czwartek, 4 sierpnia 2016

Rozdział 58

Usiadłam na parapecie i wyjrzałam przez okno. Zupełnie nie pamiętam pejzażu,który rozciągał się za szybą. Widziałam za to parking szpitala- widok z okna Dymitra. Ponure ulice, brudne samochody, nieszczęśliwi przechodnie. 
Wyciągnęłam dłoń po komórkę i jeszcze długo wpatrywałam się w wyświetlacz. Miałam pełno wątpliwości przed wybraniem numeru. Ledwo rozmawiałam z Dymitrem i miałam wrażenie, że wszystko wróciło już do normy. Teraz nie wiem jak będzie. Nawet nie chcę myśleć w jaki sposób przebiegają te ataki Doru. Co Dymitr myśli i czuje? Gdyby na mnie wpływał tak dobrze władający mocą ducha moroj, zachowywałabym się jak chora psychicznie. 
Po plecach przeszedł mi dreszcz. Nikt nigdy nie zmieni moich uczuć do Dymitra- tak jeszcze wczoraj myślałam. Wyobraziłam sobie jego ciemne oczy, z których znika ciepło, ten piękny błysk i zastępuje je obojętność. 
Wzdrygnęłam się słysząc dzwonek mojej komórki. Od niechcenia zerknęłam na wyświetlacz i wywróciłam oczami. Dzwoniła Lissa. Musiałam zapomnieć na ten jeden moment o Dymitrze i zachować się nie jak przyjaciółka, ale strażniczka Królowej.
Spodziewałam się, że po odebraniu usłyszę zatroskany głos, pocieszający, że Dymitrowi i Adrianowi nic złego nie będzie, choćby sama w to nie wierzyła. Było inaczej. Miałam wrażenie, że zaczęła poważnie, tonem, którego nigdy do mnie nie używała, takim oficjalnym. "Czy wszystko w porządku?"- to właśnie powiedziała obcym mi głosem.
Wzięłam głęboki i cichy oddech by go nie wysłyszała. 
-A coś ma być nie tak?- spytałam pogodnie.
Zamknęłam oczy i bezgłośnie prosiłam by zawołała nagle, że nic nie jest po staremu, że Adrian jest w niebezpieczeństwie, że z Dymitrem dzieje się coś złego. 
-Wszystko w porządku. Tylko tęsknię za tobą - przyznała ciepło.
Normalnie jej słowa by mnie pocieszyły. Jednak nie były szczere. Stanowiły wymówkę, najprawdopodobniej chce się szybko rozłączyć skoro jest już utwierdzona w przekonaniu, że o niczym nie wiem. 
Tak się stało, po moim gorącym zapewnieniu, że również za nią tęsknię i niedługo wrócę skończyłyśmy rozmawiać.
Trzymałam w dłoni komórkę wpatrując się w czarny wyświetlacz. Powinnam do niego zadzwonić. Przed nim nie powinnam ukrywać, że doskonale orientuję się w sytuacji. Wybrałam numer. 
-Dymitr?- spytałam, gdy ktoś odebrał. Po drugiej stronie była zupełna cisza.- To ty?
-Tak, Rose- padła cicha odpowiedź.-Wiesz?
To było typowe słowo, tylko dzięki jego brzmieniu zrozumiałam o czym mówi. Czasami miałam wrażenie, że on jeden tak potrafi.
-Czym zastępujesz myśli o mnie?- nie chciałam o to spytać, nawet nie miałam w głowie wcześniej myśli, choćby podobnej do tego pytania.
Teraz poczułam jak mocno mnie to interesuje. Sama myślałam o Dymitrze codziennie, gdyby Doru nakazywał mi czuć do niego nienawiść na pewno nie zrezygnowałabym z myślenia o nim, ale w momentach, gdy źle bym się czuła wyobrażałabym sobie coś innego.
-Niczym- przyznał.
-Nie myślisz o mnie?- liczyłam, ze nie słyszy zawodu w moim głosie.
-Myślę, nawet więcej niż zwykle- powiedział.- O ile tak się da- dodał po krótkim namyśle.
-Może lepiej by było, żebyśmy wtedy, w szpitalu, faktycznie się rozstali- jęknęłam zaciskając powieki.
-Rose, on tylko tego chce- pouczał mnie.- Czy jesteś ze mną szczęśliwa?
Pomyślałam jak długo marzyłam o tym, żebyśmy byli razem i o tym, że jest dużo lepiej niż sobie to wyobrażałam. Gdy rozmawiamy, gdy żartujemy, gdy się razem budzimy, gdy się całujemy, gdy się wspieramy. 
-Najszczęśliwsza- przyznałam.
-Robert chce nam to odebrać, a ja staram ci się nie okazać żadnych skutków jego ataków na moje zdrowe zmysły. Proszę cie tylko- przy tych słowach wytężyłam słuch.- Zostaw mnie dopiero wtedy jeżeli cię skrzywdzę.
-Nie zrobiłbyś tego świadomie- szepnęłam.
-Właśnie, jeżeli cię skrzywdzę to znaczy, że on wygrał. Zmienił mnie. A ja nigdy nie chciałem i nie chciałbym, żebyś była z kimś innym niż z dampirem, którym jestem teraz. Chcę sam wpływać na moje myśli i rozwój, a jeżeli zrobię ci krzywdę to znaczy, że to nie ja.
-Wiem- zapewniłam go.- Martwię się, że cierpisz.
-Czy dałem ci to odczuć?- spytał poważnie.
-Nie.
-Więc przestań się tym przejmować - spodziewałam się, że powie coś w tym stylu.
To, że nie dawał mi tego odczuć, nie znaczyło, że nie cierpi. Zastanawiało mnie niemalże wszystko, czy denerwuje go mój głos, wygląd, sam dźwięk mojego imienia, fałszywe wizje mnie, czy prawdziwe wspomnienia. Nie zapytałam o nic z tych rzeczy.
-Kocham cię, Rose- przerwał ciszę.
-Nie mów tego- szepnęłam.
-Z jakiego powodu?
Przez moment się zawahałam, co miałam powiedzieć?! "Nie mów tego, ponieważ ja to wiem, a ciebie te słowa pewnie palą w gardle". Już wyobraziłam sobie jego reakcję.
-Muszę zacząć przyswajać, że to się może zmienić. To może nie być prawda.
-Rose!- zawołał.- Teraz, kiedy muszę walczyć o to uczucie czuję je coraz mocniej. 
Przekonywał mnie tak jeszcze parę minut. Po tym czasie musiałam skończyć rozmowę, ponieważ należało sprawdzić, co u Soni. Skoro zostałam jedynym strażnikiem w tak codziennym położeniu powinnam się nią zajmować. Nigdy nie pilnowałam nikogo poza Lissą. Oczywiście to normalne, ponieważ strażnika z podopiecznym łączy niejedna umowa. Jednak na tą sytuację składało się wiele niespodziewanych czynników, co z resztą dla mojego życia jest typowe. Nietypowe wydarzenia równa się typowy dzień z życia strażniczki Hathaway. 
Ruszyłam do salonu przeciągając się i ziewając. Niedługo powinno świtać, a tej nocy nie zmrużyłam oka. O dziwo nikogo nie było w salonie.
-Soniu?- zawołałam czując jak w cichym pomieszczeniu wzrasta napięcie.
Zero odzewu. Pobiegłam do swojego pokoju po kurtkę, obawiając się, że będę zmuszona wyjść do ogrodu. 
-Jestem w kuchni!- usłyszałam nagle.
W jednym momencie cały stres zniknął. Stanęłam w progu i patrzyłam jak Sonia pije herbatę. Kubek, który trzymała w dłoniach zwracał uwagę. W tak ciemnej kuchni tylko białe grochy będące ozdobą naczynia, przykuwały mój wzrok.
-Jakieś wieści?- spytałam zrezygnowana, że nie stać mnie na żaden błyskotliwy tekst.
Czułam się wyczerpana nie tylko fizycznie, ale i- a może głównie - psychicznie. Jakby cały świat zaczął mi źle życzyć.
-Michaił będzie na miejscu za trzy godziny- mruknęła.
-Dobrze się czujesz?- mówiąc oparłam się o blat obok niej.
-Fizycznie tak... jak na ciążę- słyszałam zmęczenie w jej głosie.
-Może się położysz?- zasugerowałam.
-Po co? Przecież i tak nie usnę.
Musiałam przyznać jej rację, ale mojej uwadze nie umknął fakt, że gdybym powiedziała do niej te słowa, uznałaby je za bezczelne. 
Przed moimi oczami pojawił się obraz szkolnego korytarza. Dawno nie wspominałam akademii. Tyłem do mnie szła grupa rówieśników, nikt dobrze mi znany, ale kojarzyłam ich twarze i znałam imiona. Była przerwa, ale nigdzie nie widziałam Lissy, najwyraźniej miała zajęcia w innych skrzydłach, co dość często się zdarzało. Nagle grupa przede mną się zatrzymała. Chciałam ich wyminąć, ale moją uwagę przykuła Sonia- co ona tutaj robi?! Wystarczyło, że tylko na nią pobieżnie spojrzałam by wiedzieć, że nie jest strzygą. Reszta morojów i dampirów również to wiedziała, ponieważ albo mijali ją bez słowa, albo (jak w przypadku grupy, za którą szłam) rozmawiali swobodnie.
Uśmiechnęłam się do niej i ruszyłam na poszukiwania przyjaciółki. Nie wiem, która dokładnie była godzina, ale niektórzy udawali się do swoich pokoi, więc ruszyłam do skrzydła, w którym mieszkała Lissa. 
Niespodziewanie zza najbliższego zakrętu wyszedł Dymitr. Był ubrany w prochowiec, a włosy związał w charakterystyczny dla siebie sposób. 
-Dzień dobry, strażniku Bielikow - odparłam ze śmiechem.
Jednak on minął mnie bez słowa.
-Dymitr!- zawołałam.
Nawet nie zareagował. Za to przyspieszył kroku. Postanowiłam, że Lissa zaczeka. Dogonię go.
-Strażniku Alto!- Dymitr podszedł do Stana, którego pewnie szukał.- Masz dla mnie raporty?
-Przeszkodzę na chwilę - powiedziałam stając za nimi.
Jakby mnie nie słyszeli.
-Tak, miałeś rację z ich położeniem - odpowiedział Stan podając Dymitrowi jakąś teczkę.- Wszystko masz tutaj. 
-Ilu ludzi dostanę?- spytał Bielikow.
-Powinieneś się z tego dowiedzieć - padła odpowiedź.- Nie musi ich być wielu, nie będziecie mieć przeciwników- zaśmiał się.
O czym oni bredzą?! Na jaką misje bez przeciwników ruszają strażnicy?! I kto się na to niby zgodził?! Kirowa? Królowa?
Dymitr wyglądał jakby zastanawiał się czy powiedzieć, co myśli. W końcu się jednak przełamał.
-A jednak dalej są poza murami szkoły. Mimo, że już wcześniej były próby złapania ich- westchnęłam, kiedy załapałam, że rozmawiają o mnie i Lissie.- Ta nowicjusza musi być zdolna.
Zetknęłam na Bielikowa z zachwytem, czułam się jakbym dostała komplement.
-Hathaway?! Nie zapędzaj się Bielikow, ona jest co najwyższej sprytna!- po tych słowach zgromiłam Stana spojrzeniem. Nie chciałam tracić w oczach Dymitra.
-Każdy strażnik powinien się tym charakteryzować, nie uważasz? Oczywiście nie musi, ale dzięki temu dłużej pożyje.
-W wypadku Hathaway jest na odwrót. Im bardziej chce uciec, tym bardziej naraża księżniczkę i siebie- mruknął niezadowolony Stan.
-Dlatego potrzebuje więcej strażników niż zwykle. Nie liczą się ich zdolności, tylko ich liczba. Techniką i tak przewyższą nowicjuszkę. Chodzi o to, żeby je okrążyć. Nie mogą znaleźć wolnego przejścia, drogi ucieczki - tłumaczył Dymitr.
-Czy któraś z misji, którym przewodziłeś zakończyła się fiaskiem?- spytał Alto, coś mi mówiło, że zna odpowiedź.
-Jak dotąd nigdy i jeżeli będę miał większy zespół ta też się powiedzie- przyznał Bielikow.
-Powiedz o tym dyrektor Kirowej, a myślę, ze dostaniesz tylu strażników, ilu potrzebujesz.
Szli w kierunku swoich pokoi. Mijało ich wielu uczniów, którym kiwali głowami nie przerywając rozmowy. Zauważyłam, że większość moich rówieśników witało się ze Stanem, a do Dymitra czuli respekt. Uśmiechnęłam się pod nosem. Muszę przyznać, że wyglądał poważnie, groźnie i... inaczej niż większość strażników- w tym swoim prochowcu i długich włosach. Dalej był jednak przystojny i pewnie to intrygowało dziewczyny, które mijał. Przystanęłam przy jednej z takich grupek.
-Hathaway!- zawołała jedna z dziewczyn.
Zmarszczyłam brwi dziwiąc się, że ktoś mnie w końcu zauważył.
-To musi być jakaś plotka wyssana z palca!- zawołała jej koleżanka.
Odetchnęłam z ulgą. Nie widziały mnie- rozmawiały o mnie, co jeszcze bardziej mnie zaintrygowało.
-To potwierdzone informacje- przekonywała je trzecia.- Dam sobie głowę uciąć.
-Posłuchaj się tylko!- mówiła przejęta dziewczyna, która wcześniej wykrzyknęła moje nazwisko.- Bielikow ma jechać na poszukiwania Lissy i Hathaway? Nikt nie wie gdzie są, co robią i z kim, a on ma po nie jechać w tym tygodniu?! Nie wiadomo czy jeszcze żyją!
-Przecież nie kłamię!- upierała się.- Mogę się z wami założyć, że Bielikow najpóźniej w przyszłym tygodniu będzie prowadził skutą Hathaway prosto do gabinetu Kirowej.
-Skutą?- zaśmiała się inna.- Musiałaby być idiotką, za nim poszłabym bez stawiania oporu!
-A ja dałabym mu się skuć!- zawołała pierwsza.
-Elli, ciszej!- zawołały niemal chórem jej koleżanki.
Sama najchętniej przywaliłabym tej Elli i jej paczce. Chociaż śmiać mi się chciało na myśl, że i tak słowa z Dymitrem nie zamieniły.
-Witam piękne panie!- usłyszałam za plecami.
Myślałam, że zemdleje. Poznałam ten głos. Będę go pamiętać do końca życia. Za mną stał Mason.

3 komentarze:

  1. O kurde ile tu się dzieje. Niepokoi mnie trochę zachowanie Soni. I Dymitra. I Lissy. Tak ogólnie to jestem....ciężko mi się wysłowić
    Super rozdział. Czekam na następny i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj co tu sie zaczyna dziac? Co Ci wariaci probuja zrobic z Dymitrem? Niech ich ktos najdzie i zabije, zeby nasi zakochani mogli miec w koncu spokoj! :-)
    Czekam na nastepny i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu taka krótka rozmowa Romitri?!

    Ja ich potrzbuuuuuuuje!!!

    Więcej ich proszę! :D

    OdpowiedzUsuń