niedziela, 31 lipca 2016

Końcówka rozdziału 57

Tak wiem, wstyd, wstyd...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dymitra! Raptem z nim rozmawiałam. Czy na pewno?! Cholera! Na pewno! Był cały i zdrowy - przynajmniej na umyśle. Umyśle... Jego zachowanie zmieniło się, gdy rozmawialiśmy po raz drugi, zaraz po jego rozmowie z Sonią we śnie.
-Przejęłaś od niego mrok!- wykrzyknęłam.
-Słucham?- morojka wzięła kosmyk swoich włosów i kręciła je wokół palca.
-Pomogłaś Dymitrowi!
-Komu?- spytała wesoło.
-Mojemu Dymitrowi! Pomogłaś mu! Pewnie wbrew jego woli- dodałam po namyśle.
Strażnik Bielikow nawet konający nie zgodziłby się na taką pomoc. Poczułam nieodpartą chęć by do niego zadzwonić.
-Twojemu- zaśmiała się dźgając mnie w mostek.
Zupełnie jej nie zrozumiałam. Sonia musiała to wyczuć, bo zachichotała jak łaskotana dziewczynka.
-Masz swojego Dymitra! Na własność!- klasnęła w ręce.
Mimo, że nie była chwilowo świadoma swoich słów chciałam je rozważyć. Prawda była taka, że nie miałam, nie mam i nie będę mieć Dymitra na własność. On będzie wiecznym służbistą i nie mam zamiaru wpływać na jego naturę, nieodłączną cechę i coś, co mi się w nim podoba. Przecież najpierw widziałam i z respektem podchodziłam właśnie do poważnego, tajemniczego i niemal niepokonanego w walce strażnika.
Sonia pstryknęła mnie w ucho.
-Rose?- otrzeźwiła mnie.
Spojrzałam na nią sceptycznie. Wyglądała, jakby powróciła jej piąta klepka i była w pełni świadoma swojego obecnego stanu.
-Jak się czujesz?- spytałam ostrożnie.
-Już dobrze. Przepraszam za to. Nie panuję nad tymi atakami jakbym chciała. Mam nadzieję, że cię nie przestraszyłam- brała oddech, więc korzystając z okazji wtrąciłam się szybko.
-Co z Dymitrem?- nie poznałam swojego głosu, był obcy, taki rozedrgany.
-Powiedziałam ci?- Sonia wybałuszyła oczy.
Sprawiała wrażenie osoby, która zupełnie nie wie, co się działo. Fakt, była świadoma, że przed chwilą odczuła skutki mocy ducha, ale niczego nie pamiętała. Miałam wrażenie, że była na siebie zła. Jakby powiedziała coś, czego nie powinna.
-Mów!- krzyknęłam bojąc się już nie tylko o Dymitra, ale i o to, że mi nie powie.
-Robert- westchnęła ze łzami w oczach.- Męczy go. Koszmary, wizje, podsuwa mu myśli i...
-Skończ!- zmarszczyłam brwi wyobrażając sobie jak bardzo musi się męczyć.
Gdyby Sonia nie widziała jego aury, nikt by mu nie pomógł.
Poczułam dłoń na ramieniu. Spojrzałam na morojkę.
-Zadzwoń do niego. Najlepiej pojedź jeszcze w tym tygodniu- powiedziała spokojnie.
-Nie- odparłam twardo.- Zadzwonię, ale nie mogę pojechać. Muszę wracać na uczelnię do Lissy.
-To coś poważnego! Inaczej bym ci o tym nie powiedziała. Musisz jechać. Tylko ty możesz mu pomóc! On ci pomaga, bo tylko on może to zrobić!- pierwszy raz słyszałam taką panikę w jej głosie.
-Jak to tylko on?! Tylko on może mi pomóc? O to ci chodzi?- poczułam suchość w gardle.
Najwyraźniej niewiele wiem o spisku Roberta i Avery. Swoją drogą zastanawiałam się, co mógł zaoferować dziewczynie w moim wieku, taki staruch jak Doru.
Podniosłam głowę słysząc dźwięk zamykanych drzwi od pokoju. Sonia wyszła dając mi jasno do zrozumienia, że powinnam w spokoju zadzwonić.



niedziela, 10 lipca 2016

Wstęp do rozdziału 57

Hej! Mam dla Was z pozoru miłą wiadomość. Wstęp następnego rozdziału! ponieważ były prośby o następny, a muszę potrzymać Was w niepewności...
-----------------------------------------------------------------------------------------------
-Michaił pilnie wyjechał. Jesteś teraz jedynym strażnikiem- wysapała.
-Jaka sprawa jest tak ważna, że cię zostawił?- spytałam myśląc jakim cudem pozostaje spokojna.
-Nie wpadłaś na to?!- zdziwiła się.- Pomyśl Rose, skoro ty jesteś tutaj,ze mną, śpisz, a ja cię nie otaczam "tarczą ochronną", opieką, czy jak zwał tak zwał... to kto to robi?- popatrzyła na mnie roztrzęsiona. Przez moment widziałam błysk oczu szaleńca. Zniknął jednak równie szybko jak się pojawił.- Adrian Iwaszkow!- wypaliła niespodziewanie.- Pilnuje byś nie śniła tych strasznych wizji przeklętych morojów! A skoro bez problemu przyśnił ci się koszmar...
-Cos mu się stało!- zawołałam.
-Dokładnie -Sonia złapała mnie za ramiona.- Zależy mu na tobie!- krzyknęła.- Dlatego opuścił dwór, żeby zaszyć się w osamotnionym, bezpiecznym miejscu i moc cię chronić! Gdzieś, gdzie nie będzie problemu czy ma funkcjonować nocą czy dniem! Zależy mu na tobie!- powtórzyła.- Jak nam wszystkim! Dlatego strażnik Bielikow prosił Adriana by zaczął trenować! Chciał, by był gotowy na atak, ale mimo to coś poszło nie tak! 
Widziałam jak Sonia drży. Bałam się o nią. Dzieje się to czego się obawiałam - moc żywiołu wpływa na nią negatywnie. Niestety w momencie, gdy jesteśmy w tym domu same, a ja nie potrafię zabrać od niej mroku. Nawet części! Swoją drogą dziwne, że aż tyle go w sobie ma. Przez cały dzień zachowywała się normalnie, nie używała mocy i nie czuła się źle. Jednak teraz... dziwne. To musiało się stać w ciągu tej godziny. Nadużyła działania ducha.
-Rose! Musisz go ratować!- morojka wbiła mi paznokcie w ramiona.- Kochasz go!
-Soniu, Michaił już do niego pojechał- uspokajałam ją, nie komentując ostatnich dwóch wyrazów z jej wypowiedzi.
Kobieta zmarszczyłam brwi i zaśmiała się histerycznie. To był zimny i nienaturalny śmiech.
-Kiedy ja nie o Adrianie! Przy nim sytuacja z Adrianem to maleńki, malusieńki,- mówiła głośnikiem dziecka,- malutki, taki tyci- pokazała na palcach- problemik. 
-O kim mówisz?- spytałam czując, że w gardle wiąże mi się supeł.
-Rosemarie, ratuj Dymitra!

sobota, 9 lipca 2016

Rozdział 56

Trochę później, ale jak na mnie... Niedługo wyjeżdżam i nie wiem czy będę miała dostęp do internetu. A jeszcze jedno! Dla mnie najważniejsze! Ten rozdział dedykuję Oli, która jak się okazało czyta moje bazgroły! (o ile bazgroły da się czytać! :P )
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zadzwoniłam do Dymitra jeszcze parę razy, ale z równie marnym skutkiem. Pozostało mi mieć nadzieję, że nadal przebywa w szpitalu, a nie jedzie tutaj by wyjaśnić niedogodną sytuację jak to miał w zwyczaju.
Bez entuzjazmu weszłam do pokoju, w którym Sonia z Michaiłem siedzieli już na pikowanej, błękitnej kanapie.
-Wreszcie dotarłaś- odparł strażnik wstając.
W ślad za nim poszła Sonia. Wyglądali jakby szykowali niespodziankę. Jednak Michaił podał mi tylko miskę pełną chipsów.
-Chcemy ci coś powiedzieć - zaczęła morojka.
-Błagam, nie mówcie, że ktoś do mnie przyjedzie - jęknęłam obawiając się wizyty złego lub zawiedzionego Dymitra.
-Nie - odparła po namyśle.- Mamy coś drobnego dla ciebie.
Czułam się jakbym oglądała scenę z filmu z postawionym , zupełnie innym głosem. "Coś drobnego" zupełnie zaprzeczało wielkiej paczce w pięknym złotym papierze.
Przyjęłam ją patrząc na nich zaskoczona.
-Otwórz- nalegała Sonia.
Nie trzeba mi było powtarzać. Byłam strasznie ciekawa. Rozdarłam papier.
-Nie zasłużyłam - wymamrotałam patrząc na sukienkę, którą przymierzałam dziś w sklepie.
-Nic bardziej mylnego - zaśmiała się morojka.- Pięknie w niej wyglądasz!
Uniosłam sukienkę i przyjrzałam się jej z zachwytem.
-Obawiam się, że niepotrzebnie się na nią wykosztowaliście.
-Co ci się stało?!- Sonia patrzyła na mnie rozbawiona i zaskoczona zarazem.- Dawniej nie zastanawiałabyś się nad tym tak bardzo.
-Nie mam jej gdzie założyć - przypomniałam jej nie komentując poprzedniej wypowiedzi.
-Ale masz dla kogo- wtrącił się Michaił.
-Dokładnie. Choćbyś miała chodzić w niej po swoim pokoju, Dymitr by to docenił- poparła go morojka.
Zauważyłam, że pod sukienką jeszcze coś leży. W następnym złotym pudełku. Nie zdążyłam nawet dotknąć paczki, ponieważ Sonia opadła na miejsce obok mnie i uścisnęła mocno.
-To otwórz sama w pokoju- szepnęła by nie usłyszał strażnik.
Kiedy egzaltacja minęła Michaił włączył jakiś film. Jednak nie mogłam się na nim skupić. Oni raz na jakiś czas wybuchali śmiechem, a ja zastanawiałam się co robi Dymitr. Może on nie jest zły? Może nie odbiera z innego powodu? Chociaż... za dużo to w szpitalu zrobić nie może. Może odwiedził go Staruszek?! Pierwszy raz w życiu miałam nadzieję, że tak właśnie jest.
-Michaił?- zagadnęłam nagle.
W odpowiedzi strażnik mruknął dając do zrozumienia, że mnie słucha.
-Zadzwoniłbyś do Dymitra?
W tym momencie oderwał wzrok od ekranu.
-W jakiejś konkretnej sprawie?- spytał poważnie.
-Czy wszystko w porządku - przyznałam pewnie, mimo, że jemu sprawa mogła wydawać się błaha.- Ode mnie nie odbiera.
Jak się spodziewałam nie zadał mi żadnego pytania. Interesował go bardziej skutek niż przyczyna. Wstał i poszedł po telefon. Zapadłam się głębiej w kanapę i oparłam wygodniej.
Sonia zmarszczyła brwi patrząc na mnie. Pokręciłam głową licząc, że dzięki temu nie skomentuje mojej prośby.
Usłyszałam niewyraźne słowa Michaiła za ścianą. Po chwili cisza... i znów coś mówi. Jestem pewna, że rozmawia z Dymitrem!
-U niego wszystko po staremu- rzucił strażnik wchodząc do pokoju i rozłączając się.
-Byl na mnie zły?- spytałam wychylając się w jego stronę.
-A tego nie wiem. Nie spytałem.
-Zadzwonisz jeszcze raz?- poprosiłam. Zrezygnowany spojrzał na wyświetlacz.- Tylko spytaj najpierw czy rozmawiał dzisiaj z Christianem. Jak zaprzeczy to nie pytaj dalej.
Michaił pokiwał głową i wyszedł z pokoju, a ja modliłam się w tym czasie, żeby Chris żartował tylko z tym telefonem do swojego strażnika.
-Witaj ponownie- usłyszałam Michaiła za drzwiami.- Rozmawiałeś dzisiaj ze swoim podopiecznym? Tak...- dodał z namysłem. Nagle wrócił wyciągając do mnie rękę ze słuchawką.- Dymitr pytał czy mogę cię podać skoro tak bardzo chcesz porozmawiać.
Wywróciłam oczami, wstając i wyciągając otwartą dłoń.
-Zaraz wrócę - rzuciłam biorąc komórkę.
-Wątpię- usłyszałam przy uchu.
Skierowałam się do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i zakryłam ręką oczy.
-Chciałeś mi coś powiedzieć?- starałam się panować nad głosem, brzmieć pewnie.
-Myślałem, że jest odwrotnie - odparł poważnie.
Poczułam się jak na sali, kiedy przekroczyłam granicę, jaką jest na przykład nazwanie Kirowej Wredną Zołzą. Przynajmniej Dymitr uważał, że to coś złego...
Wzięłam się w garść. Nie mam za co się wstydzić! Relacja nauczyciela z uczennicą została dawno zażegnana, a Dymitr miał rację - miałam mu coś do powiedzenia. Nie powinien przeszkadzać mi jego autorytet. Jako nowicjuszka nie dałbym się zagłuszyć, więc niby dlaczego mam mu teraz odpuścić?! Trzeba korzystać z okazji, skoro mogę palnąć kazanie... i to samemu strażnikowi.
-Nie odebrałeś telefonów ode mnie - rzuciłam śmiało.
-Tak- muszę przyznać, że czekałam na inną reakcję.
-Unikasz kontaktu ze mną?- upewniłam się poirytowana.
-Rose!- zawołał nagle.- Zdarzało mi się to w życiu, ale zawsze tego żałowałem. Co zrobiłem, że tak uważasz?
Zaskoczył mnie. Zniknął poważny ton strażnika. Niespodziewanie pojawił się przejęty Dymitr. Nagle stracił panowanie nad swoją postawą. To mnie akurat cieszyło. Wyraźnie było słychać, że mu zależy.
-No...- teraz zastanawiałam się czy chce mówić tak twardo, być taka nieugięta.- Nie odbierasz moich telefonów.
-Ponieważ nie miałem go przy sobie. Lekarz pozwolił mi się przejść. Niedawno wróciłem.
-Ale rozmawiałeś z Christianem - mruknęłam niezadowolona.
-A ty z Królową - odparł.
-Nie o to mi chodzi! Myślisz, że byłabym zła o kontakt z podopiecznym?! To śmieszne! Nie będę rozliczać strażników!
-Rose, w porządku, więc o co chodzi?- spytał spokojnie bez żadnego rozdrażnienia czy złości.
-Co mówił Ozera?
-Ciekawi cię o czym rozmawialiśmy?- nie był zdziwiony, bardziej chciał się upewnić.- Mam ci złożyć z tego raport?
-Nic z tych rzeczy - odruchowo pokręciłam głową.- Chciałam, żebyś porozmawiał ze mną normalnie. Jak ze swoją dziewczyną.
Czekałam na jego reakcję. Liczyłam, że mnie poprawi. Powie, że jestem narzeczoną i nagle się zorientuje, że nie oddał mi pierścionka. Przeprosi i szybko to naprawić przy najbliższej okazji.
-Mówił gdzie jest i jak się nudzi- z żalem pomyślałam, że przemilczał ten fakt lub nie zwrócił na niego uwagi.- Głównie narzekał, że siedzi w twoim pokoju i nic się nie dzieje, raz tylko... aha...- zmarszczyłam brwi.- Raz tylko ktoś go odwiedził. I dlatego tak się do mnie dobijałaś!- zawołał nagle.- Jak on ma na imię przypomnij?
Wiedziałam, że dobrze pamięta. Po prostu chciał być złośliwy, co zupełnie do niego nie pasowało. Wzięłam głęboki oddech.
-Dymitr,- zaczęłam.
-Nie, jakoś inaczej - przerwał mi.
-Co ty robisz?! Przestań!- zawołałam.
Nastąpiła pełna napięcia cisza. Zaczęłam się zastanawiać czy ktoś jest po drugiej stronie słuchawki. W każdej chwili mógł się rozłączyć, a tego najmocniej nie chciałam.
Skoro Dymitr zareagował w ten sposób to najwyraźniej coś musiało rozdrażnić. Wątpiłam, że sam Liam może go doprowadzić do takiego stanu- braku panowania nad sobą i wzburzenia.
Miałam wrażenie, że zaraz się rozłączy. Usłyszałam jego rozedrgany oddech, dowód, że nie jest na mnie zły. Nie wiedziałam, co mu się dzieje, ale byłam już pewna, że zachowuje się tak nie z mojej winy.
-Kocham cię, Dymitr - szepnęłam zanim faktycznie się rozłączył.
Miałam do niego żal. Chwilowo przejęłam się jednak bardziej tym, co mu się dzieje i tym, że się ode mnie izoluje. Zwinęłam się w kłębek.
-Rose?- usłyszałam otwierające się drzwi i Sonia wślizgnęła się do środka.- Co z Dymitrem?
Pokręciłam głową. Zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.
-Potrzebuje pomocy- szepnęłam.
Morojka patrzyła na mnie z pełną powagą. Sprawa była poważna, liczyłam,ze to zrozumie. Nie myliłam się.
-Przydam się?- spytała z przejęciem.
Spojrzałam na zegarek- było już późno. Pora spać.
-Jak najbardziej.
Już po chwili Sonia leżała obok mnie. Starałyśmy się usnąć bym mogła wejść do snu Dymitra. Już raz się nam udało.
-Pamiętaj- upomniała mnie morojka we śnie - póki go nie dotkniesz, on cię nie zobaczy.
W odpowiedzi pokiwałam głową.
Dymitr! Stał naprzeciwko mnie. Obrócił głowę w prawo, następnie lewo- cały czas zerkając przed siebie. Następnie przejechał dłonią po swoim zaroście. Wyciągnęłam rękę ku jego twarzy. Opuszkami palców natrafiłam na szybę. Tuż przed twarzą Dymitra.
-Co do licha?!- zawołałam.
-Zawsze byłaś niecierpliwa- usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się- zupełna ciemność. Z powrotem spojrzałam na twarz Dymitra. Tyle, że jego już tam nie było. Wiktor Daszkow.
-Nie- pokręciłam głową.- Niemożliwe.
-Ależ skąd - zza pleców moroja wyjrzała Tasza.- Gdzie Dimka?- uśmiechnęła się złośliwie.
Sama chciałabym to wiedzieć- pomyślałam. Jej widok zdziwił mnie jednak na tyle, że nie wydusiłam z siebie ani słowa. Mimo, że kobieta zabiła królową z zimną krwią, wydawała się piękna i subtelna. Dalej można było zazdrościć jej urody. Nie miała nawet blizny na twarzy! Właśnie! To nie Tasza Ozera! Po pierwsze: to nie-mo-żli-we! Po drugie: różnią się wyglądem. Wyraźnie widziałam szczegóły. Po trzecie: to nie-mo-żli-we! Tak samo bylo z Wiktorem. Jego oczy nie były tak zielone. Obydwie postacie miały inne gesty i sposób poruszania się niż za życia. Nie wiedziałam na co patrzę: duchy, widma, wytwór wyobraźni?! Jedno wiedziałam w stu procentach: cokolwiek to nie było, nie życzyło mi dobrze.
-Rose? Rose!- ktoś szarpał mnie za ramiona.
Krzyczał spanikowany jakbym się topiła. Właścicielowi głosu zależało na mnie. Chciał mi pomóc. Zmusiłam się by całą swoją uwagę skupić tylko na nim. Udało mi się.
Usiadłam gwałtownie na łóżku. Sonia! To ona mnie budziła.
-Gdzieś ty była?- spytała spanikowana.
-We śnie - wymamrotałam.
Zastanawiałam się czy oby na pewno to dzieje się naprawdę. Może to kolejna wizja?!
-Czyim?
Zmarszczyłam brwi. No właśnie...
-Z pewnością nie Dymitra - mruknęłam.
-Wiem- odparła.- Rozmawiałam z nim.
Wybałuszyłam oczy.
-Ty?- wydusiłam.- Jak?
Pokręciła głową.
-Gdzie byłaś?- spytała skupiona.
-Chyba- zaczęłam- to tylko przypuszczenia- dodałam- w swoim śnie.
Sonia zmarszczyła czoło.
-Niemożliwe - szepnęła.- Muszę gdzieś zadzwonić- oznajmiła głośniej.- Aha! Zadzwoń do strażnika Bielikowa- rzuciła przed wyjściem.
Westchnęłam głośno wywracając oczami. Wybrałam jego numer, ale z góry wiedziałam, że nie odbierze. Dlatego zdziwiło mnie, gdy podniósł słuchawkę.
-Dymitr?- spytałam natychmiast.
-Roza!- zawołał.- Co się dzieje? Jak się czujesz?
-Nie wiem- przyznałam.- Wytłumacz mi, co jest grane. Na pewno coś wiesz i czemu już się na mnie nie gniewasz?
-Nie byłem na ciebie zły -powiedział spokojnie.- Rozłączyłem się, ponieważ... źle się poczułem- dodał po chwili.- Sonia mi pomogła. Przepraszam cię. To było nieodpowiedzialne, nierozsądne, nierozważne...
-To było - podkreśliłam.- A co jest?
-Wylądowałaś we własnym śnie?- mój brak odpowiedzi uznał za potwierdzenie.- Proszę cię, nie poświęcaj i nie ryzykuj dla mnie.
-To zbyt wiele- wtrąciłam.- Nie mogę tak.
-Spodziewam się , że ten sen nie należał do przyjemnych- zmienił temat.
Wyobraziłam sobie moich dwóch największych wrogów z zaświatów. Aż przeszedł mnie dreszcz.
-Kiedy wyjdziesz ze szpitala?
-Jeszcze w tym tygodniu- oznajmił.- Czemu pytasz?
-Bo mi cię brakuje- przyznałam.- Takiego zdrowego.
-Wiesz, że po wypisie od razu wrócę do czynnej służby. Nie będziemy mieć czasu dla siebie. Zobaczymy się dopiero...
-Skończ- przerwałam mu.- Nie chcę tego słuchać. Do przerwy świątecznej prawie półtora miesiąca. Myślisz, że w tym czasie Lissa z Christianem przestaną się widywać?
-Tak, myślisz, że spędzają razem z dziesięć dni by zobaczyć się za dwa tygodnie?- spytał, uświadamiając mi, że nie dzielą nas kilometry, a dni.
-Nie chce tego- jęknęłam.
-Pamiętaj, że na pierwszym miejscu jesteś przyjaciółką, na drugim strażniczką, a dopiero na trzecim moją kochaną Rozą- powiedział pocieszająco.
-Uważasz, że to można rozdzielić?- spytałam marszcząc brwi.- Skoro w jednym czasie potrafię pełnić każdą z tych ról?
-Chodzi mi o to...
-Wiem, o czym mówisz!- zawołałam zdecydowanie.- Moim priorytetem powinna być służba!
-A nie ja!- wtrącił.
-Dymitr- wzięłam głęboki oddech - sugerujesz mi, że praca zajmuje pierwsze miejsce. W naszym wypadku tak nie jest. Wiesz o tym. Masz dokładną hierarchię wartości. Praca kiedyś się skończy. Jeśli dożyjemy tego momentu, co nam, strażnikom, wtedy zostanie? Myślisz, że dostaniesz wtedy pokój na królewskim dworze? Albo gdzieś w Rosji? Uważam, że wtedy będziemy mieć przyjaciół, rodzinę i siebie. Dlatego głównie o to będę dbać, żeby myśląc o drodze, nie zgubić jej końca- zamilkłam czekając na jego reakcję.- Dymitr? Jesteś tam?
-Przyszła sobota ci pasuje?- odezwał się.
-Słucham?
-Rose,czy moglibyśmy spotkać się w Leight w przyszłą sobotę? Przy okazji przywiózłbym Lorda Ozerę.
Zaśmiałam się głośno. Niemożliwe jak szybko zmienił zdanie.
Nagle do pokoju wpadła Sonia.
-Masz sztylet?- wysapała.
-Co proszę?!- zawołałam wybałuszając oczy.
-Rose, co się dzieje?- usłyszałam przejęty ton Dymitra w słuchawce.
-Masz?- spytała ponownie.
Ledwo zdobyłam się na pokiwanie głową.
-Dymitr, wszystko w porządku. Nic mi nie jest. Muszę kończyć - nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się, wstając i podchodząc do morojki.- O co chodzi? 

czwartek, 7 lipca 2016

Rozdział 55

Mam nadzieję, że nowy rozdział kogoś ucieszy. Najprawdopodobniej jutro możecie spodziewać się następnego! 
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wysiedliśmy na parkingu. Miasto, do którego zajechaliśmy musiało być ogromne, skoro miało tak duże centrum handlowe. Sonia chwyciła mnie pod ramię.
-Lecimy od najniższego do najwyższego piętra- oznajmiła.- Michaił będzie szedł za nami.
Odwróciłam się faktycznie tak było. Wsiedliśmy jeszcze razem do windy, ale gdy tylko ją opuściliśmy ponownie udałyśmy się przodem.
O dziwo w sklepach nie było dużo osób. To chyba nie była pora na zakupy- południe w środku tygodnia. Nie było tutaj żadnych okien, co mnie irytowało, ponieważ nie można było wyczuć upływającego czasu.
-Najpierw tutaj- morojka wciągnęła mnie niespodziewanie do jakiegoś sklepu.
Stanęła przed nami ekspedientka w kremowej koszuli i granatowych spodniach.
-W czymś pomóc?
Musiałyśmy wyglądać komicznie, gdy ja pokręciłam, a Sonia pokiwała głową.
-Szukamy czegoś odpowiedniego dla mojej przyjaciółki - Sonia wskazała na mnie dłonią.
Spojrzałam na nią poirytowana. Powiedziała to tak szybko bym nie zdążyła zaprzeczyć.
-Czego konkretnie?- spytała kobieta uśmiechając się.
-Wielu rzeczy- odparła morojka.
-Marynarki- wtrąciłam.
Sonia skarciła mnie wzrokiem. Wiedziała, że jako strażniczka posiadam minimum dwie, czarne marynarki.
-A jaki kolor?- ekspedientka skierowała nas w jakiś dział pełen wieszaków.
Przy każdym jej kroku obcasy wydawały charakterystyczny dla siebie dźwięk. Z zazdrością spojrzałam na jej buty.
-Z pewnością nie czarny - wtrąciła Sonia.
Rozbawiona pokręciłam głową.
-Jest jakiś kolor, w którym dobrze się pani czuje? Taki, że kiedy ma pani ubrania w tym kolorze inni mówią pani komplementy?
Myślałam, że wybuchnę ze śmiechu. Jednak kobieta była poważna i najprawdopodobniej dalej by tak zostało, gdyby powiedziała zabawną prawdę: czarny. Oprócz niego noszę jeszcze biel, granat i szarości. Oczywiście mam inne ubrania, ale o ich istnieniu przypomniałam sobie dopiero teraz, gdy wyjechałam na studia, a Sonia nie uważa ich za ładne.
-Takie, które kontrastują z moją cerą - przyznałam.
Morojka wydawała się zadowolona z odpowiedzi. Ekspedientka również.
-Mamy,więc spore pole do popisu- powiedziała klaszcząc w dłonie.
Nagle zasypała mnie wieszakami. Wszystko powiesiłyśmy przy dużym lustrze. Każdą marynarkę przymierzałam z coraz mniejszym zapałem.
-Ta!- zawołała nagle Sonia.
Musiałam jej przyznać, że też tak pomyślałam. Marynarka miała rękawy trzy czwarte i była w błękitnym kolorze. Przy mojej ciemniejszej skórze wyglądała szczególnie.
Pokiwałam głową.
-Są jeszcze spodnie w tym kolorze- wtrąciła kobieta, trzymając chwilowo wszystko, co odrzuciłyśmy.
W tym sklepie siedziałyśmy godzinę. Kupiłam marynarkę i dwie pary spodni. W godzinę! Jak tak dalej pójdzie wyjdziemy stąd wieczorem, a nie możemy jechać po ciemku.
-Musimy przyspieszyć- powiedziałam, kiedy podchodziłyśmy do ławki, na której siedział Michaił.
W trójkę ruszyliśmy dalej.
-Jest coś, co chciałabyś kupić?- spytała Sonia zaglądając w wystawy mijanych sklepów.
-Buty- odpowiedziałam natychmiast.- Spokojnie- dodałam widząc jej minę.- Nie chodzi mi o następne trampki czy adidasy. Raczej obcasy.
Po chwili przymierzałam najróżniejsze obuwie. Żadne nie były brzydkie, a jednak nie było tu tych szczególnych butów, które natychmiast bym kupiła. Zrezygnowane wyszłyśmy na dalsze "łowy".
-Co myślisz o tej?- spytała Sonia podając mi przez kotarę przebieralni następną sukienkę.
Wyglądała pięknie. Niezwykle dziewczęco. Miała dekolt w serek, krótkie rękawki i prosty dół. Materiał był jasny z drobnymi, gęstymi kwiatkami. Założyłam ją przeglądając się w lustrze.
-Doradzisz mi?
Po chwili morojka wsunęła głowę.
-Jeżeli sama jej sobie nie kupisz, ja to zrobię - westchnęła.- Musisz ją mieć.
-Pomyślałabyś, że kiedykolwiek kogoś zabiłam?- spytałam patrząc w oczy dziewczyny w lustrze.
Wydawałam się niewinna i pełna wdzięku. Zupełnie nie przypominałam siebie.
-A co z tą?- Sonia odwróciła moją uwagę pokazując sukienkę wiszącą na wieszaku.
Piękna rzecz. Kosztowała zawrotną sumę, dlatego jeszcze jej nie założyłam. Morojka wywnioskowała to chyba po mojej minie, ponieważ wcisnęła mi wieszak do ręki.
-Jak ją założysz to wyjdź się pokazać - rzuciła jeszcze.
Odwróciłam się tyłem do lustra i wcisnęłam się w nią szybko. Musiałam jednak zdjąć stanik by móc w pełni podziwiać tę sukienkę. Wyszłam boso, ponieważ nie chciało mi się zakładać trampek do tak szykownego stroju.
Sukienka była z przodu długa do kostek, a z tyłu ciągnął się za mną materiał. Przylegała do mnie niczym druga skóra podkreślając moją figurę. Z moimi kształtami wydawało się to prowokujące, ale bladło przy tyle sukienki, który miał dekolt do połowy pleców. Z przodu dekolt w kształcie łódki odsłaniał obojczyki, a długie rękawy odsłaniały dopiero nadgarstki, również przylegając do rąk. Materiał był ciemnogranatowy, mieniąc się na srebrno przy każdym moim najmniejszym ruchu jak najdrobniej zmielony brokat.
Sonia westchnęła z zachwytu.
-Wyglądasz wspaniale! Pięknie!
-Widziałaś jej cenę? I gdzie ja ją założę?- narzekałam.
-Będziesz mieć wiele okazji! Dymitr musi cię w niej zobaczyć!
Uśmiechnęłam się blado. Przypomniałam sobie jego reakcję na czarną sukienkę, którą założyłam w akademii. Ta podobałaby mu się dużo bardziej. Jestem tego pewna. Poczułam ciepło na samą myśl jak by na mnie patrzył. Nie mówiąc o tym jakby ją ze mnie zdjął.
-Nie mogę - upierałam się wchodząc do przebieralni.- Dymitrowi podobam się i bez tych ciuchów.
-Nie wątpię - mruknęła Sonia.- Pewnie najbardziej bez ciuchów!
-Hej!- zawołałam rozbawiona.
W tym sklepie pokusiłam się o przymierzaną wcześniej dziewczęcą sukienkę, cztery kombinezony, ogrodniczki, jedne z długimi, drugie z krótkimi nogawkami, parę bluzek, trzy pary krótkich spodenek.
-Dość- powiedziałam do Soni chowając kartę do portfela.
Nigdy nie wydawałam swojej pensji- nie miałam na co! Teraz patrzyłam na wszystkie siaty i zastanawiałam się czy warto.
-Jeszcze dwa sklepy!- odparła morojka biorąc ode mnie parę toreb.
Weszłyśmy do sklepu obok.
-No zobacz tylko!- jęknęłam.
Na szklanej półce stały buty, które natychmiast stwierdziłam, że muszę mieć. Zamszowe, granatowe szpilki z wąskim paseczkiem wokół kostki. Choćbym miała w chodzić w nich po kampusie to będą moje!
-Dobry wybór - mruknęła Sonia wyraźnie zadowolona.
Po chwili wchodziłam z najładniejszymi butami jakie w życiu widziałam.
-Jeszcze tu!
Gdy tylko zauważyłam, gdzie mnie ciągnie powstrzymałam ją gwałtownie.
-Nie wejdę tam!- zawołałam.
-Koniecznie- nalegała.- Potraktuj to jako prezent.
-Żartujesz! Skąd możesz wiedzieć czy coś takiego - powiedziałam wskazując na manekin- jest mi potrzebne?!
-Oj Rose, daj spokój!
Spojrzałam na wystawę pełną bielizny, zapewne równie drogiej, co pięknej.
-Czego panie szukają?- spytała nas młoda dziewczyna zaraz po przekroczeniu progu sklepu.
Mogła być w moim wieku.
-Czegoś dla przyjaciółki - odpowiedziała Sonia.- Albo dla jej chłopaka jeżeli rozumie pani, co mam na myśli.
Niewiele brakowało bym zapadła się pod ziemię ze wstydu, gdyby tylko to Dymitr usłyszał!
Za to ekspedientka wydawała się zachwycona. Biegała między półkami, co chwila pokazując różne komplety. Do tej pory uważałam, że najlepiej wyglądam w czarnym, klasycznym staniku. Kobieta wcisnęła mi do ręki bordowe body z czarną koronką. Byłam pewna, że będę wyglądać w nich świetnie, ale miałam również świadomość, że są mi zupełnie nie potrzebne. Jednak niemal błagający wzrok Soni przekonał mnie do ich przymierzenia. Tak jak się spodziewałam wyszłyśmy z nimi.
-Jedźmy już do domu- jęknęłam.
-Zgoda.
-Zgoda?- zdziwiłam się rzucając jej ręce na szyję.
-To chyba znaczy, że wracamy- usłyszałam za plecami rozbawionego Michaiła.
W samochodzie usnęłam. Jak się okazało było już po południe. Zakupy mnie zmęczyły, a dodatkowo w trakcie snu nie myślałam o tym jak bardzo jestem głodna. Byłam wdzięczna przyjaciołom, że zabrali mnie na te łowy. Normalnie bym sobie nie pozwoliła na zakup czegokolwiek. Byłoby to niemożliwe.
-Rose, wysiadka- oznajmił wesoło Michaił.- Niedługo zmrok.
Przyciągnęłam się jeszcze i wstałam.
-Te rośliny są niesamowite - mruknęłam do Soni, która szła obok.
Miałam wrażenie, że niektóre świeciły, inne pięknie pachniały o tej porze. Morojka uśmiechnęłam się szeroko otwierając drzwi.
-Zawsze lubiłam się nimi zajmować. Chodź to coraz cięższe zajęcie - wskazała na swój brzuch wchodząc do domu.- Musimy coś zjeść. W końcu ty z Michaiłem nic nie jedliście od wyjścia.
Na potwierdzenie zaburczało mi w brzuchu. Wzięłam od Soni wszystkie torby, które miała i zaniosłam je do swojego pokoju. Za mną poszedł Michaił, który przyniósł resztę z samochodu.
Siedzieliśmy przy stole hałasując sztućcami. Dawno nie żyłam w takim schemacie od posiłku do posiłku. Zdarzało mi się nie mieć czasu na jedzenie. Tym bardziej byłam zadowolona, że gotowali naprawdę dobrze.
-Potrenujemy jeszcze dzisiaj?- przerwałam ciszę patrząc na Sonię.
-Nie. Za to obejrzymy jakiś film i poleniuchujemy na kanapie.
Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Jednak wydawało się to ciekawą propozycją. Sto lat nie oglądałam telewizji. Wcześniej muszę jeszcze zadzwonić do Lissy.
Odeszłam od stołu i poszłam do biblioteczki, gdzie poprzedniego dnia trenowałam z morojką. Zapadłam się w fotelu i wybrałam numer przyjaciółki.
-Cześć Rose!
-Boże za jakie grzechy- jęknęłam słysząc głos Christiana.- Podasz mi Lissę?
-Myje się...
-To powiedz przynajmniej coś istotnego i odpowiedz: u niej wszystko w porządku?- przerwałam mu.
-Tak w jak najlepszym!- zapewnił mnie.- Zanim się rozłączysz muszę ci jeszcze coś powiedzieć- zaintrygowana czekałam, co jest takie ważne.- Przyszedł do ciebie jakiś William.
-Liam?!- zdziwiłam się.
-Jak wolisz - mruknął.- Pytał się o twoją nieobecność na zajęciach i pracę nad projektem. Powiedziałem, że nie mam o tym zielonego pojęcia i wrócisz w poniedziałek. Spytał czy załatwiłaś sprawę ze swoim chłopakiem, czy on ma ci pomóc. Rose, chcesz zostawić Dymitra dla tego gościa?
-Co ci strzeliło do tego tępego łba?!- zawołałam.- Jeszcze mi powiedz, że dzwoniłeś w tej sprawie do swojego strażnika.
-Tak zrobiłem - przyznał, a mi zastygła krew w żyłach.- Na moim miejscu też byś postąpiła w ten sposób.
-Wobec tego rozumiesz, że muszę się rozłączyć i zadzwonić do kogoś innego.
-Rose!- usłyszałam nawoływania Michaiła.- Dołącz do nas!
Wysunęłam głowę przez drzwi.
-Dajcie mi chwilę. Zadzwonię jeszcze do Dymitra. Możecie zaczynać film beze mnie - dodałam po krótkim namyśle.
Nie czekając na odpowiedź zamknęłam drzwi i wybrałam numer. Odbierz, odbierz, odbierz- modliłam się w duchu. Nie odebrał. Jęknęłam zrezygnowana. Co on sobie ubzdurał?! 

wtorek, 5 lipca 2016

Awaria!

Cześć wszystkim!
Ja z raczej kiepskimi wiadomościami. Bloga absolutnie nie zawieszam- tak w ramach wyjaśnień! Rozdziały są napisane, więc ogólnie wydaje się, że wszystko jest piękne, ale na tablecie nie mam internetu i praktycznie nie ma mnie w domu, bo jak wcześniej wspomniałam- jestem w ciągłych rozjazdach: Trójmiasto, Władysławowo, Wrocław... Dlatego udzielę niezwykle denerwującej odpowiedzi na pytanie: "kiedy następny?". Szczerze, sama chciałabym to wiedzieć. W końcu dla mnie to również frajda dzielić się tymi rozdziałami. 
Liczę na Waszą wyrozumiałość- ten tekst pewnie zaczyna Was wkurzać. To na dobitkę: UDANYCH WAKACJI! 
PS Jak tylko znajdę jakieś dwa wiadra internetu, to natychmiast publikuję, co już napisałam.