-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wysiedliśmy
na parkingu. Miasto, do którego zajechaliśmy musiało być ogromne,
skoro miało tak duże centrum handlowe. Sonia chwyciła mnie pod
ramię.
-Lecimy od najniższego do najwyższego piętra- oznajmiła.- Michaił będzie szedł za nami.
Odwróciłam się faktycznie tak było. Wsiedliśmy jeszcze razem do windy, ale gdy tylko ją opuściliśmy ponownie udałyśmy się przodem.
O dziwo w sklepach nie było dużo osób. To chyba nie była pora na zakupy- południe w środku tygodnia. Nie było tutaj żadnych okien, co mnie irytowało, ponieważ nie można było wyczuć upływającego czasu.
-Najpierw tutaj- morojka wciągnęła mnie niespodziewanie do jakiegoś sklepu.
Stanęła przed nami ekspedientka w kremowej koszuli i granatowych spodniach.
-W czymś pomóc?
Musiałyśmy wyglądać komicznie, gdy ja pokręciłam, a Sonia pokiwała głową.
-Szukamy czegoś odpowiedniego dla mojej przyjaciółki - Sonia wskazała na mnie dłonią.
Spojrzałam na nią poirytowana. Powiedziała to tak szybko bym nie zdążyła zaprzeczyć.
-Czego konkretnie?- spytała kobieta uśmiechając się.
-Wielu rzeczy- odparła morojka.
-Marynarki- wtrąciłam.
Sonia skarciła mnie wzrokiem. Wiedziała, że jako strażniczka posiadam minimum dwie, czarne marynarki.
-A jaki kolor?- ekspedientka skierowała nas w jakiś dział pełen wieszaków.
Przy każdym jej kroku obcasy wydawały charakterystyczny dla siebie dźwięk. Z zazdrością spojrzałam na jej buty.
-Z pewnością nie czarny - wtrąciła Sonia.
Rozbawiona pokręciłam głową.
-Jest jakiś kolor, w którym dobrze się pani czuje? Taki, że kiedy ma pani ubrania w tym kolorze inni mówią pani komplementy?
Myślałam, że wybuchnę ze śmiechu. Jednak kobieta była poważna i najprawdopodobniej dalej by tak zostało, gdyby powiedziała zabawną prawdę: czarny. Oprócz niego noszę jeszcze biel, granat i szarości. Oczywiście mam inne ubrania, ale o ich istnieniu przypomniałam sobie dopiero teraz, gdy wyjechałam na studia, a Sonia nie uważa ich za ładne.
-Takie, które kontrastują z moją cerą - przyznałam.
Morojka wydawała się zadowolona z odpowiedzi. Ekspedientka również.
-Mamy,więc spore pole do popisu- powiedziała klaszcząc w dłonie.
Nagle zasypała mnie wieszakami. Wszystko powiesiłyśmy przy dużym lustrze. Każdą marynarkę przymierzałam z coraz mniejszym zapałem.
-Ta!- zawołała nagle Sonia.
Musiałam jej przyznać, że też tak pomyślałam. Marynarka miała rękawy trzy czwarte i była w błękitnym kolorze. Przy mojej ciemniejszej skórze wyglądała szczególnie.
Pokiwałam głową.
-Są jeszcze spodnie w tym kolorze- wtrąciła kobieta, trzymając chwilowo wszystko, co odrzuciłyśmy.
W tym sklepie siedziałyśmy godzinę. Kupiłam marynarkę i dwie pary spodni. W godzinę! Jak tak dalej pójdzie wyjdziemy stąd wieczorem, a nie możemy jechać po ciemku.
-Musimy przyspieszyć- powiedziałam, kiedy podchodziłyśmy do ławki, na której siedział Michaił.
W trójkę ruszyliśmy dalej.
-Jest coś, co chciałabyś kupić?- spytała Sonia zaglądając w wystawy mijanych sklepów.
-Buty- odpowiedziałam natychmiast.- Spokojnie- dodałam widząc jej minę.- Nie chodzi mi o następne trampki czy adidasy. Raczej obcasy.
Po chwili przymierzałam najróżniejsze obuwie. Żadne nie były brzydkie, a jednak nie było tu tych szczególnych butów, które natychmiast bym kupiła. Zrezygnowane wyszłyśmy na dalsze "łowy".
-Co myślisz o tej?- spytała Sonia podając mi przez kotarę przebieralni następną sukienkę.
Wyglądała pięknie. Niezwykle dziewczęco. Miała dekolt w serek, krótkie rękawki i prosty dół. Materiał był jasny z drobnymi, gęstymi kwiatkami. Założyłam ją przeglądając się w lustrze.
-Doradzisz mi?
Po chwili morojka wsunęła głowę.
-Jeżeli sama jej sobie nie kupisz, ja to zrobię - westchnęła.- Musisz ją mieć.
-Pomyślałabyś, że kiedykolwiek kogoś zabiłam?- spytałam patrząc w oczy dziewczyny w lustrze.
Wydawałam się niewinna i pełna wdzięku. Zupełnie nie przypominałam siebie.
-A co z tą?- Sonia odwróciła moją uwagę pokazując sukienkę wiszącą na wieszaku.
Piękna rzecz. Kosztowała zawrotną sumę, dlatego jeszcze jej nie założyłam. Morojka wywnioskowała to chyba po mojej minie, ponieważ wcisnęła mi wieszak do ręki.
-Jak ją założysz to wyjdź się pokazać - rzuciła jeszcze.
Odwróciłam się tyłem do lustra i wcisnęłam się w nią szybko. Musiałam jednak zdjąć stanik by móc w pełni podziwiać tę sukienkę. Wyszłam boso, ponieważ nie chciało mi się zakładać trampek do tak szykownego stroju.
Sukienka była z przodu długa do kostek, a z tyłu ciągnął się za mną materiał. Przylegała do mnie niczym druga skóra podkreślając moją figurę. Z moimi kształtami wydawało się to prowokujące, ale bladło przy tyle sukienki, który miał dekolt do połowy pleców. Z przodu dekolt w kształcie łódki odsłaniał obojczyki, a długie rękawy odsłaniały dopiero nadgarstki, również przylegając do rąk. Materiał był ciemnogranatowy, mieniąc się na srebrno przy każdym moim najmniejszym ruchu jak najdrobniej zmielony brokat.
Sonia westchnęła z zachwytu.
-Wyglądasz wspaniale! Pięknie!
-Widziałaś jej cenę? I gdzie ja ją założę?- narzekałam.
-Będziesz mieć wiele okazji! Dymitr musi cię w niej zobaczyć!
Uśmiechnęłam się blado. Przypomniałam sobie jego reakcję na czarną sukienkę, którą założyłam w akademii. Ta podobałaby mu się dużo bardziej. Jestem tego pewna. Poczułam ciepło na samą myśl jak by na mnie patrzył. Nie mówiąc o tym jakby ją ze mnie zdjął.
-Nie mogę - upierałam się wchodząc do przebieralni.- Dymitrowi podobam się i bez tych ciuchów.
-Nie wątpię - mruknęła Sonia.- Pewnie najbardziej bez ciuchów!
-Hej!- zawołałam rozbawiona.
W tym sklepie pokusiłam się o przymierzaną wcześniej dziewczęcą sukienkę, cztery kombinezony, ogrodniczki, jedne z długimi, drugie z krótkimi nogawkami, parę bluzek, trzy pary krótkich spodenek.
-Dość- powiedziałam do Soni chowając kartę do portfela.
Nigdy nie wydawałam swojej pensji- nie miałam na co! Teraz patrzyłam na wszystkie siaty i zastanawiałam się czy warto.
-Jeszcze dwa sklepy!- odparła morojka biorąc ode mnie parę toreb.
Weszłyśmy do sklepu obok.
-No zobacz tylko!- jęknęłam.
Na szklanej półce stały buty, które natychmiast stwierdziłam, że muszę mieć. Zamszowe, granatowe szpilki z wąskim paseczkiem wokół kostki. Choćbym miała w chodzić w nich po kampusie to będą moje!
-Dobry wybór - mruknęła Sonia wyraźnie zadowolona.
Po chwili wchodziłam z najładniejszymi butami jakie w życiu widziałam.
-Jeszcze tu!
Gdy tylko zauważyłam, gdzie mnie ciągnie powstrzymałam ją gwałtownie.
-Nie wejdę tam!- zawołałam.
-Koniecznie- nalegała.- Potraktuj to jako prezent.
-Żartujesz! Skąd możesz wiedzieć czy coś takiego - powiedziałam wskazując na manekin- jest mi potrzebne?!
-Oj Rose, daj spokój!
Spojrzałam na wystawę pełną bielizny, zapewne równie drogiej, co pięknej.
-Czego panie szukają?- spytała nas młoda dziewczyna zaraz po przekroczeniu progu sklepu.
Mogła być w moim wieku.
-Czegoś dla przyjaciółki - odpowiedziała Sonia.- Albo dla jej chłopaka jeżeli rozumie pani, co mam na myśli.
Niewiele brakowało bym zapadła się pod ziemię ze wstydu, gdyby tylko to Dymitr usłyszał!
Za to ekspedientka wydawała się zachwycona. Biegała między półkami, co chwila pokazując różne komplety. Do tej pory uważałam, że najlepiej wyglądam w czarnym, klasycznym staniku. Kobieta wcisnęła mi do ręki bordowe body z czarną koronką. Byłam pewna, że będę wyglądać w nich świetnie, ale miałam również świadomość, że są mi zupełnie nie potrzebne. Jednak niemal błagający wzrok Soni przekonał mnie do ich przymierzenia. Tak jak się spodziewałam wyszłyśmy z nimi.
-Jedźmy już do domu- jęknęłam.
-Zgoda.
-Zgoda?- zdziwiłam się rzucając jej ręce na szyję.
-To chyba znaczy, że wracamy- usłyszałam za plecami rozbawionego Michaiła.
W samochodzie usnęłam. Jak się okazało było już po południe. Zakupy mnie zmęczyły, a dodatkowo w trakcie snu nie myślałam o tym jak bardzo jestem głodna. Byłam wdzięczna przyjaciołom, że zabrali mnie na te łowy. Normalnie bym sobie nie pozwoliła na zakup czegokolwiek. Byłoby to niemożliwe.
-Rose, wysiadka- oznajmił wesoło Michaił.- Niedługo zmrok.
Przyciągnęłam się jeszcze i wstałam.
-Te rośliny są niesamowite - mruknęłam do Soni, która szła obok.
Miałam wrażenie, że niektóre świeciły, inne pięknie pachniały o tej porze. Morojka uśmiechnęłam się szeroko otwierając drzwi.
-Zawsze lubiłam się nimi zajmować. Chodź to coraz cięższe zajęcie - wskazała na swój brzuch wchodząc do domu.- Musimy coś zjeść. W końcu ty z Michaiłem nic nie jedliście od wyjścia.
Na potwierdzenie zaburczało mi w brzuchu. Wzięłam od Soni wszystkie torby, które miała i zaniosłam je do swojego pokoju. Za mną poszedł Michaił, który przyniósł resztę z samochodu.
Siedzieliśmy przy stole hałasując sztućcami. Dawno nie żyłam w takim schemacie od posiłku do posiłku. Zdarzało mi się nie mieć czasu na jedzenie. Tym bardziej byłam zadowolona, że gotowali naprawdę dobrze.
-Potrenujemy jeszcze dzisiaj?- przerwałam ciszę patrząc na Sonię.
-Nie. Za to obejrzymy jakiś film i poleniuchujemy na kanapie.
Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Jednak wydawało się to ciekawą propozycją. Sto lat nie oglądałam telewizji. Wcześniej muszę jeszcze zadzwonić do Lissy.
Odeszłam od stołu i poszłam do biblioteczki, gdzie poprzedniego dnia trenowałam z morojką. Zapadłam się w fotelu i wybrałam numer przyjaciółki.
-Cześć Rose!
-Boże za jakie grzechy- jęknęłam słysząc głos Christiana.- Podasz mi Lissę?
-Myje się...
-To powiedz przynajmniej coś istotnego i odpowiedz: u niej wszystko w porządku?- przerwałam mu.
-Tak w jak najlepszym!- zapewnił mnie.- Zanim się rozłączysz muszę ci jeszcze coś powiedzieć- zaintrygowana czekałam, co jest takie ważne.- Przyszedł do ciebie jakiś William.
-Liam?!- zdziwiłam się.
-Jak wolisz - mruknął.- Pytał się o twoją nieobecność na zajęciach i pracę nad projektem. Powiedziałem, że nie mam o tym zielonego pojęcia i wrócisz w poniedziałek. Spytał czy załatwiłaś sprawę ze swoim chłopakiem, czy on ma ci pomóc. Rose, chcesz zostawić Dymitra dla tego gościa?
-Co ci strzeliło do tego tępego łba?!- zawołałam.- Jeszcze mi powiedz, że dzwoniłeś w tej sprawie do swojego strażnika.
-Tak zrobiłem - przyznał, a mi zastygła krew w żyłach.- Na moim miejscu też byś postąpiła w ten sposób.
-Wobec tego rozumiesz, że muszę się rozłączyć i zadzwonić do kogoś innego.
-Rose!- usłyszałam nawoływania Michaiła.- Dołącz do nas!
Wysunęłam głowę przez drzwi.
-Dajcie mi chwilę. Zadzwonię jeszcze do Dymitra. Możecie zaczynać film beze mnie - dodałam po krótkim namyśle.
Nie czekając na odpowiedź zamknęłam drzwi i wybrałam numer. Odbierz, odbierz, odbierz- modliłam się w duchu. Nie odebrał. Jęknęłam zrezygnowana. Co on sobie ubzdurał?!
-Lecimy od najniższego do najwyższego piętra- oznajmiła.- Michaił będzie szedł za nami.
Odwróciłam się faktycznie tak było. Wsiedliśmy jeszcze razem do windy, ale gdy tylko ją opuściliśmy ponownie udałyśmy się przodem.
O dziwo w sklepach nie było dużo osób. To chyba nie była pora na zakupy- południe w środku tygodnia. Nie było tutaj żadnych okien, co mnie irytowało, ponieważ nie można było wyczuć upływającego czasu.
-Najpierw tutaj- morojka wciągnęła mnie niespodziewanie do jakiegoś sklepu.
Stanęła przed nami ekspedientka w kremowej koszuli i granatowych spodniach.
-W czymś pomóc?
Musiałyśmy wyglądać komicznie, gdy ja pokręciłam, a Sonia pokiwała głową.
-Szukamy czegoś odpowiedniego dla mojej przyjaciółki - Sonia wskazała na mnie dłonią.
Spojrzałam na nią poirytowana. Powiedziała to tak szybko bym nie zdążyła zaprzeczyć.
-Czego konkretnie?- spytała kobieta uśmiechając się.
-Wielu rzeczy- odparła morojka.
-Marynarki- wtrąciłam.
Sonia skarciła mnie wzrokiem. Wiedziała, że jako strażniczka posiadam minimum dwie, czarne marynarki.
-A jaki kolor?- ekspedientka skierowała nas w jakiś dział pełen wieszaków.
Przy każdym jej kroku obcasy wydawały charakterystyczny dla siebie dźwięk. Z zazdrością spojrzałam na jej buty.
-Z pewnością nie czarny - wtrąciła Sonia.
Rozbawiona pokręciłam głową.
-Jest jakiś kolor, w którym dobrze się pani czuje? Taki, że kiedy ma pani ubrania w tym kolorze inni mówią pani komplementy?
Myślałam, że wybuchnę ze śmiechu. Jednak kobieta była poważna i najprawdopodobniej dalej by tak zostało, gdyby powiedziała zabawną prawdę: czarny. Oprócz niego noszę jeszcze biel, granat i szarości. Oczywiście mam inne ubrania, ale o ich istnieniu przypomniałam sobie dopiero teraz, gdy wyjechałam na studia, a Sonia nie uważa ich za ładne.
-Takie, które kontrastują z moją cerą - przyznałam.
Morojka wydawała się zadowolona z odpowiedzi. Ekspedientka również.
-Mamy,więc spore pole do popisu- powiedziała klaszcząc w dłonie.
Nagle zasypała mnie wieszakami. Wszystko powiesiłyśmy przy dużym lustrze. Każdą marynarkę przymierzałam z coraz mniejszym zapałem.
-Ta!- zawołała nagle Sonia.
Musiałam jej przyznać, że też tak pomyślałam. Marynarka miała rękawy trzy czwarte i była w błękitnym kolorze. Przy mojej ciemniejszej skórze wyglądała szczególnie.
Pokiwałam głową.
-Są jeszcze spodnie w tym kolorze- wtrąciła kobieta, trzymając chwilowo wszystko, co odrzuciłyśmy.
W tym sklepie siedziałyśmy godzinę. Kupiłam marynarkę i dwie pary spodni. W godzinę! Jak tak dalej pójdzie wyjdziemy stąd wieczorem, a nie możemy jechać po ciemku.
-Musimy przyspieszyć- powiedziałam, kiedy podchodziłyśmy do ławki, na której siedział Michaił.
W trójkę ruszyliśmy dalej.
-Jest coś, co chciałabyś kupić?- spytała Sonia zaglądając w wystawy mijanych sklepów.
-Buty- odpowiedziałam natychmiast.- Spokojnie- dodałam widząc jej minę.- Nie chodzi mi o następne trampki czy adidasy. Raczej obcasy.
Po chwili przymierzałam najróżniejsze obuwie. Żadne nie były brzydkie, a jednak nie było tu tych szczególnych butów, które natychmiast bym kupiła. Zrezygnowane wyszłyśmy na dalsze "łowy".
-Co myślisz o tej?- spytała Sonia podając mi przez kotarę przebieralni następną sukienkę.
Wyglądała pięknie. Niezwykle dziewczęco. Miała dekolt w serek, krótkie rękawki i prosty dół. Materiał był jasny z drobnymi, gęstymi kwiatkami. Założyłam ją przeglądając się w lustrze.
-Doradzisz mi?
Po chwili morojka wsunęła głowę.
-Jeżeli sama jej sobie nie kupisz, ja to zrobię - westchnęła.- Musisz ją mieć.
-Pomyślałabyś, że kiedykolwiek kogoś zabiłam?- spytałam patrząc w oczy dziewczyny w lustrze.
Wydawałam się niewinna i pełna wdzięku. Zupełnie nie przypominałam siebie.
-A co z tą?- Sonia odwróciła moją uwagę pokazując sukienkę wiszącą na wieszaku.
Piękna rzecz. Kosztowała zawrotną sumę, dlatego jeszcze jej nie założyłam. Morojka wywnioskowała to chyba po mojej minie, ponieważ wcisnęła mi wieszak do ręki.
-Jak ją założysz to wyjdź się pokazać - rzuciła jeszcze.
Odwróciłam się tyłem do lustra i wcisnęłam się w nią szybko. Musiałam jednak zdjąć stanik by móc w pełni podziwiać tę sukienkę. Wyszłam boso, ponieważ nie chciało mi się zakładać trampek do tak szykownego stroju.
Sukienka była z przodu długa do kostek, a z tyłu ciągnął się za mną materiał. Przylegała do mnie niczym druga skóra podkreślając moją figurę. Z moimi kształtami wydawało się to prowokujące, ale bladło przy tyle sukienki, który miał dekolt do połowy pleców. Z przodu dekolt w kształcie łódki odsłaniał obojczyki, a długie rękawy odsłaniały dopiero nadgarstki, również przylegając do rąk. Materiał był ciemnogranatowy, mieniąc się na srebrno przy każdym moim najmniejszym ruchu jak najdrobniej zmielony brokat.
Sonia westchnęła z zachwytu.
-Wyglądasz wspaniale! Pięknie!
-Widziałaś jej cenę? I gdzie ja ją założę?- narzekałam.
-Będziesz mieć wiele okazji! Dymitr musi cię w niej zobaczyć!
Uśmiechnęłam się blado. Przypomniałam sobie jego reakcję na czarną sukienkę, którą założyłam w akademii. Ta podobałaby mu się dużo bardziej. Jestem tego pewna. Poczułam ciepło na samą myśl jak by na mnie patrzył. Nie mówiąc o tym jakby ją ze mnie zdjął.
-Nie mogę - upierałam się wchodząc do przebieralni.- Dymitrowi podobam się i bez tych ciuchów.
-Nie wątpię - mruknęła Sonia.- Pewnie najbardziej bez ciuchów!
-Hej!- zawołałam rozbawiona.
W tym sklepie pokusiłam się o przymierzaną wcześniej dziewczęcą sukienkę, cztery kombinezony, ogrodniczki, jedne z długimi, drugie z krótkimi nogawkami, parę bluzek, trzy pary krótkich spodenek.
-Dość- powiedziałam do Soni chowając kartę do portfela.
Nigdy nie wydawałam swojej pensji- nie miałam na co! Teraz patrzyłam na wszystkie siaty i zastanawiałam się czy warto.
-Jeszcze dwa sklepy!- odparła morojka biorąc ode mnie parę toreb.
Weszłyśmy do sklepu obok.
-No zobacz tylko!- jęknęłam.
Na szklanej półce stały buty, które natychmiast stwierdziłam, że muszę mieć. Zamszowe, granatowe szpilki z wąskim paseczkiem wokół kostki. Choćbym miała w chodzić w nich po kampusie to będą moje!
-Dobry wybór - mruknęła Sonia wyraźnie zadowolona.
Po chwili wchodziłam z najładniejszymi butami jakie w życiu widziałam.
-Jeszcze tu!
Gdy tylko zauważyłam, gdzie mnie ciągnie powstrzymałam ją gwałtownie.
-Nie wejdę tam!- zawołałam.
-Koniecznie- nalegała.- Potraktuj to jako prezent.
-Żartujesz! Skąd możesz wiedzieć czy coś takiego - powiedziałam wskazując na manekin- jest mi potrzebne?!
-Oj Rose, daj spokój!
Spojrzałam na wystawę pełną bielizny, zapewne równie drogiej, co pięknej.
-Czego panie szukają?- spytała nas młoda dziewczyna zaraz po przekroczeniu progu sklepu.
Mogła być w moim wieku.
-Czegoś dla przyjaciółki - odpowiedziała Sonia.- Albo dla jej chłopaka jeżeli rozumie pani, co mam na myśli.
Niewiele brakowało bym zapadła się pod ziemię ze wstydu, gdyby tylko to Dymitr usłyszał!
Za to ekspedientka wydawała się zachwycona. Biegała między półkami, co chwila pokazując różne komplety. Do tej pory uważałam, że najlepiej wyglądam w czarnym, klasycznym staniku. Kobieta wcisnęła mi do ręki bordowe body z czarną koronką. Byłam pewna, że będę wyglądać w nich świetnie, ale miałam również świadomość, że są mi zupełnie nie potrzebne. Jednak niemal błagający wzrok Soni przekonał mnie do ich przymierzenia. Tak jak się spodziewałam wyszłyśmy z nimi.
-Jedźmy już do domu- jęknęłam.
-Zgoda.
-Zgoda?- zdziwiłam się rzucając jej ręce na szyję.
-To chyba znaczy, że wracamy- usłyszałam za plecami rozbawionego Michaiła.
W samochodzie usnęłam. Jak się okazało było już po południe. Zakupy mnie zmęczyły, a dodatkowo w trakcie snu nie myślałam o tym jak bardzo jestem głodna. Byłam wdzięczna przyjaciołom, że zabrali mnie na te łowy. Normalnie bym sobie nie pozwoliła na zakup czegokolwiek. Byłoby to niemożliwe.
-Rose, wysiadka- oznajmił wesoło Michaił.- Niedługo zmrok.
Przyciągnęłam się jeszcze i wstałam.
-Te rośliny są niesamowite - mruknęłam do Soni, która szła obok.
Miałam wrażenie, że niektóre świeciły, inne pięknie pachniały o tej porze. Morojka uśmiechnęłam się szeroko otwierając drzwi.
-Zawsze lubiłam się nimi zajmować. Chodź to coraz cięższe zajęcie - wskazała na swój brzuch wchodząc do domu.- Musimy coś zjeść. W końcu ty z Michaiłem nic nie jedliście od wyjścia.
Na potwierdzenie zaburczało mi w brzuchu. Wzięłam od Soni wszystkie torby, które miała i zaniosłam je do swojego pokoju. Za mną poszedł Michaił, który przyniósł resztę z samochodu.
Siedzieliśmy przy stole hałasując sztućcami. Dawno nie żyłam w takim schemacie od posiłku do posiłku. Zdarzało mi się nie mieć czasu na jedzenie. Tym bardziej byłam zadowolona, że gotowali naprawdę dobrze.
-Potrenujemy jeszcze dzisiaj?- przerwałam ciszę patrząc na Sonię.
-Nie. Za to obejrzymy jakiś film i poleniuchujemy na kanapie.
Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Jednak wydawało się to ciekawą propozycją. Sto lat nie oglądałam telewizji. Wcześniej muszę jeszcze zadzwonić do Lissy.
Odeszłam od stołu i poszłam do biblioteczki, gdzie poprzedniego dnia trenowałam z morojką. Zapadłam się w fotelu i wybrałam numer przyjaciółki.
-Cześć Rose!
-Boże za jakie grzechy- jęknęłam słysząc głos Christiana.- Podasz mi Lissę?
-Myje się...
-To powiedz przynajmniej coś istotnego i odpowiedz: u niej wszystko w porządku?- przerwałam mu.
-Tak w jak najlepszym!- zapewnił mnie.- Zanim się rozłączysz muszę ci jeszcze coś powiedzieć- zaintrygowana czekałam, co jest takie ważne.- Przyszedł do ciebie jakiś William.
-Liam?!- zdziwiłam się.
-Jak wolisz - mruknął.- Pytał się o twoją nieobecność na zajęciach i pracę nad projektem. Powiedziałem, że nie mam o tym zielonego pojęcia i wrócisz w poniedziałek. Spytał czy załatwiłaś sprawę ze swoim chłopakiem, czy on ma ci pomóc. Rose, chcesz zostawić Dymitra dla tego gościa?
-Co ci strzeliło do tego tępego łba?!- zawołałam.- Jeszcze mi powiedz, że dzwoniłeś w tej sprawie do swojego strażnika.
-Tak zrobiłem - przyznał, a mi zastygła krew w żyłach.- Na moim miejscu też byś postąpiła w ten sposób.
-Wobec tego rozumiesz, że muszę się rozłączyć i zadzwonić do kogoś innego.
-Rose!- usłyszałam nawoływania Michaiła.- Dołącz do nas!
Wysunęłam głowę przez drzwi.
-Dajcie mi chwilę. Zadzwonię jeszcze do Dymitra. Możecie zaczynać film beze mnie - dodałam po krótkim namyśle.
Nie czekając na odpowiedź zamknęłam drzwi i wybrałam numer. Odbierz, odbierz, odbierz- modliłam się w duchu. Nie odebrał. Jęknęłam zrezygnowana. Co on sobie ubzdurał?!
Nareszcie udało mi się wszystkie przeczytać. Dlaczego Dymitr nie odbiera? Błagam niech on nie myśli że Rose i Liam. Świetne zakupy też takie chcę. Super blog. Świetny rozdział. Czekam na następny i życzę masy weny.
OdpowiedzUsuńTu też problemy?!?! Ugh! Ludzie! Dlaczego ty ich tak krzywdzisz? Powiedz proszę, że Dymitr nie odbiera, bo... Ma jakieś badania, albo wyciszony telefon i śpi... Cokolwiek tylko nie to co myślę... Błagam! Tyle czekałam na ten rozdział! Taki super byl na początku! A koniec?! Ozera, pacanie, czyś ty do końca otępiał?!? Ugh!
OdpowiedzUsuńDomagam się następnego!!!
I nastepna oszalala! Za dobrze im razem czy jak??! Domagam sie nastepnego rozdzialu jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńCzemu on nie odbiera?!?
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następne.
Werka
Cholera jasna! W takim momencie?!
OdpowiedzUsuńDawaj następny póki masz internet!!!
Co z rozdziałem?????? *robi oczy kota ze Shreka*
OdpowiedzUsuń