć, że przybliżyłam się całując go prosto w usta. Był zaskoczony- najwyraźniej sam o czymś myślał. Po chwili jednak odwzajemnił ten niezwykle przyjemny gest. Poczułam jego smukłe palce na mojej twarzy. Z prowokacją przygryzłam mu wargę. Dzięki temu pogłębił pocałunek wbijając mnie mocniej w poduszkę i pochylając się nade mną. Odsunęłam się zła na siebie, że musiałam przerwać. Wzięłam dwa ciężkie oddechy i ponownie przywarłam do jego warg. Jednak czułam, że mu nadal brakuje powietrza. O dziwo wzbraniał się przed tym, dlatego to ja musiałam się opamiętać. Obserwowałam jego twarz kręcąc głową.
-Nie mogę cię przecież udusić, Towarzyszu - upomniałam go.- Ludzie w twoim stanie nawet nie mówią- dodałam wskazując na jego żebra.
Nie odrywał wzroku od mojej twarzy. Nawet nie byłam pewna czy mnie słyszy.
-Czego on chciał?- spytał poważnie głaszcząc mój policzek.
Zmarszczyłam brwi. Jak to możliwe, że dalej będziemy o tym rozmawiać?! Potwornie chciałam uniknąć tego tematu.
-Rose, wiem, że to nieprzyjemne, ale proszę cię opowiedz mi o tym.
Westchnęłam zrezygnowana. Nie o to chodziło... Temat nie był nieprzyjemny- był niewygodny. Na tę chwilę musiałam ukryć przed Dymitrem, że mam jakiś układ z Doru. Po pierwsze widziałam jego reakcje, po drugie wiedziałam, że nigdy by mnie w tej kwestii nie poparł. Sama zastanawiałam się czy to nie czyste szaleństwo i w co właściwie się wpakowałam... Potrząsnęłam głową by się otrzeźwić i postanowiłam, że powiem wszystko omijając umowę, co było ciężkie biorąc pod uwagę, że tylko o tym rozmawialiśmy.
-Stworzył wizję tego pokoju- zaczęłam.- Gdy odzyskałam przytomność pomyślałam, że jesteś gdzieś obok- spojrzałam Dymitrowi prosto w smutne oczy. Zrobiło mi się niedobrze. Jego dłoń dalej gładziła uspokajająco moją twarz subtelnym dotykiem. Czułam, że będę żałowała tego, co zrobię.- Doru rozmawiał ze mną jakby chciał zyskać na czasie. Niestety wie, gdzie jesteśmy, ponieważ widział przeklętą salę szpitalną- uniosłam ręce i zakryłam twarz. Nie znoszę kłamać, szczególnie Dymitrowi. On posiada ten denerwujący czujnik czy mówię prawdę.
-Roza- powiedział delikatnie odsłaniając mi twarz.- Musimy wobec tego wracać na uczelnię. Każdy swoją, ale nie możesz zajmować się Królową w najbliższym czasie.
Martwił się. Musiałam coś szybko wymyślić, w końcu nie mogłam oznajmić: "Nie martw się Towarzyszu. Przez mój pakt z diabłem na razie nic nam nie grozi."
-Doru nic nie zrobi- mówiłam przejęta.- Podobno brakowałoby mu satysfakcji. A ty musisz zdrowieć- dodałam lżej.
Szczęka mu się napięła. Przez moment widziałam błysk czystej furii w jego oczach.
-O co chodzi?- spytałam przejeżdżając palcami po jego żuchwie.
-Jak on śmie! Oczekuje twojej śmierci dla satysfakcji?! I na co zrobiłaś, że pragnie ciebie pozbawić życia?! Akurat ciebie!- Dymitr był wściekły, ale starał się to ukryć.
Mimo, że wszystkie zdania przesycone były bólem lub niedowierzaniem, mówił spokojnie.
-Zabiłam mu brata- przypomniałam zarówno jemu jak i sobie.- Moroja, królewskiego pochodzenia.
-Sama mogłaś zginąć. Zagrażał ci, był poważnym przeciwnikiem.
-Był starym morojem, na miłość boską! Co Roberta obchodzi ryzyko śmierci jakieś młodej, nic nie wartej strażniczki?!- nie lubiłam wspominać tamtej sytuacji. Przed oczami wbrew mojej woli pojawił się parking.
-Nie powinnaś tak mówić- upomniał mnie.
-Nie powinnam?- uniosłam brwi, podpuszczając go.
-Nie możesz tak mówić - odparł. Wreszcie to wymówił. Jakiś zakaz, zmuszał mnie do czegoś.- Na twoim życiu najbardziej mi zależy. Dla żadnej osoby, którą razem znamy nigdy nie byłaś przypadkową strażniczką. Nikt nie dał ci tego odczuć. Nawet twoi wrogowie!- Dymitr chwycił moją twarz w dłonie.- Za dużo dla mnie znaczysz. Chciałbym żebyś to czuła.
-Mówiłam ci już, że czuję się przy tobie wyjątkowa - przypomniałam mu, chcąc go uspokoić.
-Ale czy najważniejsza?
I tu miałam dylemat. Jedna część mnie chciała natychmiast potwierdzić. Z drugiej jednak strony... Dymitr to szanowany strażnik i mimo, że jesteśmy razem powinnam być na drugim miejscu, zaraz po Christianie. Podopieczni powinni być najważniejsi, ogólnie moroje. Wiedziałam, że wielokrotnie Dymitr starał się przyswoić sobie tę zasadę, ale nie dawał rady. Jednak nie czułam się najważniejsza i wcale tego nie żądałam. W pełni rozumiałam, że w towarzystwie morojów, dampirów, ludzi, a już szczególnie strzyg Dymitr nie skupia na mnie głównej uwagi, mimo, że udaje. 
Dalej był poważny i opanowany.
-Nie- przyznałam zamykając oczy.-Ale to dobrze- dodałam pośpiesznie.- Masz w końcu rodzinę, pracę, pasję, obowiązki, przyjemności.
-A mogę powiedzieć, że mam ciebie?- spytał.
Jego oczy patrzyły prosto w moje. Najwyraźniej to była dla niego ważna kwestia.
-Zawsze- odparłam tonem podobnym do jego.- To mnie bardzo uszczęśliwi.
Uniósł lekko jeden z kącików ust. Przynajmniej tak mi się wydawało - przez brodę trudno było cokolwiek dostrzec.
Leżeliśmy w ciszy. Dźwięki z korytarza wcale do nas nie docierały, jedynym, który nam towarzyszył było tykanie zegara.
-Chciałabym wrócić jutro na uczelnię - przyznałam.- Będę mieć straszne zaległości i szkoda mi Lissy. Nie przejmę wszystkich swoich obowiązków, ale powinnam się uczyć.
-Najlepiej by było gdybyś widywała się z królową tylko w pokoju. Nie mogę dopuścić do sytuacji, kiedy zostałybyście we dwie z jakimś zagrożeniem. Obawiam się czy nie dopadłby cię Doru w tak niedogodnej chwili.
Pokiwałam głową. Jak na osobę, która chwilę wcześniej była temu przeciwna, Dymitr szybko się zgodził. Z wdzięczności cmoknęłam go w policzek, uśmiechając się szeroko.
-Dziękuje- odparłam ciepło wtulając się w jego szyje.- Bez twojej zgody nie wyjechałabym. Twoje zdanie bardzo się dla mnie liczy- mruczałam.
-To zaraz je zmienię- mruknął zanurzając twarz w moje włosy.
Zaśmiałam się cicho. Zachowywałam się jakby sytuacja z Doru nie miała miejsca. Dymitr również. Oboje przed sobą udawaliśmy.

piątek, 10 czerwca 2016

Rozdział 50

-Oprowadzała mnie- przypominałam sobie marszcząc brwi.
-I tak dobrze to wspominasz?- zdziwił się Dymitr.
Mówiłam o Wiktorii, o tym jak ją poznawałam.
-Bardzo przypominała mi ciebie- przyznałam nieśmiało.- Wszyscy jesteście bardzo podobni. Rysy twarzy, włosy, oczy... Każda z twoich sióstr była dla mnie twoim zniekształconym odbiciem. Ty byłeś ideałem, pierwowzorem, do którego je porównywałam.
Dymitr słuchał mnie uważnie. Widziałam szczere zainteresowanie w jego oczach.
-Mówiłam o tym spacerze z Wiktorią, ponieważ... - wzięłam głęboki oddech i spojrzałam mu w oczy.- Wtedy pierwszy raz ktoś z twojej rodziny cię wspomniał.
Jego mina była zabawna. Nie tego się spodziewał. Uniósł brwi z komicznym wyrazem twarzy.
-Robiła ci niezłą reklamę. Chyba szukała ci dziewczyny- zaśmiałam się trącając go w ramię.
-Znalazła dobrą kandydatkę- mruknął po chwili Dymitr. Udawał, że długo nad tym zastanawia.
Usiadłam po turecku naprzeciwko niego.
-Tylko dobrą?- drażniłam się.
-Najlepszą- odparł miękko.
-Wobec tego mogę kontynuować - mówiłam zadowolona. Jakby od niechcenia oparłam dłonie na jego kolanach, kiedy również usiadł po turecku.- Powiedziała mi, że jesteś zabójczo przystojny.
-Jesteś pewna, że użyła słowa"zabójczo"?- Dymitr uniósł brew.
-Nie, ale ja tak uważam- napomknęłam zalotnie.- Za to użyła zwrotu: "jak na brata". Rozumiesz, Dymitr? Jesteś przystojny "jak na brata". Wiktoria ma wobec tego dość wysoką poprzeczkę.
-Nie wiem, o co ci chodzi- odparł zrezygnowany.
Powoli wyciągnęłam rękę w kierunku jego brzucha. Dłonią uniosłam brzeg koszulki i delikatnie przejechałam palcami po nagiej skórze.
-Życzę jej, żeby miała choć w połowie tak przystojnego chłopaka jak jej brat.
Dymitr pokręcił głową i odsunął moje ręce. Następnie uniósł moją twarz.
-Pamiętasz jak opatrywałam ci ranę na policzku w akademii?- spytałam niespodziewanie.
-Tak- odpowiedział natychmiast.
Czyli nie tylko dla mnie było to ważne wspomnienie. Uśmiechnęłam się lekko. Stwierdziłam, że skoro mam już lepszy humor będę miała odwagę poruszyć męczącą mnie kwestię.
-To właśnie wspominałam przed tym, gdy poznałam twoją matkę. Jesteś do niej bardzo podobny. Nie tylko z wyglądu. Opiekowała się mną z równą do twojej troską. Ogólnie wasze zachowanie, gesty czy mimika świadczy o tym, że jesteście rodziną.
-Chcesz mi udowodnić, że na tym świecie jest przynajmniej pięć osób identycznych?- zapytał Dymitr unosząc kącik ust.
-Absolutnie!- pokręciłam głową.- Jesteś jedynym mężczyzną o nazwisku Bielikow!- cmoknęłam go w usta.- Zdecydowany unikat!- zaśmiałam się.- Czuję się zaszczycona, że właśnie ja mogę cię całować.
-Dość- jęknął Dymitr.
Wiedziałam, że nie przepada za żartami w tym stylu. Często bywał niezwykle skromny. Objęłam go w pasie i oparłam głowę na jego torsie.
-Masz anielską cierpliwość, Towarzyszu- powiedziałam cicho.- Nieudolnie zmierzałam do pytania jak się czułeś, gdy musiałeś opuścić Rosję? I to konkretnie nie mówiąc rodzinie dokąd- poczułam jak napiął mięśnie.- Wiem od twoich bliskich. Przyznali to przy okazji...
-W porządku - przerwał mi.- To nic złego. Jest to jedno z moich przyjemnych wspomnień. Zawsze byłem w bliskich relacjach z rodziną. Wiedziałem, że to się zmieni. Tak się też stało, było nieuniknione. Moja mama i siostry faktycznie nie zostały powiadomione, gdzie dostałem ostatecznie przydział. A co do Rosji... Tęsknię za domem. Syberia jest wspaniała - prychnęłam ze śmiechu.
-Jak się lubi zimno- zażartowałam.
-Rose- byłam pewna, że wywraca oczami.- Wielokrotnie mówiłem ci, że...
-Wiem, wiem- oznajmiłam zanim przyciągnęłam go do siebie.
Oplotłam jego kark całując w usta. Zrobiło się leniwie i słodko. Nasza rzeczywistość rzadko wygląda w ten sposób. Ręce Dymitra błądziły po moich plecach, by w końcu zatrzymać się na biodrach. Popchnął mnie na poduszki pochylając się nade mną.
-Pojedziesz tam już nie długo - szepnęłam opadając na miękki puch.
-Pojedziemy- poprawił mnie Dymitr, gdy zakładałam mu włosy za ucho.
-Kiedy ostatni raz z nimi rozmawiałeś?- spytałam psując atmosferę.
-Przez telefon z Karoliną, byłaś przy tym- przypomniał mi.
-Ale twarzą w twarz- sprostowałam.
Po jego minie nie chciałam poznawać już odpowiedzi. W zupełności wystarczyła. Zauważyłam również poczucie winy.
-Rok byłem w akademii podczas twojej nieobecności i rok, kiedy się uczyłaś. W tym czasie ani razu nie odwiedziłem Bai.
Powiedział tylko tyle, a ja zastanawiałam się, czy (jakkolwiek strasznie to nie brzmi) minęły jedynie dwa lata. Przecież nie musiał trafić prosto do Władymira. Mógł dostać wcześniej jakieś inne zajęcie.
-Nie kładź się jeszcze. Włosy powinny ci wcześniej wyschnąć - rzuciłam wstając i sprzątając przy umywalce.
Pomyślałam, że faktycznie mogę być silną osobą. Inni tak uważają i może mają trochę racji. W końcu wiele w życiu osiągnęłam między innymi przez przeszkody na mojej drodze. Nigdy nie będę jednak silniejsza od Dymitra. Nie wyobrażam sobie wyjazdu ze Stanów po śmierci podopiecznej, która jest również przyjaciółką. Przeszedł mnie dreszcz na samo wyobrażenie. Dodatkowo jechałabym nie wiedząc, co mnie czeka i jakie wyzwania przede mną stoją.
-Czy żałowałeś?- spytałam nie patrząc na niego.
-Wyjazdu?
-I przyjazdu, i powodu przez, który tu jesteś.
-Teraz nie- odwróciłam się w jego stronę. Kręcił przecząco głową.- Teraz jestem tu z własnego wyboru- w pierwszej chwili pomyślałam, że chodzi mu o szpital, ale mówił że zbyt wielkim ciepłem. Chciał zaznaczyć, że "teraz" oznacza mieć za podopiecznego Christiana i być ze mną.- Ty jesteś powodem, dla którego tu jestem- w oczach pojawił mu się ten błysk, przez który ciemniały.
Podeszłam do niego szybko i zanim zdążył zareagować pochyliłam się nad nim. Ujęłam jego twarz w dłonie i usiadłam mu okrakiem na kolanach. Zaczęłam całować jego szyję wzdłuż linii żuchwy i przesuwając się coraz niżej. Jego skóra była przyjemnie ciepła i przynajmniej w tym miejscu- zupełnie gładka. Gdy zbliżałam się już do lewego ramienia odciągnął mnie od siebie. Mimo poważnej miny dokładnie wiedziałam, co czuje przez niemalże czarne już oczy. Z żalem pomyślałam, że samokontrolą również nigdy mu nie dorównam. Dymitr uniósł palcami prawej dłoni mój podbródek. Następnie przybliżył twarz do odsłoniętej szyi. Czułam na skórze jego spokojny oddech. Zadrżałam mając nadzieję, że tego nie wyczuł. Następnie pocałował ją raz. Po chwili drugi. Przy trzecim jego ręce oplotły mnie w talii. Westchnęłam cicho. Jego wargi były ciepłe. Czułam każde ich najmniejsze muśnięcie, ostatnie w okolicach obojczyka.
-Marzyłem, żeby to zrobić - szepnął Dymitr dalej pochylając się nad moją szyją.
Dopiero po chwili się odsunął, ale nie wypuścił mnie z objęć. Z uśmiechem przeczesałam mu włosy palcami. Były lekko wilgotne. Kosmyki szybko opadły wokół twarzy.
Zarzuciłam mu ręce na szyję i wtuliłam się w niego. Czułam się bezpiecznie. O ironio! Jestem strażnikiem Królowej, a czuję się bezpiecznie dopiero w objęciach mężczyzny! Jak w takim razie sama mam zapewnić komuś taki komfort?
-Jak ty to robisz?- mruknęłam niewyraźnie smyrając go nosem po szyi.
-Najchętniej o to samo bym cię spytał- szepnął.
No tak... wielokrotnie powtarzał mi, że przy mnie czuje się spokojniejszy.
Nagle poczułam pulsujący ból w skroni. Jedno uderzenie, drugie, trzecie. Krzyknęłam z bólu. Jakby ktoś rozsadzał mi czaszkę.
-Rose?- Dymitr odsunął się ode mnie na odległość ramion, które oparł na moich.
Zamrugałam parę razy i przestałam cokolwiek widzieć. Ból stał się nieznośny. Ponownie krzyknęłam.
-Roza? Roza!
I ciemność.

środa, 8 czerwca 2016

Rozdział 49

Podziękowania, co rozdział zapewne męczą, ale... Niedawno wybiło 10000 wyświetleń! DZIĘKUJĘ! 
Szczególnie Karindze, bez niej nikt nie przeczytałby tych rozdziałów. Była osobą, która mnie zachęciła do działania! Dziękuję Kochana :*
Dziękuję również z równą mocą Mańce, która nie tylko czyta tego bloga, ale i poleciła go na swoim. Przez Twoich pare kliknięć dziś mam tylu czytelników, że wybiło to 10000 tys!
Finalnie dziękuję Wszystkim, którzy się do tego przyczynili i dalej czytają te wypociny!
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Było popołudnie, a odwiedziła nas tylko jedna osoba: pielęgniarka, która pobrała Dymitrowi krew do następnych badań. Przy okazji przyniosła mu również posiłek.
-Nie będziesz tego jadł - powiedziałam, gdy wyszła.
Podeszłam do siatek z zakupami. Miałam wrażenie, że odkąd kupiłam te rzeczy minął co najmniej tydzień. Zapomniałam o większości. Wyjęłam coś do jedzenia dla Dymitra, a dla siebie wzięłam swoje ulubione chipsy. Z szeleszczącą paczką opadłam na krzesło obok łóżka.
Czułam, że Bielikow przyglądał mi się z zainteresowaniem. Miałam nadzieję, że nie jest to karcące spojrzenie.
-Pamiętałaś o wszystkim?- spytał miękko.
Ton jego głosu sprawił, że spojrzałam mu w oczy. Dostrzegłam w nich czułość. Nie sądziłam, że Dymitr tak szybko zrozumie, o co mi chodzi.
-Dobry z ciebie detektyw, Towarzyszu- zaśmiałam się sięgając dłonią do paczki.
Będąc na zakupach starałam się odtworzyć sytuację sprzed miesięcy, kiedy siedzieliśmy na polu namiotowym. Pamiętałam jak wcześniej Dymitr zrobił zakupy i tym razem, biegnąc między półkami szukałam tych samych produktów.
-Jednak ty pamiętałaś o wszystkim- odparł rozglądając się po pokoju.
Załapałam o czym mówi - kupiłam mu prochowiec i jakieś ubrania. Wstałam z krzesła, żeby umyć ręce w małej umywalce przy drzwiach.
-Rose, kupiłaś namiot?!- Dymitr wskazał dużą siatkę na podłodze przy fotelu.
Pozwoliłam wodzie skapnąć z moich czystych dłoni. Następnie stanęłam przy łóżku i pochyliłam się nad Dymitrem. Z tak bliskiej odległości jego oczy wydawały się jeszcze piękniejsze. Przysunęłam palcami po jego zaroście uśmiechając się lekko.
-Pamiętasz dokładnie całą sytuację w tamtym namiocie?- spytałam niemal szeptem.
-Jeszcze wiele razy będziesz mi w życiu wypominać, że cię wtedy nie pocałowałem?- odpowiedział pytaniem opierając dłoń na moim karku.
To był doskonały przykład, że nie każdy dialog z samymi pytaniami mnie drażni.
Dymitr chciał mnie do siebie przyciągnąć. Nie spodziewał się jednak, że nie będę stawiła żadnego oporu. Dlatego moja głowa opadła dwa razy szybciej i zderzyliśmy się nosami. Zaśmiałam się cicho, a Dymitr dotknął delikatnie mój nos.
-Boli?- spytał poważnie.
-Przestań w tej chwili- zaczęłam odsuwając się od niego na tyle, by widział wyraźnie moją twarz.- Ciebie też boli, więc po pierwsze taksię nie spinaj, taki ból jest do zniesienia. A po drugie...
Tym razem "przyciągnęłam się" sama. Od zawsze było wiadomo, że Dymitr działa na mnie jak magnes. Pocałowałam go i poczułam jak bardzo się spiął. Jego wargi były napięte. Dopiero po chwili stały się miękkie i chętne. Zrozumiałam, że strażnik Bielikow nigdy nie jest otwarty na całowanie. Uśmiechnęłam się na tę myśl przez co lekko przygryzłam Dymitrowi wargę. Udałam, że nie zwróciłam na to uwagi i zanurzyłam dłonie w jego włosach. Nie opuszczało mnie wrażenie, że odczuwamy spokój. Jesteśmy tu sami i nikt nam nie przeszkodzi. Kiedy zaczęło mi się kręcić w głowie oparłam policzek na policzku Dymitra. Jego dłoń przeczesywała moje splątane loki.
-Musisz wstać Towarzyszu- odparłam wpadając na kolejny dobry pomysł.
Szybko podeszłam do drzwi. Spojrzałam przez ramię, przesłałam Dymitrowi buziaka i wpadłam na korytarz.
Wróciłam do niego po jakiś dziesięciu minutach bardzo z siebie zadowolona. Dymitr siedział na łóżku opierając stopy na zapewne chłodnej podłodze. Uśmiechnęłam się do niego promiennie. Następnie chwyciłam krzesło, które do tej pory stało przy łóżku i ustawiłam je tyłem do umywalki.
-Musisz tam usiąść- rzuciłam stając przed nim.
Dymitr oparł dłonie na moich biodrach.
-Po co ci to?- spytał wskazując głową na miednicę z niewidocznymi dla niego przedmiotami w środku, którą postawiłam pod ścianą.
-Zaraz zobaczysz- złapałam go za dłonie i pociągnęłam by wstał.
Nawet nie drgnął.
-Nie ufasz mi?- podpuszczałam go.
Nie tylko od razu wstał, ale jeszcze wziął mnie na ręce.
-Dymitr!- wykrzyknęłam zaskoczona.
Postawił mnie koło krzesła, a sam usiadł na nim posłusznie.
-To było typowo bielikowate, ale nie możesz tak robić. Jestem za ciężka- odchyliłam mu delikatnie głowę do tyłu opierając ją na umywalce.
-Nie wiem ile musiałabyś ważyć, żebyś była ciężka - odparł Dymitr przełykając głośno ślinę.
-Nic już nie mów - skarciłam go.- Szczególnie w takiej pozycji.
Odkręciłam wodę i napełniłam miednicę. Następnie całą jej zawartość wylałam Dymitrowi na włosy. O dziwo siedział spokojnie. Pewnie przeanalizował każdą możliwość, co może się stać jak usiądzie na tym krześle. Czego ja się spodziewałam?! Że krzyknie zdziwiony?!
Zaczęłam masować mu skórę głowy. Pojawiła się piana, co zawdzięczałam  próbce szamponu od kobiety z recepcji. Uniosłam mu włosy do góry. Automatycznie spojrzałam na jego kark.
-Masz pełno tatuaży, wciąż więcej niż ja- szepnęłam przejeżdżając po nich palcami.
-Dalej jestem pewien, że kiedyś mnie prześcigniesz.
Po tych słowach poczułam motyle w brzuchu. Zamarłam przypominając sobie, kiedy pierwszy raz poruszyliśmy ten temat. Przeniosłam się do jego pokoju w akademii, do działania uroku pożądania. Do rzeczywistości sprowadził mnie Dymitr, który odciągnął moje ręce od swoich włosów i pociągnął bym stanęła przed nim. Bezwiednie usiadłam mu okrakiem na kolanach zapatrzona w jego oczy.
-Wspomnienia?- spytał miękko, opierając dłonie na mojej szyi.
Ledwo zauważalnie pokiwałam głową. Czułam jak na moje policzki wpływa rumieniec.
-Wiele rozmów już przeprowadzaliśmy, ale dziwnie się czuję myśląc o tamtym naszyjniku- zaczęłam.- Czy to złe, że nasz pierwszy pocałunek był przez kogoś zaplanowany, a ja zmuszałam cię do przyznania, że ci się podobam? I jeszcze te szczere rozmowy!- wywróciłam oczami.
Dymitr dotknął moich policzków. Wiedziałam, że to go kusiło odkąd stały się niemalże purpurowe. Na pewno wyczuł jak bardzo jestem rozgrzana.
-Nasz pierwszy pocałunek...- przestał na chwilę mówić, jakby go zaczął wspominać.- Był przelotny i szczery.
-Szczery?!- przerwałam mu.- Pod wpływem przymusu jakiegoś wisiorka!
-Uczucia, Rose- poprawił mnie.- Wszystko, co powiedziałem ci podczas wpływu tej magii, było szczere. Uważam, że tamta chwila była idealna na pierwszy pocałunek. Chętnie przeżyłbym to jeszcze raz.
-Z tego, co pamiętam, nie byłeś zbyt chętny, żeby mnie pocałować - przypomniałam mu, krzyżując ręce na piersi.
-Ja pamiętam jak zanurzyłem dłoń w twoich włosach. Od dawna chciałem to zrobić. Pewnie dobrze wiesz, że je uwielbiam- mówiąc wplótł w nie palce jak wtedy, podczas uroku.- Doskonale pamiętam również, o co spytałaś i jak odpowiedziałem.
-Wiec nie uważasz, że to było sztuczne, wymuszone?- chciałam się upewnić.
-I tak musiałabyś mnie zmusić do takiej szczerości. Sam nigdy nie przyznałbym tego głośno. Wtedy jeszcze nie wierzyłem, że cię kocham. Myślałem, że to zauroczenie. Nie dziwiłbym się sobie- uczyłem młodszą, zdolną, piękną dampirkę.
Uniósł delikatnie moją brodę, a następnie musnął zmysłowo moje wargi swoimi. Zadrżałam jak za pierwszym razem.
-Uważasz, że jestem ładna?
-Jesteś piękna, tak bardzo, że czasem mnie to boli.
Ponownie nachylił się by mnie pocałować, ale się odsunęłam.
-Powiedziałeś to, ponieważ wymusiłam?- spytałam marszcząc brwi.
Oparł się na krześle i położył dłonie na mojej talii. Nie starał się jednak do niczego mnie zmuszać. Wiedziałam, że ze mną porozmawia, skoro tego oczekuję.
-Oczywiście, że nie- oburzył się.- Dalej tak uważam. Nie odpowiedziałbym w ten sposób, gdyby nie było to zgodne z prawdą.
-Nie powiedziałeś tego, ponieważ za pierwszym razem odpowiedziałeś w ten sposób?- na jego miejscu irytowałaby mnie taka ciekawość.
-Rose, oczywiście, że chciałem przypomnieć klimat tamtej chwili, ale ona była niepowtarzalna. Dzisiaj już wiem jak smakują twoje pocałunki, wtedy była to nowość. Czasem chciałbym czuć się tak, jakbym całował cię po raz pierwszy. I nie okłamałbym w ważnej dla ciebie kwestii tylko po to, by stworzyć miłą atmosferę.
Mówił poważnie i przez to przypominał nieugiętego strażnika. Jednak mówił do mnie i chwilowo myślał tylko o mnie.
-Ja znam to uczucie. Mogę ci o nim powiedzieć - Dymitr patrzył na mnie nierozumiejącym wzrokiem.- Najczęściej podczas naszych pocałunków czuję się, jakbyśmy to robili po raz pierwszy. Zawsze zaskakuje mnie jak dobrze całujesz. Co się tak szczerzysz?!
Uśmiechał się. Pomyślałam, że nie chce pokazać, że się śmieje ze mnie. Chciałam wstać, ale zapomniałam jak jest silny. Powstrzymał mnie i przytrzymał. Zanim zaprotestowałam zaczął mnie całować. Nieśpiesznie i namiętnie. Poczułam gęsią skórkę na rękach. Zaskakująco dobrze całował. Musiał mieć naturalny talent. Uśmiechnęłam się i ponownie przez przypadek przygryzłam jego wargę.
-Co to za zwyczaj?- spytał zakładając mi włosy za uszy.
-Nie robię tego specjalnie- broniłam się.- Chociaż muszę przyznać, że to nawet przyjemne-Dymitr pokręcił głową rozbawiony. Z końcówek jego włosów na twarz skapnęły mi krople wody.- Strasznie mnie rozpraszasz, strażniku Bielikow i nie mogę skończyć.
Jak na zawołanie Dymitr uniósł ręce w geście poddania. Cmoknęłam go w policzek i wstałam z jego kolan. Zaczęłam spłukiwać mu pianę z włosów. Nie tylko oczy były u niego tak charakterystyczne. Jego siostry miały podobne włosy. Pamiętam równie ciemne loki Wiktorii. Pewnie były też równie aksamitne.
Bardzo cieszyłam się, że tam pojedziemy. Dymitr tego nie okazywał, ale jemu sprawiało to jeszcze większą radość. Nagle przypomniałam sobie, co powiedziała mi Olena, że nie wiedziała, gdzie wyjechał jej syn. Gdzie w obcym państwie dostał swój ostatni przydział.
-Dymitr, jak to się stało, że...- zawiesiłam głos.
Nie było sensu o tym rozmawiać. Chwyciłam ręcznik i wytarłam włosy z nadmiaru wody.
-O czym mówiłaś, Rose?- odwrócił się w moją stronę, obejmując mnie ręką w talii.
Pokręciłam głową. Wyminęłam się z jego uścisku i usiadłam na brzegu łóżka. Dymitr podszedł do mnie i usiadł obok. Zamyślona oparłam głowę na jego ramieniu.
To był drażliwy temat. W końcu lata temu musiał wyjechać do pracy w Stanach nie powiadamiając najbliższych.
-Rose?- Dymitr pogłaskał mój policzek.
-To wywołałoby przykre wspomnienia, zapomnij, że coś chciałam- machnęłam ręką chcąc nadać słowom mocniejszy wyraz.
-Nie powinniśmy rozmawiać jedynie na neutralne tematy- odparł uspokajająco.
-O tym nie powinniśmy rozmawiać- zapewniam go.
-Myślisz o Bai czy Nowosybirsku?- spytał spokojnie.
Odsunęłam się od niego gwałtownie i przyjrzałam mu się uważnie. Był niezwykle świadomy o czym myślę.
-O Olenie- opowiedziałam cicho.
Dymitr zwrócił się w moją stronę, nakrywając dłoń swoją. Czekał na ciąg dalszy.
-Kiedy byłam u ciebie w domu, powiedziała mi, że- a jednak nie mogłam dokończyć tego zdania. Spuściłam wzrok.
Pewnie już samo wspomnienie rodzinnego domu sprawiało mu ból.
-Mam pomysł,-  Dymitr delikatnie ujął mnie pod brodę i spojrzał mi w oczy- zacznij od czegoś miłego- nie rozumiałam, o co mu chodzi.- W Bai- zaczął - zawsze zdąża się coś przyjemnego. Chętnie posłucham, co dobrze wspominasz, a potem wrócimy z łatwością do tego, o czym chciałaś mówić.
Kiwnęłam głową z lekkim uśmiechem.

sobota, 4 czerwca 2016

Rozdział 48

Rany jak tak dalej pójdzie będę dziękować, co rozdział! Tym razem bardzo się cieszę, jeżeli ktoś czekał na dalszy ciąg! Rozdziały będą pojawiać się niesystematycznie, ponieważ jestem w rozjazdach.
__________________________________________________________________
Potwornie swędziało mnie ucho. Rozdrażniona je podrapałam. Uczucie mnie jednak nie opuściło. Jęknęłam przeciągając się. Nie chciałam wstawać.
Całe moje nastawienie zmieniło się, gdy spojrzałam w błyszczące, brązowe oczy.
-Dymitr!- wykrzyknęłam szczęśliwa.
Cmoknęłam go w policzek, słysząc jego cichy śmiech.
-Dzień dobry, śpiochu- mruknął.
Uśmiechnęłam się leniwie. Wtulając w jego ramię. Był ze mną! Może nie leżał cały i zdrowy, ale energia i zdecydowanie aż biło od niego. Cmoknęłam go w nagie ramię.
-Masz dzisiaj dzień całowania?- zaśmiał się Dymitr.
Miał zachrypnięty głos- pewnie przez wczorajsze rozmowy. Spojrzałam na jego twarz. Nie zauważyłam zmęczenia. Ułożyłam się na wysokości jego oczu.
-Mogę mieć - powiedziałam dotykając palcami jego ust.- Ale tylko ciebie.
Nachyliłam się i ucałowałam kącik jego ust. Odsunęłam się wstając.
-Pójdę po twojego lekarza i zaraz wracam- rzuciłam udając się do wyjścia.
Nie odwróciłam się, żeby spojrzeć na jego reakcje. Obawiałam się, że jeśli bym to zrobiła natychmiast  zawróciłabym.
Na korytarzu było bardzo jasno. Musiałam przymrużyć oczy. Światło odbijało się od białej powierzchni na ścianach, suficie i podłodze. Przy recepcji siedziała ta sama kobieta, z którą rozmawiałam ostatnio.
-Jest już doktor Wood?- spytałam konkretnie, ponieważ chciałam jak najszybciej wrócić do Dymitra.
-Tak, tak- odpowiedziała.- Niedługo przyjdzie na kontrolę do pana...- zerknęła na listę pacjentów szukając nazwiska.
-Dymitr Bielikow- pomogłam jej.
Uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością.
-Wie pani, że piętro wyżej jest restauracja?- powiedziała z przejęciem.- Może tam pani coś zjeść. Powinna pani.
-Nie chcę wychodzić z tego pokoju- przyznałam.
Kobieta pokiwała głową. Sprawiała wrażenie osoby, która doskonale wszystko rozumie. Wróciłam do Dymitra, który leżał wpatrując się w sufit, gdy tylko weszłam odwrócił głowę w moją stronę. W krótkiej chwili napięcie zniknęło z jego bystrych oczu.
-Przypomniałeś sobie coś?- spytałam siadając na brzegu łóżka.
Kiwnął głową. Widziałam, że nie chce o tym mówić, ale miałam ogromną ochotę to z niego wyciągnąć. Wzięłam głęboki oddech.
-Witam, panią Hathaway!- odwróciłam się w kierunku drzwi.
W progu stał doktor Wood. Uśmiechał się serdecznie kiwając mu głową.
-Przekręciłem nazwisko?- zaśmiał się.
-Nie- odparłam uprzejmie wstając i ściskając mu dłoń.- Mam wyjść?
-Wykluczone- wtrącił Dymitr.
Stałam, więc z krzyżowanymi rękami na piersi i obserwowałam rutynowe działania lekarza. Najgorszy był moment, gdy poprosił Dymitra, żeby usiadł. Musiał założyć mu opatrunek na plecach. Chciałam zobaczyć jak wygląda ta rana.
Po chwili żałowałam swojej decyzji. Całą skórę miał zaczerwienioną, jakby poparzoną. Gotową w każdej sekundzie pęknąć, raniąc boleśnie. Przygryzłam wargę by nie wykrzywić się z obrzydzenia.
-Bardzo boli?- spytałam z przejęciem nie odrywając wzroku od rany.
Dymitr pokręcił głową. Z odpowiedzią pospieszył lekarz.
-To jest ten etap oparzenia, kiedy nie odczuwa się bólu, a to znacznie gorzej. Wiemy jak poważne jest zranienie- Wood odsunął się od opatrunku i spojrzał na mnie.- Nie chcę by źle to zabrzmiało, ale miała pani bardzo dobrą reakcję.
Nie zrozumiałam, co chciał przez to przekazać. Lekarz musiał to zauważyć, ponieważ zaczął się tłumaczyć.
-Chciałem powiedzieć, że pani troska jest godna podziwu.
-Praca mnie tego nauczyła - odparłam z uśmiechem.
Wydawało mi się, że mężczyzna rozważa teraz czym się zajmuje. Badał mnie wzrokiem i starał się cokolwiek wydedukować.
-Jestem ochroniarzem- pomogłam mu.
Stwierdziłam, że będzie to dobre wytłumaczenie.
-Teraz, gdy pani powiedziała, wydaje mi się oczywistością - przyznał.- Musi być pani dobra w swoim fachu. Pan zajmuje się zapewne tym samym?- spojrzał na Dymitra.- Jak tylko tu pana przywieźli było po panu widać.
Dymitr kiwnął głową. Z dumą pomyślałam, że nawet człowiek musiał zauważyć jego postawę strażnika i to, kiedy był nieprzytomny.
-Jednak- Wood przeniósł wzrok na mnie- panią kieruje coś więcej niż obowiązek. Zwykle widząc poważne rany na ciele ukochanej osoby martwimy się o pozostałe ślady, taka wizja boli nas, nie cierpiącego. Pani pomyślała o bólu, którego nie jesteśmy w stanie poczuć. Kierowała panią troska.
Prychnęłam w duchu. Troska o Dymitra?! Tylko osoba nie znająca nas, mogła nam to powiedzieć. Oczywistym było, że troszczymy się o siebie, ale nie mówiliśmy o tym głośno, ponieważ to podopieczni powinni stać wyżej w tej hierarchii.
Spojrzałam na Dymitra. Miał poważną twarz- maska strażnika. Wywróciłam oczami.
Podeszłam do niego i odgarnęłam mu włosy z czoła.
-Ma pan rację- odparłam patrząc na lekarza.
Mężczyzna przyjrzał się nam, po czym zerknął na czarną podkładkę, z którą wszedł.
-Mam wyniki pana badań- odezwał się.
-Możemy wrócić do tego później?- przerwał mu Dymitr.
Skrzyżowałam ręce na piersi. Byłam zdenerwowana, że nikt nie chciał mnie powiadomić o jego stanie zdrowia. Dzięki temu wiedziałam jednak, że sprawa jest poważna.
Spojrzałam na Dymitra. Wpatrywał się w lekarza, czekając aż przytaknie. Niestety tak się stało. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Ależ nie ma problemu- mówiłam słodko.- Ja już wychodzę, proszę się mną nie przejmować - nachyliłam się nad Dymitrem.- Do jutra - szepnęłam cmokając go w polik.
Złapał mnie za rękę.
-Jak to "do jutra"?!- szepnął.
-W końcu musisz poznać wyniki badań - kontynuowałam głośno i wyraźnie.- Niczym się nie przejmuj. Będę na każde twoje wezwanie, które dotrze do Leight.
Odwróciłam się od łóżka i ruszyłam ku drzwiom.
-Rose, zaczekaj. Może pań przeczytać te wyniki?- usłyszałam za plecami pewny głos Dymitra.
Byłam zadowolona z efektu. Odwróciłam się i usiadłam na krześle przy łóżku chwytając Dymitra za rękę. Najchętniej usiadłabym na łóżku, całując go, ale zarówno Dymitr jak i lekarz nie czuliby się z tym dobrze. Dlatego musiał mi wystarczyć dotyk jego zimnych palców zaplątanych z moimi.
-Dobrze, więc - Wood chrząknął znacząco.- Rany goją się bardzo szybko, co niewątpliwie jest bardzo dobrą wiadomością. Tak samo jak stan żeber i brak ryzyka zakażenia. Za to ma pan problemy z krążeniem, tu wyniki nie zadowalają i...- lekarz powstrzymał się przez chwilę, po czym odzyskał rezon.- Przypomniał pan sobie?
-Niestety nie wszystko- przyznał Dymitr.
-Pana brak świadomości mieści się jeszcze w przewidywalnym czasie- w odpowiedzi Dymitr uprzejmie skinął mu głową.- Może pan odczuwać dzisiaj zawroty, ogólne osłabienie, ale to normalne. Zaraz przyjdzie pielęgniarka. Mógłbym prosić panią na moment?- spytał patrząc na mnie i wskazując drzwi.
Wstałam zaskoczona jego prośbą. Zamknęłam za nami i odwróciłam się do lekarza.
-O co chodzi?- odparłam pewnie, obawiając się w duchu, co chce przekazać.
-Pani obecności jest bardzo potrzebna,- zaczął Wood- jest niezwykle kojąca. Pan Bielikow ma lepsze wyniki badań, gdy o pani mówi, na panią patrzy, pani słucha. Zauważyliśmy to z personelem. Nawet, kiedy był nieprzytomny, a pani siedziała obok jego stan szybciej się unormował.
Uśmiechnęłam się ciepło. Bardzo chciałam wierzyć w te słowa, ale prawda była inna. Dymitr to dampir, który zdrowieje tak szybko, ponieważ charakteryzuje się tym nasza rasa. Dlatego szybko odzyskał przytomność, nie wdało się zakażenie. Jedyna osoba, która wpłynęła na jego zdrowie to Lissa uzdrawiająca mu rany na rękach.
-Do kiedy może pani zostać?- lekarz przerwał zapewne niezręczną dla niego chwilę ciszy.
-Jutro wyjeżdżam - odparłam.- Muszę wracać na uniwersytet. Poza pracą się uczę.
-Rozumiem. To daleko stąd?- pomyślałam, że pierwszy raz widzę, żeby lekarzowi zależało tak mocno na pacjencie.
-Daleko- powiedziałam nie chcąc zdradzać wszystkiego o sobie.
Mężczyzna kiwnął głową. Zapisał coś w swoich papierach i zapewnił, że jeszcze dzisiaj zajrzy do Bielikowa. Odszedł zostawiając mnie z niepoukładanymi myślami. Oparłam się o drzwi.
Czy powinnam zostać tu dłużej? Wood może mieć rację. W końcu sama widziałam na aparaturze reakcję Dymitra na mój głos, kiedy był nieprzytomny.
Otrząsnęłam się. Moje miejsce jest przy nim, więc co robię sama na korytarzu?! Nacisnęłam na klamkę.
Dymitr przyjrzał mi się uważnie. Wiedziałam, że po jednym spojrzeniu potrafi stwierdzić czy sytuacja była poważna.
-Dowiedziałam się czegoś ciekawego- powiedziałam siadając na brzegu łóżka.- O tobie.
Dymitr zmarszczył brwi. Jakby myśląc o tym, co mógł wiedzieć lekarz, a czego również nie wiedziałam ja.
-Podobno- zaczęłam odgarniając mu włosy w twarzy - twój stan poprawia się nie przez to, że jesteś dampirem, ale w dużej mierze dzięki mnie.
Zaśmiałam się. Dopiero po chwili zauważyłam, że Dymitrowi nie jest do śmiechu.
-Chyba w to nie wierzysz?!- zawołałam zaskoczona.
-Ja to doskonale wiem- odparł spokojnie patrząc mi w oczy.
-Dymitr! Ty?! Zawsze myślisz logicznie, masz głowę na karku! Wierzysz w jakieś bzdury wymyślone przez ludzi, ponieważ nie wiedzą o naszym istnieniu i usprawiedliwiają niezrozumiałe dla siebie fakty...- szukałam odpowiedniego słowa.- Pierdołami!
-Czym?- pytał spokojnie i poważnie, choć wydawało mi się, że widzę w jego oczach lekkie rozbawienie.
-Nie wiem jak to powiedzieć po Rosyjsku. Chodzi mi o banały, banialuki.
-Rose,- zasłonił oczy dłońmi, jakby nie chciał mi pokazać, że bawi go ta sytuacja- wiem, co to znaczy. Po prostu dziwi mnie fakt, że w to nie wierzysz.
-Są jakieś granice rozsądku- jęknęłam.
-Zawiodłem cię?- spytał poważnie.- Mam wrażenie, że chciałaś zobaczyć moją postawę strażnika, ale ja się zgadzam z tymi ludźmi.
Nie zawiódł mnie. Kochałam przecież każdy jego sposób zachowania.
-Jesteś jedyną osobą, która może mi udowodnić, że to prawda- powiedziałam prowokując go.
Wiedział, że ciężko mnie przekonać. Musi mieć argumenty, dowody.
-To zabrzmi banalnie, ale cię przekona- skrzyżowałam ręce na piersi ciekawa tego, co powie. Dymitr zawsze miał charakterystyczny sposób mówienia. Dzięki temu ludzie chcieli go słuchać.- Pamiętam dotyk twojej dłoni i przywitanie, mimo, że byłem nieprzytomny.
Nie przyznałam mu jak miła była ta wiadomość, za to jakaś część mnie chciała ją koniecznie podważyć.
-Równie dobrze mogła to być jakaś pielęgniarka- wzruszyłam ramionami.
-Nikt oprócz ciebie nie mówi: "Towarzyszu". Poza tym twojego dotyku nie mógłbym pomylić.
Zamrugałam parę razy. To dalej był Dymitr. A jednak tak mocno wierzący w to, co mówi, że ledwo go poznałam. W akademii nigdy nie widziałam, żeby udzielał jakiegoś wykładu z taką pewnością. Patrząc na niego ledwo mogłam przypomnieć sobie, że znaliśmy się w akademii.
-Nie wierzę, że miłość może zdziałać tak wiele- powiedziałam nie podważając jego argumentów.
-Wierzyłaś, że można odmienić strzygę - rzucił Dymitr.
-Właśnie- odparłam odwracając głowę.
Natychmiast poczułam się głupio. Z powrotem przeniosłam na niego wzrok. Oparł dłoń na moim policzku.
-Ciężko ci, prawda?- spytał miękko.
W odpowiedzi kiwnęłam głową.
-Chciałam, żebyś przyjechał w sobotę z Christianem. Poznał Liama i posłuchał o moim projekcie. Był zdrowy, bez jakichkolwiek zranień. Całe popołudnie bym cię całowała i przytulała, a ty byś się na to zgadzał. Musisz stąd wyjść jak najszybciej - powiedziałam rozglądając się po pomieszczeniu.- Nie pasujesz tutaj.
Dymitr usiadł obejmując mnie. Czułam bijące od niego ciepło i rytm serca. Zastanawiałam się czy przytulił pod wpływem żalu, czy potrzeby. Chwilowo obydwa bodźce na mnie oddziaływały.