Usiadłam
na parapecie i wyjrzałam przez okno. Zupełnie nie pamiętam
pejzażu,który rozciągał się za szybą. Widziałam za to parking
szpitala- widok z okna Dymitra. Ponure ulice, brudne samochody,
nieszczęśliwi przechodnie.
Wyciągnęłam
dłoń po komórkę i jeszcze długo wpatrywałam się w wyświetlacz.
Miałam pełno wątpliwości przed wybraniem numeru. Ledwo
rozmawiałam z Dymitrem i miałam wrażenie, że wszystko wróciło
już do normy. Teraz nie wiem jak będzie. Nawet nie chcę myśleć w
jaki sposób przebiegają te ataki Doru. Co Dymitr myśli i czuje?
Gdyby na mnie wpływał tak dobrze władający mocą ducha moroj,
zachowywałabym się jak chora psychicznie.
Po
plecach przeszedł mi dreszcz. Nikt nigdy nie zmieni moich uczuć do
Dymitra- tak jeszcze wczoraj myślałam. Wyobraziłam sobie jego
ciemne oczy, z których znika ciepło, ten piękny błysk i zastępuje
je obojętność.
Wzdrygnęłam
się słysząc dzwonek mojej komórki. Od niechcenia zerknęłam na
wyświetlacz i wywróciłam oczami. Dzwoniła Lissa. Musiałam
zapomnieć na ten jeden moment o Dymitrze i zachować się nie jak
przyjaciółka, ale strażniczka Królowej.
Spodziewałam
się, że po odebraniu usłyszę zatroskany głos, pocieszający, że
Dymitrowi i Adrianowi nic złego nie będzie, choćby sama w to nie
wierzyła. Było inaczej. Miałam wrażenie, że zaczęła poważnie,
tonem, którego nigdy do mnie nie używała, takim oficjalnym. "Czy
wszystko w porządku?"- to właśnie powiedziała obcym mi
głosem.
Wzięłam
głęboki i cichy oddech by go nie wysłyszała.
-A
coś ma być nie tak?- spytałam pogodnie.
Zamknęłam
oczy i bezgłośnie prosiłam by zawołała nagle, że nic nie jest
po staremu, że Adrian jest w niebezpieczeństwie, że z Dymitrem
dzieje się coś złego.
-Wszystko
w porządku. Tylko tęsknię za tobą - przyznała ciepło.
Normalnie
jej słowa by mnie pocieszyły. Jednak nie były szczere. Stanowiły
wymówkę, najprawdopodobniej chce się szybko rozłączyć skoro
jest już utwierdzona w przekonaniu, że o niczym nie wiem.
Tak
się stało, po moim gorącym zapewnieniu, że również za nią
tęsknię i niedługo wrócę skończyłyśmy rozmawiać.
Trzymałam
w dłoni komórkę wpatrując się w czarny wyświetlacz. Powinnam do
niego zadzwonić. Przed nim nie powinnam ukrywać, że doskonale
orientuję się w sytuacji. Wybrałam numer.
-Dymitr?-
spytałam, gdy ktoś odebrał. Po drugiej stronie była zupełna
cisza.- To ty?
-Tak,
Rose- padła cicha odpowiedź.-Wiesz?
To
było typowe słowo, tylko dzięki jego brzmieniu zrozumiałam o czym
mówi. Czasami miałam wrażenie, że on jeden tak potrafi.
-Czym
zastępujesz myśli o mnie?- nie chciałam o to spytać, nawet nie
miałam w głowie wcześniej myśli, choćby podobnej do tego
pytania.
Teraz
poczułam jak mocno mnie to interesuje. Sama myślałam o Dymitrze
codziennie, gdyby Doru nakazywał mi czuć do niego nienawiść na
pewno nie zrezygnowałabym z myślenia o nim, ale w momentach, gdy
źle bym się czuła wyobrażałabym sobie coś innego.
-Niczym-
przyznał.
-Nie
myślisz o mnie?- liczyłam, ze nie słyszy zawodu w moim
głosie.
-Myślę,
nawet więcej niż zwykle- powiedział.- O ile tak się da- dodał po
krótkim namyśle.
-Może
lepiej by było, żebyśmy wtedy, w szpitalu, faktycznie się
rozstali- jęknęłam zaciskając powieki.
-Rose,
on tylko tego chce- pouczał mnie.- Czy jesteś ze mną
szczęśliwa?
Pomyślałam
jak długo marzyłam o tym, żebyśmy byli razem i o tym, że jest
dużo lepiej niż sobie to wyobrażałam. Gdy rozmawiamy, gdy
żartujemy, gdy się razem budzimy, gdy się całujemy, gdy się
wspieramy.
-Najszczęśliwsza-
przyznałam.
-Robert
chce nam to odebrać, a ja staram ci się nie okazać żadnych
skutków jego ataków na moje zdrowe zmysły. Proszę cie tylko- przy
tych słowach wytężyłam słuch.- Zostaw mnie dopiero wtedy jeżeli
cię skrzywdzę.
-Nie
zrobiłbyś tego świadomie- szepnęłam.
-Właśnie,
jeżeli cię skrzywdzę to znaczy, że on wygrał. Zmienił mnie. A
ja nigdy nie chciałem i nie chciałbym, żebyś była z kimś innym
niż z dampirem, którym jestem teraz. Chcę sam wpływać na moje
myśli i rozwój, a jeżeli zrobię ci krzywdę to znaczy, że to nie
ja.
-Wiem-
zapewniłam go.- Martwię się, że cierpisz.
-Czy
dałem ci to odczuć?- spytał poważnie.
-Nie.
-Więc
przestań się tym przejmować - spodziewałam się, że powie coś w
tym stylu.
To,
że nie dawał mi tego odczuć, nie znaczyło, że nie cierpi.
Zastanawiało mnie niemalże wszystko, czy denerwuje go mój głos,
wygląd, sam dźwięk mojego imienia, fałszywe wizje mnie, czy
prawdziwe wspomnienia. Nie zapytałam o nic z tych rzeczy.
-Kocham
cię, Rose- przerwał ciszę.
-Nie
mów tego- szepnęłam.
-Z
jakiego powodu?
Przez
moment się zawahałam, co miałam powiedzieć?! "Nie mów tego,
ponieważ ja to wiem, a ciebie te słowa pewnie palą w gardle".
Już wyobraziłam sobie jego reakcję.
-Muszę
zacząć przyswajać, że to się może zmienić. To może nie być
prawda.
-Rose!-
zawołał.- Teraz, kiedy muszę walczyć o to uczucie czuję je coraz
mocniej.
Przekonywał
mnie tak jeszcze parę minut. Po tym czasie musiałam skończyć
rozmowę, ponieważ należało sprawdzić, co u Soni. Skoro zostałam
jedynym strażnikiem w tak codziennym położeniu powinnam się nią
zajmować. Nigdy nie pilnowałam nikogo poza Lissą. Oczywiście to
normalne, ponieważ strażnika z podopiecznym łączy niejedna umowa.
Jednak na tą sytuację składało się wiele niespodziewanych
czynników, co z resztą dla mojego życia jest typowe. Nietypowe
wydarzenia równa się typowy dzień z życia strażniczki
Hathaway.
Ruszyłam
do salonu przeciągając się i ziewając. Niedługo powinno świtać,
a tej nocy nie zmrużyłam oka. O dziwo nikogo nie było w
salonie.
-Soniu?-
zawołałam czując jak w cichym pomieszczeniu wzrasta napięcie.
Zero
odzewu. Pobiegłam do swojego pokoju po kurtkę, obawiając się, że
będę zmuszona wyjść do ogrodu.
-Jestem
w kuchni!- usłyszałam nagle.
W
jednym momencie cały stres zniknął. Stanęłam w progu i patrzyłam
jak Sonia pije herbatę. Kubek, który trzymała w dłoniach zwracał
uwagę. W tak ciemnej kuchni tylko białe grochy będące ozdobą
naczynia, przykuwały mój wzrok.
-Jakieś
wieści?- spytałam zrezygnowana, że nie stać mnie na żaden
błyskotliwy tekst.
Czułam
się wyczerpana nie tylko fizycznie, ale i- a może głównie -
psychicznie. Jakby cały świat zaczął mi źle życzyć.
-Michaił
będzie na miejscu za trzy godziny- mruknęła.
-Dobrze
się czujesz?- mówiąc oparłam się o blat obok niej.
-Fizycznie
tak... jak na ciążę- słyszałam zmęczenie w jej głosie.
-Może
się położysz?- zasugerowałam.
-Po
co? Przecież i tak nie usnę.
Musiałam
przyznać jej rację, ale mojej uwadze nie umknął fakt, że gdybym
powiedziała do niej te słowa, uznałaby je za bezczelne.
Przed
moimi oczami pojawił się obraz szkolnego korytarza. Dawno nie
wspominałam akademii. Tyłem do mnie szła grupa rówieśników,
nikt dobrze mi znany, ale kojarzyłam ich twarze i znałam imiona.
Była przerwa, ale nigdzie nie widziałam Lissy, najwyraźniej miała
zajęcia w innych skrzydłach, co dość często się zdarzało.
Nagle grupa przede mną się zatrzymała. Chciałam ich wyminąć,
ale moją uwagę przykuła Sonia- co ona tutaj robi?! Wystarczyło,
że tylko na nią pobieżnie spojrzałam by wiedzieć, że nie jest
strzygą. Reszta morojów i dampirów również to wiedziała,
ponieważ albo mijali ją bez słowa, albo (jak w przypadku grupy, za
którą szłam) rozmawiali swobodnie.
Uśmiechnęłam
się do niej i ruszyłam na poszukiwania przyjaciółki. Nie wiem,
która dokładnie była godzina, ale niektórzy udawali się do
swoich pokoi, więc ruszyłam do skrzydła, w którym mieszkała
Lissa.
Niespodziewanie
zza najbliższego zakrętu wyszedł Dymitr. Był ubrany w prochowiec,
a włosy związał w charakterystyczny dla siebie sposób.
-Dzień
dobry, strażniku Bielikow - odparłam ze śmiechem.
Jednak
on minął mnie bez słowa.
-Dymitr!-
zawołałam.
Nawet
nie zareagował. Za to przyspieszył kroku. Postanowiłam, że Lissa
zaczeka. Dogonię go.
-Strażniku
Alto!- Dymitr podszedł do Stana, którego pewnie szukał.- Masz dla
mnie raporty?
-Przeszkodzę
na chwilę - powiedziałam stając za nimi.
Jakby
mnie nie słyszeli.
-Tak,
miałeś rację z ich położeniem - odpowiedział Stan podając
Dymitrowi jakąś teczkę.- Wszystko masz tutaj.
-Ilu
ludzi dostanę?- spytał Bielikow.
-Powinieneś
się z tego dowiedzieć - padła odpowiedź.- Nie musi ich być
wielu, nie będziecie mieć przeciwników- zaśmiał się.
O
czym oni bredzą?! Na jaką misje bez przeciwników ruszają
strażnicy?! I kto się na to niby zgodził?! Kirowa? Królowa?
Dymitr
wyglądał jakby zastanawiał się czy powiedzieć, co myśli. W
końcu się jednak przełamał.
-A
jednak dalej są poza murami szkoły. Mimo, że już wcześniej były
próby złapania ich- westchnęłam, kiedy załapałam, że
rozmawiają o mnie i Lissie.- Ta nowicjusza musi być
zdolna.
Zetknęłam
na Bielikowa z zachwytem, czułam się jakbym dostała
komplement.
-Hathaway?!
Nie zapędzaj się Bielikow, ona jest co najwyższej sprytna!- po
tych słowach zgromiłam Stana spojrzeniem. Nie chciałam tracić w
oczach Dymitra.
-Każdy
strażnik powinien się tym charakteryzować, nie uważasz?
Oczywiście nie musi, ale dzięki temu dłużej pożyje.
-W
wypadku Hathaway jest na odwrót. Im bardziej chce uciec, tym
bardziej naraża księżniczkę i siebie- mruknął niezadowolony
Stan.
-Dlatego
potrzebuje więcej strażników niż zwykle. Nie liczą się ich
zdolności, tylko ich liczba. Techniką i tak przewyższą
nowicjuszkę. Chodzi o to, żeby je okrążyć. Nie mogą znaleźć
wolnego przejścia, drogi ucieczki - tłumaczył Dymitr.
-Czy
któraś z misji, którym przewodziłeś zakończyła się fiaskiem?-
spytał Alto, coś mi mówiło, że zna odpowiedź.
-Jak
dotąd nigdy i jeżeli będę miał większy zespół ta też się
powiedzie- przyznał Bielikow.
-Powiedz
o tym dyrektor Kirowej, a myślę, ze dostaniesz tylu strażników,
ilu potrzebujesz.
Szli
w kierunku swoich pokoi. Mijało ich wielu uczniów, którym kiwali
głowami nie przerywając rozmowy. Zauważyłam, że większość
moich rówieśników witało się ze Stanem, a do Dymitra czuli
respekt. Uśmiechnęłam się pod nosem. Muszę przyznać, że
wyglądał poważnie, groźnie i... inaczej niż większość
strażników- w tym swoim prochowcu i długich włosach. Dalej był
jednak przystojny i pewnie to intrygowało dziewczyny, które mijał.
Przystanęłam przy jednej z takich grupek.
-Hathaway!-
zawołała jedna z dziewczyn.
Zmarszczyłam
brwi dziwiąc się, że ktoś mnie w końcu zauważył.
-To
musi być jakaś plotka wyssana z palca!- zawołała jej
koleżanka.
Odetchnęłam
z ulgą. Nie widziały mnie- rozmawiały o mnie, co jeszcze bardziej
mnie zaintrygowało.
-To
potwierdzone informacje- przekonywała je trzecia.- Dam sobie głowę
uciąć.
-Posłuchaj
się tylko!- mówiła przejęta dziewczyna, która wcześniej
wykrzyknęła moje nazwisko.- Bielikow ma jechać na poszukiwania
Lissy i Hathaway? Nikt nie wie gdzie są, co robią i z kim, a on ma
po nie jechać w tym tygodniu?! Nie wiadomo czy jeszcze
żyją!
-Przecież
nie kłamię!- upierała się.- Mogę się z wami założyć, że
Bielikow najpóźniej w przyszłym tygodniu będzie prowadził skutą
Hathaway prosto do gabinetu Kirowej.
-Skutą?-
zaśmiała się inna.- Musiałaby być idiotką, za nim poszłabym
bez stawiania oporu!
-A
ja dałabym mu się skuć!- zawołała pierwsza.
-Elli,
ciszej!- zawołały niemal chórem jej koleżanki.
Sama
najchętniej przywaliłabym tej Elli i jej paczce. Chociaż śmiać
mi się chciało na myśl, że i tak słowa z Dymitrem nie
zamieniły.
-Witam
piękne panie!- usłyszałam za plecami.Myślałam,
że zemdleje. Poznałam ten głos. Będę go pamiętać do końca
życia. Za mną stał Mason.
O kurde ile tu się dzieje. Niepokoi mnie trochę zachowanie Soni. I Dymitra. I Lissy. Tak ogólnie to jestem....ciężko mi się wysłowić
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Czekam na następny i życzę weny
Oj co tu sie zaczyna dziac? Co Ci wariaci probuja zrobic z Dymitrem? Niech ich ktos najdzie i zabije, zeby nasi zakochani mogli miec w koncu spokoj! :-)
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny i pozdrawiam
Czemu taka krótka rozmowa Romitri?!
OdpowiedzUsuńJa ich potrzbuuuuuuuje!!!
Więcej ich proszę! :D