niedziela, 1 stycznia 2017

Rozdział 62

Hej! (Za przeproszeniem) Ogarnęłam dupe i oto rozdział 62. Za wszelkie błędy mi wstyd, ale jak jakiegoś nie znalazłam to liczę, że nie kłują w oczy. Chciałam Wam również życzyć wszystkiego najlepszego w nowym roku! Licznych przygód i wiele szczęścia! 
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Czy coś zniknęło? Są jakieś ślady po walce w pokoju? Czy Królowa wróciła do internatu po zajęciach?- Hans rzucał pytaniami w zawrotnym tempie.
Nie, nie, nie wiem. Dudniło mi w głowie. Czułam się jakby ktoś stukał prosto w czaszkę. Zacisnęłam mocno powieki.
-Rose! Otwórz!- usłyszałam nawoływanie.
Ktoś pukał do drzwi. Rozłączyłam się z Hansem i wpuściłam do pokoju Emily. Zupełnie o niej zapomniałam. Pracowała na dole i wydawała klucze do pokoi. Była morojką, o czym musiałam sobie gorliwie przypominać, ponieważ na jej policzki wpełzł rumieniec, który był rzadkością dla jej rasy. 
-Lissie nic nie jest - wysapała.- Nie martw się o nią. Prosiła, żeby to przekazać.
Oczy mi z orbit wyszły- w tamtej chwili zrozumiałam, co to znaczy. 
-Gdzie jest?- spytałam poważnie łapiąc Emily za ramiona.
-Poszła z jednym ze strażników z uczelni na zakupy- odparła.
-Gdzie? Możesz mnie tam zawieść?
Pokiwała głową,wiec chwyciłam klucze od pokoju i wyszłyśmy. 
-Rose, zwolnij!- zawołała za mną morojka, kiedy przecinałam parking.
Jednak tego nie zrobiłam. Nie byłam pewna czy Lissa na pewno jest bezpieczna. W końcu dlaczego nie odbiera?! Czemu nic nie powiedziała?! 
Chciałam usiąść za kierownicą, ale zdałam sobie sprawę, że za słabo znam miasto. Do centrum handlowego, w którym podobno była Lissa znałam jedną drogę. Emily z pewnością poprowadzi przez jakiś skrót. Otworzyła swojego kolekcjonerskiego garbusa, którego nie powstydziłaby się Sydney i usiadła z przodu na miejscu kierowcy.
Byłam spięta, a moje myśli galopowały. W tej chwili doceniłam fakt, że Emily jest morojką. Inaczej nie pędziłabym do Lissy. Choć i tak robi to za wolno.
-Jedziesz skrótem?- spytałam, gdy byłyśmy w samochodzie od pięciu minut.
-Daj dwie minuty, zaraz zobaczysz duży, jasny budynek.
Nie myliła się. Zdążyła jeszcze zaparkować w tym czasie. Wysiadłyśmy szybko i udałyśmy się do windy. 
Czego mogła potrzebować Lissa?! O czym nie chciała mi powiedzieć, a zwierzyła się przypadkowemu strażnikowi?! 
Żadnemu przypadkowemu! Upomniałam się w myślach. Hans wybrał najlepszych z najlepszych.
Biegłyśmy korytarzami, ale nigdzie ich nie było.
-Rose to przecież bez sensu!- jęknęła zrezygnowana morojka.
-Rozdzielamy się. Szukaj ich w sklepach, a ja rozejrzę się piętro wyżej. Zobaczymy się za pół godziny w samochodzie- po tych słowach ruszyłam biegiem do windy. 
Jechałam w niej z jakimś starszym mężczyzną, których chyba miał ochotę opowiedzieć mi historię swojego życia, ale niezbyt uprzejmie mu odmówiłam i wyszłam pospiesznie wpadając w jakąś młodą kobietę.
Nie miałam czasu na kurtuazję, więc ruszyłam pewnie przed siebie. Akurat by zauważyć parę wchodzącą do sklepu.
-Lissa!- krzyknęłam podbiegając do niej. Wiedząc, że może to dziwnie wyglądać rzuciłam jej się na szyję.- Tyle lat!
Obserwowałam również postawę strażnika, który na początku cały się spiął i włożył dłoń do kieszeni. Zapewne po sztylet, kiedy jednak mnie zobaczył natychmiast zrezygnował z walki.
Odsunęłam się od Lissy i spojrzałam na nią bacznie.
-Masz trochę czasu? Może pójdziemy na jakąś kawę?- mruknęła morojka.
Dopiero po godzinie znalazłyśmy się same w pokoju internatu. Nie musiałyśmy tu udawać. Wydawało się oczywiste, że robię jej wyrzuty, a ona ma poczucie winy.
-Za przeproszeniem, Wasza Wysokość - mruknęłam stając naprzeciwko niej, gdy tylko zamknęłam drzwi.- Co to było, do cholery?!
Lissa patrzyła wszędzie, tylko nie na mnie. Nie potrafiłam zbyt długo milczeć, dlatego nie wytrzymywałam. W chwili, gdy ponownie miałam wybuchnąć, odezwała się.
-Męczyłam się- niemalże szepnęła.- Działanie ducha, było zbyt silne. Postanowiłam odreagować. Pojechałam po prezent dla Christiana. Teraz widzę jak bardzo to było nieumyślne. Jeszcze ten telefon...- rzuciła komórkę na łóżko.- Wyłączyłam go, nie chcąc, by ktokolwiek mi przeszkadzał. Nawet ty, Rose.
Pamiętałam jak około roku temu sama mierzyłam się z obłędem wywołanym przez ducha. Był to potężny, wszechogarniający gniew. Tym razem korzystała z ducha nie pod przymusem, z własnej woli, czując, że robi coś dobrego. Może dlatego skutki są słabsze.
-Wyłożyłaś się jak na talerzu strzygom i wrogom politycznym. Liss, musisz pamiętać o tym, że są lepsze sposoby, niż narażanie się. 
-Impreza- podsunęła.
-Na przykład! Albo...
Jednak nie dane mi było dokończyć, ponieważ Lissa rzuciła mi się na szyję. Dopiero wtedy zrozumiałam, że świeciły jej się oczy, kiedy wymówiła to jedno słowo... a ja się nieświadomie zgodziłam.
-Kto organizuje imprezę? I gdzie? Ile będzie osób?- pytałam opierając dłonie na biodrach.
-W mieszkaniu Elli będzie z piętnaście osób - odpowiedziała przyglądając mi się z nadzieją.
-Ale idzie z nami jeszcze jakiś strażnik - dodałam.
Lissa klasnęła w dłonie otwierając szafę. 
-Założę to!- zawołała wyciągając spodnie w odcieniu butelkowej zieleni.- Z tym!- dodała pokazując obcisłą srebrną bluzkę z nieznanego mi materiału, który wyglądał jakby przelewał się między palcami.-A ty...
-Wiem w czym pójdę - powiedziałam wpadając do swojego pokoju.
Po chwili wyszłam ubrana w krótką, czerwoną sukienkę, czarne rajtuzy i długi, również czarny kardigan. Lissa zagwizdała cicho.
-Nie- skomentowała.
-Niby dlaczego?- oburzyłam się.- Dobrze w tym wyglądam!
-Za dobrze. Zdejmij sweter- niechętnie wykonałam jej polecenie.- Mowy nie ma! Rose! Nie wiedziałam, że masz taki tyłek! I masz odsłonięte ramiona, zmarzniesz!
-Dlatego to zakładam - mruknęłam wskazując kardigan.
-Nie mogę ci pozwolić tak wyjść. Dymitr by się na to nie zgodził, więc i ja...
-Nie jestem własnością Dymitra- przerwałam jej- tylko jego dziewczyną. Chcę ładnie wyglądać. To coś złego?! Czy każda zajęta dziewczyna ma się zaniedbywać?! Wobec tego też się przebieraj. 
Wiedziałam, że ją przekonałam. Pierwszy raz wychodziła na imprezę i byłam pewna, że chce dobrze wypaść.
-Christiana tam nie będzie - sprzeciwiła się.
-Dymitr też.
Po tym spostrzeżeniu wyszykowałyśmy się w dziesięć minut i opuściłyśmy internat.
-To tutaj!- zawołała Lissa.
Wcisnęłam taksówkarzowi banknot. Najchętniej zawołałabym, że reszty nie trzeba. Jednak to nie scena filmowa, więc cierpliwie czekałam aż mi wyda. Lissa zacierała już ręce przed wejściem do budynku. Wysiadłam pospiesznie i podbiegłam do niej. Dotarła do mnie głośna muzyka, więc przekonałam się, że Lissa nie pomyliła adresu. 
Morojka otworzyła bramę kamienicy i już po chwili waliła w drzwi mieszkania.
Otworzyła nam Elli, nie pałałam do niej sympatią i nie darzyłam żadnym ciepłym uczuciem, dlatego tylko kiwnęłam jej głową, kiedy przez głośną muzykę usłyszałam jak Lissa informuje ją, że przyprowadziła przyjaciółkę. 
Po przekroczeniu progu mieszkania byłam pewna, że nie ma tu piętnastu osób było z trzydzieści. Pod ścianą zauważyłam Olivera, poprosiłam go, żeby razem ze mną pełnił dzisiaj straż nad Królową. Podeszłam do niego.
-Hej!- przekrzykiwałam muzykę.- Dzięki, że przyszedłeś!
-To mój obowiązek!- odpowiedział. Musiałam zrobić zawiedzioną minę, ponieważ dodał po chwili.- Poza tym kumplujemy się, więc nie wypadało odmówić!
Obok nas szedł jakiś chłopak z drinkami skusiłam się na jednego i wypiłam go za jednym razem. 
-Chcesz też mój?- spytał dampir.- Jedno z nas powinno być trzeźwe.
Pokiwałam głową i sięgnęłam po jego kieliszek. Spojrzałam na Lissę, która przejęta rozmawiała z Elli. Nie powinno być żadnych problemów.
-Zatańczysz?!- spytał chłopak, który wyrósł przede mną jak z pod ziemi.
Spojrzałam uważnie na Olivera.
-Dam sobie radę - zaśmiał się w odpowiedzi.
Ruszyłam, więc do drugiego pokoju. Muzyka była w nim jeszcze głośniejsze. Ludzie tańczyli starając się stać jak najbliżej kolumn, przez które dudniła podłoga.
Chłopak bez wahania objął mnie w pasie. Spięłam się, ale widząc, że nie posuwa się dalej wyluzowałam trochę. Był naprawdę świetnym tancerzem. W ciągu dwóch utworów dowiedziałam się, że ma na imię Alex i wtrącił się tutaj z kumplem. Po upływie może dziesięciu minut podszedł do nas jego kumpel ze swoją dziewczyną. Odeszliśmy na bok by trochę pogadać. Dowiedziałam się, że Sandra studiuje ten sam kierunek tylko rok wyżej. Zdziwiłam się jednak bardziej, kiedy zaczął mówić chłopak. Miałam wrażenie, że stara się ukryć swój prawdziwy akcent.
-Jesteś z Rosji?- wypaliłam.
-A Białorusi- odpowiedział zmieszany.-Słychać?-Kiwnęłam głową uśmiechając się.- Teraz ja porywam Rose.
Chłopak pociągnął mnie za rękę w kierunku parkietu. 
-Nie przejmuj się, że nie jesteś stąd- powiedziałam, kiedy odeszliśmy od Alexa i Sandry.- Twój akcent jest lepszy niż nasz.
-Tak myślisz?- spytał z nadzieją.
Pomyślałam o Dymitrze.
-Zdecydowanie!
Bawiłam się świetnie raz, po raz zerkając na Lissę. Jej też się nie nudziło. Wypiłam jednak trochę drinków i zaczynało mi się kręcić w głowie.
-Lepiej usiądź - doradził mi Białorusin.- Widzę, że się męczysz.
Spojrzałam w jego piwne, zatroskane oczy. Pokiwałam głową i dałam mu się poprowadzić do kuchni, gdzie usiadłam na blacie. Wręczył mi szklankę wody, którą wypiłam z wdzięcznością. 
Odłożył ją do zawalonego brudami zlewu i staną naprzeciwko mnie. 
-Rose, umówisz się ze mną?- spytał wprost.
Za jego plecami zauważyłam jak do kuchni wpada Dymitr. Bacznie rozejrzał się po pomieszczeniu, a kiedy jego ciemne oczy mnie dostrzegły ruszył zdecydowanie.
-Zwariowałeś?!- krzyknął do Białorusina odpychając go.
Po czym oparł dłonie na moich udach i pocałował mnie z taką siłą, że uderzyłam głową o półkę wiszącą za mną. 
-Ał! Dymitr!- mruknęłam.
-Moja kolej!- usłyszałam Białorusina.
Nagle zrozumiałam. Wcale nie całował mnie Bielikow. Dłonie i usta należały do jakiegoś napalonego chłopaka o długich włosach i ciemnych oczach, ale to nie był Dymitr.
Odepchnęłam natręta czując jak dziurawi mi rajstopy. Zapewne na nogach pozostaną mi ślady. Niespodziewanie poczułam czyjeś usta na szyi. Zorientowałam się, że Białorusin zsuwa ze mnie sweter. 
-Piękności- mruknął przygryzając płatek mojego ucha zdecydowanie za mocno.
Usłyszałam oklaski i pogwizdywania, więc zdałam sobie sprawę, że mam widownię. 
Kopnęłam na oślep i zeskoczyłam z blatu. Natychmiast złapałam się za głowę. Zdecydowanie za dużo dziś wypiłam. Co mnie napadło?! "Zniszczę cię"- rozbrzmiał obcy głos w mojej głowie. Robert! Mogłam się spodziewać, że stopniowo używał na mnie wpływu! Idiotka ze mnie!
-Rose!- usłyszałam głos Olivera. Po chwili poczułam jak zdecydowanie mnie obejmuje i prowadzi do wyjścia.
Z drugiej strony pojawiła się Lissa.
-Już dobrze- szepnęła.- To urok, prawda? Widzę twoją aurę.
Strasznie ciężko schodziło mi się ze schodów, dlatego strażnik wziął mnie na ręce. Lissa szła przed nami. Otworzyła drzwi taksówki i wsiadła. Musieli zamówić ją wcześniej...
Usnęłam mimo, że podróż trwała z pięć minut. To była długa noc. Spojrzałam na zegarek w samochodzie. Była dwunasta, więc nie tak późno jak się obawiałam. Wysiadłam wsparta na Lissie. Rozejrzałam się. To, co zobaczyłam niemal natychmiast mnie otrzeźwiło. 
Suwy. Wszędzie wielkie, czarne suwy- pojazdy strażników. Było oczywiste, że przyjechała ich około dwunastka. Stanęłam o własnych siłach i ruszyłam do internatu. Świat lekko wirował, ale najmniej się tym przejmowałam. Oliver niósł za mną Lissę, jednak ona też nie była w lepszym stanie niż ja. Weszliśmy na piętro, gdzie miałyśmy pokój. Stało tu pięciu strażników.
Minęłam ich bez słowa i poleciłam Oliverowi by zaniósł Królową do jej sypialni. Sama weszłam do siebie.
W pokoju stało trzech strażników. Nieznana mi dwójka z Hansem na czele. Spojrzał na mnie surowo i nakazał mi usiąść. 
Przypomniała mi się chwila, gdy strażnicy ściągnęli mnie i Lissę do akademii. Rozmowa z Kirową przypominała obecną. Tylko ta, była o wiele gorsza...
-Chyba rozumiesz, strażniczko Hathaway?- dotarł do mnie głos Hansa.- Złamałaś wiele zasad, obowiązków strażników. Zostajesz zawieszona.
-Nie!- wykrzyknęłam, z goryczą pomyślałam, że Doru lub Avery tylko na to czekali.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Wszyscy odwróciliśmy się w tamtą stronę. Czułam, że moje serce na jedną, krótką chwilę się zatrzymało. W progu stał Dymitr. Najprawdziwszy. Byłam pewna, że tym razem z nikim go nie pomyliłam. Nie dowierzałam, że mogłam zrobić to wcześniej. W pokoju natychmiast wyczułam zapach jego wody kolońskiej. Był zdrowy, bez ani jednej rany. Włosy związał w charakterystyczny dla siebie kucyk, a ubrany był w prochowiec - nieodłączną część jego garderoby.
-Mogę prosić na chwilę, strażniku?- zwrócił się do Hansa.- Pilne.