poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Rozdział 60

Hej! Po długiej przerwie myślę, że wreszcie coś się ustatkuje i wypracuję pewną normę. 
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pakowałam się najszybciej jak mogłam. Byłam pewna, że Staruszek rozmawia teraz z Sonią na tematy, które według niego powinny zostać dla mnie tajemnicą. Sama uważałam inaczej. Niestety wszędzie pełno było moich rzeczy- wszędzie, tylko nie w walizce. Ktoś spakował mnie do tego przyjazdu- najprawdopodobniej Lissa- i wcześniej torba zapinała się idealnie, ale po moich zakupach... Zrezygnowałam z siłowania się z torbą i włożyłam część nowych ubrań do siatek.
Następnie szybko opuściłam pokój. Akurat by usłyszeć otwieranie drzwi wejściowych. Stanęłam naprzeciwko Michaiła.
-Rose! Nic podejrzanego się nie wydarzyło?- spytał w progu zdejmując kurtkę.
-Poza tym, że odwiedził was mój ojciec- mruknęłam niezadowolona.
-Co to za rozmowy?- w przedpokoju pojawiła się Sonia.- Jesteś!
Morojka podeszła do niego szybko i wtuliła się w ciepłe ciało strażnika. Uśmiechnęłam się lekko i nie chcąc im przeszkadzać ruszyłam do Abe' a. Siedział przy stole kuchennym wpatrując się z zainteresowaniem w swoją biżuterię na dłoni, która jak zwykle dopełniała jego strój. Tym razem ubrany był w ciemny, fioletowy garnitur z pasującym kolorystycznie kapeluszem. Do tego miał granatową koszulę i pełno charakterystycznej dla siebie złotej biżuterii. Nawet Lissa nie nosi tyłu błyskotek na raz.
-Gotowa do wyjazdu?- spytał od niechcenia.
-Zależy, gdzie mnie zabierasz- odparłam pewnie.
Analizowałam to wcześniej i myślałam o trzech miejscach: jego posiadłości, szpitalu, w którym jest Dymitr albo moim akademiku.
-Wracasz do Królowej, tam jesteś bardziej potrzebna- powiedział wstając i uśmiechając się sztucznie.- Ja z resztą też- ze zdziwienia uniosłam brwi, czekając na dalszą część.- Muszę zabrać stamtąd Lorda Iwaszkowa i Lorda Ozerę- wysłyszałam jego prześmiewczy ton, gdy starał się zachować etykietę.
-Będziesz robił za taksówkę? Nie masz nic lepszego do roboty?- miałam wielką ochotę zaśmiać się z tej jego ważnej misji.
Już otwierał usta- zapewne by się odgryźć, ale do kuchni weszła Sonia.
Odprowadzili nas do samochodu, w którym siedziało trzech strażników Abe'a. Michaił włożył moje torby do bagażnika.
-Nie zamykaj- zawołał Staruszek i sięgnął po jakąś białą torbę na prezent.
Z uśmiechem podał ją Soni. Miałam wrażenie, że przyjęła prezent równie zdziwiona jak ja. Otworzyła go przy nas i zaśmiała się serdecznie.
-Dziękuję bardzo- powiedziała jeszcze bardziej zaskoczona.
Zajrzałam jej przez ramię i zobaczyłam cebulki kwiatowe. Morojka z pewnością wiedziała już dokładnie, co to za rośliny. Pomyślałam jednak, że Abe po prostu spłacił dług. W końcu zerwał wcześniej większość kwiatów z pobliskiego ogródka, które z pewnością były jakieś szczególne. Nigdzie indziej nie widziałam kwiatów w listopadzie. Po minie Soni przekonałam się, że najprawdopodobniej Staruszek spłacił dług i to wielokrotnie.
Po szybkim pożegnaniu wsiedliśmy do samochodu. Panowała w nim niezwykle nużąca atmosfera. Biorąc pod uwagę jak bardzo do tej pory odsuwałam zmęczenie na bok mogłabym z dumą przyznać, że usnęłam dopiero, gdy zjechaliśmy z podjazdu naszych przyjaciół.
Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi. Gwałtownie spojrzałam w kierunku, z którego dochodził. Przed oczami miałam Abe'a czekającego aż wysiądę z samochodu. Machnęłam ręką rozdrażniona jakbym miała przed sobą natrętną muchę. Byłam na siebie trochę zła, że przespałam całą podróż. Zmarnowałam czas, którego choć część powinnam poświęcić na rozmowę ze Staruszkiem. Było sporo tematów do omówienia, wyjaśnienia, ale w obecnym położeniu pomoże mi kto inny.
-Leć do swojego pokoju- powiedział odsuwając się od drzwi bym mogła wysiąść.
-Nie idziesz ze mną?- spytałam zaskoczona.
-Miałem tu czekać na Christiana i Adriana- zdziwiło mnie, że nie używa tytułów, ale po chwili uświadomiłam sobie, że stoimy na środku studenckiego parkingu.- ale masz tyle rzeczy, że z chęcią ci pomogę.
-Jak kto?- wypowiedziałam te słowa bezwiednie. Nie mógł jednak wejść jako mój ojciec, ponieważ każdy tutaj uważał, że jest nim strażnik Conner. 
Abe'owi wyraźnie stężała mina. Nic nie odpowiedział, jedynie wzruszył ramionami i wziął od swojego strażnika moje torby.
-Prowadź- mruknął.
Myślałam, że uda nam się ominąć wszystkie osoby. Przed oczami miałam już drzwi akademika.
-Rose!
Cholera! Jak na strażniczkę to poważne niedopatrzenie. Wiedziałam kto nas goni zanim się odwróciłam.
-Profesor Westfield!- zawołałam.
Byłam pewna, że jego obecność nie wróży niczego dobrego. W końcu ominęłam masę wykładów i spotkań projektowych. 
Mężczyzna stanął przed nami. Był ubrany w kurtkę skórzaną, spod której wystawał kaptur szarej bluzy i czarne spodnie. Stwierdziłam, że to odpowiedni strój na jesień w Pensylwanii. Temperatura wynosiła około dziesięciu stopni.
-Przepraszam pana, panie... Hathaway?- spytał patrząc na Abe'a.
-Mazur- mruknął niezadowolony Staruszek.
-Proszę wybaczyć, błędnie wziąłem pana za ojca Rose. 
-Jestem...- zaczął Abe.
-Moim wujkiem. Jest moim wujkiem- dodałam pospiesznie.
Wiedziałam, że Staruszek w tej chwili to zdenerwowany "wujek", ale nim się zajmę później.
-Mogę panu przeszkodzić i porwać na chwilę Rose?- trzeba było przyznać, że Liam należał do bardzo kulturalnych osób.
Myślę, że właśnie to urzekło Abe' a, ponieważ się zgodził. Wychodził z założenia, że takimi osobami łatwo manipulować. Było mu obojętne czy młody mężczyzna, na którego patrzył to moroj, dampir, alchemik, a może człowiek. Z pewnością przyda się do czegoś w jego brudnych interesach.
Z tego powodu szybko chwyciłam Westfielda pod rękę i osiągnęłam na bezpieczną odległość.
-Co to było, Rose?!- wykrzyknął, gdy tylko go puściłam.
-Przepraszam, profesorze - mruknęłam rozbawiona.
-Liam- upomniał.- Jesteśmy poza salą wykładową. Pamiętasz takie miejsce?
Wkurzył mnie. Spodziewałam się, że tego dojdzie, ale trochę później. On jednak postanowił być pamiętliwy na samym początku.
-Hej! Oczywiście, że tak!- żachnęłam.
-A o projekcie? Rozumiem, że wolałabyś o nim zapomnieć, ale nie wolno ci. Co ty robiłaś podczas nieobecności? Podobno byłaś chora, a tu takie rewelacje.
-Dosyć! Co to ma być?! Ingerujesz w moje życie osobiste! To moje prywatne sprawy!
-Rose!- przerwał mi.- Odetchnij trochę. Moim celem nie jest pokłócenie się z tobą. Liczę, że zauważyłaś jakie relacje nas łączą. Nietypowe. Dlatego szedłem odwiedzić cię z troski. Jako przyjaciel, nie nauczyciel. Zależy mi żebyś dalej się tu kształciła, a przez tak długą nieobecność możesz nie zdać projektu. Wiesz z czym to się wiąże. Nie Podejdziesz do sesji, oblejesz rok.
Pomyślałam o Lissie. Marzyła o tych studiach. Musiała przekonać masę morojów i dampirów by móc się tu uczyć. Jestem pewna, że drugi raz nie wyraziliby zgody na takie warunki. Królowa odcięta od dworu z jedną strażniczką u boku podczas przerw w zajęciach. 
-Nie mogę oblać- powiedziałam pewnie jakby to miało wystarczyć.
-Więc od jutra bierzemy się do pracy.
Wracałam do pokoju z jedną myślą. Historia lubi zataczać koło. Przypomniałam sobie słowa Dymitra: "zaczynamy od jutra". Właśnie tak podsumował naszą rozmowę, podczas której znalazłam się w podbramkowej sytuacji. Tu było podobnie. Wtedy chodził jednak o naukę walki bym mogła być blisko Lissy. Teraz walczę o to by zostać na studiach, dzięki temu nie oddalą mnie od przyjaciółki. Z żalem pomyślałam, że wciąż dążę do tego samego. Czy tak będzie już zawsze?! 
Usłyszałam, że ktoś za mną biegnie. Odwróciłam się gwałtownie i natychmiast zostałam przytulona przez Lissę.
-Rose! Tak się stęskniłam!- krzyczała prosto w moje ucho.
-Dlatego znalazłaś sobie dla mnie zastępstwo?- spytałam rozbawiona.
-Mówisz o Christianie? Nie martw się już zabrał rzeczy z twojego pokoju, ale w sobotę przyjedzie. Obiecał mi.
Miałam wrażenie, że bił od niej blask. Jakbym widziała złotą aurę wokół niej. Zastanawiałam się czy wyleczyła Adriana, ale wolałam nie poruszać w tym momencie tego tematu. Natychmiast bym ją zasmuciła. I czy wie, że Doru używa wpływu na Dymitrze? Z pewnością... ale to również musiałam przemilczeć.
-Biegnijmy się z nimi pożegnać - powiedziałam odsuwając się od przyjaciółki.
-Już pojechali.
-Jak to?!- nie mogę w to uwierzyć. Nie rozmawiałam z Liamem specjalnie długo.
-Chris, Adrian i "ojciec Chrisa"- spodziewałam się, że mówiła o Staruszku- wyjechali przed sekundą.
-Dlaczego?! Iwaszkow mnie unika?!- to byłoby najrozsądniejsze wytłumaczenie.
Lissa przemilczała to, ale jej spojrzenie mówiło wszystko- miałam rację. Ruszyłyśmy do pokoju. Już w progu akademika odczułam różnicę temperatur. W środku było naprawdę ciepło. Przez moment żałowałam, że nie mogę znaleźć się w akademii przy jednym z wielu kominków buchających niewielkim ogniem. Albo w starej wartowni... 
-Masz spory bałagan. Do jutra musisz to ogarnąć - zaśmiała się Lissa otwierając drzwi pomiędzy naszymi pokojami.
-Przecież to niewykonalne!- zawołałam.
W całym pomieszczeniu walały się torby pełne nowych ubrań. Staruszek musiał się spieszyć. -Coś mi się wydaje, że byłaś na niemałych zakupach, dlatego z chęcią ci pomogę.
Lissa z zapałem zabrała się do grzebania w moich rzeczach, ja z mniejszym. 
-A co to?- spytała patrząc mi przez ramię.
Nie znałam odpowiedzi na jej pytanie. Na kolanach trzymałam złotą paczkę - tajemniczy prezent od Soni. Miałam otworzyć ją sama, ale obecność Lissy w niczym nie zaszkodzi. Zabrałam się za rozdzieranie papieru.
-Od kogo to?!
Wyjęłam bakłażanowy, satynowy szlafrok, który leżał na wierzchu. Sięgał pewnie do połowy ud i wykończony został drobną koronką, tak samo jak rękawy, które sprawiały wrażenie przykrótkich. 
-To od Dymitra?!- ponownie odezwała się Lissa.
-No co ty! On nie śmiałby wręczyć mi się czegoś takiego! Rany!
Dopiero w tej chwili zauważyłam, co kryło się pod szlafrokiem. Była tam biała bielizna z obszyciami i koronką w bakłażanowym kolorze. Zapewne świetnie kontrastuje z kolorem mojej skóry.
-To bardziej prezent dla strażnika Bielikowa, niż dla ciebie- przyznała Lissa.- Nie gniewaj się - dodała widząc moją minę.- Taka prawda. Chociaż... Dla niego to bardziej opakowanie prezentu, który...
-Królowo!- przerwałam jej szybko.- Mówi pani o swoich pracownikach! Tak nie wypada! Strażnik Bielikow to odpowiedzialny, poważny dampir. Obydwoje jesteśmy szanowani, a pani, Wasza Wysokość, nadszarpuje naszą reputacje.
-Czy to buty?- Lissa wskazała na pudełko.
Do tej pory myślałam, że skrywa w sobie jedynie ścinki złotego papieru, jednak faktycznie pod nim coś było. Lissa miała rację. Szpilki w kolorze fioletowym jak szlafrok z białą podeszwą.
-Dymitr będzie zachwycony!- pisnęła morojka biorąc w ręce drugi but.
-Wątpię- mruknęłam.- Nie założę tego.
Wszystko spakowałam ponownie i włożyłam na dno szafy.
-Przecież to grzech!- protestowała Lissa.
W myślach zgodziłam się z nią z uśmiechem pełnym goryczy. Długo nie będzie jednak okazji bym mogła założyć coś takiego. Od Dymitra dzielą mnie kilometry. Nawet jak przyjedziesz do Allentown wciąż będzie za daleko. Z Christianem odwiedzają nas rzadko. Później, w święta wracamy na dwór, gdzie będziemy mieć osobne pokoje. Z kolei pod koniec roku mamy zamiar wyjechać do Rosji. Gdy wrócimy natychmiast zaczniemy nadrabiać wykłady... i tak do wakacji.
-Jeżeli interesuje cię moje życie seksualne, to nic się w nim nie zmieni do czerwca, kiedy spokojnie wrócimy na dwór i zyskam więcej czasu dla siebie.
-I Dymitra- dodała Lissa.
-I Dymitra- przytaknęłam.
-Banialuki- dotarł do mnie pomruk niezadowolenia, gdy zabrałam się za rozpakowywanie następnych toreb.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję również za ostatnie komentarze :* 



4 komentarze:

  1. Lepiej wyrób w sobie tę systematyczność dobrze Ci radze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ulala. Jakie prezenty. Myślę, że jakoś znajdą dla siebie czas. Nie wytrzymają bez siebie. No ale szkoła ważniejsza. Trochę zaczyna martwić mnie ten Liam. Wiadomo, że Rose nie zdradzi Dymitra, no ale zaczęło się tak samo. Biedny robi sobie nadzieję. Czekam na następny i życzę weny. I już tęsknię za Dymitrem.💖💖💖💖

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie prezenty mi się podobają. Szkoda tylko że zbyt wcześnie go nie wykorzystają. Super rozdział ,czekam ma następny i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko! Tak bardzo szkoda, że szybko nie wykorzystają tego prezentu. Bo nie oszukujmy się, Dymitr baaardzo skorzysta, kiedy już będzie taka okazja.
    Cieszę się, że w końcu jest nowy rozdział. Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń