Hej! (Za przeproszeniem) Ogarnęłam dupe i oto rozdział 62. Za wszelkie błędy mi wstyd, ale jak jakiegoś nie znalazłam to liczę, że nie kłują w oczy. Chciałam Wam również życzyć wszystkiego najlepszego w nowym roku! Licznych przygód i wiele szczęścia!
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Czy
coś zniknęło? Są jakieś ślady po walce w pokoju? Czy Królowa
wróciła do internatu po zajęciach?- Hans rzucał pytaniami w
zawrotnym tempie.
Nie,
nie, nie wiem. Dudniło mi w głowie. Czułam się jakby ktoś stukał
prosto w czaszkę. Zacisnęłam mocno powieki.
-Rose!
Otwórz!- usłyszałam nawoływanie.
Ktoś
pukał do drzwi. Rozłączyłam się z Hansem i wpuściłam do pokoju
Emily. Zupełnie o niej zapomniałam. Pracowała na dole i wydawała
klucze do pokoi. Była morojką, o czym musiałam sobie gorliwie
przypominać, ponieważ na jej policzki wpełzł rumieniec, który
był rzadkością dla jej rasy.
-Lissie
nic nie jest - wysapała.- Nie martw się o nią. Prosiła, żeby to
przekazać.
Oczy
mi z orbit wyszły- w tamtej chwili zrozumiałam, co to
znaczy.
-Gdzie
jest?- spytałam poważnie łapiąc Emily za ramiona.
-Poszła
z jednym ze strażników z uczelni na zakupy- odparła.
-Gdzie?
Możesz mnie tam zawieść?
Pokiwała
głową,wiec chwyciłam klucze od pokoju i wyszłyśmy.
-Rose,
zwolnij!- zawołała za mną morojka, kiedy przecinałam
parking.
Jednak
tego nie zrobiłam. Nie byłam pewna czy Lissa na pewno jest
bezpieczna. W końcu dlaczego nie odbiera?! Czemu nic nie
powiedziała?!
Chciałam
usiąść za kierownicą, ale zdałam sobie sprawę, że za słabo
znam miasto. Do centrum handlowego, w którym podobno była Lissa
znałam jedną drogę. Emily z pewnością poprowadzi przez jakiś
skrót. Otworzyła swojego kolekcjonerskiego garbusa, którego nie
powstydziłaby się Sydney i usiadła z przodu na miejscu
kierowcy.
Byłam
spięta, a moje myśli galopowały. W tej chwili doceniłam fakt, że
Emily jest morojką. Inaczej nie pędziłabym do Lissy. Choć i tak
robi to za wolno.
-Jedziesz
skrótem?- spytałam, gdy byłyśmy w samochodzie od pięciu
minut.
-Daj
dwie minuty, zaraz zobaczysz duży, jasny budynek.
Nie
myliła się. Zdążyła jeszcze zaparkować w tym czasie.
Wysiadłyśmy szybko i udałyśmy się do windy.
Czego
mogła potrzebować Lissa?! O czym nie chciała mi powiedzieć, a
zwierzyła się przypadkowemu strażnikowi?!
Żadnemu
przypadkowemu! Upomniałam się w myślach. Hans wybrał najlepszych
z najlepszych.
Biegłyśmy
korytarzami, ale nigdzie ich nie było.
-Rose
to przecież bez sensu!- jęknęła zrezygnowana
morojka.
-Rozdzielamy
się. Szukaj ich w sklepach, a ja rozejrzę się piętro wyżej.
Zobaczymy się za pół godziny w samochodzie- po tych słowach
ruszyłam biegiem do windy.
Jechałam
w niej z jakimś starszym mężczyzną, których chyba miał ochotę
opowiedzieć mi historię swojego życia, ale niezbyt uprzejmie mu
odmówiłam i wyszłam pospiesznie wpadając w jakąś młodą
kobietę.
Nie
miałam czasu na kurtuazję, więc ruszyłam pewnie przed siebie.
Akurat by zauważyć parę wchodzącą do sklepu.
-Lissa!-
krzyknęłam podbiegając do niej. Wiedząc, że może to dziwnie
wyglądać rzuciłam jej się na szyję.- Tyle lat!
Obserwowałam
również postawę strażnika, który na początku cały się spiął
i włożył dłoń do kieszeni. Zapewne po sztylet, kiedy jednak mnie
zobaczył natychmiast zrezygnował z walki.
Odsunęłam
się od Lissy i spojrzałam na nią bacznie.
-Masz
trochę czasu? Może pójdziemy na jakąś kawę?- mruknęła
morojka.
Dopiero
po godzinie znalazłyśmy się same w pokoju internatu. Nie
musiałyśmy tu udawać. Wydawało się oczywiste, że robię jej
wyrzuty, a ona ma poczucie winy.
-Za
przeproszeniem, Wasza Wysokość - mruknęłam stając naprzeciwko
niej, gdy tylko zamknęłam drzwi.- Co to było, do cholery?!
Lissa
patrzyła wszędzie, tylko nie na mnie. Nie potrafiłam zbyt długo
milczeć, dlatego nie wytrzymywałam. W chwili, gdy ponownie miałam
wybuchnąć, odezwała się.
-Męczyłam
się- niemalże szepnęła.- Działanie ducha, było zbyt silne.
Postanowiłam odreagować. Pojechałam po prezent dla Christiana.
Teraz widzę jak bardzo to było nieumyślne. Jeszcze ten telefon...-
rzuciła komórkę na łóżko.- Wyłączyłam go, nie chcąc, by
ktokolwiek mi przeszkadzał. Nawet ty, Rose.
Pamiętałam
jak około roku temu sama mierzyłam się z obłędem wywołanym
przez ducha. Był to potężny, wszechogarniający gniew. Tym razem
korzystała z ducha nie pod przymusem, z własnej woli, czując, że
robi coś dobrego. Może dlatego skutki są słabsze.
-Wyłożyłaś
się jak na talerzu strzygom i wrogom politycznym. Liss, musisz
pamiętać o tym, że są lepsze sposoby, niż narażanie
się.
-Impreza-
podsunęła.
-Na
przykład! Albo...
Jednak
nie dane mi było dokończyć, ponieważ Lissa rzuciła mi się na
szyję. Dopiero wtedy zrozumiałam, że świeciły jej się oczy,
kiedy wymówiła to jedno słowo... a ja się nieświadomie
zgodziłam.
-Kto
organizuje imprezę? I gdzie? Ile będzie osób?- pytałam opierając
dłonie na biodrach.
-W
mieszkaniu Elli będzie z piętnaście osób - odpowiedziała
przyglądając mi się z nadzieją.
-Ale
idzie z nami jeszcze jakiś strażnik - dodałam.
Lissa
klasnęła w dłonie otwierając szafę.
-Założę
to!- zawołała wyciągając spodnie w odcieniu butelkowej zieleni.-
Z tym!- dodała pokazując obcisłą srebrną bluzkę z nieznanego mi
materiału, który wyglądał jakby przelewał się między
palcami.-A ty...
-Wiem
w czym pójdę - powiedziałam wpadając do swojego pokoju.
Po
chwili wyszłam ubrana w krótką, czerwoną sukienkę, czarne
rajtuzy i długi, również czarny kardigan. Lissa zagwizdała
cicho.
-Nie-
skomentowała.
-Niby
dlaczego?- oburzyłam się.- Dobrze w tym wyglądam!
-Za
dobrze. Zdejmij sweter- niechętnie wykonałam jej polecenie.- Mowy
nie ma! Rose! Nie wiedziałam, że masz taki tyłek! I masz
odsłonięte ramiona, zmarzniesz!
-Dlatego
to zakładam - mruknęłam wskazując kardigan.
-Nie
mogę ci pozwolić tak wyjść. Dymitr by się na to nie zgodził,
więc i ja...
-Nie
jestem własnością Dymitra- przerwałam jej- tylko jego dziewczyną.
Chcę ładnie wyglądać. To coś złego?! Czy każda zajęta
dziewczyna ma się zaniedbywać?! Wobec tego też się
przebieraj.
Wiedziałam,
że ją przekonałam. Pierwszy raz wychodziła na imprezę i byłam
pewna, że chce dobrze wypaść.
-Christiana
tam nie będzie - sprzeciwiła się.
-Dymitr
też.
Po
tym spostrzeżeniu wyszykowałyśmy się w dziesięć minut i
opuściłyśmy internat.
-To
tutaj!- zawołała Lissa.
Wcisnęłam
taksówkarzowi banknot. Najchętniej zawołałabym, że reszty nie
trzeba. Jednak to nie scena filmowa, więc cierpliwie czekałam aż
mi wyda. Lissa zacierała już ręce przed wejściem do budynku.
Wysiadłam pospiesznie i podbiegłam do niej. Dotarła do mnie głośna
muzyka, więc przekonałam się, że Lissa nie pomyliła
adresu.
Morojka
otworzyła bramę kamienicy i już po chwili waliła w drzwi
mieszkania.
Otworzyła
nam Elli, nie pałałam do niej sympatią i nie darzyłam żadnym
ciepłym uczuciem, dlatego tylko kiwnęłam jej głową, kiedy przez
głośną muzykę usłyszałam jak Lissa informuje ją, że
przyprowadziła przyjaciółkę.
Po
przekroczeniu progu mieszkania byłam pewna, że nie ma tu piętnastu
osób było z trzydzieści. Pod ścianą zauważyłam Olivera,
poprosiłam go, żeby razem ze mną pełnił dzisiaj straż nad
Królową. Podeszłam do niego.
-Hej!-
przekrzykiwałam muzykę.- Dzięki, że przyszedłeś!
-To
mój obowiązek!- odpowiedział. Musiałam zrobić zawiedzioną minę,
ponieważ dodał po chwili.- Poza tym kumplujemy się, więc nie
wypadało odmówić!
Obok
nas szedł jakiś chłopak z drinkami skusiłam się na jednego i
wypiłam go za jednym razem.
-Chcesz
też mój?- spytał dampir.- Jedno z nas powinno być
trzeźwe.
Pokiwałam
głową i sięgnęłam po jego kieliszek. Spojrzałam na Lissę,
która przejęta rozmawiała z Elli. Nie powinno być żadnych
problemów.
-Zatańczysz?!-
spytał chłopak, który wyrósł przede mną jak z pod
ziemi.
Spojrzałam
uważnie na Olivera.
-Dam
sobie radę - zaśmiał się w odpowiedzi.
Ruszyłam,
więc do drugiego pokoju. Muzyka była w nim jeszcze głośniejsze.
Ludzie tańczyli starając się stać jak najbliżej kolumn, przez
które dudniła podłoga.
Chłopak
bez wahania objął mnie w pasie. Spięłam się, ale widząc, że
nie posuwa się dalej wyluzowałam trochę. Był naprawdę świetnym
tancerzem. W ciągu dwóch utworów dowiedziałam się, że ma na
imię Alex i wtrącił się tutaj z kumplem. Po upływie może
dziesięciu minut podszedł do nas jego kumpel ze swoją dziewczyną.
Odeszliśmy na bok by trochę pogadać. Dowiedziałam się, że
Sandra studiuje ten sam kierunek tylko rok wyżej. Zdziwiłam się
jednak bardziej, kiedy zaczął mówić chłopak. Miałam wrażenie,
że stara się ukryć swój prawdziwy akcent.
-Jesteś
z Rosji?- wypaliłam.
-A
Białorusi- odpowiedział zmieszany.-Słychać?-Kiwnęłam głową
uśmiechając się.- Teraz ja porywam Rose.
Chłopak
pociągnął mnie za rękę w kierunku parkietu.
-Nie
przejmuj się, że nie jesteś stąd- powiedziałam, kiedy odeszliśmy
od Alexa i Sandry.- Twój akcent jest lepszy niż nasz.
-Tak
myślisz?- spytał z nadzieją.
Pomyślałam
o Dymitrze.
-Zdecydowanie!
Bawiłam
się świetnie raz, po raz zerkając na Lissę. Jej też się nie
nudziło. Wypiłam jednak trochę drinków i zaczynało mi się
kręcić w głowie.
-Lepiej
usiądź - doradził mi Białorusin.- Widzę, że się
męczysz.
Spojrzałam
w jego piwne, zatroskane oczy. Pokiwałam głową i dałam mu się
poprowadzić do kuchni, gdzie usiadłam na blacie. Wręczył mi
szklankę wody, którą wypiłam z wdzięcznością.
Odłożył
ją do zawalonego brudami zlewu i staną naprzeciwko mnie.
-Rose,
umówisz się ze mną?- spytał wprost.
Za
jego plecami zauważyłam jak do kuchni wpada Dymitr. Bacznie
rozejrzał się po pomieszczeniu, a kiedy jego ciemne oczy mnie
dostrzegły ruszył zdecydowanie.
-Zwariowałeś?!-
krzyknął do Białorusina odpychając go.
Po
czym oparł dłonie na moich udach i pocałował mnie z taką siłą,
że uderzyłam głową o półkę wiszącą za mną.
-Ał!
Dymitr!- mruknęłam.
-Moja
kolej!- usłyszałam Białorusina.
Nagle
zrozumiałam. Wcale nie całował mnie Bielikow. Dłonie i usta
należały do jakiegoś napalonego chłopaka o długich włosach i
ciemnych oczach, ale to nie był Dymitr.
Odepchnęłam
natręta czując jak dziurawi mi rajstopy. Zapewne na nogach
pozostaną mi ślady. Niespodziewanie poczułam czyjeś usta na szyi.
Zorientowałam się, że Białorusin zsuwa ze mnie
sweter.
-Piękności-
mruknął przygryzając płatek mojego ucha zdecydowanie za
mocno.
Usłyszałam
oklaski i pogwizdywania, więc zdałam sobie sprawę, że mam
widownię.
Kopnęłam
na oślep i zeskoczyłam z blatu. Natychmiast złapałam się za
głowę. Zdecydowanie za dużo dziś wypiłam. Co mnie napadło?!
"Zniszczę cię"- rozbrzmiał obcy głos w mojej głowie.
Robert! Mogłam się spodziewać, że stopniowo używał na mnie
wpływu! Idiotka ze mnie!
-Rose!-
usłyszałam głos Olivera. Po chwili poczułam jak zdecydowanie mnie
obejmuje i prowadzi do wyjścia.
Z
drugiej strony pojawiła się Lissa.
-Już
dobrze- szepnęła.- To urok, prawda? Widzę twoją aurę.
Strasznie
ciężko schodziło mi się ze schodów, dlatego strażnik wziął
mnie na ręce. Lissa szła przed nami. Otworzyła drzwi taksówki i
wsiadła. Musieli zamówić ją wcześniej...
Usnęłam
mimo, że podróż trwała z pięć minut. To była długa noc.
Spojrzałam na zegarek w samochodzie. Była dwunasta, więc nie tak
późno jak się obawiałam. Wysiadłam wsparta na Lissie.
Rozejrzałam się. To, co zobaczyłam niemal natychmiast mnie
otrzeźwiło.
Suwy.
Wszędzie wielkie, czarne suwy- pojazdy strażników. Było
oczywiste, że przyjechała ich około dwunastka. Stanęłam o
własnych siłach i ruszyłam do internatu. Świat lekko wirował,
ale najmniej się tym przejmowałam. Oliver niósł za mną Lissę,
jednak ona też nie była w lepszym stanie niż ja. Weszliśmy na
piętro, gdzie miałyśmy pokój. Stało tu pięciu
strażników.
Minęłam
ich bez słowa i poleciłam Oliverowi by zaniósł Królową do jej
sypialni. Sama weszłam do siebie.
W
pokoju stało trzech strażników. Nieznana mi dwójka z Hansem na
czele. Spojrzał na mnie surowo i nakazał mi usiąść.
Przypomniała
mi się chwila, gdy strażnicy ściągnęli mnie i Lissę do
akademii. Rozmowa z Kirową przypominała obecną. Tylko ta, była o
wiele gorsza...
-Chyba
rozumiesz, strażniczko Hathaway?- dotarł do mnie głos Hansa.-
Złamałaś wiele zasad, obowiązków strażników. Zostajesz
zawieszona.
-Nie!-
wykrzyknęłam, z goryczą pomyślałam, że Doru lub Avery tylko na
to czekali.
Usłyszałam
pukanie do drzwi. Wszyscy odwróciliśmy się w tamtą stronę.
Czułam, że moje serce na jedną, krótką chwilę się zatrzymało.
W progu stał Dymitr. Najprawdziwszy. Byłam pewna, że tym razem z
nikim go nie pomyliłam. Nie dowierzałam, że mogłam zrobić to
wcześniej. W pokoju natychmiast wyczułam zapach jego wody
kolońskiej. Był zdrowy, bez ani jednej rany. Włosy związał w
charakterystyczny dla siebie kucyk, a ubrany był w prochowiec -
nieodłączną część jego garderoby.
-Mogę
prosić na chwilę, strażniku?- zwrócił się do Hansa.- Pilne.