Trochę później, ale jak na mnie... Niedługo wyjeżdżam i nie wiem czy będę miała dostęp do internetu. A jeszcze jedno! Dla mnie najważniejsze! Ten rozdział dedykuję Oli, która jak się okazało czyta moje bazgroły! (o ile bazgroły da się czytać! :P )
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zadzwoniłam
do Dymitra jeszcze parę razy, ale z równie marnym skutkiem.
Pozostało mi mieć nadzieję, że nadal przebywa w szpitalu, a nie
jedzie tutaj by wyjaśnić niedogodną sytuację jak to miał w
zwyczaju.
Bez entuzjazmu weszłam do pokoju, w którym Sonia
z Michaiłem siedzieli już na pikowanej, błękitnej
kanapie.
-Wreszcie dotarłaś- odparł strażnik wstając.
W
ślad za nim poszła Sonia. Wyglądali jakby szykowali niespodziankę.
Jednak Michaił podał mi tylko miskę pełną chipsów.
-Chcemy
ci coś powiedzieć - zaczęła morojka.
-Błagam, nie mówcie, że
ktoś do mnie przyjedzie - jęknęłam obawiając się wizyty złego
lub zawiedzionego Dymitra.
-Nie - odparła po namyśle.- Mamy coś
drobnego dla ciebie.
Czułam się jakbym oglądała scenę z filmu
z postawionym , zupełnie innym głosem. "Coś drobnego"
zupełnie zaprzeczało wielkiej paczce w pięknym złotym
papierze.
Przyjęłam ją patrząc na nich zaskoczona.
-Otwórz-
nalegała Sonia.
Nie trzeba mi było powtarzać. Byłam strasznie
ciekawa. Rozdarłam papier.
-Nie zasłużyłam - wymamrotałam
patrząc na sukienkę, którą przymierzałam dziś w sklepie.
-Nic
bardziej mylnego - zaśmiała się morojka.- Pięknie w niej
wyglądasz!
Uniosłam sukienkę i przyjrzałam się jej z
zachwytem.
-Obawiam się, że niepotrzebnie się na nią
wykosztowaliście.
-Co ci się stało?!- Sonia patrzyła na mnie
rozbawiona i zaskoczona zarazem.- Dawniej nie zastanawiałabyś się
nad tym tak bardzo.
-Nie mam jej gdzie założyć - przypomniałam
jej nie komentując poprzedniej wypowiedzi.
-Ale masz dla kogo-
wtrącił się Michaił.
-Dokładnie. Choćbyś miała chodzić w
niej po swoim pokoju, Dymitr by to docenił- poparła go
morojka.
Zauważyłam, że pod sukienką jeszcze coś leży. W
następnym złotym pudełku. Nie zdążyłam nawet dotknąć paczki,
ponieważ Sonia opadła na miejsce obok mnie i uścisnęła
mocno.
-To otwórz sama w pokoju- szepnęła by nie usłyszał
strażnik.
Kiedy egzaltacja minęła Michaił włączył jakiś
film. Jednak nie mogłam się na nim skupić. Oni raz na jakiś czas
wybuchali śmiechem, a ja zastanawiałam się co robi Dymitr. Może
on nie jest zły? Może nie odbiera z innego powodu? Chociaż... za
dużo to w szpitalu zrobić nie może. Może odwiedził go
Staruszek?! Pierwszy raz w życiu miałam nadzieję, że tak właśnie
jest.
-Michaił?- zagadnęłam nagle.
W odpowiedzi
strażnik mruknął dając do zrozumienia, że mnie
słucha.
-Zadzwoniłbyś do Dymitra?
W tym momencie oderwał
wzrok od ekranu.
-W jakiejś konkretnej sprawie?- spytał
poważnie.
-Czy wszystko w porządku - przyznałam pewnie, mimo,
że jemu sprawa mogła wydawać się błaha.- Ode mnie nie
odbiera.
Jak się spodziewałam nie zadał mi żadnego pytania.
Interesował go bardziej skutek niż przyczyna. Wstał i poszedł po
telefon. Zapadłam się głębiej w kanapę i oparłam
wygodniej.
Sonia zmarszczyła brwi patrząc na mnie. Pokręciłam
głową licząc, że dzięki temu nie skomentuje mojej
prośby.
Usłyszałam niewyraźne słowa Michaiła za ścianą. Po
chwili cisza... i znów coś mówi. Jestem pewna, że rozmawia z
Dymitrem!
-U niego wszystko po staremu- rzucił strażnik wchodząc
do pokoju i rozłączając się.
-Byl na mnie zły?- spytałam
wychylając się w jego stronę.
-A tego nie wiem. Nie
spytałem.
-Zadzwonisz jeszcze raz?- poprosiłam. Zrezygnowany
spojrzał na wyświetlacz.- Tylko spytaj najpierw czy rozmawiał
dzisiaj z Christianem. Jak zaprzeczy to nie pytaj dalej.
Michaił
pokiwał głową i wyszedł z pokoju, a ja modliłam się w tym
czasie, żeby Chris żartował tylko z tym telefonem do swojego
strażnika.
-Witaj ponownie- usłyszałam Michaiła za drzwiami.-
Rozmawiałeś dzisiaj ze swoim podopiecznym? Tak...- dodał z
namysłem. Nagle wrócił wyciągając do mnie rękę ze słuchawką.-
Dymitr pytał czy mogę cię podać skoro tak bardzo chcesz
porozmawiać.
Wywróciłam oczami, wstając i wyciągając otwartą
dłoń.
-Zaraz wrócę - rzuciłam biorąc komórkę.
-Wątpię-
usłyszałam przy uchu.
Skierowałam się do swojego pokoju.
Położyłam się na łóżku i zakryłam ręką oczy.
-Chciałeś
mi coś powiedzieć?- starałam się panować nad głosem, brzmieć
pewnie.
-Myślałem, że jest odwrotnie - odparł
poważnie.
Poczułam się jak na sali, kiedy przekroczyłam
granicę, jaką jest na przykład nazwanie Kirowej Wredną Zołzą.
Przynajmniej Dymitr uważał, że to coś złego...
Wzięłam się
w garść. Nie mam za co się wstydzić! Relacja nauczyciela z
uczennicą została dawno zażegnana, a Dymitr miał rację - miałam
mu coś do powiedzenia. Nie powinien przeszkadzać mi jego autorytet.
Jako nowicjuszka nie dałbym się zagłuszyć, więc niby dlaczego
mam mu teraz odpuścić?! Trzeba korzystać z okazji, skoro mogę
palnąć kazanie... i to samemu strażnikowi.
-Nie odebrałeś
telefonów ode mnie - rzuciłam śmiało.
-Tak- muszę
przyznać, że czekałam na inną reakcję.
-Unikasz kontaktu ze
mną?- upewniłam się poirytowana.
-Rose!- zawołał nagle.-
Zdarzało mi się to w życiu, ale zawsze tego żałowałem. Co
zrobiłem, że tak uważasz?
Zaskoczył mnie. Zniknął poważny
ton strażnika. Niespodziewanie pojawił się przejęty Dymitr. Nagle
stracił panowanie nad swoją postawą. To mnie akurat cieszyło.
Wyraźnie było słychać, że mu zależy.
-No...- teraz
zastanawiałam się czy chce mówić tak twardo, być taka
nieugięta.- Nie odbierasz moich telefonów.
-Ponieważ nie miałem
go przy sobie. Lekarz pozwolił mi się przejść. Niedawno
wróciłem.
-Ale rozmawiałeś z Christianem - mruknęłam
niezadowolona.
-A ty z Królową - odparł.
-Nie o to mi
chodzi! Myślisz, że byłabym zła o kontakt z podopiecznym?! To
śmieszne! Nie będę rozliczać strażników!
-Rose, w porządku,
więc o co chodzi?- spytał spokojnie bez żadnego rozdrażnienia czy
złości.
-Co mówił Ozera?
-Ciekawi cię o czym
rozmawialiśmy?- nie był zdziwiony, bardziej chciał się upewnić.-
Mam ci złożyć z tego raport?
-Nic z tych rzeczy - odruchowo
pokręciłam głową.- Chciałam, żebyś porozmawiał ze mną
normalnie. Jak ze swoją dziewczyną.
Czekałam na jego reakcję.
Liczyłam, że mnie poprawi. Powie, że jestem narzeczoną i nagle
się zorientuje, że nie oddał mi pierścionka. Przeprosi i szybko
to naprawić przy najbliższej okazji.
-Mówił gdzie jest i
jak się nudzi- z żalem pomyślałam, że przemilczał ten fakt lub
nie zwrócił na niego uwagi.- Głównie narzekał, że siedzi w
twoim pokoju i nic się nie dzieje, raz tylko... aha...- zmarszczyłam
brwi.- Raz tylko ktoś go odwiedził. I dlatego tak się do mnie
dobijałaś!- zawołał nagle.- Jak on ma na imię
przypomnij?
Wiedziałam, że dobrze pamięta. Po prostu chciał
być złośliwy, co zupełnie do niego nie pasowało. Wzięłam
głęboki oddech.
-Dymitr,- zaczęłam.
-Nie, jakoś inaczej -
przerwał mi.
-Co ty robisz?! Przestań!- zawołałam.
Nastąpiła
pełna napięcia cisza. Zaczęłam się zastanawiać czy ktoś jest
po drugiej stronie słuchawki. W każdej chwili mógł się
rozłączyć, a tego najmocniej nie chciałam.
Skoro Dymitr
zareagował w ten sposób to najwyraźniej coś musiało rozdrażnić.
Wątpiłam, że sam Liam może go doprowadzić do takiego stanu-
braku panowania nad sobą i wzburzenia.
Miałam wrażenie, że
zaraz się rozłączy. Usłyszałam jego rozedrgany oddech, dowód,
że nie jest na mnie zły. Nie wiedziałam, co mu się dzieje, ale
byłam już pewna, że zachowuje się tak nie z mojej winy.
-Kocham
cię, Dymitr - szepnęłam zanim faktycznie się rozłączył.
Miałam
do niego żal. Chwilowo przejęłam się jednak bardziej tym, co mu
się dzieje i tym, że się ode mnie izoluje. Zwinęłam się w
kłębek.
-Rose?- usłyszałam otwierające się drzwi i Sonia
wślizgnęła się do środka.- Co z Dymitrem?
Pokręciłam głową.
Zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.
-Potrzebuje
pomocy- szepnęłam.
Morojka patrzyła na mnie z pełną powagą.
Sprawa była poważna, liczyłam,ze to zrozumie. Nie myliłam
się.
-Przydam się?- spytała z przejęciem.
Spojrzałam na
zegarek- było już późno. Pora spać.
-Jak
najbardziej.
Już po chwili Sonia leżała obok mnie. Starałyśmy
się usnąć bym mogła wejść do snu Dymitra. Już raz się nam
udało.
-Pamiętaj- upomniała mnie morojka we śnie - póki go
nie dotkniesz, on cię nie zobaczy.
W odpowiedzi pokiwałam
głową.
Dymitr! Stał naprzeciwko mnie. Obrócił głowę w
prawo, następnie lewo- cały czas zerkając przed siebie. Następnie
przejechał dłonią po swoim zaroście. Wyciągnęłam rękę ku
jego twarzy. Opuszkami palców natrafiłam na szybę. Tuż przed
twarzą Dymitra.
-Co do licha?!- zawołałam.
-Zawsze byłaś
niecierpliwa- usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się- zupełna
ciemność. Z powrotem spojrzałam na twarz Dymitra. Tyle, że jego
już tam nie było. Wiktor Daszkow.
-Nie- pokręciłam głową.-
Niemożliwe.
-Ależ skąd - zza pleców moroja wyjrzała Tasza.-
Gdzie Dimka?- uśmiechnęła się złośliwie.
Sama chciałabym to
wiedzieć- pomyślałam. Jej widok zdziwił mnie jednak na tyle, że
nie wydusiłam z siebie ani słowa. Mimo, że kobieta zabiła królową
z zimną krwią, wydawała się piękna i subtelna. Dalej można było
zazdrościć jej urody. Nie miała nawet blizny na twarzy! Właśnie!
To nie Tasza Ozera! Po pierwsze: to nie-mo-żli-we! Po drugie: różnią
się wyglądem. Wyraźnie widziałam szczegóły. Po trzecie: to
nie-mo-żli-we! Tak samo bylo z Wiktorem. Jego oczy nie były tak
zielone. Obydwie postacie miały inne gesty i sposób poruszania się
niż za życia. Nie wiedziałam na co patrzę: duchy, widma, wytwór
wyobraźni?! Jedno wiedziałam w stu procentach: cokolwiek to nie
było, nie życzyło mi dobrze.
-Rose? Rose!- ktoś szarpał mnie
za ramiona.
Krzyczał spanikowany jakbym się topiła.
Właścicielowi głosu zależało na mnie. Chciał mi pomóc.
Zmusiłam się by całą swoją uwagę skupić tylko na nim. Udało
mi się.
Usiadłam gwałtownie na łóżku. Sonia! To ona mnie
budziła.
-Gdzieś ty była?- spytała spanikowana.
-We śnie -
wymamrotałam.
Zastanawiałam się czy oby na pewno to dzieje się
naprawdę. Może to kolejna wizja?!
-Czyim?
Zmarszczyłam brwi.
No właśnie...
-Z pewnością nie Dymitra -
mruknęłam.
-Wiem- odparła.- Rozmawiałam z nim.
Wybałuszyłam
oczy.
-Ty?- wydusiłam.- Jak?
Pokręciła głową.
-Gdzie
byłaś?- spytała skupiona.
-Chyba- zaczęłam- to tylko
przypuszczenia- dodałam- w swoim śnie.
Sonia zmarszczyła
czoło.
-Niemożliwe - szepnęła.- Muszę gdzieś zadzwonić-
oznajmiła głośniej.- Aha! Zadzwoń do strażnika Bielikowa-
rzuciła przed wyjściem.
Westchnęłam głośno wywracając
oczami. Wybrałam jego numer, ale z góry wiedziałam, że nie
odbierze. Dlatego zdziwiło mnie, gdy podniósł słuchawkę.
-Dymitr?-
spytałam natychmiast.
-Roza!- zawołał.- Co się dzieje? Jak się
czujesz?
-Nie wiem- przyznałam.- Wytłumacz mi, co jest grane. Na
pewno coś wiesz i czemu już się na mnie nie gniewasz?
-Nie
byłem na ciebie zły -powiedział spokojnie.- Rozłączyłem się,
ponieważ... źle się poczułem- dodał po chwili.- Sonia mi
pomogła. Przepraszam cię. To było nieodpowiedzialne, nierozsądne,
nierozważne...
-To było - podkreśliłam.- A co
jest?
-Wylądowałaś we własnym śnie?- mój brak odpowiedzi
uznał za potwierdzenie.- Proszę cię, nie poświęcaj i nie ryzykuj
dla mnie.
-To zbyt wiele- wtrąciłam.- Nie mogę
tak.
-Spodziewam się , że ten sen nie należał do
przyjemnych- zmienił temat.
Wyobraziłam sobie moich dwóch
największych wrogów z zaświatów. Aż przeszedł mnie
dreszcz.
-Kiedy wyjdziesz ze szpitala?
-Jeszcze w tym
tygodniu- oznajmił.- Czemu pytasz?
-Bo mi cię brakuje-
przyznałam.- Takiego zdrowego.
-Wiesz, że po wypisie od razu
wrócę do czynnej służby. Nie będziemy mieć czasu dla siebie.
Zobaczymy się dopiero...
-Skończ- przerwałam mu.- Nie chcę
tego słuchać. Do przerwy świątecznej prawie półtora miesiąca.
Myślisz, że w tym czasie Lissa z Christianem przestaną się
widywać?
-Tak, myślisz, że spędzają razem z dziesięć dni by
zobaczyć się za dwa tygodnie?- spytał, uświadamiając mi, że nie
dzielą nas kilometry, a dni.
-Nie chce tego-
jęknęłam.
-Pamiętaj, że na pierwszym miejscu jesteś
przyjaciółką, na drugim strażniczką, a dopiero na trzecim moją
kochaną Rozą- powiedział pocieszająco.
-Uważasz, że to można
rozdzielić?- spytałam marszcząc brwi.- Skoro w jednym czasie
potrafię pełnić każdą z tych ról?
-Chodzi mi o to...
-Wiem,
o czym mówisz!- zawołałam zdecydowanie.- Moim priorytetem powinna
być służba!
-A nie ja!- wtrącił.
-Dymitr- wzięłam
głęboki oddech - sugerujesz mi, że praca zajmuje pierwsze miejsce.
W naszym wypadku tak nie jest. Wiesz o tym. Masz dokładną
hierarchię wartości. Praca kiedyś się skończy. Jeśli dożyjemy
tego momentu, co nam, strażnikom, wtedy zostanie? Myślisz, że
dostaniesz wtedy pokój na królewskim dworze? Albo gdzieś w Rosji?
Uważam, że wtedy będziemy mieć przyjaciół, rodzinę i siebie.
Dlatego głównie o to będę dbać, żeby myśląc o drodze, nie
zgubić jej końca- zamilkłam czekając na jego reakcję.- Dymitr?
Jesteś tam?
-Przyszła sobota ci pasuje?- odezwał
się.
-Słucham?
-Rose,czy moglibyśmy spotkać się w Leight w
przyszłą sobotę? Przy okazji przywiózłbym Lorda Ozerę.
Zaśmiałam
się głośno. Niemożliwe jak szybko zmienił zdanie.
Nagle
do pokoju wpadła Sonia.
-Masz sztylet?- wysapała.
-Co
proszę?!- zawołałam wybałuszając oczy.
-Rose, co się
dzieje?- usłyszałam przejęty ton Dymitra w słuchawce.
-Masz?-
spytała ponownie.
Ledwo zdobyłam się na pokiwanie
głową.
-Dymitr, wszystko w porządku. Nic mi nie jest.
Muszę kończyć - nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się,
wstając i podchodząc do morojki.- O co chodzi?